Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 4.67
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Most nad Delaware
#1
Allison chuchnęła na zmrożoną szybę w autobusie. Wełnianą rękawiczką zatoczyła małe kółko, które stało się jej oknem na otaczający świat. Miasto po zmroku. Całe wstęgi świateł samochodów, które utknęły w korkach. Migające lampki w witrynach sklepowych. Krzykliwe, podświetlane reklamy. Zazwyczaj nie musiała się przyglądać temu widokowi, ale książkę, którą zaczęła czytać dwa dni wcześniej, przez przypadek zostawiła w domu. Ale czy „zazwyczaj” to dobre słowo? Czy można mówić o jakimkolwiek z w y c z a j u, kiedy podróżuje się autobusem z domu do pracy i z powrotem od zaledwie czterech dni? Szybko jednak jej myśli odpłynęły w innym kierunku, przez co doznała przyjemnego uczucia ciepła. Do świąt został niecały tydzień. Ta błoga myśl pozwoliła jej zapomnieć o swojej niepewnej przyszłości.
To Boże Narodzenie miało być inne niż wszystkie poprzednie. Przeprowadzka z Hampton, gdzie pracowała jako sekretarka w niewielkiej firmie, do ponad dziesięciokrotnie większej Filadelfii wydawała jej się krokiem bardzo ryzykownym, ale jednocześnie napawała ją dumą. Co prawda trzeba było zacząć od najniższego stanowiska, w dodatku na okres próbny, ale za to branża farmaceutyczna bardzo dobrze rokowała, zwłaszcza pod względem finansowym. Wiele osób odradzało jej tą drastyczną zmianę, ale Allison gdzieś w głębi swojego dwudziestosiedmioletniego serca wiedziała, że jest przeznaczona do wyższych celów. A Hampton? Tam po prostu nie było przyszłości. Przynajmniej nie dla niej.
- Czy wolne obok pani? – zapytał pewien jegomość, na oko powyżej czterdziestki, wyrywając dziewczynę z przedświątecznej zadumy.
- Oczywiście, proszę bardzo – odparła z lekkim roztargnieniem. Rozejrzała się dyskretnie po autobusie. Było jeszcze kilka wolnych miejsc. W tym jedno podwójne i to tylko dwa rzędy dalej. Niemożliwe, żeby ten mężczyzna tego nie zauważył, uświadomiła sobie Allison. Nie wydawała się jednak szczególnie zdziwiona. Jej uroda czasem stawała się niekiedy może nie tyle przekleństwem, co raczej pewną osobliwą błyskotką, która nie mogła umknąć uwadze pożądliwym srokom, zlatującym od czasu do czasu ze swych drzew na widok potencjalnej zdobyczy. A zdobycz to by była nie byle jaka. Długie, kruczoczarne, lekko kręcone włosy, mały zadarty nosek i ten figlarny uśmiech, której zdobił jej usta dużo częściej niż była ku temu jakaś konkretna okazja.
- Straszny ziąb, nieprawdaż? – rozpoczął standardową gadkę o rozmowie nowy towarzysz Allison, teatralnym gestem lekko się garbiąc i chuchając w swoje zmarznięte dłonie. Towarzyszył mu przy tym lekki uśmiech, co nie najlepiej świadczyło o szczerości jego gestów.
- Rzeczywiście, dość zimno – przytaknęła po chwili. Nie chciała ciągnąć tej rozmowy, ani tym bardziej dopuścić do wyjścia poza ramy standardowej, uprzejmej konwersacji o tym, co leci lub nie leci z chmur, które obecnie są, bądź ich nie ma, w określonej, bardziej lub mniej uprzykrzającej życie temperaturze. Nużyły ją takie dyskusje. Zwłaszcza z ust niezbyt atrakcyjnych mężczyzn, do których jej świeżo upieczony sąsiad się zaliczał. Lekka nadwaga, krótkie przetłuszczone włosy, małe oczy, nieprzyzwoicie rumiane policzki i paznokcie... Nie znosiła wprost niedoczyszczonych, krzywo przyciętych paznokci. Zmęczona była już wszelkimi adoratorami, którzy – w bardziej lub mniej wyrafinowany sposób – starali się zdobyć jej względy. Do dziś pamiętała jeszcze swój spacer w parku sprzed trzech lat, kiedy to pewien ekshibicjonista zakomunikował Allison swoje zainteresowanie w sposób zarezerwowany dla ludzi jego pokroju...
Jeszcze raz zerknęła dyskretnie na współpasażera, który najwyraźniej starał się dobrać jak najlepsze słowa, więc dziewczyna zastosowała jedną z dwóch przygotowanych na tą okazję taktyk odstraszających.
Zdjęła delikatnie rękawiczki.
Mężczyzna już się miał odezwać, ale wypuścił powietrze z płuc spoglądając na klasyczną, złotą obrączkę zdobiącą palec serdeczny lewej ręki. Następnie podniósł wzrok na Allison, której przez chwilę się wydawało, że jej niechciany towarzysz nabrał jeszcze większych rumieńców. Ku jej uciesze po chwili wstał, by wysiąść na kolejnym przystanku. Rozejrzała się jeszcze po autobusie. Nie miała nigdy dobrej pamięci do twarzy, więc wydało jej się dziwne, że kojarzy z widzenia kilkoro pasażerów. „Może dlatego, że ten autobus jeździ o tej porze co pół godziny”, pomyślała. „Cóż, trzeba się będzie do nich przyzwyczaić”.
Jeszcze raz przetarła zdjętą rękawiczką szybę i wyjrzała na zewnątrz. Autobus zbliżał się do mostu nad rzeką Delaware, co znaczyło, że Allison zostało jeszcze ponad dziesięć przystanków. Włożyła słuchawki białego iPoda do uszu, ze słuchawek zespół Queen z Paulem Rodgersem na wokalu przekonywali, że każdy potrzebuje swojego miejsca, w którym się może schować. Jej myśli odpłynęły w kierunku swojego męża Nikosa, z pochodzenia Greka, który pewnie już szykował dla niej obiad. Z zawodu był architektem, więc większość czasu spędzał w domu. W ostatnich dniach był dla Allison prawdziwym wsparciem. Od poczatku kibicował jej ambitnym planom przeprowadzki do Filadelfii. Za to go kochała najbardziej. Był zawsze, gdy go potrzebowała. „Niedługo miną cztery lata”, pomyślała i przysnęła na wygodnym siedzeniu autobusu numer 175.


Obudziło ją mocne szarpnięcie. Nie miała pojęcia gdzie jest. Jednak wystarczyło kilka sekund, by zorientować się, że wciąż jedzie autobusem do domu. poczuła lekki przypływ paniki na myśl, że mogła przegapić swój przystanek. Za oknem migały rozmazane światła. W ciemności trudno było określić gdzie się znajduje, więc postanowiła wstać i zapytać o to kierowcę.
- O mój Boże! – pisnęła zdumiona, gdyż nagle zauważyła, że na siedzeniu obok siedzi jakiś mężczyzna. Czarne jak smoła włosy, okulary i... tak, zdecydowanie Azjata – ja... ja... bardzo przepraszam... Nie zauważyłam pana... Przysnęłam na chwilę i nie wiedziałam, że się pan przysiadł... Przepraszam raz jeszcze... Ale ze mnie idiotka – tłumaczyła się nieporadnie Allison zdejmując słuchawki od iPoda. – Przejechałam swój przystanek?
- Cóż... – zaczął nieco zakłopotany Azjata poprawiając okulary.
- No tak... skąd pan może wiedzieć, na którym przystanku wysiadam – dziewczyna mówiła coraz szybciej, lecz po chwili się powstrzymała. Czuła się, jakby intruz wkroczył do jej sypialni, choć siedziała przecież w zwykłym autobusie. Jednak poprzez fakt zaśnięcia miała poczucie zawłaszczenia tej odrobiny terytorium.
„Każdy potrzebuje swojego miejsca, w którym może się ukryć”, rozbrzmiało po raz kolejny w jej głowie.
W autobusie zostało oprócz niej i Azjaty zaledwie kilka osób.
- Minęliśmy już Haddon Avenue? – zapytała Allison swojego nowego współtowarzysza podróży. Ten jednak tylko się uśmiechnął i założył ciemne okulary. Dziewczyna odruchowo spojrzała przez okno. Było grubo po siódmej wieczór, więc czarne szkła na oczy wydały jej się zupełnie niestosowne. „A może jest niewidomy?”, tknęło ją dziwne przeczucie. Dyskretnie omiotła spojrzeniem jego dłonie. Nie trzymał jednak żadnej białej laski. Do głowy przyszła jej jeszcze opcja, że Azjata może mieć jakąś odmianę światłowstrętu. W końcu jarzeniówki w autobusie dawały niezbyt przyjemne światło...
- Nie jestem niewidomy, Allison – przerwał ciszę sprawiając, że nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Skąd znasz moje imię? – wysyczała nieprzyjemnie. Lecz już w połowie tego pytania zdała sobie sprawę, że może ją przecież skądś znać. Może kolega ze szkoły? Szybko starała się odtworzyć w umyśle listę Azjatów, z którymi uczęszczała do szkoły, lub których była sąsiadami, ale nikt jej nie pasował. Pozostało jej więc czekać na odpowiedź.
- Znam wszystkich – powiedział tajemniczo, lecz tembr jego głosu zdradzał pewne zakłopotanie, co z jednej strony zaciekawiło dziewczynę, ale też zrodziło w jej głowie podejrzenia, że ma do czynienia z kimś chorym psychicznie. Nie miała jednak ochoty kontynuować tej dziwacznej rozmowy. „A jeśli to zboczeniec?”, zaświtała jej myśl. „Jeśli śledzi mnie od kilku dni, poznał w jakiś sposób moje imię, a teraz szykuje się do ostatecznego ataku? Chce zrobić na mnie wrażenie. Może wysiądzie razem ze mną, zaprowadzi w jakiś ciemny zaułek, zgwałci, porzuci, poćwiartuje?”, prawdopodobny ciąg zdarzeń przemknął przez jej umysł jak błyskawica.
Szybko poderwała się z miejsca z zamiarem podejścia do kierowcy. Musiała w końcu dowiedzieć się o swój przystanek.
- Jestem Envi Ado – przedstawił się Azjata – a twój trud dojścia do kierowcy jest nieopłacalny. Nie dojedziemy raczej do twojego przystanku...
„A więc porwanie?”, dotarło do niej po chwili. Nie miała jednak powodu by wierzyć temu człowiekowi o dziwacznym imieniu. O ile w ogóle było prawdziwe. Zaczęła więc iść w stronę kierowcy, chwytając się kolejnych poręczy w autobusie. Podłoga była śliska ze względu na śnieg naniesiony przez pasażerów. Dzieliło ją od fotela kierowcy zaledwie kilka kroków, lecz nagle spojrzała za okno. Coś jej się nie zgadzało. Uświadomiła sobie, że odkąd się obudziła, autobus nie zatrzymał się na żadnym przystanku. W zasadzie nie zatrzymywał się w ogóle. Opcja porwania stawała się coraz bardziej realna. W końcu stanęła tuż przy kierowcy.
- Przepraszam, czy... – urwała nagle, wypuszczając torebkę z rąk. – Envi! – krzyknęła zaskoczona. W istocie za kółkiem siedział Azjata. Mechanicznie odwróciła się w kierunku miejsca, w którym wcześniej siedział.
Oczywiście nie było go tam.
- W istocie nic nie jest takie, jakie się wydaje, Allison – słowa wolno i melodyjnie wydobywały się z jego ust.
- Natychmiast zatrzymaj autobus – zarządała zdezorientowana, przestraszona, ale też wściekła dziewczyna – Wysiadam.
- Zechciej mówić ciszej – uspokoił ją Envi Ado – obudzisz pasażerów.
Allison obróciła się w kierunku tyłu autobusu. Rzeczywiście pozostała garstka ludzi zanurzona była we śnie.
- Co tu się dzieje do cholery? – zapytała, podnosząc z ziemi torebkę. Straciła kontrole nad sobą i nad całą sytuacją, co nie zdarzało się praktycznie wcale. – Gdzie ja jestem?
- Dobre pytanie – zaśmiał się Azjata – gdybym dostawał centa za każdym razem kiedy ktoś mi je zadaje... Cóż, ci ludzie już niedługo się obudzą. To nieszczęśnicy tacy jak ty. A ja mam przyjemność być dzisiaj waszym przewodnikiem.
- Co ty pieprzysz chory człowieku? – dziewczyna przekroczyła w tym momencie granicę dobrego wychowania, które wyniosła z domu, ale kompletna bezsilność dosłownie ją sparaliżowała. – Dzwonię po policję! – krzyknęła wyjmując z torebki telefon komórkowy. Azjata przyglądał się jej nieudanym próbom nawiązania połączenia.
- Allison – zaczął Envi, pomijając histeryczne zachowanie swojej rozmówczyni – nie wiem dlaczego się obudziłaś tak wcześnie. Pracuję w tym zawodzie już bardzo długo i dotychczas tylko trzy osoby się wybudziły. Zazwyczaj nikt nie ma szczęścia mnie poznać.
- Kim ty do cholery jesteś?
- Na pewno nie jestem podrywaczem – uśmiechnął się – więc nie musisz wykorzystywać swoich tanich chwytów z eksponowaniem obrączki, albo symulowaniem rozmowy telefonicznej z mężem. – Azjata nagle spoważniał - Posłuchaj... nie przejechałaś swojego przystanku. Ci z tyłu też nie. Nie jedziemy już po trasie tego autobusu. Jego trasa skończyła się na moście Bena Franklina nad rzeką Delaware. Mieliśmy wypadek.
- Co? – spytała zupełnie skołowana, a jej pytanie zawisło w powietrzu na kilkanaście sekund.
- Allison... – Envi Ado przejechał dłonią po włosach. – ty... i ci ludzie... Zginęliście w tym wypadku.
Dziewczyna z niedowierzaniem potrząsała głową i powoli wycofywała się w głąb autobusu. Jej oczy się zaszkliły.
- Nie... Nie... – powtarzała z uporem. Jednocześnie patrzyła kierowcy prosto w oczy.
- Ten autobus jest tylko projekcją – wyjaśnił Envi – naprawdę jest roztrzaskany i stoi w płomieniach, które próbuje ugasić straż pożarna. W wypadku zginęło sześć osób. Między innymi ty.
Allison obłąkanym wzrokiem policzyła pozostałe osoby w autobusie. Oprócz niej, znajdowało się w nim pięć osób.
- Łżesz! – zdecydowała się na kontratak – kłamiesz! Nie wiem czemu... Może to tylko sen, a może brałeś jakieś prochy... Nie wiem... Ja żyję! Istnieję! Mam fizyczne ciało, czuję ból, odczuwam temperaturę... ZATRZYMAJ TEN PIERDOLONY AUTOBUS!!! – wrzasnęła nagle, tracąc resztki opanowania. Pasażerowie dalej pogrążeni byli we śnie.
- Jest ci ciepło czy może zimno? – spytał nagle Envi wstając zza kierownicy. Przerażona Allison spojrzała na drogę, ale mimo braku kierowcy, autobus trzymał kurs i zachował dotychczasową prędkość. – Czujesz ból? Coś cię boli? Teraz? W tej chwili?
- Przestań! Przestań! Nie chcę cię słuchać! – dziewczyna padła na kolana zakrywając uszy. – Kim do ciężkiej cholery jesteś? Gdzie nas wieziesz?
Zamiast odpowiedzi Allison usłyszała ogłuszający huk. Podniosła wzrok i ujrzała Azjatę stojącego nad nią z wciąż dymiącym pistoletem.
- Czujesz ból, Allison? – spytał po raz kolejny. Już miała mu odpowiedzieć, lecz spojrzała na swoje lewe ramię, które było przestrzelone na wylot kulą z pistoletu. Wrzasnęła instynktownie.
Nic nie poczuła.
- Wiesz kim jestem – kontynuował Azjata – od początku wiedziałaś. Przecież znasz hiszpański...
Jej myśli gnały jak szalone. Powoli w jej głowie strzępki informacji zaczęły układać się w całość. „Envi Ado... Envi Ado... Przecież to nic nie znaczy...”, myślała gorączowo. „Zaraz... źle rozkładam akcent. Enviado... A więc...”
- Posłaniec – dokończył za nią.
- Ale po co to wszystko? – spytała, powoli godząc się ze swoją sytuacją. – ten autobus, ta rozmowa, to udawanie...
- Bardzo rzadko mam możliwość rozmowy z moimi hmm... pasażerami – przyznał po chwili Posłaniec. – Ale wszyscy reagujecie prawie tak samo.
Allison nic nie odpowiedziała. Podeszła do zmrożonej szyby autobusu, po czym chuchnęła na nią. Wełnianą rękawiczką zatoczyła małe kółko, które stało się jej oknem na otaczający świat. Pomyślała o swoim mężu, Nikosie, który gdzieś tam, tak bardzo daleko od niej, czekał niecierpliwie na jej przyjazd. „Kocham cię... Żegnaj”, pomyślała dotykając szyby. „Już niedługo będziesz potrzebował miejsca, w którym będziesz mógł się schować, kochanie”.
Usiadła.
I nie myślała już o niczym.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Bardzo dobre.
I dlaczego skończyłeś, no?!
Ja chcę dalej!

Tam gdzieś w opowiadaniu jest trochę pacnięć stylistycznych, pewnie trzeba kosmetyki, ale nie zauważałam - mam niedosyt. Chcę dalej!

Na tym poziomie kontynuuj - i rozwinięcie w nieznaną mi stronę, proszę - bo trochę motyw już "wyślizgany"
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
Dziękuję za szybki komentarzSmile To moje pierwsze opowiadanie, które tu opublikowałem, więc każdą opinię wchłaniam jak ciepłe fornetti :p
Ale żeby kontynuować? Wydaje mi się, że zakończenie jest dosyć klarowne i nie wymaga ciągnięcia wątku. Nawet nie mam pomysłu co dalej mogłoby być.
Niemniej jednak niezwykle mi pochlebia ta prośba. Tak więc rozważę dwa rozwiązania:
1. zdopingowany kolejnymi (daj Boże) komentarzami, napiszę kontynuację
2. wstawię jakieś inne opowiadania i zapomnisz o tym Wink
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Cytat:- Straszny ziąb, nieprawdaż? – rozpoczął standardową gadkę o rozmowie nowy towarzysz Allison, teatralnym gestem lekko się garbiąc i chuchając w swoje zmarznięte dłonie.
Coś mi tu nie gra, nie powinno być "pogodzie"?

Cytat:- Rzeczywiście, dość zimno – przytaknęła po chwili. Nie chciała ciągnąć tej rozmowy, ani tym bardziej dopuścić do wyjścia poza ramy standardowej, uprzejmej konwersacji o tym, co leci lub nie leci z chmur, które obecnie są, bądź ich nie ma, w określonej, bardziej lub mniej uprzykrzającej życie temperaturze. Nużyły ją takie dyskusje. Zwłaszcza z ust niezbyt atrakcyjnych mężczyzn, do których jej świeżo upieczony sąsiad się zaliczał. Lekka nadwaga, krótkie przetłuszczone włosy, małe oczy, nieprzyzwoicie rumiane policzki i paznokcie... Nie znosiła wprost niedoczyszczonych, krzywo przyciętych paznokci. Zmęczona była już wszelkimi adoratorami, którzy – w bardziej lub mniej wyrafinowany sposób – starali się zdobyć jej względy. Do dziś pamiętała jeszcze swój spacer w parku sprzed trzech lat, kiedy to pewien ekshibicjonista zakomunikował Allison swoje zainteresowanie w sposób zarezerwowany dla ludzi jego pokroju...
Nie wiem czy nie podkreślasz różnorodności na siłę. Moim zdaniem starczyłoby przy pogodzie, bo wyszło naprawdę zgrabnie, przy amantach już bym odpuścił. Niby nic, ale tekst jest bardzo dobry warsztatowo, więc można dążyć do ideału.

Cytat:Włożyła słuchawki białego iPoda do uszu, ze słuchawek zespół Queen z Paulem Rodgersem na wokalu przekonywali, że każdy potrzebuje swojego miejsca, w którym się może schować.
Powtórzenie.

Cytat:poczuła lekki przypływ paniki na myśl, że mogła przegapić swój przystanek.
Duża litera.

Cytat:Opcja porwania stawała się coraz bardziej realna.
Gdzieś wcześniej przelatywało mi przed oczami słowo opcja, nie wiem czy raz czy dwa. Zmieniłbym na "możliwość" dla urozmaicenia.

Cytat:Straciła kontrole nad sobą i nad całą sytuacją, co nie zdarzało się praktycznie wcale.
"co nie zdarzało jej się praktycznie wcale", ale jeszcze lepiej:
"co nie zdarzało się praktycznie nigdy".

Cytat:- Co ty pieprzysz chory człowieku? – dziewczyna przekroczyła w tym momencie granicę dobrego wychowania, które wyniosła z domu, ale kompletna bezsilność dosłownie ją sparaliżowała
Duża litera.


PODSUMOWUJĄC:
- Wydaje mi się, że z początku warsztat jest lepszy niż później (ale nadrabia go fabuła). Jakbyś z upływem słów i zdań stawał się coraz mniej uważny, albo historia tak Cię porwała, że chciałeś dokończyć ją jak najprędzej. Też tak czasem mam. Dobrym rozwiązaniem jest "odleżakować" tekst, a potem go sobie na spokojnie poprawić.
- Bohaterka jest całkiem przyzwoicie rozbudowana, nie jest papierowa.
- Całość kojarzy mi się z taką książeczką, którą czytałem jako dzieciak "Autobus widmo".Big Grin To dobre skojarzenie, bo lubiłem tamtą opowiastkę.
- Bardzo spodobała mi się akcja, kiedy Envi strzela do Allison. Chyba najbardziej z całego tekstu.
- Zastanawia mnie z kolei, czemu Posłaniec nosi hiszpańskie imię, tymczasem jest Azjatą. Mam nadzieję, że wyjaśnisz.Big Grin

Zgrabnie, ciekawie, płynnie. Mało wpadek.
7/10 ode mnie, chyba brakowało mi jeszcze jakiegoś "bum" na sam finał, zakończenie "Usiadła. I nie myślała już o niczym. " trochę mnie rozczarowało, myślałem, że zamkniesz to czymś mocniejszym.
Ogólnie - jest dobrze.Smile

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#5
Opowiadanie długo leżakowało, uwierz miSmile Ta różnica w warsztacie między początkiem, a dalszą częścią wynika z tego, że na początku musiałem wprowadzić w sytuację, więc było więcej opisów i w efekcie więcej miejsca i czasu, żeby się pobawić słowem. Później trzeba było zacząć akcję właściwą, uruchomić dialogi i nie spowalniać fabuły, także i szans na zgrabne opisy jakby mniej Tongue
A posłaniec jest nie z tego świata, więc rasa i imię nie ma znaczenia. A jeśli koniecznie chcesz racjonalnego wytłumaczenia, to można przyjąć, że gość przybrał hiszpańskie imię, bo bohaterka znała hiszpański, a on lubił łamigłówki Big Grin
Nie kończę mocnym akcentem, bo uznałem, że akceptacja też jest trudną rzeczą.
Dziękuję za komentarzWink
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
Ciekawe. Nie przegadane, z fajną główną bohaterką i ciekawą konkluzją na koniec. Warsztat bardzo przyzwoity, zresztą wolałem czytać zamiast szukać wpadek, a to duży plus. 7/10.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#7
Strasznie podoba mi się sposób, w jaki Posłaniec pyta Allison o ból...
Cytat: – Czujesz ból? Coś cię boli? Teraz? W tej chwili?
histeria, wyparcie prawdy, strzał
Cytat:Podniosła wzrok i ujrzała Azjatę stojącego nad nią z wciąż dymiącym pistoletem.
- Czujesz ból, Allison?
Przez to powtórzenie pytania i zwrot po imieniu od razu wyobraziłam sobie Envi stojącego z kamienną twarzą i przeszywającym wzrokiem, aż przeszły mnie ciarki na myśl, że odpowiedź jest oczywista. Wink
Gdybym pisała, to pewnie przesunęłabym
Cytat:- Wiesz kim jestem – kontynuował Azjata – od początku wiedziałaś. Przecież znasz hiszpański...
Jej myśli gnały jak szalone. Powoli w jej głowie strzępki informacji zaczęły układać się w całość. „Envi Ado... Envi Ado... Przecież to nic nie znaczy...”, myślała gorączowo. „Zaraz... źle rozkładam akcent. Enviado... A więc...”
wyżej, przed strzał i po 'a więc...' wcięła się z pytaniem
Cytat:- Jest ci ciepło czy może zimno?
i całą resztą, aż do momentu kiedy Allison zauważa przestrzelone ramię i po cichu sama uświadamia sobie, że nic nie poczuła, a czytelnik się tego domyśla i tu bym ucięła, żeby wzmocnić zakończenie...
Ale nie pisałam, więc tak sobie tylko wtrącam 3 grosze, takie zakończenie też mi się podoba, całość miło się czytało, bardzo lubię fantasy. ^^

'co leci, lub nie leci z chmur'... uśmiechnęłam się Big Grin czekam na dalszą część
Odpowiedz
#8
Dzięki za kolejny komentarz. Lekka modyfikacja, jaką proponujesz też by była ciekawa. Ale uznałem, że moment kulminacyjny nie będzie na samym końcem. Postanowiłem trochę wytłumić zakończenie. Dlatego też pierwsze zdanie jest takie samo, jak jedno z ostatnich Smile

(15-02-2012, 11:42)nibylandia napisał(a): czekam na dalszą część

Na dalszą część "Mostu..." ? Nikogo nie przekonuje wersja, że to skończone opowiadanie?Undecided
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Na początku myślałem, że twoja bohaterka jedzie wielkim greyhoundem gdzieś po środkowych Stanach. A może dojeżdża do pracy? Nie, nie dojeżdża. Ale autobus miejski!?This is America. Amerykanie nie jeżdżą autobusami. No dobra, pomyślałem, może jest biedna i bezrobotna. Nie jest biedna i bezrobotna. Może to jej pierwsza praca? Okazało się, że nie. Stać ją na samochód to dlaczego jeździ autobusem? Poza tym w Filadelfii jest metro.

And next – Amerykanie moją taki styl życia, że się przeprowadzają. Dla nich to nic nadzwyczajnego. Amerykańska matka nie płace nad dolą córki który musi opuścić odpowiednik naszego Tomaszowa Mazowieckiego i przenieść się do metropolii.

Cytat:Jej myśli odpłynęły w kierunku swojego męża Nikosa...
zbędne, bez tego i tak czytelnik by wiedział, że o jej męża chodzi

And czy ona mieszka z tym Grekiem? Czy Grek mieszka w Filadelfii? Kiedy się tam przeprowadził? Przeprowadzili się razem z nią czy osobno?

Poza tym ten tekst jest zaje****sty.

Cytat:- Czujesz ból, Allison? – spytał po raz kolejny. Już miała mu odpowiedzieć, lecz spojrzała na swoje lewe ramię, które było przestrzelone na wylot kulą z pistoletu. Wrzasnęła instynktownie.

podoba mi się, podoba mi się (tu bym wkleił emotikonę z dzikim entuzjazmem, gdyby taka była). Bardzo fajne, krótkie a poczułem to w sercu i duszy. Bohaterka jak najbardziej prawdziwa.

Zrób na tym pieniądze.

co do czepów – po co realia amerykańskie? Tez lubię Amerykę, ale realia u ciebie leżą. We wprowadzeniu to był opis Polski, typowo polska rzeczywistość. Rzecz jasna nie jest źle - można by łatwo realia uratować.

I tytuł – bardzo lubię autorów, którzy potrafią mnie ująć tytułem, a ty potrafiłeś. Dobry tytuł – ważna rzecz.

Czekam na więcej! Wiem, że to koniec, ale mam nadzieje na coś nowego. Mam nadzieje, że wyślesz to do jakiegoś magazynu.
natural born killer
Odpowiedz
#10
Bardzo dziękuję za niezwykle budujący komentarzSmile nigdy nie myślałem o publikacji opowiadania w czasopiśmie literackim. To oni jeszcze za to płacą? Smile którzy? Tongue
Co do realiów amerykańskich, mieszkałem jakiś czas w Stanach i ludzie, o ile mieszkają i pracują mniej więcej w centrum metropolii to podróżują autobusami bądź metrem. Samochodami poruszają się ludzie z dalszych krańców, przedmieść i pobliskich miasteczek. A i wtedy parkują na jakiejś krańcowej stacji metra, po czym się do niego przesiadają.
Dlaczego autobus, a nie metro? Bo ma bezpośredni widocznie, a w metrze musiałaby mieć przesiadki Tongue
Ludzie są różni. Jednym przeprowadzki przychodzą łatwo, a innym nie. Sam się przeprowadziłem z mniejszego miasta do większego i jakoś się z tym nie szczypałem, a znam takich, którzy mieli z tym problem. Zostawienie przyjaciół i znanych miejsc zawsze jakoś się odbija na człowieku, niezależnie od kultury. Typowe i powszechne zjawisko socjologiczne (wiem, bo studiowałem Tongue ).
Może faktycznie nie ma czegoś tak amerykańskiego, żeby wyglądało to super przekonująco, ale sądzę, że gdybym przeczytał coś podobnego, napisanego przez zagranicznego autora, to nawet bym nie zauważył Smile
Dziękuję za niezwykłą wnikliwość.
Aha, co do Nikosa, to mieszka w Filadelfii razem z bohaterką. Nawet jest takie zdanie, że szykuje dla niej obiad, a ona wracała do domu.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Cytat:Co do realiów amerykańskich, mieszkałem jakiś czas w Stanach
ale wtopiłem - wtopa tygodnia. To wyszedłem na strasznego głupka. Wiedz, że koment miał być budujący. Teraz je dziękuję za komentarz - będę wiedzieć by ostrożniej komentować, a nie pisać, bo "tak mi się wydaje".

Z tym Grekiem jest trochę bałagan. Wychodzi, że on pierwszy się przeprowadził (albo mieszkał w Filadelfii), a ona do niego dojechała trochę później. Tak jakby chciał się jej pozbyć, ale mu się nie udało (facet jak się przeprowadza to z reguły z kobietą).

Mi autobus nie przeszkadza - autobus ma dusze. Metro-widmo wyglądało by co najmniej śmiesznie.
natural born killer
Odpowiedz
#12
Cytat:nigdy nie myślałem o publikacji opowiadania w czasopiśmie literackim. To oni jeszcze za to płacą? Smile którzy? Tongue

NF choćby, chyba SFFiH też od kiedy za właściciela mają Fabrykę Słów.
"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#13
Dobre, aczkolwiek nie porywa

Spoko postać, Alison, faktycznie zrobiło mi się jej żal. Może dlatego, że była taka prawdziwa? Albo po prostu sympatyczna, czy coś w tym stylu Tongue

Bardziej spoko postać posłańca. W sumie trochę napastliwy koleś. Aż przykro, że odwalił taką fuszerkę i pozwolił dziewczynie się "wybudzić". To musi być przerażający moment.

Dobrze, oddałeś emocje, jest klimat, warsztat jak zawsze super, szkoda że tak nagle urwałeś.
Odpowiedz
#14
Nie urwałem Wink Po prostu tak się kończy. Wiem, że niektórym trudno w to uwierzyć, ale taka jest prawda i tak miało być!
W każdym razie nie sądziłem, że ktoś to jeszcze skomentuję - zwłaszcza, że od poprzedniego komentarza minęło 11 miesięcy - tak więc dziękuję, za odkopanie opowiadanka. Moje pierwsze na tym forum Smile
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#15
Nie ma za co Big Grin

Nawet nie zwróciłem uwagi, ile minęło od ostatniego komentarza. Po prostu twoje nazwisko (a raczej nick xD) jest tym, co zachęca do czytania. Wyrobiłeś sobie renomę, ot co!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości