Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Most
#1
Takie tam krótkie opowiadanko, niebędące częścią żadnego cyklu... Krótka scenka napisana na potrzeby konkursu. Zachęcam do wglądu i miłej lektury, jak zwykle, życzęBig Grin!

Pomiędzy łagodnym, piaszczystym wybrzeżem a wysokim na kilka sążni urwiskiem płynęła rzeka. Szeroka i bystra, niczym kotka co jakiś czas wyskakiwała z koryta, wylewała się na zakolach lub podgryzała kamienne ściany na drugim brzegu. W miejscu, gdzie nad rzeką biegła ścieżyna, stał most. Cały kamienny, podobnie jak część drogi, która, mimo iż wąska, była mocno uczęszczana. Zaczynał się na urwisku, biegł wysoko nad nurtem i opadał ku falom zieleni, wgryzając się około dziesięciu stóp w głąb łagodnego brzegu. Wzdłuż całej jego długości po obu stronach osłaniały go wysokie na dwa łokcie, również kamienne, barierki. Kończył się kamiennymi schodami, kilkunastoma stopniami, które wyrównywały poziom między dwiema stronami. W rzece tkwiły, opierając się uporczywym falom, dwa szerokie kamienne filary, utrzymujące most już od wielu lat.
Tuż przy moście, od strony wysokiego brzegu, od wąskiej drogi odbiegała jeszcze węższa ścieżyna. Kryła się między skałami poniżej, opadając kawałek ku rzece, by skręcić nagle ku niewidocznej z góry jamie.
W powietrzu rozległ się niski, donośny dźwięk, jakby warkot, od którego most i urwisko aż zawibrowały. W rzeczywistości było to potężne beknięcie dochodzące z przyrzecznej jaskini.
Dobrze ukryta pośród skał grota nie mogła pozostać niewykorzystana przez stworzenia takie jak Grrg, leśny troll, który w niej mieszkał. Było to idealne miejsce na siedzibę dla istoty odrzuconej przez świat — ciemny las pełen zwierza po drugiej stronie rzeki, żadnych siedlisk dookoła, a że most uczęszczany, to czasem mógł capnąć jakiegoś mniej lub bardziej utuczonego podróżnego, tak dla odmiany, między jednym a drugim jelonkiem. Ponad wszystko lubił dziczyznę, ale nawet ona mogła się w końcu znudzić.
Grrg był wysokim na prawie trzy sążnie stworem o szerokich barach i osadzonej na nich dużej głowie. Jego ręce zakończone szerokimi kułakami długością mogły konkurować z niektórymi co młodszymi drzewkami. Skórę miał koloru pnia grabu, a czubek głowy i brwi porastało, niczym mech, szarozielone włosie. Ułatwiało mu to polowanie — mało było zwierząt, które w porę mogły się zorientować, że nie jest drzewem z drewna i liści. Jego jedynym strojem była stara, szara szmata, którą przepasał się w biodrach.
Troll siedział na kamieniu, otępiałym wzrokiem wpatrując się w dogasające ognisko. Chwilę temu zjadł właśnie sarni udziec razem z kością, a jeszcze wcześniej całą resztę sarny. Zwykle jadał jeden lub dwa razy dziennie, zależnie od tego, czy polowanie się udało. Główny posiłek urządzał sobie w środku nocy, tuż po łowach, poświęcając kilka godzin na pałaszowanie całego zwierza.
Spojrzał przez dziurę prowadzącą na powierzchnię. Sądząc po nikłym świetle wpadającym z zewnątrz było tuż po świcie, choć słońce nie podniosło się jeszcze na dobre.
Poczuł się nagle ciężko — zjedzona przed chwilą sarna wraz z wcześniejszym posiłkiem była zbyt wielkim obciążeniem dla żołądka Grrga. Troll wstał powoli, ruszył ku skalnej pochyłości biegnącej przy ścianie, łączącej jego jamę z wyjściem. Stamtąd miał już tylko kilka kroków do swojej wygódki, którą stanowił cały las po drugiej stronie rzeki.

***
Gdy tylko Grrg poczuł się lżej, zaczął rozglądać się za grzybami, by móc czymś podprawić swoją dzisiejszą kolację. Ale nie takimi, jakie jedzą ludzie. Te zbierane przez nich w ogóle nie miały smaku, sama niemal woda. Zamiast tych ich prawdziwków, czy kurek chętniej zbierał takie, które dodawały trochę pikanterii, czy kwaskowatości, na szczęście były one właśnie przez ludzi notorycznie omijane.
Wychodząc z lasu przy drodze ledwo usłyszał, że ktoś jest na moście. Gdy już zwrócił na to uwagę, wyraźnym zdał mu się odgłos stukotu podkutych kopyt na kamieniu. Zauważył, że koń niósł jeźdźca, ten drugi skierował się teraz ku niemu, zjechał z mostu.
Grrg zatrzymał się, z zainteresowaniem przyjrzał się człowiekowi, który zbliżył się do niego. Ustawił się jednak w odległości umożliwiającej ewentualny odwrót.
Rycerz jechał na gniadym koniu, okrytym suknem w żółto-czerwonych barwach, rumak nie był jednak nijak opancerzony. W przeciwieństwie do jeźdźca, którego chroniła długa kolczuga ubrana na wełnianą bluzę oraz kilka elementów zbroi płytowej, w tym napierśnik, naramienniki i nagolenniki na skórzanych spodniach. Głowę skrywał mu żabi pysk. W rękach dzierżył dębową tarczę z wymalowaną czerwono-żółtą szachownicą i zbrojoną w żelazny czub kopię w pasu w tych samych kolorach długą na pięć łokci. U pasa wisiał mu nadziak.
— Hej, poczwaro! — dobiegł trolla zniekształcony przez hełm głos jeźdźca. Skrzeczący i irytujący. — Jam jest Chraber z Żarowca, herbu Rudopole.
— Grrg! — przedstawił się Grrg. Rycerz raczej się tego nie domyślił.
— Przybywam nauczyć cię moresu — zaczął wykrzykiwać przybyły. — W imię wszystkich zacnych obywateli, którychś żywota haniebnie pozbawił; panów władyków, po ziemiach których śmiesz się szlajać; dziatek ludzkich, które miast rosnąć w siłę i wiedzę kurczą się ze strachu na wspomnienie o tobie; wreszcie zacnych kupców, którzy, obawiając się o własne zdrowie i dobytek, znacznie dłuższe obierają sobie szlaki, by móc ciebie uniknąć. W ich to imieniu oto ja wymierzę ci sprawiedliwość, zadam cios śmiertelny, ofiarowując najlepszy możliwy dla ciebie los.
W odpowiedzi Grrg mruknął przeciągle. Od początku czuł, że denerwujący głos rycerza nie może obwieścić niczego dobrego. Uniósł brwi, wyczekując dalszego rozwoju zdarzeń.
Jeździec, obruszony zignorowaniem go, obrócił gwałtownie konia, wjechał stępem na most, po czym, ustawiwszy się twarzą do trolla, spiął rumaka ostrogami i ruszył szybko, opuszczając kopię.
Zajechał trolla z prawej strony, chciał trafić go w pierś. Grrg uchylił się tylko. Poczuł drapnięcie na barku, gdy metal zjechał ze zgrzytem po jego twardej skórze. Obrócił się i popatrzył na rycerza, który, odjechawszy, zaczął nawracać.
Oby tylko się zbliżył, był przecież mało groźniejszy od sarny, trochę bardziej odważny. Aż za bardzo, na jego zgubę.
Rycerz zbliżył się, celował w to samo miejsce. Będąc trzy sążnie przed trollem przechylił nagle kopię, próbując domyślić się, gdzie za chwilę znajdzie się jego głowa.
Grrg tym razem lewą łapą podbił rycerzowi broń, nieomal wytrącając mu ją z ręki. Prawą złożył w większy od bochna chleba kułak i spuścił go na żabi pysk. Rycerz w akompaniamencie końskiego rżenia przewrócił się na bok wraz ze swoim wierzchowcem, tracąc przytomność. Kwiczący koń próbował uwolnić się, powstać i uciec. Grrg podszedł do niego, uciszył go szybko, gdy ogromna, szarobrązowa pięść grzmotnęła w czaszkę zwierzęcia, aż chrupnęło obrzydliwie. Chwycił jedną ręką rumaka za uprząż i rycerza za koniec kolczugi. W drugą pozbierał z drogi upuszczone wcześniej grzyby. Zaczął iść w stronę mostu, do jaskini.
Dla Grrga ten dzień zapowiadał się znakomicie. Ledwo się zaczął, a już miał jedzenie na dwa posiłki. Trzeba było tylko zdjąć trochę blachy z rycerza. Pomyślał, że mógłby zrobić sobie garnek z jego hełmu. Zapragnął urządzić sobie drzemkę w mroku chłodnej jaskini, wsłuchując się w szum rzeki.
Odpowiedz
#2
Podoba mi się. Błędów żadnych nie zauważyłem i myślę, że opowiadanie warte jest rozbudowania.
Kto ma oczy niechaj czyta
Kto ma ręce niechaj pisze
Odpowiedz
#3
Cytat:Pomiędzy łagodnym, piaszczystym wybrzeżem, a wysokim na kilka sążni urwiskiem, płynęła rzeka.

Ten opis rzeki taki... miły Big Grin

Cytat:Wzdłuż całej jego długości, po obu stronach, osłaniały go wysokie na dwa łokcie, również kamienne, barierki.

Cytat:dwa szerokie, kamienne filary,

Cytat: Grrg, leśny troll,
Big Grin Big Grin Big Grin Big Grin

Cytat:Jego ręce, zakończone szerokimi kułakami, długością mogły konkurować z niektórymi co młodszymi drzewkami.

Cytat:Wychodząc z lasu przy drodze ledwo usłyszał, że ktoś jest na moście.
Coś mi się nie podoba w tym zdaniu. Ledwo usłyszał? Może "usłyszał cichy odgłos świadczący, że ktoś jest na moście"?

Cytat:Grrg zatrzymał się, z zainteresowaniem przyjrzał się człowiekowi, który zbliżył się do niego.
Się się się Wink

Cytat:zbrojoną w żelazny czub kopię w pasy w tych samych kolorach, długą na pięć łokci.

Fajnie się czytało, tylko skończyło się tak nagle i nieciekawie. Zabrakło jakiegoś mocnego akcentu, przytupu z iskrą, elementu zaskoczenia.
Dobrze wyprowadziłeś opowiadanie, zaczynając od opisu mostu i przechodząc do bohatera (Grrg mnie rozwalił Big Grin )
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości