Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Moje opowiadanie
#1
Vantuę pokryła już ciemność nocy. Nie paliły już się latarnie miejskie, oraz świece w domach. Nawet w miejscowej karczmie leniwie dogasał płomień świecy. Wszyscy goście, albo się już rozeszli, albo pozasypiali pod stołami. Lecz jeszcze jeden mężczyzna siedział przy stole patrząc się niecierpliwie w sufit. Był słusznej postury, miał kruczoczarne włosy oraz krótką brodę. Siedział tak i wyglądał jakby czegoś oczekiwał. Nagle poczuł lekkie szturchnięcie. Odwrócił się i swym przepitym wzrokiem spojrzał na mężczyznę stojącego za nim.
- Hej Garleanie, idźże już spać, ten twój posłaniec już chyba dziś nie przyjdzie. – rzekł mężczyzna który okazał się właścicielem gospody.
-Poczekaj no… Przyjdzie…
-Zaraz muszę zamknąć karczmę, lepiej niech się pospieszy.
-Aha… Przynieśże dobry człowieku jeszcze jeden kufelek…
-Dosyć chlania! Jak cię ten twój informator zobaczy pijanego to pomyśli, żeś zwykła pijaczyna, a nie jeden z najlepszych najemników na wyspie! Masz. Chlapnij sobie to się lepiej poczujesz – po czym dał Garlaenowi małą fiolkę.
-Dzięki stary… - wybełkotał po opróżnieniu zawartości butelki.
Po chwili twarz Garleana odzyskała kolory, a on sam sprawił wrażenie jakby poczuł jakąś ulgę.
-Naprawdę niezłe jest to lekarstwo Aggtyhornie – rzekł energicznie Garlean.
-Wiem, wiem. Ciotka Gryzelda była naprawdę pomysłowa. Żeby wymyśleć lekarstwo na alkohol! – odrzekł śmiejąc się gospodarz. – Oho chyba słychać jakieś kroki.
Wtem drzwi otworzyły się. Stanął w nich wysoki, zakapturzony mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz do samych stóp. Rozejrzał się dookoła i gdy zauważył siedzącego przy stole mężczyznę skierował swe kroki ku niemu.
-Pan Gaerlan z Glortin? – Burknął zakapturzony mężczyzna.
-We własnej osobie.
-Proszę – powiedział, wręczając najemnikowi zapieczętowany pergamin. – Tu znajdzie pan wszystkie informacje. Żegnam. – Po czym wyszedł z karczmy szybkim krokiem.
Gaerlan szybkim ruchem odpieczętował pismo i zaczął czytać. Gdy skończył rzekł do Aggtyhorna:
-No cóż przyjacielu. To może być ostatnie zlecenie w moim życiu… - Po czym wbiegł szybko po schodach na górę do swojego wynajętego pokoju, zostawiając karczmarza w osłupieniu. Rozebrał się i wskoczył do łóżka z zamiarem szybkiego zaśnięcia, gdyż nie chciał rozmyślać co go jutro czeka…
***
Promienie słoneczne przechodzące przez malutkie okienko w pokoju, zaczęły delikatnie smagać jego twarz. Otworzył oczy, jeszcze przez chwilę leżał w spokoju, potem wstał i ubrał się. Zabrał trochę monet z szafki i wyszedł z pomieszczenia. Gdy schodził w dół schodami spotkał Aggtyhorna. Ten gdy go zobaczył złapał go za fraki i silnym ruchem przyparł do ściany.
-Hej co ty sobie myślisz, strasząc mnie takimi słowami jak te wczorajsze!? – krzyknął gospodarz z lekką nutą sympatii.
-Spokojnie to był tylko głupi żart. - powiedział Gaerlan lekko odpychając go.
-Głupich żartów się zachciało… No idź już do tego klienta bo żeś do południa spał.
-Idę, idę. Wrócę wieczorem z pełną sakiewką – rzekł z radością Gaerlan już myśląc o hektolitrach piwa.
Wyszedł z karczmy z listem w ręce i jeszcze raz zaczął go czytać.
„Do Gaerlana z Glortin
Mam dla pana pewne drobne zadanie
Nie powinno panu sprawić większych kłopotów
A myślę, że oferowana przeze mnie suma
Zadowoli pana aż nadto.
Spotkajmy się w moim skromnym domu
Znajdującym się po drodze do wsi Raggrok
Na wschód ćwierć dnia drogi od Vantui
Hasło to „Invocardia”
Pozdrawiam ”
No to idę… - pomyślał Gaerlan
Po drodze wstąpił do handlarza i zakupił parę mikstur leczniczych i wzmaczniających. Gdy znalazł się za murami miasta skręcił na wschód zgodnie z instrukcjami w liście. Po paru godzinach drogi stanął w końcu przed niewielką chatą z drewna. Podszedł do drzwi i zapukał trzy razy.
-Kto tam? – usłyszał skrzeczący głos.
-Invocardia. Otwieraj.
Drzwi się otworzyły i zobaczył w progu niskiego, staruszka z długą, siwą brodą.
-Ach witaj, witaj! – Odrzekł radośnie staruszek. – Nazywam się Nutris. Wejdź do środka wszystko ci zaraz wytłumaczę.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Był to kameralny salonik dość schludnie urządzony. Na ścianach wisiały kolorowe malowidła, jelenie poroża, a na podłodze przed kominkiem leżała niedźwiedzia skóra. Usiedli przy stoliczku i zaczęli rozmowę.
-Więc na czym ma polegać ta praca? – powiedział Gaerlan.
-No cóż… Na jednym z pobliskich szczytów znajduje się grota. Do niedawna żyła w niej smoczyca wraz z młodym, Jednak ostatnio jej się zmarło i mały został sam. Jako, że jest teraz bez ochrony chciałbym abyś poszedł do jego jamy, ogłuszył go, pod żadnym pozorem nie zabijał i zabrał tyle jego łusek ile zdołasz unieść, a są bardzo ciężkie więc licz siły na zamiary. Tylko pamiętaj – jeśli smoka zabijesz to nie zapłacę.
-Skoro o płatnościach mowa to ile mi zapłacisz za wykonanie zadania?
-Od pięciu do dziesięciu tysięcy florenów w zależności od ilości łusek.
-Ochocho… Skąd taki staruszek jak ty posiadałby taką fortunę? Chyba sobie żarty ze mnie robisz – odrzekł poważnie najemnik.
-Jestem naukowcem. Mam swoje sposoby na to – trochę alchemii trochę magii – powiedział uśmiechając się pod nosem.
-Nie wierzę.
Starzec poszedł do drugiego pokoju i wracając przyniósł ze sobą brzęczącą sakiewkę którą postawił na stole.
-Proszę. Oto zaliczka. Calutkie tysiąc florenów.
Gaerlan wyciągnął rękę po sakiewkę, obejrzał zawartość i z uśmiechem na ustach odpowiedział:
-Biorę to zadanie. Jak mam dojść do tej góry?
Futris nic nie powiedział, tylko ponownie poszedł do drugiego pokoju, ale tym razem wrócił ze zwojem w ręku i przekazał go Gaerlanowi.
-Co to jest? – spytał najemnik.
-To zwój, który umożliwi ci dostanie się na górę i bezpieczny powrót. Kiedy będziesz chciał wrócić po prostu otwórz go jeszcze raz. Tylko pamiętaj, że możesz go użyć tylko raz! Użyj go teraz i podążaj za światłem. Powodzenia!
Gaerlan położył rękę na zwoju i po chwili znalazł się w dziwnym miejscu. Otaczała go pustka. Nie widział podłoża, ale je czuł. Zrobił krok do przodu. Potem dwa. Upewniając się, że wszystko jest w porządku, podążył za jaskrawym światłem wznoszącym się przed nim.
***
Szedł już bardzo długo. Nogi zaczęły mu ciążyć, co chwila zatrzymywał się by odsapnąć. Cały czas miał wrażenie jakby ktoś szedł zanim i w jakiś sposób opóźniał go. To pewnie z przemęczenia… - myślał. W końcu po długiej wędrówce poczuł bliskość źródła światła. Ujrzał straszliwy błysk który go oślepił na moment, a gdy otworzył oczy zobaczył, że jest bardzo wysoko nad ziemią na samym szczycie góry. Poczuł przeraźliwy chłód, ale przez lata przyzwyczaił się do takich temperatur. Rozejrzał się i zobaczył wejście do groty. Wszedł do niej ostrożnie i zapalił pochodnię. Szedł tak chwilę cały czas mając oczy dookoła głowy i ubijając po drodze parę olbrzymich szczurów. W końcu na zakończeniu jaskini zobaczył małe stworzonko z skrzydłami. Miało błękitną skórę pokrytą łuskami, oraz skrzydła. Smok wydawał się spać, ale mimo to Gaerlan nie tracił czujności. Mimo wszystko smoczek był już wielkości zdolnej do zabicia go. Nagle smok otworzył oczy i tylko jak zobaczył Gaerlana rzucił się na niego z furkotem skrzydeł. Gaerlan szybko odskoczył i silnym ruchem przetrącił łeb smoka młotem. Gad padł nieprzytomny na ziemię. Wojownik szybko wyjął narzędzia i odłupał smokowi parę łusek. Były cholernie ciężkie więc wziął tylko kilka i ruszył do wyjścia. Otworzył zwój teleportacji ponownie, ale nic na nim nie zobaczył. Położył na nim rękę, ale ten nadal nie reagował.
-Co jest… - Pomyślał
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś jakby flet… Po chwili na linii horyzontu ujrzał skrzydlatą sylwetkę. Gaerlan przyjrzał się uważniej i zauważył, że w jego stronę leci olbrzymi smok.
-Cholerny zwój! – wykrzyczał, po czym wyrzucił przed jaskinią ciężkie łuski i zbędny balast i zaczął uciekać w dół góry. Lecz smok był już bardzo blisko i jednym machnięciem łapy pozbawił uciekającego Gaerlana głowy…
***
Smoczyca zawołała swoje małe sprzed groty. Kiedy przyszło, mały skoczył na grzbiet matki i razem odlecieli szukać innej kryjówki gdzie mieli by święty spokój. Gdy smoki odleciały poza horyzont, przed grotą pojawił się Nutris. Podszedł do ciała Gaerlana i zaczął mu się uważnie przyglądać.
-No cóż Gaerlanku. Chęć bogactwa przysłoniła ci oczy na niebezpieczeństwo, tak łatwo dałeś się nabrać staremu dziadowi… Ale muszę ci podziękować za zdobycie łusek dla mnie. – powiedział szczerząc się do urwanej głowy. – A ta sakiewka chyba już ci się nie przyda. Zaopiekuje się nią!
Po czym schował tysiąc florenów w kieszenii i silnym pchnięciem nogą zsunął zwłoki ze skarpy. Zabrał ze sobą łuski i przeniósł się z powrotem do swego domu, gdzie dalej prowadzi swoje eksperymenty…
Odpowiedz
#2
Chyba przestanę zaglądać do Fantasy. Przestaję wierzyć, że kiedyś spotka mnie tu coś oryginalnego... Tongue To opowiadanie jest niestety bliźniaczo podobne do dziesiątek innych tekstów w tym dziale. Problem z konwencją fantasy jest taki, że próbujący w niej sił amatorscy autorzy popełniają wiąż te same błędy - przewidywalność, banalność, mały zasób słownictwa i kompletny brak pomysłu na ciekawą fabułę i sposób narracji. Wszystko to niestety znajduję również u Ciebie. A dodatkowo oskarżam Cię o to, że napisałeś zbyt krótko! Tongue Zwłaszcza moment kulminacyjny, kiedy bohater przystępuje do zadania. Zero jakiejkolwiek akcji... wolałbym, żeby działo się dużo więcej, dużo dłużej. Bo teraz to niestety, nic ciekawego...

"Mieliby" piszemy łącznie (ostatni akapit).

EDIT:
Zapomniałem jeszcze o jednej ważnej rzeczy - nie tytułuj tekstów w ten sposób! Opowiadanie ma mieć tytuł, i to taki, który będzie przyciągał czytelników! A nie jakieś tam "moje opowiadanie"! No! Tongue
Odpowiedz
#3
O chłopie, to stareńkie opowiadanie ;] Bardzo, bardzo stare. Tak je wygrzebałem i wrzuciłem. Dziękuję za krytykę Wink
Odpowiedz
#4
(02-08-2011, 10:29)Flaas napisał(a): Vantuę pokryła już ciemność nocy. Nie paliły już się latarnie miejskie, oraz świece w domach. Nawet w miejscowej karczmie leniwie dogasał płomień świecy. Wszyscy goście, albo się już rozeszli, albo pozasypiali pod stołami. Lecz jeszcze jeden mężczyzna siedział przy stole patrząc się niecierpliwie w sufit. Był słusznej postury, miał kruczoczarne włosy oraz krótką brodę. Siedział tak i wyglądał jakby czegoś oczekiwał. Nagle poczuł lekkie szturchnięcie. Odwrócił się i swym przepitym wzrokiem spojrzał na mężczyznę stojącego za nim.
- Hej Garleanie, idźże już spać, ten twój posłaniec już chyba dziś nie przyjdzie. – rzekł mężczyzna który okazał się właścicielem gospody.
>> Bardzo nie podoba mi się to sformułowanie. Po pierwsze brakuje przecinka, ale to pestka. Wykorzystywanie słowa "który" w taki sposób bardzo mi się nie podoba. To prostackie dodawanie szczegółów, których autorowi nie chciało się wpleść wcześniej. W poważnych książkach coś takiego jest rzadkie i bardzo dobrze.

-Poczekaj no… Przyjdzie…
-Zaraz muszę zamknąć karczmę, lepiej niech się pospieszy.
-Aha… Przynieśże dobry człowieku jeszcze jeden kufelek…

>> Brakuje mi przy tych kwestiach didaskaliów. Do tego ostatnia kwestia jest bardzo kiepska. Bohater powinien być zmęczony wyczekiwaniem i denerwującymi uwagami właściciela gospody, a on tymczasem ze spokojnym "aha" przyjmuje kolejny natrętny komentarz. Zamiast tego można by napisać:
(...)
- No przecież wiem! - obruszył się Garlean. - Daj mi jeszcze jeden kufelek...

-Dosyć chlania! Jak cię ten twój informator zobaczy pijanego to pomyśli, żeś zwykła pijaczyna, a nie jeden z najlepszych najemników na wyspie! Masz. Chlapnij sobie to się lepiej poczujesz – po czym dał Garlaenowi małą fiolkę.
-Dzięki stary… - wybełkotał po opróżnieniu zawartości butelki.
Po chwili twarz Garleana odzyskała kolory, a on sam sprawił wrażenie jakby poczuł jakąś ulgę.
-Naprawdę niezłe jest to lekarstwo Aggtyhornie – rzekł energicznie Garlean.
-Wiem, wiem. Ciotka Gryzelda była naprawdę pomysłowa. Żeby wymyśleć
>> Pisze się "wymyślić".

lekarstwo na alkohol! – odrzekł śmiejąc się gospodarz. – Oho chyba słychać jakieś kroki.
>> Bardzo sztuczna kwestia, brakuje przecinka.

Wtem drzwi otworzyły się. Stanął w nich wysoki, zakapturzony mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz do samych stóp. Rozejrzał się dookoła i gdy zauważył siedzącego przy stole mężczyznę skierował swe kroki ku niemu.
-Pan Gaerlan z Glortin? – Burknął zakapturzony mężczyzna.
>> Niepotrzebna duża litera. Nie wiem też, czy słowo "burknął" jest najlepsze do opisywanej sytuacji, ale to kwestia subiektywna.
-We własnej osobie.
-Proszę – powiedział, wręczając najemnikowi zapieczętowany pergamin. – Tu znajdzie pan wszystkie informacje. Żegnam. – Po czym wyszedł z karczmy szybkim krokiem.
Gaerlan szybkim ruchem odpieczętował pismo i zaczął czytać. Gdy skończył rzekł do Aggtyhorna:
-No cóż przyjacielu. To może być ostatnie zlecenie w moim życiu… - Po czym wbiegł szybko po schodach na górę do swojego wynajętego pokoju, zostawiając karczmarza w osłupieniu. Rozebrał się i wskoczył do łóżka z zamiarem szybkiego zaśnięcia, gdyż nie chciał rozmyślać co go jutro czeka…
>> Zbyt szybko to wszystko się dzieje. Odpieczętował, czytał, rzekł... Zdecydowanie lepiej byłoby tu wpleść jakieś opisy. Także i "do swojego wynajętego pokoju" nie brzmi najlepiej. "do wynajętego przez siebie pokoju". Mała różnica, wielki efekt.

***
Promienie słoneczne przechodzące
>> Lepiej "wpadające".
przez malutkie okienko w pokoju, zaczęły delikatnie smagać jego twarz. Otworzył oczy, jeszcze przez chwilę leżał w spokoju, potem wstał i ubrał się. Zabrał trochę monet z szafki i wyszedł z pomieszczenia. Gdy schodził w dół schodami spotkał Aggtyhorna. Ten gdy go zobaczył złapał go za fraki i silnym ruchem przyparł do ściany.
-Hej co ty sobie myślisz, strasząc mnie takimi słowami jak te wczorajsze!? – krzyknął gospodarz z lekką nutą sympatii.
-Spokojnie to był tylko głupi żart. - powiedział Gaerlan lekko odpychając go.
-Głupich żartów się zachciało… No idź już do tego klienta bo żeś do południa spał.
-Idę, idę. Wrócę wieczorem z pełną sakiewką – rzekł z radością Gaerlan już myśląc o hektolitrach piwa.
>> A nie miał kaca? Zresztą cały ten dialog, choćby ze względu na brak interpunkcji trzyma kiepski poziom.

Wyszedł z karczmy z listem w ręce i jeszcze raz zaczął go czytać.
„Do Gaerlana z Glortin
Mam dla pana pewne drobne zadanie
Nie powinno panu sprawić większych kłopotów
A myślę, że oferowana przeze mnie suma
Zadowoli pana aż nadto.
Spotkajmy się w moim skromnym domu
Znajdującym się po drodze do wsi Raggrok
Na wschód ćwierć dnia drogi od Vantui
Hasło to „Invocardia”
Pozdrawiam ”
>> Czy to wiersz? Nie rozumiem sensu zapisywania wszystkiego w oddzielnych wersach.

No to idę… - pomyślał Gaerlan
Po drodze wstąpił do handlarza i zakupił parę mikstur leczniczych i wzmaczniających.
>> WzmaCZniających?! No łał! Czyżby bohater miał wadę wymowy?
Gdy znalazł się za murami miasta skręcił na wschód zgodnie z instrukcjami w liście. Po paru godzinach drogi stanął w końcu przed niewielką chatą z drewna. Podszedł do drzwi i zapukał trzy razy.
-Kto tam? – usłyszał skrzeczący głos.
-Invocardia. Otwieraj.
Drzwi się otworzyły i zobaczył w progu niskiego, staruszka z długą, siwą brodą.
-Ach witaj, witaj! – Odrzekł radośnie staruszek.
>> Odrzekł na co?

– Nazywam się Nutris. Wejdź do środka wszystko ci zaraz wytłumaczę.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Był to kameralny salonik dość schludnie urządzony.
>> Kiepsko sformułowane zdanie.

Na ścianach wisiały kolorowe malowidła, jelenie poroża, a na podłodze przed kominkiem leżała niedźwiedzia skóra. Usiedli przy stoliczku i zaczęli rozmowę.
-Więc na czym ma polegać ta praca? – powiedział Gaerlan.
-No cóż… Na jednym z pobliskich szczytów znajduje się grota. Do niedawna żyła w niej smoczyca wraz z młodym, Jednak ostatnio jej się zmarło i mały został sam. Jako, że jest teraz bez ochrony chciałbym abyś poszedł do jego jamy, ogłuszył go, pod żadnym pozorem nie zabijał i zabrał tyle jego łusek ile zdołasz unieść, a są bardzo ciężkie więc licz siły na zamiary. Tylko pamiętaj – jeśli smoka zabijesz to nie zapłacę.
-Skoro o płatnościach mowa to ile mi zapłacisz za wykonanie zadania?
-Od pięciu do dziesięciu tysięcy florenów w zależności od ilości łusek.
-Ochocho… Skąd taki staruszek jak ty posiadałby taką fortunę? Chyba sobie żarty ze mnie robisz – odrzekł poważnie najemnik.
-Jestem naukowcem. Mam swoje sposoby na to – trochę alchemii trochę magii – powiedział uśmiechając się pod nosem.
-Nie wierzę.
>> Kolejny (sztuczny) dialog, w którym na dodatek zabrakło narracji.

Starzec poszedł do drugiego pokoju i wracając przyniósł ze sobą brzęczącą sakiewkę którą postawił na stole.
-Proszę. Oto zaliczka. Calutkie tysiąc florenów.
Gaerlan wyciągnął rękę po sakiewkę, obejrzał zawartość i z uśmiechem na ustach odpowiedział:
-Biorę to zadanie. Jak mam dojść do tej góry?
Futris nic nie powiedział, tylko ponownie poszedł do drugiego pokoju, ale tym razem wrócił ze zwojem w ręku i przekazał go Gaerlanowi.
-Co to jest? – spytał najemnik.
-To zwój, który umożliwi ci dostanie się na górę i bezpieczny powrót. Kiedy będziesz chciał wrócić po prostu otwórz go jeszcze raz. Tylko pamiętaj, że możesz go użyć tylko raz!
>> Może użyć go tylko raz, ale jednocześnie umożliwi dostanie się i bezpieczny powrót? Ciekawe.
Użyj go teraz i podążaj za światłem. Powodzenia!
Gaerlan położył rękę na zwoju i po chwili znalazł się w dziwnym miejscu. Otaczała go pustka. Nie widział podłoża, ale je czuł. Zrobił krok do przodu. Potem dwa. Upewniając się, że wszystko jest w porządku, podążył za jaskrawym światłem wznoszącym się przed nim.
***
Szedł już bardzo długo. Nogi zaczęły mu ciążyć, co chwila zatrzymywał się by odsapnąć. Cały czas miał wrażenie jakby ktoś szedł zanim i w jakiś sposób opóźniał go. To pewnie z przemęczenia… - myślał. W końcu po długiej wędrówce poczuł bliskość źródła światła. Ujrzał straszliwy błysk który go oślepił na moment, a gdy otworzył oczy zobaczył, że jest bardzo wysoko nad ziemią na samym szczycie góry. Poczuł przeraźliwy chłód, ale przez lata przyzwyczaił się do takich temperatur. Rozejrzał się i zobaczył wejście do groty. Wszedł do niej ostrożnie i zapalił pochodnię. Szedł tak chwilę cały czas mając oczy dookoła głowy i ubijając po drodze parę olbrzymich szczurów. W końcu na zakończeniu jaskini zobaczył małe stworzonko z skrzydłami. Miało błękitną skórę pokrytą łuskami, oraz skrzydła. Smok wydawał się spać, ale mimo to Gaerlan nie tracił czujności. Mimo wszystko smoczek był już wielkości zdolnej do zabicia go. Nagle smok otworzył oczy i tylko jak zobaczył Gaerlana rzucił się na niego z furkotem skrzydeł. Gaerlan szybko odskoczył i silnym ruchem przetrącił łeb smoka młotem. Gad padł nieprzytomny na ziemię. Wojownik szybko wyjął narzędzia i odłupał smokowi parę łusek. Były cholernie ciężkie więc wziął tylko kilka i ruszył do wyjścia. Otworzył zwój teleportacji ponownie, ale nic na nim nie zobaczył. Położył na nim rękę, ale ten nadal nie reagował.
>> Na siłę wplecione słowo "cholernie" - miało podnieść dojrzałość tekstu? Poza tym cały ten fragment, jak jeden z Krytyków baardzo słusznie zauważył, jest pozbawiony akcji. Napisany został bardzo banalnie - więcej poświęciłeś na rozmowę z karczmarzem.

-Co jest… - Pomyślał
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś jakby flet… Po chwili na linii horyzontu ujrzał skrzydlatą sylwetkę. Gaerlan przyjrzał się uważniej i zauważył, że w jego stronę leci olbrzymi smok.
-Cholerny zwój! – wykrzyczał, po czym wyrzucił przed jaskinią ciężkie łuski i zbędny balast i zaczął uciekać w dół góry. Lecz smok był już bardzo blisko i jednym machnięciem łapy pozbawił uciekającego Gaerlana głowy…
***
Smoczyca zawołała swoje małe sprzed groty. Kiedy przyszło, mały skoczył na grzbiet matki i razem odlecieli szukać innej kryjówki gdzie mieli by święty spokój. Gdy smoki odleciały poza horyzont, przed grotą pojawił się Nutris. Podszedł do ciała Gaerlana i zaczął mu się uważnie przyglądać.
-No cóż Gaerlanku. Chęć bogactwa przysłoniła ci oczy na niebezpieczeństwo, tak łatwo dałeś się nabrać staremu dziadowi… Ale muszę ci podziękować za zdobycie łusek dla mnie. – powiedział szczerząc się do urwanej głowy. – A ta sakiewka chyba już ci się nie przyda. Zaopiekuje się nią!
Po czym schował tysiąc florenów w kieszenii i silnym pchnięciem nogą zsunął zwłoki ze skarpy. Zabrał ze sobą łuski i przeniósł się z powrotem do swego domu, gdzie dalej prowadzi swoje eksperymenty…

>> Fragment zupełnie pozbawiony emocji. W ogóle nie przejąłem się śmiercią bohatera, bo nie miałem powodu by go polubić. Opowiadanie niestety trzyma dosyć kiepski poziom.
Odpowiedz
#5
Czemu imiona bohaterów fantasy w większości wypadków brzmią, jakby na siłę były udziwniane? Twoje mi się nie podobają, nie idzie tego wymówić. Do tego zdecydowanie ich nadużywasz. Stosuj więcej zaimków. Co do fabuły: mi się nawet podobała, w końcu nie dochodzi do "heroicznego czyny, zapowiedzianego przepowiednią starą jak świat, który sam w sobie jest tak trudny, że o matko". Ale jednocześnie nadal pozostajesz zamknięty w typowo fantastycznym schemacie. Tak jak napisał Dis: tego już przesyt, banał goni banał i nic się nie zmienia. Osobiście radziłbym porzucenie na jakiś czas tematyki stricte fantasy, dla nabrania świeżości i dystansu. Niestety na nie, pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#6
Byków sprawdzać nie będę, bo widzę iż już ktoś to zrobił. Smile Te imiona bohaterów to faktycznie można odnieść wrażenie, że są jak by na siłę udziwnione. Może jakoś tak naturalnie wymyśl, coś pod swój styl i tak bardziej naturalne. Będzie coś dalej rozkręcane? Bo poczytała bym dalej. Styl trochę ocieka zwykłą schematycznością fantasy. Może temat już jest wyczerpany? ;P Sugeruję zagiąć nas czymś oryginalnym. Pokaż, że potrafisz zakozakować Cool

Ocena:

2/10
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości