Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Moje Recenzje
#1
.:Bet on Soldier:.

Kategoria : FPS
Producent : Kylotonn
Dystrybutor : Digital Jesters
Dystrybutor PL : Techland
Premiera w Polsce : 14.10.2005

Francja wielu graczom zapewne kojarzy się z przygodówkami. Jak widać jednak powstają tam też inne gry...

Słowem wstępu...

Jedną z takich jest First-Persoon-Shooter firmy Kylotonn noszący tytuł Bet on Soldier. Akcja gry toczy się w świecie gdzie wojna trwa już dziesięciolecia. Nikt nie pamięta, kiedy miała swój początek jednak ludzie nauczyli się z nią żyć. Wojna stała się dla wielu biznesem i to dosyć opłacalnym. Na polach bitwy walki między sobą toczyli tzw. mistrzowie. Byli to najlepsi żołnierze dwóch stron konfliktu WRF i UAN biorący udział w walkach o pieniądze - i do tego - puszczanych na żywo w telewizji. Byli oni sławni i bogaci jednak żaden z nich nie dożył choćby wcześniejszej emerytury... Główny bohater Nolan Daneworth nie spodziewał się, że niedługo dołączy do grona bogatych, ale nie do końca normalnych ludzi. Nasz protagonista był zwykłym żołnierzem, który na froncie poznał pewną pielęgniarkę. Wkrótce pobrali się i zamieszkali na farmie. Ale cóż to... Opancerzone "byki" rozwaliły jego farmę i zginęła jego żona. Daneworth dowiadując się, że są to bracia Borienko - jedni z mistrzów B.o.S - postanawia do nich dotrzeć i wziąć odwet za swoja żonę. Cóż za piękny i epicki początek prawda?

Ekonomiczne podejście?

Dalszej fabuły opisywać nie będę, bo - albo będę spoilerował, albo nie opisze nic takiego... Gdy zaczynamy grę wita nas interaktywny trening. Dowiadujemy się na nim, że... musisz sobie kupić broń... musisz kupić sobie amunicje... uszkodzony pancerz naprawiasz... za pieniądze. Wszystko to w odpowiednim punkcie. W trakcie trwania misji nie da się też zmienić ani dokupić nowej broni. Chcesz najemników do pomocy? Daj 2000 baksów, a będziesz ich miał. Choć inżynier reperujący ci za darmo zbroje jest wart tej kasy. Nie ma co, los mistrza nie jest ani łatwy ani tani. Płacisz tu za absolutnie wszystko. Łącznie z save'ami! To jest jeden z skandali tej gry. Punktów do zapisu gry na każdej mapie jest może 3-4 to jeszcze cena zapisu szybko przekracza 1000$. Nie mówię jak to jest irytujące, gdy musimy kupić amunicję, bo dalej nie pogramy i zdziwko... nie stać cię na save. Dlatego w grze trzeba mierzyć headshoty. Wymarzony trening dla amatora kampingu.

Ale przecież pieniądze nie spadną ci z nieba. Z czegoś się muszą brać. Gotówki dostarcza ci każdy zabity wróg - choć zapłata za wroga zabitego strzałami w głowę jest większa, więc kolejny plus dla kampingu. Zapłatę dostajemy również za każdą ukończoną misje. No i ostatnim źródłem dochodu jest walka z mistrzem.

Jestem mistrzem! Irytowania...

Walki z mistrzami są również irytujące, co sama ekonomia. Na pokonanie każdego z mistrzów masz ograniczony czas (minuta) i z każdą sekundą spada wartość zakładu. Więc jeśli uporamy się z mistrzem w pół minuty z 3000 dostaniemy marne 1500. Ledwo na save starczy... Oczywiście każdy mistrz ma jakiś skandaliczny idiotyzm, który daje nam nad nimi przewagę. Może sobie powalczyć z gostkiem, który poczęstuje cię rakietami obezwładniającymi, które zawsze - ! - trafiają. A może wolisz jednak mistrzunia z samoregenerującym pancerzem? Do tego każdy mistrz na starcie "pole ochronne", które np. wyłącza się, kiedy on przeładowuje broń lub - o hosanna - niszczymy baterie na jego plecach (dziwne, bo tam też widnieje pole...). Mi się może zdaje, albo to jest robione na siłę, aby gracz mniej zarobił na pojedynku albo ja jestem noobem. Na szczęście przed każdą misją wybieramy mistrzów z którymi chcemy walczyć.

Jak ty się ładnie rozpadasz.

Grafika, która w 2005 budziła podziw może cieszyć oko nadal. Oczywiście wszystko ma swoją cenę. Sprzęt podany w nagłówku może nie wystarczyć do grania w 1024x768 z full detalami. Choć bywa też, że po zjechaniu na najniższe detale gra chodziła na procku 1,6 GHz. Choć wtedy traci naprawdę dużo na wyglądzie. Jednak, aby porównać to wszystko przeszedłem się do kafejki, którą prowadzi mój znajomy by obejrzeć jak to wygląda na full detalach. No cóż... powiem, że wtedy to wbiło mnie w fotel. Grafika cieszy oko. Podobać się mogą również pancerze. Co jak co, ale człowiek w ciężkim pancerzu budzi respekt. Choć zastanawiam się jak się w tym wszystkim chodzi. Ładne i - przede wszystkim - zróżnicowane są też poziomy na których gramy. Choć wiele z nich toczy się na terenach zabudowanych znajdzie się też kawałek lodowego pustkowia. Oczywiście nie tylko zimą człowiek żyje. Znajdą się dla nas również ponuro-jesienne klimaty. No i sama fizyka... Do fizyki przedmiotów nie mam nic. Wręcz ją pochwale. Ustrzelona beczka pięknie się miota pod naciskiem ciśnienia wewnątrz niej. Tak samo, żołnierze pięknie padają... choć drażni mnie, że postrzelony w głowę z shotguna wróg zamiast być odrzucony do tyłu to przewraca się do przodu...

Questa, questa daj mi questa...

Misje wybieramy sami. Po ukończeniu każdej z nich na mapie widzimy zarówno te, które były, jak i nowe. Jeśli chcemy, możemy uzyskać również informacje o misji. Cele, poziom trudności itp. Cele są różne - a to coś obronić, a to zdobyć, czyli nic oryginalnego. Gdy już wybierzemy misje po kolei kupujemy broń, zbroję i wybieramy mistrzów, z którymi chcemy walczyć. Po czym let's go.

Bo ja bardzo strzelać chce czy pokażesz mi czym strzela się?

Oczywiście to, co fani FPS-ów lubią najbardziej - bronie. Nie mogło ich tu zabraknąć a jakże. Mamy wszystkiego do wyboru do koloru. Na początku wprawdzie asortyment mamy ograniczony, ale wraz z postępami w grze pojawiają się nowe narzędzia zagłady. Do wyboru mamy między innymi strzelby, karabiny, karabiny "komandosów", karabiny snajperskie, rakietnice, miniguny, pistolety, uzi itd, itd. Możemy przy sobie nieść jedną bron zwykłą, pistolet i broń ciężką. Oczywiście powinniśmy wziąć ze sobą również jakieś granaty. A tu też mamy wybór. Odłamkowe? Obezwładniające? Ogniowe? Co tylko chcesz. Jeśli masz dość kasy oczywiście. ?al mi trochę pomysłu ze zbrojami. A raczej żal mi tego, że są tylko trzy. Lekka, średnia i ciężka. Podobnie jest z dość ciekawymi tarczami, które ochraniają nas przed wrogimi pociskami. Do czasu, aż się nie zużyją... I można ich używać tylko w połączeniu z uzi lub pistoletem.

Wiesz... chciałbym cie nająć.

Ostatnią "płatną" rzeczą w grze są najemnicy. Nie mamy za wiele ich rodzajów do wyboru. Standardowy szturmowiec z karabinem, inżynier reperujący nam zbroję czy snajper z wiadomo czym... Każdy ma swoją cenę i swój "level". Choć poziom ogranicza się tylko do tego, jaką najemnik nosi broń i pancerz. Niestety inteligencji to nie pomoże. O ile najemnicy słuchają się naszych rozkazów - które mamy, aż trzy... stój, chodź za mną, naprawiaj - to już wyszukiwanie dróg leży. Parę razy, gdy chodziłem po rozmaitych rampach kochana łajza pogubiła się gdzieś po drodze i musiałem powoooli zaczynać od nowa. Nie lepiej jest z drabinami. Najzabawniejszym bugiem, jaki zobaczyłem było chyba zacięcie się inżyniera w połowie drogi na górę po drabinie... o ile w ogóle wszedł. Ja zawsze brałem tylko i wyłącznie inżynierów by nie wydawać kasy na naprawę pancerza.

Cóż mi charczy w uszach?

Dźwięk... dźwięk... eee? Muzyki prawie brak... jedyne dźwięki jakie głównie słyszymy to odgłosy strzałów, kroków i krzyki naszych najemników. No i to, czym bardzo się podniecano. Rewelacyjnie oddane sapanie! O rajuśku... Te wszystkie elementy akurat zrealizowano dobrze, ale jakieś urozmaicenie by się przydało...

Niestety już się zamykam...

Ogólnie B.o.S jest bardzo ambitną grą. Jak dla mnie - zbyt ambitną. Twórcy chcieli stworzyć ciekawy FPS z wątkiem płacenia za wszystko. I to płatny save jest jedną z przyczyn mniejszej przyjemności płynącej z gry. Jednak, jeśli cię to nie męczy możesz ruszać do walki w multiplayer do 32 graczy. Choć nie wiem czy choćby tylu znajdziesz chętnych do gry... na całej sieci.

Ocena : 6/10
Grafika : 9
Muzyka : 5
Grywalność : 6

Plusy :
+ Grafika (patrząc na rok 2005)
+ Ciekawy pomysł z płaceniem za broń, amunicje itp.
+ Ładnie zrobione odgłosy...

Minusy :
- Szkoda tylko, że muzyki do nich brak...
- Płatny save!
- Walki z mistrzami
- Najemnicy z sprawną tylko prawą półkulą mózgową...

Wymagania :
- Pentium 4 2 GHz,
- 512 MB RAM
- Karta graficzna 64MB (Geforce 3 i wzwyż)
______________________________________________________________________________________________________________________________

.:Need for Speed : Most Wanted:.

18 listopada roku 2003 Electronic Arts wypuściło na światowy rynek Need for Speed : Underground, zupełnie zmieniając oblicze serii. Underground zajął się światkiem nielegalnych ulicznych pościgów. Gra niesiona na fali popularności serii filmów "Szybcy i Wściekli" odniosła sukces kasowy wiec nieuchronnym było pojawienie się sequela wydanego rok później. Również rok później na światło dziennie wyszła kolejna część serii : Most Wanted.

Most Wanted miało naprawić błędy Underground'a oraz dodać parę brakujących poprzednim grom elementów. Każda informacja o grze była natychmiast trawiona. Każde kolejne info o wprowadzonym do gry wozie, kolejnych kawałkach trafiających do soundtracku była dla fanów niczym święty Grall. I gdy w końcu gra się pojawiła...

Szybcy chcieliby mieć historie...


Podczas gry w Most Wanted przewija się przez gre coś co można nazwać historią. Jednak jest to opowieść godna Hollywodzkiego filmu akcji klasy B. Pojawiamy się w mieście by stać się jednym z najlepszych ulicznych kierowców na tzw. "Czarnej Liście". I mamy nawet ku temu przekonujący argument - szybkie i sterowne BMW. Niestety stajemy się ofiarą oszustwa 15 kierowcy z Czarnej Listy - niejakiego Razora, który uszkadza nasz wóz przez co nie dajemy rady ukończyć wyścigu. Nasz rywal z radością zabiera nam nasz odpicowany samochód i zostawia nas sam na sam z policją. W końcu wychodzimy z aresztu i staramy się wrócić do gry. Pokonujemy kolejnych ludzi na liście by w końcu dotrzeć do Razora, na którym nasz niemy bohater zapewne jest głodny zemsty. W między czasie poznamy niejaką Mie oraz pomęczymy się z sierżantem Crossem, który jako priorytet postawił sobie zniszczenie świata wyścigów ulicznych w Rockport.

Jednak gdy tylko zaczynamy gonić za nr.15 na liście zapominamy o fabule i przypominamy sobie o niej dopiero przy okazji pojawienia się jednego z bardzo niewielu filmików. Warto wspomnieć, że filmiki są tworzone na tłach generowanych komputerowo, ale ludzie, których w nich widzimy są już prawdziwi. Niestety jednak gra aktorska jest tu dość przeciętna i lepiej pocieszyć oczy Josie Maran grającą tutaj wspomnianą już Mię Townsend. Chociaż aktor grający sierżanta Crossa ma jakiś osobliwy urok, a jego ostatniej kwestii ciężko nie polubić...

... ale mają fajne sposoby żeby pojeździć ...

Zanim skupimy się na karierze i Czarnej Liście wspomnę o innych trybach gry. Oczywiście najważniejszym z nich jest multiplayer, którego w grze nie brakuje. Oczywistym jest, że zanim zaczniemy grać potrzebna jest rejestracja gry co dla posiadaczy oryginału problemem być nie powinno. Żałuje tylko, że multiplayer w Most Wanted został zbyt słabo rozwinięty i jego potencjał leży gdzieś zamknięty w pudełku. Po internecie możemy pograć co najwyżej w Sprint, Circuit i Drag. Skoro do serii wróciła policja przydałby się stary dobry tryb gdzie paru graczy w policyjnych wozach stara się dopaść nieszczęśnika uciekającego przed nimi. Mimo wszystko jednak wyścigi z kumplami są przyjemne, a satysfakcja z pokonania kumpla o długość zderzaka po ostatnim zakręcie jest wielka.

Poza multiplayer czeka nas również seria prób. Zostaną tutaj sprawdzone nasze umiejętności jazdy oraz ucieczki przed policją. Na początku może się to wydawać łatwe, ale im dalej w las tym więcej drzew... dlatego do dalszych prób nie radze podchodzić bez małej praktyki w karierze albo pojedynczym wyścigu.

Wspominając o pojedynczym wyścigu - pojawia się tutaj ciekawa opcja zwana "szybki wyścig" gdzie komputer losowo dobiera poziom trudności, natężenie ruchu na ulicy, trasę oraz samochód jakim będziemy jechać. Oczywiście istnieje druga opcja pozwalająca ustalić nam to wszystko osobiście. Dobrze, że można w tychże wyścigach jeździć wózkami z naszego garażu w karierze.

... i hierarchie!

Przejdźmy jednak do tego co w single player jest priorytetem - kariery. Sam jej początek jest dość ciekawy, gdyż dużą jego część oglądamy interweniując jedynie w najważniejszych momentach. Właściwa gra zaczyna się gdy zaczynamy od zera by wznieść się na szczyt Czarnej Listy. Ale właśnie. Czym ta Czarna Lista jest? Śpieszę z wytłumaczeniami - jest to 15 najlepszych i najbardziej poszukiwanych w mieście ścigantów. Więc co za tym idzie nie możemy się z nimi ścigać ot tak. Zanim się z nimi zmierzymy musimy wygrać odpowiednią ilość wyścigów oraz zyskać wystarczające zainteresowanie z strony policji. Gdy już spełnimy wymagania możemy rzucić mu wyzwanie i zdobyć jego pozycje na czarnej liście oraz zdobyć dodatkowe profity. Po zwycięstwie nad kimś z listy możemy wybrać 2 spośród 6 kart. Są tam unikalne ulepszenia dla samochodu, karty ułatwiające wyjście z pudła, premie pieniężne, a nawet... dowód rejestracyjny samochodu rywala.

Ale może powiem w końcu o tym co NFS jest najważniejsze - wyścigach. W grze nie ma znienawidzonego przeze mnie drift'a za co chciałem całować elektroników po butach. Chociaż fani ślizgania się po asfalcie najprawdopodobniej za te buty by ich powiesili na najwyższym drzewie. W grze jest za to sporo innych rodzajów rywalizacji z innymi wozami. Standardowo znajduję się w nim Circuit - czyli wyścig na okrążenia i Sprint gdzie musimy dojechać z punktu A do punktu B. Poza tym spotkamy się z ciekawszą odmianą Circuit - eliminacją. Różnica jest taka, że wóz który jako ostatni kończy okrążenie nie bierze już udziału w dalszym wyścigu. Bardzo spodobała mi się Próba Prędkości. Wszyscy na torze mają za zadanie przejechać przez parę fotoradarów rozstawionych na trasie i ten, którego suma prędkości na mecie będzie największa - wygrywa. Jest też drag - czyli wyścig na pół mili, gdzie jesteśmy zmuszeni do samodzielnego i jak najbardziej precyzyjnego przerzucania biegów (jednak komputer podpowiada nam kiedy to robić) i omijaniu kolejnych samochodów. Ostatni z trybów "Próba Czasowa" polega na tym by zmieścić się w limitach czasu pomiędzy poszczególnymi punktami kontrolnymi.

Wyścig bardzo urozmaica stare dobre Nitro, które pozwala nam na znaczne zwiększenie swojej prędkości w krótkim czasie jak i zupełna nowość - spowalniacz. Po naciśnięciu klawisza odpowiedzialnego za tą funkcje wszystko porusza się wolniej, a nasz samochód o wiele chętniej się ślizga. Jest to bardzo przydatny bajer. Na przykład jeśli się zagapimy i nie zauważymy na czas zakrętu o 90 stopni możemy uruchomić spowalniacz i wyratować się z opresji i wejść w zakręt na ostrym poślizgu. Wprawdzie znacznie nas to spowalnia, ale podkreślę, że znacznie lepiej jest zwolnić niż ocierać się o ściany czy zaliczać kolejne dzwony. Z czasem również poznamy wiele skrótów, które mogą nas ocalić lub też zgubić (nie zawsze skróty działają na nasza korzyść).

Policja goni mnie...

Wspominałem też, że by ścigać się z kimś z czarnej listy, należy zdobyć odpowiednie zainteresowanie policji, które liczy się w notowaniach i kamieniach milowych. Czym one są? Notowania są to punkty karne przyznawane nam za każde popełnione wykroczenie, zniszczony radiowóz czy śmigłowiec uczestniczący w akcji itp. Znacznie ciekawszą sprawą są Kamienie Milowe. Polegają one na porządnym udzieraniu policji nosa. Część z nich to zwykłe fotoradary, które musimy mijać z odpowiednią prędkością, ale samo dzikie zaliczanie fotoradarów nie starczy by zwrócić na siebie uwagę. Musimy wymijać wymagane ilości blokad, czy kolczatek, uszkodzić lub zniszczyć daną ilość radiowozów, czy też zdobyć określoną liczbę punktów notowań. Oczywiście kamieni jest więcej. Do wyżej wymienionych można doliczyć wymóg zgubienia pościgu w wymaganym czasie czy też ściganie się z policjantami przez kilka minut, albo wyrządzić szkody na daną sumę pieniężną.

Oczywiście na początku policja nie będzie się nami zbytnio przejmować i pośle za nami 2 radiowozy, aby te nas uciszyły. Jednak im skuteczniej im uciekamy tym bardziej ci chcą nas dorwać. Więc z czasem do pościgu dołączą się nieoznakowane radiowozy, policja stanowa, helikoptery, ciężkie terenowe SUV-y kończąc na specjalnym wydziale pościgowym policji Rockport. Trzeba przyznać, że gdy zainteresuje się nami wydział pościgowy, uciekanie przed policją staje się ciekawsze. Zapełniają oni dość gęsto miasto, zawsze są wspierani przez helikopter i wszędzie roi się od kolczatek obstawianych ciężkimi SUV-ami, które o wiele trudniej usunąć z drogi niż zwykły radiowóz.

Na szczęście nie jesteśmy skazani na ciągłe jeżdżenie po ulicach i czekanie na cud. Twórcy gry gęsto porozstawiali po mieście "Utrudniacze pościgu". Na czym polegają? Możemy np. podciąć parę drewnianych belek przejeżdżając przez nie samochodem by, wielki pączek reklamujący cukiernie spadł na radiowozy za tobą. A może chcesz zawalić bramie stadionu, która praktycznie rozniesie cały pościg na strzępy? Pomysłów jest wiele, a niszczenie radiowozów daję dużą satysfakcje.

Ale gdyby ciągłe uciekanie przed elitarnymi jednostkami policji bardzo nas męczyło wystarczy zmienić wygląd naszego samochodu. Nanosimy nowy lakier, oblepiamy nowymi wzorami, zmieniamy kolor szyb, czy kół. Wprowadzamy nowy spoiler i modyfikujemy wygląd karoserii. Wszystkie te zabiegi zmniejszają zainteresowanie policji naszą osobą.

Zapewne wielu z was wpadnie parę razy w łapy policji. Wtedy wyjścia są dwa - płacimy wszystkie mandaty jakie ciążyły na samochodzie, którym jechaliśmy lub wykręcamy się kartą wyjścia z więzienie, którą można zdobyć przy okazji pojedynków z ścigantami z czarnej listy. Ale jest też drugi problem - jeśli policja zgarnie nas parę razy w tym samym wozie zostanie nam on... skonfiskowany! Ale nie ma obawy. Poza kartami wyjścia z więzienia możemy się też wzbogacić o karty odraczające wyrok zabrania nam naszych 4 kółek. Musimy się więc pilnować gdyż tracąc w taki sposób ostatni samochód zawalamy całą karierę.

... a ja uciekam im tuningowanym Lamborghini!

Jedną z ostatnich rzeczy o jakiej wspomnę (a jakże ważnej!) są samochody i możliwość ich tuningu. Czym byłyby uliczne wyścigi bez tuningowanych sportowych wózków w stylu Vipera czy Lamborghini Gallardo. Samochodów w grze jest 34, ale nie wszystkie to sportowe rakiety jak wyżej wspomniane. Grę zaczynamy z... Cobaltem, albo Punto! Wiec nie muszę wspominać jak przyjemna jest przesiadka do, któregoś z lepszych wozów.

Sam tuning został znacznie zubożony i uproszczony. Mi to nie przeszkadza, ale fani tuningu na pewno będą kręcić nosem. Tuning osiągów sprowadza się tutaj do banalnego kupowania kolejnych coraz droższych zestawów, skrzyni biegów, zawieszenia czy turbosprężarek. Nie ma już dobierania każdego elementu osobno, a zestawy są uniwersalne i pasują do każdego wozu.

Trochę lepiej jest z tuningiem optycznym. Możemy zmodyfikować, karoserie wozu, zamontować dachowy wlot powietrza, zmienić lakier, ozdobić samochód jakimś ciekawym wzorem, czy założyć nowobogackie felgi od najdroższych mercedesów. Chociaż mimo tych wszystkich opcji czułem się bardzo ograniczony w kwestiach tuningu optycznego. Żałuje, że nie ma na przykład możliwości łączenia dwóch rodzajów naklejek (połączenie pasków z płomieniami po bokach itp.) a bogaciej zdobione wozy mają tylko nasi rywale z listy.

I jadę po bezkresnych drogach ku końcowi!

Miasto w MW nie jest małe. Nie należy wprawdzie do wielkich, ale trasy na pewno nam się nie znudzą. Poza tym nie mamy już do czynienia z super nowoczesną metropolią z samymi tysięczni kami. Pośmigamy też, po wielkich autostradach, albo osiedlach domków jednorodzinnych z wąskimi drogami, ale ogromną ilością skrótów. Pojeździmy też po dzielnicach przemysłowych, gdzie zawsze jest w co wpaść, a zakręty często można pokonać ścinając je. Więc i samo urozmaicenie otoczenia jest bardzo udane. Po ścigamy się też oczywiście wzdłuż zielonych pól co też jest dużą zmianą w stosunku do poprzedniczek. Chociaż największą różnicę stanowi to, że tym razem, miasto skąpane jest w słońcu i nie ma już nocnych wyścigów. Chociaż Rockport pełne jesiennych barw zdaje mi się znacznie ciekawsze niż to co oglądałem w Underground'ach.

A i pod maską mam niezły sprzęt!

Na sam koniec parę słów o grafice i dźwięku. Jak już wspomniałem, przy omawianiu miasta, jest ono skąpane w stonowanych barwach jesieni, co wyszło mu na dobre gdyż stało się zwyczajnie bardziej interesujące wizualnie. Grafika MW jest naprawdę cudowna. Efekt nitro wgniata w fotel, refleksy słoneczne na naszym wozie są świetne, a samo słońce oślepia nas dość... realistycznie. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Świetne są również modele samochodów, którymi kierujemy. Po części to dzięki ich świetnemu wyglądowi z tuningu optycznego możemy czerpać dużą przyjemność.

Co dziwne w oprawie audio, nie przeważa już hip-hop. Teraz usłyszymy więcej gitarowych rytmów i ciężkiego brzmienia. Oczywiście rapu i techno nie brakło, ale to nie one teraz przeważają na liście soundtracku. Majstersztykiem jest muzyka towarzysząca nam podczas pościgu. Tego się nie opisze - to trzeba usłyszeć samemu.

Nieźle brzmią też dźwięki otoczenia. Samochody brzmią jak samochody brzmieć powinny, chociaż nie jestem maniakiem motoryzacji i może coś omijam? W każdym razie jeśli nie zwracasz na to dużej uwagi na pewno dźwięki fur nie będą ci przeszkadzać. Przyjemnie też słucha się tego jak trąbią na ciebie tiry czy oddalające się syreny radiowozów, które dzięki sprytnemu manewrowi same wpadły na blokadę drogową. Dźwięk jest po prostu udany i tyle. Tongue

Prawie zapomniałbym powznosić peany do genialnego modelu jazdy NFS-a. Jest co prawdą bardzo zręcznościowy, ale zarazem tak przyjemny, że nie wymieniłbym go na żadne super-realistyczne bajery. Cudo i tyle.

Być nr.1

Czyli czy Most Wanted jest dobrym następcą Undergrounda? Powiem więcej - jest o niego lepszy i to wcale nie o włos. Dawno nie odczuwałem tak mocnego syndromu "jest 1 w nocy, ale jeszcze ten ostatni wyścig" przy samochodówce jak w wypadku MW. Naprawdę polecam! Wprawdzie single jest strasznie długi, ale wystarczy na parę nocek wypełnionych po brzegi grywalnością. Więc daje MW mocne 9, a jeśli jesteś zapalonym fanem tuningu i drifta odejmij punkt czy pół...

Ocena - 9

Plusy
+Model jazdy
+Policja
+Nowe tryby są świetne
+Multi mimo kilku szczegółów przedłuża życie gry
+Jak zawsze dobry soundtrack
+Powtórzę jeszcze raz - model jazdy

Minusy
-Po co się silić na historie...
-Multi mimo zalet ma parę niedoskonałości[/b]

______________________________________________________________________________________________________________________________

.:Ja Robot:.

Produkcja : USA
Gatunek : Thiller Science fiction
Data Premiery : 16.07.2004
Reżyser : Alex Proyas
Scenariusz : Akiva Goldsman
Najważniejsi Aktorzy : Will Smith

Często zdarza mi się być na "głodzie filmowym". Zalewany wieloma filmami w stylu "Jeden Rozpierdzielator vs 10.000 talibów" zacząłem poszukiwać filmu, który przyciągnąłby mnie do siebie czymś innym niż ilością krwi do, której stworzenia zużyto pewnie tysiące butelek ketchupu. Jeśli to był Helmans nie mam nic przeciwko bo ten ketchup jest najgorszym jaki jadłem, ale skupmy się na filmach.

W końcu z wielkich nudów sięgnąłem po archiwalny numer CD-Action. Znalazłem w nim krótki artykuł o robotach, którego nawet nie czytałem ponieważ moją uwagę przykuła małą żółta rameczka. Opisany w niej był film pod tytułem "Ja Robot". Jakie był moje wrażenia po zaatakowaniu pobliskiej wypożyczalni z jedną złotówką? Wyjąłem płytę z myślą "Dawno czegoś takiego nie widziałem".

Film ten opowiada z pozoru banalną historie w banalnym już świecie. Akcja filmu rozgrywa się w Chicago roku 2035 gdzie roboty swobodnie chodzą po ulicach wraz z normalnymi ludźmi. Roboty te jednak można nazwać swoistą "pomocą domową". Dzięki napisanym przez Dr. Alfreda Lanning'a trzech prawach robotyki roboty muszą słuchać się ludzi do takiego stopnia gdy ich polecenie nie uczyni szkody innej osobie.

Film zaczyna się właśnie poprzez zapoznanie się z trzema prawami. Zaraz po napisach wstępnych przenosimy się do domu Detektywa Dela Spooner'a (W którego rolę wcielił się Will Smith). Od samego początku możemy zauważyć wrogość głównego bohatera w stosunku do robotów. Choćby tekst "Z drogi blaszaku" to robota roznoszącego pocztę. Innym dowodem na jego niechęć w stosunku do robotów jest pościg za robotem biegnącym z cudzą torebką. Sponn myślał, że robot ją ukradł mimo, iż wiedział o tym, ze maszyna nie może tego zrobić dzięki zaprogramowanym prawom Lanning'a. I jak się okazuje jego przypuszczenia nie były słuszne. Jednak skąd ta niechęć? Być może ma to coś wspólnego z tajemniczym snem Spooner'a którego kolejne urywki poznajemy wraz z upływem czasu? Takich pytań będziemy sobie w trakcie filmu zadawać więcej.

Jednak właściwy film zaczyna się gdy główny bohater zostaje wezwany na miejsce samobójstwa. Dr. Lanning odebrał sobie życie skacząc z okna na plac przed budynkiem korporacji, która zarabia niebagatelne sumy na wspominanych już nieraz robotach. Taka w każdym razie jest wersja policji. Wtedy Spooner w tracie przeszukiwania pokoju Lanning'a spotyka agresywnego w stosunku do niego robota nowej generacji. To wszystko długo jest tłumaczone tym, że robot zaatakował ponieważ Spoon wymierzył do niego z broni.

Jednak Spooner nie dopuszcza do siebie, że to było samobójstwo. Dell interesuje się tą sprawą również z powodu tajemniczych więzi jakie łączyły go z Lanningiem. Powoli dochodzi, że tak naprawdę profesor... Nie. Nie będę psuł wam wielkiej przyjemności poznawania kolejnych warstw fabuły. Scenariusz napisany przez Akiv'a Goldsmana jest dla mnie istną perłą thillerów sc-fi.

Teraz parę słów o obsadzie. Jedyną naprawdę znaną postacią grającą w tym filmie jest Will Smith kojarzony m.in z serii "Bad Boys". Jednak w tym filmie nie wzbił się na wyżyny ani nie upadł na ziemie. Aktorstwo jest takie jakie miało być. Nie razi w oczy amatorszczyzną i to się liczy. Chociaż w paru scenach Will miał przebłyski wielkiego aktorskiego talentu.

No i pora na łyżkę dziegciu do słoju miodu. Roboty. A właściwie to jak wyglądają. Co jak co ale mi ich wygląd przypominał trochę film Pixara. Nie są może jakieś totalnie dziecinne, ale mnie jednak to trochę mierzi...

Jednak ograny świat czy wygląd robotów nie pozwala mi nie powiedzieć, że mamy do czynienia z kawałkiem solidnego kina. I to nie jest kino w stylu filmów z Schwarzennegerem. Tutaj strzelanie to może 10% filmu. Tutaj liczy się to jak prosta sprawa samobójstwa rozwija się z każdym zdarzeniem. Cały czas poznajemy nowe elementy układanki, która zaskakuje zakończeniem. A więc...

Ocena : 8,5/10

Plusy :

+Fabuła
+Wykonanie
+Porządnie wykonana robota aktorów

Minusy :

-Wygląd robotów
-Ograny świat

______________________________________________________________________________________________________________________________

.:Katyń:.

Produkcja
: Polska
Gatunek : Dramat
Premiera : 21.09.2007
Reżyser : Andrzej Wajda
Scenariusz : Andrzej Mularczyk, Andrzej Wajda, Władysław Pasikowski
Obsada Aktorska : Artur Żmijewski, Maja Ostaszewksa, Wiktoria Gęsiewska, Andrzej Chyra, Danuta Stenka, Agnieszka Glińska, Paweł Małaszyński.

Kiedy zaczynam pisanie tego artykułu jestem może pół godziny po powrocie z kina. Emocje towarzyszące z filmem jeszcze mnie nie opuściły. A miałem uczucia pozytywne jak i negatywne. Z jednej strony naprawdę doskonale zrobione zdjęcia i ciekawy pomysł. W końcu zbrodnia Katyńska jest wciąż sprawą dość kompromisową. Polacy obwiniają Rosjan, a Rosjanie, Niemców. Ta burza przysłużyła się filmowi, który cieszył się taką popularnością, że nasza wychowawczyni zajęła bilety dopiero w ostatnim tygodniu jego wystawiania w Cinema City. Popularności też dodawał mu sam reżyser, którym był Andrzej Wajda. Większość polaków chyba kojarzy tego reżysera. Tak samo postarano się w sprawie obsady filmowej. Wielu z nas chyba zna Artura Żmijewskiego (Świadek Koronny, Odwróceni) czy Pawła Małaszyńskiego (Grającego aktualnie w Tajemnicy Twierdzy Szyfrów). Wszystko wydawałoby się doskonałe, ale...

No właśnie to jedno, ale. Niektóre sceny. Zdarzają się być sztucznie przeciągane co potrafi doprowadzić do nudy. Na początku gdy Anna (Maja Ostaszewska) szukała swego męża Andrzeja (Artur Żmijewski) i dowiedziała się w jednej z plebani - gdzie utworzono polski szpital - że on i inni oficerowie armii zostali wzięci do niewoli zawiewa po prostu nudą... Długie wzruszenia ciągłe bieganie z rowerem tam i tu... nie myślałem, że Wajda pasjonuje się odmianą kolarstwa gdzie zamiast na rowerze jeździć ten nam tylko towarzyszy... Nie tego spodziewałem się po tym filmie. Gdy oficerowie wsiadają już do wagonów akcja na jakiś czas skupia się właśnie na jej mężu. Poznamy tam też Porucznika, pilota Piotra (Małaszyński) i Porucznika Jerzego (Chyra). Parę ujęć w wagonie po czym dojazd do Kozielska. I tutaj znów powrót do Anny, a potem do pewnego profesora z Krakowa. I takie to skakanie pomiędzy różnymi bohaterami. Co jak co, ale mnie to niezwykle irytuje. Po jakimś czasie nie wiem czy film opowiada w końcu o dramacie rodzin katyńskich czy historie samych ofiar. Jeśli dramaty rodzin katyńskich - mało tu tego. A jeśli historie oficerów - też nie za wiele... Pozostaje po tym mały niedosyt. To tak jakby w promocji "dwie dowolne kawy w cenie jednej" dostawać po pół filiżanki jednej. Poza tym jak dla mnie film sprawia wrażenie pół filmu-pół dokumentu. Sam nie wiem czy zaliczać to jako plus czy minus.

Szmery wymienione. Przejdźmy do pochwał. Na pierwszym miejscu sceneria i stroje. Naprawdę doskonale wykonane mundury. Zarówno Rosjan jak i polskich żołnierzy. Bardzo przypadł mi do gustu mundur pilota noszony przez Piotra. Dokładnie takiego ubrania oczekiwałem. Czarna skórzana kurtka, i czapeczka. Żadnych udziwnień, nic. Pięknie zrobiono też obóz w Kozielsku. Było widać, że to obóz a nie hotel. Wielopiętrowe drewniane łóżka ciasne korytarze dziury w ścianach przez co w środku panował wielki mróz. Miłym dodatkiem jest użycie, prawdziwych nagrań z tamtych czasów. Wygląda to interesująco. Miało być realistycznie i nie ukrywam - było. Film jest przyjemnością dla oczu.

A czy przyjemnością dla uszu? Nie powiem, że jest źle. Ale nie powiem też, że było wybitnie. Muzyka spełniła swoje zadanie. Często zdarzało się mieć odczucia jakby jej nie było, ale budowała klimat. W takich filmach jest to duży atut, gdyż to klimat, a nie akcja jest ich głównym atutem. Więc to co zrobił Krzysztof Penderecki zaliczam na plus.

Parę słów powiem również o klimacie. A sam klimat jest tutaj na przemian niszczony jak i budowany. Często wyżej wspomniane przeskakiwanie potrafi "wytrącić" widza z wczucia się w film. Kiedy już zaczyna dziać się coś ciekawego, liczymy na jakąś akcje, a tu pojawia się kolejną przeciągająca się scena... A wszystko to by potem klimat powstał na nowo w kolejnych scenach.

Poza tym film ma to "coś" (I tym "czymś" nie są gołe baby). Gdy tak go sobie oglądałem z końcem seansu pomyślałem "Co jest" Godzinę trwał"? A gdy już zapalono światła spojrzałem na zegarek i ujrzałem godzinę 12:48 (seans zaczął się o 10:30, ale nie brakowało reklam przed filmem...). Więc mimo wad większa część filmu wciąga.

No i sam koniec - aktorstwo. Jak już pisałem obsada filmu to znani polscy aktorzy jak i tacy o których nie słyszeliśmy bądź mogliśmy nie słyszeć. Jednak mimo wszystko było dobrze. Naprawdę doskonale wypadli ludzie grających polskich oficerów na samym końcu filmu. Naprawdę nie mogłem wtedy oderwać wzroku od tego co działo się na "ekranie". Wszystko było tak nakręcone, że słowa jakie wymawiają bohaterowie "Święty odpoczynek daj nam panie, chleba naszego powszedniego i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" lepiej do nas docierają. Jednak oprócz tego po prostu nie mam co napisać... Każdy spełnił swoje zadanie i nic nie spaprał. A więc...

Ocena : 8/10

Plusy :

+Mimo wszystko... wciąga
+Tematyka
+Stroje i scenerie
+Muzyka
+Znani polscy aktorzy

Minusy :

-Nuda w niektórych momentach
-Wkurzające skakanie między scenami przez czasami film traci klimat

______________________________________________________________________________________________________________________________

.:Total Overdose:.


Producent : Deadline Games
Wydawca : Eidos
Wydawca PL : CD Projekt
Rodzaj : TPP
Wymagania : 1.5 GHz, 256MB RAM, karta grafiki 32MB, 1.7 GB HDD, Windows 2000/XP.

Hello

Nazywam się Ramiro. Ramiro Cruz. Niedawno wyszedłem z wiezienia i trafiłem do tego miasta z powodu mojego tatka i brata. Mianowicie mój ojciec po perfekcyjnym wykonaniu zadania został wyrzucony z samolotu, którym miał uciec. Na początku miał się tym zajmować mój brat, ale cóż... złamał nogę ciamajda. Więc jestem tutaj i wykonuje kolejne misje na polecenie organizacji DEA.

Tak właściwie można opisać sam początek gry. Total Overdose jest grą o rzadko spotykanych latynoskich klimatach. Produkcja mniej znanej firmy Deadline Games miała być konkurentem GTA... jednak to jeszcze nie ten poziom by móc równać się z GTA. Cała gra opiera się na jednym - ciągłym strzelaniu i skakania z misji do misji. No, ale grę trzeba poznać...

Sam początek

Grę zaczynamy grając chwilę ojcem Ramiro. Mamy za zadanie dostać się na lotnisko gdzie czeka na nas samolot, którym mamy uciec. Przy okazji wykonywania tego zadania poznajemy podstawowe klawisze funkcyjne oraz obsługi gry. Obydwie te rzeczy nie są skomplikowane.. ba... są proste jak Paris Hilton. Klawiszami jakich będziemy używać często będą klawisze kierunkowe, przeładowanie, skok, użycie i klawisze 1-0 do wyboru broni (lub ten pokręcimy kółkiem co jest wygodniejsze). Gdy już docieramy do samolotu i uciekamy na jego pokładzie zostajemy wyrzuceni z niego przez bliżej nieokreśloną postać. Wtedy akcja przeskakuje na brata Ramiro, Tommy'iego. Rozwalamy nim pewną ciężarówkę poznający przy okazji jedną z opcji - wyskakiwanie z wozów w trakcie jazdy i... kreatywne ich używanie. Mianowicie - wóz z, którego wyskoczymy po zetknięciu się z jakimś obiektem eksploduje. I tak właśnie dzieje się z wymienioną wyżej ciężarówką. Tommy jednak w wyniku małej... pomyłki, którą można przyrównać do przyświecania sobie zapalniczką w piecu gazowym... trafia na wózek z nogą w gipsie. I wtedy do akcji wkracza Ramiro...

Od misji do misji


Dochodzimy teraz do jednej z rzeczy przez, którą gra ta nie jest konkurencją dla GTA. W TO skaczemy z misji do misji, bo poza nimi... nie ma nic do roboty. W San Andreas robiło się nawet bezsensowne rzeczy dla przyjemności czy też z przymusu. Tutaj jednak tego brakuje, miasto jest puste, nieciekawe i wygląda na ledwo żywe. Wszędzie wprawdzie porozrzucane są znaczki, które - po uzbieraniu odpowiedniej ilości - podnoszą nam życie czy dają bonusy do broni jak podwójne pistolety. Jednak zbieranie ich będzie kręciło tylko ludzi chcących odkryć każdy zakamarek terenu gry. To samo tyczy się punktów za których daną liczbę otrzymujemy, któryś z znaczków. Pomiędzy misjami, jak i w trakcie możemy zapisywać grę. Jednak w miejscach wyznaczonych przez twórców gry. Oznaczone są one jako niebieskie koła o takiej samej poświacie. Gdy już dotrzemy do takiego wybieramy spośród jednego z slotów i na nim zapisujemy grę. Na nasze szczęście punkty te pojawiają się 3-4 razy na misję i mimo tego, iż nie są one krótkie wystarczają nam w zupełności.

A same misje...

A same misje są jednym z mocnych punktów gry. Mimo, że każda opiera się na wylewaniu wiader naboi i wybiciu połowy populacji meksyku (w czym o dziwo nie pomaga nam świńska grypa o.O Chociaż wtedy tego nie było przepraszam...) gra się w nie przyjemnie. Innym ich plusem jest różnorodność lokacji gdzie wykonuje zadania. Walczymy na przykład na wielkim stadionie gdzie odbywa się corrida czy też w azteckich piramidach. Co jakiś czas zdarzy nam się ważniejszy przeciwnik, który posiada większą ilość HP niż reszta. Cele są różne... a to zabić tego, zdobyć to. W sumie nic takiego, ale kto by na to patrzył. W końcu liczy się strzelanie (Nie zarażanie). Szkoda jedynie, że ofiary do, których strzelamy są idiotami. Stoją w miejscu i prują do ciebie z nadzieję, że zginiesz. Od czasu do czasu skoczy taki w bok czy przebiegnie w inne miejsce, ale cały czas jest odkryty i czeka tylko na wpakowanie sobie paru kulek. A walczymy z m.in. meksykańskim wojskiem czy ochroniarzami pewnego bogacza w... biustonoszach. Niestety aż w biustonoszach...

Broń

Choć nie posiadamy tutaj jedynie broni palnej. Możemy bojować mężnie dzierżąc w rękach... grabie. Oprócz grabi broni do walki na bliski dystans otrzymujemy jakże znany nam kij basseballowy czy maczetę. Jeśli chodzi o broń palną, dzieli się ona na na parę rodzajów. Pistolety, strzelby, karabiny maszynowe i broń ciężka. Obsługa nimi jest banalna gdyż wspomaga nas automatyczne celowanie. Samych broni palnych nie jest też wiele. Po dwa pistolety, strzelby i dwie bronie ciężkie (granatnik oraz rakietnica) i trzy bronie maszynowe. Ostatnim rodzajem broni palnych są dwie bronie śrutowe. Typowy shotgun i jednoręczny obrzyn. Większość z tych broni możemy trzymać dwie naraz. Musimy, jednak uzbierać daną ilość znaczków broni o czym już pisałem.

Parę bajerów

Pierwszy, którego będziemy używać niemal non-stop jest spowolnienie. Tak tutaj występuję stara sztuczka z której słynął pierwszy Max Payne. Gdy będziemy oddawali skoki na bok lub strzelali inne akrobacje gra nam się spowolni dzięki czemu bez stresu będziemy mogli wykończyć o wiele większą ilość przeciwników. Oczywiście, żeby nie było super łatwo ogranicza nas pasek, który z czasem się regeneruje. Jednak rzadko kiedy mamy problemy z staminą. Inną fajną rzeczą są akrobacje robione przez Ramiro. Odbija się od ściany czy też wbiegając na nią robi efektywny skok 360 stopni. Rzecz jasna w trakcie tych popisów mamy możliwość ostrzelania wrogów. Szkoda, że z tą grafiką czuje się jakbym oglądał film... klasy C. Ostatnią sztuczką są loco movies. Są to dość... oryginalne kombosy pomagające nam w sieczeniu wroga. Przyzywamy sobie meksykańskiego zapaśnika, dostajemy dwa strzelające futerały (zgadnijcie jaki film?) czy też wykręcamy piruecik z uzi zabijając paru wrogów najbliżej nas. Ograniczono je jednak ilością. Możemy mieć najwięcej po 2 sztuki każdego loco movie. Zdobywamy je zabijając wrogów na różne sposoby. Na przykład za wymierzenie paru ładnych headshotów otrzymujemy golden gun który automatycznie nakierowuje celownik na głowę rywali. A samo strzelanie headshotów jest... oryginalne. Mianowicie przytrzymujemy sobie przycisk i wtedy przy wrogu pojawia się drugie kółko i gdy one zmniejszy się do rozmiarów takich, że mieści się w nim tylko głowa wroga puszczamy klawisz i piękny strzał. Od razu człowiek czuje się jakby stał przy automacie w zapadłym barze nad morzem...

Grafika

Jest to zdecydowanie najsłabszy punkt gry. Już kiedy była wydawana nie budziła podziwu. Nawet na najwyższych detalach można wychwycić gdzieniegdzie kanty czy też niższą rozdzielczość tekstur. Lepsza jest animacja postaci. W trakcie biegu Ramiro porusza nogami naprawdę szybko a nie jak jakiś paralityk. Można by powiedzieć, że jest z niego niezła kopia Usaina Bolta... Leży za to animacja samochodów. Wyglądają jak statyczna bryła jadąca dzięki powiewom wiatru. No i co najważniejsze - graficy stworzyli zaledwie 4-5 ich modeli w różnych kolorach Wrogowie zaś potrafią pośmiertnie przybrać ciekawe pozycje, czy też wsiąknąć połową siebie w ścianę. Po wybuchu zaś wylatuję w powietrze jakby nadziano ich na rakiety.

Muzyka


Latynoskie klimaty - tak można streścić soundtrack TO, który jest naprawdę udany. Połączenie hiszpańskiego rapu jak i takiej wesołej meksykańskiej muzyki wykonywanej przez stereotypowych Mariachi wypada w tej grze bardzo dobrze. Nie znalazłem utworu, który nie pasowałby do gry, a nawet jeśli wesoła melodyjka w sam raz na wesele przygrywa nam do wielkiej rzezi i wysadzania samochodów to... i tak pasuje.

Koniec

Sama gra - gdyby nie grafika i mała monotonność po jakimś czasie - byłaby godna polecenia. Jeśli lubisz latynoskie klimaty i bezmyślną masakrę z niemyślącymi wrogami - bierz. Jeśli nie... odpuść sobie.

Ocena : 7

Grywalność : 8
Grafika : 6
Muzyka : 8

Plusy :

+Muzyka
+Bullet time
+Strzela się całkiem miło
+Ciekawe mapy

Minusy :

-Grafika
-Lekka monotonia pod sam koniec gry

______________________________________________________________________________________________________________________________

.Tonguero Evolution Soccer 6:.


Producent
: Konami
Wydawca : Konami
Wydawca PL : CDProjekt
Data premiery krajowej : 17 listopada 2006
Multiplayer : Jest
Wymagania sprzętowe : wymagania sprzętowe: Pentium 4 1.4 GHz, 256MB RAM, karta grafiki 64MB (GeForce 4 lub lepsza), 4.5 GB HDD

Wprawdzie wojna ta nie trwa tak długo jak choćby "Konsola vs PC", ale myślę, że bitwę pomiędzy serią FIFA od EA Sports, a Pro Evolution Soccer od Konami można już nazwać "świętą" jeśli mówimy o światku gier. I to nie tylko na PC - pojedynek o serca graczy toczył się również na konsolach...

Jam jest 6...

Grałem w obie gry mające w tytule cyferkę sześć. Jednak nie będę ich tutaj porównywał na każdej możliwej płaszczyźnie. Jedynie na końcu ocenię jak najnowsze dzieło Japończyków ma się do do znacznie dłużej goszczącej na PC, FIFY od Kanadyjskiego EA Sports.

PES6 na samym początku zaskakuje mnie prostym, przyjemnym w obsłudze menu i... fatalnym udźwiękowieniem. Zaiste muzyczka (bo muzyką tego nie nazwę) jaka dotarła do mych uszu, przypomniała mi czasy gdy strzelałem do kaczek w "Duck Hunterze". Gdybym jednak chciał przeżyć takie Deja Vu, odpaliłbym sobie emulator pegasusa, a nie grę z roku 2006. W każdym razie... skoro wspomniałem o menu to wspomnę o trybach do których możemy się za jego pomocą dostać. Dla gracza najważniejsze są trzy z nich - mecz, kariera i liga. Jedynie kariera zasługuję tu na szersze omówienie. Wybieramy tutaj dowolną drużynę oraz ligę i startujemy jako drugoligowy słabeusz z przydzielonym fabrycznym składem piłkarzy, których umiejętnościami przerastają nawet Polacy - myślę, że to wystarczy za recenzję ich zdolności. Na szczęście Konami obdarowało nas genialną opcją zwaną transferami. Nowych zawodników kupujemy za "Punkty PES" otrzymane za wygrane bądź zremisowane mecze oraz nagrody indywidualne dla naszych piłkarzy. Żeby nie było - możemy wystawiać naszych zawodników na sprzedaż, by trochę zmniejszyć budżet płac, albo wymienić jednego grajka za drugiego (opcja ta bardzo mi przypadła do gustu). Istnieją w grze też tzw. "wolne kontrakty" czyli zawodnicy za których kupno nie płacimy nic, gdyż nie posiadają oni klubu, który mógłby od nas tych pieniędzy się domagać. Jedynie wynagrodzenie. A można trafić czasami niezłe perełki, przeglądając listy tychże zawodników.

W każdym razie z każdym sezonem pniemy się w górę. Wchodzimy do 1 ligi, wygrywamy krajowe puchary by w końcu trafić do rozgrywek europejskich na których kosimy niebotyczne sumy punktów. Liga mistrzów tak jak w prawdziwym świecie jest żyłą złota dla klubów piłkarskich. A pieniądze będą nam potrzebne bo w końcu trzeba opłacać piłkarzy i kupować nowych na miejsca tych, którzy poodchodzili na emerytury.

... co brzmi na jeden...


Mówiłem już o fatalnym udźwiękowieniu menu? Jeśli to was nie rusza, nie martwcie się... ekipa lokalizująca grę przygotowała dla was nielichą niespodziankę - komentatorów. Borek i Kołtoń wybitnymi komentatorami w TV może nigdy nie byli, ale to co zaprezentowali tutaj... gdyby poziom ich komentarza był człowiekiem byłaby to istota na tyle zdeformowana i upośledzona, że sama prosiłaby się o ubicie i porąbanie na setki kawałeczków by czasem nie odżyła. Nie chodzi już o samo dobieranie komentarza do sytuacji, które tak samo jak w FIFA leży i kwiczy z bezradności, ale o samo brzmienie naszego duetu. Czuje się jakbym słuchał dwóch pensjonariuszy zakładu pogrzebowego, a nie profesjonalistów, którym za to płacą. Największe ekscesy Borka, który mówi tutaj najwięcej mogę porównać do własnych eksces... zaraz po przebudzeniu. I są mniej więcej tak samo ciekawe, bo... ekipa pisząca kwestie dla nich też talentem się nie popisała. Płytkie porównania, miejscami idiotyczne teksty... może panowie zobaczyli co dla nich przygotowano i dlatego mają oni taką rezygnacje w głosie?

... ale poza tym to...

Nie będę jednak zalewał, że dźwięk jest jak dla mnie jedyną poważną wadą tej gry. Cała reszta gra jak wojskowa orkiestra. Skoro omawiałem tryb kariery powiem, krótko o innych najważniejszych trybach. Najbardziej typowym zjawiskiem w menu jest opcja "Mecz" czyli pojedyncze starcie dowolnymi drużynami z komputerem, lub kumplem na jednym komputerze. Ciekawie zaczyna się gdy posiadamy mnogą ilość kontrolerów bo możemy zagrać nawet 2 vs 2 na jednym komputerze! Sądzę jednak, że jest to opcja głównie dla konsol, gdyż ciśnięcie się w czwórkę przy monitorze nie jest wygodnym rozwiązaniem. Ale mimo to duży plus za zaimplementowanie takiej opcji.

Drugim bardziej "ciągłym" trybem jest "Liga" czyli... po prostu Liga. Niestety nie mamy wyboru tak obszernego jak w FIFA. Zaledwie pięć lig - zgoda są to te dla nas najważniejsze (Angielska, Hiszpańska, Włoska, Francuska i Holenderska) poza tym mamy do wyboru reprezentacje i paręnaście drużyn nie podpisanych pod żadną kategorię. Boli jednak brak jakiejkolwiek polskiej drużyny klubowej. Nie wymagam od razu ligi Kataru i ZzaDupioGrodu, ale parę pomniejszych mogłoby uprzyjemnić obcowanie z grą. Boli też brak wielu licencji (Chelsea zwie się "London F.C. a reprezentacja Niemiec po nazwiskach jest ciężka do rozpoznania...), ale na szczęście oddano nam do rąk bogaty tryb edycji za których pomocą można zmienić absolutnie wszystko. Nazwę klubu, jego barwy, strój, stadion "domowy", a nawet... buty danego zawodnika! Konami oddało nam też parę anonimowych drużyn o zerowych umiejętnościach. Są to takie "sloty" na własne drużyny. Możemy stworzyć nasz team od podstaw, ale jeśli mamy taka ochotę - dodać do niej piłkarzy już w grze istniejących.

Gra oferują nam również rozgrywki pucharowe. Do wyboru mamy kilka przeróżnych turniejów. Część jest wymyślona, ale mamy też rozgrywki takie jak Puchar Afryki czy Mistrzostwa Świata, które możemy znaleźć w menu jeszcze pod szyldem "Spotkania Międzynarodowego"... nie rozumiem sensu istnienia tej opcji, ale niech im będzie. Gra oferują nam jeszcze tryb Treningu, ale nie jest on zbyt interesujący. Ot bieganie za piłką. Jedyną przydatną cechą tego trybu jest możliwość poćwiczenia rzutów wolnych oraz rożnych, których skuteczne wykonywanie wymaga odrobiny wprawy. Zwłaszcza rozgrywanie rzutów wolnych jest prawdziwą sztuką. Chociaż gram w tę grę od jej wydania nie udało mi się nastrzelać deszczu bramek. Dojście do perfekcji wymaga naprawdę wiele czasu...

Wspomnę jeszcze o sklepie z bonusami, gdzie możemy kupić piłkarskie legendy w stylu Bońka itd. oraz przebrać naszych piłkarzy za... pingwiny lub jeźdźców dinozaurów. Jeśli dodam jeszcze, że głowy zawodników można zamienić na ogromne psie głowy to ktoś będzie miał wątpliwości, że to gra z Japonii?

... jestem świetny.

No i po długiej, długiej drodze przez całą budowę gry doszliśmy do tego co świnki lubią najbardziej - błotka... khm, khm... znaczy się... tego co tygrysy lubią najbardziej - samej rozgrywki. A tutaj poza wspomnianym komentarzem, który zalecam zastąpić muzyką lub komentarzem własnym jest wybitnie. Przede wszystkim powala znacznie mniej plastikowa od "Fifowej" grafika. Modele piłkarzy są wspaniałe, widać moc edytora postaci jaki posiada Konami gdyż z rozpoznaniem większości nie mamy żadnego problemu. No dobra trafiają się małe wpadki przy pracy jak Fabio Cannavaro, który wygląda jakby trafił pod prasę do miażdżenia wraków samochodów... ale ogólnie jest świetnie. Dobrę są też odgłosy z trybun, ale niestety gryzły się one z muzyką więc byłem zmuszony je wyłączyć. Jeśli chodzi o tekstury to zgodnie z tradycją, będę miał pretensję o publikę, która tutaj jest gorsza nawet od tej u konkurencji... W PES'ie kibicuje nam... wielki różnokolorowy blob, który zalał całe trybuny i macha rozpikselizowanymi flagami i transparentami? Dobra, dobra gdyby się przyjrzeć faktycznie widać tam dwupikselowe ludziki, które podskakują jakby chciały robić Pogo na koncercie... ale to wcale nie poprawia oceny.

Na szczęście otoczenia prawie nigdy nie oglądamy, a tę sprasowaną masę na trybunach nagradzają nam fantastyczne animacje. Naprawdę PES oferuje fantastyczną animacje. Jest o wiele naturalniejsza od "robotów" rynkowego rywala. W tej grze chcę się dryblować nie po to by ominąć rywala, ale żeby obejrzeć jak pięknie nasz zawodnik to robi! Do tego możemy obejrzeć to w dobrze wykonanym "odtwarzaczu powtórek", który pozwala nam dowolnie zmienić kąt kamery i umożliwia nam obejrzenia akcji z perspektywy dowolnego zawodnika, lub samej piłki. Nawet w największych zbliżeniach, zachowanie i wygląd naszych piłkarzy wygląda świetnie.

Więc jak to jest?

Pierwsza minuta z PES'em wywołuje mylne wrażenia... fatalne udźwiękowienie meczu oraz menu, mała ilość licencji i fatalne wykonanie otoczenia boiska... to wszystko staje się nieistotne kiedy już zaczniemy grać. Bo w tym tkwi siła PES'a - w niesamowicie przyjemnej i doskonale wyglądającej walce pomiędzy dwoma drużynami. A gdy już będziemy grać przeciwko żywemu człowiekowi, który w przeciwieństwie do komputera potrafi nas czymś zaskoczyć... możemy się tylko pokłonić przed mocą tej gry. Zarówno na jednym komputerze jak i w multiplayer rozgrywka z innymi jest niesamowicie satysfakcjonująca i nawet porażki nie irytują jeśli właśnie rozegrało się piękny mecz. Mój werdykt brzmi więc...

8+/10

Plusy

+Animacja i wygląd zawodników
+Mnogość trybów
+Przyjemność płynąca z gry
+Tryb kariery
+Oglądanie powtórek

Minusy

-Komentarz i muzyka
-Licencje
-Niektóre tekstury
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości