Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mistrz
#1
Arcymag Reinhard von Kleber był człekiem statecznym, rozważnym i mądrym. Wielu twierdziło, iż jest najmędrszy ze wszystkich Piromantów. Wszak nosił długą, sięgającą niemal pasa, siwą brodę, chodząc podpierał się kosturem, miał zawsze zamyślone, jakby nieobecne spojrzenie, w którym gorzał magiczny płomień, no i umiał czytać. A wyczyn to nie lada. Ci, którzy uważali Reinharda za najbardziej uczonego męża, jakiego spotkali, mieli rację; był on zdecydowanie najświatlejszą osobą, z jaką los raczył ich zetknąć, co nie oznacza, że nie było bieglejszych w Sztuce od von Klebera. Tak, czy inaczej, w okolicy darzono maga olbrzymim szacunkiem, ale i podchodzono doń z dużą dozą rezerwy wynikającej z ogólnej nieufności względem rzeczy zbyt skomplikowanych dla prostych umysłów, a przecież magia i czarowanie nie są przymiotem każdego człowieka. Starzec nie mieszkał tedy miedzy ludźmi, lecz na uboczu, nad niewielką rzeką, nieopodal traktu łączącego dwie wioski, z których jedna wiodła prym w garncarstwie, drugą zaś zamieszkiwali niezrównani kowale. Czasem ludzie z Zawodzia i Przedwodzia, bo takie miana naprzemiennie nosiły przyczajone w leśnych ostępach sadyby, przychodzili do czarodzieja z różnymi problemami, które on rozwiązywał w sposób sprawiedliwy i zadośćuczyniający wszystkim zainteresowanym stronom. Sam z rzadka opuszczał swoją pochyloną przez wiatr, krytą starą strzechą chatkę.
W czasie jednej ze swych nielicznych wypraw zatrzymał się, jak zwykle, w szynku w Przedwodziu, czy Zawodziu... Zależy, z której strony spojrzeć. Siedział przy osobnym stoliku, pykając fajkę i czekał, aż dziewka przyniesie mu strawę. Obserwował wszystko spod przymrużonego oka. Chłopi, gdy już oswoili się z jego obecnością, powrócili do swych nielicznych rozrywek. Karczma, jak to zwykle bywa w wolny dzień, była tłoczna i gwarna, toteż na gulasz przyszło mu czekać dość długo. Wyprostował chude nogi, powykręcane w stawach starością i oparł się wygodnie, przymykając powieki. Siedziałby tak bez ruchu, bez tchu, zdawałoby się, gdyby nie czerwony powiew magii, która zatańczyła w pomieszczeniu roziskrzoną barwą. Mędrzec otwarł oczy i bacznie rozejrzał się wokół. Płomienie podskakujące na świecach okupujących okrągły kandelabr rozjaśniały migotliwym blaskiem. Ogień zamigotał na moment magicznym lśnieniem i pożarł wosk, pozostawiając po sobie tylko niewielkie, żałośnie przygasłe ogarki. Mrok zaległ cieniem, gdy ostatni knot zgasł. Pomruki zdziwienia, niezadowolenia a w końcu i przestrachu zaszumiały wzbierającą falą pomiędzy ludźmi.
Reinhard von Kleber zgromadził pod palcami iskierki, gotów przeobrazić je w gorejący płomień. Przebijając wzrokiem coraz bardziej rozpraszaną kolejnymi świecami ciemność szukał innego maga. Dawno nie spotkał nikogo władającego żarem.
Karczmarz, rozświetliwszy pomieszczenie, ze wściekłością ruszył w stronę posługującej dziewki. Spracowane dłonie zacisnął w pięści, skronie pulsowały mu od burzącej się krwi. Dziewczę, przerażone, skuliło się w kącie i osłoniło jasnowłosą głowę poobijanymi ramionami. Razy spadały jeden za drugim, opasły mężczyzna przestał ją okładać dopiero, gdy się zmęczył.
- Ty diabelski pomiocie, wiedźmo jedna! - wrzasnął i splunął na podłogę. Ciżba, słysząc te słowa, zerwała się z ław, gotowa wywlec dziewczynę za włosy i na miejscu spalić ją na stosie albo utopić w rzece. Nikt jednak nie miał odwagi podejść do skrwawionej, pochlipującej cicho w rogu dzierlatki. A nuż jaki urok rzuci? Lepiej było się samotnie nie wychylać.
Reinhard mrugnął z niedowierzaniem i wstał. Ostrożnie, podpierając się powykręcanym kosturem, ruszył ze swego miejsca i stanął na środku sali, pomiędzy pospólstwem a domniemanym guślarzem. Uniósł upstrzone przebarwieniami ręce i przemówił suchym jak pergamin głosem:
- Uspokójcie się. Jeśli to dziewczę faktycznie miało coś wspólnego z zaistniałym... - poszukał odpowiedniego słowa - wybrykiem, wówczas, zapewniam was, iż dziecku nie należy czynić krzywdy. Ja obejmę nad nią opiekę i odpowiednio pokieruję jej talentem, jeśli rzeczywiście w niej drzemie. - Ciężką ciszę zakłócało jedynie monotonne brzęczenie much, leniwie snujących się po pomieszczeniu. Służka uniosła na starca zapłakane oczy i wybuchnęła jeszcze rzewniejszym szlochem, przypadając mu do stóp.
- Panie, dziękuję... dziękuję... - nie była w stanie wykrztusić nic więcej przez zaciśnięte strachem gardło. Von Kleber uśmiechnął się blado.
- Wstań dziecko, na nas już pora.

Elsa zupełnie inaczej wyobrażała sobie bycie uczennicą maga. W jej marzeniach na pewno nie było mowy o szorowaniu starej, lepiącej się podłogi, prania, gotowania, kiszenia ogórków, które mistrz wyjątkowo uwielbiał, ani cerowania starych skarpet. Tymczasem życie dziewczyny niewiele się zmieniło, poza tym, że nikt jej nie tłukł ani nie musiała martwić się o dach nad głową. Co samo w sobie było już zmianą na lepsze, toteż guślarka, nie narzekając, wypełniała skrzętnie wszystkie powierzone zadania, po cichu licząc, że nauczy się wreszcie czarować.

Siedem lat spędzonych w dzikich ostępach mrocznej puszczy, porastającej niemal cały kraj, wydawały się być wiecznością. Żmudna praca, jaką było czarostwo, przynosiła mizerne efekty, ale upór i samozaparcie popychały wątłe rezultaty cały czas, nieustannie, na przód.
Reinhard, gdy tylko usłyszał od swojej podopiecznej o nawiedzających ją snach, w których gorzał czerwony ogień, o dziwnych przypadkach, gdy świece gasły, bądź buchały dziwnym żarem w obecności dziewczyny, nie miał najmniejszych wątpliwości, że udało mu się odnaleźć perłę w błocie. Sam, jako młody chłopak, przechodził przez podobny koszmar oglądania magii bez możliwości poskromienia jej. Elsa okazała się być pojętną uczennicą. Pokornie i z dużą cierpliwością wykonywała jego polecenia, choć niejednokrotnie z czarowaniem nie miały one nic wspólnego. No, ale przecież ktoś musiał wykonywać wszystkie domowe obowiązki.
Zmieniła się. Płomień, który w niej mieszkał, zaczął być widoczny w brązowych oczach dziewczęcia, rozjaśnił twarz, zamigotał rdzą w jasnych dotąd włosach. Nadał jej charakteru, pewności siebie i piękna płonącego lasu. Huczał, rozsypując iskry, grzmiał w głosie, coraz bardziej władczym i stanowczym. W ogóle nie przypominała przestraszonej, trzynastoletniej dziewczynki, którą mag zabrał z karczmy. Stawała się oblubienicą pożogi, otulona karminowym płaszczem magii.
Młoda magini darzyła swego mistrza olbrzymim zaufaniem, szacunkiem i oddaniem. Zawdzięczała mu tak wiele, że nie wiedziała, czy kiedykolwiek uda jej się spłacić ten dług. Kochała go miłością, jaką małe dziecko miłuje swojego ojca. Był stary i zniedołężniały, ale tylko na zewnątrz. Umysł nadal miał bystry jak nurt górskiego strumienia i ostry niczym balwierska brzytwa. Przenikliwość i dalekowzroczność osądów wydawanych przez czarodzieja sama w sobie wydawała się być magią, tym bardziej, że najczęściej okazywały się być słuszne i trafne. Dziewczyna nieco zazdrościła mu lekkości, z jaką rozkazywał płomieniom, łatwości w panowaniu nad nimi. Chciała móc kiedykolwiek cieszyć się taką estymą, jaka otaczała von Klebera. Był jej niezaprzeczalnym autorytetem i mentorem. Toteż dzielnie znosiła zrzędliwe mamrotania i utyskiwania starego człowieka.
Idąc koło niego żwirowym traktem zastanawiała się, jak bardzo, tak naprawdę, był wiekowy. Kiedyś, na pytanie ile właściwie wiosen przeżył, odpowiedział enigmatycznie, że czas nie jest ważny, lecz sposób jego wykorzystania. Z innych jego lekcji wiedziała również, że magia potrafi wydłużyć życie czarodzieja do wielu setek lat.
Reinhard wsłuchiwał się w ptasie trele, postukując kosturem przy każdym powolnym kroku. Ciekawiło go, jak jego uczennica poradzi sobie w świecie już bez niego. Czuł, że koniec jest bliski, wewnętrzna intuicja szeptała mu do ucha kołysankę śmierci. Żałował, że nie zdążył nauczyć jej wszystkiego, czego potrzebowała. Myślał nad tym bardzo długo. W nocy, zanim ruszyli do wioski, postanowił napisać jej list polecający do Akademii. Zebrał też całkiem pokaźny stosik złotych monet, kilka niezbędnych ksiąg i zapakował to wszystko do sosnowej skrzyneczki, którą przewiązał czerwoną wstążką. Gdy wrócą da prezent Elsie i wyśle ją do Akademii, by tam mogła kontynuować swoje studia. To było słuszne i rozważne posunięcie. Sam przed sobą oszukiwał się, że nie będzie tęsknił za dziewczyną. Przywiązał się do niej, traktował jak córkę, była mu bliższa, niż ktokolwiek inny na ziemi.
Z pobliskich zarośli, zieleniących się wczesną wiosną, wyszło na trakt kilku mężczyzn. Wziąwszy się pod boki, największy spośród nich, przemówił:
- A dokąd to, staruszku, z dzierlatką się udajecie? I co ukrywacie w tym tobołku, hę? - wyszczerzył się paskudnie. Łypnął jedynym okiem na Elsę i oblizał się lubieżnie. Dziewczyna zmierzyła go lekceważącym spojrzeniem od stóp do głów z najwyższą pogardą; „dawno na tym dukcie nie spotkano żadnego zbira, a i ten niebawem przejdzie do przeszłości” - pomyślała. Zerknęła na Mistrza, zaczynającego mamrotać pod nosem znaną jej inkantację. Wiedziała, co za chwilę się stanie; cała trójka stanie w płomieniach, które strawią doszczętnie ich ciała, nie pozostawiając nic, poza popiołem. Sama nie potrafiła jeszcze używać tak skomplikowanych zaklęć i bardzo żałowała, że nie może zetrzeć napastników osobiście. Tak, czy inaczej, los rozbójników był przesądzony.
- Gadajcie, dziadu, póki po dobroci pytam – wyszarpnął wyszczerbiony miecz zza pasa i pogroził nim Reinhardowi. Mag uniósł drżącą dłoń w jego stronę, wskazując kompanię zakrzywionym, zakończonym twardym szponem paluchem. Postrzępiona szata, składająca się niemal z samych łat o wielorakich odcieniach szarości, załopotała szarpana magicznym wiatrem.
- O w kurwę... - szepnął zbój i ruszył wraz ze swymi kamratami na czarodzieja. Zabrzęczała stal, ptasi zaśpiew umilkł, zdjęty grozą, okrzyk napastników rozdarł leśną ciszę. Elsa uskoczyła w bok, niemal w ostatniej chwili uchylając się przed pordzewiałym ostrzem, które świsnęło koło jej ucha. I utkwiło w łysej czaszce starego maga. Von Kleber upadł na ziemię ze zdziwieniem w oczach i zastygłych słowach rozproszonego czaru na ustach. Droga zalśniła krwawą purpurą. Nie zdążył... Dziewczyna wrzasnęła przerażona, przypominając na powrót małą, zalęknioną służkę z karczmy. Owiał ją kwaśny odór niemytego ciała. Ktoś położył jej dłoń na ramieniu i zacisnął mocno.
- To teraz inaczej nam zaśpiewasz, ptaszyno – tchnął w jej ucho banita rozcinając ostrym nożem koszulę na piersiach czarodziejki.
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#2
Podobało mi się, ale znalazłem pewien duży problem - chodzi o dynamikę. Tekstu nie czyta się płynnie, scena walki została bardzo nierealistycznie oddana, zupełnie inaczej jak choćby w "Wiedźminie". Ogólnie, brawa za warsztat, ale opowiadanie wygląda jak jedno wielkie streszczenie - z opisami i interpunkcją nie masz problemu, ale z akcją, czymś, co jest bardzo ważne. Dla wprawy opisz kilka scen walk, napadów na banki czy czegoś podobnego. Moja ocena to 6,5/10, oczywiście, czekam na ciąg dalszy, ale wcześniej naprawdę radzę Ci poćwiczyć wyżej wymienione rzeczy.

Pozdrawiam.
"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#3
Cytat:Wszak nosił długą, sięgającą niemal pasa, siwą brodę, chodząc podpierał się kosturem, miał zawsze zamyślone, jakby nieobecne spojrzenie, w którym gorzał magiczny płomień, no i umiał czytać.

Zrezygnowałbym z przecinków zastępując je kropkami.

Ogólnie moje wrażenia są dobre. Podobają mi se barwne opisy jakie stosujesz, choć jak nadmienił już mój poprzednik, akcja dzieje się zbyt szybko. Czułem lekki niedosyt, kiedy wydarzenia z karczmy nagle się rozmyły i zaczął się zupełnie inny wątek. To samo z samymi wydarzeniami już wewnątrz karczmy, które przeleciały mi koło nosa. Podobnie jest zresztą, z krótkim opisem lat spędzonych u Maga w jego chacie, który zaprezentowałaś. W tym przypadku postawiłbym na większą ilość opisów mniej ważnych sytuacji, tudzież odbieganie od głównego wątku, by nadać barw całości. Postaraj się udomowić czytelnika w świecie, w którym go osadzasz.

Moja ocena: 7/10

Moje Gadu Gadu: 13187379
----
Moja twórczość:
Bezbarwny żywioł (poezja)
Ostatni Element (akcja)
Drzwi na końcu korytarza (Horror)
Spójrz w moje oczy(Poezja)
Odpowiedz
#4
Cytat:A wyczyn to nie lada.
Połączył bym to zdanie z poprzednim za pomocą przecinka.

Cytat:Starzec nie mieszkał tedy miedzy ludźmi,
Ogonek.

Cytat:w szynku w Przedwodziu, czy Zawodziu... Zależy,
Chyba mała litera, ale tak mi się tylko wydaje intuicyjnie. Może wypowie się ktoś inny.

Cytat:Obserwował wszystko spod przymrużonego oka.
Ja bym dał:
Obserwował wszystko przymrużonymi oczyma. Albo jeszcze lepiej:
Obserwował wszystko spod przymrużonych powiek.
Rozumiesz o co chodzi.Smile

Cytat:Płomienie podskakujące na świecach okupujących okrągły kandelabr rozjaśniały migotliwym blaskiem.
Dałbym: pojaśniały.

Cytat:Przebijając wzrokiem coraz bardziej rozpraszaną kolejnymi świecami ciemność szukał innego maga.
Hmmm... Ciężko się czyta to zdanie, ale nie mam w tej chwili pomysłu jakby je można przeredagować.

Cytat:a domniemanym guślarzem
Chyba guślarką, chyba że miałaś na myśli, że dziecko a nie dziewczyna.

Cytat:- Panie, dziękuję... dziękuję... - nie była w stanie wykrztusić nic więcej przez zaciśnięte strachem gardło.
Raczej duża litera, wiem że wielokropek, ale to zdanie nie tyczy się bezpośrednio mówienia.

Cytat:Elsa zupełnie inaczej wyobrażała sobie bycie uczennicą maga. W jej marzeniach na pewno nie było mowy o szorowaniu starej, lepiącej się podłogi, prania, gotowania, kiszenia ogórków, które mistrz wyjątkowo uwielbiał, ani cerowania starych skarpet.
Przypomina mi Karate Kida.Big Grin W każdym razie fajny zamysł. Podoba mi się.

Cytat:popychały wątłe rezultaty cały czas, nieustannie, na przód.
Myślę, że jedno określenie by starczyło. Wiem, że w taki sposób pasuje do, że tak powiem "barwnej opisowości" opowiadania, ale to takie masło maślane.

Cytat:poradzi sobie w świecie już bez niego
Pogrubione bym wyrzucił.

Cytat:wyszczerzył się paskudnie.
Coś mi tu nie gra. Przemyśl to zdanie.Smile

Cytat:Dziewczyna zmierzyła go lekceważącym spojrzeniem od stóp do głów z najwyższą pogardą; „dawno na tym dukcie nie spotkano żadnego zbira, a i ten niebawem przejdzie do przeszłości” - pomyślała.
Może kropka zamiast średnika i rozbić na dwa zdania?

Cytat:Wiedziała, co za chwilę się stanie; cała trójka stanie w płomieniach,
Wcześniej nie było żadnych średników, na koniec jakbyś sobie o nich przypomniała.Big Grin Zastanowiłbym się tu nad dwukropkiem.

Cytat:Sama nie potrafiła jeszcze używać tak skomplikowanych zaklęć i bardzo żałowała, że nie może zetrzeć napastników osobiście.
Zetrzeć na co? Jak ziemniaki na tarce?Big Grin Dałbym: nie może zetrzeć na proch albo zamienił zetrzeć na zaatakować lub coś takiego.

Cytat:- Gadajcie, dziadu, póki po dobroci pytam – wyszarpnął wyszczerbiony miecz zza pasa i pogroził nim Reinhardowi
Duża litera.

Cytat:- O w kurwę... - szepnął zbój i ruszył wraz ze swymi kamratami na czarodzieja.
Po takich słowach spodziewałbym się raczej, że zaczną uciekać.Smile Wyraziłbym to w jakichś lżejszych słowach.

Język
Barwny, podniosły, błędy marginalne. Pogratulować.Big Grin

Fabuła
Spodobało mi się, że uczennica Mistrza kisiła ogórki itd. Dawno nie czytałem fantasy, ale wydaje mi się to oryginalne i fajne, niesie skojarzenie z Karate Kidem, jak napisałem wcześniej.
Byłoby lepiej, gdyby scena końcowej walki była dłuższa.
Samo zakończenie zaskoczyło mnie, może dlatego, że ładnie wyeksponowałaś to, że Elsa była tak pewna zwycięstwa maga, a tu bęc.

Postaci
Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o czarodzieju, tytułowym Mistrzu.
Elsa jak najbardziej na plus, szczególnie za ogórki.Big Grin

Podsumowując:
PLUSY
- Barwność opisów.
- Marginalne błędy, nic poważnego.
- Zaskoczenie finałem.
- Ogórki (Karate Kid). Cool

MINUSY
- Finał zbyt krótki.
- Czasami nadmiar podniosłych słów, ale w fantasy chyba juz tak musi być.Smile

Cztery plusy , dwa minusy. 7/10 jak dla mnie.

Pozdrawiam.


Odpowiedz
#5
Przede wszystkim - za krótko. Jak na taką ilość wiadomości i tak rozległą fabułę tekstu jest zdecydowanie za mało. Nie byłoby źle gdybyś rozpisała to w narracji innej niż skrótowa. Wyszłoby z tego od kilkunastu do kilkudziesięciu stron tekstu.
Profile psychologiczne postaci nie są może wyjątkowo szczegółowo zarysowane, ale pod tym względem tekst i tak wybija się ponad forumowe standardy (działu fantasy).
Nie ma żadnych, mrocznych, zakapturzonych wędrowców z mieczem na plecach (też plus).

Pomysł na opowiadanie zdaje się nie być zły, jednak wykonanie nie wypadło zbyt dobrze moim zdaniem. Za dużo tu o tym co bohaterowie czuli\myśleli, za mało zaś opisów ich działań etc. Nie ma dynamiki tam gdzie jest ona potrzebna, przyspieszasz za bardzo tam, gdzie powinno się zwolnić.

Ogólnie - całkiem nieźle.

5/10
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#6
Dziękuję Wam wszystkim za komentarze. W zasadzie chciałam stworzyć miniaturę, ale za dużo literek mi wyszło Sad

Zgodnie z Waszymi wskazówkami zamierzam wydłużyć tekst. Rozszerzę go tu i tam, po czym wstawię poprawiony. Mam nadzieję, że bardziej się spodoba Wink


Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#7
Nie znam się za bardzo na ocenianiu tekstów pod względem, nazwijmy to, technicznym, toteż ocenię po swojemu. Przedstawiona przez Ciebie historia bardzo mi się podoba, nie jest banalna, choć motyw maga i ucznia nie jest rzeczą nową. Patrząc na Twój warsztat... Cóż, zaczynam się trząść ze strachu na myśl, że stoczę z Tobą pojedynek literacki.
Odpowiedz
#8
Cytat:iż jest najmędrszy ze wszystkich Piromantów. 
najmędrszym chyba lepiej będzie, chiba że miało być, a się literówka wkradła Tongue

Cytat: Wszak nosił długą, sięgającą niemal pasa, siwą brodę, chodząc podpierał się kosturem, miał zawsze zamyślone, jakby nieobecne spojrzenie, w którym gorzał magiczny płomień, no i umiał czytać.
najmędrszy to chyba, że jest najmądrzejszy, nawet sprawdziłem teraz, a z tych rzeczy oznaką mądrości jest chyba tylko umiejętność czytania, bo reszta to standardowe wyposażenie maga, czy kim on tam jest.

Cytat: nie mieszkał tedy miedzy ludźmi
między

Cytat: W czasie jednej ze swych nielicznych wypraw zatrzymał się, jak zwykle, w szynku w Przedwodziu, czy Zawodziu... Zależy, z której strony spojrzeć. Siedział przy osobnym stoliku, pykając fajkę i czekał, aż dziewka przyniesie 
wydaje mi się, że siedział od nowego akapitu powinno być

Cytat: Mędrzec otwarł oczy
otworzył, otwarł to chyba zbędne udziwnienie Tongue

Cytat: Mrok zaległ cieniem, gdy ostatni knot zgasł.
mrok jest przeważnie zacieniony, nie podoba mi się to sformułowanie

Cytat: Dziewczę, przerażone, skuliło się w kącie i osłoniło jasnowłosą głowę poobijanymi ramionami. Razy spadały jeden za drugim, opasły mężczyzna przestał ją okładać dopiero, gdy się zmęczył.
- Ty diabelski pomiocie, wiedźmo jedna! - wrzasnął i splunął na podłogę. 
No czegoś nie rozumiem, wiedzą, że magia jest dobra, mają przecież maga, do którego nawet chodzą rozwiązywać spory, a dziewkę od razu pobili? Dziwne

Cytat: W jej marzeniach na pewno nie było mowy o szorowaniu starej, lepiącej się podłogi, prania, gotowania, kiszenia ogórków, które mistrz wyjątkowo uwielbiał, ani cerowania starych skarpet.
w jej marzeniach nie było mowy o praniu, cerowaniu, kiszeniu, pomyliłaś końcówki

Cytat: Tymczasem życie dziewczyny niewiele się zmieniło, poza tym, że nikt jej nie tłukł ani nie musiała martwić się o dach nad głową.
Trochę mi nie brzmi, nie lepiej jakoś: Jej życie wyglądało niemal identycznie jak wcześniej, z tą różcnią, że nikt jej nie tłukł. Bo to tymczasem tak zaburza mi trochę odbiór.

Cytat: Żmudna praca, jaką było czarostwo
czarostwo? Nie ma takiego słowa, pewnie tak chciałaś, ale czemu nie napisać zwyczajnie czarowanie?

Cytat:  o dziwnych przypadkach, gdy świece gasły, bądź buchały dziwnym żarem w obecności dziewczyny
No ej, sam był świadkiem zdarzenia ze świecami, a teraz po siedmiu latach piszesz, jakby się dopiero o tym dowiedział

Cytat: Dziewczyna nieco zazdrościła mu lekkości, z jaką rozkazywał płomieniom, łatwości w panowaniu nad nimi.
nie wiem czy przecinek po lekkości jest konieczny, a część zdania po drugim przecinku to trochę powtórzenie łatwości rozkazywania, tak mi się zdaje


Cytat: Gdy wrócą[,] da prezent Elsie i wyśle ją do Akademii

Uuu, smutno się kończy, ale też trochę dziwnie. No kurde, jeśli jestem w stanie zrozumieć zniedołężnienie maga, to absolutnego braku reakcji dziewczyny nie. Uczyła się u niego siedem lat! To kupa czasu, a nie umiała żadnego zaklęcia? To co, miała iść do Akademii sprzątać? Rozumiem mogła nie znać zaklęcia na ogień piekielny doszczętnie spalający swój cel, ale jakieś zwykłe ogniste kule czy coś? Trochę to naciągane.

Nie zmienia to faktu, że tekst jest napisany dobrze. Oczywiście jest trochę błędów, ale kwestia dokładnego sprawdzenia i zastanowienia się. O, a jeszcze coś. Tekst jest trochę przeładowany. Krótko a dużo. Zaczniesz jakiś wątek, wejdziesz w jakieś miejsce, by zaraz, kilka zdań dalej, zacząć całkiem nowy. Taki trochę niedosyt to zostawia.

6/10

Pozdrawiam Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#9
Kociach, nie musisz się mnie obawiać, w najmniejszym stopniu. Nie taki wilk straszny... Dziękuję Ci za komentarz i dobre słowo, nie powiem, połechtałeś moją próżność...

Hanielu, dzięki za poświęcony czas, za wyłapanie błędów i niedoróbek Smile

Cytat: Cytat: Dziewczę, przerażone, skuliło się w kącie i osłoniło jasnowłosą głowę poobijanymi ramionami. Razy spadały jeden za drugim, opasły mężczyzna przestał ją okładać dopiero, gdy się zmęczył.
- Ty diabelski pomiocie, wiedźmo jedna! - wrzasnął i splunął na podłogę.

No czegoś nie rozumiem, wiedzą, że magia jest dobra, mają przecież maga, do którego nawet chodzą rozwiązywać spory, a dziewkę od razu pobili? Dziwne

Miałeś wcześniej fragment, że ludność odnosiła się do niego sceptycznie, bo był starym magiem, umiejącym więcej, niż oni wszyscy razem wzięci. To są prości, zabobonni ludzie. Mało tego, nigdzie w tekście nie napisałam, że magia jest dobraCool No, chyba że popielenie ludzi pstryknięciem za takowe uważaszDodgy

Cytat:Uczyła się u niego siedem lat! To kupa czasu, a nie umiała żadnego zaklęcia?

Zakładam, że magia jest diablo trudną sztuką. Poza tym Elsa była w stu procentach pewna, że jej Mistrz da sobie radę. A tu srrru! Jej guru dało się pokroić jakimś obwiesiom, bo nie zdążyło rzucić czaru. Wyobraź sobie, że jesteś cichym wyznawcą, np Conana Barbarzyńcy. I on uczy Cię szermierki. Walczysz nieźle. Stajecie naprzeciw jakiegoś przeciwnika i widzisz, jak Twój Mistrz, z charakterystycznym, wrednym uśmieszkiem łapie za rękojeść miecza. Napastnik naciera na niego... Conan chce zrobić zamach, ale klinga klinuje się w pochwie. Głowa barbarzyńcy spada z karku... Nie zdębiałbyś?

Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#10
Hmm, wiedząc, że mój mistrz jest już stary raczej sam starał bym się załatwić tych bandytów, szczególnie, że wszystko wskazuje na to, że to jakieś zwykłe obwiesie, a i mistrz byłby dumny, że czegoś mnie nauczył;p a tak, z dziewczyny miał być nieoszlifowany diament z błota czy jak to określiłaś tam, a wyszedł zwykły kamyk, który do niczego się nie przydał.

A z tym pierwszym, to i tak dziwne, bo skoro nawet bali się magii, to jednak byli z nią jakoś tam obyci, bo skoro mag stary, to już duuużo czasu znają magię, a dziewkę traktują prawie jak inkwizycja, jeszcze tylko stosu brakowało. A jak już tak jej nie chcieli, to nie mogli jej oddać do maga sami? Lepiej się jej bać i ja tłuc po kątach? Do oddania niesfornego dziecka nie trzeba mieć dużo rozumu;p



A jeszcze jedna sprawa. Dobra, mówiłaś, że jest już stary, ciało nie te, ale władze umysłowe zachował w pełni, bystry jak nurt umysł i tym świadczy, w takim razie, dlaczego nie zdążył? Wypowiedzenie zaklęcia zaliczam raczej do bolączki umysłu, niż ciała. A tu masz, spóźnił się. To,wg mnie, taki mag, któremu wypowiedzenie zaklęcia obronnego zajmuje masę czasu, jest nic nie wart. Zginął by przy pierwszym, lepszym napadzie! A tu bandyta jeszcze gadał! Inni mogli przecież atakować bez słowa. Nie trzyma mi się to kupy.

I jeszcze, najmędrszy że wszystkich PIROMANTÓW, jak dla mnie, to taki tytuł powinien o czymś świadczyć, chyba że ci piromanci zajmowali się zapalaniem świeczek, ale wtedy piromanta to za duże słowo;p
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości