Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Miłość [filozofia Fichtego]
#1
Nieszczęście! Wydawać by się mogło, że stała się największa tragedia, ale nie wolno tak mówić. W ogóle nie wolno nic mówić, w ogóle nie ma żadnego na nic znikąd przyzwolenia, ani niemożności. Biedny człowieku, nawet jęku ci zabroniono. Stoisz drżący, zapłakany, a nieistniejący odmawia ci istnienia. Chciałoby się krzyczeć, ale nie ma kto i nie ma jak. A oto na przekór wszystkiemu wdziera się w tą nicość drapieżne, choć bezradne "Ja" i woła: "Ja kocham!" Piękna iluzja myślenia, które samo przeczy swojej możliwości. Nie ma nic, a coś jakby szyderczo się śmieje, kiedy wyimaginowane pozornie "Ja" krztusi się własną ohydą, wiedząc, że nawet do niej nie ma prawa. Żałosny, przesycony żalem, bezsilny. Tworzy sobie pojęcie miłości i tuli się do niego jak oszalały.
Oto stoi mała dziewczynka i szepcze: "Kocham Cię."
Ze wstrętem tworzy swoją przyszłość, wykorzystując jaźniowość. Przepowiada zdarzenia, które wie że się zdarzą, choć nie mogą. Tkwiąc w jedynej możliwej chwili- tej chwili, nasyca się nienawiścią. Nienawiścią, która kontrastuje z miłością do pięknego podmiotu. Solipsyzm, wybłagany w nicość przez nicość, zdeformowany przez przeniesienie akcentu na obiekt transcendentny- a przynajmniej tak się wydawało było- przeobraża się w coś na kształt teizmu i to w wydaniu Spinozy. Wspomnienia wzięte znikąd, ranią jej myśl o umyśle. Wszystko o czym pomyśli, to jest. Boskie przekleństwo.
On tworzy jej podmiotowość, tylko w tym tkwi jej nadzieja. Wszechrzeczywistość samoafirmuje się w uczuciu, które nie ma racji bytu.
Kocham Cię, kocham.
Odpowiedz
#2
Dosyć udana proza poetycka, aczkolwiek jak dla mnie trochę za bardzo rozmyta. Za dużo tu niedopowiedzeń i poetyckości, a za mało konkretów. Myślę, że można ten tekst jeszcze dopracować. Uważam, że masz talent i "swój" styl, ale czasem przesadziłaś i przekombinowałaś.


Np. tutaj:
(04-08-2011, 11:33)Kochanka napisał(a): w ogóle nie ma żadnego na nic znikąd przyzwolenia, ani niemożności.

Ponadto, o ile samoafirmującą się wszechrzeczywistość można jeszcze wytłumaczyć (językowo), to "jaźniowości" już zupełnie nie.

Pozdrawiam.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#3
No cóż, "jaźniowość" jest pojęciem typowo Fichteańskim (Ichheit). Jest to "Ja" pojęte jako ogół wszystkich "Ja" ludzkich- "Ja" jako społeczeństwo. Poza tym wydaje mi się, że nie "przekombinowałam" w żadnym momencie bardziej niż Fichte, na którego się tu powołuję. Rozumiem doskonale, że nie wszyscy muszą znać jego dzieła. Pozwolę sobie więc zacytować fragment:

Cytat:„"Nigdzie nie ma nic trwałego, ani poza mną, ani we mnie; jest tylko nieustanna zmiana. Nie wiem w ogóle o żadnym istnieniu, nawet o moim własnym. Nie ma żadnego istnienia. Ja sam w ogóle nie wiem i nie jestem. Są tylko o b r a z y; one są jedynym, co istnieje, i one wiedzą o sobie –na sposób obrazów. Obrazy, które ukazują się, chociaż nie ma nikogo, komu by się ukazywały. Obrazy powiązane ze sobą poprzez obrazy obrazów, obrazy, które nie są wizerunkiem czegokolwiek, obrazy bez sensu i celu. Ja sam jestem jednym z tych obrazów. A nawet tym nie jestem, ale tylko zamazanym obrazem obrazów. Cała rzeczywistość zamienia się w dziwaczny sen; nie istnieje ani życie, o którym się śni, ani umysł, któremu się śni. W sen, który we śnie zależny jest sam od siebie. O g l ą d jest snem; m y śœ l e n i e, Ÿźródło wszelkiego istnienia i wszelkiej realności, jaką sobie roję, źródło m o j e g o istnienia, mojej siły, moich celów – jest snem o tym śnie”."
(Johann Gottlieb Fichte, Powołanie człowieka, PWN, Warszawa 1956,s. 107-108)

Odpowiedz
#4
Nienawidzę.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości