Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Między bestiami i kmieciami
#31
Cytat:Co do spraw porządkowych to z reguły nigdzie nie przenosimy starych utworów.

Sądzę, że, jeżeli autor uważa jakiś swój utwór za przestarzały, to powinno być wyraźnie zaznaczono na początku utworu, jeżeli nie da się zorganizować tego z pomocą rozmieszczenia. Inaczej dość wielu ludzi zaczyna czytać takie utwory i niepotrzebnie opracowywać uwagi.
Odpowiedz
#32
Prośba autora jest jednym z tych niezwykle rzadko występujących wyjątków.
Zaś co do obawy, że nagle tłumy rzucą się czytać stare utwory... Big Grin
Odpowiedz
#33
(27-05-2011, 12:54)kubutek28 napisał(a): Wrzucam kolejny fragment:

Tymon zbudził się późno przed południem. Poprzedniego wieczora w karczmie (przecinek) wraz z innymi mieszkańcami wioski(przecinek) świętowali po udanej i ciężkiej pracy przy budowie nowej stodoły dla jednego z wieśniaków. Biesiada była nadzwyczaj udana, toteż zwlókł się z łóżka z ogromnym bólem głowy. W ustach czuł imitację pustyni, więc wybrał się na zewnątrz, by napić się wody ze studni.
(...)
Chwycił oburącz skrzypiący koniec i zaczął ciągnąć do dołu. Chciałbym być głuchy,(myśl kursywą) pomyślał zaciskając zęby.
(...)
— Pamiętasz — przerwał ciszę Ongus —(brak spacji)jak kiedyś mówiłeś, że chciałbyś trochę pozwiedzać cokolwiek poza wioską? Nadarzyła się ku temu sposobność.
— Jak to? — Tymon nie zrozumiał Tymon.
(...)
Pomyślał, że jednak dobrze byłoby przystać na daną mu propozycję.
(...)
Tymon chciał odejść do chałupy.
— Poczekaj! — Ongus go zatrzymał go Ongus. — Najpierw chodź ze mną do wieży, chcę ci przedstawić jeszcze jednego członka wyprawy.
— O — zdziwił się chłop. — wciągłeś w swoje plany kogoś jeszcze?
— Tak właściwie… — zawahał się Ongus. — To on wciągnął mnie.
— Nie wiedziałem, że w ogóle ktoś może być ci panem! — Tymon się uśmiechnął się Tymon.
Ongus postanowił zignorować tę uwagę.

***
— Panowie, poznajcie się! — rzekł Ongus, gdy tylko wszedł z Tymonem do wieży. Tracjan natychmiast wstał od stołu, przy którym siorbał w zadumie gorącą herbatę.
— Tracjan Klemenson, do usług! — rzekł, wyciągając rękę w kierunku Tymona.
— Tymon… Też do usług — odpowiedział chłop trochę zdziwiony, odwzajemniając uścisk dłoni.
— A więc — rzekł Ongus — znacie swoje imiona, może teraz przedstaw nam plan podróży — zwrócił się do Tracjana.
— No dobrze… — odparł łowca. — Najpierw musimy dostać się do mojego domu, w którym znajduje się cały potrzebny do naszej misji ekwipunek. Później udamy się do jaskini, gdzie znajduje się obecnie nasz cel. — Mówiąc to wskazywał palcem na stole palcem prowizoryczną trasę podróży.
— Coś ogólnikowy ten plan — zauważył Tymon.
— Ach, bo właściwie wszystkiego nawet my nie wiemy — zaczął tłumaczyć Ongus. — Tym bardziej tobie nie możemy niektórych rzeczy powiedzieć, dowiesz się w swoim czasie.
Tymon posmutniał. Nie podobało mi się, że jego przyjaciel miał przed nim jakieś tajemnice.
— Dobra, to ja idę(przecinek) przyszykuję pakunki… — rzekł z zawodem, wychodząc z wieży.
(...)
— Jest mądrzejszy, niż wygląda — odpowiedział tajemniczo Ongus.
— Pozostali chłopi w wiosce nie dorównują mu intelektem do pięt, Tymon nie zna swoich możliwości. <-- połączyć by to z poprzednią wypowiedzią
(...)
 W tym momencie czekali na Tymona(kropka) — choć wiedzieli, że musi jeszcze załatwić trochę sprawunków, zaczynali się niecierpliwić.
Tu rozumiem, że jeszcze nie było dziadzia, który zostałby z dobytkiem.

BTW: rzadko piszę w papierze, tylko jeśli nie mam pod ręką laptopa
Odpowiedz
#34
Cytat:Zaś co do obawy, że nagle tłumy rzucą się czytać stare utwory...

Nawet jeśli nie tłumy, a tylko ktoś jeden, to i tak lepiej nie dezorientować człowieka.
Odpowiedz
#35
Cytat:Nawet jeśli nie tłumy, a tylko ktoś jeden, to i tak lepiej nie dezorientować człowieka.
Ja myślę, że data utworzenia wątku wiele powinna wyjaśniać. Powtórzę zaś jeszcze raz - choć to starsza wersja opowiadania, to nowszej jeszcze nigdzie nie publikowałem, więc nie wiem czy opłaca się je gdziekolwiek przenosić... Bo w takim wypadku, jak podejrzewam trzeba by przenieść wiele utworów ze wszystkich działów...
Odpowiedz
#36
Po prostu w tych utworach, gdzie nie zamierzasz poprawiać wad wskazywanych przez czytelników, napisz, proszę, o tym fakcie na początku wątku, przed tekstem utworu.

A data utworzenia wątku nic nie mówi na temat rozpatrywanej kwestii. Mogą być utwory bardzo stare, ale aktualne, a mogą być dość nowe, ale nieaktualne.
Odpowiedz
#37
(30-05-2011, 16:59)kubutek28 napisał(a): Kilkanaście minut później wszyscy umiejscowili swoje bagaże w schowku nad siedziskami służącym do tego celu. Tracjan rozdał towarzyszom po parze gogli, sam założył dodatkowo swoją skórzaną czapkę.
(...)
Wszyscy trzej zaczęli z całych sił przybierać nogami. Starał się nawet Tymon, który dopiero co poznał mechanizm działania napędu. Skrzydła leżące dotąd spokojnie na ziemi uniosły się powoli, po czym opadły gwałtownie, wzbijając wokół tuman kurzu. Trzej pasażerowie dzięki swej pracy nóg wprawiali wehikuł w coraz szybszy ruch, który tworzył jeszcze większą chmurę pyłu, aż w końcu z trudem oderwał się od ziemi. Tymon poczuł dziwne szarpnięcie i zamknął ze strachu oczy. „Bocian” wznosił się ku niebu, a jednocześnie zaczął lecieć przed siebie. Tracjan skręcił ster i ruszyli w stronę jego domu.
(wiem, ze to fantasy, lecz trudno mi zaakceptować, że pojazd z trzema ludźmi mógł oderwać się od ziemi - tak z czysto fizyczno-mechnaicznego puntu widzenia Wink )
(...)
Tymon nie zwracał uwagi na polecenia, wciąż tylko panicznie przybierał nogami, przez co maszyna wznosiła się cały czas coraz wyżej.
— Tymon, przestań! — rzucił ostro Tracjan.
Chłop w końcu usłuchał towarzysza. Całkowicie powstrzymał się od napędzania i skulił się na swoim stanowisku, dysząc głośno i sapiąc. „Bocian” zwolnił, zaczął szybować na stałej wysokości.
(...)
W wieśniaku zwyciężyła ciekawość i instynkt odkrywcy. Postanowił wychylić się z siodełka i popatrzeć w dół, jednak szybko, wzdragając się, powrócił do oglądania swoich powiek od ich wewnętrznej strony.
— Piękno bywa niebezpieczne… — westchnął Ongus, widząc poczynania przyjaciela. — Ale to piękno… — zawahał się na moment, spoglądając w dół. — Tylko wygląda groźnie.
Tymon, choć próbował zignorować słowa zachęty, również zaczął po kilku chwilach ukradkowo obserwować zmniejszony świat,
(...)
Kilka godzin później lot stał się dla pasażerów „Bociana” nużący i męczący. Zwłaszcza, że świat, który mogli wcześniej z wysoka podziwiać, skrył się pod osłoną nocy. Światło wiszącego nad nimi księżyca tylko trochę rozświetlało mrok, a elektryczność dotarła głównie do domostw w największych miastach, a takich było niewiele. (no to jestem zaskoczony, ze w Twoim świecie funkcjonuje elektryczność)
(...)
Tymon posłusznie wykona polecenie, widząc kątem oka, jak Ongus kieruje swój palec na lekko zaniepokojonego Tracjana. Był z siebie dumny — bardzo rzadko spotykał się z sytuacją, w której mag był rozeźlony na kogoś innego, niż on.
Tracjan, rozszerzając oczy ze strachu, widział w ciemności wykrzywioną twarz Ongusa i wycelowany w niego palec, który stanowił większe zagrożenie, niżby gotowa do strzału kusza, czy krasnoludzka broń palna. (widzę, że ten świat, przynajmniej z początkowych tekstów, jest bardziej zaawansowany niż z tych późniejszych)
— Ongus… Co robisz…? — zdążył cicho powiedzieć.
W pobliżu czubka palca maga zaczęła tworzyć się mała, jasnofioletowa kulka energii, która lecąc w stronę Tracjana zmieniła się w długą, wirującą strzałę świetlną.
Łowca, będąc przygotowanym na najgorsze, chwilę przed trafieniem pociskiem zamknął oczy z grymasem na twarzy.
Świdrująca powietrze strzała zderzyła się z piersią pilota „Bociana”, powodując chwilowy rozbłysk energii.
(...)
— To takie coś, dzięki czemu może widzieć w nocy tak dobrze, jak za dnia
— wyjaśnił mag. (połączyć z poprzednim wersem)
— O… — zdumiał się chłop. — A takie cuś to się trudno robi?
Ongus roześmiał się życzliwie.
— No, jeszcze trochę ci brakuje. — Mam tylko nadzieję — zniżył głos do szeptu — że nie przeszkadza mu zapalone światło jak śpi, zwłaszcza pod powiekami, bo jeszcze trochę mu to zostanie…
Tymon spojrzał Ongusowi w ledwo widoczne w ciemności oczy o obaj roześmiali się.
Tymczasem „Bocian” powoli, acz sukcesywnie opadał w dół, kręcąc się, niczym listek klonu jesienią.
— Ląduj, panie łowco, a dobrze wyceluj! — rzucił wesoło Ongus. — Ino szybko, bo już tęskno do ziemi.
Odpowiedz
#38
(14-06-2011, 09:14)kubutek28 napisał(a): Po krótkim spacerku trzej podróżnicy wzięli się do wyjmowania swych tobołków znad siedzisk.
— Chodźcie za mną, pokażę wam sypialnie — oznajmił Tracjan,  gdy opróżnili już bagażnik.
Mimo(przecinek) iż było ciemno, Tymon, idąc przez przydomowy ogród łowcy, dostrzegł kilka alejek(kropka, nowe zdanie) gdzieniegdzie ustawione były przy nich różne obiekty, których nie potrafił o tej porze zidentyfikować.
(...)
Oni sami byli już od dawna gotowi — mieli już oni przecież swoje bagaże. Spakowali jedynie małe porcje żywnościowe, by nie umrzeć z głodu — byłaby to, jak rzekł Ongus, najgłupsza śmierć bohatera.
(...)
Resztę bagażu możemy zostawić tutaj, powinien być bezpieczny.
Wszyscy trzej poczęli wyjmować najpotrzebniejszy ekwipunek — broń i żywność. Jedynie Tracjan miał do zabrania trochę więcej — za pas wetknął swój dziwaczny nóż, do torby na ramieniu wsadził ów futrzany futerał, parę bandaży, pochodnię i krzesiwo.
— No, to możemy chyba ruszać — oznajmił łowca.
Po kilku minutach marszu dotarli do jaskini z wejściem u podnóża gór. Tracjan wyjął z torby krzesiwo i pochodnię.

(14-06-2011, 09:14)kubutek28 napisał(a): Strząsnął iskrę, która szybko zajęła się pokrytym naftą kawałkiem szmaty.
Znaczy iskra zajęła się szmatą? Wink

(14-06-2011, 09:14)kubutek28 napisał(a): Tymon pokonał swój strach i wszedł do środka.
(...)
Gdy tylko światło rozjaśniło ściany jaskini, Tymon zauważył kilkanaście łokci przed nimi cztery bezkształtne kawałki masy. 
"kawałki masy" dziwnie brzmią

(14-06-2011, 09:14)kubutek28 napisał(a): Nagle kawałki mięsa poruszyły się, sapiąc i warcząc. Odwróciły się w ich stronę, ukazując krótkie, pazurzaste łapy i tułów, będący jednocześnie głową z małymi, czarnymi oczkami i szczękami pełnymi zębów, głównie kłów. Istoty z ledwością wielkością sięgały do kolan podróżników.

Nie do końca zrozumiałem, jak Tymon zwabił stwory. A potwory ładnie opisane, nawet sympatyczne Big Grin
Odpowiedz
#39
(22-06-2011, 23:49)kubutek28 napisał(a): Na drodze podróżników stanęła nagle poprzeczna zapora z litej skały, szczelnie zasłaniając przejście i uniemożliwiając dalszy marsz.
(...)
Postali chwilę w pełnej niepewności i ciekawości Tymona ciszy, (nieskładność)
(...)
— Wyciśnij trochę krwi do misy —(brak spacji)polecił Ongus, jakby właśnie mówił o gąbce z wodą.
— Boli, (pauza zamiast przecinka) oświadczył sucho, wykonując polecenie, Tymon. — Zapamiętam to sobie, wredne szuje.
(...)
— A gdzie tam… — pokręcił głową mag. (brak pauzy) On po prostu nie ma chłopskiej krwi.
(...)
— Masz tu gdzieś w pobliżu jakąś wioskę? — odpowiedział pytaniem.
— Musimy poszukać nowej ofiary. (połączyć z poprzednim wersem)
(...)
Tymon uznał, że to naprawdę ciężka wyprawa i ciężki problem, skoro nawet Ongusowi trudno było znaleźć rozwiązanie. 
Ciekawa sprawa z pochodzeniem Tymona, choć pachnie tu segregacją Big Grin
Skoro różnice między stanami nie są tylko umowne a wynikają z genetyki.
Inna spraw: Jeśli ktoś o chłopskim pochodzeniu zostanie magiem, jego krew się zmieni?
A co z dziećmi par mieszanych?
Odpowiedz
#40
Cytat:Ciekawa sprawa z pochodzeniem Tymona, choć pachnie tu segregacją [Obrazek: biggrin.gif]
Skoro różnice między stanami nie są tylko umowne a wynikają z genetyki.
Inna spraw: Jeśli ktoś o chłopskim pochodzeniu zostanie magiem, jego krew się zmieni?
A co z dziećmi par mieszanych?
Toś mi wbił ćwieka...
Szczerze, to nie do końca nawet pamiętam, skąd brałem inspiracje... Kojarzy mi się z sagą (nie wiem, czy to się tak nazywa) o Harrym Potterze, poza "krwią czarodziejów" tam była w jednej części inteligentna, interaktywna czaraSmile. Chyba też inspirowałem się trochę Biblią, gdzie jest ród Lewitów, tylko z tego rodu mogli pochodzić kapłani.

Przyznam, że u mnie ta magia i pochodzenie po prostu nie jest skonkretyzowana (trochę jak wiele dziedzin, w tym nauka, w naszej rzeczywistości). Wiesz coś, wydaje ci się, że masz na jakiś temat sprawdzone informacje, a tu dochodzi do kolejnego odkrycia, do złamania jakiegoś prawa (a może to tylko potwierdzenie jakiejś reguły, a po prostu nie ma tak szerokiego poglądy na całą rzecz? Tak też bywa.). Tymon "zdaje się" chłopem, a tu okazuje się mieć zdolności magiczne. Za parę "odcinków" będzie o tym, jak to sam Ongus stawał się wolszebnikiem - też wcześniej żyjąc jako chłop.

I pojawia się pytanie: czy to chłop "przerodził się" w maga, czy zaważył jakiś przodek-czarodziej sprzed stu pokoleń? Pamiętam, że w Dragon Ballu kosmiczny wojownik (odlatuje trochę ta dygresja xD) był, tak to nazwę, mocarny, ale potomek kosmicznego wojownika i człowieka, o zmieszanej krwi, jeszcze potężniejszy.

Najogólniej mówiąc, chyba też najleniwiej i najłatwiej - pozwolę sobie nie zagłębiać się bardziej w odpowiadanieSmile. Niech to będzie jak poezja - każdy rozumie inaczej, każda dyskusja jednak będzie dla mnie przyjemnością; wszak ktoś zadaje sobie trud, aby myśleć nad moim tekstem, angażować się w niego w jakiś sposóbSmile
Odpowiedz
#41
(29-06-2011, 20:44)kubutek28 napisał(a): I jeszcze mały fragmencik na rozruch tematu i dopóki nie przepiszę więcejTongue

Podróż na powierzchnię przebiegła szybko i  bez trudności, acz nieco ponuro — trzej towarzysze byli raczej w markotnych nastrojach.
Gdy tylko znaleźli się w lesie, spojrzeli w górę, ku słońcu, które dodawało otuchy, ale przypominało o upływie czasu. Tymon bez porozumienia z pozostałymi ustalił, że jest kilka godzin po południu, około piętnastej.
— No, to gdzie ta wioska? — zapytał Ongus.
— Mniej więcej w tamtą stronę… — odparł Tracjan, wskazując dłonią zachód.
Udali się w tamtym kierunku, tym razem szli w nieco lepszych nastrojach. Wioska położona była niedaleko od jaskini, więc dotarli do niej już po kilku minutach.

Minuty Smile

Strasznie blisko ta wioska. Teoretycznie powinna być widoczna a nawet odgłosy z niej niosły by się do jaskini. Dałbym im z pół godziny Smile

Teraz zdałem sobie sprawę, że opowiadania o Tymonie zacząłeś pisać w tym samym czasie co ja Szept Gromu (jesień 2010). Do którego zresztą zapraszam Wink

zdrawiam Smile
Odpowiedz
#42
Cytat:Minuty [Obrazek: smile.gif]

Strasznie blisko ta wioska. Teoretycznie powinna być widoczna a nawet odgłosy z niej niosły by się do jaskini. Dałbym im z pół godziny [Obrazek: smile.gif]
Właśnie też mi to trochę przeszkadzało, chyba nawet Gorzki też wytykał te minuty, choć może akurat w innym tekście... Teraz jest po prostu "po jakimś czasie", tak neutralnieSmile. A jeśli chodzi o wskazywanie upływającego czasu, bardziej postawiłem na Słońce.
Cytat:Teraz zdałem sobie sprawę, że opowiadania o Tymonie zacząłeś pisać w tym samym czasie co ja Szept Gromu (jesień 2010). Do którego zresztą zapraszam [Obrazek: wink.gif]



O, tu Cię zaskoczę, zajrzałem aż do rękopisu pierwszego opowiadania o Tymonie i Ongusie (Osobliwe drzewo). Bo owszem, wstawiłem je na forum w 2010, ale skończyłem je pisać w sierpniu 2009 - a po prostu trochę minęło do momentu, gdy tu się zarejestrowałemSmile

A do Szeptu na pewno znów zajrzę, obiecujęWink
Odpowiedz
#43
(04-07-2011, 22:53)kubutek28 napisał(a): Gdy tylko wychynęli z leśnego gąszczu, ujrzeli kilkanaście małych chałupinek otoczonych ogromnymi połaciami pól i łąk. Zbliżając się doń napotkali pełne niepokoju i zdziwienia spojrzenia kilu par oczu chłopów pracujących nieopodal.
(...)
— Baby nie bierz — szepnął Ongus ostrzegawczo. — Rozgada się toto i na pewno nie uda się wziąć bestii z zaskoczenia. Big Grin
(...)
— Może któryś z tych młodzieniaszków? — zasugerował Ongus, wskazując palcem grupkę chłystków(przecinek) rozmawiających głośno za jedną z chałup z drugiej strony drogi.
— Dobra, spróbujmy.
Młodzieńcy, gdy ich zauważyli zbliżających się, natychmiast ucichli i spojrzeli po sobie z niepokojem.
(...)
— A jak ma wyglądać? — zdziwił się niewiedzą Tymona Ongus. — Duży, podobny do jaszczurki albo innego gada, w różnych kolorach, zieje ogniem…
— zamyślił się nad kolejnym elementem swojego opisu. (połączyć z poprzednim wersem)
(...)
— A tam, zaraz w konia(kropka)Ongus machnął ręką. — Chcieliśmy cię po prostu ochronić przed niepotrzebnym stresem. (znają słowo "stres"?)
— Nieledwo się wam udało, ale to i tak tylko nieledwo! — Tymon oburzył się.
(...)
— Zawiezie się je do innego rezerwatu, wykluje się z niego mały smok
— wyjaśnił Tracjan. — Dwa osobniki na rezerwat to za dużo. Smoczyca dlatego zabijała krowy, żeby mały miał co jeść, jak przyjdzie na świat. A jak jej to jajo zabierzemy, trochę poturbuje sobie grotę i się uspokoi. Sama je niewiele, więc wieśniacy zgadzają się na oddanie jednej krowy na miesiąc, czy dwa. (połączyć z poprzednim wersem)
— I po co wam ten mały smok? — zdziwił się Tymon. — Nie dałoby się go zabić?
— Ty chyba głupi jesteś! — krzyknął oburzony Ongus, by później uświadomić sobie, że prawdopodobnie wysnuł tezę jak najbardziej wiarygodną. — Smoki to niezwykle fascynujące, a bardzo często magiczne i inteligentne istoty! Zabijanie ich porównywalne jest do zabijania ludzi!
Po chwili milczenia ruszyli dalej na spotkanie z nowym potencjalnym towarzyszem.
No nie wiem, czy wieśniacy tak chętnie, by krowy oddawali. 
Ciekawa koncepcja, ze smokami "pod ochroną"
Odpowiedz
#44
(09-07-2011, 17:40)kubutek28 napisał(a): Wrzucam kolejne części... A nóż-widelec ktoś będzie chciał przeczytać?Tongue

Krowy wszystkich mieszkańców wioski pasły się na łące rozciągniętej na niewielkim wzgórzu i wokół niego. Na jego szczycie wędrowcy ujrzeli głębokie ślady po zabójczych smoczych szponach i trochę spalonego terenu, od którego z powodu braku trawy i, być może, lęku przed bestią, krowy trzymały się z daleka.
Towarzysze spojrzeli po sobie ze zdumieniem; poza nimi samymi nie było tu żywej duszy.
— Czyżby sobie z nas żartowali? — zasugerował Ongus.
— Może gdzieś poszedł — odrzekł Tracjan, próbując, podobnie jak inni, dostrzec gdzieś chłopa.
— Trzeba chyba poszukać jakiego innego — rzekł Tymon po kilku minutach.
— Toż nie będziem tu tak cały dzień stać! (połączyć z poprzednim wersem)
— I to jest jedno z niewielu mądrych zdań, któreś dzisiaj powiedział!
— zgodził się Ongus.(połączyć z poprzednim wersem)
Odwrócili się i poczęli iść w stronę wioski.
— Stać! — powstrzymał ich nagle stłumiony okrzyk z tyłu. — Coście za jedni?
Tymon, który szedł nieco za towarzyszami, poczuł ukłucie w plecy. Wszyscy trzej poczęli powoli obracać  odwrócili się w stronę właściciela głosu.
(...)
— zainteresował się Tracjan.(połączyć z poprzednim wersem)
— Żem się za krową schował — wzruszył ramionami Łopuch.
— Ale rozglądaliśmy się uważnie, ja tam żadnych nóg za krowami nie widziałem.
— Bom się za rogi podciągł i się uwiesił — wyjaśnił z uśmiechem chłop. — A że trawa wysoka, jo jakem rzucił w nią widły, toście ich też nie dojrzeli.
Trzej przybysze skierowali zdumione spojrzenia na Łopucha zadowolonego ze swoich wątpliwych umiejętności, a później po kryjomu wymienili je między sobą.

***
Rude słońce nieubłaganie zbliżało się do linii horyzontu, wskazując ciągnące się minuty oczekiwania.
(...)
W atramentowo granatowe niebo ze skwierczących resztek ogniska wzlatywał dym.
— Dobre zajączki — rzekł, klepiąc się po brzuchu, Ongus.
— Zawiśniem za nich… Zawiśniem… — gorączkowo powtarzał Łopuch.
— Nie jęcz tak, bo zachorujesz i będziemy musieli dodatkowo się zatrzymywać i zwiedzać chaszcze. A i tak jesteśmy już mocno opóźnieni.
— O, myślałem, że już dawno daliśmy sobie spokój — zadrwił Tracjan.
— Nie, ale nic na łapu-capu. Żadna przyjemność z podróży na pusty żołądek, zwłaszcza jeśli musisz wysłuchiwać zrzędzenia Tymona.
Po kilku chwilach wszyscy byli gotowi do dalszego marszu. Ruszyli ku górze, której skąpany w poświacie księżycowej szczyt wystawał ponad wierzchołki drzew. Wędrowcy szybko dotarli do jaskini, o wiele krócej zajęła im podróż do Czary Ofiarnej.
— Niech to urok trzaśnie! — zaklął Ongus, zaglądając do kamiennej misy.
— Wszystko już wysiorbała…(połączyć z poprzednim wersem)
Odpowiedz
#45
(23-07-2011, 06:55)kubutek28 napisał(a): — A więc, czy czujesz się na tyle usatysfakcjonowany udziałem w naszej misji, żeby pójść już do domu? — spytał Ongus Łopucha, który nie zrozumiawszy zadanego pytania, wpatrywał się w maga z głową przechyloną na bok.
Ongus westchnął. (połączyć z poprzednim wersem)
— Starczy ci już przygód? Chcesz iść do domu?(połączyć z poprzednim wersem)
— A jużci, panie, naprzygodziłem się na całe życie! — Chłop machnął ręką z zadowoleniem chłop.
(...)
— Do widzenia — odparli jednocześnie pozostali, po czym chłop zniknął w ciemnościach? nocy.
— Zabraliśmy je w niemal ostatniej chwili — wrócił do tematu jaja Ongus.
— Jeszcze trochę, a zacząłby się z niego wykluwać mały smok. Nieźle je nagrzała, skoro aż spaliło ci rękawice.(połączyć z poprzednim wersem)
(...)
Pod ciemnozieloną, nieco przezroczystą i jarzącą się lekkim światłem skorupą, ukryty był mały, niezwykle podobny do swej szmaragdowej matki smok, zanurzony w jakiejś substancji. Widok ten od razu przywiódł Tymonowi na myśl obraz preparatów w formalinie z Ongusowej wieży. (u mnie też jest zielony smok Big Grin
(...)
Tak jak zapowiedział wcześniej Tracjan, rozległ się(przecinek) wprawiający grunt w wibracje(przecinek) dźwięk głuchych uderzeń ściany jaskini.
(...)
— A, to dobrze — Uspokoił się chłop, nie widząc w tym nic złego.
— Zgłupiałeś? — Mag obrócił gwałtownie głowę. — Przecież on chce spalić całą wieś, a w niej dziesiątki ludzkich istnień! I Łopuchowy tytuł diabli wezmą…
(...)
— Nie mam uwag do ciebie, ale do tej maszyny — wyjaśnił głośno Ongus.
— Chcę wiedzieć, czy jest dostatecznie zwrotna i szybka, żeby bezpiecznie podlecieć do smoka i później mu bez przeszkód zwiać.(połączyć z poprzednim wersem)
(...)
 Zobaczyła dachy ze strzechy, pokrywające drewniane chałupki, doskonały cel batalistyczny.?
(...)
Wędrowcy, krzywiąc się, wtulili głowy w ramiona.
— Goni nas! — zaalarmował Tracjan, odwróciwszy głowę. (bliskie powtórzenie) przydałoby się lusterko wsteczne Big Grin
(...)
Jeżeli jakimś cudem przeżyjemy tę bitkę ze smokiem, myślał, nie raz i nie dwa wypomnieć trza będzie ją Ongusowi. Dam ja mu „zwiedzanie świata”.
(...)
Przygadał kocioł garnkowi, (można wyróżnić kursywą myśli) pomyślał Tymon. Smok miał przecież ważne powody, by ich gonić.
(...)
Nogami ledwo dosięgał do pedałów, o napędzaniu nie było mowy.
Smok, wpatrzony,(zbędny przecinek) w zielonkawy płomień, nie zwrócił uwagi na jeden błysk więcej. Był na tyle oślepiony, że nie próbował nawet unikać świetlistej strzały, która chwilę później trafiła go między oczy. Cały zesztywniał, lekkim łukiem zaczął nieubłaganie opadać ku ziemi.
Zapadła cisza(przecinek) przerywana skrzypieniem i łopotaniem „Bociana”. Choć ciemność nocy rozjaśniał z lekka blask księżyca, kompani, również oślepieni jaskrawym światłem, nie widzieli początkowo prawie nic.
— Coś mu zrobił? — zapytał Tymon, wpatrując się w ciemną, spadającą sylwetkę smoka u dołu.
(...)
 Smok z trudem wzniósł się i zaczął rozglądać się za złodziejami jaja.
Ptaki, które miały zamiar opaść już ku drzewom, doszły do wniosku, że jeszcze niedostatecznie rozprostowały swoje kości.
— To tyle, jeśli chodzi o śmierć smoka — podsumował Ongus. — A teraz po cichu uciekamy, bo jak nas dojrzy, już nie będzie taki miły.
— To dziadostwo było miłe? — Tymon wyprostował się Tymon. — Przecie nieomal nas zabił!
(...)
— Nie ma mowy, nigdzie nie poleci bez drobnej naprawy — żachnął się Tracjan. — Cud, że w ogóle dolecieliśmy do mojego domu! Musiałeś tak wkurzać tego smoka? Spalił mi cały tył…
— Nie przeżywaj — Ongus machnął ręką Ongus. — Wolałbyś, żeby spalił ci wioskę i poleciał do następnej?
(...)
 Wygląda, jak wszystkie inne, które mijaliśmy, (można wyróżnić kursywą myśli) pomyślał.
(...)
Te same małe chałupinki, trochę większa karczma wystająca ponad nimi i w końcu górująca, jasnoszara Ongusowa wieża, bez której ich opole (opole to ściśle mówiąc kilka wsi) niczym nie różniłoby się od innych.

(...)
— E, odpocznę parę dni i sam się wybiorę — odparł przeciągle Ongus. — Tyle lat chłop był chłopem, że wytrzyma jeszcze trochę. (dobry rym)
(...)
— Bywaj i ty! — Ongus pomachał ręką Ongus. Nowego przyjaciela pożegnał także Tymon.
Parę minut później „Bocian” zdążył już dostatecznie się unieść i odlecieć. Chłopi znów zaczęli cicho podchodzić do podróżnych (przecinek) w duchu radując się, że przynajmniej ich starzy przyjaciele zdołali uciec straszydłu.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości