Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Metafizyka ciemności
#1
Niedokończony papier lewitował nad ziemią. Rozpraszający dźwięk kranu i złowrogich kropel idealnie nie współgrał. Na fotelu siedział On… W milczeniu i ze złością szybko pisał w zeszycie. Nie czuł świata… powiem wprost, On go nie czuł. Zbudował zamek niemocy i bezczelnie zabarykadował się w środku, bo inaczej labirynt nieśmiałości i trwogi był by zbyt prosty. Nie zadawał pytań, nie miał komu i wiedział że nikt nie odpowie. Zresztą znał odpowiedzi. Po prostu, nie pytał. Wstał żeby się napić. Czuł to w głowie, chociaż nie wiedział, o co chodzi. Czuł. Czuł smak soku pomarańczowego. W myślach wstał już trzeci raz, lecz tym razem nogi były bardziej posłuszne. Powoli idąc w stronę różowo – granatowo –zielono - niebieskich drzwi ominął plamę krwi na podłodze. Po drodze złapał lewitującą szklankę, której nie umiał nazwać. Ogarnął go strach. Karton może być pusty. Istniała taka logiczna możliwość jak również taka, że jego DOM też jest pusty. Może on też jest pusty. Może wszystko jest nadmuchane i odbija się od siebie. Całe zło i dobro, dotyk i strach(również jego, ten o pustość kartonu) wszystko to tylko bańki, które odbijają się od siebie w nieskończoności zdarzeń. Jeżeli nie było pierwszego poruszyciela? Nie… Nie, On nie zadawał pytań. Nie było też soku. Nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji. Nie brał jej pod uwagę, chociaż istniała taka możliwość i On o tym myślał to jednak nie wziął tego pod uwagę. Nie podchodził do lodówki, bał się jej [zastanawiacie się skąd wiedział, że nie ma soku?(Jeżeli tak to jesteście idiotami, jeśli nie, też nimi jesteście)]. Niepokoiło go dziwne uczucie braku uczucia, kiedy zbliżał się w stronę olbrzymiego pudła do schładzania soków pomarańczowych, bo tylko to w niej będzie. „Będzie”… Te słowo stało się tematem tabu w jego głowie.

Wracając do pomieszczenia, które nazywane było Pokojem Gościnnym zatrzymał się przy lustrze. Jego oczy i uśmiech były kompletnie bez wyrazu. Próbował to zmienić, grymasił, szczerzył zęby…, lecz dziwny ktoś po drugiej stronie nadal wbijał swoje puste oczy w niego mówiąc „Nie uciekniesz”. On, nie słuchając rozgadanego kretyna zamierzał znów schwytać niesforny lewitujący długopis. Siadł. Siadał długo, chwila ta przeciągała się, tworząc nastrój nadchodzących myśli, ich dźwięków. Nagle pokój wypełniły jęki kobiet wijących się z rozkoszy. Dudniły mu w głowie, całe mieszkanie nimi oddychało. Nie mógł tego znieść. Rozkosz wypełniała jego uszy, poczuł ją w oczach, wiedząc, że już się przed nią nie schowa.
Szybko, jednym susem znalazł się przy barku (tak chodzi o tą krainę alkoholem i wódą płynącą, może jeszcze, od czasu do czasu, słodyczami). Chciał zabić smak rozkoszy. Kiedy podniósł jedną z butelek w jego dłoni pojawiła się kartka „nie rób tego, błagam…” było to jego pismo. Rozejrzał się po pokoju, kartki były przylepione prawie wszędzie, niczym instrukcje duchowej obsługi. Przyczynowo skutkowa mapa jego mieszkania.
Złapał płaszczo – kurtko – bluzę, wcisnął buty i zaczął uciekać. Musiał uciec przed tym jękiem i przed swoim mózgiem! Stał na ulicy… Cisza ucięła jego niemy krzyk. W głowie dźwięczało mu „eeem!”. Lecz i ten chaos myśli znikł w ciemności ciszy. Teraz dopiero zrozumiał gdzie się znalazł. Szybko poczuł mrok, przejmujący, porażająco podniecający strach. Ta oaza lęku nazywana była Miastem.

Miasto nie miało końca. Rozglądał się tak jakby widział je pierwszy raz. Chociaż nie wiadomo czy tak nie jest. Wchłaniał je i ono jego. Puste ulice, otwarte na oścież sklepy. Puste. Otwarte. Latarnie, które oświetlały mrok mrokiem. I bezduszne ludzkie kości na ławce.
Neony różnych firm, pełne żenady, lub pokrętne i inteligentne z ukrytym przekazem, który miał ci wypalić ich znak. Powoli zaczął zarażać się mrokiem. Chciał się wyszarpać i wrócić do swojego mieszkania, z którego uciekł. Tak zwana ironia. Ten Mrok, dziwna substancja wlała się do jego mózgu przez oczy.
Poczuł czyjąś obecność. Tak jak czasem czujemy czyjś wzrok na sobie. Po drugiej stronie ulicy zobaczył wysoką brunetkę. Mógłby się założyć, że widział ją w jakieś reklamie. Czarna krótka sukienka roznosiła niepokój. Durną, podniecającą tajemnice. Próbował coś za nią krzyknąć, dławiąc się mrokiem. Chciał biec za nią, lecz nogi pozwalały mu tylko na spokojny elegancki chód, wprost pełen pewności siebie. Szedł za nią. Patrzył na dziwaczne reklamy otaczające jego głowę. „Sex”, wszędzie było tylko to. Reklamy niczym mistyczne drogowskazy tworzyły mapę miasta, które było zbyt olbrzymie by inaczej je zwiedzać niż po omacku. Dziewczyna znikła w jakiś drzwiach. On za chwilę znalazł się w środku. Knajpa była dziwacznie prosta. Normalna tak bardzo, że aż nie do opisania. Dlatego bo kiedy przestawałeś patrzeć na jakiś jej fragment od razu ulatywał z Twojej głowy. Zobaczył kobietę w czerni, chociaż już przestał jej szukać. Nie bardzo wiedział jak zacząć rozmowę, nigdy nie był dobry w tą grę pozorów. Pytania chodziły mu po głowie. „Gdzie byłaś wczoraj?”, „Zrobiłem coś nie tak?”, „Czemu do cholery nie odpisujesz?”. W końcu jęknął obcym dla siebie głosem.
- Cześć jestem Jhon – często używał tego imienia.
Ona spojrzała na niego, uśmiechnęła się szeroko. Jej uroczą twarz przeniknął bezkarny mrok. Odwróciła się, dalej sącząc piwo przez słomkę. Kątem oka zerkała na niego. Barman wyłonił się jak duch. Bezimienna istota o naturalnych dla siebie odruchach nalała to, co powinna nalać. Spojrzał na tą pełną napięcia dwójkę i znikł. Jak duch. Drinki stały przed nimi. Wiedział, że od tego momentu musi uważać. Zacisnął serce, które wyło z bólu. Oczy przepełnione strachem szukały rozpaczliwie jakiejś metaforycznej deski ratunku. Albo, chociaż niemetaforycznej. Mózg prawdopodobnie przestał funkcjonować. Jeżeli coś mówił to była to seria wyćwiczonych żartów i pytań. Zapach jej krwi wymieszany z hormonami roznosił się w powietrzu, tworząc pajęczynę zmysłowości. Jej wzrok utkwił w kieliszku.
- Wiesz, że jestem pijawką? – głośno się zaśmiała mówiąc to – Wiem że wiesz.
Próbował sklecić jakąś w miarę sensowną odpowiedź, lecz nie mógł wrócić do zamkniętego umysłu.
- Tak wiem – Powiedział z czystą formalnością, składając tym samym broń.
Przepraszam za błędy, interpunkcję i takie tam. Proszę o kilka sugestywnych uwag, najlepiej negatywnych
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#2
Cytat:Rozpraszający dźwięk kranu
jaki dźwięk wydaje kran?
Cytat:Nie czuł świata… powiem wprost, On go nie czuł.
takie masło maślane, moim skromnym
Cytat:wiedział że nikt nie odpowie.
przecinek przed 'że'
Cytat:On o tym myślał to jednak nie wziął tego pod uwagę.
przecinek przed 'to'
Cytat:Niepokoiło go dziwne uczucie braku uczucia, kiedy zbliżał się w stronę olbrzymiego pudła do schładzania soków pomarańczowych, bo tylko to w niej będzie.
Skoro pudło to raczej 'w nim'

Cytat:szczerzył zęby…,
zbędny przecinek
Cytat:lecz dziwny ktoś po drugiej stronie nadal wbijał swoje puste oczy w niego mówiąc „Nie uciekniesz”.
lecz dziwny ktoś, po drugiej stronie, nadal wbijał swoje puste oczy w niego, mówiąc: „Nie uciekniesz”.
Cytat:On, nie słuchając rozgadanego kretyna zamierzał znów schwytać niesforny lewitujący długopis.
On, nie słuchając rozgadanego kretyna, zamierzał znów schwytać niesforny, lewitujący długopis.

Cytat:Ten Mrok, dziwna substancja wlała się do jego mózgu przez oczy.
po 'substancja' przecinek
Cytat:„Sex”, wszędzie było tylko to.
zbędny apostrof
Cytat:Dlatego bo kiedy przestawałeś patrzeć na jakiś jej fragment od razu ulatywał z Twojej głowy
.Przecinek po 'dlatego'

Przeczytałam kilka razy. Twój tekst jest tak zagmatwany i metaforyczny, że aż mózg boli przy próbie rozumowania. Ale podobało mi się. Podejrzewam, że każdy znajdzie w tym tekście coś dla siebie. Tak samo jak każdy odbierze go na swój sposób. I to moim zdaniem, jest zaleta.
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#3
Dziękuje za poprawki, właśnie tego potrzebowałem. Miło mi że "to" chociaż trochę się podobało. Napisałem to długo przed tym za nim czytałem Murakamiego i oglądałem Lyncha. Tak na swoją obronę dodam. Chociaż nikt mnie w sumie nie atakował... Trochę wyszedłem z wprawy z przecinkami... wybaczcie.
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#4
Cytat:Dziękuje za poprawki, właśnie tego potrzebowałem.
Do usług Smile
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#5
Ciekawie opisane. Właściwie taka historyjka, bez widocznej pointy ani przekazu - ot, godzina z życia psychicznie chorego (podejrzewam) faceta. Ale nie o przekaz tu chodzi, moim zdaniem. Liczy się atmosfera, ambient i klimat. A te rzeczy udało Ci się zbudować doskonale. Mozna niemal fizycznie poczuć chaos i zagubienie, przez które musi się przedzierać bohater. Świetnie poprowadzone, wprost do soczystego finału (mimo braku pointy - na myśli tu mam jakiś konkretny przekaz, "przesłanie"). brawo, czytałem z dużym zainteresowaniem!

Stylistycznie i warsztatowo jest za to gorzej - wiele błędów, ale to jest do dopracowania. Wiele razy to mówiłem - warsztat można doszlifować, a talent się ma albo nie Smile

Gratuluje kawałka udanej prozy!

Zgrzyty:

"Rozpraszający dźwięk kranu" - kran nie wydaje dźwięku, chyba ze się w niego postuka Wink

"Na fotelu siedział On… " - tu mi bardziej pasuje "W fotelu". Z tego co wiem obydwie formy są poprawne, wiec to zupełnie subiektywna preferencja

"Nie czuł świata… powiem wprost, On go nie czuł. " - niepotrzebne powtórzenie imho. Domyślam się ze dla wzmocnienia wypowiedzi, ale niezbyt płynnie to brzmi.

"inaczej labirynt nieśmiałości i trwogi byłby zbyt prosty"

"Nie zadawał pytań, nie miał komu i wiedział że nikt nie odpowie." - to zdanie jest niegramatyczne, poza tym spójnik "i" burzy trochę płynność moim zdaniem. Zapisałbym to tak:

Nie zadawał pytań, nie miał komu. Wiedział że nikt nie odpowie."

"różowo(–)granatowo(–)zielono(-)niebieskich " - spacje. Trochę chyba jednak przesadziłeś z tymi kolorami. Rozumiem, ze to efekt zamierzony, ale niezbyt to brzmi, zgrzyta.

"Całe zło i dobro, dotyk i strach (również jego," - spacja

"(również jego, ten o pustość kartonu)" - dość niefortunne sformułowanie. Przeredagowałbym.

"Nie brał jej pod uwagę, chociaż istniała taka możliwość i On o tym myślał(,) to jednak nie wziął tego pod uwagę."

"Nie podchodził do lodówki, bał się jej [zastanawiacie się skąd wiedział, że nie ma soku?(Jeżeli tak to jesteście idiotami, jeśli nie, też nimi jesteście)]." - zupełnie] niepotrzebne wtrącenie. Totalnie, totalnie burzy świetny klimat paranoi i zagubienia, który do tej pory zbudowałeś!

"Niepokoiło go dziwne uczucie braku uczucia," - niepokoiło go dziwne masło braku masła. Przeredaguj - to nie ma zupełnie sensu - nawet biorąc pod uwagę chaotyczny charakter całego utworu.

"Niepokoiło go dziwne uczucie braku uczucia(.) Kiedy zbliżał się w stronę olbrzymiego pudła do schładzania soków pomarańczowych, bo tylko to w niej będzie." - dałbym tam krupkę, to zdanie jest zdecydowanie za długie. - W "nim" będzie (w tym pudle). Jeśli chodzi o lodówkę (w "niej") to powinieneś to jakoś inaczej zapisać, żeby było wiadomo.

"Próbował to zmienić, grymasił, szczerzył zęby…, lecz dziwny" - wielokropek zbędny imho.

"lecz dziwny ktoś po drugiej stronie nadal wbijał w niego puste oczy(,) mówiąc „Nie uciekniesz”." - w ten sposób płynniej brzmi i unikasz jednego zaimka (swoje), który te płynność burzył nieco i sztucznie wydłużał zdanie.

"On, nie słuchając rozgadanego kretyna zamierzał znów schwytać niesforny(,) lewitujący długopis."

"Nagle pokój wypełniły jęki kobiet wijących się z rozkoszy. Dudniły mu w głowie, całe mieszkanie nimi oddychało. Nie mógł tego znieść. Rozkosz wypełniała jego uszy," - powtórzenie, zgrzyta.

"Szybko, jednym susem znalazł się przy barku (tak chodzi o tą krainę alkoholem i wódą płynącą," - wóda to tez alkohol

"Kiedy podniósł jedną z butelek(,) w jego dłoni pojawiła się kartka „nie rób tego, błagam…”(. B)yło to jego pismo. "

"Złapał płaszczo(–)kurtko(–)bluzę," - spacje

"Cisza ucięła jego niemy krzyk. W głowie dźwięczało mu „eeem!”." - sprecyzowałbym to "eeem!" jest trochę bez sensu - nie wiadomo "o co cho". W przeciwieństwie do reszty tekstu, gdzie po prostu "czuje" się o czym mówisz, tutaj zupełnie nie mam pojęcia.

"Rozglądał się(,) tak jakby widział je pierwszy raz." - 'tak' niepotrzebne

"Wchłaniał je i ono jego." - poprawnie stylistycznie są dwie wersje:

Wchłaniał je i ono wchłaniało jego. vs Wchłaniał je, a ono jego. (tak mi się wydaje, ale nie mam 100% pewności)

"Latarnie, które oświetlały mrok mrokiem." - to jest tez bez sensu. Nawet jeśli bohater jest psycholem (a wszystko na to wskazuje do tej pory Smile ), to jednak pewne podstawowe prawa logiki muszą zostać zachowane. To po prostu błąd logiczny, który raczej nie znajduje wytłumaczenia nawet w chorobie psychicznej bohatera.

"Durną, podniecającą tajemnic(e)." - ogonek

"Chciał biec za nią, lecz nogi pozwalały mu tylko na spokojny(,) elegancki chód, wprost pełen pewności siebie." - Chciał biec za nią, lecz nogi pozwalały mu tylko na spokojny, elegancki i pełen pewności siebie chód. - tak wg mnie płynniej brzmi.

"Reklamy niczym mistyczne drogowskazy tworzyły mapę miasta, które było zbyt olbrzymie(,) by inaczej je zwiedzać niż po omacku. "

"Dlatego bo kiedy przestawałeś patrzeć na jakiś jej fragment od razu ulatywał z Twojej głowy." - to zdanie stylistycznie leży. Przeredaguj.

"- Cześć jestem Jhon –" - celowy błąd?

"- Cześć jestem Jhon(. – C)zęsto używał tego imienia."

"Ona spojrzała na niego (i) uśmiechnęła się szeroko."

"Jej uroczą twarz przeniknął bezkarny mrok." - brak sensu.

"Albo, chociaż niemetaforycznej." - przecinek niepotrzebny

"Jeżeli coś mówił(,) to była to seria wyćwiczonych żartów i pytań. "

"- Wiesz, że jestem pijawką? – mówiąc to(,) głośno się zaśmiała – Wiem że wiesz. " - tak jest poprawnie.

"- Tak(,) wiem – (p)owiedział z czystą formalnością, składając tym samym broń."

P.S. I wymyśl jakiś tytuł. A jeśli tytułem jest "taaa... ksiązka?" (ale jakoś nie widzę związku z treścią) to zapisz go z wielkiej litery. I dodaj polskie znaki. Jak pro to pro!

Pzd
-rr-
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#6
No to czuję się rozbrojony. Takie rozbrojenia są potrzebne. Japonię rozbroili i na dobre jej to wyszło. Rany... mam całe mnóstwo tego chłamu. Potem się trochę zmienia w.., jeden wielki ,pewnie żart, popełniony na mnie, przez siebie samego. Tytułu nie mam. Jest kilka metafor, możliwe że zrozumiałych tylko dla mnie. Jeśli chodzi o "mrok, mrokiem" to jedyny zamierzony, kompletnie nielogiczny zabieg. W sumie to moja walka z logicznością. W przyszłości może ich być jeszcze więcej. Puenta się będzie sama kreśliła. No kurde, dzięki za zredagowanie, tego potrzebowałem. Wszystko opracuje powoli, lecz poprawiona wersja jak na razie tylko dla mnie. Mogę was poczęstować kolejną dawką dziwactw. Dzięki jeszcze raz.

PS Czytałem kilka Twoich tekstów i wierszy. Osobiście mi się podoba, lecz mi się wszystko podoba. Dlatego też nic nie napisałem, było by to zbyt banalne.
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#7
Ożywiłem mój kran, teraz może robić co chce.
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#8
Dopił napój i odszedł od baru. Jego krok nie mógł uwolnić się spod jej wpływów. Doszedł do drzwi, na których ostro i wyraźnie dano do zrozumienia, że to kibel. Tutaj chciał się schować, uwolnić, chociaż na chwilę, swój umysł od tej niedokończonej teorii. Uciec od szaleństwa w szaleństwo. Zamknąć drzwi i i okna. Nigdy nie otwierać oczu. Najlepiej je sobie wydłubać nożem. Bał się jutra, nikomu nie ufał i nie zadawał pytań. Był sam, bo nikt go nie poznał i nikt nie chciał poznać. Może to on się bronił. Ten aspekt nietrwałości życia przyćmiewał szczęście. Do tego wszystkiego to cholerne Miasto, z którego nie mógł się wydostać. Wszędzie, dokąd sięgała jego pamięć było, to miasto. Tworzyło obraz labiryntu bez wyjścia. Informacje niczym ocean utopiły uczucia. Każde słowo, każda myśl, jest informacją. Nie ma tu miejsca na czerwień miłości. Stała się ona bajką dla głodujących bogaczy i szaleńców. Tym się stali jej obrońcy, dziwacznymi stworami zmienić swoje indywidualne i subiektywne „ja” w coś bardziej niemożliwego do pojęcia. Coś nienazwanego. Lecz w tym oceanie informacji coś takiego nie istniało, było niezapisywalne. Zachciało mu się rzygać i śmiać jednocześnie. Śmiech, jego największa broń. Poczucie humoru dodawało mu odwagi. Była jeszcze wiara w miłość, głęboko schowana pod maską bierności i cynizmu. Został okłamany, że kiedy ją założy zdobędzie to, czego chciał. Nie mógł jej zdjąć, przyssała się do niego tak bardzo, że stała się jego częścią.

Oni, znaleźli czuły punkt i złamali go. Zresztą czuł się od nich uzależniony. Dali mu wygodne przeświadczenie o wolności. Lecz wolność to błękit nieba, o którym on zapomniał. Już nawet zapomniał, że zapomniał. Tak bardzo ta pośmiertna maska strachu wchłonęła go, czyniąc zapominalską i bojącą pamiętać, kukłą. Tyle pomysłów w publicznym kiblu. Wiedział, że ona i cały ten klimat tego miejsca to tylko kolejny narkotyk.
Otworzył drzwi i zaczął wspinać się po stromych zniszczonych schodach. Co jakiś czas zatrzymywał się przy fantastycznych obrazach. Zamyślał się chwilę, każdemu przyglądał się z uwagą. Prawie wszystkie przedstawiały drzewa o szalonych kształtach. Na każdym z nich zachmurzone niebo stwarzało atmosferę pytań. Na kojonym istoty o zaszytych ustach wyginały się i prężyły. W tym samym momencie zaczął biec. Potykał się. Obrazy zaczęły się powtarzać tworząc sekwencje. Zatracał się w czasie, co powodowało, że był jego panem, nie mógł zatracić jego woli. Na czoło wstąpiło przerażenie. Wbiegał coraz szybciej, pot zalewa mu plecy. Zdał sobie sprawę, że nie ma przy sobie zegarka ani portfela. Nie miał telefonu i kluczy. Nie miał garnituru i bielizny. Był nagi, nie miał nic. Nie potrafił sprecyzować myśli, jakiegoś toku wydarzeń, które doprowadziły go do nagości. Poczuł, że depta po czymś. Jego stopy natrafiły na czerwone slipy z żyrafami, na których z przodu pisało „zgwałć mnie”. Uśmiechnął się w duszy. Ktoś zrobił mu dobry kawał. Czysta abstrakcja orzeźwiła jego umysł. Szedł żwawo coraz wyżej. Strach zaczął znikać, zastąpiła go energia, rosła proporcjonalnie do ilości postawionych kroków. Zobaczył małą śliczną blondynkę, która schodziła ze schodów. Była w żółtej, wesołej bieliźnie. Na majtkach czerwony napis „zgwałcę Cię”.
Wpatrywał się w jej oczy. Wesołe, roześmiane oczy, pełne nadziei. Razem się śmieli. Stała blisko niego. Uśmiechała się szeroko i tak naprawdę, życzliwie.
- Tak to ja. Czekałeś na mnie a ja na ciebie. Lecz najpierw musisz uporządkować swój dom, żebym mogła się do niego wprowadzić. Musisz wyrzucić te graty. Nie wiem ile jeszcze będę czekać na Ciebie, ale chcę czekać… Muszę czuć się bezpiecznie przy Tobie. Postaraj się dla mnie. – Szczęśliwa, jak mała dziewczynka, zaczęła zbiegać dalej.
Odwróciła się jeszcze i spojrzała na niego. Nie powiedziała nic, chociaż tak bardzo chciała. Może nie pozwalała jej duma, która była tylko maską, dla strachu przed opuszczeniem. Nie mogła się przyznać. Musiała być silna. Otworzyła nagle drzwi obok niej i znikła… Tak po prostu znikła. Szybko dobiegł do tego miejsca, lecz trafił tylko na czerwoną ścianę, na której był jeden z obrazów z dziwacznym drzewem. Obraz zaczął mieszać mu w głowie. Zamknął oczy by chwile odpocząć. Odnaleźć się w tej całej pokręconej sytuacji. Poczuł wiatr. Czuł w powietrzu zapach trawy. Powoli odpłynął i upadł na miękką ziemie. Zasnął.

Chyba mijały dni. Czułem jak światło drąży we mnie dziurę, która powoli mnie pochłania, może przeistacza w coś nowego. Śnił mi się koszmar, pełen bezsilności. Od jakiegoś czasu to czułem. Już nie było nocy, tylko tłusty koszmar. Kwadratowy świat stał się klatką przyzwyczajeń i zapomnienia.
- Wiem czemu ich nienawidzisz. – Usłyszałem niski, zabawny głos. Rozejrzałem się i spostrzegłem dziwną, kolorową postać.
Był to Klaun.
Jego czerwony nos, był wszystkim tym, co niepoważne i jednocześnie dziwacznie niebanalne.
- Wiem, czemu ich wszystkich nienawidzisz, a jednocześnie, wszystkich z osobna kochasz. Ty też wiesz, ale zapomniałeś. – Uśmiechnął się zawadiackim, komicznym, nienaturalnym uśmiechem. Jego czarne jak smoła oczy bez wyrazu, nadawały mu złowrogi całokształt. – Nienawidzisz ich, bo miłość, w tym świecie, stała się banalna. Wiesz, że ilekroć o niej pomyślisz, poczujesz na sobie wzrok mający Cię za idiotę. – Zaśmiał się, zachichotał potem wydał serię dziwacznych dźwięków. – Chciałbyś krzyczeć z radości, lecz nie możesz. Widzisz? Czujesz? Tutaj wszystko jest lekkie i proste. Tutaj możesz być śmieszny. – Siadł obok mnie, a jego pokraczne spodnie przylepiły się do podłoża.- Szukałem Cię, a ty szukałeś mnie. Razem znajdziemy Ciebie dla Niej. To będzie trudna wyprawa, ale warto, zaufaj mi.
Niestety będziemy musieli wrócić do tego skomplikowanego świata, pełnego pokrętnych zdań i nieśmiesznej tandety.
Siedziałem pod tym drzewem z obrazu. Niesamowite kolory, całkowicie nienaturalne, pobudziły we mnie artystę. Gdybym miał, na czym, i umiał, to od razu zabrałbym się za to drzewo. Niebo, piękne burzowe, bajecznie kolorowe. Nie dziwie się, że ktoś uwiecznił ten pejzaż. Był nierzeczywisty, ale tylko dlatego, bo nie widziałem takiego w National Geographic. Gdzie nie sięgnąłem wzrokiem były łąki. Gdzieś w oddali, leciutko rysował się las kolorowych drzew. Na jego skraju stał domek, płynęła rzeczka… To najpiękniejsze miejsce, jakie widziałem.
- Pięknie, prawda? – Klaun spojrzał na mnie, ze szczerym uśmiechem. – Teraz odpocznij stary.
Kurtyna opadła, ja gdzieś leciałem. Tutaj wszystko było takie lekkie.

Obudził się na podłodze w toalecie. W Barze. Krew ściekała po ścianie. Fioletowe powietrze napełniało jego uszy i zatrzymywało się w stopach.
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#9
Cytat:Tym się stali jej obrońcy, dziwacznymi stworami zmienić swoje indywidualne i subiektywne „ja” w coś bardziej niemożliwego do pojęcia.
zmieniającymi?

Cytat:Na kojonym istoty o zaszytych ustach wyginały się i prężyły.
kolejnym?

Cytat:Na czoło wstąpiło przerażenie.
Hmm... Na czoło wstępuje pot moim skromnym...

Cytat:Wbiegał coraz szybciej, pot zalewa mu plecy.
zalewał

Cytat:Razem się śmieli.
jakoś mi to śmieli nie pasuje... Może po prostu śmiali?

Cytat:Uśmiechała się szeroko i tak naprawdę, życzliwie.
To mnie zastanowiło. Uśmiechała się naprawdę i życzliwie, czy naprawdę życzliwie?

Cytat:to od razu zabrałbym się za to drzewo.
od razu zabrałbym się za malowanie tego drzewa?

Cytat:Teraz odpocznij stary.
po odpocznij przecinek

Cytat:Kurtyna opadła ja gdzieś leciałem.
a ja gdzieś leciałem

Bardzo podoba mi się sposób w który opowiadasz tę historię. Kolejny dobry kawałek przenośni i metafor. Czekam na następną część.
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#10
Już naniosłem poprawki w swojej wersjiSmile Dziękuje bardzo za kolejną pomocSmile Jak będziecie grzeczni to wstawię dalszą część.

"śmieli" za to mi wstyd... Prawdopodobnie naleciałość regionalna lub jestem większym wieśniakiem niż podejrzewałem.
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#11
Niedokończony papier lewitował nad ziemią. Rozpraszający dźwięk żywego kranu i złowrogich kropel idealnie nie współgrał. W fotelu siedział On… W milczeniu i ze złością szybko pisał w zeszycie. Nie czuł świata… Kompletnie, całkowicie, nie czuł tego, co go otaczało. Zbudował zamek niemocy i bezczelnie zabarykadował się w środku, bo inaczej labirynt nieśmiałości i trwogi byłby zbyt prosty. Nie zadawał pytań, nie miał komu. Wiedział że nikt nie odpowie. Zresztą znał odpowiedzi. Po prostu, nie pytał. Wstał żeby się napić. Czuł to w głowie, chociaż nie wiedział, o co chodzi. Czuł. Czuł smak soku pomarańczowego. W myślach wstał już trzeci raz, lecz tym razem nogi były bardziej posłuszne. Powoli idąc w stronę tęczowych, drzwi ominął plamę krwi na podłodze. Po drodze złapał lewitującą szklankę, której nie umiał nazwać. Ogarnął go strach. Karton może być pusty. Istniała taka logiczna możliwość jak również taka, że jego DOM też jest pusty. Może on też jest pusty. Może wszystko jest nadmuchane i odbija się od siebie. Całe zło i dobro, dotyk i strach (również jego niepokój o pustość kartonu) wszystko to tylko bańki, które odbijają się od siebie w nieskończoności zdarzeń. Jeżeli nie było pierwszego poruszyciela? Nie… Nie, On nie zadawał pytań. Nie było też soku. Nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji. Nie brał jej pod uwagę, chociaż istniała taka możliwość i On o tym myślał, to jednak nie wziął tego pod uwagę. Nie podchodził do lodówki, bał się jej. Niepokoiło go dziwne uczucie braku chęci, kiedy zbliżał się w stronę olbrzymiego pudła do schładzania soków pomarańczowych, bo tylko to w nim będzie. „Będzie”… Te słowo stało się tematem tabu w jego głowie.

Wracając do pomieszczenia, które nazywane było Pokojem Gościnnym zatrzymał się przy lustrze. Jego oczy i uśmiech były kompletnie bez wyrazu. Próbował to zmienić, grymasił, szczerzył zęby. Dziwny ktoś, po drugiej stronie nadal wbijał swoje puste oczy w niego, mówiąc „Nie uciekniesz”. On, nie słuchając rozgadanego kretyna, zamierzał znów schwytać niesforny, lewitujący długopis. Siadł. Siadał długo, chwila ta przeciągała się, tworząc nastrój nadchodzących myśli, ich dźwięków. Nagle pokój wypełniły jęki kobiet wijących się z rozkoszy. Dudniły mu w głowie, całe mieszkanie nimi oddychało. Nie mógł tego znieść. Pragnienie napełniło jego uszy, poczuł je w oczach, wiedząc, że już się przed nim nie schowa.
Szybko, jednym susem znalazł się przy barku (tak chodzi o tą krainę wódą płynącą, może jeszcze, od czasu do czasu, słodyczami). Chciał zabić smak rozkoszy. Kiedy podniósł jedną z butelek w jego dłoni pojawiła się kartka „nie rób tego, błagam…”. Było to jego pismo. Rozejrzał się po pokoju, kartki były przylepione prawie wszędzie, niczym instrukcje duchowej obsługi. Przyczynowo skutkowa mapa jego mieszkania.
Złapał płaszczo – kurtko – bluzę, wcisnął buty i zaczął uciekać. Musiał uciec przed tym jękiem i przed swoim mózgiem! Stał na ulicy… Cisza ucięła jego niemy krzyk. W głowie dźwięczało mu sumienie. Lecz i ten chaos myśli znikł w ciemności ciszy. Teraz dopiero zrozumiał gdzie się znalazł. Szybko poczuł mrok, przejmujący, porażająco podniecający strach. Ta oaza lęku nazywana była Miastem.

Miasto nie miało końca. Rozglądał się, jakby widział je pierwszy raz. Chociaż nie wiadomo czy tak nie jest. Wchłaniał je i ono wchłaniało jego. Puste ulice, otwarte na oścież sklepy. Puste. Otwarte. Latarnie, które oświetlały mrok mrokiem. I bezduszne ludzkie kości na ławce.
Neony różnych firm, pełne żenady, lub pokrętne i inteligentne z ukrytym przekazem, który miał ci wypalić ich znak. Powoli zaczął zarażać się mrokiem. Chciał się wyszarpać i wrócić do swojego mieszkania, z którego uciekł. Tak zwana ironia. Ten Mrok, dziwna substancja, wlała się do jego mózgu przez oczy.
Poczuł czyjąś obecność. Tak jak czasem czujemy czyjś wzrok na sobie. Po drugiej stronie ulicy zobaczył wysoką brunetkę. Mógłby się założyć, że widział ją w jakieś reklamie. Czarna krótka sukienka roznosiła niepokój. Durną, podniecającą tajemnicę. Próbował coś za nią krzyknąć, dławiąc się mrokiem. Chciał biec za nią, lecz nogi pozwalały mu tylko na spokojny, elegancki i pełen pewności siebie chód.. Szedł za nią. Patrzył na dziwaczne reklamy otaczające jego głowę. Sex, wszędzie było tylko to. Reklamy niczym mistyczne drogowskazy tworzyły mapę miasta, które było zbyt olbrzymie, by inaczej je zwiedzać niż po omacku. Dziewczyna znikła w jakiś drzwiach. On za chwilę znalazł się w środku. Knajpa była dziwacznie prosta. Normalna tak bardzo, że aż nie do opisania. Dlatego, kiedy przestawałeś patrzeć na jakiś jej fragment, od razu ulatywał z Twojej głowy. Zobaczył kobietę w czerni, chociaż już przestał jej szukać. Nie bardzo wiedział jak zacząć rozmowę, nigdy nie był dobry w tą grę pozorów. Pytania chodziły mu po głowie. „Gdzie byłaś wczoraj?”, „Zrobiłem coś nie tak?”, „Czemu do cholery nie odpisujesz?”. W końcu jęknął obcym dla siebie głosem.
- Cześć jestem John – Często używał tego imienia.
Ona spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Jej uroczą twarz przeniknął mrok. Odwróciła się, dalej sącząc piwo przez słomkę. Kątem oka zerkała na niego. Barman wyłonił się jak duch. Bezimienna istota o naturalnych dla siebie odruchach nalała to, co powinna nalać. Spojrzał na tą pełną napięcia dwójkę i znikł. Jak duch. Drinki stały przed nimi. Wiedział, że od tego momentu musi uważać. Zacisnął serce, które wyło z bólu. Oczy przepełnione strachem szukały rozpaczliwie jakiejś metaforycznej deski ratunku. Albo chociaż niemetaforycznej. Mózg prawdopodobnie przestał funkcjonować. Jeżeli coś mówił, to była to seria wyćwiczonych żartów i pytań. Zapach jej krwi wymieszany z hormonami roznosił się w powietrzu, tworząc pajęczynę zmysłowości. Jej wzrok utkwił w kieliszku.
- Wiesz, że jestem pijawką? – Mówiąc to, głośno się zaśmiała. – Wiem że wiesz.
Próbował sklecić jakąś w miarę sensowną odpowiedź, lecz nie mógł wrócić do zamkniętego umysłu.
- Tak, wiem – powiedział z czystą formalnością, składając tym samym broń.
Dopił napój i odszedł od baru. Jego krok nie mógł uwolnić się spod jej wpływów. Doszedł do drzwi, na których ostro i wyraźnie dano do zrozumienia, że to kibel. Tutaj chciał się schować, uwolnić, chociaż na chwilę, swój umysł od tej niedokończonej teorii. Uciec od szaleństwa w szaleństwo. Zamknąć drzwi i i okna. Nigdy nie otwierać oczu. Najlepiej je sobie wydłubać nożem. Bał się jutra, nikomu nie ufał i nie zadawał pytań. Był sam, bo nikt go nie poznał i nikt nie chciał poznać. Może to on się bronił. Ten aspekt nietrwałości życia przyćmiewał szczęście. Do tego wszystkiego te cholerne Miasto, z którego nie mógł się wydostać. Wszędzie, dokąd sięgała jego pamięć było, to miasto. Tworzyło obraz labiryntu bez wyjścia. Informacje niczym ocean utopiły uczucia. Każde słowo, każda myśl, jest informacją. Nie ma tu miejsca na czerwień miłości. Stała się ona bajką dla głodujących bogaczy i szaleńców. Tym się stali jej obrońcy, dziwacznymi stworami zmieniającymi swoje indywidualne i subiektywne „ja” w coś bardziej niemożliwego do pojęcia. Coś nienazwanego. Lecz w tym oceanie informacji coś takiego nie istniało, było niezapisywalne. Zachciało mu się rzygać i śmiać jednocześnie. Śmiech, jego największa broń. Poczucie humoru dodawało mu odwagi. Była jeszcze wiara w miłość, głęboko schowana pod maską bierności i cynizmu. Został okłamany, że kiedy ją założy zdobędzie to, czego chciał. Nie mógł jej zdjąć, przyssała się do niego tak bardzo, że stała się jego częścią.

Oni, znaleźli czuły punkt i złamali go. Zresztą czuł się od nich uzależniony. Dali mu wygodne przeświadczenie o wolności. Lecz wolność to błękit nieba, o którym on zapomniał. Już nawet zapomniał, że zapomniał. Tak bardzo ta pośmiertna maska strachu wchłonęła go, czyniąc zapominalską i bojącą pamiętać, kukłą. Tyle pomysłów w publicznym kiblu. Wiedział, że ona i cały ten klimat tego miejsca to tylko kolejny narkotyk.
Otworzył drzwi i zaczął wspinać się po stromych zniszczonych schodach. Co jakiś czas zatrzymywał się przy fantastycznych obrazach. Zamyślał się chwilę, każdemu przyglądał się z uwagą. Prawie wszystkie przedstawiały drzewa o szalonych kształtach. Na każdym z nich zachmurzone niebo stwarzało atmosferę pytań. Na kolejnym, istoty o zaszytych ustach, wyginały się i prężyły. W tym samym momencie zaczął biec. Potykał się. Obrazy zaczęły się powtarzać tworząc sekwencje. Zatracał się w czasie, co powodowało, że był jego panem, nie mógł zatracić jego woli. Na twarz wstąpiło przerażenie. Wbiegał coraz szybciej, pot zalewał mu plecy. Zdał sobie sprawę, że nie ma przy sobie zegarka ani portfela. Nie miał telefonu i kluczy. Nie miał garnituru i bielizny. Był nagi, nie miał nic. Nie potrafił sprecyzować myśli, jakiegoś toku wydarzeń, które doprowadziły go do nagości. Poczuł, że depta po czymś. Jego stopy natrafiły na czerwone slipy z żyrafami, na których z przodu pisało „zgwałć mnie”. Uśmiechnął się w duszy. Ktoś zrobił mu dobry kawał. Czysta abstrakcja orzeźwiła jego umysł. Szedł żwawo coraz wyżej. Strach zaczął znikać, zastąpiła go energia, rosła proporcjonalnie do ilości postawionych kroków. Zobaczył małą śliczną blondynkę, która schodziła ze schodów. Była w żółtej, wesołej bieliźnie. Na majtkach czerwony napis „zgwałcę Cię”.
Wpatrywał się w jej oczy. Wesołe, roześmiane oczy, pełne nadziei. Razem się śmiali. Stała blisko niego. Uśmiechała się tak prawdziwie i życzliwie.
- Tak to ja. Czekałeś na mnie a ja na ciebie. Lecz najpierw musisz uporządkować swój dom, żebym mogła się do niego wprowadzić. Musisz wyrzucić te graty. Nie wiem ile jeszcze będę czekać na Ciebie, ale chcę czekać… Muszę czuć się bezpiecznie przy Tobie. Postaraj się dla mnie. – Szczęśliwa, jak mała dziewczynka, zaczęła zbiegać dalej.
Odwróciła się jeszcze i spojrzała na niego. Nie powiedziała nic, chociaż tak bardzo chciała. Może nie pozwalała jej duma, która była tylko maską, dla strachu przed opuszczeniem. Nie mogła się przyznać. Musiała być silna. Otworzyła nagle drzwi obok niej i znikła… Tak po prostu znikła. Szybko dobiegł do tego miejsca, lecz trafił tylko na czerwoną ścianę, na której był jeden z obrazów z dziwacznym drzewem. Obraz zaczął mieszać mu w głowie. Zamknął oczy by chwile odpocząć. Odnaleźć się w tej całej pokręconej sytuacji. Poczuł wiatr. Czuł w powietrzu zapach trawy. Powoli odpłynął i upadł na miękką ziemie. Zasnął.

Chyba mijały dni. Czułem jak światło drąży we mnie dziurę, która powoli mnie pochłania, może przeistacza w coś nowego. Śnił mi się koszmar, pełen bezsilności. Od jakiegoś czasu to czułem. Już nie było nocy, tylko tłusty koszmar. Kwadratowy świat stał się klatką przyzwyczajeń i zapomnienia.
- Wiem czemu ich nienawidzisz. – Usłyszałem niski, zabawny głos. Rozejrzałem się i spostrzegłem dziwną, kolorową postać.
Był to Klaun.
Jego czerwony nos, był wszystkim tym, co niepoważne i jednocześnie dziwacznie niebanalne.
- Wiem, czemu ich wszystkich nienawidzisz, a jednocześnie, wszystkich z osobna kochasz. Ty też wiesz, ale zapomniałeś. – Uśmiechnął się zawadiackim, komicznym, nienaturalnym uśmiechem. Jego czarne jak smoła oczy, bez wyrazu, nadawały mu złowrogi całokształt. – Nienawidzisz ich, bo miłość w tym świecie stała się banalna. Wiesz, że ilekroć o niej pomyślisz, poczujesz na sobie wzrok mający Cię za idiotę. – Zaśmiał się, zachichotał, potem wydał serię dziwacznych dźwięków. – Chciałbyś krzyczeć z radości, lecz nie możesz. Widzisz? Czujesz? Tutaj wszystko jest lekkie i proste. Tutaj możesz być śmieszny. – Siadł obok mnie, a jego pokraczne spodnie przylepiły się do podłoża.- Szukałem Cię, a ty szukałeś mnie. Razem znajdziemy Ciebie dla Niej. To będzie trudna wyprawa, ale warto, zaufaj mi.
Niestety będziemy musieli wrócić do tego skomplikowanego świata, pełnego pokrętnych zdań i nieśmiesznej tandety.
Siedziałem pod tym drzewem z obrazu. Niesamowite kolory, całkowicie nienaturalne, pobudziły we mnie artystę. Niebo, piękne burzowe, bajecznie kolorowe. Nie dziwie się, że ktoś uwiecznił ten pejzaż. Był nierzeczywisty, ale tylko dlatego, bo nie widziałem takiego w National Geographic. Gdzie nie sięgnąłem wzrokiem były łąki. Gdzieś w oddali, leciutko rysował się las kolorowych drzew. Na jego skraju stał domek, płynęła rzeczka… To najpiękniejsze miejsce, jakie widziałem.
- Pięknie, prawda? – Klaun spojrzał na mnie, ze szczerym uśmiechem. – Teraz odpocznij stary.
Kurtyna opadła, ja gdzieś leciałem. Tutaj wszystko było takie lekkie.

Obudził się na podłodze w toalecie. W Barze. Krew ściekała po ścianie. Fioletowe powietrze napełniało jego uszy i zatrzymywało się w stopach.
Tak wygląda poprawiona praca z pomocą Ero i rootaSmile Dziękuje za pomoc, kolejne poprawki będę nanosił już na tej wersji o ile mogęSmile z poważaniem arek duparek
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#12
Nie lubię poprawiać, czy raczej wskazywać błędów językowych. Aczkolwiek jeden wskażę:

"tą krainę wódą płynącą" - . Tą krainą, a tę krainę.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#13
Coś w sobie ma ten Twój tekst, bo mam chęć przeczytać go jeszcze kilka razy...

Lubisz senny klimat, prawda? Według mnie jest bardzo dobrze. Mój ostateczny wniosek? Nieuwarunkowane szczęście ukazuje rzeczy takimi, jakie naprawdę są... to kolejna wolna myśl, nie musisz się nią sugerować.

Pozdrawiam,
Sol
Jestem użytkownikiem Forum Literackiego. Interpretuję, jak czuję. Proszę o rzeczową i konstruktywną krytykę.
Odpowiedz
#14
Diog, chciałem poprawić, czytam tekst któryś raz ale nie mogę znaleźć;] Powód? pisałem go 3 lata temu, jestem zmęczony chwilowo i do tego nie pamiętam jak w firefox'ie szuka się konkretnej frazy;] Potem dam mojej Lepszej Połówce, może ona znajdzie, zdecydowanie bardziej lubi ten tekst niż ja;]
Sol bardzo mi miło że Ci się podobałoSmile Oczywiście to jest tylko malutki fragment z zamierzonej całości, która strasznie mi się nie podoba, więc obrabiam ją w kółko i z zeszytu zostaje 4 kartki;] Moja wolna myśl jest taka, nie wiem jakie to jest nieuwarunkowane szczęście, myślę że nikt nie wie, bo gonimy z jakimś dziwacznym sukcesem. Gdyby było inaczej wszyscy byśmy byli dwuosobowymi pustelnikami gdzieś w buszu;]

Dziękuje strasznie że chciało wam się czytać taki stary tekst;] O którym świat już zapomniał, a ja już mam go dość;] Może odzyskam siłę, zabiorę się za redagowanie reszty tekstu i dopisaniu całości;] Jak już mówiłem cieszę się bardzo że nic w naturze nie umiera;]

Pozdrawiam SzmatCzasu
jestem nikim i niczym
Odpowiedz
#15
Nieco offtopicznie: Japonii nigdy nie rozbrojono! Zawsze była potężna siłą samurajskiego ducha i honorowego kodeksu!
Przeczytam i skomentuję innym razem, bo mi gały wyszły na wierzch przy próbie wkręcania się w tekst. Zbyt metaforyczne, uczuciowe, jak na moje proste gusta :D.

I za mało zła :>.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości