Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Maska Potwora
#1
Kolejne opowiadanie z serii wiedźmińskiej. Starutkie, napisane jeszcze przed "Prezentem". Chronologicznie także akcja toczy się przed "Prezentem"

"Maska Potwora"
Kamień był chłodny i wilgotny jeszcze od porannej rosy. Siedzieli na nim, przytuleni do siebie, sami pośród wielkiego aż po sam horyzont wrzosowiska. Przed nimi, szare i posępne, stało samotnie Drzewo Rozstań, o prawie bezlistnych konarach i czarnej korze, obejmujące ziemię wężowymi splotami korzeni.
- Zróbmy to wreszcie – księżniczka Diana wstała z kamienia, pociągając za sobą Regisa – bo dostaniemy w końcu wilka.
Podeszli do drzewa. Konary płakały jeszcze rosą.
- Regis.
- Tak Di.
- Pocałuj mnie. Ostatni raz.
Przywarli do siebie.
- Di – odezwał się Regis w przerwie dla złapania tchu – Może nie idźmy tam. Ucieknijmy.
- Nie. Sam wiesz, że musimy to zrobić. Inaczej wybuchnie wojna.
- No to zróbmy to. – Regis usiadł między korzeniami i oparł się plecami o pień.
- Nie martw się, potem nie będziemy już nic czuli. Będzie łatwiej. – księżniczka usiadła po drugiej stronie.
Wiatr zawył posępnie w konarach, drzewo oplotło ich siatką drobnych ruchliwych korzeni, po pniu rozpełzły się błękitne zygzaki wyładowań, zaśmierdziało ozonem i siarką. Trwało to dobrą chwilę.
- Czujesz coś – zapytała księżniczka.
- No nie wiem. – bąknął
- Musimy to sprawdzić. Daj mi rękę. – przyłożyła dłoń Regisa do swojej piersi – Czujesz coś.
Czuł jak cholera.
- Może gdybyś mnie pocałowała?
Przywarli znów do siebie.
- Cholera – zaklęła całkiem nie po królewsku księżniczka, kiedy już wyplątali się ze swoich objęć – Kocham cię chyba jeszcze bardziej, Regis. Spróbujmy jeszcze raz.
Znów usiedli pod drzewem, znów wył wiatr i trzeszczały wyładowania.
- Czujesz coś. – spytała księżniczka.
Znowu były uściski, pocałunki i znowu czuli do siebie to co przedtem, a nawet trochę jakby bardziej.
- To nie działa – westchnęła księżniczka po trzeciej próbie.
Coś miękko stuknęło o ziemię.
- No nareszcie – Jaszczur zdjął źdźbło wrzosu przyczepione do poły płaszcza – Faktycznie to nie działa. Ciekaw byłem kiedy się wreszcie połapiecie i oszczędzicie mi tych atrakcji. Wybaczcie, nie przepadam za tym, kiedy żyć łechcą mi wyładowania jonizujące i....
Zająknął się, gdyż ujrzał kosmicznie niecodzienne zjawisko. Zjawiskiem była księżniczka. Dusza jęknęła w wiedźminie. Zjawisko spojrzało na niego wielkimi teraz ze zdziwienia i bardzo zielonymi oczyma.
- Przepraszam. – przełknął ślinę dla rozluźnienia gardła – Jaszczur jestem. Wiedźmin Jaszczur – dodał, widząc że oboje przyglądają się podejrzliwie głowni miecza wystającej nad jego ramieniem.
Regis sięgnął po broń, ale księżniczka przytrzymała jego rękę.
- Skąd się tu wziąłeś – zapytała.
- Z drzewa panienko.
- Nie kpij. Rozmawiasz z księżniczką – Diana wyprostowała się dumnie.
- Gdzieżbym śmiał, jaśnie pani. – czuł wyraźnie, że robi z siebie idiotę, cieszył się, że mutacja uniemożliwiła jego skórze pewne reakcje związane ściśle ze zwiększonym ukrwieniem – Spałem na tym drzewie, rozumiecie tu są wilki, dopóki skutecznie mi tego nie uniemożliwiliście.
- Dlaczego nie poszedłeś do miasta jak każdy porządny człowiek?
- Panienko, zbiera się na niezłą awanturę, po mieście kręci się chmara zestresowanych żołnierzy, którzy nie wiedzieć czemu, wszędzie widzą szpiegów i strasznie im pilno do wieszania. Po kie licho mam leźć im w oczy ze swoją gębą. Powiesili by mnie jeszcze gdzie za sam wygląd i po co mi to? Zresztą i tak nie mam czym zapłacić za nocleg.
- Znasz się na czarach? – spytał Regis – Podobno was wiedźminów uczą.
- Co nieco.
- Powiedz dlaczego to – wskazał na drzewo – na nas nie działa. Może za mocno się kochamy.
- Bez obrazy. Ani się nie kochacie bardziej od innych, ani nie jesteście wyjątkowi. To po prostu nie działa. Kiedy szedłem tędy, dwa lata temu, zdjąłem zaklęcie zostawiając tylko same efekty specjalne.
- O! – zdziwiła się krótko i okrągło księżniczka – Dlaczego?
- Bo to zaklęcie przynosiło więcej szkody niż pożytku. Jak myślicie, dlaczego ten wąwóz niedaleko zyskał nazwę Wąwozu Samobójców? Dlatego że gnieżdżą się tam skowronki? Ten kto konstruował to zaklęcie, nie wysilił się zbytnio. Miało od cholery efektów ubocznych, depresja, uczucie pustki i parę jeszcze innych przyjemności.
- Wiedźminie- głos księżniczki drżał - Czy mógłbyś założyć to zaklęcie jeszcze na chwilę, zrozum, my musimy... Cena nie gra roli.
- A co pilno wam zapoznać się z dnem Wąwozu?
- Wiedźminie! – oczy księżniczki strzeliły zieloną błyskawicą – Nie kpij. Zapłata będzie sowita.
- Moja odpowiedź jest dość krótka, i brzmi: nie. Ale jeśli już mowa o zapłacie, to powiedzcie mi co i jak, to może uradzimy jakie, jak to się mówi, alternatywne rozwiązanie.
Regis podrapał się po płowowłosej głowie cherubina.
- Ano bo widzisz pan panie Wiedźmin, to.....
- Cicho Regis – ucięła księżniczka – Ja mu powiem. Słuchaj Jaszczur, czy ja ci się podobam?
- No... – pytanie zaskoczyło go, wysoka o zgrabnej figurze elfki, prawie że go skręcało – No... tak.
- No widzisz. I to jest problem, podobam się facetom. Gdybym była mała garbata i piegowata na dodatek, to by się za mną nawet pies z kulawą nogą nie obejrzał. Siedziałabym w domu, aż tatko król raczyłby mnie wydać za mąż za jakiegoś tam księcia z Pierdzidupia Dolnego z jakichś tam ważnych powodów politycznych i byłby spokój.
- Wybacz. Ile ty masz lat księżniczko?
- Dziewiętnaście. A bo co?
- Toś się i tak długo uchowała.- mruknął wiedźmin.
- Nie przerywaj mi. Kłopot w tym, że tatko chce mnie wydać za księcia Zerwichwosta, ale oprócz niego uparł się na mnie jeszcze książę Falkom. Wszystko przez jedno polowanie. Siądźmy, bo to długa historia.


Kawiar, niewielkie, głównie z rolnictwa utrzymujące się królestwo, graniczyło od południa z jeszcze mniejszą Edomią, a od północy i wschodu ze znacznie większym Tyrem. Kawiarem władał od ponad dwudziestu lat Abimelek II zwany Dobrotliwym. Zresztą przydomek pasował do niego. Wojną się brzydził wrogów politycznych nie miał, toteż za jego panowania Konfraternia Mistrzów Małodobrych cierpiała dotkliwą biedę. Państwo było ubogie. Tym tylko bogate co na polach się urodziło i co rybacy z morza wyciągnęli. Skarbiec ciągle świecił pustkami, a armia częściej pomagała przy zbiorach lub odgarniała śnieg zimą, niż wychodziła na wroga, a to z powodu ewidentnego braku tegoż ostatniego. Wrogowie bowiem nie kwapili się łupić królestwa, gdzie nie bardzo co łupić było.
Królowa Ester, znaczy żona Abimeleka, umarła przy porodzie, obdarzając jednakże króla córką. Córka owa, Diana, była przyczyną wielu siwych włosów w królewskiej brodzie. Księżniczka bowiem, skoro tylko trochę podrosła, stała się małym ciemnowłosym diabełkiem. Bardziej niż ślęczenie nad wyszywanką, czy ćwiczenie dworskiej etykiety, pociągało ją strzelanie, jazda konna, włóczenie się po zamkowych obejściach, nuż to żeby pomagać w pracach, które żadną miarą księżniczce nie przystawały, nóż dla robienia niewybrednych dowcipów. Zmieniali się liczni bakałarze. Jeśli prędko przychodzili, skuszeni znaczną zapłatą, to trzy razy szybciej wynosili się, spluwając dyskretnie za plecy. Jeden tylko zyskał szacunek i przywiązanie młodziutkiej Diany. Zwał się Kondrwiramus. Siwy starzec. Niektórzy mawiali nawet, że był czarodziejem, ale tego nigdy nie dowiedziono. Przyszedł nie wiadomo skąd, zdobył nie wiadomo jak uwielbienie nazbyt rozbrykanej księżniczki, dał jej wszechstronną wiedzę, nauczył ogłady i poszedł sobie nie wiadomo gdzie, gdy tylko skończył.
Tymczasem Diana wyrosła, wypiękniała, i nie było chyba w grodzie stołecznym młodziana, może z wyjątkiem tych którym jaskra na oczy się rzuciła, który by do niej skrycie nie wzdychał. Ministrowie doradzili królowi żeby wydał córkę za księcia Zerwichwosta, jedynego syna Ragguela Kulawego, króla Edomu, załatwiając za jednym zamachem następcę tronu i unię z sąsiednim królestwem, tak samo zresztą biednym. Księżniczka jednak skoro tylko Zerwichwosta zobaczyła, a trzeba przyznać że jąkał się i ślinił straszliwie( bo miał zajęczą wargę), a co bardziej poinformowani twierdzili że moczy się w nocy i jest słabowity na umyśle, zamknęła się w komnacie i stwierdziła że pierwej się zabije, niż za niego wyjdzie. Król, z zasady dobrotliwy, odłożył plany matrymonialne co do swej córki na czas bliżej nieokreślony. Tymczasem, przypętał się nie wiedzieć skąd Regis, ubogi giermek i to żeby chociaż szlachetnie urodzony. Ale gdzie tam. Zwykły kmiecy syn, chyba dla żartu noszący królewskie imię. I nie wiedzieć czemu, dzikie serce księżniczki pokochało właśnie jego. Ludzie na podgrodziu, od dłuższego czasu, opowiadali sobie pikantne ploteczki o tym, gdzie to widziano ostatnio księżniczkę i Regisa. Zresztą większość z nich nie była warta funta kłaków, ale w końcu, każda plotka zawiera nieco prawdy. Szczęściem, historie te nie docierały do królewskich uszu, bo pewnie mimo swej wrodzonej dobrotliwości, dałby zarobić któremuś z przymierających głodem katów.
Czas płynął sobie wolniutko i nikt nie zauważył specjalnie jak władzę w Tyrze przejął Falko, który na wojnach północnych zyskał przydomek Krwawego i drugi nieoficjalny, za który można było iść pod topór, Krzywogębego. To od cięcia w twarz mieczem. Zresztą do urodziwych to on nigdy nie należał. Falko spotkał Dianę na polowaniu i już nazajutrz przysłał posłów do króla Abimeleka z niedwuznaczną propozycją. Żeby królowi pomóc w podjęciu decyzji w ciągu tygodnia przysłał morzem do granicznego portu Sejon, ośmiotysięczną, doborową armię zaprawioną w walkach na północy. Potem już wszystko potoczyło się z góreczki. Diana postanowiła uciec, sądząc że zniknięcie przedmiotu, zażegna sam spór. Skutek był odwrotny, król Abimelek uznał że księżniczkę porwano i wysłał poselstwo do Falka z żądaniem jej zwrotu. Falko, który słusznie nosił przydomek Krwawy, wpadł w gniew, kazał dla posłów zastrugać odpowiednie paliki, a sam rozpoczął działania wojenne. Abimelek słał w międzyczasie listy o pomoc do Ragguela Kulawego, ale ten obrażony jeszcze słynnym incydentem z księżniczką, która jawnie uciekła od Zerwichwosta, pomocy udzielić nie chciał. Falko zaś ciągnął pod stolicę, paląc i gwałcąc, bo rabować i tak nie było czego.
- Tyryjczycy być może podchodzą już pod Kawiburg. Jeśli nie wyjdę za Falka, wojna zniszczy cały kraj.
- A jeśli za niego wyjdziesz, to i tak zaprowadzi tu swoje rządy – powiedział wiedźmin, mierzwiąc i tak już potargane włosy. – Znaczy się: tak źle, a tak jeszcze gorzej.
- To co ja mam w końcu zrobić?
- Nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy. Na razie trzeba by przypilnować, coby zacni królowie nie wzięli się za łby.


Armie stały naprzeciw siebie o jakieś trzy dobre strzelania z łuku. Tyryjczycy w swych czarno-czerwonych płaszczach, niczym ciemna chmura, od wschodu na niewielkim wzniesieniu. Nieco niżej nieporządną kolorową kupą byle jak zebranego i kiepsko uzbrojonego wojska stanęli obrońcy. Na razie oddziały stały w miejscu, Tyryjczycy, przy głuchym łomocie bębnów, szykowali się, żeby jednym uderzeniem zmieść tę garstkę stojących im na drodze.
- Nasi nie mają szans – ocenił ponuro Regis.
- Jeszcze się okaże – rzekł Jaszczur zadziwiająco wesoło – Ale żeby nie było niedomówień. Jestem najemnikiem, pokaz będzie za darmo, ale za resztę trzeba będzie zapłacić.
- Każdą cenę, jeśli tylko nie dopuścisz do wojny.
- Jesteś pewna księżniczko? Cena może być bardzo wysoka.
- Jestem pewna.
- Teraz mi nie przeszkadzajcie
Jaszczur siadł na ziemi i rozsupłał worek podróżny. Wydobył z niego niewielką flaszkę z zielonego szkła i upił kilka łyków. Oparł się plecami o szorstki głaz.
Ze wzgórza, na którym byli, roztaczał się widok aż po Kawiarburg. Armia Tyru powoli ruszyła do ataku, bębny grzmiały nadal. Zamknął oczy, wewnątrz swego umysłu zaczął śpiewać pieśń wiatru, pieśń bez słów, bez dźwięków. Jego myśli stały się strugami powietrza. Znów widział dolinę i obie armie. Z wysoka, z lotu ptaka. Zmusił masy powietrza do ruchu, kondensując parę wodną niosącą z sobą ładunki elektryczne. Pogodne dotąd niebo, zasnuło się chmurami, armie zbliżały się do siebie, łucznicy wypuszczali pierwsze strzały. Nagle zrobiło się prawie ciemno, lunął lodowato zimny deszcz. Potem chmury się otwarły, pomiędzy atakujących i obrońców uderzyły pioruny. Ściana błękitnego ognia. Żołnierze rzucili się do ucieczki. Wreszcie przyszedł lodowaty huragan. Wiatr przewracał ludzi i konie, darł namioty i płachty wozów.
Trwało to może kwadrans, poczym niebo się rozjaśniło i znów było piękne, wiosenne przedpołudnie. Ludzie oszołomieni zbierali się z ziemi, nawoływali i szukali ekwipunku. Na trawiastej przestrzeni, niczym granica czerniał szeroki pas wypalony błyskawicami.
Jaszczur poruszył się i przeciągnął.
- No, to by im chyba na dzisiaj wystarczyło.
- To... – księżniczka przełknęła ślinę – to było niesamowite.
- Takie sobie – wiedźmin machnął ręką – gdybym miał więcej czasu byłoby jeszcze gradobicie i śnieżyca. Chodźmy do miasta. Już wiem co zrobić.


Król zwykle nie wygląda na króla, jeśli nie posiada swoich insygniów władzy. Jeszcze mniej przypomina władcę, kiedy siedzi na niskim zydelku i moczy nogi w drewnianym cebrze. Abimelek nie miał „władczej” postury. Był niski i krępy, a jego twarz okolona bujnym poczochranym zarostem przywodziła na myśl raczej roztropnego kmiecia niż władcę.
- Mówisz że to twoja sprawka, wiedźminie – mruknął, trąc piętę pumeksowym kamieniem – ta burza. Nie powiem, robiło wrażenie. Aż żem z konia spadł. Musiałem o kamień walnąć, bo mnie nerka rwie.
- Pokażcie jaśnie panie, może wam pomogę – Jaszczur dotknął palcami pleców króla, zaskwierczała moc. – Boli?
- Już nie. Jak żeś to zrobił? A nieważne, chciałbym cię mieć jako medyka, tu dotkniesz tam postukasz i człowiek zdrowy. Ale przecie ty masz inne powołanie, tępisz potwory i takie tam. - Abimelek pochlapał nogami w cebrzyku – Cholera zimna ta woda, mógłbyś mi dolać?
Jaszczur nabrał czerpakiem wrzątku z kociołka.
- O, teraz dobra – mruknął król z lubością – Ale do rzeczy. Mówiłeś, że masz plan.
- Tak – Jaszczur rozejrzał się ostrożnie, w małej łaźni nie było jednak nic prócz nich, pieca, kociołka z wodą, cebrzyka i paru innych sprzętów, znanych pod nazwą przyborów toaletowych. – Plan w zasadzie jest prosty. Zamiast wojny, ogłosicie panie turniej.
- Turniej?
- Ano turniej. O rękę waszej córki, no i powiedzmy pół królestwa, Falko nie odmówi, bo mu honor nie pozwoli.
- Na nic – mruknął z rezygnacją monarcha – Falko pewnie i tak wygra i będzie tu zaprowadzał swoje porządki. Mawiają, że nikt mu pola w mieczu nie dotrzyma.
- Ja dotrzymam. Jestem znacznie szybszy od zwykłego człowieka.
- Nawet jeśli, to ktoś musi iść z poselstwem do Falka, a wybacz, ten nieokrzesany skurwysyn ponabijał moich posłów na pale.
- Ja pójdę. W końcu za to mi płacą.
- Jeszcze jedno. - Abimelek wpatrzył się w fosforyzujące zielono oczy Jaszczura - Wybacz wiedźminie, jaką mam gwarancję, że to wszystko się uda, i że wreszcie ty kiedy już wygrasz ten turniej, nie wykopiesz mnie z mojego królestwa?
- Żadnej królu, ale nie masz też innego wyjścia.
- No, przynajmniej mówisz szczerze.


Drewniana szopa rozbłysła najpierw nieziemskim blaskiem, potem wystrzeliła w rozgwieżdżone niebo, aby wreszcie eksplodować z piekielnym hukiem dobrą milę nad miastem. Płonące deski rozleciały się po niebie niczym iskry wielkiego fajerwerku. Jaszczur, stojąc w środku sfery, która fluoryzowała lekko błękitnym światłem, docenił własną przezorność, która kazała mu się zamknąć z notatkami w szopie smolarza z dala od miasta. Obok, wirując w powietrzu, spadł kawałek nadpalonego papieru. Szczęściem była to tylko karta na której wynotował sobie co ważniejsze zaklęcia. Księgi zmniejszane do rozmiarów, mniej więcej, guzika od odzienia, leżały bezpiecznie poukładane w małej lipowej szkatułce na dnie torby podróżnej, w pokoju nad karczmą. Był zadowolony z siebie. Sfera Jaira to jedna z najtrudniejszych sztuk magicznych, za którą ze względu na wysokie ryzyko nie zwykli brać się nawet magowie trzeciego wtajemniczenia. Dla pewności czy wszystko jest aby dobrze, wlazł prosto w poukładany opodal sąg drewna. Szczapy rozleciały się, po zetknięciu z powierzchnią sfery, sypiąc wokół iskrami. Jaszczur ruszył w kierunku błyskającego w dole punkcikami ognisk obozu Falka.


- Stój bo strzelam! – warknął strażnik, kryjąc się za drzewem.
- A idź się pomasuj – poradził mu Jaszczur, nie zwalniając kroku.
Dotknąwszy sfery, bełt anihilował z hukiem, który w uśpionym obozie zabrzmiał przeraźliwie głośno. Z równie głośnym wrzaskiem uciekł między namioty wartownik. Hałasy postawiły obóz na nogi. Rycerze, giermkowie i inne obozowe ciury biegali, w większości półnago, łapiąc jaki popadło oręż. Zwalisty osiłek, odziany tylko w gacie i szyszak, rzucił się na Jaszczura, młynkując mieczem.
- Nie radzę – krzyknął wiedźmin, ale broń już zetknęła się ze sferą.
Eksplozja wywołana anihilacją przemieliła wojownika na drobne szczątki, rozsmarowując po namiotach i wozach. Szyszak wraz z oderwaną głową spadł dopiero po dobrej minucie. To ostudziło zapędy nawet tych co bardziej krewkich. Otoczyli wprawdzie idącego cały czas Jaszczura kręgiem, ale trzymali się w rozsądnej odległości. Wiedźmin orientował się dość dobrze w topografii obozu, szedł więc prosto do namiotu Falka. Ten czekał na zewnątrz w otoczeniu co ważniejszych rycerzy. Byli kompletnie odziani, a większość miała nałożone kolczugi bądź lekkie zbroje, widać mieli jakąś naradę i nie zdążyli jeszcze się położyć. Falko dobył miecza.
- No tnij. Wyświadcz mi tę przysługę.- Jaszczur uśmiechnął się krzywo - Przez tydzień będą cię potem koty zlizywać z okolicznych drzew. Powiedz też temu domorosłemu magikowi, co chowa się za wozem, żeby przestał memłać zaklęcia i machać łapami jak wiatrak. To coś to podwójna sfera Jaira z przesunięciem czasowym. Jakbyś nie wiedział co to jest, spytaj czarodzieja. Tylko prawdziwego, bo ten twój wygląda, jakby kończył niedzielny kurs dla wiejskich bab znachorek. Gdyby był ciut więcej rozgarnięty, wiedziałby, że to otwiera się tylko od środka. Aha i domyślił by się, że zabezpieczenia potrafią na odległość pourywać łapy takiemu niewydarzonemu magikowi.
Trudno było ocenić, czy bardziej czerwony jest Falko, czy też czarodziej, który wylazł był tymczasem zza wozu. Falko schował jednak miecz.
- Czego chcesz? – warknął
- Od razu lepiej, jaśnie panie – drwił dalej Jaszczur – Mam zatem rozumieć, że tym razem myślisz posłuchać poselstwa, i nie zamierzasz nabijać mnie na palik?
- Żebyś wiedział, że kurwa, chętnie bym to zrobił. - krew mało nie trysnęła Falkowi z gęby - Ale może jeszcze będzie okazja. Teraz gadaj lepiej, z czym cię przysyłają.
- Gdybyś nie był królem, powiedziałbym ci, że jesteś stary, śmierdzący cap, a do tego jeszcze rakarz. Ale nie powiem tego. Powiem ci, że księżniczka przekazuje, że jeśli chcesz dostać jej rękę, musisz wygrać turniej, jak przystało na porządnego rycerza. Jeśli zaś spróbujesz posiąść ją jak rabuś, ona pierwej rzuci się z wieży niż pozwoli dotknąć. To jeden powód, który powinien cię odwieść od szturmu na miasto. Drugi jest taki, że ja tu jestem, i wierz mi, znam tyle sztuczek żeby nie dopuścić twoich do miasta, że będziesz tu tkwił do usranej śmierci. A jak słyszałem, jest u ciebie w kraju kilku wielmożów, którzy tylko patrzą jakby tu cię wysiudać z tronu. Zrozumiałeś, krzywa gębo?
Nastała denerwująca cisza, przerywana tylko buczeniem błękitnawo połyskującej sfery i niezbyt przyjaznymi szeptami otaczających Falka rycerzy. Rzeczony głaskał się w zamyśleniu po skrzywionym od blizny obliczu. Siwa szczecina szeleściła pod palcami.
- Niech będzie – mruknął ledwie słyszalnie Falko
- Głośniej proszę.
- Zgadzam się – Falko zgrzytał z cicha zębami – Ale arena ma być otoczona dwimerytową klatką. Mam nadzieję że cię tam spotkam, nadęty krzykaczu.
- Jestem do usług – Jaszczur ukłonił się dwornie, sfera zabuczała głośniej – A co do warunków, to wyślij jutro jakiego posła. Nie musisz się o niego obawiać, Abimelek nie zwykł strugać na ludzi palików. W przeciwieństwie do ciebie.
- Falko zżuł dosadne przekleństwo dotyczące ani chybi okoliczności Jaszczurowych narodzin.
- Aha – kontynuował wiedźmin – do bramy nie musisz mnie odprowadzać. Sam trafię.


Przeszedł jak cień zamkowymi korytarzami, w których ciemno było jak w grobie. Pojedyncze świece paliły się tylko w pobliżu schodów, rzucając mdłe plamy światła. Był to widomy znak królewskiego zamiłowania do oszczędności. Naprzeciw drzwi monarszej sypialni drzemał, przysiadłszy na rzeźbionej skrzyni strażnik, halabarda stała obok oparta o ścianę. Drugi zanął na parapecie okiennym, czule wtulony w grubą zasłonę. Jaszczur minął ich obu, uważając by któregoś nie potrącić.
Korytarz prowadzący do części zamku zajmowanej przez służbę był o ile to możliwe jeszcze ciemniejszy, ale za to było tu wyraźnie cieplej niż w reprezentacyjnej części zamku. Zza przedostatnich drzwi w rzędzie dochodziło przytłumione, acz radosne posapywanie przeplatane gardłowymi, kobiecymi jękami, jako żywo przywodzące na myśl rozkosze łożnicy. Jaszczur uśmiechnął się do siebie i poczekał z pukaniem, aż posapywanie i pojękiwania, które nawiasem mówiąc cokolwiek przyśpieszały, skończyły się przeciągłym westchnieniem krańcowej rozkoszy.
- Kogo tam diabli nadali – odezwało się zza drzwi.
- Urząd skarbowy – rzekł wiedźmin
- Domokrążców i komorników nie przyjmujemy – odparł król wystawiając zza uchylonych drzwi głowę – poczekaj chwilę.
Zanim drzwi na powrót się zamknęły Jaszczur dojrzał całkiem zgrabną niewiastę, której nagie wdzięki prezentowały się spod właśnie zakładanej lnianej koszuli. Odzienie znajdowało się dopiero na wysokości ramion więc było co podziwiać. Wiedźmin poczuł niejaki ucisk w podbrzuszu i westchnął ciężko.
- Możesz wejść – król kończył wciąganie długich gaci, których troczki dyndały mu wokół kostek – a ty Kasiu już idź, bo tu się będzie o sprawach państwowych gadać.
- Dziewczyna pocałowała Abimeleka w szczeciniasty policzek, a król poklepał ją w zamian po kształtnym tyłeczku. Była młoda, co najmniej dwa razy młodsza od króla.
- No i coś się tak zdziwił – Król podrapał się po zarośniętej piersi, był wyraźnie w dobrym humorze – Swoje lata już mam, to prawda, ale zdrowy jestem i kuśka mi jeszcze staje. No może nie mam już takiej krzepy jak za młodu, no wtedy to mogłem nawet dziesięć razy jednej nocy – rozmarzył się - no ale te dwa, trzy razy to się jeszcze czasem przydarzy.
- A nie boisz się królu złapać jakiej paskudnej choroby?
- E tam. To przecie dziewka z „Passiflory”, a to najlepszy zamtuz w mieście, rzekłbym – ekskluzywny, konował bada tam dziewczyny co dwa tygodnie. No i nie myśl sobie czasem że trwonię państwowe pieniądze. Co to, to nie. Dałem im kiedyś przywilej handlu gorzałką, w sumie wiedziałem że i tak handlują, tyle że na lewo , teraz madame Eleonora podsyła mi czasem jaką dziewkę w ramach tego tam, he, he, podatku obrotowego. A zacny to przybytek, jak chcesz to szepnę przez umyślnego słówko Eleonorze, to cię tam należycie obsłużą.
- No nie sądzę, z takimi jak moja gębami pewnie za drzwi wyrzucają.
- No coś ty. To przyzwoity i rzekłbym, demokratyczny burdel, nawet nieludzi obsługują. Ma się rozumieć, jak mają czym zapłacić. No to jak – król uśmiechnął się szelmowsko – Załatwić ci kartę stałego klienta?
- Wybacz panie, ale obiecałem sobie że będę się chędożył tylko z kobietą, którą będę choć trochę kochał. Ona będzie to chciała robić ze mną z własnej, dobrej woli. Nie za pieniądze.
- Rób sobie co chcesz. Ale nie wiesz co tracisz.- Rzekł król drapiąc się tym razem w łydkę – ale zostawmy to. Są ważniejsze sprawy. Zgodził się?
- Tak.


Księżniczkę obudziła muzyka. Melodia była cicha i przez chwilę myślała, że należy do jej snu. Ale nie. Podeszła do okna. Na zewnątrz budziły się właśnie złote i różowe zorze wschodu. Na murze obronnym stał Jaszczur i grał na instrumencie złożonym z szeregu związanych razem, coraz krótszych, pustych w środku rurek drewnianych. Przez chwilę myślała, że wzrok ją myli. Ale nie, to był na pewno Jaszczur. Grał, dmuchając w swoje rurki a wschodzące słońce barwiło jego białe włosy złotem. Melodia nie była smutna, raczej przepełniona tęsknotą i nadzieją. Księżniczka zasłuchała się i nie zauważyła, że stoi w oknie w samej bieliźnie, co bynajmniej nie uchodziło szlachetnie urodzonym.


Cieśle pracowali sprawnie, na równinie powstawał amfiteatr. Arena była prawie skończona. Prostokątna klatka z żelaznych prętów wzbogaconych dwimerytem. Pewne było, że Falko boi się czarów. Dwimeryt, rozstrzygnie miecz. Z wysokości murów robotnicy wydawali się niewiele więksi od mrówek. Takie pracowite ludzkie mrówy, łażące w tę i we wtę ze źdźbłami belek. Jaszczur bawił się przez chwilę myślą, że ich los zależy od niego. Jeśli wygra, będzie pokój. Jeśli nie ... Trzeba wygrać.


Dziewczynka wybiegła zza rogu, wpadła mu wprost pod nogi prawie przewalając go w błotnistą kałużę. Pobiegła dalej, wprost na środek brukowanej ulicy. Turkot nadjeżdżającego wozu sprawił, że przystanęła zdezorientowana. Jaszczur rzucił się za nią przed samymi dyszlami, złapał w pół i odskoczył pod przeciwległy mur. Wóz wyładowany beczkami przejechał rozchlapując błoto. Pijany woźnica chwiał się na koźle.
- Ślepa jesteś?– warknął, skoro tylko pomógł jej wstać z ziemi.
- Tak – szepnęła cichutko.
Zauważył, że powieki o niesamowicie długich rzęsach kryją nieruchome oczy niewidomego. Zrobiło mu się niesamowicie głupio.
- Przepraszam – wybąkał.
Nadbiegło kilku obdartych wyrostków, którzy widać gonili dziewczynkę. Zobaczyli go, zawahali się chwilę, poczym uciekli z wrzaskiem.
- Nie szkodzi – dziewczynka uśmiechnęła się – to ja powinnam pana przeprosić.
Teraz ją poznał. To była córka szynkarki z szynku nieopodal. Drobna, może jedenastoletnia dziewczynka o jaśniutkich włosach i piegowatej buzi.
- Ty jesteś Amelka? – upewnił się.
- Tak – dziewczynka była zaskoczona – Skąd pan wie?
- Byłem w waszej gospodzie i słyszałem, jak cię mama woła. Odprowadzę cię do domu, bo znowu będziesz chciała wpadać pod wozy. Dobrze?
Jaszczur poczuł chłodne paluszki w swojej dłoni.


Gruba karczmarka prawie siłą usadziła go w pustej jeszcze o tej porze karczemnej izbie. Postawiła przed nim piwo i coś do zakąszenia, bez przerwy gadając.
- A bo widzisz pan – perorowała – odkąd mojemu się zmarło, sama ją muszę chować. Ona dobra jest, cicha, robotna. Tyle że nie widzi. Co ja się z nią po medykach nachodziła i u druidów była i co? I nic. Biedne dziecko. A te skurwysynki z ulicy to jej żyć nie dają, by ich wreszcie co podusiło. Wiesz pan...
- Jaszczur.
- A tak. Słyszałam coś o was. Ja Jagna jestem. Karczmarka jak widać. Ale o czym to ja? Aha. Po świątyniach co ja się z nią najeździła. A grosiwa co na to poszło. Odprawiali nad nią jakiesik gusła, zamawiali, w jednym miejscu to tak ci ją tym wystraszyli, że jeszcze w pół roku budziła się po nocach z krzykiem.
Dziewczynka podeszła, omijając stoły i ławy. Znała dobrze karczemne pomieszczenie, dlatego potrafiła się tu poruszać nie zawadzając o przedmioty. Dotknęła dłoni wiedźmina, a potem sięgnęła do jego twarzy. Jaszczur odsunął się odruchowo.
- Ona w ten sposób patrzy. Poznaje ludzi. – uspokoiła go karczmarka.
Dziewczynka dotknęła chłodnymi palcami jego policzków, nosa, brwi. Zatrzymała się dłużej w tych miejscach gdzie skóra nad kośćmi policzkowymi i szczękowymi była pokryta łuską. Złapał się na tym, że zapomniał jak to jest czuć dotyk czyichś rąk na twarzy.
- Masz łuski na buzi jak jaszczurka - stwierdziła dziewczynka - Ty nie jesteś całkiem człowiekiem. Prawda?
- No nie całkiem.
- To nawet dobrze. Ludzie są dla mnie niedobrzy. Mam przyjaciela elfa. Jest bardzo wysoki, ma długie, takie mięciutkie włosy i pachnie lasem. On jest dla mnie dobry, zabiera mnie na rynek albo do lasu zawsze kiedy tu przychodzi.
- To Aragorn. Nasz dostawca. – podpowiedziała karczmarka.
- A ty przyjdziesz tu jeszcze kiedyś? - spytała dziewczynka.
- Być może. A teraz wybaczcie, już na mnie pora – poczochrał płową grzywkę Amelki. Karczmarka nie mogła dostrzec błękitnego blasku, który zalśnił na chwilę na końcach jego palców, gdy dotknął powiek dziewczynki.


W drewnianym baraku przy arenie było gorąco i gwarno. Kurz wirował w smudze światła sączącego się przez dziurę po sęku. Jaszczur siedział oparty o deski ściany. W samym kącie, na końcu ławy. Wokół siedzieli i dreptali nerwowo ludzie. Przeważnie bardzo młodzi. Zbyt młodzi – pomyślał. Niektórzy rozmawiali, inni ostrzyli nerwowo broń, która i tak ostrzejsza stać się już nie mogła. Tu i ówdzie, wśród gwaru wybuchał śmiech. Nerwowy, urywany. On był spokojny, wydobył flaszkę z eliksirem, popatrzył chwilę przez zielony płyn, potem schował ją z westchnieniem. Eliksir nie był potrzebny. Jeszcze nie teraz. Popatrzył wokół. Aż żal mu było tych młodych narwańców.


Lekki powiew przynosił świeży zapach młodej trawy. Po czystym błękitnym niebie płynął jak żagiel pojedynczy obłoczek. Publiki na arenie było sporo. Stanęli naprzeciw siebie. Jaszczur i jego pierwszy przeciwnik. Wyższy o głowę zwalisty, rudy osiłek z równie wielkim co nieporęcznym bojowym toporem.
- Rycerz Esteban, przeciw wiedźminowi Jaszczurowi – darł się herold. Rozległ się gong. Ryży przyskoczył tnąc toporem, aż powietrze zafurczało. Topór trafił w pustkę. Jaszczur kontynuując ten sam błyskawiczny obrót, wymierzył przeciwnikowi cios rękojeścią miecza w odpowiednie miejsce kręgosłupa. Rycerz runął jak długi w piach, gubiąc topór i rogaty hełm. Wiedźmin chwycił go za szyję uciskając jednocześnie tętnicę. Wojownik szarpnął się raz i drugi, a potem zwiotczał zapadając w sen. Na trybunach zapadła cisza, a do co bliżej siedzących dotarło jego pochrapywanie.

Na rynku sensacją dnia wśród plotkujących kumoszek stała się wieść, że córka karczmarki niespodziewanie odzyskała wzrok. Położyła się spać niewidoma, a obudziła już widząc. Gruba Karczmarka na przemian śmiała się i płakała, ledwie wierząc w szczęście, które spotkało jej dziewczynkę. Amelka cieszyła się słońcem, żółcią i czerwienią kwiatów, a nawet szarością zakurzonych murów. Wszak widziała je pierwszy raz.

Markus Aureliusz przeciw Falkowi Krwawemu – okrzyknął herold. Czarny płaszcz spadł na ziemię. Markus zaatakował z furią. I to go zgubiło. Był za młody i niedoświadczony. Pierwszy cios minął Falka. Tak samo następne. Falko bawił się swoją ofiarą. Markus raz za razem padał na arenę podcinany kopniakami i uderzeniami rękojeści miecza. Podnosił się, atakował i znowu padał, mimo że jego twarz przypominała krwawą miazgę. Jego oręż nie mógł dosięgnąć przeciwnika.
- Dlaczego on się nie podda? - Abimelek odwrócił z niesmakiem wzrok - Przecież to jatka nie pojedynek.
- Jest na eliksirach - szepnął wiedźmin, czując jak wilgotnieją mu ręce.
Falkowi znudziła się widać zabawa. Ciął krótko przy kolejnym uniku. Markus padł w piach areny. Konał, szarpiąc rękami ziemię. Falko uniósł nad głowę okrwawiony miecz na znak zwycięstwa.


Siedział na ławce oparty o mur. Z niedalekiej areny dolatywał przytłumiony gwar. Słońce grzało przyjemnie.
- Nie spodziewałam się, że cię tu znajdę – odezwała się księżniczka, siadając obok – Nie oglądasz walk?
- Obmierzło mi patrzenie jak Falko zarzyna tych głupich młokosów, a oni idą na rzeź jak barany. A zresztą, za dużo krwi już widziałem.
- A ty? Ty nie zabijasz? Przecież jesteś najemnikiem.
- Ja staram się nie zabijać. A na pewno nie dla uciechy tej tam gawiedzi.
Milczeli dłuższą chwilę.
- Dasz radę wygrać ten turniej? – spytała wreszcie księżniczka
- Powiem ci prawdę. Może być trudno. Falko jest też mutantem. I to o kilka serii lepszym.
- Wybacz. Nie rozumiem.
- Mówi ci coś słowo „mutagen”?
- Nie.
- Widzisz. Kiedyś odkryto, że wciągi z pewnych roślin i grzybów mogą zmieniać własności żywych organizmów. Ktoś wymyślił, że można to wykorzystać do stworzenia doskonałej armii. Zaczęto eksperymenty. Pierwsza seria powodowała tylko potworne zniekształcenia, coś tam pozmieniano w recepturze, MT 2 był już lepszy, dawał pozytywne wyniki mutacji, ale proces przeżywał zaledwie jeden na trzydziestu mutowanych. Seria MT 3 była już całkiem udana. Zaczęto więc wprowadzać ulepszenia, traktując ją jako recepturę podstawową. Dopiero MT 3,6 dawał w pełni udaną mutację przy śmiertelności poniżej jeden na trzech i ten zaczęto stosować seryjnie. Mutagenu MT3,7 MT3,8 MT3,9 nie wiadomo dlaczego nie przeżył nikt, a 3,10 dawał kompletnych idiotów. Niedawno opracowano supermutagen MT3,11. Daje kompletną mutację, bez efektów ubocznych, takich jak ta moja morda. Problem polega na tym że Falko był mutowany MT3,11.
- To znaczy, że jest silniejszy od ciebie?
- Nie księżniczko. Jesteśmy tak samo szybcy i silni, on jest jednak bardziej wytrzymały.
- A jeśli nie pokonasz Falka?
- No cóż księżniczko. Planu awaryjnego nie ma.
- Posłuchaj, Jaszczur – Księżniczka odezwała się po dłuższej chwili – A jeśli już wygrasz jaka będzie twoja cena?
- Na pewno chcesz to wiedzieć księżniczko?
- Sądzę, że pora już abyś ją wymienił.
- Pewnie myślisz, że powiem to, co zwykli mawiać inni wiedźmini: „To co już masz, a o czym jeszcze nie wiesz”. Problem w tym, że ja nie jestem do końca wiedźminem. Nie pochodzę z Kaer Morhen. Nie muszę więc szukać następcy. Dlatego cena jest inna. Ceną jest twoje ciało.
Księżniczka spojrzała na niego, a jej wzrok wyrażał mieszankę oburzenia i odrazy.
- Tak księżniczko, jeśli wygram turniej i pokonam Falka spędzisz ze mną jedną noc. – Jaszczur patrzył przed siebie, jego twarz nie wyrażała nic. – Mówiłem, że cena będzie wysoka.
Księżniczka wstała. Stanęła dumnie wyprostowana.
- Jeśli ocalisz pokój – powiedziała przez zaciśnięte zęby – spełnię twoje żądanie wiedźminie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Słońce powoli skłaniało się ku zachodowi. Złote promienie oświetlały mokre jeszcze od niedawnego deszczu dachy domów i przeglądały się w kałuży, którą pracowicie cedziła swym łyżkowatym dziobem czarno – biała kaczka.
- Można?
Jaszczur zaskoczony odwrócił wzrok od okna. Przed nim stał wysoki, barczysty wojownik w barwach Edomu. Spojrzał na niego pytająco.
- Mogę się przysiąść?
Jaszczur wskazał zydel po przeciwnej stronie. Wojownik postawił ostrożnie swój kufel piwa, sam usiadł odłożywszy wpierw hełm na parapet. Pomilczeli chwilę popijając piwo. Jaszczur patrzył, jak złocisty trunek załamuje promienie słońca wpadające przez okno.
- Mości wiedźminie, mogę was o coś zapytać?
- Pytajcie.
- Wybaczcie, nie przedstawiłem się. Gimli jestem.
- Jaszczur.
- Wybacz, ale dziwny z was wojownik. Walczysz świetnie, ale nie zadajesz ran, nie zabijasz. Stoczyłeś już siedem pojedynków, ośmieszając ich wszystkich, kiedyś ich po kolei pousypiał tym swoim chwytem. Dlaczego walczysz w ten sposób?
- Może nie lubię zabijać? Może wiem jak cenne jest życie a może w ten sposób wyświadczam im przysługę.
- Pozbawiając ich honoru i dumy rycerskiej?
- Widzisz, przyjacielu – wiedźmin pociągnął długi łyk piwa – oni wszyscy są młodzi i narwani. Zamarzyło im się królestwo, a jeszcze chyba bardziej żyć jaśnie księżniczki to i zgłosili się do turnieju. Oni jeszcze myślą, że są niezniszczalni. Nie wiedzą jeszcze jak zdycha się w błocie z garściami zaciśniętymi na własnych, wyprutych flakach. Mówisz, że tracą honor wojownika? To i dobrze. Oprócz niego pozostaje im parę równie cennych rzeczy, choćby nauka, by nie pchać palca między drzwi. Teraz już wiedzą jak mało potrafią. A ja ci powiadam, że lepiej jest, żeby oni wrócili cali do swych wiosek, do bydła i do klepania po życiach swoich tłustych dziewuch. Teraz są wściekli, ale kiedyś mi będą za to wdzięczni. Nie przyjacielu, nie będę zabijał dla uciechy tłumu. Zabijam tylko wtedy, gdy nie mam już innego wyjścia. A tu dzieje się większa polityka i ja muszę wygrać ten turniej. Z całym szacunkiem.
- Posłuchaj Jaszczur, jutro mam walczyć z tobą. Wiem że nie wygram. Już dziś widać że turniej rozstrzygniecie z Falkiem. Proszę cię, walcz ze mną jak z rycerzem. Nawet jeśli będziesz musiał mnie zabić, zrób to. Nie odbieraj mi honoru, to jedna z niewielu rzeczy jakie mi zostały.
- Wybacz, ale cię nie rozumiem. Dlaczego się nie wycofasz. To przecież w miarę honorowe wyjście.
- Nie mogę. Nie mam dokąd wracać. Przysłał mnie tu Ragguel Kulawy. Bez księżniczki Diany dla Zerwichwosta nie mam się co pokazywać w Edomii. Jeśli przegram a przeżyję i tak będzie czekał na mnie kat.
- Przecież możesz uciec. Mało to miejsca pod słońcem?
- Ale widzisz – Gimli potarł z zafrasowaniem czoło. – ja w ogóle nie bardzo mam po co żyć, zaś powiesić się na lejcach w stajni to trochę nie po rycersku. Sam rozumiesz.
- Nie bardzo.
- Widzisz poznałem tu w wiosce niedaleko dziewczynę, istny cud.
- Człowieku, to czego ty jeszcze tu szukasz? Rzuć to w diabły, idź do niej i nie zawracaj mi głowy! – zeźlił się Jaszczur.
- Nie mogę . Jestem strażnikiem pałacowym i jak wszyscy pałacowi strażnicy w Edomie jestem eunuchem. – wyznał wreszcie, patrząc w stół. – Rozumiesz wiedźminie? Nie jestem ani mężczyzną ,ani kobietą, kim więc jestem? Potworem. A ty przecież zabijasz potwory. Jeden w tę czy we wtę co to dla ciebie za różnica.
W karczmie zrobiło się już ciemno. Karczmarka poczęła zapalać łojowe lampki i świece. Jaszczur pociągnął spory łyk piwa.
- Spełnię twoją prośbę – odezwał się, a Gimli nie mógł czuć jak moc koncentruje się wokół niego, powodując subtelne zmiany w długich łańcuchach węglowych jego ciała – Ale i ty obiecaj mi, że jeszcze przemyślisz to wszystko do rana.
- Przemyślę. Obiecuję.
- Bywaj Gimli. – Jaszczur dopił ostatni łyk piwa. Za oknem ta sama kaczka dudliła pracowicie tę samą kałużę, w której odbijały się teraz ostatnie blaski odchodzącego dnia.

Świt bielił dachy domostw i zorza wstawała różowa, wróżąc słoneczną pogodę.
- Mości wiedźminie! Mości wiedźminie! – darł się mały obdarty chłopczyna – Wyście są wiedźmin Jaszczur?- spytał jeszcze dla pewności
- Tak, ja. A co się stało? Wrzeszczysz jakby się paliło.
Malec siorbnął nosem nieco zmieszany.
– Nic takiego panie. Tylko jaśnie wielmożny pan Gimli kazał powtórzyć wam, że nad ranem znalazł powód i że wam bardzo za ten powód dziękuje. Aha i że wy będziecie wiedzieć, o co chodzi.
- A gdzie on teraz jest?
- Szedł do bramy południowej. Chcecie mu coś przekazać? Jeszcze mogę go dogonić.
- Nie trzeba – wysupłał miedziaka. – Masz synku, to za fatygę.


Obudziło go skrzypniecie skóry z korytarza. Drzwi otwarły się powoli. Jaszczur leżał twarzą do ściany i wiedział dobrze, że pokazanie napastnikowi, że nie śpi może go kosztować życie. Przeciwnik mógł przygwoździć go do posłania zanim on zdąży się z niego zerwać. Czekał więc, licząc kolejne skrzypnięcia skórzanych cholew. W chwili, gdy ustały jednym szarpnięciem stoczył się z posłania, podcinając nogi stojącego nad łóżkiem. Obcy runął na podłogę, przewracając zydel i czyniąc przy tym piekielny łomot jakimś żelastwem. Jaszczur przycisnął go do ziemi gołym kolanem przy wtórze trzasku rwącej się długiej koszuli, pakując jednocześnie leżącemu łokieć pod brodę. Z podłogi patrzyła na niego para wybałuszonych strachem oczu. Z dołu nadbiegł szynkarz, szurając łapciami.
- Co się tu dzieje? – wysapał, świecąc wokoło łojową świeczką.- Panie Jaszczur puśćcie na litość boską pana Kozojeda, dyć już ledwie dycha. Co wy robicie, przecie gości mi pobudzicie.
Jaszczur pofolgował nieco chwyt, na podłodze leżał tłustawy strażnik.
- Ja do was, panie wiedźmin – wysapał - Puśćcie mnie, ja wam nic nie krzyw żeście mnie tak o podłogę rzucili.
- Wybaczcie – mruknął Jaszczur – Nerwowy się robię.
- Tak, wy się robicie nerwowi, a ja mam pełno w gaciach.
- To po coś się, człowieku, skradał?
- Kiedy mówili, że was trzeba ostrożnie...
- Co ostrożnie?
- No budzić... – strażnik poskrobał się w nieogolony podbródek.
- Było zapukać – burknął Jaszczur – A tak w ogóle, to czego łazicie i budzicie ludzi po nocy?
- Jaśnie Pan was wzywa.
- O tej porze?
- No. Szpiega złapalim. Ino gadać nie chce, a jak się go katu odda, to on potem już nic może nie powiedzieć. Jaśnie Pan kazał was budzić, cobyscie sobie wy z tym ptaszkiem pogadali.
- To było tak od razu. Poczekajcie niech no się trochę ogarnę.


- Powiadasz, że sprzedałeś mnie za długi karciane? – król nachylił się nad więźniem – Tak mnie nienawidzisz?
- Nie panie – tłusty skarbnik trząsł się jak galareta, jego świńskie oczka latały po ścianach, unikając wzroku Abimeleka – Przegrałem wszystko w karty w gospodzie "Pod Ożogiem". Ci jegomoście, co ze mną grali, powiedzieli, że mogę się odegrać, ale jeśli przegram to będę musiał wyświadczyć im przysługę. Przysięgam panie, ja nie chciałem tego robić kiedy mi powiedzieli, tam był czarodziej, on zesłał na mnie ból. Straszny ból. No i poszedłem do twojej sypialni, chciałem, żeby uwierzyli i dali mi spokój. Panie, przysięgam, nie chciałem cię zabić.
- A ja ci przysięgam, że nie słyszałem w życiu głupszej historii. Jaszczur, bierz się za niego.
Wiedźmin popatrzył chwilę w rozbiegane oczka skarbnika.
- Kłamiesz i dobrze o tym wiesz – wycedził.
- Prawdę panie mówię – więzień pobladł jeszcze bardziej i skurczył się w sobie – nie róbcie mi krzywdy.
- Sam ją sobie robisz człowieku – Jaszczur wskazał na drzwi – Popatrz, kto do ciebie idzie.
Skarbnik spojrzał. Szarpnął się na stołku i upadł razem z nim. Z przeszywającym nieludzkim wrzaskiem starał się niezdarnie odpełznąć jak najdalej. Strażnicy zaczęli rozglądać się po sali, przez wskazane drzwi nikt przecież nie wszedł. Więzień wciąż patrzył w tamtą stronę nieprzytomnym ze strachu wzrokiem i wciąż wył. Wył i skamlał, starając zasłonić się rękami przed czymś, czego nie było. Strażnicy spojrzeli po sobie i silniej ścisnęli drzewce halabard.
- Mów prawdę, to zabiorę ją od ciebie.
- Powiem. Powiem – głos skarbnika przeszedł w charkot – kradłem złoto ze skarbca. Na karty. Zabierz to! Proszę! To wyżera mi twarz!
- Mów dalej!
- Król się domyślał. Gdyby się dowiedział, zgniłbym w więzieniu. Myślałem że się uda, a wina spadnie na Czarnych... Zabierz... Gardło – skarbnik wyprężył się, na usta wystąpiła mu piana i zadudnił butami o podłogę. Na posadzce rosła kałuża moczu. Jaszczur nakreślił nad nim znak, ciało skarbnika zwiotczało, tylko głośny chrapliwy oddech świadczył o tym, że żyje.
- Skurwysyn – mruknął król – wiedziałem, że ktoś mnie okrada. Co mam z nim teraz zrobić?
- Nie jest już groźny. Rozum mu się ze strachu pomieszał - odparł Jaszczur. - Macie tu jakiś szpital dla obłąkanych?
- Zabierzcie to ścierwo i zanieście do sióstr. A ty nie przegryzł byś czegoś? – zwrócił się do wiedźmina. – Głodny się z tego wszystkiego zrobiłem.


W kuchni było ciepło i pachniało gotowaną kapustą. Król krzątał się, szperając po półkach i szafkach. Znać było, że jest tu stałym bywalcem, bo po chwili na prostym kuchennym stole stanął dzban z mlekiem, kubki, garnuszek miodu i wielki bochen chleba. Abimelek odkroił z niego kilka grubych pajd i posmarował miodem, oblizawszy potem z lubością łyżkę.
- Coś się tak zdziwił? Bierz i jedz – odezwał się, nalewając mleka do kubków.
- Pierwszy raz zdarza mi się, żeby obsługiwał mnie prawdziwy król – mruknął Jaszczur, wgryzając się w smakowitą pajdę.
- No widzisz, jaki cię zaszczyt kopnął?!
- Będę o tym swoim wnukom opowiadał. Oczywiście jak się ich dorobię.
- Dobra, nie zgrywaj się. Pewnie, że mógłbym kazać przynieść nam to wszystko na górę, ale zanim strażnik obudziłby kucharkę, ta którąś służącą, zanim obie by się wygrzebały to nam już dawno odechciałoby się jeść od tego czekania. A zresztą, ja lubię tu przychodzić. Często jadamy tu z Dianą posiłki. Stół w jadalni jest bardzo duży i jeśli je się tam samemu lub we dwoje to jest tam bardzo pusto. A tu w kuchni zawsze ktoś się kręci. Bycie królem to bardzo „samotne” zajęcie.
- Ale ty, panie, dobrze sobie z tym radzisz.
- Ano od czasów mojego ojca wprowadziliśmy reformę rządów. Zrezygnowaliśmy z niektórych przywilejów i z głupiej etykiety. Wiesz, ja tu bardziej urzęduję niż panuję. Dwa dni w tygodniu przyjmuję poddanych w ich sprawach, bo spraw wagi państwowej tak naprawdę nie jest wiele. Przychodzą tu ludzie z różnymi krzywdami. Niektóre z nich są naprawdę śmieszne! Przychodzą tu się godzić sąsiedzi. W korytarzu, tam przed moim gabinetem, czasem jest aż ciemno od ludzi. Przychodzą całymi rodzinami, dzieci biegają. Chłopy palą faje, a baby karmią małe dzieci albo gadają. Jest ich tylu, że sekretarza ręce bolą od pisania kwitów, nakazów i umów. Czasem myślę, że tych urzędników po miastach to by trzeba porozganiać do czorta, tyle bałaganu potrafią narobić. Czasem, to mi ręce od tego wszystkiego opadają, wtedy sobie myślę co zawsze powiadał mój nieboszczyk tatuś, że: ”Król jest dla narodu, a nie naród dla króla”
- Wiesz panie, muszę ci jedno przyznać, odkąd tu jestem nie słyszałem o tobie złego słowa.
- Staram się i chyba mnie szanują. Kiedyś miałem takie zdarzenie, wypadła mi na targowisku srebrna moneta, znalazł ją jakiś oberwany chłopczyna i gonił mnie przez pół rynku, żeby mi ją oddać. Dałem mu tą monetę i dołożyłem jeszcze dwie, tak mnie tym ujął.
Zapadło milczenie przerywane tylko odgłosami chrupania skórki chlebowej i siorbaniem mleka z glinianych kubków.
- Królu, wybacz mi śmiałość, ale dlaczego ty właściwie sypiasz w skrzydle przeznaczonym dla służby, a nie w swojej sypialni?
- Ciepło Jaszczur, chodzi o ciepło.- uśmiechnął się Abimelek - Komnata, którą zajmuję jest nad nami, w jej ścianie są przewody kominowe, jeden od kuchni, a drugi od piekarni. Za tą ścianą jest piekarnia i stoi piec. Poza tym okno z tej komnaty wychodzi na południowy wschód, a ja lubię kiedy budzi mnie słońce. Sypialnia w reprezentacyjnej części zamku jest zimna i wychodzi na północ, nigdy właściwie tam nie sypiałem. Nawet gdy żyła moja nieboszczka żona mieszkaliśmy w tych komnatach. Poza tym, jest tu blisko do kuchni i do wygódki w podwórzu też. Tyle, że nie wypada się tym za bardzo chwalić.
- Racja panie. To uratowało ci dzisiaj życie.
- A tak właśnie, co ty zrobiłeś temu kmiotkowi? – Abimelek pociągnął łyk mleka, po czym otarł rękawem wąsy – wyglądał, jakby diabła zobaczył.
- Gorzej. Wierz mi panie, gorzej. Pokazałem mu jego najgorszy koszmar, coś o czym nawet myśl napełnia go przerażeniem.
- Co to było?
- Nie wiem. Ja też wolę nie oglądać tego co ludzie chowają na dnie swoich umysłów. Ja to tylko wydobywam. Sam czarny, skondensowany strach, czyste, niczym nie skażone przerażenie. To co oni wtedy widzą, jest wprawdzie tylko w ich głowach, ale wierz mi panie, to gorsze od najgorszej tortury.
- Można od tego umrzeć?
- Można, ciało nie może żyć bez umysłu.
- A jeśli by ci się trafił człowiek, który nie boi się niczego?
- Nie ma takich. Każdy ma swój koszmar.
- Wiesz Jaszczur – Abimelek podrapał się w brodę – chciałbym zobaczyć swój.
- Wierz mi, królu – uśmiechnął się wiedźmin - nie chciałbyś.
- Naprawdę jestem ciekawy. Zawsze miałem się za odważnego.
- Dobrze – Jaszczur popatrzył chwilę królowi w oczy, po czym wskazał ciemny kąt kuchni, dokąd nie dochodziło prawie światło świecy. – Spójrz tam.
Z ciemności wypełzł wielki na pięć łokci kosmaty pająk. Zatrzymał się chwilę na granicy światła. Z wielkich jak krzywe szable szczękoczułek kapał kleisty jad, dziesięć oczu fosforyzowało zielono. Abimelek chciał zerwać się z ławy, szarpnął się i spostrzegł, że oplata go i krępuje lepka pajęczyna. Włosy podniosły mu się na głowie, a pot ciurkiem popłynął po plecach. Pająk ruszył powoli w jego stronę. Zgrzytał po drewnianej podłodze wielkimi jak noże pazurami. Król szarpnął się jeszcze raz bezskutecznie, zacisnął powieki i zawył nieludzko.
- Spokojnie panie, to tylko złudzenie – usłyszał głos Jaszczura. Otworzył na powrót oczy. Nie było pająka, pajęczyny, tylko oczy wiedźmina fosforyzowały zielono.
- Jeszcze trochę i byłbym w gacie narobił – Król wytarł twarz rękawem.
- Nie królu, jeszcze minuta i byłbyś zwariował. Mimo, że cię ochraniałem
- Całkiem możliwe. – odetchnął jak po wielkim wysiłku – Nie mów może nikomu, że boję się pająków.

W drewnianym baraku przy arenie było gorąco, i cicho. Kurz wirował w smudze światła sączącego się przez dziurę po sęku. Jaszczur siedział oparty o deski ściany. W samym kącie, na końcu ławy. Oprócz niego nie było już nikogo. Wypity eliksir zaczynał działać. Powoli pojawiało się wrażenie niezwykłej ostrości przedmiotów. Puls zaczynał przyspieszać. Oddychał głęboko i myślał. Intensywnie. Kwestia czterech udanych serii mutagenu, która dzieliła go od przeciwnika stawała się paląca. Wciąż nie miał planu.
- Pora już – Kozojed położył mu rękę na ramieniu – Cała w was nadzieja.
- Ano pora – ujął miecz, zalśniła wzbogacona turbinium i dwimerytem stal. Wtedy przyszło olśnienie. I spokój. Ruszył do wyjścia w kwadrat słonecznego blasku.

Stali naprzeciw siebie. Ludzie wokół dwimerytowej areny zamarli w milczeniu i bezruchu, tego przedpołudnia przyszło ich wielu. Stroje mieszczan mieszały się z barwami wojskowych płaszczy. Rycerze Falka w czarno-czerwonych barwach stali zwartą grupą w pewnym oddaleniu. W powietrzu wisiało napięcie. Południowe słońce lśniło na obnażonych klingach opuszczonych jeszcze mieczy. Było cicho. Najlżejszy nawet powiew nie poruszał powietrzem. Stali naprzeciw siebie. Prawie równi wzrostem. Obaj sprężeni w sobie jak pumy czające się do skoku.
- Dobry czas na umieranie – pomyślał Jaszczur.
Zabrzmiał gong. Chwilę chodzili wokół siebie z opuszczonymi mieczami. Miękko i sprężyście jak koty. Wreszcie klingi skrzyżowały się z brzękiem. Ci, którzy siedzieli wokół areny nie mogli dojrzeć kolejnych ciosów i zastaw. Klingi zapalały tylko refleksy światła wokół walczących. Wkrótce też i kurz wzniósł się z areny.
Falko był pewny zwycięstwa. Mutagen, którym był zmutowany był o kilka serii lepszy. Walczył, nadając mordercze tępo. Wiedział, że Jaszczur jest tak samo szybki i silny. Cała seria eliksirów mutagennych powyżej MT 3,0 w tej sferze działała podobnie. Udoskonalano tylko wpływ na ośrodkowy układ nerwowy, wygląd zewnętrzny i wytrzymałość. Mutangen MT 3,11 znosił wrażenie wyczerpania. Pozwalał na wysiłek bez spadku wydajności aż do całkowitego wyczerpania, kiedy mutowany padał bez przytomności. Wcześniejsze serie nie miały tej właściwości, dlatego Falko czekał otoczony błyskami stali zmuszając Jaszczura do maksymalnego wysiłku. Czekał na pierwszy błąd. Miecze dzwoniły o siebie, kurz przylepiał się do twarzy ociekających strużkami potu. Mijały kolejne minuty. Po kolejnym ciosie Jaszczur jakby stracił płynność ruchu, zachwiał się i źle ustawił zastawę.
- Tak szybko? – pomyślał Falko wyprowadzając cięcie, Jaszczur odchylił się odzyskując nagle dawną sprężystość, koniec miecza prześlizgnął się po jego żebrach. W tej chwili błyskawica zapaliła się w umyśle Falka. Wiedział już, że popełnił błąd. To nie była garda, tylko pozycja do wyprowadzenia cięcia. Ale rozpędzonej klingi nie da się od razu zatrzymać. Wiedział, że jest już martwy. Miażdżący cios spadł w miejsce, gdzie szyja łączy się z barkiem. Potem była ciemność.
Jaszczur stał jeszcze chwilę oparty na okrwawionym mieczu. Na trybunach wrzało. Przeszedł kilka kroków, znacząc ziemię cieknącą z rany krwią. Świat skurczył się do rozmiarów zamglonej czerwienią iskry, aż wreszcie zgasł. Wiedźmin padł obok Falka w piach areny, zanim zdążyli nadbiec ludzie z noszami.

Dziewczynka o niesamowicie długich rzęsach i piegowatej buzi postawiła bukiecik pierwszych tej wiosny niebieskich kwiatuszków na stoliku u wezgłowia łóżka. Przysunęła niski zydel i usiadła obok posłania. Siedziała tak chwilę, Jaszczur nie poruszył się i tylko cichy szmer oddechu świadczył, że jeszcze żyje. Dziewczynka zasnęła z policzkiem opartym na jego dłoni. Do komnaty weszła księżniczka, smukłą dłonią dotknęła rozpalonego czoła wiedźmina, sprawdziła czy bandaże na jego piersi nie przesiąkają. Uśmiechnęła się do śpiącej dziewczynki, okryła ją własnym płaszczem, usiadła z drugiej strony łóżka i wyjęła robótkę.

Eliksir miał miodowy smak i rozchodził się po ciele falami ciepła. Jaszczur poczuł, że w głowie mu nieco pojaśniało, ciało jednak sprawiało wrażenie zupełnie drętwego. Otworzył oczy, nad nim pochylał się czarnowłosy elf i Amelka.
- Nareszcie się obudziłeś – powiedziała cichutko – tak się bałam.
Jaszczur spróbował się uśmiechnąć.
- Kim jesteś? – zwrócił się do elfa.
- Jestem Aragorn, wolny elf – powiedział dumnie.
Jaszczurowi powoli wracała pamięć ostatnich zdarzeń, a wraz z nimi lodowaty strach.
- Powiedz mi, zabiłem Falka?
- Zabiłeś.
- Chwała Bogu.
- Muszę cię jednak zmartwić. Falko wprawdzie nie żyje, ale dowództwo po nim przejął Zoran Czarny i nie ma zamiaru respektować postanowień traktatu. – elf spojrzał na dziewczynkę – Amelko, pójdź na schody i pilnuj żeby nikt nam teraz nie przeszkadzał. Dobrze?
- Dobrze. - Dziewczynka wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Obkurwieniec – mruknął Jaszczur i spróbował usiąść na łóżku. Rana zabolała tak, że aż czerwony blask eksplodował mu w głowie i opadł znów na poduszkę.
- Leż spokojnie – powiedział elf – bo ci się rany otworzą. Masz cięcie przez całą pierś. Cud, żeś to przeżył. Dobrze, że znam sztukę ziół i eliksirów, ci ludzcy medycy kury powinni macać, więcej zasługują na miano rzeźników niż doktorów.
- Mów co z Zoranem.
- Dał królowi ultimatum, a w nim pięć dni na poddanie miasta.
- Obkurwieniec. – mruknął Jaszczur – miasto się nie utrzyma. Trzeba będzie głowę położyć.
- Niekoniecznie. – elf przysunął się bliżej – Jest u nas taka legenda, że na południe stąd jest kraina wolnych elfów. Kiedyś, z górą tysiąc lat temu, elfy były zagrożone. Ludzie chcieli wyniszczyć ich by dostać się do Arkadii, legendarnego miasta. Pewien czarodziej po bitwie, gdy już wszystko zdawało się być stracone, zamknął miasto gdzieś w czasie i przestrzeni. Można się do niego dostać tylko przez jedno przejście, jeśli zna się hasło. On uratował naszą rasę. Dlatego każdy elf jest mu winien pomoc.
- No i co z tego – Jaszczur uczynił wysiłek by podrapać się w czoło – Przecież to tylko legenda.
- Niekoniecznie. Ja widziałem to miejsce gdzie ma być przejście. Tam na granicy urwiska w skale tkwi miecz, nikt nie może go wyciągnąć, a powietrze aż drga od magii.
- No dobra, a co ja z tym mam wspólnego?
- Widzisz – elf uśmiechnął się nieznacznie – Mam wrażenie, że to ty jesteś tym czarodziejem.
- Bzdura – mruknął Jaszczur – nie zakładałem nigdzie zagięcia czasoprzestrzeni.
- Ale potrafisz. A ilu czarodziejów może to zrobić, do tego trzeba mieć połączenie z wzorcem, a ty jesteś chyba pierwszym od dwóch tysięcy lat.
- Skąd wiesz, że jestem sługą wzorca?
- Widziałem twoją magię i znam legendy.
- No dobra. Nawet jeśli to prawda, to musiał być ktoś inny, przecież to było tysiąc lat temu.
- Legenda mówi że czarodzieja wezwano z przyszłości. Więc powiedz hasło, a ja pojadę wezwać elfów.
- Skąd ja ci wezmę hasło? - Jaszczur popatrzył na Aragorna wzrokiem zarezerwowanym normalnie dla idiotów – Jeśli to nawet prawda, to z mojego punktu widzenia to się dopiero wydarzy.
- Dlatego cokolwiek powiesz to będzie hasłem, bo możesz tego użyć w przyszłości.
- Też prawda – wiedźmin spróbował poprawić się na posłaniu, co kosztowało go mnóstwo wysiłku – niech będzie „Świński ryj”.
- Bywaj zdrów, czarodzieju – elf wstał z zydla – Jeśli wszystko pójdzie dobrze wrócę za trzy dni z armią.
- Bywaj zdrów Aragorn.

Aragorn nie wrócił. Król nie poddał miasta. Oblężenie zaczęło się o świcie. Raz za razem fale atakujących odbijały się o mur obronny. Na murach walczyli wszyscy, kto tylko mógł utrzymać broń lub choćby nosić kamienie. Jaszczur pośród nich słaby jeszcze i blady, dawał rozkazy, ustawiał obronę. Drugi szturm odparto prawie bez strat własnych, ale obrońcy słabli. Około godziny dziesiątej wróg zaczął się wdzierać na mury, ludzie walczyli dzielnie. W ferworze bitwy odpychano drabiny, lano na atakujących smołę i wrzątek. O dwunastej Czarni rozbili bramę, krwawym wysiłkiem udało się ją jeszcze zabarykadować, ale bruk wokół spłynął krwią obrońców. Zwątpienie okryło chłodem serca Kawiarczykw, wróg nacierał falami, a broniących mury było coraz mniej. Nagle powietrze przeszył melodyjny dźwięk wielu rogów. Pobliskie wzgórza zalśniły od złocistych hełmów i zbroi jeźdźców. Na przedzie, Jaszczur był prawie pewien, pędził na białym koniu Aragorn.
- Elfy atakują – rozległo się po szeregach obrońców i na nowo nadzieja wstąpiła w serca. Ramiona znów uniosły miecze, wypierając Czarnych z miasta. Na błoniach zaś elfia jazda łamała i tratowała szeregi ubranych w czarne płaszcze piechurów. Po chwili bitwa zmieniła się w regularną, sromotną ucieczkę Tyryjczyków. Na wałach rozległy się wiwaty.
Zaledwie po godzinie bitwa była skończona. Obóz został zajęty, Zoran poległ, wielka armia, duma Tyru została rozgromiona i wybita prawie do nogi. Jaszczur jednak tego nie widział na widok odstępujących najeźdźców nadwątlone raną siły zupełnie go opuściły, osunął się pod mur. Świat skurczył się w jego oczach do malutkiej czerwonej iskry, wreszcie zgasł całkowicie. Nie czuł też zupełnie, gdy znalazła go Diana, która też walczyła na murach. Nie mogąc znaleźć nikogo do pomocy, wzięła go na własne barki i zaniosła, sama ledwie żywa z wysiłku, do szpitala u sióstr.

Szum fal nad tak wielkim jeziorem nie jest w sumie czymś dziwnym. Dziwne jest jeśli szum, ba nawet łomot słyszy się przy bezwietrznej pogodzie. Księżniczka zaintrygowana przechyliła się przez blankę muru. Był tam. Jaszczur stał u podnóża murów na występie skalnym. Poniżej było usiane głazami urwisko, o które uderzały fale posłuszne ruchom jego rąk. Strzelały wysoko pianą i kroplami wody, gdy wznosił ramiona do góry i opadały, gdy je opuszczał. Sprawiało to dość niesamowite wrażenie, bo reszta jeziora była spokojna niczym oliwa. Fale huczały, wieczorne słońce zapalało miliony iskier w wyrzuconych w powietrze kroplach wody, a księżniczka patrzyła na to urzeczona. Wiedźmin spojrzał w górę, dostrzegł dziewczynę, kilkoma ruchami uspokoił jezioro i zbiegł ścieżką w dół urwiska. Ale tego Diana nie mogła już widzieć, spłoszyła się nie wiedzieć czemu spojrzeniem Jaszczura i pobiegła do komnaty

Strażnik ze szczękiem gmerał kluczem w wielgachnym, staroświeckim zamku, mrucząc przy tym dość niewybredne epitety pod adresem kowala, który ów zamek, pewnie przed co najmniej wiekiem, wykonał. Jaszczur odsunął go łagodnie. Przesunął palcem po zardzewiałym żelastwie, drzwi otwarły się ze zgrzytem zawiasów. Skarbiec był sporą, nisko sklepioną izbą bez okien. Izbą zadziwiająco pustą. Król postawił lichtarz na skrzyni, gestem ręki odprawił strażnika.
- Ot i masz cały skarb królestwa – zakreślił ręką krąg – Niewiele tego, ale wybieraj co chcesz.
Było tego bardzo niewiele: kilka złoconych rzeźb, złota zastawa stołowa potraktowana z całym możliwym minimalizmem na jaki mógł zdobyć się rzemieślnik, trzy niewielkie skrzynki, insygnia władzy oraz trochę innych pomniejszych rupieci, typu miecze, srebrzony pancerz płytowy, taki jakich się już dawno nie stosowało, trzymanych tu pewnie tylko przez sentyment.
- Niewiele tego tu jest – król poskrobał się w brodę - Podatki małe, a niedawno była ciężka zima, sporo poszło na zapomogi. No i jeszcze ten obkurwieniec skarbnik.
- Królu, ja o zapłatę umawiałem się z Dianą.
- A co, ja ci nie mogę dać czegoś od siebie?
- Mógłbyś panie coś dla mnie zrobić?
- Pewnie Jaszczur. Chciałbyś może jakąś ciepłą posadkę? Może szambelan, albo lepiej naczelny wódz armii?
- Nie panie. Powiedz czy pozwoliłbyś mi ożenić się z twoją córką?
- No wiesz – Abimelek podrapał się w czubek rozczochranej głowy – Nie powtarzaj nikomu, ale co do miłości Diany to ja nie mam zbyt wiele do decydowania. To dobra dziewczyna, jest mi naprawdę podporą w sprawach państwa, ale w sprawach sercowych uparta jak koza. Chciałem ją ożenić z Zerwichwostem, ale ona nawet o nim słyszeć nie chciała. Jeśli ona chce, to bierzcie się i żeńcie, Będzie spokój. A co, macie się ku sobie?
- Nie o to chodzi. Diana ma faceta.
- Któż to taki, że mi jeszcze nie powiedziała?
- Regis.
- Ten z Regisów Niflagardzkich?
- Nie, giermek Regis, bodajże z Pociejowa. Kmiecy syn. Chciałem cię panie prosić, żebyś im wstrętów nie robił, oni bardzo się kochają.
- Powiadasz giermek? – król pogłaskał się po brodzie – To i dobrze. Trzeba go będzie pasować na rycerza, no a potem zrobić jakim generałem. Dianie należy się to ode mnie.
- Dzięki, królu.
- No ale i ty musisz coś dla mnie zrobić.
- Tak, panie.
- Przyjmij przynajmniej tą sakiewkę. Niech mam przynajmniej tę satysfakcję.
- Dziękuję panie. Jesteś naprawdę dobrym władcą.

Deszcz gnany burzowym wiatrem zacinał prawie poziomo, dalekie grzmoty dudniły głucho wśród zaułków. Jaszczur owinięty szczelnie płaszczem szedł środkiem zmienionej w rozlewisko uliczki. Na środku łukowato ułożonego bruku było po prostu najpłycej. Jakoś nie uśmiechała mu się kąpiel w miejskim rynsztoku. Bliższa błyskawica sprawiła, że poczuł ostre ukłucie w uczulonych na termowizję oczach i na chwilę przestał cokolwiek widzieć. Na dodatek stopa wpadła mu w jakąś dziurę i wyłożył się jak długi wprost w rwący pod nogami potok deszczówki. Pożałował, że nie przeczekał burzy na zamku.
- O, w mordę – zaklął, zbierając się z ziemi – dziesięć metrów przed własnym szynkiem.
- Panie Jaszczur – w załomie muru nieopodal wejścia do karczmy poruszyło się coś szarego.
Jaszczur zajrzał pod szarą chustę.
- Amelka? Co ty tutaj robisz o tej porze? Przecież już dawno dzwonili na północ.
- Czekam na pana.
- Na mnie? Po co? A zresztą mniejsza o to – pociągnął ją za sobą do gospody – Cholera, cała przemokłaś.
W gospodzie było już pusto, karczmarz podliczał przy kopcącej świecy jakieś rachunki, a jego pomocnik kończył zmywać podłogę. Jaszczur usadził dziewczynkę na ławie tuż przy palenisku, na którym żarzyły się jeszcze polana drewna. Zdjął z niej mokrą chustę, z której woda kapała ciurkiem. Amelka, mimo ciepła bijącego z paleniska, dzwoniła zębami. Z włosów i reszty odzienia także kapała woda, tworząc pod ławą małą kałużę.
- No i coś ty najlepszego zrobiła? Przemokłaś do nitki, mama tam pewnie w domu od zmysłów odchodzi. Bardzo zmarzłaś?
- Nie – szczęknęła.
- Jak cię nie ogrzeję, to zaraz tu się ludzie zlecą, bo tak dzwonisz zębami, pomyślą, że to dzwony na trwogę.
Wyszeptał proste, wręcz szkolne zaklęcie, woda ze zmoczonego odzienia otoczyła dziewczynkę połyskliwą aureolą kropel, potem zbiła się w niekształtną pulsującą bryłę aż wreszcie wylądowała z pluskiem w kubełku, w którym moczył ścierę karczmarczyk. Ten zastygł z otwartą ze zdziwienia gębą.
- Te, Muchołapa, - zawołał na niego Jaszczur – jest tu co gorącego do picia?
- Jest grzane piwo.
- Dla niej, jemiole.
- Może być mleko? – bąknął karczmarek zbity z tropu.
- Dawaj. Dla mnie też.
- A siebie pan nie osuszy? - odezwała się Amelka – mnie już ciepło, a pan nadal marznie.
- Prawda. – Jaszczur niedbale machnął ręką, jego odzienie zrobiło się przyjemnie suche, a woda z niego wylądowała w tym samym cebrzyku. – długo na mnie czekasz?
- Przyszłam kiedy było jeszcze widno. Kiedy się ściemniło pan karczmarz kazał mi iść do domu, ale ja się schowałam tam w kącie na dworze i czekałam. Mama powiedziała, że jutro już ciebie nie będzie a ja musiałam cię spotkać. Ja ci muszę podziękować za to, że widzę.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- Nie okłamiesz mnie. Ja wiem, że ty jesteś czarodziejem. Widziałam jak nad jeziorem kazałeś tańczyć falom. Opowiedziałam o tym Aragornowi, a elfy wiedzą dużo o czarach. On mi powiedział, że ty musisz być bardzo dobrym czarodziejem, bo nie każdy magik może robić takie rzeczy. Mama nie wierzy że to ty mnie wyleczyłeś, ale ja to wiem. Jak wtedy pogłaskałeś mnie po buzi to mi się tak niebiesko zrobiło w oczach i zachciało mi się spać, a potem rano już widziałam. Prawda, że to byłeś ty? – wpatrzyła się w niego tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczyma spod niesamowicie długich rzęs.
- Tak to byłem ja. Ale nie lubię się chwalić. – uśmiechnął się wiedźmin - Pij mleko, póki gorące.
- Zerwałam je dla ciebie – wyjęła zza pazuchy bukiecik drobnych, niebieskich kwiatuszków – tylko trochę się pogniotły. - Szukałam ich całe rano – dodała zawstydzona.
- Są ładne – Jaszczur przesunął nad bukiecikiem dłonią, kwiatki odzyskały świeżość, połyskiwały nawet na nich malutkie kropelki rosy – zobacz, wcale nie są pogniecione. Wiesz, nikt mi nie dał jeszcze nigdy kwiatków.
- Naprawdę? Dlaczego?
- Może dlatego, że ludzie się mnie boją. No wiesz.” Wypędźcie go, nieludzia.”
- Ja się ciebie nie boję. Przychodziłam kiedy leżałeś chory, siedziałam trochę przy tobie, opowiadałam ci takie tam różne, ale ty chyba nie słyszałeś.
- Naprawdę?
- Tak, tylko mnie pan Kozojed wyganiał, mówił że przy chorych nie miejsce dla dzieci. Dlaczego pan płacze? Co ja takiego zrobiłam?
- Nic Amelko. Nie płaczę. Wiedźmini nigdy nie płaczą. A ty byłaś dla mnie taka dobra, jak nikt dotąd.
- Niech się pan zniży.- dziewczynka zarzuciła mu ręce na szyję, pocałowała w łuskowaty policzek i przytuliła się mocno.
- A ten bukiecik zachowam sobie na zawsze.
- Przecież zwiędnie.
- Niekoniecznie. – Bukiecik zmniejszył się do wielkości niewielkiej monety, a potem znalazł się we wnętrzu przezroczystego kryształu.
- Oo. – zdziwiła się dziewczynka
- Widzisz, nawet pachnie tak samo. – Jaszczur przypiął kryształ do rzemienia, który miał na szyi – Teraz będę go miał zawsze przy sobie.
- Zrobisz i dla mnie coś takiego?
- Zobacz, przecież już masz – uśmiechnął się, wziął palcami wisiorek, który przed chwilą zmaterializował się na jej szyi. – Wiesz co, dopij mleko, to odprowadzę cię do domu. Może uda mi się ochronić twoją skórkę przed laniem.
Wyszli. Na dworze nadal lało. Amelka schowała się pod połę Jaszczurowego płaszcza, a on postawił tak osłonę by chroniła ich przed deszczem i zacinającym wiatrem. Teraz już wiedział, był pewien. Mała dziewczynka, sama o tym nie wiedząc dała mu odpowiedź. Odpowiedź na bardzo trudne pytanie.

W kominku płonął ogień, jego blask oświetlał komnatę migotliwym blaskiem.
- Kto u licha kazał napalić w piecu? – mruknął Jaszczur zdziwiony. Sam bowiem będąc przywykły do nocowania pod gołym niebem palić w kominku nie kazał.
- Ja – Diana niewidoczna dotąd bo stojąca obok kominka wyszła w krąg światła – noce są jeszcze chłodne.
- Księżniczko, ty tutaj? – zmieszał się wiedźmin – wybacz gdybym wiedział sam kazałbym napalić. A tak właściwie, to co cię tu do mnie sprowadza?
Księżniczka rozpięła spinkę pod szyją, płaszcz spłynął miękko na podłogę, odsłaniając nagie ciało. Diana była piękna. Ucieleśnienie marzeń rzeźbiarzy o idealnej kobiecie. Ciepłe refleksy płonącego w kominku ognia, dodawały jeszcze uroku i tajemniczości, tworząc w zagłębieniach ciała miękkie cienie. Wiedźmin westchnął. Bestia walczyła w nim z całym zdobytym z takim trudem człowieczeństwem. Tak bardzo chciał znaleźć ciepło, ukojenie w jej ramionach. Nawet jeśli to miało być tylko na tę noc.
„ Przyszła księżniczka i stanęła naga,
by potwór ją mógł wziąć w objęcia,
bo za wolność królestwa swe ciało oddała,
jej ofiara niech będzie pamiętna.”
- Tak pewnie kiedyś będą śpiewać pieśń o tobie bardowie – podszedł, wyciągnął rękę, jego palce zatrzymały się cal od jej piersi. Idealnej, jak kropla zastygłej cieczy. Bestia uspokoiła się, zasnęła poskromiona. Schylił się, podniósł płaszcz i okrył nim księżniczkę, jego dłonie dotknęły na chwilę jej ciepłej, aksamitnej skóry, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. Przyjemny, choć dawno zapomniany.
- No i diabli pieśń wzięli - powiedział zadziwiająco miękko – potwór nie skala księżniczki.
- Przecież sam zażądałeś takiej nagrody.
- Ale zmieniłem zdanie. Może dlatego, że za bardzo cię szanuję? Może dla tego, że moim mistrzem był Kondwiramus, a może jestem po prostu za głupi, by cię wykorzystać.
Diana podeszła, objęła go za szyję i pocałowała długim, gorącym pocałunkiem.
- Nie. Nie wykorzystałeś mnie, bo jesteś cholernie dobrym człowiekiem. Tak Jaszczur, słyszałam jak grałeś, widziałam cię nad jeziorem, wiem też dlaczego Amelka odzyskała wzrok. Nie wiem, za co pokutujesz i nie obchodzi mnie to. Wiem jedno, takich rzeczy nie robi potwór.
- Posłuchaj księżniczko, wiem, że chcesz mnie pocieszyć, ale musisz wiedzieć, że dla ludzi i tak zawsze będę bestią.
- Dla mnie nie jesteś potworem. Powiem ci, że gdyby nie to, że kocham Regisa, to myślę, że mogłabym cię pokochać. I jestem pewna, że kiedyś jakaś dziewczyna odda ci serce, a będzie lepsza i ładniejsza ode mnie. Będzie wam tak niesamowicie dobrze, że nie potrafię nawet sobie tego wyobrazić. Zasługujesz na to.
- Chciałbym w to wierzyć.
- Więc uwierz - księżniczka uśmiechnęła się ciepło - twój problem polega na tym, że ty sam uważasz się za potwora. Ja też kiedyś myślałam, że nim jesteś, ale poznałam cię. Teraz wiem, że tam w głębi, jesteś człowiekiem. Bardzo dobrym człowiekiem, a to – dotknęła szorstkiego policzka – to jest tylko maska. Maska potwora.

Błotnica 21. 03. 2003
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Aragon, Gimli, widmowa.. znaczy się elfia armia ratująca rozpaczliwą sytuacje obrońców miasta, tym razem to nie HP lecz LotR Wink

Ogólnie starałem się czytać i czerpać radość z fabuły niż wyłapywać błędy, bo tekst był zbyt długi. Mimo wszystko w niektórych miejscach stało dużo niepotrzebnych kropek jak np:
Cytat:- Ona w ten sposób patrzy. Poznaje ludzi. – uspokoiła go karczmarka.
Kropka po "ludzi" jest niepotrzebna skoro dalej jest objaśnienie z małej litery nawiązujące do wypowiedzi postaci. W kilku innych miejscach też były te usterki.

Poza tym widać, że pisałeś to przed "Prezentem Ślubnym", język jest uboższy, a zdania prostsze, jednak czytało mi się to lepiej. Może dlatego, że nie drażnili mnie tak bardzo bohaterowie jak tam? Wink

Jaszczur sprawia wrażenie wszech-potężnego spełniającego dobre uczynki wiedźminka, by chwilę potem spie***** umysł jakiemuś biednemu więźniowi. Trochę to kontrastuje ze sobą, ale to jedynie moje zdanie.

Udało Ci się zrobić coś bardzo, ale to bardzo pozytywnego. Tekst jest dość długi, więc miałem zamiar zrobić przerwę w połowie, by dokończyć czytanie jutro, jednak jak już doszedłem do połowy, stwierdziłem, że jeszcze kawałek przeczytam i tak dalej, aż przeczytałem całe. Innymi słowy wciąga :]
Odpowiedz
#4
Znów przychodzi mi dziękować za nader przychylną recenzję. Co zaś do Jaszczura, ani on wszechmocny (tak naprawdę jego magia opiera się na modyfikacji wiązań pomiędzy atomami i pól energetycznych, a mocny jest na tyle na ile źródło mocy czyli "wzorzec" pozwala), ani mdłkowato dobry. Dług ma za odzyskiwane człowieczeństwo do spłacenia. Ot co... A że przesłuchiwał, taka praca, i tak wykazał się jak na tamte czasy ogromną wprost delikatnością. Wiesz, normą było rozciąganie na katowskiej ławie i rozgrzane do czerwoności żelastwo..Swoją drogą kiedyś trzeba będzie przysiąść zadka i skrobnąć coś o początkach Jaszczura.
Miło mi że ta historia Cię wciągnęła, moim "grzechem" jest, że pisuję teksty dość długie i co najgorsze raczej nic na to nie poradzę Smile. Czy aż tak bardzo przeszkadzają imiona w bohaterów w "Prezencie", czy mają oni tam jakieś inne denerwujące cechy? Swoją drogą zawsze uważałem "Prezent ślubny" za lepszy od "Maski" ale to znowu tylko moje zdanie Smile. Ty jesteś czytelnikiem i do Ciebie moc wydawania wyroków należy.
Pozdrawiam serdecznie
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Krócej pisać nie musisz, ja tam tekst dzielę na mniejsze fragmenty, aby ludziom ułatwić czytanie i wyłapywanie błędów Wink

Co do imion to po prostu ta "Hermiona" jestem jej wielkim anty-fanem dlatego drażniła mnie niemiłosiernie ;p

Prezent może i jest napisany lepszym językiem i lepszy pod względem technicznym, jednak tam nie wciągnąłem się w czytanie tak jak tutaj. Może po prostu tematyka walki między królestwami lepiej mi do gustu przypadła.

Z chęcią bym przeczytał coś o początkach łuskowatego wiedźmina, o tym magu Kor~ coś tam też Wink
Odpowiedz
#6
Magu Kondwiramusie Smile.. A co do Hermiony w wersji HP również jestem antyfanem i z tego powodu dostała u mnie drugie lepsze? życie.. zaś co do początków Jaszczura faktycznie coś skrobnę, Tyle że na razie pracuję nad czymś z dziedziny sf.
Samo zaś dzielenie tekstu u mnie się nie sprawdza, piszę bowiem scenami i niekoniecznie w takiej kolejności w jakiej mają się w opku znaleźć. Sporo szkiców też ląduje w pliku na pomysły do recyklingu Smile
pozdrawiam
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Zabierałem się za Twoje opowiadanie już od dłuższego czasu, ale nigdy nie mogłem znaleźć dostatecznie dużo czasu przed komputerem, żeby przeczytać całe opowiadanie, dlatego rezygnowałem. Wreszcie wydrukowałem sobie całość i w każdej wolnej chwili (nawet, a może zwłaszcza - w autobusie) czytałem. Czytałem i czytałem i nie mogłem przestać. Gdyby nie to, że przystanki się kończyły to jako żywo jeździłbym cały czas jedną linią znosem w Twojej pracy. No ale najpierw pokażę Ci, co mi się rzuciło w oczy. Zastrzegam na samym początku, że są to moje odczucia i niekoniecznie się musisz z nimi zgadzać.

"- Przywarli do siebie"
"- Regis podrapał się..."
"- Jaszczur nabrał czerpakiem..."
"- Falko zżuł..."
"- Dziewczyna pocałowała Abieleka..."

W tych wszystkich fragmentach (i w tych, które przeoczyłem pewnie...) coś jest nie tak. Najpierw jest dialog, a później, w nowej linijce wkładasz wypowiedź narratora, ale o dziwo poprzedzasz to myślnikiem. Według mnie jest to błąd, bo wypowiedź narratora z myślnikiem mogłaby być jedynie (IMHO) tuż po dialogu, czyli polecałbym Ci albo przenieść te fragmenty opisu linijkę wyżej, tuż za wypowiedzią, albo usunąć myślnik i zacząć nowe zdanie od nowego akapitu.

"Zająknął się(,) bo zobaczył zjawisko" --- po pierwsze przecinek, a po drugie to zdanie troche mi zgrzyta. Wydaje mi się, że bardziej dosadniej byłoby "Zająknął się, gdyż ujrzał niecodzienne zjawisko"

"Jak myślicie, czy ten wąwóz niedaleko..." --- słowo "czy" nie pasuje tutaj do zdania, zamień je na "dlaczego"

"Zjawisko spojrzało na niego wielkimi teraz ze zdziwienia..." --- słówko "teraz" jest zbędne

"Kawiar, niewielkie, głównie z rolnictwa się utrzymujące królestwo..." --- "głównie z rolnictwa utrzymujące się"

"Zwał się Kondrwiramus" --- nie wiem czy nie popełniłeś jakiejś literówki przy jego imieniu, nie zgubiłeś gdzieś tam "a"?

"sobie pikantne ploteczki, gdzie to widziano ostatnio..." --- ploteczki o tym, gdzie to ostatnio widziano...

"na czas bliżej nie określony" --- nieokreślony

"przydomek Krwawego i drugi nieoficjalny, bo za to można iść było..." --- zamiast "bo za to" proponuję "za który"

"zimna ta woda, mógł byś" --- to się chyba razem pisze "mógłbyś"

"Bełt anihilował dotknąwszy sfery z hukiem" _ tu jest coś z szykiem nie tak "Bełt, dotknąwszy sfery, anihilował z hukiem" albo "Dotknąwszy sfery, Bełt anihilował z hukiem..."

"że będziesz tu tkwił do samej usranej śmierci" --- znowu wydaje mi się, że dosadniej by było, gdybyś skreślił słowo "samej"

"Dziewczynka wybiegła zza rogu (...) Pobiegła dalej. Wybiegła na środek..."

"A Amelka" --- według mnie to krótkie zdanie jest tutaj niepotrzebne. Aby jednak połączyć wcześniejszy fragment z następującym polecałbym napisać coś o tym, jak jej mama była zdziwiona tym faktem, albo że się rozpłakała ze szczęścia. Później dopisać do następnego zdania "Amelka natomiast cieszyła się słońcem..."

"Markus padł w piach areny i swoje wnętrzności" --- nie wiem co Ci tu doradzić, bo nie wiem o co Ci chodziło. O to, że gość padł na arenie i najpierw wyleciały mu wnętrzności, a później a nie wleciał? Dziwne toto Wink

"choćby tylko nauka by nie pchać" --- może zamiast "nauka" wstawić słowo "przestroga" ewentualnie przeredagować trochę zdanie "choćby przestroga, aby nie pchać palca między drzwi"

"Chcecie mu coś przekazać. Jeszcze mogę go dogonić" --- Zamiast kropki powinien być znak zapytania. W linijce pod tą jest jeszcze jeden błąd. Po fragmencie "Nie trzeba" daj kropkę i "Masz synku" zacznij od dużej litery.

"w gospodzie pod ożogiem" --- jeśli chodziło Ci o nazwę gospody, to powinieneś napisać z dużej litery np. gospoda Pod Ożogiem.

"Można, ciało nie może żyć bez umysłu." --- Mejtriks, oł jea!

"A ty nie przegryzłbyś czegoś - zwrócił się do wiedźmina - głodny się z tego..." po "czegoś" pytajnik, "głodny" z dużej litery.

"Jaszczur nie poruszy się tylko cichy ..." --- przed "tylko cichy" daj jeszcze "i"

"Poniżej było usiane głazami" ---- Poniżej znajdowało się usiane głazami - likwidujesz powtórzenie z linijki wyżej, a też wydaje mi się, że lepiej to brzmi.

"drzwi otworzył się ze zgrzytem zawias" --- zawiasów
"ów zamek pewnie przed co najmniej wiekiem wykonał." --- przed co najmniej wiekiem to jest wtrącenie i musi być z dwóch stron opatrzone przecinkami

"urwisko(,) o które"

"typu miecze(,) srebrzony pancerz"

"Jesteś cała mokra, przecież ty się przeziębisz" --- rozumiem, że Jaszczur był typem dobrego wiedźmina, miał dobre serce itp. ale ten fragment jest strasznie ckliwy. Strasznie strasznie ckliwy i taki... nie na poziomie całego opowiadania. Może przeredaguj to tak, aby było trochę mniej słodko... (nie wiem, to jest moje spostrzeżenie, ale możesz się nie zgodzić)

"z paleniska dzwoniła zębami z włosów i reszty..." --- po dzwoniła zębami kropkę i z dużej litery

"z całym z takim trudem zdobytym człowieczeństwem" --- trochę nie po kolei toto, ja polecał przeredagować na "walczyła w nim z całym zdobytym z takim trudem człowieczeństwem"

"aksamitnej skór przez jego ciało przeszedł dreszcze" --- "aksamitnej skóry, a przez jego ciało przeszedł dreszcz"

" I będzie wam cholernie dobrze" ... "Cholernie dobry człowiekiem" --- rozumiem, że księżniczka zaprawiona w bojach i nie bojąca się niczego a la Pudzian, ale czemu do kroćset swoją mową werbalną daje innym do zrozumienia, że nie potrafi używać innych, bardziej eleganckich słów (pomijam już rzucające się w oczy powtórzenie Smile )


Okej, Przeczytałem całość na kilka rat, jak już mówiłem - głównie w autobusie. Cieszę się, że zagłębiłem się w lekturę, dla mnie była to swoista odskocznia od przygnębiającego świata rzeczywistego (There is no spoon). W każdym razie wiesz, jakie miałem zdanie na temat "Prezentu" i "Kociątka", tutaj natomiast sprawa wygląda tak, że podobało mi się nawet bardziej niż w poprzednich opowiadaniach (mhm Kociątko... no dobra, poza nim Smile ). Tekst jest według mnie pomysłowo napisany, są wątki poboczne, wątek główny. Ładnie to się wszystko klei ze sobą. Czytając Maskę... miałem wrażenie, że mam do czynienia z profesjonalnym pisarzem, który oczarował moją wyobraźnię ładnymi i nieskażonymi niczym obrazami opowiadanej historii. Czułem przyjemność czytając to opowiadanie i muszę Ci któryś raz już z rzędu pogratulować. Pogratulować pomysłu, klimatu, wykonania (błędy zdarzają się każdemu, kwestia jest taka, aby potrafić zainteresować czytelnika, a Tobie się udało w pełni), pogratulować w końcu talentu. Jak czas mi pozwoli, będę się na Tobie Gorzki wzorował Smile Ale to tak na marginesie naszej rozmowy.

Kurcze, fajnie się czyta opowiadanie, w której można się utożsamić z bohaterami i z zapartym tchem śledzić ich losy. Jestem pełen podziwu, że udało Ci się zmusić mnie, leniwego gościa, do czytania i to do czytania z zainteresowaniem. Plusy, cała gama plusów, która przeważa nad nic nie znaczącymi uchybieniami. No dobra, kończę już, bo zaraz się rozkleję Smile

Kawał dobrej pracy Gorzki!
Danek
Odpowiedz
#8
Zjawisko spojrzało na niego wielkimi teraz ze zdziwienia..." --- słówko "teraz" jest zbędne - "teraz" ma znaczenie, bo na wskutek zdziwienia, bądź zaskoczenia otwiera się oczy szerzej, a nawet źrenice rozszerzają się nieco.

"Zwał się Kondrwiramus" --- nie wiem czy nie popełniłeś jakiejś literówki przy jego imieniu, nie zgubiłeś gdzieś tam "a"? - mam nadzieję że nie gość nazywał się Kondrwiramus we wszystkich opowieściach o Jaszczurze

"choćby tylko nauka by nie pchać" --- może zamiast "nauka" wstawić słowo "przestroga" ewentualnie przeredagować trochę zdanie "choćby przestroga, aby nie pchać palca między drzwi" - umyślna archaizacja.

Resztę jak zwykle poprawiłem. Błędy z kreskami poza dialogiem wypadły przypadkiem. Kreski mi zginęły kiedy zmieniałem format, potem wstawiałem je ręcznie nie czytając zbyt dokładnie.
Danku, przyznam że spłoniłem się cały jako panienka, czytając Twoją recenzję. To opko pisałem wystarczająco dawno, żeby za dużego pojęcia o sztuce literackiej nie mieć. Osobiście lubię takie jasne, barwne historie, no i mam niepoprawną ciągotkę do happy endów. Zresztą mniej więcej to niestety w moim pisaniu bywa. Jestem w miarę na bieżąco z tym co pojawia się w fantasy, i muszę przyznać że ostatnio dominują wizje mroczne, przepełnione okrucieństwem. Obawiam się więc by to moje pisane za nazbyt podobne do bajek nie uznano. Choć z drugiej strony mistrz Tolkien w pisał przecież również barwnie i jasno. Ot i dylemat. Smile
Dzięki za poświęcony czas i pozdrawiam serdecznie..

ps. z tym wzorowaniem, to jednak ostrożnie.. gdyż grafomanem jeno, jako i my wszyscy jestem ......
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Zjawisko spojrzało na niego wielkimi teraz ze zdziwienia..." --- słówko "teraz" jest zbędne - "teraz" ma znaczenie, bo na wskutek zdziwienia, bądź zaskoczenia otwiera się oczy szerzej, a nawet źrenice rozszerzają się nieco. --- dobrze to zrozumiałem, ale wydaje mi się, że lepiej by się czytało bez słówka "teraz", a sens byłby zachowany.

"choćby tylko nauka by nie pchać" --- może zamiast "nauka" wstawić słowo "przestroga" ewentualnie przeredagować trochę zdanie "choćby przestroga, aby nie pchać palca między drzwi" - umyślna archaizacja. --- no może i umyślna, nie przeczę, bo to Twój wybór, ja tylko jako czytelnik zwróciłem Ci uwagę co mnie ukuło w oczy

Co do happy endów, to jak wiesz również jestem ich zwolennikiem, a nawet zagorzałym fanem. Dużo bardziej podoba mi się historia, którą główny bohater miałby komu opowiadać, a nie sytuacja, w której o końcowym losie dowiadujemy się z płyty nagrobka czy jakoś... Dlatego tak bardzo lubię Twoje prace. Nastrajają na pozytywne fale i dzięki nim ocieplają nieco ponury i zły świat.

Dzięki jeszcze raz.
Danek
Odpowiedz
#10
Witaj Gorzki,

Czytało się szybko, lekko i przyjemnie. Skończyłam właśnie pierwszą część i od razu napiszę komentarz Smile Podobała mi się bardzo postać rezolutnego Jaszczura i misiowatego króla Abimelaka (wyobraziłam go sobie jako grubiutkiego krasnoludowego monarchę^^) Wartka akcja to jest plus! W niektórych momentach musiałam się uśmiechnąć, bo poczucia humoru to Ci nie brakuje Tongue Gratuluję pomysłu z Drzewem Rozstania. Na pewno wrócę wkrótce do drugiej części. Nie spodobał mi się tylko motyw mutagenów i jego symboli, ponieważ średnio mi to pasowało do pozostałego klimatu typowej fantastyki ^^, ale inna sprawa, że to ciekawa odskocznia. Większość moich uwag to przecinki, ale znalazłam też perełeczki:

Przez tydzień będą cię potem koty zlizywać z okolicznych drzew. Big Grin
- Żebyś wiedział, że kurwa, chętnie bym to zrobił.- krew mało nie trysnęła Falkowi z gęby Big Grin
- Kogo tam diabli nadali – odezwało się zza drzwi
- Urząd skarbowy – odparł wiedźmin Big Grin
Swoje lata już mam, to prawda, ale zdrowy jestem i kuśka mi jeszcze staje. Big Grin

MOJE UWAGI:


sami pośród wielkiego po sam horyzont wrzosowiska. - <sami pośród wielkiego wrzosowiska rozciągającego się aż po sam horyzont>?
księżniczka Diana wstała z kamienia(,) pociągając za sobą Regisa
Może nie chodźmy tam. Ucieknijmy. - <może nie idźmy tam?>?
potem nie będziemy już nic czuli. - <potem już nic nie będziemy czuli>?
Znowu były uściski(,) pocałunki
Nie kpij. Rozmawiasz z księżniczką – Księżniczka wyprostowała się dumnie. - dwa razy <księżniczka> to o raz za dużo Big Grin
– czuł wyraźnie(,) że robi z siebie idiotę, cieszył się(,) że mutacja uniemożliwiła
to powiedzcie mi co i jak, to może uradzimy jakie, jak to się mówi, - <powiedzcie mi jak się sprawy mają, to może uradzimy>?
Siedziała bym w domu, aż tatko król raczył by mnie wydać za mąż, za jakiegoś tam księcia z Pierdzidupia Dolnego, z jakichś tam ważnych powodów politycznych i byłby spokój. - <siedziałabym>, <raczyłby> wytnij drugi i trzeci przecinek
Ile ty masz lat księżniczko. -dodaj znak zapytania
Niektórzy mawiali nawet(,) że był czarodziejem,
nikt nie zauważył specjalnie jak władzę w Tyrze przejął Falko, - wytnij <specjalnie>
w podjęciu decyzji, w ciągu tygodnia przysłał morzem do - wytnij przecinek
ale ten obrażony jeszcze, słynnym incydentem z księżniczką - wytnij przecinek
A Falko ciągnął pod stolicę(,) paląc i gwałcąc,
powiedział wiedźmin(,) mierzwiąc i tak już potargane włosy.
naprzeciw siebie, o jakieś trzy dobre strzelania - wytnij przecinek
czarno-czerwonych płaszczach ,niczym ciemna chmura - spacja w złym miejscu
szykowali się, żeby jednym uderzeniem zmieść tę garstkę stojących im na drodze. - <szykowali się, by jednym uderzeniem zmieść garstkę tych, którzy odważyli się stanąć im na drodze>?
Ze wzgórza(,) na którym byli roztaczał
Pogodne dotąd niebo, zasnuło się chmurami, armie zbliżały się do siebie, łucznicy wypuszczali pierwsze strzały. Nagle zrobiło się prawie ciemno, lunął lodowato zimny deszcz. Potem niebo się otwarło i pomiędzy atakujących i obrońców uderzyły pioruny. Ściana błękitnego ognia. Żołnierze rzucili się do ucieczki. Potem przyszedł lodowaty huragan. Wiatr przewracał ludzi i konie, darł namioty i płachty wozów. - za dużo w tym fragmencie słowa <niebo>, powtórzenie: potem/potem
trawiastej przestrzeni , niczym granica czerniał szeroki pas wypalony błyskawicami. - spacja za dużo
To.... - jedna kropka za dużo
Abimelek nie miał „władczej” postury, był niski i krępy, a jego twarz - <Abimelek nie miał władczej postury. Był niski i krępy, a jego twarz>?
mruknął(,) trąc piętę pumeksowym kamieniem
Musiałem o kamień walnąć(,) bo mnie nerka rwie.
Jaszczur rozejrzał się ostrożnie, w małej łaźni nie było jednak nic prócz nich - wytnij przecinek
a wybacz, ten nieokrzesany skurwysyn ponabijał moich posłów na pale. - wycięłabym to przekleństwo, nie pasuje mi do całej baśniowej reszty
Wybacz wiedźminie, jaką mam gwarancję(,) że to wszystko się uda, i że wreszcie ty(,) kiedy już wygrasz ten turniej, nie wykopiesz mnie z mojego królestwa. - dodaj znak zapytania
Jaszczur(,) stojąc w środku sfery,
tylko karta(,) na której wynotował sobie
Szczęściem była to tylko karta(,) na której wynotował sobie co ważniejsze zaklęcia, księgi zmniejszane do rozmiarów, mniej więcej, guzika od odzienia, leżały bezpiecznie poukładane w małej lipowej szkatułce na dnie torby podróżnej, w pokoju nad karczmą -zdanie tasiemiec, pokrój na kawałki.
- Stój(,) bo strzelam – warknął strażnik(,) kryjąc się za drzewem.
osiłka na drobne szczątki(,) rozsmarowując po namiotach i wozach.
Gdyby był ciut więcej rozgarnięty, wiedziałby, że to otwiera się tylko od środka, aha i domyślił by się, że zabezpieczenia potrafią na odległość pourywać łapy takiemu niewydarzonemu magikowi. - <Gdyby był ciut bardziej rozgarnięty wiedziałby, że to otwiera się tylko od środka. Aha i domyśliłby się, że zabezpieczenia potrafią na odległość pourywać łapy takiemu niewydarzonemu magikowi.>?
czy też czarodziej(,) który wylazł był tymczasem zza wozu.
- Żebyś wiedział, że kurwa, chętnie bym to zrobił.- krew mało nie trysnęła Falkowi z gęby - jedna spacja za mało i chyba zmieniłabym to przekleństwo na coś delikatniejszego
To jeden powód(,) który powinien cię odwieść
Drugi jest taki(,) że ja tu jestem, i wierz mi, - wycięłabym ten pierwszy przecinek
I mam nadzieję(,) że cię tam spotkam, nadęty krzykaczu.
Jaszczur minął ich obu(,) uważając(,) by któregoś nie potrącić.
Z za przedostatnich drzwi w rzędzie dochodziło przytłumione(,) acz radosne - <Zza>
odparł król(,) wystawiając zza uchylonych drzwi głowę
- Kogo tam diabli nadali – odezwało się zza drzwi - brak kropki
- Urząd skarbowy – odparł wiedźmin - brak kropki (P.S. Big Grin )
prezentowały się spod <właśnie> zakładanej lnianej koszuli.
Wiedźmin poczuł niejaki ucisk w podbrzuszu - brak kropki
król kończył wciąganie długich gaci(,) których troczki dyndały mu wokół kostek
tyle że na lewo , a madame Eleonora - jedna spacja za dużo
obiecałem sobie(,) że będę się chędożył tylko z kobietą(,) którą będę choć trochę kochał,
Ale nie wiesz co tracisz.- Rzekł król(,) drapiąc się tym razem w łydkę - brak spacji
przez chwilę myślała(,) że należy do jej snu. Ale nie. - <przez chwilę myślała, że należy do jej snu, ale to nie był sen.>
i nie zauważyła(,) że stoi w oknie w samej bieliźnie,
myślą(,) że ich los zależy od niego. Jeśli wygra, będzie pokój. Jeśli nie ..... Trzeba wygrać. - za dużo kropek
potoczył pod przeciwległy mur. / beczkami przetoczył się z - te określenia są zbyt blisko siebie i zgrzytają
- Przepraszam – wybąkał - brak kropki
- Ty jesteś Amelka? – upewnił się - brak kropki
- Byłem w waszej gospodzie i słyszałem,jak cię mama woła. - brak jednej spacji
Postawiła przed nim piwo i coś do zakąszenia i bez przerwy gadała. - wycięłabym drugie <i>
Dziewczynka podeszła(,) omijając stoły i ławy.
Złapał się na tym(,) że zapomniał jak to jest
Ty nie jesteś całkiem człowiekiem. Prawda?. - kropka za dużo
- A ty przyjdziesz tu jeszcze kiedyś? - spytała dziewczynka - brak kropki
błękitnego blasku(,) który zalśnił na chwilę na końcach jego palców(,) gdy dotknął powiek dziewczynki.
inni ostrzyli nerwowo broń(,) która i tak ostrzejsza stać się już nie mogła.
przez zielony płyn(,) a potem schował z westchnieniem.
Jaszczur(,) kontynuując ten sam błyskawiczny obrót
Jaszczur chwycił go za szyję(,) uciskając jednocześnie tętnicę.
wierząc w szczęście(,) które spotkało jej dziewczynkę.
- Dlaczego on się nie podda.- Abimelek odwrócił z niesmakiem wzrok - brak znaku zapytania i jednej spacji
Konał(,) szarpiąc rękami ziemię.
odezwała się księżniczka(,) siadając obok
Kiedyś odkryto(,) że wciągi z pewnych roślin
wprowadzać ulepszenia(,) traktując ją jako recepturę podstawową, Ale dopiero MT 3,6 dawał - <ale>
Problem polega na tym że(,) Falko był mutowany MT3,11.
- Nie księżniczko, jesteśmy tak samo szybcy i silni, on jest jednak bardziej wytrzymały. - <Nie, księżniczko. Jesteśmy tak samo szybcy i silni. On jest jednak bardziej wytrzymały.>?

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Witaj Gorzki,

Muszę Ci przyznać, że bardzo poruszył mnie ten tekst. Historia Jaszczura jest taka...żywa! Bardzo mi się podobało przesłanie tego opowiadania, bardzo spodobał mi się ciepły klimat jakby z zamierzchłych czasów i dobre uczynki "potwora", które zmieniły życie tak wielu ludziom.
Pięknie napisane. Czyta się bardzo szybko i lekko. Piękna, wzruszająca scena z Amelką i bukietem kwiatów, zręcznie opisana bitwa Jaszczura. Niesamowity król, którego bardzo polubiłam. Bardzo ciekawy motyw z wyciąganiem najgorszych lęków z ludzkiego umysłu! W dodatku w drugiej części znalazłam również perełeczki, dzięki którym się musiałam uśmiechnąć:

Zamarzyło im się królestwo, a jeszcze chyba bardziej żyć jaśnie księżniczki Big Grin
żeby oni wrócili cali do swych wiosek, do bydła i do klepania po życiach swoich tłustych dziewuch. Big Grin
- Tak, wy się robicie nerwowi a ja mam pełno w gaciach. Big Grin
- Jeszcze trochę i byłbym w gacie narobił – Król wytarł twarz rękawem. Big Grin
niech będzie „Świński ryj”. Big Grin
- Dla niej, jemiole. Big Grin

Gratuluję Ci tego opowiadania. Naprawdę. Moje uwagi to znów w większości błędy interpunkcyjne, ale nic nie jest w stanie zakłócić tu ciepła niezwykłej historii, którą opowiadasz.

MOJE UWAGI:

- Mogę się przysiąść. - znak zapytania
Pomilczeli chwilę popijając piwo. - <Milczeli chwilę, popijając piwo>?
Stoczyłeś już siedem pojedynków i tylko ich wszystkich ośmieszyłeś kiedyś ich po kolei pousypiał tym swoim chwytem. - <Stoczyłeś już siedem pojedynków, ośmieszając ich wszystkich, kiedyś ich po kolei pousypiał tym swoim chwytem.> ?
- Może nie lubię zabijać, może wiem jak cenne jest życie, a może w ten sposób wyświadczam im przysługę. - <Może nie lubię zabijać? Może wiem jak cenne jest życie, a może w ten sposób wyświadczam im przysługę?>?
Oni jeszcze myślą(,) że są niezniszczalni.
Mówisz że tracą honor wojownika. - znak zapytania
choćby tylko nauka by nie pchać palca między drzwi. - <choćby nauka, by nie pchać palca między drzwi.>?
Zabijam tylko wtedy(,) gdy nie mam już
Wiem że nie wygram, już dziś widać że turniej rozstrzygniecie z Falkiem. - <Wiem, że nie wygram. Już dziś widać, że turniej rozstrzygniecie z Falkiem.>?
Proszę cię walcz ze mną jak z rycerzem, jeśli nawet będziesz musiał, zabij mnie. - <Proszę cię, walcz ze mną jak z rycerzem. Nawet jeśli będziesz musiał mnie zabić, zrób to.>?
Wybacz, ale cię nie rozumiem. Dlaczego się nie wycofasz. - <Wybacz, nie rozumiem tu czegoś. Dlaczego się nie wycofasz?>?
Bez księżniczki Diany dla Zerwichwosta, nie mam się co pokazywać w Edomii. - <Bez księżniczki Diany dla Zerwichwosta nie mam co się w Edomii pokazywać.>?
z zafrasowaniem czoło. – ja w ogóle nie bardzo mam po co żyć. A powiesić się na lejcach w stajni to trochę nie po rycersku. - <z zafrasowaniem czoło. – Ja w ogóle nie bardzo mam po co żyć, a powiesić się na lejcach w stajni to trochę nie po rycersku.>?
Człowieku, to czego ty jeszcze tu szukasz. Rzuć to w diabły idź do niej i nie zawracaj mi głowy - <Człowieku, to czego ty jeszcze tu szukasz? Rzuć to w diabły, idź do niej i nie zawracaj mi głowy!>?
Nie mogę . Jestem strażnikiem pałacowym, i jak wszyscy pałacowi strażnicy w edomie jestem eunuchem. – wyznał wreszcie(,) patrząc w stół. – Rozumiesz wiedźminie. - spacja za dużo, wytnij przecinek, <Edomie>, znak zapytania na końcu
Jaszczur pociągnął spory łyk piwa - brak kropki
koncentruje się wokół niego(,) powodując subtelne zmiany
ty obiecaj mi(,) że jeszcze przemyślisz
zorza wstawała różowa(,) wróżąc słoneczną pogodę.
Mości wiedźminie, mości wiedźminie – darł się mały obdarty chłopczyna – Wyście są wiedźmin Jaszczur- spytał jeszcze dla pewności - <Mości wiedźminie! Mości wiedźminie! – darł się mały obdarty chłopczyna – Wyście są wiedźmin Jaszczur? - spytał jeszcze dla pewności.>?
A co się stało, bo wrzeszczysz jakby się paliło. - znak zapytania
Malec siorbnął nosem nieco zmieszany - kropka
Obudziło go skrzypniecie skóry z korytarza. - to zdanie mi się nie podoba, bo nie wiadomo o jaką skórę w ogóle chodzi
stoczył się z posłania(,) podcinając nogi stojącego nad łóżkiem.
Obcy runął na podłogę(,) przewracając zydel
wybałuszonych strachem oczu.. Z dołu nadbiegł szynkarz(,) szurając łapciami. - kropka za dużo
- Co się tu dzieje. – wysapał(,) świecąc wokoło łojową świeczką.- Panie - znak zapytania, brak pauzy
- Tak, wy się robicie nerwowi(,) a ja mam pełno w gaciach.
- To po coś się(,) człowieku(,) skradał?
- Kiedy mówili(,) że was trzeba ostrożnie...
A tak w ogóle, to czego łazicie i budzicie ludzi po nocy. - znak zapytania
oczka latały po ścianach(,) unikając wzroku Abimeleka
Przegrałem wszystko w karty w gospodzie "Pod Ożogiem", ci jegomoście, co ze mną grali powiedzieli, że mogę się odegrać, ale jeśli przegram to będę musiał wyświadczyć im przysługę. - <Przegrałem wszystko w karty w gospodzie "Pod Ożogiem". Ci jegomoście, co ze mną grali powiedzieli, że mogę się odegrać, ale jeśli przegram będę musiał wyświadczyć im przysługę.>?
Wiedźmin popatrzył chwilę w rozbiegane oczka skarbnika - kropka
- Kłamiesz i dobrze o tym wiesz – wycedził - kropka
przez wskazane drzwi nikt <przecież> nie wszedł.
Wył i skamlał starając zasłonić się
Myślałem(,) że się uda, a wina spadnie na Czarnych..... - dwie kropki za dużo
- Skurwysyn – mruknął król –tak jak w poprzedniej części zmień te przekleństwa na coś lżejszego, bo bardziej pasuje to tego baśniowego klimatu
Rozum mu się ze strachu pomieszał.- odparł Jaszczur - brak spacji
– odezwał się(,) nalewając mleka do kubków.
mruknął Jaszczur(,) wgryzając się w smakowitą pajdę.
- No widzisz, jaki cię zaszczyt kopnął. - <No widzisz, jaki cię zaszczyt kopnął?! - zaśmiał się.>?
Bycie królem to bardzo „samotne” zajęcie. - bez cudzysłowu
- Ale ty, panie dobrze z tym sobie radzisz. - <Ale ty, panie, dobrze sobie z tym radzisz.>?
w tygodniu przyjmuję poddanych w ich sprawach, spraw wagi państwowej nie jest tak naprawdę wiele. - <w tygodniu przyjmuję poddanych w ich sprawach, bo spraw wagi państwowej tak naprawdę nie jest wiele. >?
Nawet niektóre są śmieszne. - <Niektóre z nich są naprawdę śmieszne!>?
Przychodzą tu się godzić sąsiedzi. W korytarzu, tam przed moim gabinetem czasem jest aż ciemno od ludzi. Przychodzą całymi rodzinami, dzieci biegają. Chłopy palą faje a baby karmią małe dzieci, albo gadają. - <W korytarzu, tam przed moim gabinetem, czasem jest aż ciemno od ludzi. Przychodzą całymi rodzinami, dzieci biegają. Chłopy palą faje, a baby karmią małe dzieci, albo gadają.>?
Jest ich tylu(,) że sekretarza ręce bolą od pisania kwitów, nakazów i umów.
w skrzydle przeznaczonym dla służby(,) a nie w swojej sypialni
- Widzisz, komnata(,) którą zajmuję jest nad nami, - wytnij <Widzisz>
A tak właśnie, co ty zrobiłeś temu kmiotkowi – znak zapytania
Wież mi panie, gorzej. - <Wierz>
ci się człowiek(,) który nie boi się niczego
spostrzegł(,) że oplata go i krępuje lepka pajęczyna.
Pająk ruszył powoli zgrzytając wielkimi jak noże pazurami po drewnianej podłodze w jego stronę. - <Pająk ruszył powoli w jego stronę, zgrzytając wielkimi jak noże pazurami po drewnianej podłodze. >?
- Nie królu, jeszcze minuta i byłbyś zwariował. Mimo(,) że cię ochraniałem -kropka
udanych serii mutagenu(,) która dzieliła go od przeciwnika stawała się paląca.
Ludzie wokół dwimerytowej areny zamarli w milczeniu i bezruchu. A tego przedpołudnia przyszło ich wielu. - połącz w jedno zdanie
Ci(,) którzy siedzieli
Walczył(,) nadając mordercze tępo. Wiedział(,) że Jaszczur
Cała serja eliksirów - <seria>
Wiedział(,) że jest już martwy.
na okrwawionym mieczu. - <zakrwawionym>?
niebieskich kwiatuszków w na stoliku u wezgłowia łóżka. -wytnij <w>
Nareszcie się obudziłeś – powiedziała cichutko – tak się bałam. - tu brakuje na początku myślnika
- Jestem Aragorn, wolny elf – powiedział dumnie - kropka
Dobrze(,) że znam sztukę ziół i eliksirów,
Trzeba będzie głowę położyć -kropka
Kiedyś, z górą tysiąc lat temu, gdy elfy były zagrożone, a ludzie chcieli wyniszczyć ich by dostać się do Arkadii, legendarnego miasta, pewien czarodziej po bitwie gdy już wszystko zdawało się być stracone, zamknął miasto gdzieś w czasie i przestrzeni tak że można się do niego dostać tylko przez jedno przejście i tylko znając hasło - zdanie tasiemiec, podziel na kawałki
go wyciągnąć(,) a powietrze aż
No dobra, a co ja z tym mam wspólnego. - znak zapytania
– Mam wrażenie, że to ty jesteś tym czarodziejem -kropka
- Skąd wiesz, że jestem sługą wzorca. - znak zapytania
Więc powiedz hasło(,) a ja pojadę wezwać elfów.
- Skąd ja ci wezmę hasło. - znak zapytania
Ramiona znów uniosły miecze(,) wypierając Czarnych z miasta.
w powietrze kroplach wody(,) a księżniczka patrzyła na to urzeczona.
Królu, Ja o zapłatę umawiałem się z Dianą. - <ja>
Abimelek – podrapał się w czubek rozczochranej głowy - myślnik za dużo
Wiesz co, jeśli ona chce, to bierzcie się i żeńcie, Będzie spokój. A co, macie się ku sobie? - <Jeśli ona chce, to bierzcie się i żeńcie. Będzie spokój. A co? Macie się ku sobie?>?
zaklął(,) zbierając się z ziemi
przy palenisku(,) na którym żarzyły się jeszcze polana drewna.
Zdjął z niej mokrą chustę(,) z której woda kapała ciurkiem.
Morze być mleko? - <może>
Mama nie wierzy(,) że to ty mnie wyleczyłeś. Ale ja wiem. - połącz te dwa zdania
z pod niesamowicie długich rzęs. - <spod>
- -Szukałam ich całe rano - jeden myślnik za dużo
mu ręce na szyję ,pocałowała w łuskowaty - spacja w złym miejscu
palcami wisiorek(,) który przed
Może uda mi się ochronić twoją skórkę przed laniem. - <chłostą>? bo mi się w pierwszej chwili skojarzyło z tym, że leje deszcz
Na kominku płonął ogień. Jego blask oświetlał komnatę migotliwym blaskiem. - <W kominku> połącz te zdania
- Kto u licha kazał napalić w piecu - znak zapytania
Księżniczko, ty tutaj - znak zapytania
miękko na podłogę(,) odsłaniając nagie ciało. A Diana była piękna. - połącz te zdania
na kominku ognia dodawały jeszcze uroku - <w kominku>
Może dlatego, że za bardzo cię szanuję, może dla tego, że moim mistrzem był Kondwiramus, a może jestem po prostu za głupi by cię wykorzystać. - <Może dlatego, że za bardzo cię szanuję? Może dlatego, że moim mistrzem był Kondwiramus, a może jestem po prostu za głupi, by cię wykorzystać?>
Widzisz, dla mnie nie jesteś potworem. Powiem ci że gdyby nie to, że kocham Regisa, to mogła bym cię pokochać. I jestem pewna, że kiedyś, gdzieś jakaś dziewczyna odda ci serce i będzie lepsza i ładniejsza ode mnie. I będzie wam tak niesamowicie dobrze, że nie potrafię nawet sobie tego wyobrazić. Zasługujesz na to. - <Dla mnie nie jesteś potworem. Powiem ci, że gdyby nie to, że kocham Regisa, to myślę, że mogłabym cię pokochać. I jestem pewna, że kiedyś jakaś dziewczyna odda ci serce, a będzie lepsza i ładniejsza ode mnie. Będzie wam tak niesamowicie dobrze, że nie potrafię nawet sobie tego wyobrazić. Zasługujesz na to.>?
Tak, ja też kiedyś myślałam że nim jesteś, ale poznałam cię, teraz wiem że tam w głębi jesteś człowiekiem. Bardzo dobrym człowiekiem, a to – dotknęła szorstkiego policzka – to jest tylko maska. Maska potwora. - <Ja też kiedyś myślałam, że nim jesteś, ale poznałam cię. Teraz wiem, że tam w głębi, jesteś człowiekiem. Bardzo dobrym człowiekiem, a to – dotknęła szorstkiego policzka – to jest tylko maska. Maska potwora.>?

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości