23-12-2012, 20:07
Święta - cudowny okres w życiu każdego człowieka. Wszyscy spieszą na spotkanie z bliskimi, każdy oczekuje odrobiny miłości. Świat staje się dużo piękniejszy. Mogłoby się zdawać, że ludzie przelewają swą miłość na bliskich, tym samym wywołując fale dobra. Ile to razy oglądamy w telewizji dobre gesty, przyjazne nastawienie ludzi? Czy człowiek nie czuje się lepiej, pomagając obcym?
Artur - szary człowieczek od, którego życie niczego nie wymagało, był jednak inny: wiecznie zamyślony i zawsze egoistyczny. Brnął przez życie, nie spoglądając na pozostałych. Prawdziwa bestia w dżungli zwanej życiem. Jednak oprócz swojej negatywnej natury Artur posiadał także dwa wielkie skarby. Dawidek mały urwis, jego oczko w głowie oraz Sylwia kochająca żona, z którą pokłócił się tuż przed wyjściem. Wypominał to sobie podczas drogi do pracy, bo to właśnie ona wywoływała ich sprzeczki. Małżonka nie potrafiła zrozumieć dlaczego zgodził się na pracę nawet w taki wielki dzień jak dziś. Czy on nie ma prawa do świętowania Bożego Narodzenia wspólnie z najbliższymi? Żałował opuszczenie domu w gniewie, jednak wiedział, że robi słusznie. Sylwii prędzej czy później przejdzie. Wmawiał sobie, że bez jego pieniędzy nie byliby w stanie nawet kupić prezentów maluchowi.
Podróż mijała szybko. Kilka korków go opóźniło, przez co trochę się spóźnił, ale wierzył, że dziś każdy to zrozumie. Miał już wysiadać z samochodu, kiedy zauważył, że przez te wszystkie nerwy nie zabrał swojej legitymacji. Przeklął siarczyście pod nosem, waląc nerwowo w kierownicę. Droga powrotna to dobre dwadzieścia minut jazdy. Wycofał, wybierając na telefonie numer do recepcji.
Artur nie miał dziś szczęścia. Podczas drogi powrotnej jakiś samochód jadący z naprzeciwka wpadł w poślizg powodując karambol. Stojąc w korku, wyglądał przez oszronioną szybę swojego pojazdu starając się dostrzec ogrom zniszczeń. Nerwowo spojrzał na zegarek, odpinając pas. Wyskoczył niczym poparzony. Kilkanaście metrów przed nim leżały zdemolowane wraki. Słyszał krzyki gapiów proszących o wezwanie karetki. Przyglądając się przez moment, miał wrażenie, że widzi kobietę krzyczącą,proszącą o uratowanie jej dziecka. Nie miał już sił. Wsiadł z powrotem do swojego samochodu.
Bocznymi dróżkami wreszcie udało mu się dostać do domu. Droga jednak wydłużyła się do czterdziestu minut. Miał wyrzuty sumienia, pierwszy raz w jego karierze zdarzy mu się takie spóźnienie. Parkując pod domem, zastanawiał się co powie swoim pacjentom, przecież przyrzekał ratować ich życie. Oni mu zawierzyli, płacąc niemałe pieniądze. Z rozmyślania wyrwał go nagły, niezwykle ostry dźwięk telefonu. Niewiele myśląc odebrał, spiesząc się w kierunku domu. Gdy miał łapać za klamkę od drzwi w telefonie odezwał się smutny, wręcz straszny głos. Dzwonił jego kolega z pracy Maciej. Artur wpadł do domu wrzeszcząc przez łzy. Sylwia wraz z Dawidkiem mieli wypadek na drodze do jego szpitala. Niestety, z powodu korków karetka nie zdążyła dojechać na czas...
- Gdyby tylko jakiś PRAWDZIWY lekarz był w pobliżu wypadku, moje skarby na pewno dałoby się uratować! - pomyślał Artur szukając pistoletu...
Artur - szary człowieczek od, którego życie niczego nie wymagało, był jednak inny: wiecznie zamyślony i zawsze egoistyczny. Brnął przez życie, nie spoglądając na pozostałych. Prawdziwa bestia w dżungli zwanej życiem. Jednak oprócz swojej negatywnej natury Artur posiadał także dwa wielkie skarby. Dawidek mały urwis, jego oczko w głowie oraz Sylwia kochająca żona, z którą pokłócił się tuż przed wyjściem. Wypominał to sobie podczas drogi do pracy, bo to właśnie ona wywoływała ich sprzeczki. Małżonka nie potrafiła zrozumieć dlaczego zgodził się na pracę nawet w taki wielki dzień jak dziś. Czy on nie ma prawa do świętowania Bożego Narodzenia wspólnie z najbliższymi? Żałował opuszczenie domu w gniewie, jednak wiedział, że robi słusznie. Sylwii prędzej czy później przejdzie. Wmawiał sobie, że bez jego pieniędzy nie byliby w stanie nawet kupić prezentów maluchowi.
Podróż mijała szybko. Kilka korków go opóźniło, przez co trochę się spóźnił, ale wierzył, że dziś każdy to zrozumie. Miał już wysiadać z samochodu, kiedy zauważył, że przez te wszystkie nerwy nie zabrał swojej legitymacji. Przeklął siarczyście pod nosem, waląc nerwowo w kierownicę. Droga powrotna to dobre dwadzieścia minut jazdy. Wycofał, wybierając na telefonie numer do recepcji.
Artur nie miał dziś szczęścia. Podczas drogi powrotnej jakiś samochód jadący z naprzeciwka wpadł w poślizg powodując karambol. Stojąc w korku, wyglądał przez oszronioną szybę swojego pojazdu starając się dostrzec ogrom zniszczeń. Nerwowo spojrzał na zegarek, odpinając pas. Wyskoczył niczym poparzony. Kilkanaście metrów przed nim leżały zdemolowane wraki. Słyszał krzyki gapiów proszących o wezwanie karetki. Przyglądając się przez moment, miał wrażenie, że widzi kobietę krzyczącą,proszącą o uratowanie jej dziecka. Nie miał już sił. Wsiadł z powrotem do swojego samochodu.
Bocznymi dróżkami wreszcie udało mu się dostać do domu. Droga jednak wydłużyła się do czterdziestu minut. Miał wyrzuty sumienia, pierwszy raz w jego karierze zdarzy mu się takie spóźnienie. Parkując pod domem, zastanawiał się co powie swoim pacjentom, przecież przyrzekał ratować ich życie. Oni mu zawierzyli, płacąc niemałe pieniądze. Z rozmyślania wyrwał go nagły, niezwykle ostry dźwięk telefonu. Niewiele myśląc odebrał, spiesząc się w kierunku domu. Gdy miał łapać za klamkę od drzwi w telefonie odezwał się smutny, wręcz straszny głos. Dzwonił jego kolega z pracy Maciej. Artur wpadł do domu wrzeszcząc przez łzy. Sylwia wraz z Dawidkiem mieli wypadek na drodze do jego szpitala. Niestety, z powodu korków karetka nie zdążyła dojechać na czas...
- Gdyby tylko jakiś PRAWDZIWY lekarz był w pobliżu wypadku, moje skarby na pewno dałoby się uratować! - pomyślał Artur szukając pistoletu...
Cytat:Tym tematem choć dość o smutnym wydźwięku pragnę wszystkim użytkownikom forum złożyć życzenia z okazji Świąt. Przede wszystkim miejmy czas dla naszych bliskich, starajmy się czynić w tym okresie wiele dobrego a ono na pewno do nas powróci. Tak z przyziemnych rzeczy to oczywiście radosnych i pogodnych tych świąt. Niech nasze serca i umysły wypełnia tylko szczęście i ciepło bliskich. Jeśli wyszło dziwnie to przyznaje nie nadaje się do przemówień. Zawsze mnie dziwnie ograniczały. Dziękuje za poczytania i raz jeszcze zdrowych, wesołych!
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...
"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
It's dark inside
It's where my demons hide...
"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."