[/p]A działo się to roku pańskiego tysiąc trzysta osiemdziesiątego czwartego. Przybył do królewskiego miasta czcigodny książę Wilhelm, następca tronu austriackiego. Jako przyszły mąż jaśnie panującej królowej Jadwigi, przywędrował z całym orszakiem wioząc ze sobą niezliczone klejnoty, złoto i inne kosztowności, które zamierzał podarować wybrance. Wszystkie swe troski, wszystkie nadzieje i plany, które wiązał z tronem polskim, powierzył podkomorzemu krakowskiemu Gniewoszowi z Dalewic. Tenże też był wysłannikiem królowej Jadwigi i dzięki jego słowu, Wilhelm uzyskał nietykalność osobistą, za co książę oddał mu pod opiekę wszystkie swoje skarby przywiezione z Austrii.
[/p]Blady zatem strach padł na rządcę krakowskiego, kasztelana Dobiesława z Kurozwęk, gdyż w tajemnicy przed przybyłym dygnitarzem rozgrywały się rokowania dynastyczne z władcą Litwy – Władysławem Jagiełłą, którego możni planowali osadzić na polskim tronie. Aby nie dopuścić do dopełnienia sakramentu małżeństwa (Wilhelm i Jadwiga byli już zaręczeni), czyli spędzenia nocy poślubnej obojga małżonków, możni wydali zakaz wchodzenia na zamek królewski księciu austriackiemu. Osiadł on w mieście i pozostał w nim przez kilka dni obserwując sytuację.
[/p]W międzyczasie Jadwiga dowiedziała się o przybyciu swojego przyszłego męża, z którym wiązała dużo większe nadzieje niżli z księciem Litwy, który w oczach i ustach wielu dworzan objawiał się jako nieokrzesany dzikus i barbarzyńca.
[/p]Do spotkań między Wilhelmem i Jadwigą dochodziło zatem poza zamkiem, gdy królowa schodziła do miasta w towarzystwie całego swojego orszaku i zatrzymywała się w klasztorze Franciszkanów nieopodal. Tam spotykała księcia austriackiego i w refektarzu pocieszała się wspólnymi tańcami – niewinnymi i nader rozważnymi.
[/p]Gdy zaś plotka się rozeszła o tym, iż przyszli nowożeńcy zamierzali dopełnić sakrament, panowie małopolscy wpadli w nieopisany gniew i w sposób brutalny i co najmniej niegodziwy wypędzili Wilhelma. Gdy Jadwiga o tym posłyszała, chciała zejść jak najszybciej do księcia, lecz bramy zostały przed nią zamknięte. Wtedy to sama wpadła we wściekłość i próbowała gwałtem i siłą otworzyć potężne grodzie. Gdy jednak jej wysiłki spełzły na niczym zażądała topora, który został jej niezwłocznie podany. Wtedy (a miała raptem jedenaście lat) ujęła ciężką broń w dłonie i poczęła uderzać w bramę niczym rycerz na bitwie.
[/p]W końcu jednak dopadło ją zmęczenie i uległa namowom oraz prośbom rycerza Dymitra z Goraja, który odradził jej ten ożenek. Przystała na tę propozycję choć nie była z obrotu spraw zadowolona.
[/p]Książę Wilhelm natomiast zbiegł czym prędzej z miasta, obawiając się, iż może zostać zabity przez rozwścieczonych możnych krakowskich (co było jednak nieprawdą). Uciekł w tajemnicy przed wszystkimi, raptem parę osób wiedziało o jego wyjeździe. Pozostawił za sobą swoich rycerzy jak również wszystkie kosztowności, które ze sobą przywiózł. Pozostały one w depozycie u podkomorzego Gniewosza.
[/p]Jadwiga natomiast nie wyszła za Jagiełłę z miłości, choć do końca swych dni pozostała mu wierna. W niespotykany, tak wcześniej jak i w późniejszym czasie, sposób dbała o swoich poddanych. Dopóki żyła, kategorycznie sprzeciwiała się gnębieniu ich przez niezliczone podatki, brała ich w swoją obronę, łagodziła konflikty. Zmarła tuż po porodzie, a podczas ceremonii pogrzebowej niektórzy już wtedy krzyczeli „Santo subito!”. Jadwiga jednak została kanonizowana dopiero w 1997 przez papieża Jana Pawła II.
[/p]Blady zatem strach padł na rządcę krakowskiego, kasztelana Dobiesława z Kurozwęk, gdyż w tajemnicy przed przybyłym dygnitarzem rozgrywały się rokowania dynastyczne z władcą Litwy – Władysławem Jagiełłą, którego możni planowali osadzić na polskim tronie. Aby nie dopuścić do dopełnienia sakramentu małżeństwa (Wilhelm i Jadwiga byli już zaręczeni), czyli spędzenia nocy poślubnej obojga małżonków, możni wydali zakaz wchodzenia na zamek królewski księciu austriackiemu. Osiadł on w mieście i pozostał w nim przez kilka dni obserwując sytuację.
[/p]W międzyczasie Jadwiga dowiedziała się o przybyciu swojego przyszłego męża, z którym wiązała dużo większe nadzieje niżli z księciem Litwy, który w oczach i ustach wielu dworzan objawiał się jako nieokrzesany dzikus i barbarzyńca.
[/p]Do spotkań między Wilhelmem i Jadwigą dochodziło zatem poza zamkiem, gdy królowa schodziła do miasta w towarzystwie całego swojego orszaku i zatrzymywała się w klasztorze Franciszkanów nieopodal. Tam spotykała księcia austriackiego i w refektarzu pocieszała się wspólnymi tańcami – niewinnymi i nader rozważnymi.
[/p]Gdy zaś plotka się rozeszła o tym, iż przyszli nowożeńcy zamierzali dopełnić sakrament, panowie małopolscy wpadli w nieopisany gniew i w sposób brutalny i co najmniej niegodziwy wypędzili Wilhelma. Gdy Jadwiga o tym posłyszała, chciała zejść jak najszybciej do księcia, lecz bramy zostały przed nią zamknięte. Wtedy to sama wpadła we wściekłość i próbowała gwałtem i siłą otworzyć potężne grodzie. Gdy jednak jej wysiłki spełzły na niczym zażądała topora, który został jej niezwłocznie podany. Wtedy (a miała raptem jedenaście lat) ujęła ciężką broń w dłonie i poczęła uderzać w bramę niczym rycerz na bitwie.
[/p]W końcu jednak dopadło ją zmęczenie i uległa namowom oraz prośbom rycerza Dymitra z Goraja, który odradził jej ten ożenek. Przystała na tę propozycję choć nie była z obrotu spraw zadowolona.
[/p]Książę Wilhelm natomiast zbiegł czym prędzej z miasta, obawiając się, iż może zostać zabity przez rozwścieczonych możnych krakowskich (co było jednak nieprawdą). Uciekł w tajemnicy przed wszystkimi, raptem parę osób wiedziało o jego wyjeździe. Pozostawił za sobą swoich rycerzy jak również wszystkie kosztowności, które ze sobą przywiózł. Pozostały one w depozycie u podkomorzego Gniewosza.
[/p]Jadwiga natomiast nie wyszła za Jagiełłę z miłości, choć do końca swych dni pozostała mu wierna. W niespotykany, tak wcześniej jak i w późniejszym czasie, sposób dbała o swoich poddanych. Dopóki żyła, kategorycznie sprzeciwiała się gnębieniu ich przez niezliczone podatki, brała ich w swoją obronę, łagodziła konflikty. Zmarła tuż po porodzie, a podczas ceremonii pogrzebowej niektórzy już wtedy krzyczeli „Santo subito!”. Jadwiga jednak została kanonizowana dopiero w 1997 przez papieża Jana Pawła II.