Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Młodzież domowa w kuchni się chowa
#1
Zerknie ktoś i pobawi się w korektora, krytyka itp? Smile



Na dworze było szaro, zimno i nieciekawie. Niby to jesień, ale drobny śnieżek pokrył ulicę białym pyłem. Przystanęłam poprawiając kaptur i rozejrzałam się dookoła. Coś jeszcze miałam załatwić... Jarzące się światła zza jednej z szyb odbijały moją okutaną grubą kurtką sylwetkę. Tak... O tej porze roku nie ma zbyt wielu opcji. Albo ubiera się wygodnie, ciepło i wygląda jak bałwan przechodzący dietę na masę, albo ubiera się modnie, przyciągając wzrok innych i trzęsie z zimna. Opcja druga zdecydowanie odpadała.
Byłam więc bałwanem. I to takim, który przesadził z tą dietą.
Miałam już odwrócić się od szyby i odejść, kiedy dostrzegłam jego. Płatki śniegu spadły z rzęs, kiedy zatrzepotałam nimi prędko, nie dowierzając własnym oczom.
Był tam! Tkwił w całej swojej okazałości!
Kolejne spojrzenie sprawiło, że zapomniałam zupełnie o tym co miałam załatwić.
Taka okazja nie trafia się często, a ja nie chciałam z niej zrezygnować.
Śmiało pchnęłam drzwi przybytku, w którego szybach przeglądałam się jeszcze chwilę temu
i z pewną nieśmiałością podeszłam bliżej, przyglądając się temu cudowi natury.
W dość drobnej niepozornej sylwetce wyróżniała się smukła szyja, kształtna pierś i te uda... Z wrażenia mało co nie ośliniłam się jak bokser znajomej. Wyobraźnia zaczęła podsuwać mi coraz bardziej gorące obrazy, nagle parnego południa.
Noc odpadała. Do nocy na pewno nie wytrzymałby.
Zwykle widywałam podobne okazy wielkie. Wyrośnięte, napakowane sterydami, naszprycowane tajemniczymi mieszankami, które sprawiały, że skóra okazów mieniła się niczym tęcza, zanim ją spalono. I za cholerę nie mieściły się one w tym gorącym miejscu, które było ich przeznaczeniem. A przynajmniej nie w takiej pozycji, w jakiej chciałabym je tam widzieć.
Ten tutaj poza kształtem w niczym ich nie przypominał. A jego blada skóra połyskująca niemrawo w świetle jarzeniowych lamp niosła nadzieję, że nie karmiono go wyłącznie chemią.
W myślach widziałam już jak moje palce krążą po niej zmysłowo, wcierając aromatyczne olejki, jak gładzą delikatnie kształtną pierś, zsuwają się niżej, by rozchylić uda i...
- Co podać? – z miłego rozmarzenia wyrwał mnie brutalnie głos sprzedawcy.
- Yyy – zająknęłam się, mając jeszcze przed oczami rożen wdzierający się pomiędzy uda upatrzonego okazu – Tego kurczaka – pokazałam palcem, aby nie było wątpliwości, że spośród wszystkich wybieram właśnie jego.
- Tego małego? – upewnił się sprzedawca.
Tak człowieku. Tego małego. Wiem, że rozmiar się nie liczy, ale w przypadku mojego domowego rożna te słowa zaczynają nabierać znaczenia.
Pokiwałam twierdząco głową.
Sprzedawca popatrzył na mnie z pewną nadzieją w oczach, po czym szybkim ruchem wyciągnął kurczaka ze stosu innych.
Chwilę później dokonaliśmy wymiany. Pieniądze były sprzedawcy, a kurczak mój.
Dzierżąc w dłoni szeleszczącą jednorazówkę pognałam do domu.
I tu się zaczęło...
- Eeeee, ja tego nie będę jadła – Gimbusówna przywędrowała do kuchni w nadziei, że oprócz mięsa przyniosłam coś słodkiego.
Młody Grizzli wychylił łeb ze swojej jaskini i wzorem siostry też przylazł. Zmierzył kurczaka krytycznym wzrokiem.
- Taki mały?
- Tylko taki zmieści się na rożen – wyjaśniłam – Nie moja wina, że producent kuchenki nie przewidział, że w sprzedaży będą kurczaki wielkością i ciężarem przewyższające dorosłego indyka. I do tego świecące w ciemności niczym najlepsza lampa fluorescencyjna. A jak będę chciała najeść się chemii, to łyknę sobie Domestosa czy innego Pana Propera.
Młodzież popatrzyła na mnie jak na wariata gadającego od rzeczy. Łypnęłam na nich i pospieszyłam z wyjaśnieniem.
- Te wielkie tuczą sztucznie, nie zawsze czymś, co nadaje się do jedzenia.
Młodzież dalej gapiła się na mnie dość dziwnie.
Nie chciało mi się robić im wykładu z tego co niemięsnego można znaleźć w mięsie. A co można wiem nazbyt dobrze.
- To jak tu stoicie, to pomożecie – zdecydowałam.
Po tych słowach kuchnia opustoszała, a ja zostałam sam na sam ze swoim wybrankiem. Dobre i to.
Zabrałam się do roboty.
- Mamoooooo, a co on tu ma? – Gimbusówna pojawiła się nagle za moimi plecami i wyciągnęła chciwą łapkę, chwytając kurczaka za smukłą, zwisającą smętnie szyję. – Ale bajer! – pisnęła najwyraźniej ucieszona, kiedy trącona palcami szyja zakołysała się.
Skojarzyło mi się to jednoznacznie i popatrzyłam nieprzyjemnie na Gimbusównę. W duchu miałam nadzieję, że owego „bajeru” nie zechce poszukać gdzie indziej.
- Daj, to ja to zrobię – wyrwała się z chęcią pomocy.
- A rób – podsunęłam jej mieszankę przypraw i oleju.
- Łał, ale to fajne! – kolejny pisk Gimbusówny – Patrz! – pomachała skrzydełkami biednego, martwego stworzenia, nadzianego malowniczo na rożen. – Oooo – kolejny pisk, zakończony chichotem, kiedy kurczaka dało się zsunąć i wsunąć na rożen.
Teraz to ja patrzyłam na nią jak na kogoś, kto inteligencją niewiele przewyższa amebę.
Tymczasem Gimbusówna bawiła się w najlepsze. Aż korciło, aby porobić kilka zdjęć, które dziecię mogłoby wstawić na ryjoksiążkę. Fotoreportaż pod tytułem: Gimbus i kurczak. Loffciam.
Nie miałam pojęcia, że surowy drób może sprawić komuś tyle radości.
Końcem końców mięso zostało przyprawione i powędrowało do piekarnika, a dziecię do swojego pokoju.
- Eeeee, ale ja tego nie będę jadła – wychyliła się jeszcze zza drzwi.
- Ja też nie – dobiegło z pokoju Młodego Grizzli.
Dwie godziny później patrzyłam smętnie na pusty rożen, zastanawiając się nad wtargnięciem do pokoi młodzieży i porwania dla siebie przynajmniej skrzydełka.
Odpowiedz
#2
Napisane jest poprawnie, ale niestety nie jest w ogóle śmieszne. Przykładowo, kiedy pisałaś o tym okazie z bladą skórą, widać było, że wodzisz czytelnika za nos i wcale nie będzie mowa o mężczyźnie. Więc jak się okazuje, że kurczak, zaskoczenia nie ma, a chyba jednak taki miał być efekt.
Jeszcze dwa razy obok siebie piszesz: "blada skóra".
Widzę, że znów pojawiła się Gimbusówna. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, czy ona z każdym opowiadaniem robi się coraz bardziej upośledzona umysłowo na potrzeby tego cyklu?
Najwięcej zalet ma chyba tym razem sama końcówka, bo to jedyne miejsce, gdzie czytelnik jest jakoś zaskoczony i nawet odrobinę się uśmiecha. Ale poza tym niestety kiepsko...
Tragedii nie było, ale wieje nudą i przeciętnością.

3/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
E tam - zaraz upośledzona umysłowo. Nigdy nie dostałeś głupawki, jak bawiłeś się surowym kurczaczkiem? Smile
Odpowiedz
#4
Niestety zgadzam się z przedmówcą. Satyra opiera się na humorze, a ten na zaskoczeniu i surrealizmie. Twój jest przewidywalny. Zagadką jest dla mnie, czemu umieściłaś to w dziale SATYRA.
To było nudne. Przykro mi. bo nie lubię pisać takich komentarzy ale patrząc na ilość Gimbusównych w tym dziale, odnoszę wrażenie, że poszłaś na ilość, zapominając o jakości.

Pozdrawiam
Prawda jest jak dupa, każdy ma własną.
https://www.facebook.com/Waldemar.Biela.rysunek/?ref=hl
Odpowiedz
#5
Popracuję nad tym zaskoczeniem i surrealizmem.
Po to właśnie wrzucam teksty, abyście wyrazili swoje zdanie.
Dlatego w dziale Satyra, bo nie ma działu :Grafomania Thori. Tongue
Gimbusówny jest dużo, bo skoro to cykl kilkunastu opowiadań (a docelowo ma ich być więcej), no to siłą rzeczy ilościowo musi ich być sporo.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości