Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[+18] Miłość jak dojenie krowy, fajerwerkowa śmierć
#1
Historia zaskakuje powtórkami. Bo to stało się już tyle razy. Zabrakło człowieczeństwa i moralności na świecie. Nie ma już wiary. Wyczerpana wyschła, odeszła. Pustka. Wątpienie zmęczyło już mnie na śmierć. Teraz, tu, w tym mentalnym trójkącie bermudzkim załamuję ręce, bo nie mam już siły. Bezustannie oglądam ten film o końcu świata, który nie chce zejść z afisza. To tylko delirium, ostatni etap. 
Po co tu jestem, nie wiem. Nie chcę. Niech to już skończy się, bo czas wstać, a ja ciągle w parterze.

Słowa zaczęły się już sprzeniewierzać. Zaczynają patrzeć zezwierzęconym wzrokiem, infiltrować nieskutecznie mnie. Ale ucieknę im, może do Czeladzi albo lepiej do Krakowa? Świętować niepodległość z kimś. Kimś odrobinę stygrysionym, wypaczonym.

Za rogiem już brak normalności, chociaż podświadomie wciąż w tył biec się chce. Wracać. Ale nie do raju, w którym woda z kranu. Wbrew wszystkim, jak „fiutek w halce na skałce”. Żeby słowa już więcej nie siekły do krwi jak grad pięści, co uderza w potylicę. I żeby piękno nie rodziło demonów. Bo ten paranoi rój ciągle goni, ciągle jeszcze tnie jak chuj. A kiedy nic już nie da się zrobić, pozostaje jedynie śmiać się po gombrowiczowsku - ścichapęk psim śmiechem i natarczywą Formę rozbić przemocą, podstępem, subwersywnie...

Po co jest miłość? Bo jeśli nie po to, by się trzymać za ręce w ciemnościach pełnych przerażenia, to nie wiem.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#2
Cytat:Historia zaskakuje powtórkami. Bo to stało się już tyle razy.
Trochę też jesteśmy jak fraktale, bo co dzieje się w głowie pojedynczego indywiduum, analogicznie można zauważyć w życiu rodziny, lokalnych społeczności, i tak dalej, narodów, świata...
A może i w drugą stronę, komórki naszego ciała, a także składające się nań atomy, i tak dalej, tłuką się poglądami, a raczej czasem jedni tłuką, a drudzy jak tarczą, zasłaniają się wyuczoną prawdą? Na każdym polu przeciwieństwa przeciągają linę, która nie jest już jedną liną, a milionem włókien krzyżujących się w jednym punkcie, tworzących... No właśnie, jakby ognisko wybuchającego fajerwerka.

Nie wiem, czy "uciekanie do normalności" jest możliwe, może raczej trzeba stać w tym "normalnym" miejscu, przeczekać falę, spróbować nie poruszać się, gdy przeciągają linę w tę czy inną skrajność?
Odpowiedz
#3
Krowy tylko pasłem.

Twarde rogi miały świadczyć o tym, że się napasły.

Później w busie, pod Łodzią, pokazałem takiej jednej krowę topless i bez majtek - wydoiłem od niej piwo i stek.

Jednak można.
Odpowiedz
#4
No i właśnie o to chodzi, o to chodzi, Grain, aby tę krowę doić, doić do ostatniej kropli. Póki życie się w nas tli, póki starczy sił.

Kubutek, ważne by walczyć, zmagać się z Formą i foremkami rzeczywistości, a może uda się uciec od nich choć na chwilę? Mamy tyle dobrych substancji, całą tą wspaniałą chemię, która pozwala przekraczać granice. Kiedy wystarczająco wiele razy je przekroczymy, możemy już nie wrócić, możemy odkleić się od rzeczywistości jak cukierek od papierka i być może wylądować w pysku wielkiej mlecznej krowy. Co Ty na to? Czy jesteś na to gotowy?
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Z góry te wszystkie ucieczki skazane na niepowodzenie, ale próbować warto. Za ciasno, oj za ciasno, lecz bardziej się nie rozepchamy... chociaż...
Odpowiedz
#6
A gdyby tak rozepchnąć się tak? Tak mocno, zdecydowanie, bez strachu? Pokonać granice...
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości