Literatura postapokaliptyczna
#31
A czy "Wesele w Atomicach" p. Mrożka mieści się w szeroko pojętej post-apokalipsie? W każdym razie polecam to króciutkie, jajcarskie opowiadanko.
"Jeśli moja poezja ma jakiś cel, to jest nim ocalenie ludzi od postrzegania i czucia w ograniczony sposób."

— Jim Morrison
Odpowiedz
#32
Pamiętam jak to opowiadanie czytałem jeszcze w gimnazjum chyba (coś z 10 lat temu, albo i więcej Big Grin). W każdym razie konsternacja klasy, która miała wykonać krótką interpretację była bezcenna Wink
Odpowiedz
#33
Odkopuję temat, aby dodać kolejną mini-recenzję.

"Wielkie Solo Antona L." Herbert Rosendorfeer

Książka stara, bo prawie 40 letnia. Tutaj doświadczamy głębokiego motywu osamotnienia bohatera - cała ludzkość znika jednego dnia i ostaje sie tylko jedna osoba. Jesteśmy świadkami jak przyroda przejmuje kontrolę nad miastem, natura - niczym nieskrępowana - atakuje w najlepsze ludzkie budowle doprowadzając je do ruiny. W środku całej tej katastrofy znajduje się nasz bohater, który dzień po dniu zmaga się z życiem, pozostałościami swojego świata, własna przeszłością. A jest nietuzinkową osobą.
Co mnie umęczyło podczas czytania? Zbyt długie wstawki odnoszące się do przeszłości bohatera. Nieraz autor zawodził opisami przez kilka stron na temat fascynacji alkoholowych bohatera czy innych aspektów z jego życia. Czasem ciężko było przez nie przebrnąć nie gubiąc się w środku, a jak się przerwało w trakcie takiego opisu, to nie było możliwości, aby go kontynuować i należało rozpocząć czytanie fragmentu od nowa. Poza tymi momentami, tekst napisany jest rześkim i łatwym do przetrawienia językiem. Duża ilość, czasem nieistotnych szczegółów, tym razem wychodzi opowieści na dobre. Bawimy się w odkrywców, analizujących przestrzeń wokół i samą historie bohatera.
Książka momentami podobna jest do "Przypadków Robinsona Cruzoe" - samotny bohater, uwięziony na jakimś terenie, musi stawiać czoła naturze.
Na plus zasługuje zakończenie, które jest nietuzinkowe i pozostawiające pewien niedosyt, bo gdy zaczynało się już robić coraz ciekawiej, nagle historia się urywa.
Książkę polecam, aczkolwiek potrzeba do niej odrobinę cierpliwości, aby zrozumieć najpierw styl autora, a później polubić samego bohatera. Jednak jak już poświęcimy jej te chwile na lekturze, odpłaci nam ciekawą historią, którą warto zglebić.
Odpowiedz
#34
"Oryks i Derkacz" Margaret Atwood

Głupina Głupina Głupina!
Jedna z tych książek, po których przeczytaniu usiadłem i zacząłem rozmyślać. Rany, czemu tak się stało? Czemu on to zrobił? Dlaczego tak? Ale...
Te i inne myśli kłębią się w głowie po przeczytaniu tej książki, gdyż lektura kończy się, ale tak naprawdę historia równie dobrze mogłaby toczyć się dalej. Zakończenie jest otwarte, co sprawia, że, nie wiedzieć czemu, wpadam w złość na myśl o tym, że autorka poskąpiła dalszej możliwości czytania. I może w tym kryje się jej geniusz?

Książka napisana jest prawie podręcznikowo - jest rozpoczęcie fabuły, wzrost napięcia, kulminacja i rozluźnienie. Z tym, że jednym z minusów (czy ja wiem, czy to minus?, tak się zastanawiam w tym momencie) jest to, że kulminacja następuje 10 stron przed końcem książki i jest tylko jedna.
Podejrzewam, że mało osób się spodziewałoby takiego obrotu wypadków. Fabuła jest, poniekąd, nieprzewidywalna.

Mimo wszystko książka nie jest typem lektury na szybki numerek, siąść, przeczytać o wybuchających samochodach, polowaniu na ufo czy kij wie czego jeszcze. Książka napisana jest trudnym językiem. Jest w niej sporo przemyśleń głównego bohatera, jego rozterki życiowe, analizy charakteru, postaci. To mnie na początku męczyło, bo nie było punktu zaczepienia w postaci zainteresowania fabułą.

Ta zaś kręci się wokół niezbyt dalekiej przyszłości. Nie będę jej zdradzał, natomiast powiem co nieco o wątkach postapokaliptycznych. Bohater jest jednym z nielicznych, którzy przetrwali zagładę, stara się przetrwać (jak wszyscy), ale męczy go przeszłość, którą cały czas rozpamiętuje. Postanawia wyruszyć w wędrówkę do Kopuły, gdzie są dość spore zapasy, które umożliwią mu dalszą egzystencję. Mija zatem opuszczone miasta, domy, ulice. Wszystko jest w stanie rozkładu od kilku-kilkunastu lat. Ten wątek pokazany jest bardzo dobrze.

Nie wiem czemu taka ckliwość mnie dopadła po przeczytaniu tej książki. Byłem nią nieco znudzony i w sumie obojętny na los jej bohatera, a mimo wszystko ujął mnie swoją historią. Bez wątpienia jest w tej książce "coś", choć ciężko mi określić co.

Odpowiedz
#35
"Długa noc zimowa" Elizabeth Hand

Książka, za którą na allegro dałem może z 5 zł + przesyłka drugie tyle. Gdybym miał wybierać, nie zapłaciłbym za nią nawet 10% ten ceny, gdyż jest zwyczajnie tego niewarta. Dlaczego jestem tak negatywnie nastawiony do tej pozycji? Po kolei...

Akcja osadzona jest w czasie raczej mocno wybiegającym poza bliskie nam ramy czasowe. Dokładna data nigdy nie została podana, ale podejrzewam, że jest to któreś z kolei stulecie po 2000 roku. Nigdzie nie ma mowy o wojnie atomowej, nie ma mowy o bunkrach, radiacji, czy innych podobnych do nich motywów. Autorka sprytnie omija te słowa stosując zamienniki - deszcz róż (ataki wirusowe, przy których rozchodzi się specyficzny zapach), Ascenzja jako określenie wydarzenia, które niszczyło cywilizacje i miało zazwyczaj jakiś cel, aczkolwiek w książce jest to niezwykle mgliście wytłumaczone.

Fabuła skupia się na dwóch osobnych historiach, które splatają się tak mniej więcej po 3/4 książki. Poszczególne fragmenty są zupełnie nieciekawe, całość (przynajmniej dla mnie) nie miała w sobie nic, co wzbudziłoby we mnie odrobinę zainteresowania. Nie mogę też pochwalić autorki za ładny, zgrabny język, którym się posługuje (może to wina tłumacza? eeeee, niemożliwe...). Język jest koszmarny. Autorka opisuje takie rzeczy, że skutecznie zniechęca do czytania. Cała książka to jeden wielki opis o tym, jak to głównym bohaterom źle, jak to ich charaktery są zryte i o ich problemach wewnętrznych. W ogóle problemy poruszane przez bohaterów wydają się dla nas zupełnie abstrakcyjne, nie przejmują się zupełnie rzeczami, które dla nas byłyby oczywiste w danej sytuacji. Nie! Bohaterowie żyją jakby w swoim świecie, w świecie, którego nie idzie zrozumieć nawet po przeczytaniu całej książki. Każda kolejna strona tylko maci wizję. Świat jest totalnie niezrozumiały.
Nie rozumiem jak można opisywać takie bzdety, stworzyć zupełnie nieinteresującą książkę i jeszcze zebrać za to oklaski od gazet (m.in. Washington Post) czy znanych osobistości świata literatury. Nie rozumiem, tak samo jak nie rozumiem tej książki.

Nie polecam jej komukolwiek, no chyba, że sie chcecie męczyć przez najbliższe godziny próbując ją przewertować do końca. Ja to zrobiłem i czuję się mega rozczarowany. Nie polecam.
Odpowiedz
#36
"Model drugi" Philipa Dicka to opowiadanie, które mogło zainspirować twórców "Terminatora" do nakręcenia filmu. Przemyślane i zaskakujące, choć już pod sam koniec domyślałem się co się święci. Niemniej do końca trzymało w napięciu.

Co mnie odrzuciło to niejaki brak nastroju w opowiadaniu. Nie mogłem się utożsamić z żadnym z bohaterów, mało przekonujący byli dla mnie. Nie miałem jakiegoś punktu zaczepienia i po prostu przefrunąłem nad tekstem. Czyta się doskonale, lecz może moje subiektywne odczucie co do fabuły jest troszkę mniej entuzjastyczne.
Odpowiedz
#37
Ach, błogosławię fakt, że mogę czytać książki z ekranu mojej komórki! Dzięki temu w ciągu tygodnia przeczytałem sobie pozycje, których zdobycie w formie papierowej graniczy z cudem (lub zdobycie ich zachowując zdrowy, ekonomiczny rozsądek).

Tak było z książką Rogera Zelaznego pt. "Alej potępienia". Książka opowiada o buntowniczym mistrzu kierownicy, który w opancerzonym, ośmiokołowym wozie z zapleczem sanitarnym, lodówką i miejscem na dwa motocykle harley'a (tak, to nie żart, tak podaje książka) przemierza całe Stany przewożąc z Los Angeles do Bostonu szczepionki, które mają uratować umierające miasto. Oczywiście spotyka go wiele przygód, z których około 80% to przygody, w których główny bohater nie opuszczając samochodu strzela do swoich nieprzyjaciół z: rakiet, działka 50mm, miotaczy ognia i wyrzutni granatów. Brzmi imponująco, ale dodajmy do tego jeszcze pełne opancerzenie i ekrany monitorów zamiast szyb samochodowych, kamery podczerwone, teleskopowe, zmieniające jasność itp.
Wszystko to zostało dane głównemu bohaterowi, lecz wybudowane prawdopodobnie zostało już w latach po wojnie co mnie nieco dziwi, że marnotrawiono kasę na takie rzeczy zamiast na budowę infrastruktury.

Niemniej, choć szablonowa i dla mnie przynajmniej nieco nudnawa, książka jest warta polecenia z tego względu, że to klasyka literatury postapokaliptycznej. Osobiście wolę jednak książki pisane współczesnym językiem, gdzie autorzy doświadczeni twardymi wymogami rynku wydawniczego dwoją się i troją, aby przyciągnąć jak najwięcej czytelników i pisać w stylu, który im się podoba. Tutaj książka opowiada w ok 70% o tym jak główny bohater jedzie autem przez Stany, coś podobnego do książki "Lessie wróć" czy jakoś tak Tongue
Odpowiedz
#38
"Deus Ireae" Philipa K. Dicka i Rogera Zelaznego

Książkę czytałem w formie elektronicznej, bo niełatwo ją dostać za rozsądną cenę. Sama treść jest, nie ukrywam, dość poważna, bo porusza takie problemy jak fundamenty wiary, wady kapłanów czy chociażby zmagania się ze swoimi słabościami. Choć całość jest prosta i napisana bez większego skomplikowania fabuły (jest dosć liniowa, nie oszukujmy się), to nadrabia wartościami merytorycznymi.

Wątki postapokaliptyczne występują tutaj często, jak choćby mutacje na zwierzętach i ludziach, myślące komputery zabijające ludzi czy odizolowanie grup ludzkich od siebie. Niemniej nie ma tej kwintesencji postapokalipsy, której bym się spodziewał np. po filmie "Stalker". Oczywiście gusta gustami, ale należy obrać jakieś odniesienie, w stosunku do którego ocenia się prace.

Książkę polecam z uwagi na to, że jest klasyką gatunku, ale na większe fajerwerki nie liczcie. Zajmuje na długie godziny, lecz pozostawia pewien niedosyt.
Odpowiedz
#39
"Ja, Gelerth" Władysław Pasikowski

Tak, to właśnie książka pana, któremu zawdzięczamy takie filmy jak "Psy", "Operacja Samum" czy "Demony wojny według Goi". Pan reżyser postanowił się rozerwać przy literaturze i oto spod jego pióra wystrzeliła w latach 90 powieść "Ja, Gelerth".

Odnosząc się do samej tematyki postapokaliptycznej, odczuwamy ją na każdym kroku. Co prawda rzadko bohaterowie odwiedzają zniszczone miasta i zajmują się eksplorowaniem pozostałości po starym świecie, jednakże doszedłem do wniosku, że nie na tym autor się skupił. Otóż w jego zamyśle było "wierne" (jak na pana Pasikowskiego Big Grin) rzeczywistości po katastrofie. A więc idąc tropem "Psów" ... mamy głównego bohatera równego niemal herosom, o siarczystym sposobie wypowiadania się, odarty z głębszych uczuć pokazuje czytelnikowi jak powinno się żyć w nowej rzeczywistości. Dużo akcji, dużo zwrotów akcji i czegoś co ja nazywam "wsiąknięciem" na długie godziny. Książka bowiem zajmuje i nie pozwala oderwać wzroku, czyli coś co lubię Wink

Ktoś może powiedzieć, że nie jest najwyższych lotów, że jest mało ambitna (no bo jakże to, reżyser "Psów" mógłby napisać coś ambitnego??). Takie opinie są nic nie warte i można spokojnie ich autorowi podziękować i kopnąć w rzyć na pożegnanie. Polecam natomiast na własnej skórze zobaczyć, według mnie bowiem warto i nie czas spędzony na lekturze tej książki nie był stracony. Wręcz pozwolił mi przyjemnie spędzić codzienne dojeżdżanie krakowskim mpk...
Odpowiedz
#40
"Listonosz" David Brin

Książka, na podstawie której została zrealizowana ekranizacja pod tym samym tytułem z Kevinem Kostnerem w roli głównej. Nie pamiętam filmu, gdyż nie obejrzałem go w całości. Mogę jednak stwierdzić z samego początku, jaki pamiętam, że raczej luźno zostały odwzorowane realia książki. Oczywiście film musiał byś zrobiony w stylu Hollywoodzkim więc krew, walka i patos. Ale w żaden sposób nie jest to złe, jak niektórzy powtarzają!

Książka jest bardzo dobrym przykładem literatury postapokaliptycznej. Jest tu dużo motywów, które budują odpowiedni nastrój i pomagają czytelnikowi wtopić się w realia zniszczonej Ameryki. Jest to opowieść o kłamstwie, na którym została zbudowana nadzieja. Nadzieja, która pomagała przetrwać ludziom w okresie smutku i beznadziejności.

Język momentami był nieco mętny i były fragmenty ciężkie (zwłaszcza rozwlekłe przemyślenia głównego bohatera), ale całość książki zdecydowanie jest godna polecenia.
Odpowiedz
#41
fajny temat - wątek zaje****ty

A mi się "Listonosz" tak niezbyt podobał. Dla mnie było tak jakby za dużo wątków. Zdawało się jakby autor wrzucił je na siłę by było ciekawie i mądrze.

Choć według mnie początek był epicki - jeden z najlepszych początków książek (wczesniej jest "Wrzesień". Donek jak ci się "Wrzesień" podobał?)

(w ogóle nie zauważyłem, że na tym forum jest taki dział jak dyskusjeTongue)
(moja recenzjaSmile)

"Wrzesień" T. Paczyński

Wyobraź sobie chrzęst gąsienic, atak z bagnetami na czołgi, rozbity samolot z czerwoną szachownicą, armię wycofującą się, acz walczącą, czołgi pojawiające się najmniej spodziewanych momentach

nie, to nie jest to co myślisz

(jeśli chcesz być perfekcyjnie oszukany w pierwszym rozdziale i krzyczeć na widok czołgów - "Wrzesień jest właśnie dla ciebie')
natural born killer
Odpowiedz
#42
Chcę w tym wątku umieszczać moje mini recenzje książek wymienianych pod hasłem "Postapokalipsa". oczywiście jak najbardziej zachęcam, żeby inni również to robili, jeśli tylko chcą Wink
Jak skończę, stworzę ładny wątek z ilustracjami i innymi bajerami.

Co do "Listonosza", uważam, że jest to dobry przykład tego gatunku. Wszechobecny strach, niepewność, beznadziejność i zniszczenie. Choć czytając ciągle miałem w myślach filmowa adaptację, to jednak później stwierdziłem, że książka była prawie o czymś zupełnie innym. Mi natomiast podobała się próba odrodzenia ojczyzny zbudowanej na kłamstwie, kibicowałem głównemu bohaterowi, ale również bałem się, że jego tajemnica zostanie odkryta. Polecam.

Natomiast mnie nie podobał się "Wrzesień". Było to strasznie przegadane. Koncept fajny, ale akcji było bardzo mało i jakoś tak... nie przypadła mi ona do gustu. Ciężki język i ciężka fabuął się chyba uzupełniały Wink
Odpowiedz
#43
"Ogród Czasu" J.G. Ballard

Kiedyś myślałem, że lubię Science Fiction. Moje zdanie zmieniło się po przeczytaniu Lema, a dzisiaj scementowało. "Ogród czasu" to zbiór opowiadań o różnej tematyce utrzymanej w konwencji klasycznego SF. No i własnie chyba w tym problem, że nie trawię takiego klasycznego, starego SF ukierunkowanego na podejście psychologiczne do postaci, omawiające złożone problemy egzystencji itp...

Motywów postapokaliptycznych można było doświadczyć tak w sumie w tylko 2 opowiadaniach. Były szczerze powiedziawszy takie sobie, gdyż nie były wazne realia, a postacie same w sobie, które częstokroć po pierdyliard stron miały rozterki wewnętrzne i uzewnętrzniały swoje problemy z życiem. Zdecydowanie mi się to nie podobało.

Tytułowy "Ogród czasu" jest natomiast przyjemną (choć niezwiazaną z post-apo) opowieścią utrzymaną w klimatach na pograniczy SF i Fantasy. Ogólnie nie zaliczyłbym tej ksiażki do reprezentantów gatunku postapokalipsy, stąd taka sobie ocena.
Odpowiedz
#44
"Droga do wieczności" Jack McDevitt

Książka ta, w moim odczuciu, może z powodzeniem reprezentować kanon literatury postapokaliptycznej. Autor ubrał fabułę w odpowiednie wątki, które budują napięcie (choć były momenty, że wiało nudą, zwłaszcza na początku książki) i każą wytrwać w lekturze. Pojawia się mnóstwo motywów dedykowanych temu gatunkowi: samotność podróżników, droga, eksploracja poprzedniego świata, poznawanie historii zagłady itp. Wszystko ładnie i zgrabnie ujęte, choć miło się czytało dopiero gdzieś od połowy.

Największym minusem jest według mnie rozwlekanie akcji. Cała książka oparta jest na podroży bohaterów do mitycznej Przystani. Po drodze oczywiście spotykają ich rożne przygody, lecz dla czytelnika, który przebrnął kiedyś przez "Lessie wróć", ponowne śledzenie podroży (która sama w sobie jest celem) może okazać się męczące. Mnie osobiście nie przypada do gustu, jeżeli bohater przez 150 stron tylko wędruje i nic nadzwyczajnego się nie dzieje - tak było tutaj do momentu aż doszedłem do 3/4 książki. Czasem również załamywałem ręce nad konstrukcją pewnych zdarzeń, choćby nad błyskawicznym ślubem, który odbył się podczas podróży. Ależ dialogi były wtedy naiwne... Może to moje zboczenie, ale miałem wrażenie powrotu wspomnień z lat 90 gdy oglądało się te żenujące, amerykańskie filmy klasy B (lub C).

Ogółem oceniam książkę wysoko z uwagi na to, iż zostałem w końcu zainteresowany wydarzeniami, które opisywała. Ciekawa była również linia fabularna i korciło mnie, aby jak najszybciej dojść do końca - niestety książka jest tak skonstruowana, że przez pierwsze 100 stron nie dzieje się absolutnie nic, a na ostatnich 20 kartkach mamy największe napięcie i najwięcej się wydarzeń, które pobudzą naszą ciekawość świata wykreowanego przez autora.
Odpowiedz
#45
"Oblicza wód" Robert Silverberg

Ogólnie oceniam książkę na 7/10, gdyż klasyczne wątki postapokaliptyczne tutaj nie występują. Występuje za to, ba! opiera się na nim cała książka, motyw podróży. Cała powieść jest relacją z podróży statkiem, poza paroma wątkami, które pojawiły się w formie wspomnień głównego bohatera. Cośna wzór "Lessie, wróć!" lub "Alei Potępienia".

Jeżeli zaś chodzi o zgodność z tematyką tegoż wątku to jest powiedziałbym tak sobie. Mimo to, autor ma dość dobre pióro i czyta się go bardzo dobrze. Stąd właśnie otrzymał ode mnie tak wysoką notę. Akcja jest ciekawa i interesująca, z każdą stroną rośnie napięcie i wzmaga się fascynacja fabułą książki. Pojawiają się co prawda momenty, w których autor ostro przynudzał, co mnie dość mocno zniechęcało do dalszej lektury, lecz zakończenie wynagradza wszelkie trudy poniesione na samym początku czytania.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości