Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"Listy do Pana"
#1
Witam serdecznie! Smile

To moje pierwsze tego typu dzieło i również pierwszy post na tym Forum. Mam nadzieję, że Wam się spodoba! Krytyka mile widziana, gdyż nie jestem wielkim pisarzem i chciałbym się dowiedzieć, gdzie popełniam błędy, co można by zmienić i czy w ogóle dobrze mi to idzie. Liczę na Wasze komentarze. Smile

„Listy do Pana”


Gdzieś, gdzie nie powinno mnie być, 7.07.2007 r.

Mój drogi Panie,

Piszę do Ciebie list. Staram się odkryć sens tego co robię, dlaczego i kiedy popełniłem błąd. Usiadłem wygodnie i wspominam. Czy pamiętasz mnie? Czy wiesz kim jestem? Zastanawiam się, czy i Ty mnie wspominasz. Jeśli tak, to dlaczego milczysz? Dlaczego nic nie mówisz? Zamknąłeś swe usta gdy ja zamknąłem przed Tobą drzwi. Czy nie zauważyłeś tego, że to tylko drewno? Drewno, które spróchnieje i rozsypie się w pył. Drewno, lecz nie serce. Nigdy go nie zamknąłem. Trzymałem otwarte z nadzieją, że kiedyś znów doń zapukasz. Ty jednak odszedłeś. Odwróciłeś się, i chwilę potem zniknął Twój cień. Słońce zaszło i już nigdy nie wzeszło jak kiedyś. Długo wpatrywałem się w miejsce, gdzie stałeś. Wciąż czułem Twój zapach i widziałem uśmiech. Nie płakałeś. Dlaczego przy odejściu nie uroniłeś żadnej łzy? Czy odpowiesz mi, co znaczyły Twoje słowa zanim zamilkłeś? Nigdy nie używałeś metafor. Chociaż może ten fakt był metaforą Twojego milczenia...
W tle mych rozmyślań, swe romantyczne ballady snuje Dido. Nigdy Ci o niej nie mówiłem. Nie wspominałem. A może jednak? Wszystko z wolna zanika w odmętach niepamięci... Dlaczego tak jest? Dlaczego jesteśmy skłonni do zapominania? Tyle odchodzi i nie wróci. Nie tylko wspólnie spędzone sekundy i godziny, które mijają bezpowrotnie. Boli mnie nie to, że nie możemy ich zatrzymać, lecz to, że nie jesteśmy w stanie ich spamiętać. Ileż byśmy mieli wspomnień? Ileż uśmiechów i łez? Chciałbym śmiać się gorzko płacząc. I robię to, jednakże bez uśmiechu. Opłakuję czas, który pozostawia bruzdy na tyle głębokie, żeby pozostał ich ślad, lecz zbyt płytkie by je na nowo otworzyć. I tak obdarowany jestem cieniem wspomnień bez możliwości ich wspominania...
Za oknem zaczyna wyrzucać swój gniew Niebo. Wrzeszczy grzmotami i ciska piorunami. Czy jest wściekłe z powodu swej bezsilności wobec tego co musi nastąpić, czy też zrzuca na nas swój gniew tylko dlatego, że może? Zapewne wkrótce zacznie płakać. Będzie roniło łzy letniego deszczu. Wiesz co mi to przypomina? Jak kiedyś śmialiśmy się Niebu prosto w oczy. Wyszliśmy z bezpiecznego schronienia i tańczyliśmy, śmialiśmy się i piliśmy ciepłe krople spadające z ciężkich chmur na nasze usta. Nie było nam zimno. Ogrzewały nas nasze rozpalone ciała, przytulone do siebie, niczym dwa płomienie dwóch świec, łączące się w jeden, niegasnący ogień. Niestraszny był nam gniew Nieba. Teraz jednak się go lękam. Drżę przed nim i padam na kolana, bo nie ma Ciebie mój Panie. Nie skrywasz mnie przed Jego wzrokiem. Ukradkiem wyglądam za okno, i choć to nie to samo miejsce, ciągle widzę dwie zakochane, tańczące w miłosnym splocie dusze... Nie pamiętają one śmierci. Narodziły się razem, jak nakazało przeznaczenie i nigdy nie odejdą, choć z nadzieją, wyczekuję odejścia burzy...
Jutro o świcie wyruszam w podróż, by Cię odnaleźć. Będę Cię szukał gdzie tylko zaprowadzą mnie Twoje ślady, Twój zapach i słowa o Tobie. Wkrótce przybędę. Napiszę kolejny list. I nie adresuję koperty. Zrzucę ją w rwący nurt rzeki na moście, gdzie kiedyś złapałeś mnie za rękę i powiedziałeś „Nie odchodź!, a ja rzekłem „Nie odejdę”.

C.D.N.
Odpowiedz
#2
Jedyne co mogę powiedzieć o tym tekście, to to, że aż ocieka patosem... Może to tylko moje odczucia, ale tutaj jest tyle wzniosłości, że aż chce się wstać przy czytaniu Tongue. Rozumiem, taki styl ma 'piszący list', ale on z kolei przypomina mi kogoś w stylu... Wertera? Jakiegoś romantycznego 'biedaczynę' na pewno...

Niemniej jednak chętnie zajrzę, jak dopiszesz ciąg dalszy. Póki co bez oceny.

Pozdrawiam.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#3
writerPiotr dziękuję za odpowiedź. Smile Styl pisania jest jak najbardziej zamierzony. Powiem więcej - miał "ociekać" patosem. Pod tym względem wszystko jest na swoim miejscu. Wkrótce zamieszczę ciąg dalszy. Smile Pozdrawiam serdecznie!
Odpowiedz
#4
Kolejna część "Listów do Pana". Zapraszam do lektury. Komentarze, oceny i wskazówki mile widziane. Smile


LIST 2

Gdzieś gdzie już byłem, 08.08.2008 r.


Mój Najmilszy,

To mój drugi list. Czy zeszłoroczny wiatr przywiał Ci wieści o pierwszym? Widziałem jak odpływa gdy stałem na moście. Gdy przeszedłem na jego drugą stronę, koperty już nie było. Może porwały go drobne stworzonka, żyjące w wodzie nie bardziej mętnej od mego umysłu?
Siedzę teraz przy wiklinowym stoliczku o szklanym blacie, w ogrodzie cukierni do której zawsze przychodziliśmy. Nasze ulubione ciastko nie smakuje już jak kiedyś. Zastanawiam się, czy zmienili recepturę, czy też smakuje gorzej, bo nie ma Ciebie, mój Najmilszy, na krzesełku obok. Z czasem wszystko się zmienia. Odchodzą stare przyzwyczajenia i pojawiają się nowe. To co było, nie odrodzi się ponownie. A przynajmniej Ten Czas. Jesteśmy metaforą tego okropnego ciastka. Podwyższono jego cenę, zmieniając smak na gorszy. Tak samo my cenimy się coraz bardziej, stając się zepsuci i zgorzkniali... Stajemy się jednostką masową. Gonimy za szczęściem pragnąc być jeszcze lepszymi, zapominając o tym, żeby nie zatracić tego co w nas, ciastku, najlepsze – wspomnień z nim związanym, indywidualnym smaku i jakości przewyższające inne słodkości. Czy i Ty mój Najmilszy też uległeś presji? Czy potrafisz jeszcze cieszyć drobnymi rzeczami? Spojrzeć na pęknięcie w płytce chodnika i stwierdzić, że przypomina Ci ono linię naszego życia? Powstałą naturalnie przez przedzierającą się roślinność albo nienaturalnie przy pomocy buta człowieka? Niespodziewaną bądź zaplanowaną? Nagle się urywającą lub trwającą do końca? Smakuję po raz kolejny ciastko i dochodzą do wniosku, że z pewnością zmienili recepturę. Nigdy już tu nie wrócę – to nie są moje wspomnienia. Zabiorę tylko serwetkę. Przynajmniej tu opakowanie się nie zmieniło.
Przedzierałem się dziś tłocznymi ulicami miasta. Gdy jechałem szybko pędzącym tramwajem, twarze ludzi stapiały się w jeden szary pas. Szukałem pośród nich kolorowej iskry Twojego mój Najmilszy oblicza. Nie odnalazłem go. I zastanawiałem się, czy byłbym jeszcze w stanie Cię poznać. Gdy zamykam oczy, widzę Twój szczery uśmiech i wesoło tańczące ogniki w niebieskich niczym niebo oczach. Chciałbym wznieść się w te Niebiosa i niczym ptak, wolny i bez zmartwień, lecieć u Twego boku. Kiedyś tak było. Pamiętasz? Nawet jeżeli tylko przez kilka chwil..
Jestem teraz na schodach amfiteatru wodnego przy operze. Uwielbiałeś to miejsce. Nie szukałem długo Twego śladu. Choć już blade i zmyte, na marmurowej płycie wciąż widnieje serce, które mi namalowałeś. Pamiętasz w jakich okolicznościach? Powiedziałeś mi kilka przykrych słów. Ja wraz ze swymi smutkami przyszedłem tutaj, aby wypłakać to co mnie bolało. I wtedy zjawiłeś się Ty. Wyjąłeś czarny pisak i narysowałeś serce, mówiąc, że jeśli kiedyś się rozstaniemy, oboje znajdziemy się w tym miejscu aby podziwiać Twoje dzieło i wspominać. Ja tu jestem. A gdzie jesteś Ty?
Nie zatrzymam już poszukiwań. Serce i dusza gnają jak obłąkane. Pragną tylko Twojej bliskości. Nie mogą żyć bez Ciebie. Istnienie sprawia tylko cierpienie. Wkrótce Cię odnajdę i na nowo zatańczymy w deszczu...
Chowam list w serwetkę po ciastku. Jak zwykle nie będę go adresował. Jeżeli tak będzie chciał los, znajdziesz go. Wrzucę go do wód amfiteatru. Będzie pływał na powierzchni. Z trudem będzie unosił się na tafli wody, niczym smagana falami zwątpienia nadzieja. Nigdy jej nie trać. To nasza jedyna siła... Jedyna rzecz nadająca sens mojemu życiu...

C.D.N.
Odpowiedz
#5
Patos wycieka miejscami, ale jak autor mówi, że to zamierzone, to zamierzone i ja chętnie poczekam.
Podoba mi się forma i zainteresowała mnie fabuła. Tylko momentami przeginasz z filozofowaniem i takie lanie wody wychodzi.
Wrzucaj następne.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#6
Cytat:Piszę do Ciebie list.
No shit Sherlock.

Cytat:Nigdy go nie zamknąłem.
Drewna, czy serca?

Cytat:Nigdy nie używałeś metafor. Chociaż może ten fakt był metaforą Twojego milczenia...
[Obrazek: nigdynieuzywalesmetafor.jpg]
Ekhm… Tego… Jak wszyscy dobrze "wią", Paulo to mój Wielki Mistrz i idol. Czyli jeszcze parę takich perełek i zyskasz nowego psychofana. A teraz będąc poważnym i niezłośliwym (nie gniewaj się bardzo za mema Wink ) – naprawdę masz satysfakcję tworząc takie Mount Eversty patosu? Mówisz, że to celowo, że tak ma być etc… Ale wiesz, że wszystko ma swoje granice, że co za dużo to niezdrowo i zwyczajnie wszystkich do siebie pozrażasz? Po prostu. Wydaje mi się, że gdybyś mniej lał wody, a – paradoksalnie – rozcieńczył patos k o n k r e t a m i, tekst mniej by zniechęcał. Smile

Cytat:swe romantyczne ballady snuje Dido
Zjadłeś literkę „l”. A tak serio – też ją lubię.

Cytat:Chciałbym śmiać się gorzko płacząc.
A to mi się podoba, znaczy się - podobałoby mi się, gdybyś tylko postawił przecinek. W ogóle w obu tekstach brakuje dość sporo tych przecinków i dlatego nieśmiało sugeruję napisać też list do Świętego Mikołaja, żeby pod choinkę przyniósł słownik interpunkcyjny. Wink

Cytat:Opłakuję czas, który pozostawia bruzdy na tyle głębokie, żeby pozostał ich ślad, lecz zbyt płytkie by je na nowo otworzyć.
Ok. Otworzyć co? Czas, bruzdy, czy ślady?

Cytat:Za oknem zaczyna wyrzucać swój gniew Niebo.
To też jest spoko! Naprawdę.

Cytat:Jesteśmy metaforą tego okropnego ciastka.
A więc mówisz, że znowu jesteś metaforą?

Cytat:Powstałą naturalnie przez przedzierającą się roślinność albo nienaturalnie przy pomocy buta człowieka?
Zapomniałeś o kopytach. Albo raciczkach. Wiesz, Szatan nie śpi i wcale nie wiadomo, jakimi drogami chadza. Może w nocy, wracając z imprezy, rozbija się po płytach chodnikowych. Nigdy nic nie wiadomo… Hmm, tylko mam dylemat, czy wtedy byłaby powstała naturalnie, czy może właśnie nienaturalnie. Huh

Cytat:dochodzą do wniosku
Dochodzę. I bez podtekstów, proszę.

Cytat:w niebieskich niczym niebo oczach.
No rany, błagam Cię! Czy to musiało być akurat niebo!? Naprawdę? Nie dało się wymyślić, czegoś jeszcze bardziej oklepanego i tandetnego? Choć trochę kreatywności… Nie ma gorszego połączenia niż tandety z patosem.

To nawet nie jest zły pomysł. Nie jest też bardzo źle napisany. Tylko ten patos. Wylewający się z każdego zdania, brudząc przekaz i kapiący jak klej, syrop czy inny lepiący-płyn na mój biedny mózg. Ja rozumiem, że pewnie jest to dla Ciebie bardzo osobisty tekst, że masz ładunek emocjonalny i że ciężko Ci go zmieniać. Ale tego typu tekstów jest na świecie pełno, a patetyczny ton, uwierz mi, wcale nie sprawia, że jesteś bardziej oryginalny, że znajduje się tutaj coś, co przyciągnie i zatrzyma czytelników. Będzie raczej odwrotnie. Im dalej w las, odbiorca będzie czekał na pierdolnięcie, bo podświadomie czuje, że to całe napięcie, ten gotycko-monumentalny patos jest po coś budowany, że za rogiem kryje się rozwiązanie lub nowa wskazówka. I ten czytelnik czeka, i czeka, i czeka… I nic. Przynajmniej na razie. Aczkolwiek muszę przyznać, ze drugi list jest lepszy, jakoś bardziej mnie przekonuje.

Na razie nie kupuję, ale kredyt zostawiam. Wrócę (a to sukces!), może sytuacja rozwinie się w dobrą stronę. Pozdrawiam serdecznie.
Odpowiedz
#7
Rzucanie listu do wody to cholernie niepraktyczna sprawa, jeśli nie używasz butelki Tongue
Powiem tak. Jest poprawnie, chociaż taki styl mnie nie przekonuje. Patos i lanie wody. Zdarzają się czasem zgrabne sformułowania, owszem, ale całość jest lekko męcząca. I mam dziwne wrażenie, że to historia o gejowski, zakazanym romansie jakiegoś faceta z elfem.
Obym się mylił... Tongue
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Witam serdecznie. Chciałbym zaprezentować Wam "Listy do Pana" w całości. Liczę na Wasze opinie. Shy

„LISTY DO PANA”

List 1.

Gdzieś, gdzie nie powinno mnie być, 7.07.2007 r.

Mój drogi Panie,
Piszę do Ciebie list. Staram się odkryć sens tego co robię, dlaczego i kiedy popełniłem błąd.
Usiadłem wygodnie i wspominam. Czy pamiętasz mnie? Czy wiesz kim jestem? Zastanawiam się,
czy i Ty mnie wspominasz. Jeśli tak, to dlaczego milczysz? Dlaczego nic nie mówisz? Zamknąłeś
swe usta gdy ja zamknąłem przed Tobą drzwi. Czy nie zauważyłeś tego, że to tylko drewno?
Drewno, które spróchnieje i rozsypie się w pył. Drewno, lecz nie serce. Nigdy go nie zamknąłem.
Trzymałem otwarte z nadzieją, że kiedyś znów doń zapukasz. Ty jednak odszedłeś. Odwróciłeś się,
i chwilę potem zniknął Twój cień. Słońce zaszło i już nigdy nie wzeszło jak kiedyś. Długo
wpatrywałem się w miejsce, gdzie stałeś. Wciąż czułem Twój zapach i widziałem uśmiech. Nie
płakałeś. Dlaczego przy odejściu nie uroniłeś żadnej łzy? Czy odpowiesz mi, co znaczyły Twoje
słowa zanim zamilkłeś? Nigdy nie używałeś metafor. Chociaż może ten fakt był metaforą Twojego
milczenia...
W tle mych rozmyślań, swe romantyczne ballady snuje Dido. Nigdy Ci o niej nie mówiłem.
Nie wspominałem. A może jednak? Wszystko z wolna zanika w odmętach niepamięci... Dlaczego
tak jest? Dlaczego jesteśmy skłonni do zapominania? Tyle odchodzi i nie wróci. Nie tylko wspólnie
spędzone sekundy i godziny, które mijają bezpowrotnie. Boli mnie nie to, że nie możemy ich
zatrzymać, lecz to, że nie jesteśmy w stanie ich spamiętać. Ileż byśmy mieli wspomnień? Ileż
uśmiechów i łez? Chciałbym śmiać się gorzko płacząc. I robię to, jednakże bez uśmiechu. Opłakuję
czas, który pozostawia bruzdy na tyle głębokie, żeby pozostał ich ślad, lecz zbyt płytkie by je na
nowo otworzyć. I tak obdarowany jestem cieniem wspomnień bez możliwości ich wspominania...
Za oknem zaczyna wyrzucać swój gniew Niebo. Wrzeszczy grzmotami i ciska piorunami.
Czy jest wściekłe z powodu swej bezsilności wobec tego co musi nastąpić, czy też zrzuca na nas
swój gniew tylko dlatego, że może? Zapewne wkrótce zacznie płakać. Będzie roniło łzy letniego
deszczu. Wiesz co mi to przypomina? Jak kiedyś śmialiśmy się Niebu prosto w oczy. Wyszliśmy z
bezpiecznego schronienia i tańczyliśmy, śmialiśmy się i piliśmy ciepłe krople spadające z ciężkich
chmur na nasze usta. Nie było nam zimno. Ogrzewały nas nasze rozpalone ciała, przytulone do
siebie, niczym dwa płomienie dwóch świec, łączące się w jeden, niegasnący ogień. Niestraszny był
nam gniew Nieba. Teraz jednak się go lękam. Drżę przed nim i padam na kolana, bo nie ma Ciebie
mój Panie. Nie skrywasz mnie przed Jego wzrokiem. Ukradkiem wyglądam za okno, i choć to nie
to samo miejsce, ciągle widzę dwie zakochane, tańczące w miłosnym splocie dusze... Nie pamiętają
one śmierci. Narodziły się razem, jak nakazało przeznaczenie i nigdy nie odejdą, choć z nadzieją,
wyczekuję odejścia burzy...
Jutro o świcie wyruszam w podróż, by Cię odnaleźć. Będę Cię szukał gdzie tylko
zaprowadzą mnie Twoje ślady, Twój zapach i słowa o Tobie. Wkrótce przybędę. Napiszę kolejny
list. I nie adresuję koperty. Zrzucę ją w rwący nurt rzeki na moście, gdzie kiedyś złapałeś mnie za
rękę i powiedziałeś „Nie odchodź!, a ja rzekłem „Nie odejdę”.

List 2.

Gdzieś gdzie już byłem, 08.08.2008 r.

Mój Najmilszy,
To mój drugi list. Czy zeszłoroczny wiatr przywiał Ci wieści o pierwszym? Widziałem jak
odpływa gdy stałem na moście. Gdy przeszedłem na jego drugą stronę, koperty już nie było. Może
porwały go drobne stworzonka, żyjące w wodzie nie bardziej mętnej od mego umysłu?
Siedzę teraz przy wiklinowym stoliczku o szklanym blacie, w ogrodzie cukierni do której
zawsze przychodziliśmy. Nasze ulubione ciastko nie smakuje już jak kiedyś. Zastanawiam się, czy
zmienili recepturę, czy też smakuje gorzej, bo nie ma Ciebie, mój Najmilszy, na krzesełku obok. Z
czasem wszystko się zmienia. Odchodzą stare przyzwyczajenia i pojawiają się nowe. To co było,
nie odrodzi się ponownie. A przynajmniej Ten Czas. Jesteśmy metaforą tego okropnego ciastka.
Podwyższono jego cenę, zmieniając smak na gorszy. Tak samo my cenimy się coraz bardziej, stając
się zepsuci i zgorzkniali... Stajemy się jednostką masową. Gonimy za szczęściem pragnąc być
jeszcze lepszymi, zapominając o tym, żeby nie zatracić tego co w nas, ciastku, najlepsze –
wspomnień z nim związanym, indywidualnym smaku i jakości przewyższające inne słodkości. Czy
i Ty mój Najmilszy też uległeś presji? Czy potrafisz jeszcze cieszyć drobnymi rzeczami? Spojrzeć
na pęknięcie w płytce chodnika i stwierdzić, że przypomina Ci ono linię naszego życia? Powstałą
naturalnie przez przedzierającą się roślinność albo nienaturalnie przy pomocy buta człowieka?
Niespodziewaną bądź zaplanowaną? Nagle się urywającą lub trwającą do końca? Smakuję po raz
kolejny ciastko i dochodzą do wniosku, że z pewnością zmienili recepturę. Nigdy już tu nie wrócę –
to nie są moje wspomnienia. Zabiorę tylko serwetkę. Przynajmniej tu opakowanie się nie zmieniło.
Przedzierałem się dziś tłocznymi ulicami miasta. Gdy jechałem szybko pędzącym
tramwajem, twarze ludzi stapiały się w jeden szary pas. Szukałem pośród nich kolorowej iskry
Twojego mój Najmilszy oblicza. Nie odnalazłem go. I zastanawiałem się, czy byłbym jeszcze w
stanie Cię poznać. Gdy zamykam oczy, widzę Twój szczery uśmiech i wesoło tańczące ogniki w
niebieskich niczym niebo oczach. Chciałbym wznieść się w te Niebiosa i niczym ptak, wolny i bez
zmartwień, lecieć u Twego boku. Kiedyś tak było. Pamiętasz? Nawet jeżeli tylko przez kilka chwil..
Jestem teraz na schodach amfiteatru wodnego przy operze. Uwielbiałeś to miejsce. Nie
szukałem długo Twego śladu. Choć już blade i zmyte, na marmurowej płycie wciąż widnieje serce,
które mi namalowałeś. Pamiętasz w jakich okolicznościach? Powiedziałeś mi kilka przykrych słów.
Ja wraz ze swymi smutkami przyszedłem tutaj, aby wypłakać to co mnie bolało. I wtedy zjawiłeś
się Ty. Wyjąłeś czarny pisak i narysowałeś serce, mówiąc, że jeśli kiedyś się rozstaniemy, oboje
znajdziemy się w tym miejscu aby podziwiać Twoje dzieło i wspominać. Ja tu jestem. A gdzie jesteś
Ty?
Nie zatrzymam już poszukiwań. Serce i dusza gnają jak obłąkane. Pragną tylko Twojej
bliskości. Nie mogą żyć bez Ciebie. Istnienie sprawia tylko cierpienie. Wkrótce Cię odnajdę i na
nowo zatańczymy w deszczu...
Chowam list w serwetkę po ciastku. Jak zwykle nie będę go adresował. Jeżeli tak
będzie chciał los, znajdziesz go. Wrzucę go do wód amfiteatru. Będzie pływał na
powierzchni. Z trudem będzie unosił się na tafli wody, niczym smagana falami zwątpienia
nadzieja. Nigdy jej nie trać. To nasza jedyna siła... Jedyna rzecz nadająca sens mojemu
życiu...

List 3.

Gdzieś, gdzie już byłeś, 09.09.2009 r.

Mój Najbliższy,
Czy odnalazłeś mój list? Czy przyniosły Ci go wody rzeki? Odszedłem nie czekając aż
zniknie. Zamknąłem na chwilę oczy, zacisnąłem pięści i ruszyłem schodami amfiteatru, tylko przez
chwilę zerkając na namalowane serce.
Przez kolejny rok szukałem Cię w miejscach, od których powinienem zacząć, a nie
zacząłem ze strachu przed tym co znajdę, a raczej czego nie znalazłem. Poszedłem to Twych
przyjaciół. Jednak oni uchylali tylko drzwi i zza wiszącego łańcuszka mówili, że mam zaprzestać
poszukiwań. Mówili, że nie warto. Mówili, że to już skończone. W ich oczach widziałem łzy. Cóż
one znaczyły? Czy odpowiesz mi mój Najbliższy? Gdy zaszedłem do Twego rodzinnego domu,
nikogo nie zastałem. Zerknąłem przez okna pozbawione firanek i widziałem tylko puste
pomieszczenia. Dlaczego się wyprowadzili? Czy Ty odjechałeś wraz z nimi? Czy uciekaliście?
Przed czym? Stara Regina, ta sąsiadka z naprzeciwka, spojrzała na mnie ze smutkiem i powiedziała,
że już nigdy nie wrócicie. Nie wdawała się w szczegóły. Gdy ja pytałem, ona milczała.
Byłem w klubie,w którym bywałeś. Twoi dawni kochankowie wiedzieli tyle samo co ja.
Albo i oni nie chcieli mówić. Jaką prawdę skrywają te wszystkie osoby? Nie mając sił szukać dalej
tego wieczoru, zamówiłem drinka. Oddałem się upojeniu i tańcu. Na krótką chwilę opuściły
dręczące mnie pytania i obłęd szukania odpowiedzi. Czasem marzę o tym, by zapomnieć o Tobie.
Nie pamiętać Twego uśmiechu i łez. Nie wiedzieć, co mogłoby nas łączyć. Pamiętasz naszą
pierwszą wizytę w klubie? Obserwowaliśmy się nawzajem zazdrośnie i pilnowaliśmy niczym
najcenniejszego skarbu. Nawet gdy któryś z nas szedł do toalety, drugi podążał za nim, mocno
ściskając jego rękę. Czy nasze uczucia brały się z braku zaufania do siebie?
Patrzę w puste miejsce przy stoliku gdzie zazwyczaj siadaliśmy. Wolę patrzeć na nie, niż na
ludzi dookoła mnie. Przypominają mi roboty. I te ich zwykłe, proste ruchy, które wciąż powtarzają.
Wyglądają niczym zahipnotyzowani. Tańczą i śmieją się do siebie nawzajem. Nie wiedzą, z kim
rozmawiają. Czy oni w ogóle to robią? Najczęstszą wymianą zdań jest „Chcesz?” „Chcę”. I znikają
w ciemnych pokojach.
Do domu wracam parkiem, w którym bywaliśmy. Tam bez obaw siedzieliśmy blisko siebie.
W tej altanie. Pamiętasz? Tam, gdzie bluszcz wił się ku górze, nie zważając na liczne przeszkody.
My też tak robiliśmy. Nie pozwoliliśmy, aby ludzie podcięli nam skrzydła. Lecieliśmy ku Słońcu i
nie błagając o więcej powietrza. Naszym tlenem była Miłość. I to Ona nie pozwoliła topnieć
woskowi łączącego pióra. Nikt nas nie mógł dosięgnąć! Ani zatrzymać! Ani złamać! Nikt!
Pamiętasz?! Widzisz to tak jak ja?!
Chyba nigdy się tego nie dowiem. Zaklejam kopertę. Wrzucam ten list do falującej
wody fontanny, do której wrzucaliśmy pieniążki z jedną intencją : „Fontanno szczęścia, nie
pozwól, aby nam go nigdy nie zabrakło. Aby nigdy nie zabrakło nam siebie nawzajem.
Niech rozdzieli nas tylko Wszechmocna Śmierć”. I myśląc o niej, wiedziałem gdzie się już
skierować. Idę do Ciebie Jedyny. Przybędę wkrótce.

List 4.

Gdzieś, gdzie jesteś, 10.10.2010 r.

Mój Ukochany,
Odnalazłem Cię. Widzę Cię i czuję. Jesteś gdzieś tutaj. Głęboko. Obiecałem sobie – żadnych
łez. Płyną one jednak po mych, próbujących się ogrzać, zimnych policzkach. Myślę, że wypływają
one wprost z mego rozsypanego serca, które poznawszy prawdę, pragnie ją wykrzyczeć. Nie
potrafię ich zatrzymać. Są wolne tak, jak kiedyś byliśmy my. Są odzwierciedleniem emocji, których
nie potrafię okazać w inny sposób. Dotykam chłodnej płyty i przeklinam siebie, że przybyłem
dopiero teraz, choć prawie rok zajęło mi odszukanie nowego domu dla Twojego ciała. Wciąż nosi
Cię Ziemia, tak jak i mnie, choć nasze Dusze są tak daleko od siebie.
Chciałbym móc dotknąć Twej delikatnej skóry. Zobaczyć roześmiane oczy. Poczuć ciepło
Twoich ust. To wszystko jednak już przepadło. Odeszło wraz z Tobą.
Wkrótce nadejdzie zima. Przyniesie lodowaty wiatr, śnieg i brak nadziei. Śmierć dotknie
swymi chudymi palcami drzew i innych roślin. Wiele zwierząt i ludzi odejdzie bezpowrotnie -
zamarzniętych i samotnych. Tak jak i Ty to zrobiłeś.
Wiem już, że byłeś wtedy sam. Że nie było nikogo. Że spałeś. Że nie cierpiałeś. Że
odszedłeś w spokoju z naszym zdjęciem obok...
Wkrótce spotkamy się na nowo. Czy będziemy pamiętać o tym, co nas łączyło i dzieliło?
Czy gdy przepłynę rwący Styks, Ty będziesz czekać na drugim brzegu? Machać mi na przywitanie,
jak robiłeś to, kiedy wracałem z długich podróży?
W mym ręku spoczywa ostry nóż, przygotowany na przyjęcie mej krwi. Dotykam nim
nadgarstka, który zwykłeś całować. Delikatnie dociskam. I przez chwilę poczułem Twoją obecność.
Słońce wyszło na pochmurnym jesiennym niebie. Czy to Znak?
Masz rację. Tak jak ja nie chciałem abyś odszedł, tak i Ty nie pragniesz tego dla mnie. Łzy
popłynęły ze zdwojoną mocą. Wypuszczam nóż z drżących dłoni. Spada on na płytę Twego grobu.
Patrzę w Niebo i wołam „Wróć!” Ty jednak nie wrócisz. Dlaczego nie pozwolisz zakończyć mi
mego cierpienia?
Wiem, że po zimie nadejdzie wiosna. Że przyniesie nowe pragnienia, nadzieje i
wspomnienia. Opowiem Ci o nich. Będę przychodził tu co roku. Jednak już bez żalu i bólu. Wiem,
że będziesz o mnie pamiętał, a i ja nie zapomnę Ciebie. Nigdy.
I nie napiszę już kolejnego listu. Wyryję za to na dole pomnika to, o co zawsze prosiliśmy i
o czym nasze oczy niemo mówiły - „Teraz i zawsze, i na wieki wieków – My”.
Odpowiedz
#9
Ładne, ale miejscami zbyt sztampowe - te puste krzesełka, puste miejsca powtarzające się w kółko, jak mi pusto i źle bez ciebie, aż przy czytaniu robi się pusto i źle. Krótkość w tym przypadku to zaleta, bo ciężko napisać coś równie sentymentalnego, pozbawionego jakiejkolwiek w zasadzie fabuły tak, żeby wciągało na dłuższą metę.
Druga rzecz, popatrzmy na daty: trzy lata szukania ukochanego, który nie daje znaku życia, okej, tak jeszcze można, ale - to tak mało miało się do napisania tej ukochanej osobie raz na rok? Nawet jeśli pisze się tylko dla siebie, zwłaszcza wtedy, pisze się znacznie więcej.

Strasznie dużo patosu i za grosz realizmu. W drugim liście w dodatku sypiesz truizmami, w każdym zresztą, ale tam najbardziej i... Naprawdę. Nie bardzo mi się podoba.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości