Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mięso
#1
Mięso
czyli
historia człowieka jako istoty i niczego więcej

--------------------------------------------------------------------------------


Wstęp

Zaprawdę nie mam pojęcia, kim był protoplasta wstępu pisanego po zakończeniu utworu. Wiem jedynie, iż to mój brat (tak powiedziałby hipis), bliźni (to chrześcijanin, mimo, iż Dekalog jest przez niego traktowany jak lekcja dodatkowa albo zajęcia wyrównawcze z
WDŻ-u) i powinienem zaakceptować subiektywne przekonanie jego umysłu. Wszak zdanie owo mogło kiełkować w nim od najmłodszych lat – brak zezwolenia na wracanie po siódmej apodyktycznych rodziców oraz związany z tym faktem śmiech dorastających rówieśników spotęgował buńczuczne zdolności wynalazcy do czynienia wspak. I tak właśnie teraz ja niszczę klasykę. To moja „książka”, jeśli ktoś się czuje urażony – niech mnie zaakceptuje, bo nie mam zamiaru tolerować tego gatunku grymasów. A tolerancja to przecież podstawa do utrzymywania z innymi osobami jakichkolwiek kontaktów – chyba, że lubisz grzebać w nich śrubokrętem i jesteś ciekawy, czy cię bzzzyknie. Tolerancja jest istotna, w końcu jesteśmy istotami. Każdy ma jakąś filozofię – nawet odpędzanie się od filozofii trza zaliczyć do poglądów. Przypomniało mi się twierdzenie, iż ateizm to również wiara – w to, że Bóg nie istnieje. Lecz z pewnością istnieją przekonania wielu wiernych, i ateista o tym wie.
- Dusza jest głównym ośrodkiem poznania.
- Umysł jest głównym ośrodkiem poznania.
Sru-tu-tu-tu! dwieście tysięcy ofiar.
Skoro każdy może myśleć co chce, ja w takim razie sobie założę, iż to mięso jest najistotniejszym motorem naszych pragnień.
- Matka Boska istniała.
- Matka Boska nie istniała.
„Bum-bum-bum! trzy miliony ofiar, dwóch zaginęło, sto jeden poranionych psychicznie, w tym kobiety i dzieci, jakby to miało jakieś znaczenie, bo facet po pięćdziesiątce jest gorszy” wydobywa pan telewizor.
- Nie obchodzi mnie to. Nie mam czasu, gotuję obiad.
Jednak tolerancja nie obejmuje pomocy.
- Jestem biedny.
- Przykro mi, w Afryce też głodują, i też jest mi z tego powodu przykro, dlatego też zaraz wypożyczę jakąś komedię na DVD. Hohe, to takie zabawne. Wyślę paczki do Afryki, porozmnażają się znów jak króliki i umrze ich jeszcze więcej. Będzie o czym czytać w gazetach! Żeby opanować krzyki sumienia (czytaj – krzyki matki), uratuję jakiegoś murzynka, pomimo zdechnięć jego pięćdziesięciu kuzynów! Super! Czuję się tak demiurczo, że do komedii dokupię horror, bo brakuje mi wrażeń, odkąd nie ma już wojny domowej.
Łatwo wyobrazić głos groteskowego stereo-typa.
Ale porzućmy to lekkie czepianie się ludzkich zachowań – czas poczepiać się bardziej! Spróbujmy się tak przyczepić, żeby człek ó1) się przewrócił i „zdechł” jak „pięćdziesięciu kuzynów murzynka”. Zanim skupimy się na historii naszego mięsidła, trzeba wykonać ogólny zarys. Znowu – „trzeba”, od tego kurde nie da się uwolnić, wiecie (ale o tym później)? Ponieważ, jeśli ty jesteś mięsem i ja jestem mięsem, to zwierzęta należą do mięsistego grona również (uhu, zapachniało Kartezjuszem). Otóż sprawa jest oczywista – są, ale my (ja, ty i babcia Wodeckiego) mamy galaretę podczaszkową bardziej… galaretowatą. Fauna i flora żyją sobie zgodnie z naturą – chwila, przecież to one stanowią naturę. W takim razie stanowią własną potrzebę wyrażania swej istotyczności (Kartezjusz zaczyna śmierdzieć). Na szczęście i na pech, nie wiemy czy one faktycznie błądzą (nie rozwijają się tak szybko jak my i raczej nie pragną wybić się ponad niebo i nie łudzą się „prawdami”). Wygląda na to, że żyjemy w osobnych światach, nie połączeni duchowo (lub aż tak się oddaliliśmy, efekt domina rozważań – to ma sens) i jestem ciekaw, co o nas myślą, jeżeli są zdolne do takowej funkcji (o ile mi wiadomo, rozum mają, lecz niski współczynniki gęstości galarety, zanikają ich zdolności indywidualne, albo to nasze się pojawiają, przyjmując ideę Darwina za słuszną). W naszych móz… przepraszam, galaretach, widnieje obrazek trybków w ich… galaretach, znacznie rzadszych. Gdyby potrafiły prowadzić swe wielbłądzenia (ładny neologizm, wiem), postrzegałyby nas jako rozluźniających liny, jakimi, metaforycznie wyrazy ujmując, przywiązani jesteśmy do babuni glebuni. Czy uda nam się wyrwać sznur? Moim zdaniem (jeżeli rozważałeś kiedykolwiek samobójstwo – nie czytaj dalej) nie. Nie, ponieważ zawsze materiału będzie nam przybierało, to nie tylko dualistyczna forma percepcji – to nieskończonoNIEstyczna forma kwadratowego, kamiennego klocka. Nie ma wyjścia? Jest. Wiara. Wiara czyni cuda, możemy nie uznać klocka za prawdę – zapewne przed chwilą ją odrzuciłeś, drogi (tani?) czytelniku. Za sprawą nadziei klocek staje się drewniany, wiarą go podpalamy i wylatujemy miłością (w razie, jakbyśmy mieli spłonąć – strach). Ale, żeby nie było wesoło – mięso ginie, gnije i opada na dno, stając się później jedną piątą sznurówki babci Wodeckiego.

Tak
To jest coś
Bo życie
Znaczy:
Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso
I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa
A ONO SIĘ PALI
Nie trwa
Nie stygnie
Nie przetrwa i w soli
Opada
I gnije
Odpada
I boli
Tak
To jest coś

~ Stanisław Grochowiak.
--------------------------------------------------------------------------------

Mięsko do mięska, a będzie…

W ciemnej pełni nicości, tak bardzo nijakiej, że nie możesz sobie tego wyobrazić (w końcu jesteś stekiem) – z nikąd wypierdzieli „superstar”, po naszemu super-stara Supernowa, burząca nicość, budująca tym samym Coś. Na Cosiu rosną grzybki H. Lucynki (tak zostaną niedługo nazwane), przepoczwarzokształcające się w zakłady pogrzybowe i w końcu te jakże szare komórki potykają się o ciekawy patent – jest jakiś Samsung, który zauważywszy dziurkę w Nokii, wsadza tamże jedna ze swych pięciu kończyn. Powstaje Sagem. Powtarza się to cały czas, hurtowo zaczynają przychodzić na Coś Sony Ericsson’y, a nawet jeden z nich potyka się o patent, żeby to robić z Sagemem. I dochodzi do spięcia. Rodzice rodziców rodziców nie tolerują ów obecności, co skutkuje wydaleniem dziwolągów ze stada. Powstał smutek. Właściwie od tego momentu mikrofalówki włączają funkcję anal-lizowania. Nie chcą już uczestniczyć w walcu kosmosu, który jeśli się nie toczy, stanie się coś głupiego. Między innymi, Nokia przyczynia się do powstania prawdopodobnie najstarszego zawodu świata. Z rodziny niewinnych komórek kreują się zielone mutanty, pożerające wegetatywne rozbujane paprotki (zabujanie się paprotek warunkuje wolność, będącą wkrótce łamaną przez H. Lucynkę, która lubi parapet), depczące dzieci i entropiujące Cosia, nazywane dziś dinozaurami. Pewnego dnia Sagemozaurusowi nie chce się męczyć w poszukiwaniu pożywienia, toteż podwyższa sobie deficyt białka LG. Zakazany owoc (on powiedziałby „warzywo”, gdyby umiał) budzi jeszcze większy chaos i usta mutantów zmieniają nazwę planety z Coś na Coś Okropnego. Komóreczki, żeby się bronić przed większymi, łączą się w grupy i dochodzi nawet do skonsumowania Stekozaurusa. Pierwotny instynkt rodzi zło, zło rodzi większe zło, a największe zło rodzi koniec świata w postaci ogromnego
Dragon-ball-Piotr’androlla, po którym zostaje Coś Rozpieprzonego W Cztery Odbyty. Dzięki tej, dla nas wesołej, katastrofie świat ujrzy coś przełomowego, co za hen-hen-hen lat H. Lucynka nazwie „pieprzonym złodziejstwem” – politykę. A mianowicie politykę prawa, bo oto konserwatywna i sprytna Motorola przemawia:
- Jeśli nie chcecie skończyć jak ci mutanci w babuni glebuni, musicie się szanować.
Znamy to z historii – dźwięki niezadowolenia w postaci narzekania prędko ulegają zmianie w dźwięki niezadowolenia w postaci armat. Tutaj pani Motorola pragnie być władczynią i ustala wszystko tak, ażeby był porządek. Podaje innym rękę, podczas gdy mniej empatyczni podają jej w rękę, co skutkuje odcięciem paru rąk – recykling świadomości. Niektórzy są chorzy, więc powstaje Ruch Chorzów. Płeć m(i)ęska przeciwstawia się panowaniu pani. „Bo PANować musi pan i kropka!”. Lecz, mimo sporej liczby kłótni, w galaretkach tli się zarys Peter-balla fabrykującego soczek z osocza. Coś się rozwija, język się rozwija, są zwierzątka, są małpki, a tu nagle BUM! – jak zawsze, naturalny porządek wszechświata musi zaburzyć przestraszliwe wydarzenie.
- Hu-hu-hu?*1
- Hua-hua-huha. Hua-huia!*2
- Huha-huhu-huuh.*3



*1 – Co to jest? *2 – To moje dziecko. Ja to urodziłam! *3 – Lepiej wypieprz to do wody.
--------------------------------------------------------------------------------

Nieświeże mięso

Jeżeli dotrwałeś do tego rozdziału, to gratuluję braku poczucia dumy i dystansu do otaczającej depresji. Zanim jednak przejdziemy do współczesności, pasowałoby „smyrnąć” nieco o początkach, aby ładnie wszystko posegregować. Okres ewolucji mięsa z galaretowatą galaretą można przedstawić od włochatych do mniej włochatych i aż do depilowanych. Kiedy mówię „mięso pierwotne”, wyobrażasz sobie zapewne krwistego befsztyka naparzającego z dzidy w owłosionego dwukłowca i żywiącego się nim po poszerzeniu rodziny w ciemnej jaskini, gdzie zewsząd unosi się zapach odchodów (a kiedyś przychodów) mięcha. Zbiera się stadko wokół ogniska wieczorem, często prowadząc koczowniczy styl życia (na długopis ciśnie mi się rubaszny żart na temat hipisów, spróbuję się jednak powstrzymać). Malowidła naskalne i ogólny pacyfistyczny Eden to tylko pozory – wystarczy ujrzeć obce plemię, by rozpocząć walkę o to, co się posiada. Kojarzycie Sagema i Motorolę? Historia lubi się powtarzać, niczym filmy na Pulsie, dlategoż w późniejszym czasie, tak zwane specjalne jednostki do umierania, znane również po prostu jako mięso armatnie, znajdzie podobne preteksty do sru-tu-tu-tu. Podczas, gdy zwierzątka i roślinki ciułają sobie gniazdka, galaretowane mięso wciąż czuje ogromną chęć wykraczania poza schematy, tym samym budując własne. Ot, paradoks. Wśród popychanek, gdzie więksi i znaczniej napakowani rozróżniają mięśniaków oraz mięczaków, najwyższy wódz, który potrafi powalić każdego i świat ma u stóp, czuje pewny niepokój związany z samotnością. Pewnego dnia wiosny żona zauważa go kładącego się przed kamiennym posążkiem. Owszem, może brzmi to faktycznie głupio, ale jest paru, co sądzi, iż to człowiek stworzył Boga, a nie odwrotnie. Tak czy siak, wierni mają sens żyć i znajdują dzięki temu motywację do dalszego bytu. Niestety, istota tu opisywana uwielbia dłubać (już od czasu słynnego „wydłubania” Sagema), toteż będzie musiała gonić swą galaretę w poszukiwaniu nowych odpowiedzi. Typujemy kilka etapów tejże wędrówki:

- Starożytność. Zabijanie jest punktowane, a na każdy przedmiot przypada Mięso. Poważnie.
- Średniowiecze. Mięso sra w porty, będące portalem do galarety. Właściwie nie tylko w porty, bo kupa czai się wszędzie. Wszystkich boli to, że klepsydra wkrótce zamieni się w klapsydrę – a mimo to czeka, na życie po… śmierci. Poważnie.
- Renesans. Patrz – pierwszy myślnik. Mięszko znajduje ukojenie we współtworzeniu natury wszechświata, lecz za cholerę tam nie pasuje.
- Barok. Echo misji średniowiecza, hedonistyczne szaleństwo psychodelicznych orgazmów świętych. Na dodatek walka o to, czy nieszczere paplanie z poważnym błaznem powinno być płatne. Ponadto, ludzie nie używali wody, bo uważali ją za nieczystą. Ciekawe, co pili. Ażeby zabić zapachy spod pachy, smarowano się octem i czosnkiem. Gratulacje.
- Oświecenie. Mięso zaczęło nie gonić za galaretą, ale jej używać, i tak powstają baloniki oraz prawo powszechnego myślenia. Dziwne kapryski powodują proces głębokiego wymyślania wszechobjętej galaretowości.
- Romantyzm. Kolejny etap sinusoidy, mięso lubi skakać narciarsko. Wzrost populacji awanturniczej, krew na brak krwi i memłanie, memłanie, memłanie o narkotycznych rusałkach. To tutaj zaczął się wić słynny klan pani Lucyny.
- Pozytywizm. Wbrew pozorom, nic pozytywnego. Tezowanie, odkrywanie głębi bez dna, owzorowywanie memłania romantyzmu. Aż tylko chce się płakać i płakać.
- Młoda Polska. Nie taka znowu młoda, panowie i panie, nie taka mło… zresztą, zmrówczały pęd po zapomnienie o gonitwie za galaretą (1891 rok – ktoś pomyślał o gonitwie za „prawdami”, dystansie komunistycznym, równości gówna do gówna oraz biegu do odpowiedzi) to koła kłowate w pojęciu gęstości.
- Dwudziestolecie międzywojenne. Strach przed strachem spowodowanym strachem leczony strachem.
- Współczesność. Spójrz w okno.


--------------------------------------------------------------------------------


Z mięsa powstałeś, w mięso się obrócisz

Dni, jak każde. Sąsiadka trzepie dywan, ją trzepie mąż, a męża trzepie ZUS. Syn też trzepie. W nylonowym królestwie, gdzie do każdej galarety dostawana jest gratis tabela rasy, a rozpuszczalnik do paznokci to rozpuszczalnik paznokci, pan Męsysław zdjąwszy termojądrowe gacie, wydaje plemniki. I tutaj chciałbym zająć się sprawą „dobra” i „zła”. Lubimy szufladować, a także w przypadku zagrożeń, kostnicować czyjeś poczynania. Ogół zabija indywidualność. W oświeceniu podwyższono średnią długość życia o 10 (średnią, zapamiętaj Ren wyraz, dżumiście odnosi się do ogółu), jednak zapewne wyłącznie w krajach bogatych, bowiem mięso cały czas spotyka bum! kowadło stratosfery. Uśmiechamy się, świadomi, iż wtenczas umiera kolejny samobójca, któremu nie pomogliśmy. Tę świadomość można na chwilę spalić, właśnie te gierki rajcują krwiopijców i pasożytów. Wystarczy, że raz typ[k]owy mięsożerca wchłonie tasiemca, i już mu zależy. Sam się oszukał, a nawet tego nie pamięta, to jak kolaboracja z galaretką. Depresja atakuje wiedzących o fen iksowej świadomości. Skoro pośmiertne zjawiska zapewnione, czym tu się martwić? Mięso tedy szuka idei, zadań, czasem wręcz wykonalnych i niestety, mających siać zniszczenie wokół trzęsących się udek. Gdy zabiję siostrę, postąpię źle, nawet jeżeli mnie wnerwia, a jest spora szansa na śmierć innych spowodowaną jej nieracjonalnym zachowaniem. Nie dokonam mordu, zginie pięciu innych. Krótkowzroczność, czy zasady wlane w krwiobieg kilka tysięcy lat temu? Obok radykalnych sposobów, wręcz off-owa wydaje się pomoc drugiemu mięsu. Nikt nie ma czasu na nauczenie i szczere porozmawianie z zabójcą, żeby tego nie robił – wsadzają go na kilka lat do nie-pokoju myśli, on wychodzi i następuje powtórka z rozrywki. Władze nie chcą się męczyć i skazują gościa na śmierć a uważając to za rozwiązanie problemu, pogrążają się w jeszcze większej niemoralności. Rubryczki, statystyki, losowano. Skoro aborcja jest zła, zakazana winna być onanizacja wraz z używaniem prezerwatyw – to mięsobójstwo dla komórek, plemników. Zatoczyliśmy koło, dlatego proponuję zapoznać się z naszym uniwersalnym „bohciem”, którego, choć uwielbiam ojczysty język, nazwę Mitbojem. Ładnie, prawda? W czasie, gdy rozważaliśmy na temat opasek na oczach instytucji, będących autoryjtetem, nasz heros łączył kawałki mięsa przez dziewięć miesięcy od poczęcin, toteż zaraz nastąpi zdumienie towarzyszące przyjściu na świat, a zaraz potem kompletny upadek z brakiem czegoś większego. Będziemy u jego boku (żebra) przez parszywy czas, mimo, iż jest fikcyjny – zawsze w historyjkach jest jakiś zraz prawdy. Krzyk narodzin nie powoduje obrotu ziemi, ani wybuchu trzeciej wojny światowej, jednak budzi te pary osób, które gapią się na trzecie mięso, niczym na kosmitę. Niedługo później mięsiste dziecię oblewają wodą z kranu oczyszczającą duszę, bo pomimo układu wyłącznie pożero-wydalniczo-ryczącego, ma ono jakiś grzech. Dukają szeptem niezrozumiałe formułki 1, biorąc za to żółte kółka, rzecz jasna. Potem potem, spermą, krwią i łzami błogosławione chuchro dostaje pogubienia podstawowych funkcji galarety na widok ogromnej ilości figurek w robocop’owej krainie smrodu. „Aj, potknij się, potknij się, mendo” można wyczytać z beretów nienawiści i obłudy. Nasz bohater został właśnie, wbrew swojej woli, przyjęty do powszechnej religii politeistycznej (milion świętych, modlitwy do Jezusa, modlitwy do Maryi, Matka Boska Częstochowska, Matka Boska Zadupiowska, modlitwy do kapłanów), będącej praktykowaną przez może dziesięć kotletów na Ziemi – chrześcijaństwa KAT-olickiego. Tak, religia to ścierwo i skubanie padliny z dawno zmarłych ofiar pierwotnych katastrof. Biblia jest w porządku, lecz reguły ustalone przez panów w czarnych szatach, zachowujących się jak Neo na haju, są tak haniebne, iż czasem mam brzydką ochotkę na zakup kilkunastu bomb nuklearnych i rozpieprzenie niewesołego miasteczka gwałtu i grzechu (taki prezent na święta). Owszem, może wiejskie kościółki są ciasnymi komorami gazowymi, w których mięso jest osaczane przez roztocza mięsa i pneumokoki w krzyżu, poczucie wina w barku oraz niemy krzyk sumienia na widok wysterylizowanych kółeczek, jednakże coniedzielne spotkania z wariatami – powtarzam – nie należącymi do grona chrześcijan (jeśli złamiesz jeden punkt Kodeksu i się poprawisz, nie ma tragedii, zdobywasz doświadczenie – wówczas, gdy większość katolików z lekkością osrywa prawa Dekalogu, większość ów jest nielegalnym odłamem) dostarczają mi następne tony pogańskiej prostytucji. Wierzę w Boga, sądzę, iż to potrzebne (choć nie rozumiem kłótni między ateistami a deistami, popieram agnostyków – wiara jest sprawą indywidualną, dzielmy się interpretacjami, ale nie kłóćmy się na temat, o którym nic nie wiadomo) do moralnego porządku. Nie ufam sektom i zakonom, ale moim zdaniem religia Białego Lotosu winna wyglądać tak: nie ma żadnych sakramentów, spotykamy się w kółeczku, rozmawiamy (by uniknąć chaosu – co tydzień wybierany będzie inny prowadzący, lub to ktoś doświadczony) i wypowiadamy na głos swe grzechy, wspieramy się wzajemnie – nie ma żadnych autorytetów, albowiem w przypadku ich jestestwa, czujemy się słabsi i żyjemy w przekonaniu, że nigdy im nie dorównamy. Szacunek i braterstwo (siosterstwo) oraz honor w stosunku do mających głęboko w tyłku nasze przekonania. Koniec. Tymczasem „naród wybrany” może sobie sru-tu-tu-tu, zajmować cudze terytoria. Dziś w miejscach kultu panują akurat wojny – przypadek? Hitler chciał wybić wszystkich Żydów (żydów chyba też) – przypadek? Nie mam pojęcia o buddyzmie i hinduizmie, jedna z tych religii jest raczej filozofią życia. Lubię Dalajlamę. Wróćmy do Mitboja – on będzie idealistą z sinusoidalnym bytem, ponieważ został zmyślony przeze mnie, a ja jestem sobą. Układając klocki Lego nie wie, że niedługo pojawi się brzask. W jego świecie, to znaczy dużym pokoju, bo jego pieprzona macocha trzyma go w czczonym inkubatorze, pojawia się czarne pudło entropii poglądowej. Pewnego „nazbyt słonecznego” dzionka, gdy wtorek wżyna mu się w dupę, Mitboj widzi z cyklu „filmy dla twojego ojca” naparzających się muzułmanów. Podnosi wzrok zza plastikowych żołnierzyków, stwierdzając: „Zabijanie jest fajne”. To zapowiedź przyszłości, na maturze będzie się bawił w snajpera.


--------------------------------------------------------------------------------


O życiu towarzyskim mięsa


Czas zacząć czwarty rozdział powierzchownej analizy zarysu życiorysu przykładowej figury mięsostycznej, a raczej mięsobytnej. Okazuje się otóż, iż szkoła, do której uczęszcza „bo tak mi kazała mama” Mitboj, jest komedią mięsopustną z wieprzowiną na czele, na czole. W dosyć prostej edukacji przeszkadzają mu złodzieje kanapek, Pan Golonka, kibobejsbolowie kolekcjonujący naklejki z gwiazdami piekieł, „ha, ha” i powszechne zdanie „z czym do mięsa?” wcale-nie-rówieśników, których wszyscy z wyjątkiem ich samych nazywają kolegami, a także tajemnicza pedosfera nudnego faceta w czerni z fanami Krwawej Ciupagi 4 w klanie starszych, a tym samym większych mięsobijców. Te toksyczne związki pobudzają w Mitboju tiki, wzmacniane przez psychotyczne kaprysy matki-szmatki-wariatki-psychopatki, co z kolei potęguje śmiechy mające wpływ na toksyczne związki, które… i tak w pętelkę. Prawdziwą pętelkę bohater pozna znacznie później. Pobyt w szkole podstawowej był zaledwie przedsmakiem gimbazjalnej skolionofobii, o której już wcześniej słyszał najgorsze rzeczy (rzeczy?). Syn tezy w wyniku alienacji zaczyna myśleć INACZEJ. Znający go mówią „dziwak”, nieznający „wołowina”, choć tak naprawdę nikt go nie zna. Nie obchodzą go już kartkówki, karkówki, nie widzi sensu w niezapowiadaniu ich i nagle po raz pierwszy prowokuje galaretę do udzielenia odpowiedzi na pytanko „Czemu nie jestem szczęśliwy?”. Na to mu odpowiada „Właśnie, czemu?”. No i zaczęło się. Pokwitowanie, sex, drugs and rock’androll pełną mięsową mordą. Dokucza kurczaczkowi z KFC, ale empatii uczy go dostanie w skórę od Dzika. A dzikie mięcho to twarde mięcho. Załamuje się szarymi ścianami, przez to zażywając syrop donośnie rozrzedza galaretę. Z dobrze rokującego chłopca staje się wyrzuconym, przeterminowanym salcesonem. Hedonizm trwa nadmierną chwilkę, po której jest jeszcze trudniej – kwestia sumienia – kwestia galarety. Mięso chodzi parami – pech, że akurat gdzie dwóch jest razem, tam trzeci nie ma miejsca. Nie ma wyjścia z tej matni, czuje, że po prostu los i wcale-nie-równieśnicy z matką-szmatką-wariatką-psychopatką zepsuli mu życie, jest już za późno – nie ma siły, by się wybić, boi się, że przez to straci ostatnią nadzieję galarety. To ktoś inny. W szkole panoszy się za dużo teorii. W moim odczuciu muszą mieć takie przedmioty, jak:
1. Gastronomia (od najmłodszych lat nauka gotowania, bez oszukiwania galarety psychoaktywnym gównem)
2. Prowadzenie ogródka (nabywanie cierpliwości)
3. Etyka i moralność (zamiast… wiecie, czego)
4. Naprawa (techniczne zajęcia, w razie, jakby małpki upuściły przywiązany do nich przedmiot)
5. Podstawowa wiedza na temat pętli systemu jako pętli samobójców (nie rozumiemy fundamentalnych pojęć!)
Do tego oczywiście przyroda, język polski i esperanto (czemu, pytam się, czemu nie?), angielski i matematyka z informatyką (C++ i Java). Poza tym, miast socjalistycznych ławek, preferuję zajęcia na powietrzu (w powietrzu, z powietrzem??) – siad turecki pod drzewem. Tak, jestem konserwatystą. To by nie przeszło, krótkowzroczność – możliwa niemoc jednostki. Każdy ma swój świat, dzielimy się, ja piszę te pierdoły. Przed snem mam syna, którym steruję i zmieniam świat. Wybijam się, pozostaję sobą, robię coś, czego nie mogę ze względu na brak predyspozycji. Idealny żywot mięsa: zdrowe jedzonko (obliczane najlepiej), sport, książki, wino (metoda „piłka i szachy”) – ale wszyściutko z umiarem. Tymczasem Mitboj zrodził się z nadmiaru wylewanego za kołnierz ojca, który zdezerterował wykończony przez… wiecie, kogo. Przez… wiecie, kogo, molestowany psychicznie jest także synalek. Wokół niego psychologia tłumu mięsa. Gdy wybuchnie ubikacja, każdy tam spojrzy. Zapytaj jednego z nich, czemu tak poczynił, a odpowie „bo każdy tam spojrzał”. Mitboj się nie odwróci. Idzie do liceum, gdzie każdy żyje według określonego schematu, jakby nie chcieli zostać zaskoczeni. Strrraszne. Mitboj czasami się wstydzi, boi – ale buduje własny świat. Szuka motywu do bycia zgorzkniałym, nawet chyba położyło się to w jego upodobaniach. Osławiony chciał szerzyć dobro śród chorych psychicznie kaszankowych właścicieli mównic, parówek w teledyskach i grillowanego mięsa w szaszłykowych urzędach. Nie chce wierzyć w to, że się podniesie. Pragnie wolności, sam się więzi w sobie. Te skomplikowane, kwaśne relacje z otoczeniem czynią go niepełnosprawnym mięsem. Pieprzy psychologa. W głowę. Czarne toffi zalewa tęczową galaretę – sceptycyzm. Prawo powszechnego ciążenia drugiemu mięsu wżyna się w dupę bardziej, aniżeli wtorek.


--------------------------------------------------------------------------------


O stosunku mięsa do mięsa


„Poczciwe mięso błądzi tak samo, jak i mięso latające, z myślą, że jest inne” – jakiś schaboszczak. Egoizm oraz zabobończe przyzwyczajenia często prowadzą do scysji. Mitboj wie już, iż istnieje wyższe mięso, któremu podlega to niskiej jakości. Są to prezydent oraz papież. O tym pierwszym krążą (zwłaszcza wśród najchudszych) kopertowe legendy i słynne zdanie „za czasów iksa było lepiej”, powtarzane co wiek. Niższe klusy mięsidła nie potrafią trzeźwo ocenić, jak powinna wyglądać gospodarka, bowiem prezydentami nigdy nie byli. Władza jest marynowaną złotą kaczką (jakby nie umiała założyć sweterka i dresu), która kwacze jakby dopiero ukończyła przedszkole dla łabędzi. Szczerze i prosto – za publiczne kłamstwo i fałszerstwo w oczach, w kieszeniach policjantów oraz za internetowy komunizm, na dodatek przyniesienie gorączki zachodu (akurat tego, co najgorsze) do czarnej dziury głupoty – Alcatraz. Wszyscy biegają za PKB, wypierają słabość, miłość to wstydliwa skaza cyckosynków, a Mitboj idzie spacerkiem i się przygląda, choć sieciowy kumpel z forum dla nieletnich napisał, iż dziwnym trza ciąć jak piorun. Na drugim miejscu jest papież, mający dosyć dobry posłuch u młodzieży, jednak dzięki Katolickiej Kategorii Kupy ubiera się jak błazen i porządne przemówienie musi unieswoić typową wzmianką o Duchu Świętym. Zakazuje czytania przygód Harry’ego Pottera, sądząc, iż dzieci traktują je zbyt dosłownie, gdy opowieść o jeszcze bardziej znanym facecie chodzącym po wodzie to dla niego Księga Życia. Powstaje „Pismo Święte dla dzieci”, a wikariusze noszą mini-kryzy, co ma dawać znak: „uwaga, ksiądz – to ten wrażliwiec, chłopiec, który stara się pomóc jako kontakt i ma w dupie zewnętrzne sprawy”. Kapłan-czarodziej: „Poganiamy obłudę!...”, mięso ozdabia tackę żółtymi kółkami, „…walczymy o równouprawnienie!”, Gandhi też walczył, kobiety nie mogą prowadzić mszy, a gubią się w zeznaniach, bo i tak mięso w synagogach nie słucha kazań. Zdanie czarnego mięsa na wzór „gra w tysiąca uczy hazardu” sprawia mi ból przy identyfikujących religię z… nieboskłonem idiotami. Karygodna zniewaga dla pogehennych zbieraczy trzosów z chipsów. Mięso nie może prowadzić działalności niewolniczej, ani dla usług finansowych, ani dla przyjemności, nawet, jeżeli trzecia osobistość jest niemową. Natomiast kwestia POSIADANIA psów, kotów, wężyprzytulaczy i słowo MIEĆ w stosunku do kóz, koni, jogurtów jest, przyznajcie sami, nieco kontrowersyjne. W sam raz, by napisać o tym w książeczce. Hoduję glony w lodówce. Nie jestem Weje, bo wziąwszy pod uwagę skład większości produktów, zwierzaka tam raczej nie znajdziesz. Mitboj popada w ciężki stan o nazwie mamwasgłębokowdupie, a to za sprawą izolacji i ALIENacji we wszechpojętej ubikacji. Odrzucił już dawno uczestnictwo w biegu po schemat, gdy droga jest oschematyzowana, a każdy swą przyszłość wkłada w określoną ramkę, na obrazku żona/mąż, dziecko/dziecko, dom i samochód, kupowany zwykle dla sąsiadów (taki dobry uczynek). Mitboj ma opikselowany ryj i sam chce malować obraz, lecz przeszkadzają mu codzienne kłody, porozrzucane przez męskie krowy na diecie. Nawet rodzina go oszukuje, chciałby popłynąć na dżunglo nową wysepkę, ale ma wysypkę czarnych złotych myśli – przywiązywany do kibla, postanawia powiesić ciało nad nim tak, by srający czuł jego palec serdeczny przy uchu, co zwane jest punktem G-ówna. W trakcie podcierania kolana będą skakały po jego pośladkach, niczym tańczące mięso ludki. Uch, chyba przesadziłem z niewciąganiem powietrza. Szczytem pragnień szkolnych pasożytów jest mord na niedoszłych dzieciach z niegrzeczną panią przy drodze. Nie obchodzi ich prawa strona, złe kreskówki wbiły im do łba bohaterskość we wbijaniu kopii w kopię szaraków. Jeśli mowa o gwałceniu praw, większość ludzi z mego otoczenia lubi je czasem przelecieć. Mitboj podchodzi do próby zaniku naskórnej cyfry, galaretowanego tatuażu, z wiedzą, że trzeba żyć ostrożnie obok przystosowanych do społeczeństwa cwanych drapieżników-swędzowników. Pod względem anatomicznym Mitboj jest resztką zmielonej wątróbki, wysranej z rurki do odkurzacza umiejscowionej na penisie ojca nie-dyrektora, który opuścił familię kilkanaście lat temu, co prawdopodobnie przyczyniło się do powstania „cioty” w gębach kanibali. Mitboj napisze list pożegnalny, lecz samobójstwa nie popełni w osiemnaste urodziny z racji mocy, którą poczuje i pomyśli: „mam coś jeszcze do zrobienia”. Na końcu piosenka stylizowana na ciężkiego rock’a SOAD’u.

MassiveMultiMeat: (autor nieznany)
Mięcho sobie wymyśliło siłę wyższą
instancję, której chce podlegać
demonie w sutannie
daj dupy
daj dupy
daj dupy, lepiej daj dupy

rf: A moja twarz na multipleksie trwa
Bezczelnie, bezczelnie
Szyderczo śmie-je-cie
Się ze mnie, się ze mnie
Może kiedy uwierzę w świat bez magii
inna będzie moja śmierć
I po – o ile będzie „po”

Patrzę, jakaś babcia przede mną siedzi
Porusza swoim pomarszczonym, mięsożerczym odwłokiem
diable w ludzkiej skórze, zrób
zakupy
zakupy
zakupy w idei „za kupy!”

rf

A może Boże
A może zorze
Nie będzie piękne, jeśli nie uklęknę
A może orzech
A może ja
Nie będę sobą, jeśli powiem, że

Koniec.
Koniec!
Rzeźnia!
Koniec!
Koniec?
Mięsa.
Prostoprzyzsięzca

Jakie to trudne
Że żrą mnie trutnie
Piją ze mnie słodką krew
Nienawiści grają skecz

Jakie to brudne
I jak brutalne
Tak mieszkać w prawdzie
i nie oszukiwać swojej galarety złudnej
(urojenia, urojenia)

rf

Demonie w sutannie
daj dupy
daj dupy
daj dupy, lepiej daj dupy

Diable w ludzkiej skórze, zrób
zakupy
zakupy
zakupy w idei „zła kupy!”

To się nazywa metal! Szare twarze pociągowe, metrowe, pogimbazjalne zatrują słonko Mitboja. Mięsopsujcze powierzchnie płaskie nie uzdrowią jego pięt. Czas na roboty, do roboty.


--------------------------------------------------------------------------------


O popędach i ideologii mięsia


Więksi rangowo mają zapasy żółtych kółek, ich żywot przypomina szybkie cesarskie cięcia cięciwy. Mitboj w słowiańskim cyklu – (jako, że pominęliśmy nudnawe studia) sezon pierwszy, odcinek dwudziesty piąty:

Za
praca
kupy
tele
praca
wizja
praca
mieszka
praca
praca
nie
praca
sam
praca
o
chód
praca
praca
wrzesień
praca
sień
praca
praca
robot
praca
a
praca
a
praca
praca
wypłata

Rozum mówił „ćwicz”, serce mówiło „giń”, a teraz zmysły mówią „żałuj”. Mitboj lubi sztachać się ambitną kulturą, ale czas mu na to nie pozwala. Czas – „mieć czas”, „nie mieć czasu”, te dziwaczne hasła zmuszają do reflekcji reflektorów nanosowych, acz nie mam czasu na kontemplowanie tego, dlatego też przeskoczę o kilka tematów. Gdybyś chciał posmakować po jednym smak ogryzie z każdej kategorii, dochodziłyby nowe pod-kategorie,
pod-pod-kategorie i tak dalej. Działanie pod presją niszczy radość. Pasowałoby to wyrzec normalnym ludziom (Mitboj według mnie jest normalny, ale ja jestem dziwny, bo jeżeli spoza 99 dziwaków wyjdzie czarna owieczka, ona jest dziwna – normalność to większość), lecz strach i wstyd, i ból dotyczący parzących plecy galarety spojrzeń usztywnia zdanie oznajmujące. Od czasu do czasu mięso idzie się rozerwać (na strzępy) na imprezę albo koncert (jeżeli metalowy – nie rozerwać, lecz sklonować), gdzie śpiewają piosenki w stylu „Gdybym gdybał, że cię lovciam”. Mam pytanko – po odrę oni wszyscy wyjmują telefony, kamerki, zajesmarttrufle i nagrywają wydarzenie na żywo? Rozumiem nagranie rzadkiego (jednego) kawałka, jako pamiątkę, bądź dowód pobytu dla „kumpli”, co innego zabić piękne chwile wspomnień swej galareci wrzuceniem całego występu na YT. Piosenkarz w czasie owym zastanawia się, czy śpiewa do polędwicy, czy maszyn. Nie mam pojęcia, czemu fanatycy półnagiego boys-band’u piszczą, niczym w buszu. To nie jest już las rąk – toż to dżungla okrzyków! I wszystko w okropnej jakości – „Waka-waka-waka-ja-chcę waka-waka-waka-cje!”. Mięso jest dziwne. Poczucie wyższości znajduje w zapłaceniu czterdziestu żółtych kółek więcej za litery N, I, K i E. Żeby pokazać twarz Aragorna* (*związek frazeologiczny, oznaczający brak emocji), oglądają horrory, które naprawdę są obrzydliwymi komediami sensacyjnymi z kobitką goniącą trupy (?) z piłą mechaniczną (??) po opuszczonym zamku (???). O ideologiach, czyli przyjęciu jednej z miliona perspektyw (okulary 3D) już pisałem w innych swobodnych pracach. Chodzi o to, aby chybać. Mięso ma ciekawe popędy, zabijanie w afekcie, milczenne boleści albo „nieświadome” udawanie miłego (czy kiedykolwiek obudziłeś się z twarzą w czyjejś dupie?). Klamra bestii ocznych w relacjach powoduje konflikty, bez nich byłoby nudno, tak?
- Dokąd idziesz z tym karabinem?
- Zabić kogoś.
- Dlaczego?!
- Żeby nie było nudno.
Brawo. Owacje na martwo. Tym bardziej, że nikt tego nie dostrzeże. Mitboj zarabia pieniądze, chce wyjechać, wie, że sobie nie poradzi. Jednego z wielu poranków, próbuje wmówić galarecie, że trawka za domem to niemal to samo – natura jest tylko jedna. A pragnienia, choć dają ponoć motywację, stresują go. Porządkuje chaotyczne cudze łady, klej na obojętność, ser do walki, burząc im i porządkuje tak siebie w nieskończoność. Cecha mięsa.


--------------------------------------------------------------------------------


O mięsa sposobie myślenia


Mięso ponad mięso, handel mięsem w SuperMeatMarket, zostaniesz moją szczoteczką do zębów, codziennie przyczyniając się do narodzin (kupujesz frytki) i zgonów (kupujesz frytki)* - to już wiemy. To znaczy – ja to wiem, ale czy ty to przyjąłeś i do ciebie to dotarło, jest już twoją sprawą-strawą. Ta książeczka miała być inna, niż się robi – w mojej galarecie uroiłem sobie oczywiście najlepszy obraz przyszłego projektu. Mięsko się pastwi ułudami galaretki, bo później jest „ooops!” i mięso staje się smutne. Czym martwi się mięso? Przede wszystkim największymi pierdołami typu „nie mogę mieć dzieci”. Mitboj myśli bardziej globalnie – „na świecie są miliony osób, które nie mogą mieć dzieci”. Zresztą, obecnie ma na to wszystko wymieszone, bowiem właśnie przeżywa kryzys wieku średniego. Chce uczestniczyć w biegu po nic, robiąc dziecko, mimo iż to bez sensu – nic w przyrodzie nie ginie, a ciąg genowego klanu Mitboja prędko się skończy. Rzucił wszystko i wydał kasę na motor – włóczy się z „łajzami”. Przyczyną postawienia przeze mnie cudzysłowu jest fakt, iż ty jesteś większą łajzą. Żebrak, wyrzutek społeczny jest wbrew pozorom najwolniejszym mięsiskiem od trosk. Czasami karci mnie, by pokoegzystować z nimi i pogrzebać w śmietniku – mogłoby być zabawnie. Zabawnie może być zawsze. Ten bezpłodny mężczyzna ma szczęście – dziecko jest hałaśliwe, ponadto zabiera sporo czasu (znowu o czasie). „Optymista jest wesoły, pesymista śmieszny” – tak myślą propaganci upojnych ubojni, cieszący się cierpieniem drugiego mięsa.
- …ta skrzynia jest dla mnie zbyt ciężka…
- Jaki słaby! Jaki słaby!
- Jestem chory na niedowład mięśni.
- … Pomóc ci? Jesteś słaby? Tak mi przykro (, że będę się z tobą obchodzić jak z pieniędzmi, aż cię wyrucham w dupę!).
Mięso nie umie się cieszyć chwilą – chyba, że pismo o chwili późniejszej. Narzekanie, brud i śmierć. Aż muszę napisać o grach komputerowych, na przykładzie Słowiańskiej Trójcy:
• Gothic (Niemcy)
• Wiedźmin (Polska)
• S.T.A.L.K.E.R (Rosja)
Nie mam idola, nikt nie jest doskonały, wady pomagają zaletom i na odwrót. TO wszystko jest bakterią, kiedy Mitboj oglądał z bratem TV, był właśnie wywiad z Serj Tankianem, ulubionym wokalistą Mitboja. Serj głosił śmiało kontrowersyjne poglądy, identyfikowane przez brata z Mitbojem, mimo niezgody bohatera co do nich. Mitboj czuł wielki wstyd, jakby był odpowiedzialny za dzidziusia Tankiana. Mięso poczuje ogień w dupie, pogoni za dupą z niezłą dupą a po wydupczeniu stwierdza, że jest do dupy. I znowu myśl zahacza o pojęcia transcendentne – los, kości mądrości, czary-koszmary. Wiesz, czym się różni mięso zdrowe na galarecie od chorego na galaretę? To drugie mięso wyraża swoje myśli, jestem wariatem.
Czas (znowu) na (znowu) utwór muzyczny wspaniałego zespołu MegaGroul, który niestety nie istnieje, ponieważ nie umiem śpiewać.

Mięso
(płonie żyrafa, trupów pełna szafa)
Taki mięsa urok
że brzydzi się mięsa
Nie wolno głośno mówić i pamiętać
to, bo inaczej w przestrzeni
wystrzeli żyła we krwi

Mięso jest świeże
w lodówce zwierzę
patrzy na ziemię
i wizje rozkminia
Potem mięsne jeże
na drodze spotyka
w końcu gnije i mięso śmierdzące połyka!

Rf: Mięso
… Mięso
(Ty i twoje przeznaczenie)
Mięso
… Mięso
(żywi się i zatruwa)
Mięso
… Mięso
(pulchnie, aż w końcu mięknie i mięśnie)
zmięśnie
mięsem
zowie się

Człowiek na wojnie
mięso armatnie
mięso podzielone to mięso ujemne
mięso pomnożone to mięso dodatnie!

Smutna prawda
w istość rzeczy
nie zauważy mięsa w kałuży
przecież to tylko „secondo meat”
parę kości, krew i nic nie warta galareta
co pozwala patrzeć w tą ziemię, gdzie mięsa jak mięsa
i chłonąć te wizje jak z księgi szatana!

Mięsa w aptece
by rozmiesić mięso
żeby ładnie pachniało, zwłaszcza w dzień zatrzymania aktywności
tak drogie dzieci uczą dorośli
darmowe dzieci uczą dorośli!

rfx2

Drogie mięso
Nazywajmy rzeczy po imieniu
Tanie mięso
Jak w wierszu Tuwima
Mięsko w obieg
Z czubkiem między pałami
mężczyzna!
Z dziurą jakby wydrążoną
kobieta!

i jeszcze to mięso produkuje więcej mięsa
i myśli, że myśli, że myśli, że
jest czymś więcej
niż zwykłym mięsem!
(i w chwili, gdy patrzy na takie widoki,
mięso ze swego mięsa wyciska soki)


*- Kupując frytki, wspomagasz biednego „kolesia”, okupanta zmywaka, który zarobi na utrzymanie przyszłej pociechy światem. Z drugiej strony, wzbogacą się nad tym faster-foody, a tłuszcz skraca życie. Życie.
--------------------------------------------------------------------------------


O zawartości mięsa w mięsie


Ile nas jest w sobie samych? Geny, pasożytnicze podżeganie, DDA-stwo i pan Golonka. Mitboj, zmarszczony archetyp dziadka na kacu, kurzy fajkę i zna swoją wartość – minus jeden. „To i tak plus jeden dla świata, córka to dwa, nieuratowanie Jobb’a to minus jeden, a poza tym niezliczona ilość narodzin i zgonów” – mruczy pod okiem. Oparty o laskę-logikę, dawniej wątpił w to, że kiedyś powie: „Za moich czasów to się autami JEŹDZIŁO!”. Mięso brzydzi się mięsa, stroni od swojskich uchybień galarety, ubija naturalną bryzę pierwotnego bytu, łowiąc ją swądem. Napluj do szklanki, a następnie to wypij. Damskie wersje mięsssa robią z twarzy pisanki do wzoru kości-tfu!-ielnych witraży, wkładają pasek w dupę, wisienką na torcie oczywiście perfumiada, a później zdziwko, iż nagrywają gołe cycki. Madomasomaczomięsiści kulturyści zajedwabiści próbują stać twardzi jak mięhir, niedługo zostaną tylko rozkazy BIOS-u w prostokątnych, stalowych galare-retach. Nie będzie już
„gala – rety!” ani „bolą mnie skarpety!”, wyłącznie łączność z otoczeniem. Zbliżamy się ku końcowi, po paranoidalnych wzniesieniach miejsce kultu mięsa. Kultu kultur, mięsa mięsa mięsa, kurna, mięsa, pieprzonego dokupnie, kurde, mięsa, solonego dobitnie w okulary mięsa, za sprawą obcowania z przeorganiczoną materią w postaci naturalnego gipsu w murze. Mitboj umiera, wierząc, że jest coś ponad tym SyF-em. Życzmy mu szczęśliwej drogi, bo połamał nogi. Mięsowypłukiwacze w tabletkach, trzeba jedynie znać granice. Nie nauczy cię ich szkoła potęgująca poziom szaleństwa, rząd sprawujący nierząd, czy religia oparta na budowaniu nienawiści i wysadzająca tory częściej, niż w westernach. Nie wyrzekną tego rodzice, zajęci sposobem, jak uczynić z pomocą „twoich” kierunków z ciebie maskotkę sąsiadów i „paczki kumpli” ze studiów, którą najchętniej wysłaliby do Afganistanu bez stempla, bo szkoda tych kilku kółek, które lepiej wydać na wzrost sceptycyzmu o kolorze tuszu gazety. Nie powiedzą ci o tym znajomi na przystanku, bo układają właśnie domino „swojej” galarety. I w końcu, nie zmienię twego postępowania ja, ponieważ nie wiem, czy zauważyłeś, lecz JA TAKŻE JESTEM ZALEDWIE MIĘSEM. Żart. O tyle bolesny, iż nikt nas nie uczy życia tak, jak śmierć. Kiedy się golę, rozważam o Mitboju. A gdy tego nie robię, czynię to również. Jeśli brzydzisz się własnych produktów odbytu, znaczy, że jeszcze nie zrozumiałeś. Mięso drży od bodźców krwiochodu. Krwiotrucht, polecam. Zalecam, a w tym czasie Mitboj widnieje w trzech miejscach: w książeczce, którą czytasz, na dowodzie, który wciągnie trzeci fundament planety oraz na nagrobku, którego nikt nie znajdzie. Po wieki wieków. Po wiekach mięsa.


--------------------------------------------------------------------------------

Powstęp


Zakończenie piszemy na końcu, nowatorsko w tym względzie nie będzie. Miałem zamiar napisać książkę pt. „Śmierć. Biografia” o wierzeniach i psychologicznych rozterkach dotyczących, a czasem może i sapersko smagających temat seksownej pani z kosą. Czy przekazałem to, co chciałem przekazać? Powiedz innym, że są mięsem, a dostaniesz
a) Punkt ode mnie
b) Punkt od siebie
c) „Plaskacza” w mordę
Trupizm. Turpizm. Mam nadzieję, iż wypchniesz farsz zza paniery i nie sprzedasz swoistej istotności, w przeciwnym razie zostanę na tym polu sam jak palec stolarza. Znam dwie panie – jedną z pospolitym wyglądem, choć jej archaistyczność z wiekiem przybrała oryginalne kształty, drugą – ponętną, pełną erotyzmu, naszminkowaną i prostosutkową ścierę. Ta druga, brzydsza zowie się Kłamstwo, po stosunku budzisz się z żalem w nasieniu zasianym w jej dupsku. Ta pierwsza, jedyna, niewypowiadana prawda uczy mnie szalonego, prywatnego tańca i uderzam wam nią prosto w pysk, jak raper. Nie ma wzoru na mięso. Prawdę niosę ja, ty i babcia Wodeckiego.
Grot S (kadra)

naukowcy (2)
chciałbym wierzyć
że z tym mięsem jest
coś jeszcze

Grochowiak już to pisał
truiści to mówili
lecz napomnę:
panowie poeci
sperma w spermę skleci
się i chemia
i fizyka
niema cała encyklika
bóg zmyślony
przez człowieka
mięso sklęśnie
posyci się
wklęśnie w pleśni
zwierzę zamknie
w trumnie szczelnie
by zapomniał
o tej magii
i o sobie
i o innych
bez trzech kropek

mimo tego mam nadzieję
ba! ja wierzę
że za skórą jest
coś więcej


Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Jest źle. Jest bardzo źle. Jest wręcz tragicznie... Tekst niby z przemyśleniami nad sensem egzystencji człowieka, banalne i mało ciekawe porównanie do mięsa, które do tego nic nie wnosi. Ot, porównałeś sobie i tyle. A cały tekst ma tytuł "Mięso", słowo te i jego odmiany znajdują się prawie w każdym zdaniu. Opowiadanie jest wulgarne na siłę, porównania wręcz idiotyczne... A pisałeś takie fajne teksty. To na pewno twoje? Do tego zdarzały się często jakieś literówki, znaki wpisane chyba przez pomyłkę, co nie powinno mieć miejsca, gdybyś przeczytał swój tekst chociaż raz. Jestem bardzo zasmucony twoja postawą, i mam nadzieję że to tylko mały wybryk.
Odpowiedz
#3
Szkoda, bo akurat jeśli chodzi o ten tekst, starałem się bardziej.
Literówki celowe, bawiłem się wyrazami, by nadać im nowy wyraz.

Porównania moim zdaniem tak nie na miejscu, jak myśli człowieka.

Jeżeli jest obrzydliwe, to mi wyszło.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#4
Co do tekstu mam mieszane uczucia. Z jednej strony jestem jak najbardziej za, a z drugiej drażni mnie taka zabawa słowem. Muszę jeszcze raz na spokojnie go przeczytać, więc jeszcze tu wrócę i uzupełnię to co mam tu do napisania.


Pozdrawiam

E.
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości