Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kuzynce bardzo się spodobało
#1
Przypadek. Czysty przypadek. Najwyższy poziom kontroli. Czeka upragniona ziemia, macha do mnie. Zaprasza. Nie mogę, teraz akurat mi nie pasuje. Mam mnóstwo planów. Zaczął się nowy projekt, taka sytuacja. No cóż, pojedzie ktoś inny... O nie! Ktoś inny pojechał! Co ja teraz zrobię? Mam do niego numer telefonu. Halo? Halo, dzień dobry. Kłaniam się, Maćkowiak z tej strony. Proszę pana, jak to pan poszedł? Tak po prostu, bez skrupułu? A co na to pana najbliźsi? A widzi pan, czyli nie przemyślał pan wszystkiego. Cierpią, wszyscy cierpią, nie proszę pana, ja się nie zgadzam, do widzenia. Słuchawka traci sygnał, połączenie zakończone. Jak dobrze się stało. Mam nowy projekt, u siebie, na swoim. Tak mnie jest wygodnie... Ale kiedyś, kiedyś odejdę, kiedyś się rzucę w nieznane. Nie dzisiaj, jutro. Przecież nigdzie nie trzeba jeździć. A co z najbliższymi? No właśnie. Ten co poszedł to straszny samolub. Umrze w samotności. Wracam do domu. Cieplutko, nagrzane, milutko. Jak mi tu dobrze. Jak czasem samotnie. Jak tu pusto w tym pełnym domu. Ziemia upragniona, tam szczęście mnie czeka nieznane! Muszę coś zrobić, muszę! Ale nie wiem co... Nie wiem kogo zapytać, a nawet jeśli wiem, to co z tego? Kogo posłucham? Pamiętam, raz kiedyś, dawno, przed laty, zapach tamtego powietrza. Słowa, uczucie troski, świetlistości, otulającej mnie rumianej ciszy. Ludzi w odświętnych ubiorach na codzień. Ich życzliwość, twarze. Wszyscy... Oni wszyscy siedzieli. Siedzieliśmy wtedy, byliśmy na miejscu. Bez ruchu, jedliśmy niewielkie śniadania, wykonywaliśmy dużo pracy. Tak, dużo było pracy i tyleż samo śpiewu. Śpiewu, który kołysał, głaszczącego tonu, nucenia, bez, wydawało mi się wtedy, bez żadnego końca. Bez początku czasem, dźwięk roztaczał się już w naszych głowach, a chór był jakby jego przedłużeniem. Kilka miesięcy, tak, pamiętam ten okres jak dobry, bezpieczny sen... A gdzie ja teraz jestem? W którym miejscu? W domu jest ciepło, mam co jeść. Tam bywało zimno, o wodę pitną czy kąpiel nie było łatwo. Toaleta trudna, zmienna. Dużo śmieci. Mnóstwo śmieci i nieprzyjemnego zapachu na ulicach, a mimo to tyle serdecznych uśmiechów. Pełnych życia... Pełnych życia! Och! Dokąd ja zmierzam, jadąc do domu? Którędy, gdzie mam skręcić? Czy da się w domu, gdzie ciepło jest, ładnie i czysto, tak usiąść jak tam? Czy mogę się tak uśmiechnąć, jak na tamtym obrazku, do którego sięgam jeszcze pamięcią? Wspomnienia wciąż grają w kolorach. Nie mogę teraz wyjechać. Zaczyna się nowy projekt, mam sprawy do załatwienia, plany, i decyzja została podjęta. Ja zostanę. Jeszcze na jakiś czas. Zaplanuję sobie ten wyjazd bez pośpiechu. Ale nic nie muszę, teraz. Teraz chcę usiąść, tak jak siedzieliśmy razem. Chcę śpiewać, jakbym do nich, do nas śpiewała. Chcę się czuć dobrze, tutaj, na miejscu. Ziemia upragniona, nauczyciele. Oni są we mnie, im zaufałam. Usiądę jak oni, którzy siedzą codziennie i są spokojni o jutro. Wezmę głęboki oddech. Mam czas, mam dobry czas. Jestem o czasie. Z tym wszystkim co mam, w każdej chwili, wybieram, aby się cieszyć.
Odpowiedz
#2
No zapytałbym jak Wędrowycz niejaki: Wot te na? Znaczy fajnie, ale o co chodzi. Kim podmiot jest? Lekarz, jeżdżący na misje, może zgoła misjonarz?
Tekst poprowadzony jak rozmowa z własnym ego. To jest akurat dobrze. W sumie mnie przydało by się trochę więcej szczegółów, no bo to małe (chude może lepiej) śniadanie, no i te śpiewy trudno w zasadzie gdzieś zlokalizować. Z całości zrozumiałem, że podmiot uzyskał stabilizację i domowe ciepełko, ale tęskni za czymś, co uznawał za ważne. Może jakaś praca humanitarna w afryce, czy Ameryce łacińskiej?
Ogólnie jestem na tak. Gonitwa myśli ma bowiem prawo być chaotyczna.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości