05-02-2011, 09:34
Tkasz całun prozą, bez ozdobników,
z żalem, bez metafor.
Ze złudną nadzieją, która się nie spełni.
Bo przecież wiesz, że marzenia zawsze
spalają się w lampach z aloesem.
Uprzedzając łechcące erupcje uniesień,
w których zapętlona śliskim uściskiem
wężowego ciała, głodna, złorzeczysz
wszystkim, wobec braku interesu
zaślinionej klaki.
Odsłaniasz gardziel spragnioną
źródlanej, w mgłę sperlonej wody,
ociekającej palce kaskadami
z chłodnych omszałych kamieni,
wiedzących lepiej od nas,
kim są i czemu służą.
Wskrzeszę cię z popiołów.
Na powrót z gliny ulepię,
byś mi w twarz rzuciła
uzbierane kwiaty ostu,
wzrosłe na mogile,
którą chwalisz za żyzność
i pewnie za nic więcej.
Czyżby tylko tyle?
Tkasz niespełniona
i łaknąca pieszczoty poklasku,
jak chude psy na krótkich łańcuchach,
co u rozwartej bramy do ogrodu,
krew miesięczną zlizują ze schodów,
wsiąkającą w chłodne i omszałe stopnie.
Nie dochodząc wejścia
w dzień , w noc i o brzasku,
jęzorami szlifują przedbramie na wzgórzu,
zanim, ledwo cień po odeszłym stróżu,
z przeciągłym skowytem buta,
cerbery oślepłe z poddaństwa
- precz odkopnie.
z żalem, bez metafor.
Ze złudną nadzieją, która się nie spełni.
Bo przecież wiesz, że marzenia zawsze
spalają się w lampach z aloesem.
Uprzedzając łechcące erupcje uniesień,
w których zapętlona śliskim uściskiem
wężowego ciała, głodna, złorzeczysz
wszystkim, wobec braku interesu
zaślinionej klaki.
Odsłaniasz gardziel spragnioną
źródlanej, w mgłę sperlonej wody,
ociekającej palce kaskadami
z chłodnych omszałych kamieni,
wiedzących lepiej od nas,
kim są i czemu służą.
Wskrzeszę cię z popiołów.
Na powrót z gliny ulepię,
byś mi w twarz rzuciła
uzbierane kwiaty ostu,
wzrosłe na mogile,
którą chwalisz za żyzność
i pewnie za nic więcej.
Czyżby tylko tyle?
Tkasz niespełniona
i łaknąca pieszczoty poklasku,
jak chude psy na krótkich łańcuchach,
co u rozwartej bramy do ogrodu,
krew miesięczną zlizują ze schodów,
wsiąkającą w chłodne i omszałe stopnie.
Nie dochodząc wejścia
w dzień , w noc i o brzasku,
jęzorami szlifują przedbramie na wzgórzu,
zanim, ledwo cień po odeszłym stróżu,
z przeciągłym skowytem buta,
cerbery oślepłe z poddaństwa
- precz odkopnie.