Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Księżniczka - Antybaśń
#1
Dawno, ale to bardzo dawno temu żył sobie liszaj. Oczywiście nie byle jaki liszaj. A że każda baśń ma swoje miejsce, to i liszaj takowe posiadał. Znajdował się za siedmioma górami, trzema lasami, jedenastoma strumieniami, jednym pagórkiem, trzema polami z burakiem pastewnym, jednym ugorem, stacją benzynową Shell i za stodołą pana Heńka. W owym miejscu znajdowała się wieża wysoka na sto łokci i pół nadgarstka. Wieża z kamienia, granitu, bazaltu o schodach krętych jak świderki Lubelli i korytarzu ciemnym jak w murzyńskiej trumnie o północy. A na szczycie tej wieży, tuż pod suszarnią, znajdowała się komnata ze szczerego mosiądzu. W komnacie siedziała księżniczka o ujmującym imieniu – Rozalia. Księżniczka Rozalia miała, oprócz typowo kobiecych atrybutów (nie licząc wąsa, który się jej posypał tuż po siedemnastych urodzinach), całkiem ładny nosek. I na tym właśnie, lekko zadartym nosku, siedział liszaj.
- No żesz cholera jasna! – zmartwiła się Rozalia, patrząc całymi godzinami w zwierciadełko. Intruz na czubku nosa zdecydowanie popsuł jej humor. Zmarszczyła brwi (a właściwie brew, albowiem kilka tygodni wcześniej zgubiła pęsetę, która wypadła przez okno, w konsekwencji czego owłosienie tuż nad oczami Rozalii za bardzo zintegrowało się ze sobą, lekko szpecąc urodę, lecz za to wzbogacając mimikę) i zapytała z nieśmiertelną nadzieją w głosie:
- Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
- Na pewno nie ty, maszkaro – prychnęło lusterko – jak na ciebie patrzę, to mam ochotę rzucić się o ścianę.
Jak łatwo się domyślić, księżniczka Rozalia była tym faktem niepocieszona. Odłożyła lustereczko na mosiężną (a jakże!) komódkę i ukryła twarz w dłoniach.
- O, losie! O, niewdzięczny losie! Czemuż ja muszę cierpieć? Czemu mam liszaj? Czemu pęseta mi przez okno wypadła? I czemu, ach czemu jestem ruda jak połączenie marchewki, wiewiórki i zwoju miedzianego druta? – szlochała.
No tak, zapomniałem dodać, że była ruda. A w tamtych stronach, w tamtych czasach rude włosy oznaczały wichrzyciela, zdrajcę i czarownicę. Liszaj na nosie tylko komplikował sprawę.
Na pewno ciekawi was, co taka księżniczka Rozalia robiła w komnacie na szczycie wieży (pod suszarnią), zupełnie sama (nie licząc liszaja) i tak daleko, za trzema uprawami buraka pastewnego (a warto wiedzieć, że w tamtych czasach burak pastewny był rzadkością do tego stopnia, że jego cena rynkowa dochodziła do trzech kwintali pszenżyta i beczki smalcu). Ciekawi was pewnie też, co się suszyło w suszarni nad komnatą...
Głównie bielizna.
Księżniczka Rozalia dochodziła do dwudziestki, a w świecie baśni to już zakrawa o staropanieństwo. Nie można jednak dziwić się takiemu stanowi rzeczy, gdyż odległość wieży od skupisk ludzkich była znaczna. Nie znaczy to jednak, że nikt nie stawał w konkury do Rozalii.
Co to to nie!
Odległość, wysokość i mnogość niebezpieczeństw przyciągała co i rusz dzielnych rycerzy, którzy starali się o rękę księżniczki. Same pojawienie się pod wieżą było dane tylko połowie tych, którzy wyruszyli na wyprawę. Kolejne trzydzieści procent odpadało, gdy się okazywało, że do komnaty nie prowadzi podjazd dla niepełnosprawnych.
Metody zatem były dwie. Albo wspiąć się na wysoki mur, albo wejść krętymi i mrocznymi schodami. Nie były to przyjazne schody. Cuchnęły stęchlizną i śmiercią, albowiem trup na nich ścielał się gęsto. Najczęściej byli to rycerze, którzy nie zdołali wejść na sam szczyt i umierali po drodze. Białe kości śmiałków lśniły w blasku pochodni kolejnych młodzieńców. Właściwie tylko jednemu udało się wejść na sam szczyt.
Zwany był Remigiuszem Dzielnym. W drodze do wieży pokonał Trzy Wiedźmy z Moczarów, następnie rozprawił się z Potworem Trzęsawisk, później stawił czoła Obłąkanemu Mnichowi z Wrzosowisk, a także rozwiązał zagadkę Czarnoksiężnika Witolda, by w następnej kolejności przepłynąć Jezioro Śmierci (i to nawet dwa razy, bo później wrócił się po konia) i przejść udanie Próbę Ognia, która zbliżyła go do wieży. Oparł się też wdziękowi Zwodniczych Nimf i dał wycisk Ogrom z Bagien. I w ten oto sposób stanął pod wysoką wieżą, na którą postanowił wejść schodami. Szedł wiele godzin, kręte schody zdawały się wić bez końca i doprowadzały do obłędu, wielokrotnie wątpił, że w ogóle mają koniec i prowadzą dokądkolwiek. Remigiusz totalnie stracił poczucie czasu i pełzał, czołgał i wił się po kamiennych schodach w marazmie. Ciasne, klaustrofobiczne ściany zdawały się coraz bardziej zwężać i zabierać powietrze Remigiuszowi Dzielnemu, ale choć miał chwile słabości i rezygnacji, to nie poddawał się, bo wiedział, że księżniczka Rozalia czeka na jego wybawienie. Gdy zostało mu już tylko kilka schodów, a on już padał z wycieńczenia, w końcu zobaczył utęskniony właz, nad którym znajdowała się komnata. Ostatkiem sił zapukał i czekał na reakcję. Kiedy otworzyła mu rozpromieniona Rozalia, Remigiusz ujrzał, że była ruda i wrócił do domu.
Po tym wydarzeniu księżniczka nie mogła dojść do siebie i zaczęła nadużywać alkoholu, a konkretnie whisky. Długie, zimowe wieczory spędzała na gapieniu się przez okno i pociąganiu z butelki. Tęskniła za światem, martwiła się, że była ruda i wspominała Remigiusza Dzielnego, a także tych wszystkich, którzy próbowali, ale im się nie udawało.
Legenda o księżniczce Rozalii uwięzionej w wieży rozniosła się po całym królestwie Fejritejlandii, a szczególnie plotka, że była ruda jak marchewka wiewiórki powlekana miedzią. Od tamtej pory liczba śmiałków pragnących dostać się do jej komnaty drastycznie zmalała.
- Okrutna macocho! – krzyczała czasem w powietrze, wspominając kobietę, która ją tu przetrzymywała.
Na pewno zachodzicie w głowę czemu Rozalia nie mogła po prostu zejść po schodach na dół i uciec. Odpowiedź jest prosta jak rzymski nochal. Otóż zła macocha powiedziała jej, że nie wolno.
- Zła macocha! – złorzeczyła księżniczka w alkoholowym delirium. Whisky niszczyło jej cerę, mąciło wzrok, ale sprawiało, że choć na chwilę zapominała o swym nieszczęściu. Legenda głosiła, że tylko mężny książe może ją uwolnić spod jarzma macochy, więc co i rusz nasza Rozalia wypatrywała swego wybawcy. Jednak nikt nie nadchodził. – Jakże chciałabym nie być ruda... – szlochała, opróżniając kolejną butelczynę bursztynowego napoju. – Lustereczko, powiedz przecie... K-t-tk-kto... jeżd najchpięęękchniełszy we wszechhhhhhhh-szfieeecie...? – wystękała, a wydychanym powietrzu miała już co najmniej dwa promile.
- Zawsze podobała mi się Cindy Crawford – przyznało lustereczko, patrząc z niemałym obrzydzeniem na swoją właścicielkę. – Możesz mnie stłuc, bo już mi się niedobrze robi od patrzenia na ciebie, co?
- Wolałabym już umrzeć, niż jeszcze choć przez chwilę być ruda! – krzyknęła w ostatnim przebłysku trzeźwości, ignorując ewidentne złośliwości ze strony lustereczka. Gdy tylko wypowiedziała te słowa, niebo przeszył piorun, a w oknie pojawił się czarny kruk.
- Kraaaaaa!!! – krzyknęła Rozalia ze strachu.
- O jaki liszaj! – przestraszył się kruk, ale po chwili się opanował – uprzedzali, że jesteś ruda, ale to już naprawdę przegięcie.
- Kim jesteś? Czego chcesz? Skąd przychodzisz? – piszczała znerwicowana księżniczka.
- Z gazowni. Przyszedłem liczniki spisać – powiedział kruk, przybierając postać mężczyzny w czarnym płaszczu o kruczoczarnych, długich włosach. Był blady jak pośladki Eskimosa w marcu. – Żartowałem idiotko. Jestem Śmiercią, a zdaje się, że mnie właśnie wezwałaś...
Rozalia skuliła się w kącie, przewracając po drodze kilka pustych butelek. W Mosiężnej Komnacie zgasły wszystkie światła, a oświetlała ją jedynie trupia poświata księżyca.
- Ale... ale ja... nie miałam na myśli... to znaczy... – denerwowała się Rozalia – po prostu nie chcę być już ruda...
Pan Śmierci zaśmiał się ponuro i przeciągle, a jego zupełnie czarne oczy przeszyły Rozalię.
- Nie przyszedłem farbować włosów, tylko zbierać swoje śmiertelne żniwo – powiedział już zupełnie poważnie.
- Weź mnie – zaproponowało lustereczko – nie mogę już na nią patrzeć.
- Nie zabijaj mnie, proszę... – skamlała Rozalia, tuląc się do stóp Pana Śmierci. Objęła jego łydki oburącz i płakała, szlochała i dygotała, a jej gorzka łza upadła na stopę obleczonego na czarno gościa. W tym momencie odsunął od siebie Rozalię, a pomieszczenie rozświetlił nagły błysk. Oto w komnacie pojawiła się niska, grubiutka kobieta w okularach, na oko grubo po pięćdziesiątce. Mimo swego nikłego wzrostu twarz miała na równi z Panem Śmierci, a to dlatego, że z pleców wystawały jej cienkie, przezroczyste skrzydełka, które unosiły ją dobry metr nad ziemią.
- Wróżka chrzestna! – ucieszyła się Rozalia – tyle lat na ciebie czekałam!
- Przybyłam na wezwanie, którym była twa gorzka łza – oznajmiła ciepłym i opiekuńczym tonem.
- Jak to? – zdziwiła się Rozalia – przecież umówiliśmy się na gwizdnięcie.
- Yyy… ale…
- To ja, cholera, każdego wieczora przez sześć lat gwizdałam z tej wieży jak jakaś idiotka, gardło sobie zdarłam, dziąsła mi spuchły i bezpowrotnie utraciłam górną lewą trójkę, a ty mi tu przyłazisz po tylu latach i mówisz, że się umówiłyśmy na gorzką łzę?
Zdezorientowana Wróżka Chrzestna z cichym szelestem skrzydeł osiadła na ziemi, gdzie sięgała Panu Śmierci do kolan.
- Pomyliło mi się z Kopciuszkiem – przyznała z głupią miną. – Mniejsza o to. W każdym razie przybyłam. Co mnie ominęło?
Rozżalona księżniczka, gdy już doszła do siebie, opowiedziała ostatnie przeżycia swej Wróżce Chrzestnej, która słuchała z najwyższą atencją. Losy Rozalii mocno ją wzruszyły, a nawet Pan Śmierci zdawał się mieć świeczki w oczach. Młoda dziewczyna opowiadała o swym losie, tęsknocie i problemach z alkoholem. Gdy skończyła, Pan Śmierci po długiej chwili milczenia przemówił:
- Zaprawdę los cię ciężko doświadczył... I jeszcze ten liszaj... – westchnął ciężko, odwracając z obrzydzeniem głowę w stronę Wróżki Chrzestnej – czy to jest zaraźliwe? – szepnął, ale kurduplasta wróżka wzruszyła tylko ramionami. – W każdym razie – kontynuował już głośno – dam ci dziewczyno szansę na odmianę twego losu. Otóż istnieje zaklęcie, które sprawi, że twe włosy zyskają piękny, blond kolor, któremu nie oprze się żaden mężczyzna. Będziesz mogła wówczas żyć długo i szczęśliwie u jego boku. Prawego, bądź lewego, jeśli będzie chromy na prawą nogę.
- A jeśli nie będzie chromy? – zainteresowała się Rozalia.
- Wówczas będziesz mieć wybór – oznajmił Pan Śmierci.
- Wybór... – rozmarzyła się księżniczka, dla której to słowo było dotychczas tylko marzeniem, nie licząc dylematów czy jest pyzy czy pierogi z kapustą. – Jakie to zaklęcie? – zapytała w końcu – czy je znasz?
- Niestety nie znam – przyznał smutno Pan Śmierci – lecz słyszałem, że znajduje się ono w Wielkiej Bibliotece Czarów, gdzie wszystkich tajemnych ksiąg pilnuje Wielki Bibliotekarz. On ci je wskaże – zakończył pełnym napięcia głosem i nakrył się czarnym płaszczem, by rozpocząć przemianę w kruka.
- Zaczekaj! – Wróżka Chrzestna złapała go za rękaw, który zdążył się już zamienić w skrzydło – gdzie jest ta biblioteka i co ty będziesz z tego miał? – zapytała stanowczo i podejrzliwie.
Po tych słowach Pan Śmierci wyprostował się i po raz kolejny przeszył zimnym wzrokiem Rozalię i Wróżkę Chrzestną. Obie wzdrygnęły się i przeszedł po nich nieprzyjemny dreszcz. Po kolejnej chwili milczenia znów zaśmiał się złowieszczo, a piorun po raz kolejny rozświetlił na ułamki sekund pomieszczenie.
- Sprytnaś, Wróżko... – przyznał niechętnie – nigdy bym się tego nie spodziewał po grubaśnej karłowatej emerytce ze skrzydłami ważki. Wstęp do biblioteki mają jedynie ci, którzy zajęli co najmniej dziesiąte miejsce w konkursie Eurowizji, więc Rozalia będzie musiała wziąć w nim udział! Jeśli jej się nie powiedzie, wówczas przyjdę zabrać dziewczynę na tamten świat.
- Chyba żartujesz! – oburzyła się Rozalia – przecież wszyscy wiedzą, że od ponad czterech dziesięcioleci nikomu z Fajrytejlandii nie udało się zająć miejsca w pierwszej trzydziestce! Ostatnio przegraliśmy nawet z Wyspą Gilgemiasza, na której mieszka tylko krokodyl. W dodatku całkowicie głuchy! Jestem z góry skazana na niepowodzenie, nikczemniku.
Pan Śmierci znów się zaśmiał, zabierając z pomieszczenia całą radość i worek kartofli, który stał pod ścianą, po czym zniknął tak nagle jak się pojawił. Po chwili jednak wrócił (już bez kartofli) i poważną miną obwieścił:
- Jako Pan Śmierci nie miewam pustych przebiegów, więc będę musiał zabrać do Królestwa Śmierci kogoś z was.
Cisza, która nastała po jego słowach była nie do opisania. Jakakolwiek forma protestu wydawała się absolutnie bezcelowa. Wróżka Chrzestna mocno objęła Rozalię i rzekła drżącym głosem:
- Nigdy nas nie rozdzielisz! Ja i Rozalia jesteśmy dla siebie całym światem i będziemy stać za sobą murem po wsze czasy! Prawda, Rozalio?
Księżniczka wzruszyła obojętnie ramionami i poszła wstawić wodę na herbatę.
Wtedy Pan Śmierć postanowił. Wziął kamień z podłogi i stłukł nim lustereczko.
- Zrobione – powiedział i już miał odchodzić, gdy zatrzymała go Rozalia.
- A liszaj? Z taką okropnością na nosie nigdy nie uda mi się zaistnieć na konkursie Eurowizji...
- Weź prednizon. Powinien pomóc – ostatnie słowa Pana Śmierci rozpłynęły się w mroku. Zamienił się w kruka i odleciał w ciemność. Wróżka i Rozalia stały jeszcze przez chwilę przy oknie i patrzyły na czarno-biały krajobraz roztaczający się pod wieżą. Nie musiały nic mówić, ale ich głowy pełne były niepokojących myśli.
„Rozalia nie ma szans... Zginie młodo i rudo...” – trapiła się Wróżka Chrzestna.
„Nie mam szans... Zginę młodo, rudo i z liszajem” – frasowała się Rozalia.
„Może zrzucę ją ze schodów i powiem policji, że to był wypadek...” – zastanawiała się Wróżka.
„Skąd ja wezmę prednizon? Przecież tu nie ma żadnej apteki!” – martwiła się księżniczka.
„Chyba to zielone bolerko mnie pogrubia” – myślała Wróżka.
„Mam nadzieję, że nie będzie tłukł tych kartofli. Wszak młodych ziemniaków się nie tłucze” – implikowała Rozalia.
Potok natrętnych myśli przerwała w końcu Wróżka Chrzestna, która klasnęła w dłonie i powiedziała:
- Rozalio, zdaje się, że nie mamy wyjścia. Zaśpiewaj coś, proszę... – po tych słowach księżniczka uśmiechnęła się delikatnie, a na jej twarzy zagościł rumieniec, który na chwilę umiejętnie zakrył liszaja. Rozalia spojrzała rozmarzonym wzrokiem w księżyc i udała na twarzy głęboką zadumę. Przymknęła swe ujmujące, zielone oczęta i rozpoczęła swą pieśń, którą więziła sercu przez wiele lat. Echo niosło głos przez góry i doliny, a w umyśle księżniczki pojawił się książe, do którego śpiewała swą miłosną piosenkę drżącym ze wzruszenia głosem. Gdy skończyła balladę, gdy echo ostatni raz rozbrzmiało, księżniczka delikatnie uniosła powieki i spojrzała w kierunku Wróżki Chrzestnej. Ta stała tyłem i majstrowała coś przy stole, wydając przy tym osobliwe i hałaśliwe dźwięki.
- Co robisz, Wróżko Chrzestna? – zapytała Rozalia, wyrwana z romantycznego uniesienia, w które wprawiła ją pieśń.
- Ostrzę miecze – odparła Wróżka, nie odwracając się.
- Ale po co? – zdziwiła się księżniczka, podchodząc do swej opiekunki bliżej. Kilka chwil później Wróżka odwróciła się, uniosła się na skrzydłach i spojrzała Rozalii głęboko w zielone, niewinne oczy.
- Nie umiesz śpiewać. Weźmiemy bibliotekę siłą.


Po tygodniu ciężkiej wyprawy, po przebyciu schodów, pokonaniu Ogrów z Bagien, przepłynięciu Jeziora Śmierci i pozytywnym przejściu Próby Ognia, obie podróżniczki opadały już powoli z sił, a i nadzieja tliła się w nich ostatkiem. Usiadły na leśnej polanie, na którą z rzadka przenikały promienie słońca. Kres dnia zbliżał się wielkimi krokami.
- Ale nam łatwo poszło z Ogrami – zdziwiła się Rozalia. – Kto by pomyślał, że jak widzą rude włosy, to uciekają w popłochu.
- Jezioro Śmierci też było dziecinną igraszką, po tym jak się rozstąpiło po ujrzeniu twojego liszaja – przypomniała rozbawiona, ale nieludzko zmęczona Wróżka Chrzestna. – Gdybyśmy tylko wiedziały, gdzie znajduje się ta biblioteka...
- Może łyka? – zaproponowała Rozalia, podtykając pod nos Wróżki butelkę whisky.
- Nie ma mowy! – odmówiła stanowczo tłusta wróżka. – I tak jestem zła, że pakowałyśmy się kilkanaście godzin, a ty oprócz pary majtek zabrałaś tylko whisky.
- W sumie też nie wiem po co mi te majtki – przytaknęła Rozalia i wyrzuciła je z plecaka. – Dziewiętnaście lat nie zmieniałam, to teraz też mnie nie zbawią – dokończyła buntowniczym tonem, a Wróżka Chrzestna odwróciła się z najwyższym obrzydzeniem. – Gorzej, że kiedy dotarłyśmy do miasta, żeby zapytać o bibliotekę, to musiałyśmy uciekać, bo uznali mnie za wiedźmę i chcieli mnie spalić na stosie.
- A mnie za tłustą wariatkę ze skrzydłami i próbowali mi zabrać emeryturę. – Na to wspomnienie Wróżka Chrzestna oburzyła się jeszcze bardziej i wyrwała Rozalii butelkę whisky, po czym osuszyła ją do dna – Niedoczekanie!!! – wrzasnęła.
Na te słowa polanę spowiła mlecznobiała mgła, która ograniczała widoczność do tego stopnia, że ujrzenie palców własnej ręki graniczyło z cudem. Rozalia przytuliła mocno Wróżkę i obie rozglądały się w panice dookoła, szukając choć trochę przejrzystego powietrza, lecz te próby nie przyniosły skutku. Wizja śmierci rychło zagościła w ich głowach.
- Umrzemy – szepnęła Rozalia – muszę ci coś wyznać przed śmiercią... Kilka lat temu weszłam do suszarni nad Mosiężną Komnatą i znalazłam tam tubkę butaprenu, którą się sztachnęłam. I chodziłam tam kilka tygodni, aż tubka się skończyła. Potem popadłam w depresję i przez kilka miesięcy moczyłam się w łóżko.
- Ja też ci coś muszę wyznać – skamlała Wróżka Chrzestna. – Na studiach całowałam się z koleżanką i… podobało mi się to... – nagle Wróżka przerwała, bo mgła szybko opadała i ich oczom ukazały się dębowe, solidne drzwi nad którymi widać było napis: „Wielka Biblioteka Czarów”.
- Niesamowite... – szepnęła Rozalia, patrząc urzeczona w drzwi, za którymi krył się sekret jej szczęścia. Zaklęcie, które miało dać normalność i receptę na udane życie po wsze czasy. Wizja królewskiego ślubu opanowała umysł Rozalii. Piękna biała sukna i welon, szlachetne konie, fantastyczny zamek na zboczu, przepiękny i dzielny książe, szacunek i wierność poddanych, garderoba wypełniona sukniami uszytymi przez mistrzów krawiectwa z najodleglejszych zakątków Królestwa, cotygodniowe bale na jej cześć i piękne, nieopisane, bajkowe, lśniące blond włosy...
Wróżka Chrzestna otarła ślinę ściekającą po brodzie nieprzytomnej ze szczęścia Rozalii, po czym obie podeszły do dębowych drzwi, za którymi znajdowały się wszystkie te bajkowe marzenia. Już miały wejść, już prawie dotknęły klamki, gdy niebo rozświetlił piorun i za ich plecami pojawił się Pan Śmierci.
- Odejdź! – syknęła Wróżka Chrzestna – nic tu po tobie!
- Przeciwnie – uśmiechnął się przybysz z zaświatów, a jego czarne jak ziarnko pieprzu pomalowane na czarno oczy zalśniły dziko – więc całowałaś się z dziewczyną tak?
- Spieprzaj! – mruknęła niezadowolona Wróżka i już miała chwycić za klamkę, gdy Pan Śmierci powiedział swym chłodnym, metalicznym głosem:
- Spójrz na drzwi. Nie widzisz, co jest na nich napisane?
Rozalia i Wróżka Chrzestna podeszły bliżej i ich oczom ukazała się pożółkła od starości kartka zwisająca na solidnym, choć już nieco przyrdzewiałym gwoździu.
- „Zakaz wprowadzania zwierząt” – wyrecytowała Wróżka.
- Niżej – rzekł zniecierpliwionym głosem Pan Śmierci. Wtedy Wróżka nachyliła głowę, przeczytała kolejną linijkę tekstu i zmroził ją strach. Nie czekając długo, wyjęła z torby miecz i rzuciła się na Pana Śmierci z dzikim wrzaskiem. Pojedynek na miecze trwał długo. Dzikie okrzyki i chrzęst uderzanego o siebie metalu, przeplatane iskrami przykuwały uwagę księżniczki Rozalii, która niestety nie umiała czytać, więc nie potrafiła odcyfrować napisu na drzwiach. Napisu, który tak wyprowadził Wróżkę Chrzestną z równowagi.
W pewnym momencie zmęczony Pan Śmierci rzekł z gniewem:
- Dosyć tego dobrego! – po czym odrzucił miecz, klasnął dwa razy w dłonie i Wróżka Chrzestna padła martwa pod jego stopami. – Mogłem tak zrobić od razu – mruknął sam do siebie, wycierając pot z czoła. Patrzył nieprzejednanym wzrokiem, jak księżniczka Rozalia rzuca się na ciało swej opiekunki, próbuje masażu serca, sztucznego oddychania i ciągnięcia za włosy w nosie, ale po chwili zrozumiała, że wszelkie próby poszły na marne. Wróżka Chrzestna była zimna jak zamrażarka w piwnicy Królowej Śniegu w styczniu.
- Dlaczego? Dla-a-cze-e-go-o? – szlochała Rozalia wijąc się w spazmach po ziemi. – Byłam z nią tak krótko, mogłyśmy zostać najlepszymi przyjaciółkami... Trzymała mnie przy chrzcie, na pewno zbierała już kasę na moje wesele... Dla-a-cze-e-go-o? – pytała Pana Śmierci, który przyglądał się temu obrazkowi z niewzruszoną miną. Był świadkiem takich zachowań nie raz, nie dwa.
- Prawdę mówiąc, przyszedłem po ciebie, ale ona mi wystarczy – powiedział, po czym zamienił się w kruka.
- To teraz zabij mnie!!! – krzyknęła za odlatującym ptakiem Rozalia, zrywając się na nogi i złorzecząc.
- Hej, tutaj jestem, idiotko – powiedział Pan Śmierć w formie kruka stojący dalej na polanie – to była jakaś przypadkowa wrona. Zresztą nie błagaj mnie o śmierć, bo nie umrzesz. A największą satysfakcją dla mnie będzie to, że pozwolę ci żyć w tym stanie. – rzekł i odleciał w przestworza.
- A... ale jak to? – spytała zdezorientowana księżniczka Rozalia – nie rozumiem...
Podeszła do drzwi i przyjrzała się pożółkłej kartce, z zapisanym na niej tajemniczym zdaniem, które ostatecznie przyczyniło się do śmierci Wróżki Chrzestnej. Im dłużej mu się przyglądała, tym mniej widziała sensu w tańczących jej przed oczami literach, których nie potrafiła przeczytać. Wtedy drzwi się uchyliły i wyszedł przez nie stary, siwy mędrzec, zgarbiony i opierający się o lasce.
- Kim pan jest? – spytała Rozalia, ale czuła, że zna odpowiedź.
- Jestem Wielkim Bibliotekarzem – powiedział zgodnie z przypuszczeniami starzec. Gdzieś w głębi serca księżniczki znów zatliła się nadzieja, która przypomniała przyświecający jej cel: odnaleźć zaklęcie. Wiedziała, że nie będzie mogła uczynić tego z martwą Wróżką Chrzestną, ale zrozumiała, że nie może się poddać. W końcu jest księżniczką! Przeszła tyle przeciwności losu, zwalczała niemożliwe do zwalczenia, pokonała niemożliwe do pokonania i oto znalazła się przed biblioteką, by nadać blask swemu życiu. Spojrzała na Wielkiego Bibliotekarza, który miał odczytać magiczne zaklęcie i sprawić, że wszystko się odmieni. Chciała jeszcze tylko zaspokoić swoją ciekawość.
- A co tu jest napisane? – spytała ostrożnie Rozalia, pokazując na nieczytelną dla niej linijkę tekstu.
Starzec podszedł do drzwi, nałożył monokl i przeczytał:
- „Rudym wstęp wzbroniony” – po czym zamknął drzwi, zostawiając księżniczkę samą na polanie z plecakiem pełnym whisky.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Cytat:Nie można jednak dziwić się takiemu stanowi rzeczy, gdyż odległość wieży od skupisk ludzkich była znaczna. Nie znaczy to jednak, że nikt nie stawał w konkury do Rozalii.
znacznie i znaczna brzydko brzmi koło siebie

Cytat:Szedł wiele godzin, kręte schody zdawały się wić bez końca i doprowadzały do obłędu, wielokrotnie wątpił, że w ogóle mają koniec i prowadzą dokądkolwiek.


Cytat: Legenda głosiła, że tylko mężny książe
książęcy ogonek zjadłeś, jakkolwiek to nie brzmi Tongue

Cytat:Oto w komnacie pojawiła się niska, grubiutka kobieta w okularach, na oko grubo po pięćdziesiątce.

Cytat:rozmarzyła się księżniczka, dla której to słowo było dotychczas tylko marzeniem, nie licząc dylematów czy jest pyzy czy pierogi z kapustą
ę?

Cytat:Przymknęła swe ujmujące, zielone oczęta i rozpoczęła swą pieśń, którą więziła sercu przez wiele lat.

kapitalny tekst, świetnie się bawiłam!

Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#3
Muszę się przyznać, że śledzę twoją twórczość i nawet chętnie czytam, a jak na mnie już wielki wyczyn Big Grin
musimy sie kiedyś ugadać na jakiś pojedynek Tongue

Cytat:Znajdował się za siedmioma górami, trzema lasami, jedenastoma strumieniami, jednym pagórkiem, trzema polami z burakiem pastewnym, jednym ugorem, stacją benzynową Shell i za stodołą pana Heńka.
Hahahaha Big Grin

Masz talent do pisania, pojedynczych opowiadań, krótkich zamkniętych całości. Czekam na coś dłuższego w twoim wykonaniu.
Każdy twój tekst ma ten identyczny styl i klimat, który lubię i który nazwałbym... gęstym[?]

Cytat:Ciekawi was pewnie też, co się suszyło w suszarni nad komnatą...
Głównie bielizna.
podoba mi się ten zabieg przerywający ciągłość tekstu. Jak go sobie czytałem tak jakoś fajnie na chwile zwolnił w mojej głowie.
Brawo Smile

Cytat:Kolejne trzydzieści procent odpadało, gdy się okazywało, że do komnaty nie prowadzi podjazd dla niepełnosprawnych.
Big Grin

Historia Remigiusza Dzielnego mnie rozwaliła xDDD

Cytat:Na pewno zachodzicie w głowę czemu Rozalia nie mogła po prostu zejść po schodach na dół i uciec. Odpowiedź jest prosta jak rzymski nochal. Otóż zła macocha powiedziała jej, że nie wolno.
Hahahaha, ja też zachodziłem w głowę xD

Cytat:Zawsze podobała mi się Cindy Crawford – przyznało lustereczko
xDDD

Śmierć z gazowni też genialna, serio przeginasz z tym liszajem. Tak ogóle to trupioblady pan jest najlepszą postacią opowiadania. Fajny naciągany klimat mają te jego gesty.

Cytat:- Wybór... – rozmarzyła się księżniczka, dla której to słowo było dotychczas tylko marzeniem, nie licząc dylematów czy jest pyzy czy pierogi z kapustą.
jeść Wink

Cytat:Ostatnio przegraliśmy nawet z Wyspą Gilgemiasza, na której mieszka tylko krokodyl. W dodatku całkowicie głuchy!
Big Grin

Cytat:„Nie mam szans... Zginę młodo, rudo i z liszajem” – frasowała się Rozalia.
„Może zrzucę ją ze schodów i powiem policji, że to był wypadek...” – zastanawiała się Wróżka.
„Skąd ja wezmę prednizon? Przecież tu nie ma żadnej apteki!” – martwiła się księżniczka.
„Chyba to zielone bolerko mnie pogrubia” – myślała Wróżka.
to było genialne Big Grin i jeszcze kiedy wróżka stwierdziła, że wezmą bibliotekę siłą xD serio, masz poczucie humoru
ta Wróżka Chrzestna to też niezłe ziółko. Nie da sobie zabrać emerytury!

mroczne sekrety księżniczki i wróżki też są mega Big Grin w ogóle chyba twoje najlepsze opowiadanie. Szykuje się tekst miesiąca.

Cytat:W pewnym momencie zmęczony Pan Śmierci rzekł z gniewem:
- Dosyć tego dobrego! – po czym odrzucił miecz, klasnął dwa razy w dłonie i Wróżka Chrzestna padła martwa pod jego stopami. – Mogłem tak zrobić od razu – mruknął sam do siebie, wycierając pot z czoła.
HAHAHHAHAHAHAHAHHHAHAHHA!

zakończenie też dobre, ale czemu do cholery ona się nie ufarbowała? xD

Bez owijania w bawełnę, to najlepsze co tu przeczytałem od dawna i jest godne polecenia. Powiedz mi czy myślisz o pisaniu czegoś na prawdę, a nie tylko do internetu? Wydaj te swoje opowiadanka, jak już ich się trochę nazbiera, bo warto.
Odpowiedz
#4
(23-08-2012, 20:50)Szaden napisał(a): Powiedz mi czy myślisz o pisaniu czegoś na prawdę, a nie tylko do internetu? Wydaj te swoje opowiadanka, jak już ich się trochę nazbiera, bo warto.

Dokładnie tydzień temu napisałem słowo "koniec" w książce, którą pisałem dwa lata (oczywiście z długimi przerwami). Ma 195 stron A4, czyli pewnie w formacie książkowym wyszłoby ponad 350. Na razie jest na etapie pierwszej recenzji u zaufanej osoby. Potem jeszcze parę poprawek, rozesłanie do 4-5 osób, ostateczne poprawki i po zasięgnięciu opinii czy w ogóle warto, zainteresuję się wydaniem tegoSmile
Mam jeszcze w zanadrzu jedno opowiadanko, które ma około 20 stron, więc niedługo umieszczę na forum, ale muszę to trochę poprawić.
W ogóle dziękuję za tak niesamowicie pozytywne recenzje. Tym cenniejsze, że skomentowane przez przedstawicieli wszystkich płci ;P
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Cytat:W pewnym momencie zmęczony Pan Śmierci rzekł z gniewem:
- Dosyć tego dobrego! – po czym odrzucił miecz, klasnął dwa razy w dłonie i Wróżka Chrzestna padła martwa pod jego stopami. – Mogłem tak zrobić od razu – mruknął sam do siebie, wycierając pot z czoła.

Tak, ten fragment miażdży, zdecydowanie Big Grin

Masz swój charakterystyczny, prześmiewczy styl, i optymalnie dawkujesz mieszankę absurdu i humoru. Jeśli zastosujesz się do rad Szadena to masz we mnie nabywcę!

Pozdrawiam i proszę nie trać weny ^ ^



[...] we kill people who kill people because killing people is wrong [...]
Odpowiedz
#6
We mnie też masz czytelnika ;]
Odpowiedz
#7
O proszę - tekst miesiącaSmile
Dziękuję za wybórSmile Jestem zaszczycony, zwłaszcza, że to jedyne me dziełko jakie wrzuciłem tu w tym miesiącu. A przy okazji jestem "Laj", a nie "Lay" Smile
Tak w ogóle, to kto przyznaje gwiazdki? Bo ten tekst ma 4 gwiazdki, a dodany też w sierpniu Via Express tychże gwiazdek na swych recenzenckim nieboskłonie zaliwżdy pięć posiada... Tymczasem tekstem miesiąca został ten czterogwiazdkowy? Nie widzę tu logiki...
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Cytat:Znajdował się za siedmioma górami, trzema lasami, jedenastoma strumieniami, jednym pagórkiem, trzema polami z burakiem pastewnym, jednym ugorem, stacją benzynową Shell i za stodołą pana Heńka.
Grunt do dobra lokaliza Big Grin

Cytat:- Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
- Na pewno nie ty, maszkaro – prychnęło lusterko – jak na ciebie patrzę, to mam ochotę rzucić się o ścianę.
Szczerość lustereczka cudna Big Grin

Cytat:- O, losie! O, niewdzięczny losie! Czemuż ja muszę cierpieć? Czemu mam liszaj? Czemu pęseta mi przez okno wypadła? I czemu, ach czemu jestem ruda jak połączenie marchewki, wiewiórki i zwoju miedzianego druta? – szlochała.
Biedna. Tylko patrzeć jak zostanie wciągnięta przez wir w trakcie mieszania herbaty Big Grin

Cytat:Kiedy otworzyła mu rozpromieniona Rozalia, Remigiusz ujrzał, że była ruda i wrócił do domu.
Biedny Remigiusz, a tak się trudził przez cały akapit xD

Cytat:- Przybyłam na wezwanie, którym była twa gorzka łza – oznajmiła ciepłym i opiekuńczym tonem.
- Jak to? – zdziwiła się Rozalia – przecież umówiliśmy się na gwizdnięcie.
- Yyy… ale…
- To ja, cholera, każdego wieczora przez sześć lat gwizdałam z tej wieży jak jakaś idiotka, gardło sobie zdarłam, dziąsła mi spuchły i bezpowrotnie utraciłam górną lewą trójkę, a ty mi tu przyłazisz po tylu latach i mówisz, że się umówiłyśmy na gorzką łzę?
Ona ma jednak pecha Big Grin

Cytat:- Nie umiesz śpiewać. Weźmiemy bibliotekę siłą.
Hahaha Big Grin

No i mogłabym tak wypisywać długo. Drogi Laju - przyprawiłeś mnie o głupawkę, za co Ci dziękuję Big Grin I nie przejmuj się gwiazdkami, bo po co? [/align]
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#9
Cytat:Kolejne trzydzieści procent odpadało, gdy się okazywało, że do komnaty nie prowadzi podjazd dla niepełnosprawnych.

Cytat:Ale z tymi umierającymi po drodze na szczyt… eeeeeee…

Cytat:Remigiusz ujrzał, że była ruda i wrócił do domu.

Cytat:- Kraaaaaa!!! – krzyknęła Rozalia ze strachu.

Cytat:- Jak to? – zdziwiła się Rozalia – przecież umówiliśmy się na gwizdnięcie.
- Yyy… ale…

Cytat:- Wybór...
A to było całkiem niezłe.

Cytat: „Rozalia nie ma szans... Zginie młodo i rudo...”

Cytat: „Mam nadzieję, że nie będzie tłukł tych kartofli. Wszak młodych ziemniaków się nie tłucze” – implikowała Rozalia.

Cytat:- W sumie też nie wiem po co mi te majtki – przytaknęła Rozalia i wyrzuciła je z plecaka. – Dziewiętnaście lat nie zmieniałam, to teraz też mnie nie zbawią

Jak widzisz, skupiłem się raczej na pozytywach;] Nie znaczy, że nie ma negatywów. Z tych jednak wymienię zaledwie drobne błędy (głównie interpunkcja i powtórzenia) i zwyczajnie słabsze momenty, jakie można dostrzec wszędzie i u każdego, czasem co prawda słabsze bardzo rażąco, ale można przymknąć oko. W ogóle sam poziom tekstu (na koniec drastycznie spadł), choć potraktowanego na lekko, a to przecież dodaje łatwizny, nie szarżuje jakimś mega polotem, ale… jest ok. Przede wszystkim masz talent komiczny;]. Wiele można dopracować, choćby technicznie, i byłoby o wiele, wiele bardziej cacy, przy czym – nadal bym się nie łamał, bo tekst niepoważny i pisany dla hecy. No i hecę mi przysporzył, toteż powstrzymałem się od wnikliwszej krytyki. Szczere dzięki;D
Aha, i chcę zaznaczyć, że rude jest piękne i ma do mnie zawsze wstęp wolny!
Odpowiedz
#10
Dzięki za kolejne przychylne komentarzeSmile Ale żeby nie kojarzyć się wyłącznie li z groteską, niebawem zamieszczę coś w dziale o zupełnie innej tematyce.
Chociaż mam nadzieję, że nie kojarzę się li tylko z groteską Tongue
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości