KRWIOŻERCZY KNUR ZAGŁADY
Wtedy właśnie usłyszałem tę opowieść, a kiedy snuł ją ochrypłym, to znów ściszonym do szeptu głosem, coraz to wstrząsał mną dreszcz, choć był to dzień w pełni lata. […] Kiedy skończył, przestałem się dziwić, że jego umysł uległ zachwianiu...
H.P. Lovecraft „Kolor z przestworzy”.
Świniowate (Suidae) – rodzina dużych, lądowych ssaków parzystokopytnych. […] Są wszystkożerne. […] Zajmują czwarte miejsce w piramidzie inteligencji na kuli ziemskiej.
Za: http://pl.wikipedia.org.
Szynka wieprzowa jest smaczna i zdrowa.
Wiersz nieznanego autora.
Wiersz nieznanego autora.
Spierdalaj.
Najostrzejsza z ciętych ripost wujka Staszka
(vel Mistrza Ciętej Riposty, bohatera kawałów i anegdot).
Najostrzejsza z ciętych ripost wujka Staszka
(vel Mistrza Ciętej Riposty, bohatera kawałów i anegdot).
18:30
– Bestia wyszła z morza, tako rzecze nam Pismo Święte.
Głos wielebnego dudnił w kościelnych głośnikach. Dodawał otuchy i nadziei w mrocznych dniach, jakie zalegały nad wioską. Stłoczeni wierni, ubrani w grube kurtki, przyjmowali każde słowo księdza z pomrukiem aprobaty.
– Nasza bestia jest stokroć gorsza, wyszła bowiem z plugawego bajora własnych fekaliów!
Przez tłum zebranych przetoczyła się fala aplauzu zmieszanego z konsternacją.
– Że skąd? – szepnęła dziewczyna w różowej czapce z pomponem.
– Że z gnojówki – odwarknął jej sąsiad, spoglądając z niesmakiem na nakrycie głowy. Tkwił wbity pomiędzy biały filar, a gąszcz ludzkich ciał, niby sardynka w puszce.
Widmo grozy przyciągało na wieczorowe msze wszystkich mieszkańców Chrumkowa Górnego, nawet takich, którzy ostatni raz byli w kościele na własnej komunii, czego przykładem była bezbożnica w czapce.
Jeszcze nie wiedziała, że tej nocy będzie tematem równie gorącym jak grasujący w okolicy potwór.
– W tych dniach strachu i trwogi pozostaje nam jedynie oddać się pod opiekę Ojca!
Wierni odkrzyknęli ochoczo:
– Amen!
19:15
Jedną z nielicznych owieczek, które nie stawiły się tego wieczoru na mszę był wujek Staszek.
Przechadzał się powoli po ulicach Chrumkowa bez żadnego celu. Tu postał chwilę koło płotu i wypalił Bezrobotnego, tam posiedział moment na ławeczce, spoglądając w zachmurzone, ciemne jak atrament niebo. W połach kurtki nosił dwie butelki wina Komandos. Prosił co prawda w monopolowym o swój ulubiony Uśmiech kombajnisty, ale zapasy się skończyły.
Bał się bestii, tak jak i inni; widok krwi na śniegu, makabryczne opowieści o stanie zwłok i niemal codzienne pogrzeby sprowadzały na niego koszmary pełne kłów i bólu. Jednak nie szukał pociechy w słowach księdza Natanielka. Właściwie to uznawał go za starego, zdziecinniałego alkoholika.
Wiedział, że w domu spytają go o kazanie, żeby sprawdzić czy rzeczywiście uczestniczył we mszy. Miał już gotową odpowiedź, nawet nie przechodząc przez próg kościoła był pewny, że wielebny mówił tylko i wyłącznie o potworze.
A gdyby nie uwierzyli? Cóż, zawsze mógł ich przecież zripostować!
Od zajścia z klaunem szydercą, od wspaniałych chwil, kiedy jego historia rozbrzmiała w tysiącach polskich domów czuł, że jest kimś ponad to wszystko. Nie jest zwykłym wieśniakiem, ale bohaterem narodowym – kawały i anegdoty o nim znają przecież prawie wszyscy!
Lecz teraz zapomniano o nim, odstawiono go do lamusa, a wszystko przez tą serię brutalnych i krwawych mordów. Najpierw ginęły tylko zwierzęta: krowy, konie i inne, później monstrum rozsmakowało się w ludzkiej krwi. Z początku myślano, że to wilkołak lub wampir, ale potem gazety obiegła przerażająca fotografia zrobiona przez jakiegoś amatora.
Okazało się, że potwór jest gigantycznej wielkości świniakiem o kosmicznej wręcz sile i szybkości, którego spryt wykracza poza wszelkie granice.
Nazwano go Krwiożerczym Knurem Zagłady, ale Staszek wolał jego drugie imię.
Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca.
Pociągnął z butelki i skrzywił się od kwaśno-siarczanego smaku. Odkąd dni jego sławy w Chrumkowie Górnym i całej Polsce minęły, pozostało mu tylko to: pić i włóczyć się bez celu.
– Cześć, Staszek! – powitał go wesoło żołnierz spieszący na wartę. – Wracaj szybko do domu, zaraz godzina policyjna!
– Spierdalaj.
20:20
Szeregowy Pykadło stał na warcie już blisko pół godziny. Dzisiaj strzegł terenu pomiędzy monopolowym, a szkołą, gdzie przedwczoraj znaleziono bestialsko pokiereszowane zwłoki. Potwór rozerwał człowieka na pół i wyżarł mu jelita. Widok był odrażający.
Wojsko stacjonowało w Chrumkowie już drugi tydzień. Patrolowali ulice dzień i noc, jednak do tej pory ich starania okazały się bezskuteczne. Nie potrafili odnaleźć kryjówki Krwiożerczego Knura, on zaś zdawał się dosłownie rozpływać w powietrzu po każdym kolejnym mordzie niby demon.
Morale żołnierzy podupadały – doskwierały im mrozy i ciągłe poczucie zagrożenia. Wielu zaczęło wierzyć w nadprzyrodzone moce gigantycznej świni, a kilka dni wcześniej w ich tymczasowej bazie rozkwitł handel różnorakimi fetyszami i amuletami. Pykadło nie mógł uwierzyć, że w dzisiejszych, cywilizowanych czasach będzie świadkiem takich zabobonów.
Ludzie z wioski domagali się ewakuacji i azylu, ale rząd poprzestał na wysłaniu sił zbrojnych. Zarządzono godzinę policyjną – wychodzenie z domu po dwudziestej zostało surowo zabronione pod karą dotkliwego mandatu, a nawet aresztu.
Wszystkie te środki nie przeszkodziły jednak dokonywać bestii kolejnych zabójstw. Knur polował głównie w nocy, jego ofiarą padło również kilku mundurowych.
Pykadło wyjął z plecaka owinięty w folię pakunek. Rozpakował go i powąchał – bagietka z szynką, uwielbiał ją!
W mroku za jego plecami zapłonęły dwa czerwone punkciki.
21:30
Julia Analna, czyli dziewczyna z pomponem wyskoczyła przez okno w ciemne, zimowe powietrze. Jej upadek zamortyzowała pokaźna zaspa. Otrzepała się szybko ze śniegu, rozejrzała czy w pobliżu nie ma żadnego żołnierza i pomknęła na spotkanie z ukochanym.
Umówiła się z Krystianem na placu zabaw. Pomimo że nieco się spóźniła, dobiegła na miejsce pierwsza. Nie zdziwiło jej to – chłopak nigdy nie był punktualny. Bardzo dbał o swój wygląd, a w dodatku miał ostatnio spore zmartwienie na głowie. Jak do tej pory to on był niekwestionowanie najlepszym piłkarzem Koksów Chrumkowo, koledzy z drużyny nawet przezywali go Ronaldo. W tym sezonie pojawił się jednak nowy, młody talent, który go przyćmił. Przyczyna spóźnień i nieprzespanych nocy Krystiana nazywała się Leon Mesicki.
– Cześć, Julka! – powitał ją wesoło piętnaście minut później. Dziewczynie zdążyły do tego czasu zmarznąć stopy.
– Hej, Krystian! – Pocałowała go w policzek. Płatki wirowały wokół nich romantycznie. Noc była pochmurna i bezgwiezdna, ale ciemności rozpraszał zaścielający od dobrych kilku miesięcy cały świat śnieg.
– O czym chciałaś pogadać? – spytał, przeglądając się w zamarzniętej kałuży, z której chwilę wcześniej zgarnął biały puch.
Julia westchnęła ciężko i podparła się rękoma na biodrach.
– Lidka widziała jak zdradzasz mnie z Zuzą...
Krystian nie odpowiadał przez dłuższy moment.
– Masz grzebień? – poprosił.
– Nie – odburknęła.
– Cholera – syknął i zaczął poprawiać fryzurę palcami. Po kilku minutach stwierdził, że efekt jest w porządku. – Okay, o co pytałaś?
– Zdradzasz mnie z Zuzą! Wiem to od Lidki, ty draniu!
– Hej, uspokój się, to nie tak! – Położył obie dłonie na jej ramionach. Zamyślił się chwilę i wyjaśnił: – Ona mnie tylko masowała, wiesz, że mam problemy z... yyy... lędźwiami.
– Masowała cię głową? – nie dowierzała Jula.
– Obwąchiwała mnie tylko! Naciągnięte mięśnie wydzielają specyficzny zapach, kochanie – tłumaczył cierpliwie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Przecież to Iza była ostatnio twoją masażystką...
– Tak, ale ją wylałem.
– A Ela?
– Pokazuje mi ćwiczenia na rozciąganie.
– Anka?
– Ćwiczymy razem fitness, dla kondycji.
– Więc Zuza naprawdę tylko obwąchiwała czy masz naciągnięte mięśnie, a nie robiła ci to co myślę? – Wzrok Julii nadal był pełen podejrzliwości.
– Jasne, przecież nigdy bym cię nie okłamał!
Przytulili się mocno.
– Kocham cię – szepnęła uśmiechnięta.
– A ja kocham ciebie.
22:00
– Oficerze Morgan!
– Słucham, szeregowy?
– Melduję, że Pykadło zaginął! Migdalski poszedł go zmienić na warcie, ale nikogo nie zastał. Znaleźliśmy tylko krwawy ślad na śniegu...
– Shit!
Oficer wstał zza biurka i narzucił na siebie czym prędzej kurtkę. Był wysokim Afroamerykaninem o potężnej muskulaturze. Dziesięć lat temu dostał polskie obywatelstwo. Zaciągnął się do wojska i szybko awansował do stopnia oficerskiego, głównie dzięki częstemu powtarzaniu takich zwrotów jak: shit, mother fucker (czytaj: mada faka), fuck you i najlepszemu – my w Niuuu Joooork robili to inaczej, more dyscyplina, assholes! Odzywkom tym zawsze towarzyszyło splunięcie. Przełożeni byli wręcz wniebowzięci.
Prawda była taka, że Morgan nie widział nigdy Nowego Jorku na oczy. Przybył do Polski piętnaście lat wcześniej z Turcji i otworzył ze swoim szwagrem knajpę o nazwie: TURECKIH KJEBAP, która odniosła nieoczekiwany sukces. Tłumy rozentuzjazmowanych i uśmiechniętych nastolatków waliły wręcz drzwiami i oknami do baru. Po doszlifowaniu polskiej gramatyki zmienili nazwę na: ISTANBUL KEBAB i to okazało się ich największą pomyłką. W niedługi czas później zbankrutowali, a Morgan został zmuszony szukać szczęścia w armii.
– Łapać za karabiny, mother fucker! Idziemy zabijać, fucking shit! Żaden son of a bith nie będzie mordował moich podwładnych, fuck!
Podłogę bazy tymczasowej skropiła gęsto ślina.
22:20
Tymczasem w domu Kropnickich cała rodzina zebrała się, by odmówić nad ciałem zmarłego przedwczoraj Floriana modlitwę.
Trumna stała zamknięta. Potwór zmasakrował ciało tak bardzo, że nie można było sobie pozwolić na jej otwarcie. Urwał mężczyźnie głowę i lewą nogę, potężnymi kłami otworzył korpus, a ciężkie i twarde jak stal kopyto zmiażdżyło prawą rękę i żebra.
Florian nie miał żadnych szans na przeżycie tej konfrontacji. Krwiożerczy Knur Zagłady był przerażającą bestią, ale przede wszystkim bezwzględnie skutecznym mordercą.
Zebrani rozpoczęli śpiewać psalmy, w powietrzu czuło się smutek i strach.
Na trumnie stał bukiet pięknych róż, przypięta do nich karteczka głosiła:
Łączę się w bulu,
Wasz sołtys, Bronek
Wasz sołtys, Bronek
22:35
Krystian wracał niespiesznym krokiem do domu. Spotkanie odbyło się po jego myśli, jednak był w ponurym nastroju.
Jeszcze rok temu był futbolowym bóstwem. Miał wszystko – pieniądze, dziewczyny, sławę. Goniec chrumkowski przeprowadzał z nim cotygodniowe wywiady... A teraz? Dziewczyny zostały, ale co z tego, skoro nie był już numerem jeden, a jego sława kurczyła się z dnia na dzień. Pewnie i one w końcu odejdą, jak i wszyscy zakłamani fałszywcy. Nawet Analna Julka.
– Pierdolony Leoś! – krzyknął w ciemność. – Mesicki, kurwicki, liże własne cycki! – zaśpiewał.
Ulżyło mu odrobinę.
– Spierdalaj! – odkrzyknął ktoś z prawej strony.
Krystian spojrzał w tamtym kierunku. To wujek Staszek, mocno już nachlany, człapał przed siebie, podtrzymując się płotu. Chłopak wiedział, że jego życie też nie oszczędziło. Również był sławny, każdy znał kawały o jego ciętej ripoście.
Jednak teraz nikogo nie obchodził już Staszek, każdy zapomniał o Ronaldo, a nawet o tym wypierdku, Leo Mesickim.
Wszyscy gadali ciągle tylko o tej przerośniętej świni-ludojadzie.
Krystian beknął przeciągle. Odbiło mu się jedzoną na kolację szynką...
22:37
… a bestia wyczuła ten zapach w mroźnym, sterylnym powietrzu.
22:45
– Shit!
Morgan i jego dwudziestu podwładnych patrzyli tępo w wielką kałużę krwi. Wyglądało to na istną rzeź, ciągle padający śnieg zdołał zatrzeć już ślady jatki.
– Wy czterej, biegniecie na północ! Ty, ty, ty i ty! Patrolujecie okolicę na południe stąd! Wy lecicie na zachód, a ty, ty i ty, razem ze mną na wschód! No już, ruszać się, mother fucker! Nie strzelać mi do cywilów, bo jaja urwę! Chcę dostać go dziś sztywnego i przerobić na schabowe, rozumiecie?! Get out of here, mother fucker, kurwa!
Rozbiegli się w mrok.
22:50
Ronaldo, czyli Krystian był najszybszym biegaczem w całym Chrumkowie Górnym, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Nawet Mesicki, zwany czasami Czarodziejem, z całą swoją techniką i wirtuozerią był wolniejszy.
Jednak w biegowym pojedynku z Knurem Zagłady nie miał żadnych szans.
Najpierw usłyszał jego ciężki oddech, obrzydliwe sapanie. Odwrócił się za siebie i ujrzał potężną, ciemną sylwetkę z parą jarzących się w mroku, krwistoczerwonych ślepi. Olbrzym mógł mieć dwa metry wysokości w kłębie, a szerokości jeszcze więcej.
Chłopak rzucił się przed siebie w obłąkańczym sprincie. Usłyszał tuż za sobą głośne dudnienie, które zbliżało się z sekundy na sekundę...
Śnieg nie ułatwiał biegu, Krystian przewracał się raz po raz i ślizgał jak na lodowisku.
Poczuł obrzydliwy smród. Nie mógł porównać go do niczego, co do tej pory wąchał – odór śmietniska czy zgniłych jajek wydawał się być w porównaniu z tym fetorem różanym zapachem. Chwilę później jego nagą szyję owiał ciepły powiew.
Świnia-ludojad dyszy mi na kark! – przemknęło mu przez umysł. Strach niemal sparaliżował jego ruchy.
Kłap! Bydlę odgryzło mu piętę. Przewrócił się, wykonując efektowne salto – wiedział, że tym razem nie zdoła się już podnieść.
Bestia stanęła okrakiem nad jego drżącym jak w padaczce ciałem. Smród spotęgował się tysiąckrotnie.
Obrócił się na plecy z myślą, że umrze patrząc przynajmniej w twarz swojemu oprawcy z piekła rodem.
Tuż nad jego głową zawisł ogromny pysk pełen długich i ostrych kłów.
Lepka ślina ściekła wprost na włosy chłopaka.
– Kurwa, tylko nie fryzura!
Były to jego ostatnie słowa na tym świecie.
Potem już tylko krzyczał. Długo i piskliwie.
22:53
– Kurwa, słyszysz ten krzyk? – szepnął jeden z towarzyszących Morganowi żołnierzy. Był tak przerażony, że nie zważał na to, iż przeklina do swojego nadpobudliwego dowódcy.
– Cisza, mother fucker! Biegniemy tam!
Zastali bestię pałaszującą ze smakiem jakieś ochłapy mięsa, które niewątpliwie jeszcze kilka chwil wcześniej były żywym człowiekiem.
Świnia była ogromna, o wiele wyższa od dorosłego człowieka. Z pełnego kłów pyska buchała czerwona para, a długi jęzor rozbryzgiwał naokoło lepką ślinę. Twardą skórę porastała szczecina, przywodząca na myśl kawałki drutu. Oczy płonęły niczym piekielne ognie.
– Wymierzyć! – rozkazał Morgan, jako pierwszy przyklękając na jedno kolano. Pozostali poszli za jego przykładem, każdy oparł karabin o nogę i celował w skupieniu. Dłonie drżały im jak w febrze z przejmującego zimna, ale przede wszystkim z potwornego strachu.
Czy tego olbrzyma da się w ogóle zabić kulą z karabinu?
– Cel... pal!
Czwórka żołnierzy nacisnęła na spusty, rozległa się seria cichych trzasków.
Żaden z karabinów nie wypalił...
– Co jest, kurwa... – szepnął Morgan. Był tak zaskoczony, że nawet zapomniał przekląć po angielsku, by podtrzymać szacunek do swojej osoby na właściwym poziomie.
Patrzył na swoją broń w nikłym świetle sączącym się z ulicznej latarni jak oczarowany. Nacisnął spust jeszcze kilkakrotnie z równie marnym efektem. Zaciął się, wszystkie się zacięły!
Wtedy dojrzał maleńki napis na lufie i zrozumiał.
Made in China.
– Cięcia w kosztach, kurwa – warknął rozwścieczony, a potem ryknął ile sił w płucach: – Uciekamy, mother fucker!
Bestia spojrzała na nich i chrząknęła złowieszczo.
Około 23:00 do 23:20
Potwór dopadł i zabił wszystkich oprócz Morgana.
Oficera uratowało być może to, że przez lata pracy w knajpie przesiąkł zapachem jagnięciny i kurczaka, a może to, że nigdy nie przepadał za schabowym.
23:45
To była krwawa noc. Knur jeszcze nigdy nie dokonał jednego dnia takiej masakry. Umarł Krystian, gwiazda miejscowej drużyny piłkarskiej, szeregowy Pykadło i trzech innych żołnierzy.
W sumie od kłów Krwiożerczego Wieprza zginęło tego feralnego dnia pięć osób.
Wujek Staszek, Mistrz Ciętej Riposty nie miał o tym bladego pojęcia (i w sumie to gówno go to obchodziło).
Włóczył się w melancholijnym nastroju po zaśnieżonych ulicach i wspominał dawne, wspaniałe dni, kiedy z jego ripost śmiała się cała Polska.
Mógł otwarcie i z dumą powiedzieć: jestem kimś, nie to co wy, ciamajdy! Jestem sławny, jestem znany i lubiany!
Nie wrócił do domu, by zdać relację z kazania, nie miał nastroju. Poza tym był już nieźle pijany.
Jego melancholia osiągnęła w pewnym momencie stan tak głęboki, że nie zauważył nawet jak jego drogę zastawiło ogromne cielsko...
Krwiożerczy Knur Zagłady, postrach całego Chrumkowa i okolicy, bestia z najbardziej przerażających koszmarów.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Potwór warknął cicho, przygotowując się do morderczego skoku...
Gdzieś, kiedyś
Mały prosiaczek bardzo lubił zabawy. W tamtych wspaniałych czasach nikt nie przypuszczałby nawet, że słodka, różowa świnka zamieni się w przerażającą bestię. Że zostanie boleśnie wykopana przez swojego pijanego pana z chlewu i zdana na łaskę losu. Że będzie tułać się po lasach i walczyć z wilkami jak równy z równym o przetrwanie. Że będzie żywić się radioaktywnymi odpadami i powróci kiedyś jako Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca.
A tamtego dnia prosiaczek chciał się tylko trochę poprzekomarzać...
Tymczasem, kiedy trącał gospodarza pyszczkiem, poczęstowano go niemal śmiertelnym kopnięciem, które odrzuciło go na kilka metrów w tył, wprost za drzwi, w śnieżną zamieć, a pełen nienawiści głos krzyczał...
23:47
– Spierdalaj! – krzyczał wujek Staszek. Wywrócił się i leżał na ziemi.
Bestia stanęła w pół kroku, dosłownie o metr przed swą kolejną ofiarą.
– SPIERDALAAAAJ! – Mistrz Ciętej Riposty wrzeszczał jak opętany, jego głos wznosił się wprost ku niebiosom.
Krwiożerczy Knur Zagłady poczuł się znów jak malutki, odtrącony prosiaczek. W piekielnych, czerwonych ślepiach zaszkliły się łzy.
Potwór zachlipał i rzucił się do ucieczki.
Staszek jeszcze długo leżał w śniegu i zastanawiał się czy to, co zdarzyło się chwilę temu było prawdą czy złudzeniem.
A jeżeli działo się to naprawdę, to jakim cudem udało mu się przeżyć...
0:00
Krwiożerczy Knur Zagłady pędził przed siebie bez ustanku. Koszmary w jego umyśle powróciły, demony przeszłości obudziły się z głębokiego snu.
Masa mięśni i tłuszczu taranowała wszystko, co stanęło na jej drodze: płoty, auta, śmietniki, latarnie.
I nagle, jakby wyrósł spod ziemi, naprzeciwko rozpędzonej bestii stanął młody mężczyzna.
Potwór poczuł żądze mordu, musiał odreagować na kimś swój niewyobrażalny smutek...
– Avada kurvada! – krzyknął chłopak, a powietrze przeciął zielony błysk.
Apokaliptyczny Wieprz Ludożerca zwalił się z potężnym hukiem na zamarzniętą jezdnię.
Był martwy.
Leon Mesicki schował różdżkę do tylnej kieszeni spodni i poszedł w swoją stronę.
2:33
Żołnierze znaleźli truchło i niemal od razu zawołali oficera. Ten kazał oddać do ścierwa kilka strzałów z nielicznych, działających karabinów i zawiadomił media.
Nie wiadomo kiedy na miejscu zaroiło się od dziennikarzy i migających fleszami fotografów. Przyjechała nawet telewizja, szeregowcy puszyli się dumnie przed obiektywem kamery.
Koszmar w Chrumkowie Górnym zakończył się raz na zawsze.
Morgan stwierdził, że nauczył się w Nowym Jorku robić doskonałego kebaba. Wkrótce mieszkańcy wioski rozpalili ogromne ognisko i zabrali się do ćwiartowania potwora.
Uczta trwała do rana.
KONIEC