Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Krwawy październik przy Lane Street 17
#1
Całe moje ciało pokrywał pot i gęsia skórka. Nigdy w życiu się tak nie bałam. Miałam nadzieję, że choć jedna z moich sióstr przeżyła ostatnie pół godziny. Trzydzieści minut – ile może się zmienić w tak krótkim czasie! Dlaczego akurat dziś nie było w domu rodziców! Byłam zła, ale także zawiedziona i zrozpaczona. Miałam nadzieję, że mama i tata przeżyją życie tak jak zawsze chcieli.
Leżałam w moim pokoju ściśnięta pod łóżkiem . Drzwi zamknęłam uprzednio na klucz. Roniłam łzy. Jedna po drugiej, aż na deskach podłogi zebrała się mała kałuża, lśniąca w świetle księżyca, błyszczącego za owalnym oknem. Ciągle było słychać krzyki moich sióstr – Ann, Lizie i Belli. Ann miała 4 lata, Lizie 7, a Bella 13. Nie mogłam tego znieść! Zatkałam uszy z całych sił. One są zbyt młode,
by żegnać się z życiem. Ja dokładnie za cztery godziny byłabym pełnoletnia. Lecz nie wiem, czy tego doczekam. Nagle usłyszałam skrzypienie schodów. Byłam pewna że to Mark Miller. Szedł teraz po mnie. To mój sąsiad. Z pozoru uprzejmy mężczyzna, w dojrzałym wieku, dobrze zbudowany, z okropną, poplątaną, czarną jak smoła brodą. Zawsze miał na sobie ubłocone, masywne, czarne buty
i ciemnożółtą kurtkę. Schody już się prawie kończyły, a ja drżałam
z przerażenia. Nagle wszystko ucichło. Wnet usłyszałam próby przekręcania klamki, lecz na nic się to zdało. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech,
w nadziei, że Mark się tu nie dostanie. Nagle zaczął szarpać za klamkę, myślałam, że ją wyrwie. Po tych próbach otworzenia drzwi nie było słychać nic, oprócz niemożliwie głośnego sapania. Po chwili nastąpiła osłupiająca i okrutna cisza. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że dał sobie spokój i odszedł, lecz to niemożliwe, gdyż nie było słychać skrzypienia schodów. Skupiłam się całkowicie na ciszy wypełniającej mój pokój. Starałam się oddychać spokojnie
i miarowo. Krzyknęłam przeraźliwie ze strachu, gdy zobaczyłam siekierę wystającą przez drzwi, które zaczął właśnie w demoniczny sposób niszczyć. Nieposkromione narzędzie robiło coraz większe dziury, aż w pewnym momencie ujrzałam zakrwawioną dłoń próbującą otworzyć drzwi od środka. Domyśliłam się, że to krew moich sióstr. Cudem powstrzymałam płacz. Nie miałam czasu na rozpacz. Łudziłam się, ze mnie nie znajdzie, ale straciłam wszelką nadzieję. ,,Idę po ciebie!’’ powiedział. Zmierzyłam się ze strachem
i wygramoliłam się niezdarnie spod łóżka. Podbiegłam dynamicznie do okna próbując je otworzyć. Szarpałam, lecz nic to nie dało.
Nagle usłyszałam przeraźliwy ton głosu Marka Millera. Powiedział: - ,,Teraz kolej na ciebie kochanie’’, już stojąc w pokoju i delikatnie się uśmiechając. Odwróciłam się i zobaczyłam ponurą postać, trzymającą w prawej ręce siekierę, po której spływała brunatna krew wprost na kudłaty, brązowy dywan. W lewej ręce dostrzegłam, że obejmował długie, jasne kosmyki włosów, które zwisały na kawałku zakrwawionej skóry. Pomyślałam chwilę, spojrzałam dokładniej i już wiedziałam, że były to włosy Belli. Tylko ona z całej naszej czwórki miała blond włosy. Zaczęłam przeraźliwie płakać, ale nie na tyle głośno, by ta bestia w ludzkim ciele się tego wystraszyła.
Miller zaczął się śmiać coraz głośniej i głośniej. Zbliżał się w moją stronę.
– Krzyczałam ,,P O M O C Y’’, ,,R A T U N K U’’, ale nikt nie usłyszał mojego rozpaczliwego wołania. Waliłam pięściami w szybę tak mocno, jak tylko mogłam. Szkło już prawie pękło, a ja nie zważyłam na moje poranione ręce. Lecz nagle poczułam zimny oddech na moim karku. W tej samej chwili przestałam wrzeszczeć. Wiedziałam,
że wyczuł mój strach. Odwróciłam się powoli, by ujrzeć twarz mordercy moich sióstr. Wyglądał odrażająco. Powiedział, że mam usiąść, wskazując na krzesło, które stało obok. Moje ciało było sparaliżowane strachem, więc posłuchałam rozkazu, jak wytresowany piesek. Usiadłam, a on patrzył na mnie jak wygłodniałe, dzikie zwierzę na kawał soczystego mięsa.
Zaczął mnie przywiązywać do krzesła żyłką wędkarską. Zdziwiło mnie, czemu nie zwykłym sznurem albo liną, ale po chwili się zorientowałam dlaczego. Nie mogłam podjąć jakiejkolwiek próby ucieczki. Gdy próbowałam się ruszać, skóra mnie potwornie piekła. Mark zaczął delikatnie gładzić zakrwawione ostrze topora. Zaczęłam ronić łzy. Mówił, żebym przestała płakać, że to za chwilę się skończy. Zapytał mnie jak chciałabym umrzeć. Wyczułam ironię w jego głosie. Powiedział, że może mi odrąbać głowę tak błyskawicznie, jak rąbał drzewo w swoim ogrodzie, wtedy nic bym nie poczuła. Później powiedział, że mogłabym przeżywać męczarnie, gdyby chciał mi odcinać palce u dłoni. Jeden po drugim. Chyba ten rodzaj śmierci bardziej mu odpowiadał, długi i bolesny. Potem dopiero przyszedłby czas na głowę. Nie miałam pojęcia co ze mną zrobi, ale wiedziałam, że to już koniec mojego życia. Zaczęłam płakać coraz bardziej. Pomyślałam sobie, że nigdy nie zrobię prawa jazdy, nigdy nie polecę do Indii, nigdy się nie zakocham, nie będę spłacała kredytu za samochód. Ryczałam i szarpałam się nie zważając na ból. Mark Miller wrzasnął, że mam się uspokoić. Potem nie słyszałam nic, prócz wycia psów. Morderca zrobił swoje.
- Co to za światło?! O… Lizie, jesteś tu!- odparłam nie wiedząc co się dzieje.
- A gdzie Ann i Bella?- zapytałam. Oh, widzę je. Uspokoiłam się. Bawią się
z chłopcem, którego nie kojarzyłam. Były takie szczęśliwe.
- Gdzie my jesteśmy, Lizie? Wiesz gdzie jesteśmy?- pytałam będąc lekko przestraszoną.
Lizie popatrzyła swymi niewinnymi błękitnymi oczami. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała ,, Nie bój się Lucy, wszystko będzie dobrze’’
- spokojnie odpowiedziała. Chwyciła mnie za rękę i poprowadziła
do naszych sióstr. ,,Wybrał krótką i bezbolesną śmierć’’- pomyślałam.

Ja, Lucy Hall i moje trzy młodsze siostry umarłyśmy 17 października 2006 roku. Zostałyśmy zamordowane w naszym domu z rąk Marka Millera pod nieobecność rodziców.
Rozpoczynamy nowe życie...
dotyk ma pamięć
Odpowiedz
#2
Cytat:pod łóżkiem .
Bez spacji przed kropką.
Cytat:Miałam nadzieję, że mama i tata przeżyją życie tak, jak zawsze chcieli.
Przecinek.
Cytat:siekierę wystającą przez drzwi,

Wystającą z drzwi.

Dalej fabuła ściągnęła mój wzrok ku sobie, odciągając o ortów i intów, a ponieważ nie było nic kłującego w oczy, zostawię te fuchę innym. Chyba, że chcesz, wtedy mogę sprawdzić dokładnie.

Nie cierpię oklepanych historyjek, mających powodować dreszczyk. Zwłaszcza w stylu "o, napiszę horror z narracją pierwszoosobową".
Nie wiem JAK to zrobiłeś, ale jakimś cudem przykułeś moją uwagę, mimo to. I bardzo dobrze!
Przeprowadziłeś historię w taki sposób, że w pewnych momentach można się tak wciągnąć w akcję, że kompletnie zapomina się o całym świecie. Przyznaję, że ze dwa razy przebiegł po moim ciele dreszczyk emocji. Nie tyle strachu, co dosłownie emocji. Irytowały mnie te wspomnienia o siostrach, ale pewnie bez tego nie udało by Ci się zbudować takiej atmosfery. Akcje z topornikami są, jak dla mnie, raczej obrzydliwe niż straszne, ale też najłatwiejsze w wykonaniu. Świeży pomysł z żyłkami, za który masz u mnie plus. Widać, że autor myśli.
Zwięzłe, nadające dynamiki opisy i narracja zatapiające czytelnika to najmocniejsze strony. No i historia, choć wydaje się oklepana i na wskroś przewidywalna (w sumie to właśnie taka jest), została ubrana w słowa, które nie czynią jej męczącej, ciężkiej i startej wielokrotnym powielaniem. Ładnie.
Oryginalny pomysł z zakończeniem. Mam na myśli trzy ostatnie zdania.
Powiem szczerze. Doceniam, ale, nawet nie wiem czemu, odrzuciło mnie. Po dotarciu do tego miejsca cisnęło mi się na usta tylko głośne "no nieee!". Nie potrafię określić, czy to niedosyt, zawód czy potępienie zakończenia.
Opowiadanko zostawiło mi jednak na tyle miłe wrażenia, że zostawiam komentarz. Wiem, że przy twórczości nowych użytkowników zawsze robi się tłok rozemocjonowanych świeżym mięsem użytkowników ze starej gwardii, dlatego spokojnie mogę się powstrzymać od komentarzy pod Twoimi utworami.
Mimo to, muszę napisać: świetnie Ci wyszło to opowiadanko. Wprawdzie jakiegoś mocnego "szału nie ma", ale taki tekścik "to jest coś". Pisz dalej, ćwicz, a z pewnością z czasem dojdziesz do perfekcji w wywoływaniu u ludzi przerażenia zaledwie za pomocą słowa pisanego.
Dlaczego "szału nie ma"?
Moje wskazówki, na podstawie odczuć własnych:
więcej dialogów, miejscami może mruknięcie pod nosem? Cicha modlitwa?
Więcej uwagi dla szczegółów (ale bez przesady): narzuć akcję, tempo, doprowadź do punktu kulminacyjnego i... przetrzymaj przez ułamek (to istotne, nie rozwlekać, ale przeciągnąć niecierpliwca) sekundy na jakimś przedmiocie, czymkolwiek. Tak, żeby czytelnik wczuł się, był ciekawy zakończenia, ale nie! Przetrzymasz go moment w niepewności i dopiero. Czytelnik to uwielbia (za emocje) i nienawidzi (za emocje).
Nie wiem, po co to piszę. Zapewne doskonale znasz te sztuczki. Po prostu zabrakło mi ich tutaj. To opowiadanie mógłbyś bardziej rozwinąć i dać miejscami wytchnąć, bo co z tego, że zostawiasz mnóstwo emocji, skoro wszystko zostało prosto wyjaśnione i nie zostawia nic do kontemplacji, do smakowania przez następnych parę minut. Podobało mi się, ale wątpię, że wrócę. Za szybko, za mocno, za intensywnie. Takie teksty łyka się na raz. Chyba, że taki był Twój zamiar, wtedy chylę czoła - perfecto!

A poza tym, to witam na forum!


Szybki dopisek: w ostatnim dialogu kompletnie nic nie da się zrozumieć. Mi by to pasowało raczej tak:
Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. tu by się przydał jakiś opis gdzie się rozgrywa akcja, jak wygląda Lizie, gdzie stoi, kiedy bohaterka ją dostrzegła
- Co to za światło...? O! Lizie, jesteś tu! - powiedziałam zdziwiona. - A gdzie Ann i Bella?
Rozejrzałam się. Dziewczynki bawiły się gdzieś w kącie znowu: co? gdzie? jak?
z chłopcem, którego nie kojarzyłam. Wyglądały na szczęśliwe. skąd może wiedzieć, że takie były? przecież nie jest "narratorem wszechwiedzącym"
- Gdzie my jesteśmy, Lizie? Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytałam nagle, lekko przestraszona. za mało używasz przymiotników do swojej bohaterki. Nie przesadzaj z imiesłowami.
Lizie popatrzyła swymi niewinnymi (ech... no dobra... ale można tą niewinność lepiej opisać) błękitnymi oczami. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Nie bój się, Lucy. Wszystko będzie dobrze. zostańmy już przy dialogu, po co kombinować?
Chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do naszych sióstr. już bez przesady, ciągle tylko siostry i siostry...
Wybrał krótką i bezbolesną śmierć. tutaj się waham, ale tak wydaje mi się lepiej.

Zwróć uwagę na zmieniony przeze mnie zapis cytowanej treści. Poprawiona interpunkcja, przeredagowanie. Tak na marginesie, poćwicz pisanie dialogów i słówka upłynniające dialog typu "odpowiedziała, zauważyła, zapytała", bo zdarza Ci się używać ich niepoprawnie.
Odpowiedz
#3
Dziękuję za Twoją opinię!
Cieszę się, że w jakimś stopniu spodobało Ci się moje opowiadanie.
Myślę, że w następnych pracach będzie mniej ortów i intów. Smile
dotyk ma pamięć
Odpowiedz
#4
Ortów raczej nie ma (od razu się rzucają w oczy), a inty to kwestia wewnętrznego narratora i wyczucia. Nie ma ich zresztą tak wiele. Tylko mącisz w dialogach za ostro. Wprawa przyjdzie z czasem.
Niemniej jednak, masz jakiś całkiem przyzwoity warsztat, więc nie startujesz od zera i widać, że czujesz, co piszesz. Niektórym autorom tego, niestety (a czasami nie, bo takie dobre teksty - wpadki bywają zabawne), brakuje.

W całkiem dużym stopniu mi się podobało. Przed stwierdzeniem, że mnie porwało powstrzymuje mnie ta siekiera. I parę drobiazgów do wypracowania, wymienionych wyżej.

Słowem, nie przejmuj się aż tak intami i ortami (byle by ich ilość nie czynił opka nieczytelnym), bo to będę sprawdzać (piszę w l.poj., bo nigdy nie wiadomo, a ja generalnie zajmuję się w wolnych chwilach odkopywaniem nieskomentowanych tekstów, co zresztą widać w "nowych postach" i po ich datach), tylko rozwijaj wyobraźnię, narrację i buduj cegiełka po cegiełce opowiadanie/opowiadania/inne formy literackie, jeśli taka jest Twoja wola.
Poczytaj teksty z Gildii Pisarzy i rozbierz je na czynniki pierwsze. Widać dokładnie strukturę. Na wielu stronach poświęconych pisaniu również wspominają o istotnych elementach, wyjaśniając niektóre z nich i podsuwając tricki pisarskie. W wątkach forum jest parę tematów poruszających kilka istotnych kwestii, z przykrością jednak stwierdzam, że informacji i materiałów naukowych lepiej szukać na blogach temu poświęconych, pisać w samotności, a tu jedynie podsyłać teksty do opiniowania przez czytelników-użytkowników. Chociaż też często można zostać bez komenta przez długie miesiące/lata/na zawsze. Pewnie dostanę warna za szerzenie nienawiści.

Luzik zatem i pisz więcej, bo wciągasz jak narkoman kokainę. W sensie, że stylem pisania. Wink
Odpowiedz
#5
Przeczytawszy Twoje opowiadanie dochodzę do wniosku, że jesteś osobą bardzo młodą. W stylu widać jeszcze sporo nieporadności, Narracja również jest prościutka. No ale klimat to juz potrafisz budować. Może zwrot o "nieposkromionym narzędziu" w stosunku do siekiery trąci nieco patosem. Może jest trochę za dużo zwrotów typu "przeraźliwe", no ale to da się wyeliminować pracując nad warsztatem pisarskim.
Reasumując. Masz potencjał, nad resztą trzeba będzie popracować.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
"nieposkromione narzędzie" Big Grin
No to mi umknęło. Haha! Big Grin

Postanawiam przyznać 3/5.
Mimo że tego wieczoru będę się przez to lękać dźwięków z drewutni za oknem. Big Grin
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości