Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kolejka
#1
Apel w zapowiedzi, jak coś już od dawna oczekiwanego, poruszył coś w jego pamięci. I tak już posztakowanej, poprzez liczne zdarzenia, nie do końca od niego zależne. A także celowo konstruowane na bieżąco.
Zmarszczył zatem swoje styropianowe klamki, potocznie uznawane za brwi. Z wolna ciągnął warkocz latawca swojej pamięci. Czuł się zupełnie jakby chciał odgadnąć, jaka litera występuje po 'p' w alfabecie. Zdarzało mu się to notorycznie. Często, z nerwów bardziej aniżeli z rezygnacji, kończył po prostu: m, n, o, p, ups.
Ledoyen (często nazywany po prostu buntowniczym mleczarzem, poprzez prosty zabieg zamiany pierwszej litery na 'n') wysnuł prostą retrakcję, iż by pozbyć się tego kłopotliwego procederu, Drake powinien po prostu to połączyć w całość.
Zdobyto więc czysty kawałek papieru, nieniesiono odpowiednie poprawki, zmazując przecinki i... "No Pups, Brak Szczeniaków". Nie było może to specjalnym wyczynem, ale od tego momentu wszelkiego rodzaju inne określenia popadły w niepamięć. Zostało tylko jedno: Bezszczenięcy.
Drake próbował dopaść klawisz, zwalniający tamę wspomnień. Jednak słowa apelu, powtarzane niczym mantra, nie były jednoznacznie klarowne. Miały w sobie dyspozycyjną dawkę zaciekawienia, ale pozostawały w sferze niedopowiedzenia. Czegoś mu brakowało.
Saffer popchnął go delikatnie. Najwidoczniej koncentracja stanowiła obecnie obiekt irytacji. Kolejka do kasy stawała się większa. A zawieszone spojrzenie Bezszczenięcego było wymowne tylko w kontekście tego wspomnienia, do którego nie mógł sie dokopać.
Drake położył rękę na ladzie, z dłonią wewnętrzną stroną ku górze. Linda (bo tak widniało na jej plakietce, aczkolwiek mogła równie dobrze to być rzecz pożyczona od koleżanki, albo odziedziczona po poprzedniczce) przeciągnęła skanerem po skórze ze znudzeniem. Kiedyś nawet policzyła, że w ciągu jednego dnia wykonała tę czynność czterysta trzydzieści osiem razy. Na samą myśl, że nie osiągnęła nawet w życiu jednej czwartej orgazmów z tej kwoty, ręka uginała się jej pod ciężarem czytnika.
Saffer ruszył z wolna w kierunku drzwi. Zdawały się być tak blisko, a jednak nie na wyciągnięcie nogi, o czym przekonał się już spoglądając na nie z innej perspektywy. Buntowniczy Mleczarz zarżał niczym spłoszony źrebak. Chciał się nawet chwycić słupka od szarfy, żeby móc mocniej wybuchnąć. Zamiast tego jednak zachwiał się rubasznie i wylądował w ramionach dziewczyny stojącej za nimi. Zamykając jedno oko, by nabrać ostrości, spojrzał w jej twarz i stanowczo wskazał palcem, co robi się generalnie dla podkreślenia zdania, lub zwrócenia komuś uwagi, ale chyba nie miało to w tym momencie większego znaczenia. Ona widząc pociesznie roześmianego Ledoyen, którego pamiętała z samorządu szkolnego, pomogła mu tylko osiągnąc pion i wróciła do rozmowy z koleżankami.
Bezsczenięcy klepnął się w czoło, osiągając jasność.
- Już wiem, skąd znam ten dialog. Tak brzmią zapowiedzi na dworcu kolejowym.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości