Ostatnia sobota czerwca-jedyny w roku dzień nieskrępowanego pijaństwa działu DKJ. Brzeg leniwej, szerokiej na pięć metrów rzeki, wiklina odrasta jak włosy łonowe po porodzie. Wędkowanie z gruntu. Zanęta: trzy butelki do rozlania na kij.
Już w dolnych stanach trzeźwości, tylko na haczyk Dziadzi coś się uczepiło. Według znawcy albumów ichtiologicznych jazgarz z ostrymi płetwami. Chwast rybny, nieapetyczny nawet dla wygłodniałych drapieżników wód śródlądowych.
Powiedziałem:
– Dziadzia musisz napisać książkę kucharską: Jazgarz, w domyśle tylko jeden, na sto sposobów.
– Cztery mam, wymień pozostałe, masz u mnie flachę – powiedział.
- W białym wierszu. Nieościsty, bez wymiaru ochronnego.