Klikając w gwiazdki...
Czyli krytyka f-oralna w poszukiwaniu form wypowiedzi krytycznych
Zaznaczam, że wszystkie oznaczenia krytyczne odnoszą się tylko i wyłącznie do publikowanego tekstu i stanowią element składowy mojego tekstu literackiego (jakim niniejszy stara się być - że literacki, a nie, że mój)
1. Krytyka - "sztuka szczęścia" (por. Abraham Moles)
Ma na celu szukanie powszechnej szczęśliwości (autora, krytyka i świata). I już. Żadnych ukrytych sensów. No... trochę tylko.
5. Krytyka pornonetyczna (18+ poczucie humoru)
Ma na celu znalezienie równowagi pomiędzy krytyczną powagą a uwagą, że papier toaletowy nie służy do pisania literatury. Głównie tworzona do celów ludycznych, gdyż krytykuje zupełnie coś innego, niż krytykuje expressis verbis.
Autokrytyka:
10/10 a nawet 100
Czyli krytyka f-oralna w poszukiwaniu form wypowiedzi krytycznych
Zaznaczam, że wszystkie oznaczenia krytyczne odnoszą się tylko i wyłącznie do publikowanego tekstu i stanowią element składowy mojego tekstu literackiego (jakim niniejszy stara się być - że literacki, a nie, że mój)
1. Krytyka - "sztuka szczęścia" (por. Abraham Moles)
Ma na celu szukanie powszechnej szczęśliwości (autora, krytyka i świata). I już. Żadnych ukrytych sensów. No... trochę tylko.
Opowiadanie jest miniaturką literacką, skupiającą jak w soczewce charakter literatury „demokratycznej”. Ujęcie w cudzysłów określenia demokratycznej jest wyrazem poszukiwań definicji dla tego utworu.
Tematem miniatury jest przygoda mężczyzny, który spotyka się z atrakcyjną panienką, by przeżyć chwile miłosnego uniesienia i… zorientować się, że został okradziony, a panienka w rzeczywistości była dziwką. Króciutki (a więc przyjazny czytelnikowi w czasach cywilizacyjnego galopu) utworek opisuje: zauroczenie kobietą, grę wstępną, tu zapada czujnie kurtyna przyzwoitości… a potem okazuje się, że pan jest uboższy o parę stówek, a bogatszy o doświadczenie. Autor wyjaśnia nam skrupulatnie, że bohater jest mężem i ojcem. Brawo! Udało się autorowi znaleźć motyw wprawdzie niezbyt oryginalny (a nawet banalny), ale „demokratyczny” – większość „kupi” temacik, uśmiechnie się, pokiwa kpiąco głową nad naiwnością amatora hotelowych przygód i … Właściwie dalej nic. Pan wrócił do domu, żony i dzieci, a czytelnik poszuka kolejnej czekoladki lekturowej.
Sądzę, że na uwagę zasługuje fakt, że byliśmy świadkami procesu edukacyjnego: pierwsza wersja była nieporadna literacko, przypominała wprawkę ze szkolnego kółka literackiego, w drugiej, w ciągu czterech miesięcy współpracy nastąpiły korzystne zmiany: zapisano porządnie dialog, zniknęły błędy interpunkcyjne, dodano troszkę liryzmu w miłosnej grze pana z panią. Wprawdzie erotyzm tej sceny pozostał jeszcze w sferze planów rozwojowych, można by się dopatrzyć usterek logicznych, ale generalnie powstał niezły tekścik o charakterze przyjaznym i „demokratycznym” (większość odbiorców będzie zadowolona). Tytułem rzetelności krytycznej należałoby wskazać, że skoro panienka była naga, nie mogła być w pończoszkach. Sądzę, że uda się, edytując kolejną – udoskonaloną – wersję, usunąć ten i parę innych lapsusów stylistycznych.
Starałam się, by recenzja nie była dłuższa od utworu. Pewnie mi się nie udało, bo szukałam definicji dla gatunku i kategorii estetycznej wypowiedzi. „Demokratyczny” wydawało mi się bardziej przyjazne i motywujące, niż określenia – zupełnie niesłuszne traktowane jako obraźliwe – takie jak kicz czy literatura popularna. Te zjawiska współczesnej kultury mają jak najbardziej rację bytu, skoro jest na nie zapotrzebowanie i skoro wyrażają najważniejszy z aspektów kultury masowej: każdy może stać się jej konsumentem.
Polecam lekturę każdemu, kto ma dość literatury wysokiej, przeżywającej (przeżuwającej) dylematy egzystencji i w dodatku zbyt obszernej, by zjeść ją z apetytem w te kilka chwil wytchnienia, na które pozwala nam codzienność. Smacznego.
Tematem miniatury jest przygoda mężczyzny, który spotyka się z atrakcyjną panienką, by przeżyć chwile miłosnego uniesienia i… zorientować się, że został okradziony, a panienka w rzeczywistości była dziwką. Króciutki (a więc przyjazny czytelnikowi w czasach cywilizacyjnego galopu) utworek opisuje: zauroczenie kobietą, grę wstępną, tu zapada czujnie kurtyna przyzwoitości… a potem okazuje się, że pan jest uboższy o parę stówek, a bogatszy o doświadczenie. Autor wyjaśnia nam skrupulatnie, że bohater jest mężem i ojcem. Brawo! Udało się autorowi znaleźć motyw wprawdzie niezbyt oryginalny (a nawet banalny), ale „demokratyczny” – większość „kupi” temacik, uśmiechnie się, pokiwa kpiąco głową nad naiwnością amatora hotelowych przygód i … Właściwie dalej nic. Pan wrócił do domu, żony i dzieci, a czytelnik poszuka kolejnej czekoladki lekturowej.
Sądzę, że na uwagę zasługuje fakt, że byliśmy świadkami procesu edukacyjnego: pierwsza wersja była nieporadna literacko, przypominała wprawkę ze szkolnego kółka literackiego, w drugiej, w ciągu czterech miesięcy współpracy nastąpiły korzystne zmiany: zapisano porządnie dialog, zniknęły błędy interpunkcyjne, dodano troszkę liryzmu w miłosnej grze pana z panią. Wprawdzie erotyzm tej sceny pozostał jeszcze w sferze planów rozwojowych, można by się dopatrzyć usterek logicznych, ale generalnie powstał niezły tekścik o charakterze przyjaznym i „demokratycznym” (większość odbiorców będzie zadowolona). Tytułem rzetelności krytycznej należałoby wskazać, że skoro panienka była naga, nie mogła być w pończoszkach. Sądzę, że uda się, edytując kolejną – udoskonaloną – wersję, usunąć ten i parę innych lapsusów stylistycznych.
Starałam się, by recenzja nie była dłuższa od utworu. Pewnie mi się nie udało, bo szukałam definicji dla gatunku i kategorii estetycznej wypowiedzi. „Demokratyczny” wydawało mi się bardziej przyjazne i motywujące, niż określenia – zupełnie niesłuszne traktowane jako obraźliwe – takie jak kicz czy literatura popularna. Te zjawiska współczesnej kultury mają jak najbardziej rację bytu, skoro jest na nie zapotrzebowanie i skoro wyrażają najważniejszy z aspektów kultury masowej: każdy może stać się jej konsumentem.
Polecam lekturę każdemu, kto ma dość literatury wysokiej, przeżywającej (przeżuwającej) dylematy egzystencji i w dodatku zbyt obszernej, by zjeść ją z apetytem w te kilka chwil wytchnienia, na które pozwala nam codzienność. Smacznego.
2. Krytyka głębi (głąba)
Ma ona na celu obieranie liści kapusty utworu w celu dotarcia do głąba, znaczy - w głąb głębi kapusty. Nie jest ad personam, ale może być, o ile "persona" analogicznie obierze liście kapusty w poszukiwaniu głąba.
Ma ona na celu obieranie liści kapusty utworu w celu dotarcia do głąba, znaczy - w głąb głębi kapusty. Nie jest ad personam, ale może być, o ile "persona" analogicznie obierze liście kapusty w poszukiwaniu głąba.
Intertekstualność poetyckich asocjacji semiotycznych implikuje hipotezę o transgresywnych koncepcjach w architekturze tropów semantycznych. Epistemologicznie jest w tym wierszu horyzontalnie orientowana transcendencja. Synekdocha pars pro toto, jako prymarna metafora spiętrzenia, powoduje, że homo viator w tym utworze nabiera in expressis verbis znamion homunculusa, nawiązując tym samym do mediewistycznych wyobrażeń ikonicznych psychomachii przedśmiertnej. A więc poprzez korespondencję artefaktów logos łączy epistemologię i ontologię w spójną strukturę i w eksplozji gnoseologicznej buduje alternatywny kosmos logiczny.
3. Krytyka idio(t)lektyczna.
Ma na celu eklektyczne wykorzystanie zapożyczonych środków artystycznych - głównie idio(t)mów - w celu uniknięcia podejrzeń o nadmierny intelektualizm w krytyce. (por. hermetyczna krytyka głąba).
Ma na celu eklektyczne wykorzystanie zapożyczonych środków artystycznych - głównie idio(t)mów - w celu uniknięcia podejrzeń o nadmierny intelektualizm w krytyce. (por. hermetyczna krytyka głąba).
Tekst 1.
Jest na temat. I krótki. Brawo, rozwijasz się.
To wiersz. Brawo!
Nie leży mi. Choć temat ciekawy. Przemawia. Na przykład "o zapachu". To IMHO poetyckie.
I miłość dla duszy też. Człowiek ma duszę. Zaglądnąć można. Zwierzę nie ma. Budzi pytanie. Bo zwierzę nie pije herbaty. Zwierzę pije inną ciecz. Chłepce. To nie rozumie. Ja rozumiem, ale nie leży mi. Powinien, bo temat. Temat łączy miłość. Miłość jest ważna. Ale każdy kocha inaczej. Ja rozumiem. Bo człowiek ma filiżankę. To nie chłepce. Siorbie. To nie jest poetyckie i słusznie, że nie napisałeś. Że siorbie. Dlatego trochę mi leży. IMHO można lepiej. Albo gorzej. Na razie nie wiem.
Tekst 2.
Na temat. I krótkie. Nie rozwijasz się. Brawo!
To nie jest wiesz. Brawo!
Też mi nie leży. Bo słuch. Herbata IMHO nie ma słuchu. Jest cieczą i ukazuje przez listki dno Życiodajnej to za. Ale ładnie. Poetycko. To niedobrze, bo to nie jest wiersz. Albo jakoś inaczej, żeby nie było. Rozumiem. Esencja z fusami matki natury też poetycko. Bardzo za, ale IMHO na przykład czemu matka? Dlatego też mi nie leży. Ale bardziej niż wiersz. Brawo. Bo taka kropla. To ja też czuję, dociera. Ale trochę tylko, bo w ogóle to nie kupuję. Przez fusy. I że nie ma o miłości. To nawet mi jednak leży. IMHO można gorzej. Albo lepiej. Na razie nie wiem.
Głosuję na tekst
Jest na temat. I krótki. Brawo, rozwijasz się.
To wiersz. Brawo!
Nie leży mi. Choć temat ciekawy. Przemawia. Na przykład "o zapachu". To IMHO poetyckie.
I miłość dla duszy też. Człowiek ma duszę. Zaglądnąć można. Zwierzę nie ma. Budzi pytanie. Bo zwierzę nie pije herbaty. Zwierzę pije inną ciecz. Chłepce. To nie rozumie. Ja rozumiem, ale nie leży mi. Powinien, bo temat. Temat łączy miłość. Miłość jest ważna. Ale każdy kocha inaczej. Ja rozumiem. Bo człowiek ma filiżankę. To nie chłepce. Siorbie. To nie jest poetyckie i słusznie, że nie napisałeś. Że siorbie. Dlatego trochę mi leży. IMHO można lepiej. Albo gorzej. Na razie nie wiem.
Tekst 2.
Na temat. I krótkie. Nie rozwijasz się. Brawo!
To nie jest wiesz. Brawo!
Też mi nie leży. Bo słuch. Herbata IMHO nie ma słuchu. Jest cieczą i ukazuje przez listki dno Życiodajnej to za. Ale ładnie. Poetycko. To niedobrze, bo to nie jest wiersz. Albo jakoś inaczej, żeby nie było. Rozumiem. Esencja z fusami matki natury też poetycko. Bardzo za, ale IMHO na przykład czemu matka? Dlatego też mi nie leży. Ale bardziej niż wiersz. Brawo. Bo taka kropla. To ja też czuję, dociera. Ale trochę tylko, bo w ogóle to nie kupuję. Przez fusy. I że nie ma o miłości. To nawet mi jednak leży. IMHO można gorzej. Albo lepiej. Na razie nie wiem.
Głosuję na tekst
4. Krytyka gram-ujemna (nuda... nuda... nuda...)
Ma na celu zmęczenie materiału literackiego, przeżucie go, pozbawienie smaku, zapachu i faktury w celu popisania (sobie, się) gramotnego (od gramatyka). Wymaga anielskiej cierpliwości czytających, krytyka i pana Boga.
Ma na celu zmęczenie materiału literackiego, przeżucie go, pozbawienie smaku, zapachu i faktury w celu popisania (sobie, się) gramotnego (od gramatyka). Wymaga anielskiej cierpliwości czytających, krytyka i pana Boga.
Gdyby zdanie wyglądało tak:
Dokładnie pamięta, jak...,
wtedy wskaźnik zespolenia jak buduje zdanie dopełnieniowe (co pamiętała? jak ciągnęli...),
ale zdanie ma inną konstrukcję
pamiętała wczorajszą noc, jak
mamy odpowiedź na pytanie "co pamiętała?" -> wczorajszą noc, potem wskaźnik "jak" nie wiadomo, co tworzy, bo następne wypowiedzenie jest podrzędne rozwijające (rozwija treści "pamięta"), ale spójnik "jak" przynależny do innego typu zdań podrzędnych. Znaczy - na pewno nie rozwijających. Ewentualnie można by zastanowić się nad "kiedy", ale też nie bardzo, bo sugeruje czas.
Najlepiej przenieść dopełnienie ze zdania nadrzędnego do rozwijającego i zachowując wskaźnik zespolenia "jak" uzyskamy poprawne zdanie podrzędne dopełnieniowe.
Dokładnie pamięta, jak...,
wtedy wskaźnik zespolenia jak buduje zdanie dopełnieniowe (co pamiętała? jak ciągnęli...),
ale zdanie ma inną konstrukcję
pamiętała wczorajszą noc, jak
mamy odpowiedź na pytanie "co pamiętała?" -> wczorajszą noc, potem wskaźnik "jak" nie wiadomo, co tworzy, bo następne wypowiedzenie jest podrzędne rozwijające (rozwija treści "pamięta"), ale spójnik "jak" przynależny do innego typu zdań podrzędnych. Znaczy - na pewno nie rozwijających. Ewentualnie można by zastanowić się nad "kiedy", ale też nie bardzo, bo sugeruje czas.
Najlepiej przenieść dopełnienie ze zdania nadrzędnego do rozwijającego i zachowując wskaźnik zespolenia "jak" uzyskamy poprawne zdanie podrzędne dopełnieniowe.
5. Krytyka pornonetyczna (18+ poczucie humoru)
Ma na celu znalezienie równowagi pomiędzy krytyczną powagą a uwagą, że papier toaletowy nie służy do pisania literatury. Głównie tworzona do celów ludycznych, gdyż krytykuje zupełnie coś innego, niż krytykuje expressis verbis.
Dłoń powędrowała w okolice pasa (spoko, chłopie, plus minus te okolice), zdejmując pasek ze spodni oraz rozpinając rozporek. Jeszcze tylko majtki, lekko wilgotne i przepocone (fuj, fuj). Był już twardy (jak orzech do zgryzienia? czy jakoś inaczej? plastyka!). Prawą ręką podparł się ściany za sedesem (informacja o sedesie bezcenna, klimat od razu robi fajny), drugą (drugą prawą ręką?) ściągnął skórkę (stulejkę ma???). Polizał dwa koniuszki swoich (oprócz tego miał jeszcze jakieś, czytaj, cudze) palców po czym przejechał (ziuuu....niczym walec, auuu!!!) nimi po napletku. Przez jego ciało przeszedł delikatny dreszcz (sobie przeszedł, powiadasz), a z ust gwałtownie uszło powietrze (dupą wlazło, gębą wylazło, a wszystko w towarzystwie sedesu, motyw ładnie utrzymany). Niedawny papieros jeszcze w nim siedział (kurna, facet, papieros w napletku???), toteż podwoił rozkosz (ciekawe! Co to znaczy, że papieros w napletku podwoił??? Nie wiedziałam... Ale ja stara baba...). Chwycił go całego w dłoń (nieduzi?, oj nieduzi) i zaczął delikatnie potrząsać, w górę i w dół (mógł dywanik podłożyć, wytrzepałby przy okazji).
Zamykając oczy wyobraził ją sobie całą nagą – jej gładkie stopy (od dołu zaczyna, dziewczyna zdąży lekcje odrobić), jej zgrabne łydki i uda, jej łono delikatnie skąpana włosami łonowymi (delikatnie skąpana włosami, powiadasz, a to był zwykły papieros w napletku?), delikatny brzuch, młode jędrne piersi i twarz, najcudowniejszą jaką tylko widział (kiedy zamknął oczy).
Wszedł w nią delikatnie. Oboje wydali z siebie jęk rozkoszy (ona z siebie-on z siebie, czy on z niej- ona z niego?).
Pierwszy ruch.
Obrócił ją do siebie, (Jezu, ja sobie wyobrażam i wyobrażam…. Jak ona była wcześniej? Tyłem do niego, do góry nogami??? Obracał ją osiowo czy w punkcie?) tak że ich oczy spotkały się i nie oderwały od siebie przez dłuższy czas (magnetyzm, nic ino magnetyzm serc).
Drugi ruch. (czas, chłopie, czas!!!)
Zaczęli się całować, on delikatnie masował jej piersi.(niech mu będzie, potem się nauczy)
Trzeci ruch. Czwarty ruch. (wreszcie załapał)
Chwycił ją za pośladki, tym razem wszedł gwałtownie. (a gdzie był do cholery!!!)
Piąty ruch. Szósty. Siódmy. (no, no…)
Ona jęczy.(pewnie to „no,no" albo znowu ją obraca wokół osi lub wertykalnie i dyskomfort ma biedaczka)
Ósmy. Dziewiąty. Dziesiąty.
Doszedł. (To już, dziecinko?)
Mała stróżka spermy wypłynęła z jego nastoletniego członka – nie spodziewał się cudów (nikt się nie spodziewał), przecież już przed wyjściem do szkoły musiał sobie zrobić dobrze (no… musiał… sedes kusił rano).
Kawałek papieru toaletowego, aby dojść do ładu i powrót do nudnego szarego (jak na papierze toaletowym sonet miłosny spermą napisany koło sedesu) życia.
(Potem umyj rączki)
Amen.
Zamykając oczy wyobraził ją sobie całą nagą – jej gładkie stopy (od dołu zaczyna, dziewczyna zdąży lekcje odrobić), jej zgrabne łydki i uda, jej łono delikatnie skąpana włosami łonowymi (delikatnie skąpana włosami, powiadasz, a to był zwykły papieros w napletku?), delikatny brzuch, młode jędrne piersi i twarz, najcudowniejszą jaką tylko widział (kiedy zamknął oczy).
Wszedł w nią delikatnie. Oboje wydali z siebie jęk rozkoszy (ona z siebie-on z siebie, czy on z niej- ona z niego?).
Pierwszy ruch.
Obrócił ją do siebie, (Jezu, ja sobie wyobrażam i wyobrażam…. Jak ona była wcześniej? Tyłem do niego, do góry nogami??? Obracał ją osiowo czy w punkcie?) tak że ich oczy spotkały się i nie oderwały od siebie przez dłuższy czas (magnetyzm, nic ino magnetyzm serc).
Drugi ruch. (czas, chłopie, czas!!!)
Zaczęli się całować, on delikatnie masował jej piersi.(niech mu będzie, potem się nauczy)
Trzeci ruch. Czwarty ruch. (wreszcie załapał)
Chwycił ją za pośladki, tym razem wszedł gwałtownie. (a gdzie był do cholery!!!)
Piąty ruch. Szósty. Siódmy. (no, no…)
Ona jęczy.(pewnie to „no,no" albo znowu ją obraca wokół osi lub wertykalnie i dyskomfort ma biedaczka)
Ósmy. Dziewiąty. Dziesiąty.
Doszedł. (To już, dziecinko?)
Mała stróżka spermy wypłynęła z jego nastoletniego członka – nie spodziewał się cudów (nikt się nie spodziewał), przecież już przed wyjściem do szkoły musiał sobie zrobić dobrze (no… musiał… sedes kusił rano).
Kawałek papieru toaletowego, aby dojść do ładu i powrót do nudnego szarego (jak na papierze toaletowym sonet miłosny spermą napisany koło sedesu) życia.
(Potem umyj rączki)
Amen.
Ostatni przykład jest wątpliwy e(ro)tycznie, bowiem dotyczy literatury najniższych lotów, a nawet od-lotów w przestrzenie, których literatura nie powinna penetrować.
Na wypadek, gdyby naruszał... należałoby tekstu nie ujawniać. Nigdy.
Pozdrawiam. Na wypadek, gdyby naruszał... należałoby tekstu nie ujawniać. Nigdy.
Autokrytyka:
10/10 a nawet 100
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".