Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kilka niepotrzebnych słów
#1
- „Poranny serwis informacyjny: Jak nieoficjalnie udało się ustalić naszym reporterom dziś pod Elblągiem…”
- Ścisz to rzępolenie, bo nic radia nie słychać!
- Rzępolenie? Lorenc, a Ty, że rzępolenie?
- „… tożsamości. Policja wyjaśnia wszystkie okoliczności zdarzenia. W Sejmie trwa głosowania nad…”
- Możesz dalej rzępolić tego Lorenca. Idę na zakupy.
- Idź, idź, świat będzie spokojniejszy.
***
- Robię kawę, chcesz?
- A zrób.
- Puka ktoś, otwórz weź!
- Dzień dobry! List dla naszego pisarza, wołać nie trzeba, niech tworzy. Pani tu się podpisze i fajrant.
- …
- Rączki całując, miłego dnia życzę!
- Masz, listonosz przyniósł.
***
Szanowny Panie Tadeuszu
Ludzie kulturalni pisząc do kogoś pierwszy raz, winni na samym początku przedstawić się odbiorcy z nazwiska, a przynajmniej z imienia. Nie przedstawię się, to nie kwestia mojego wychowania. Nie zrobię tego, ponieważ i tak to nic panu nie powie. W najdziwniejszym zbiegu okoliczności połączenie mojego imienia i nazwiska może krystalizować się pod pewną postacią, zaś jestem tego pewien nie będę to ja. Piszę do pana umyślnie. Nie oczekuję ani współczucia, ani zrozumienia, nie chcę też w odpowiedzi pańskiej książki z autografem, nie załączam swoich literackich prób do ocenienia. Piszę do Pana, bo mam zamiar się zabić, tak – po prostu się zabić, zarżnąć, zdechnąć, zajebać się na śmierć, to nawet nie zamiar – to pragnienie. Taka zwyczajna rzecz, nic wielkiego, małe samobójstwo, samobójsteweczko. Może lokalna prasa spróbuje dociec, czemu ktoś tak młody, niesprawiający problemów, mówiący z uśmiechem „dzień dobry”, przytrzymujący sąsiadce drzwi, niespodziewanie odbiera sobie życie, mając przy tym czelność nikogo nie informować, nie zgłaszać, nawet małego liściku do rodziny, przyjaciół, choćby głupiego pożegnania na „naszej klasie”, opisu gadu – gadu w stylu: „Pieprzę wszystko, was pieprzę, śpieszcie się, właśnie się zabijam”. Nic, tak mało medialnie, intymnie, bez polotu.
List napisałem dzień przed śmiercią, zatem gdy Pan to teraz czyta powinienem mówić o sobie tylko i wyłącznie w czasie przeszłym, jednak pozwolę sobie pisać w formie wygodnej dla mnie, jakby nie było to ja się zabijam i to ja po raz ostatni mogę czegoś oczekiwać. Zapewne zastanawia się Pan coraz bardziej, w jaki sposób chcę pożegnać się ze światem. Tegoż też nie zdradzę, za dużo widziałem w swoim krótkim życiu zbiegów okoliczności albo wydawało mi się, że to jedynie zwykłe zbiegi okoliczności. Być może zacznie Pan teraz szukać wzmianek o mojej śmierci w Internecie, odnajdzie Pan apel zrozpaczonej rodziny i odeśle im ten list, a tego bym nie chciał. Opuszczając świat, piszę tylko do Pana, nikt więcej nie dostanie ode mnie nic. Ośmieliłem się napisać, bo po prostu lubię czytać pańskie książki, każdą kolejną prędzej czy później oglądałem jak dumnie prężyła przede mną swój grzbiet na półce. Czytałem i zazdrościłem umiejętności posługiwania się słowem, mówienia w imieniu bohaterów takich rzeczy o życiu, które i ja sam chętnie bym wypowiedział, ale potrafiłem dopiero, gdy Pan już to robił za mnie. Nie próbowałem nigdy pisać, widać za mało miałem w sobie odwagi, wstydziłem się samego siebie, pisać do szuflady i odkładać na później historie pełne histerycznego cierpienia – to nie dla mnie. Wolałem się wesprzeć na kimś, zaufałem Panu i odnalazłem w tych słowach swój świat.
Ochłonął już pan ze świadomością, że rozmawia pan z nieznajomym umarlakiem? Cóż za ironia godna książkowego rozwinięcia. Gdyby chciał Pan skorzystać z tego chwytu, służę uprzejmie. Proszę mnie tylko dopisać do spisu osób pomagających przy powstawaniu książki. O samobójcach mówi się przeważnie w kontekście egoistów, którzy z braku odwagi w stosunku do świata, zabijają się i nikomu nic mówią, a „zawsze gdzieś, czeka ktoś…”. Nie chciałem być do tego wszystkiego posądzony i o egoizm, choć każdy w życiu musi przede wszystkim myśleć o sobie, żeby na każdym kroku nie dostawać w dupę od silniejszych. Piszę ten list do kogoś, a zatem egoistą nie jestem. Jeśli jest z tym Panu źle, proszę wybaczyć, tylko ten adres przyszedł mi do głowy, jako godny kilku niepotrzebnych słów.
Nie ma co tu dużo mówić. Poddałem się, znudziła mi się ta ciągła szarpanina z samym sobą. Od kilkunastu lat wszystko wyglądało tak samo, kiedy myślałem, że jest wtorek, za oknem już budził się piątek. Traciłem orientację, każdy dzień wyglądał jak poprzedni i kilka kolejnych, które dopiero miały nadejść. Czasami w kalendarzu pojawiały się przypomnienia, że coś, że ktoś, jakieś spotkanie, jakiś koncert. I teraz każdy dzień czekania wydłużał mi to życie jeszcze bardziej. Nie dość, że i tak dni były takie same, to jeszcze jak na złość wszystko zwalniało, czas stawał w miejscu. Dochodziło do sytuacji krytycznych, umówione spotkania przestawały być umówionymi w ostatniej chwili. Nagle mozolne czekanie stawało się wysiłkiem ponad miarę. Niepotrzebnym mi, a tym bardziej komuś. Widziałem, jak za oknem cały świat falował, szedł do przodu, samochody stawały i odjeżdżały, światła w mieszkaniach zapalały się i gasły. U mnie nigdy, karnawał monotonnego życia marnowania trwał w najlepsze. Wstawałem i już wiedziałem, że to wszystko na nic, kolejny stracony dzień rozpościerał się za oknem. Zdarzały się sytuacje, że wysyłałem do każdego z listy znajomych pusty esemes i czekałem ile osób się zainteresuje, odpisze, zadzwoni. Czasami nikt, czasami ledwie parę osób. Po pewnym czasie i tego zaprzestałem. Miałem dosyć szczególnie jednego, który oddzwaniał z roześmianą gębą i zamiast drążyć temat pustej wiadomości, opowiadał mi, że wraca z nad morza z kolegami i że dupczyli w krzakach dwie małolaty, które się „kurwa nic nie dewociły” i musieli zatykać im fiutami buzię, bo tak się darły, że przychodzili ludzie z okolicznych smażalni ryb, a oni rżnęli je wtedy bardziej i jeszcze głębiej wpychali im te naprężone, oślinione fiuty. Miałem dosyć tych fanaberii, opowieści ze świata, do którego nie wiedziałem jak dotrzeć. Kończyły się noce, kończyły się dnie, wreszcie i ja zacząłem się kończyć. Za ścianą mieszkali rodzice, rzadko tam zachodziłem, nie miałem zresztą potrzeby. Obiady w milczeniu, bo przy stole cisza rzecz święta, potem jadałem u siebie, zawsze łatwiej ciszę zachować. Nie lubiłem zapachu własnego domu, nie lubiłem jego odgłosów. Doskonale wiedziałem, co znaczy każdy z nich, kiedy po domu kręcił się ojciec, a kiedy matka. Nienawidziłem ich, choć na dobrą sprawę nie zrobili mi nic złego, poza tym, że chyba cała moja niechęć do nich brała się z tego, że zrobili mnie, po prostu. Twarz, która doprowadzała mnie do wymiotów każdego ranka, zwisający brzuch, z którym nie mogłem sobie poradzić w żaden sposób. Patrzyłem na siebie w lustrze i myślałem, że zajmuję sobą czyjeś miejsce. Sąsiedzi z klatki obok mieli syna. Wysoki, postawny, z opanowanymi biegle czterema językami. Staż w Anglii, Francji, Włoszech, Grecji. Ikona zapyziałego osiedla, symbol życiowej zaradności, wzór do którego uwielbiali równać mnie rodzice. I nagle zniknął, aż pojawił się na drzwiach wejściowych nekrolog. Zmarł Andrzej Biskupiec, lat 24, o czym zawiadamia pogrążona w smutku rodzina. Matka biegała wtedy do nich zrozpaczona, spać nie mogła, całkowity odjazd, jakby to mnie chowała, a ja siedziałem u siebie i bałem się, że przyjdzie i będziemy musieli rozmawiać. Andrzej zmarł na białaczkę, w trzy miesiące synek go rozłożyło – skrzeczała jak tylko mnie wypatrzyła na przedpokoju, Może byś poszedł krew przebadał, wziął się za siebie. Miałem się niestety dobrze na miarę swojego życia. Fanaberie matki trwały jeszcze jakieś pół roku, nażarłem się wtedy tabletek za cały pluton. Brom, srom i pastylki na wyciągu z koziej dupy. Potem okazało się, że ten Andrzejek to był zwykły pedał, dupsko mu się już nie domykało, taki sobie port lotniczy otworzył, przelot międzynarodowy miał. Pewnej nocy ułożony, starszy pan zostawił mu po sobie nie tylko wspomnienie upojnej nocy i kilkaset eurasów za strumyk świeżej spermy na pięknie opalonej, w solarium „Ibiza” buźce. Nie było Andrzejka, matka nie miała mnie do kogo równać, ale i na to znalazłem sposób. Któregoś dnia rozwiesiłem na dzielnicy nekrolog matki, pomyliłem daty pogrzebu i polazłem do szkoły zamiast siedzieć w domu, zszokowany dyrektor zobaczył mnie na korytarzu, złapał pod rękę i zapakował do samochodu. Za chwilę dosiadła się szkolna delegacja i jechaliśmy z wieńcem pod mój dom. Do dziś pamiętam pięknie pachnące gałązki świeżego świerku. Pod blokiem matka natknęła się na delegację z wielkim wieńcem. Nigdy więcej nie mieliśmy na święta świeżej choinki. Od tamtego momentu prawie nie rozmawialiśmy. Nie żałuję.
Zapewne czyta Pan i dalej nie wie co zrobić, nieznajomy facet przysyła list, zapewnia, że od kilku dni nie żyje i do tego opowiada brednie jak z programu o najgłupszych historiach życia. Napisałem ten list żeby się wygadać, żeby ktoś wiedział, że na świecie istnieją tacy jak ja, świadomi samobójcy. Mógłby Pan ten list przesłać do Ewy Drzyzgi. Ale po co? I tak powiedzą, że stchórzyłem, że wszyscy by mi pomogli, mogłem zadzwonić na infolinię, tam siedzieli i czekali na takich jak ja, znali magiczne zaklęcia, które prostowały poplątane życia. Ci, którzy tej pomocy jak ja nie szukali, tkali spokojnie nić, która oplatała ich szyje.
***
- Co nic nie gadasz, kto napisał?
- Nie wiem, to strasznie dziwne.
- Jak?! Nie wiesz, kto ci listy przysyła?
- Zwyczajnie się nie podpisał.
- Czego chciał?
- Pisze, że się zabił, a zamiast z rodziną ze mną się żegna.
- Stary, ty się dobrze czujesz?
- Czytaj!
- …
- Matko bosko, toż to list samobójcy! Trzeba szybko na Policję, niech szukają, może znajdą, może uratują!
- Widzisz, że nie chce żeby go ratować. Trzeba uszanować wolę.
- I co teraz?
- Nic, jednego szkoda. Zawsze to książka mniej się sprzeda.

Zapraszam do odwiedzin:
------------------------------------------------
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=1946
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=2901
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=1072
------------------------------------------------
Odpowiedz
#2
Hmmm.
Muszę powiedzieć, że Twój tekst przypadł mi do gustu. Podoba mi się zarówno treść jak i wykonanie. Jedynym minusem jest tylko włączenie się gdzieś tam w mojej głowie pewnych guzików przez które nie moge opanować myśli.
Błędów nie znalazłam, chociaż było coś takiego malutkiego...
Cytat:Panie mnie tu się podpisze i fajrant.
jesteś pewnien, że miało być Panie? a nie Pani?Big Grin
Cytat:Nie przedstawię się, to nie kwestia mojego wychowania.
to zdanie wydaje mi się być niepełne
co myślisz o: Nie przedstawię się i nie jest to kwestia mojego wychowania?
Cytat:Nie oczekuję ani współczucia[,] ani zrozumienia,
- przy powtarzajacych sie spójnikach, w tym przypadku "ani" przecinek stawiamy po drugim (dalszym) członem Smile
Cytat:Może opisze je w lokalnej prasie i będą próbowali dociec
czy tu przypadkiem nie miało być opiszą? martwy sam tego nie zrobi...
Cytat:Być może zacznie pan teraz szukać
bądźmy konsekwentni, jak z dużej to z dużej wszędzie Tongue
Cytat:Ośmieliłem się napisać, bo po prostu lubię czytać pańskie książki, każdą kolejną prędzej czy później oglądałem,
w tym zdaniu pozbyłabym się po prostu, według mnie lepiej brzmi bez niego
Cytat:O samobójcach mówi się przeważnie w kontekście – egoistów, którzy z braku odwagi w stosunku do świata, zabijają się i nikomu nic mówią,
mam wrażenie, że myślnik jest niepotrzebny
Cytat:Nie chciałem być do tego wszystkiego osądzony i o egoizm,
posądzony :p
Cytat:Nie ma, co tu dużo mówić.
przecinek jest niepotrzebny
Cytat:Widziałem, że za oknem cały świat falował, szedł do przodu, samochody stawały i odjeżdżały, światła w mieszkaniach zapalały się i gasły.
może "jak "zamiast "że"?
Cytat:Miałem dosyć tych fanaberii, opowieści ze świata, do którego potrafiłem dotrzeć.
potrafiłem czy nie potrafiłem? i bez tego przecinka
Cytat:Nienawidziłem ich, a na dobrą sprawę nie zrobili mi nic złego, poza tym, że chyba cała moja niechęć do nich brała się z tego, że
lepszym spójnikiem będzie "choć"
Cytat:Patrzyłem na siebie w lustrze i myślałem, po co zajmuje sobą czyjeś miejsce
proponuję zastąpić - zastanawiałem się
Cytat:Ogarnęła mnie obsesja zemsty na to jej uwielbienie.
jesteś pewien, że "na", a nie "za"?
Cytat:Mógłby Pan ten list przesłać do Ewa Drzyzgi.
Ewy Smile
Cytat:- Jak!
a nie lepiej ?!

No tak, ale to są drobnostki, przynajmniej dla mnie.
Jeszcze raz powtórzę. Twój tekst strasznie mi się spodobał, zakończenie rozbawiło. Mam nadzieję, ze dodasz niedługo coś jeszcze Smile

pozdrawiam,
Kali Tongue
Rezygnuję z udzielania się na forum.
Wszystkim, którzy na to zasługują, wielkie dzięki za poświęcony czas i uwagę.
Odpowiedz
#3
(02-08-2010, 18:49)majkel30005 napisał(a): Nie ma, co tu dużo mówić.

zrezygnowałabym z przecinka ;]

(02-08-2010, 18:49)majkel30005 napisał(a): niedowierza

nie dowierza ;]


A co do całości... Świetne, hahah ;]
Uśmiałam się, szczególnie przy końcówce. Piszesz tak, że mogłabym czytać, i czytać, i wcale nie przestawać ;]

Oby tak dalej ;]

Pozdrawiam, Duś
Odpowiedz
#4
Bardzo cieszą mnie przychylne opinie. Co prawda z poślizgiem, ale wypunktowane błędy naprawione. Na forum jest kilka moich wcześniejszych prac. Zapraszam zatem do wyszukania ich, przeczytania i wypowiedzenia się. Pozdrawiam Smile

Zapraszam do odwiedzin:
------------------------------------------------
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=1946
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=2901
http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=1072
------------------------------------------------
Odpowiedz
#5
(07-09-2010, 18:03)majkel30005 napisał(a): Bardzo cieszą mnie przychylne opinie. Co prawda z poślizgiem, ale wypunktowane błędy naprawione. Na forum jest kilka moich wcześniejszych prac. Zapraszam zatem do wyszukania ich, przeczytania i wypowiedzenia się. Pozdrawiam Smile

Podoba mi się. Wciąga. To opowiadanie jedne z tym, które czyta się z zapartym tchem. Końcówka: Dobra, przez duże "D".
Pozdrawiam
Odpowiedz
#6
Fantastyczne! Gratuluję naprawdę dobrego tekstu!

Napisałem ten list żeby się wygadać, żeby ktoś wiedział, że na świecie istnieją tacy jak ja, świadomi samobójcy. (...) I tak powiedzą, że stchórzyłem, że wszyscy by mi pomogli, mogłem zadzwonić na infolinię, tam siedzieli i czekali na takich jak ja, znali magiczne zaklęcia, które prostowały poplątane życia. Ci, którzy tej pomocy jak ja nie szukali, tkali spokojnie nić, która oplatała ich szyje.

Nic dodać, nic ująć. Po prostu świetny tekst.
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości