Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 1.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kilka fragmentów od Meratula :)
#1
Witam,

O to kilka fragmentów z mojej książki, która ma się już ku końcowi

“Czasy kiedy sztandary Demos wspanialej stolicy kołysały się na szczytach potężnych twierdz a rodzaj ludzki wypełniał najdalsze zakątki Imperium, minęły. To co kiedyś bylo tętnem świata jaki znaliśmy przestało istnieć niemal w calosci.. Ostatni bastion ludzi Tressar jest ostatkiem jaki został z wielkiego olbrzyma rządzonego niegdyś przez wielkich Panów. Pamięć i wiedza przetrwały lecz duma ludzi „valtiru” zostala pogrzebana wraz z miastami Imperium. Podczas trzeciej wielkiej wojny z wampirami w trakcie oblężenia Tressar za sprawą boskiej mocy i poświęceniu własnego życia Adelbert von Britz skierowal miecz ku ostatniemu promieniowi słońca widocznemu przez gęste chmury poprzedzajace armie potępionych, siłą woli otwarł niebo na mile a swiatlość dziesiątkowała wrogów zostawiając po nich tylko pył,bohater zaś zamieniając sie w posąg zastygł z mieczem skierowanym ku spaczonym ziemiom i pieścią zaciśniętą w górze ku chwale Tressar... Nawet on Pra ojciec wampirów z mroku spogląda na ów posąg który dumnie stoi w najwyższym punkcie kapitolu i myslami wraca do chwili w ktorej stał na progu swiatła i mroku, smierci i życia...” Nieśmiertelnośc to wielka odpowiedzialnośc za która płacą śmiertelni „

***

„Tron potępionych dusz”

Skowyt i krzyk cierpienia to tylko część melodii, która otacza tron przybierając wizerunek wykrzywionych w agonii twarzy dusz ludzi, którzy zostali zgładzeni przez Deviona – Pierwszego Potępionego. Dusze krążą nieustannie tworząc majestatyczne blado zielone spirale wokół Pana nieumarłych. Podobno żaden śmiertelnik nie jest w stanie zranić Deviona ponieważ duchy zmarłych chronią go przed każdym atakiem wymierzonym w jego stronę – powiadają, że aby upuścić choć trochę Deviońskiej krwi należy przedtem zabić tysiąc dusz wielkich wojowników, które tworzą swoistą tarczę wokół ich Pana. Sam tron został stworzony z kości poległych bohaterów, czaski urozmaicają zwieńczenia poręczy a oparcie ułożone z żeber do złudzenia przypomina w pół zaciśnięte szpony jakiejś monstrualnej bestii. Sala w której znajduje się kostny relikt wypełniona jest ciemnością. Tylko rozszalałe płomienie kilku pochodni napędzane ciągłymi krzykami oraz wołaniami o pomoc z lochów poniżej są w stanie rozświetlić pomieszczenia do tego stopnia aby móc dostrzec kostny tron.

***

Znał to uczucie bardzo dobrze, płaski wierzch czaszki pasował wprost idealnie do jego dłoni rozprowadzając chłód aż po same ramię. Kurcząc palce wydobywał z kiepeły cichy zgrzyt, drapiąc białą powierzchnie długimi ostro zakończonymi paznokciami. Twarz miał spokojną, matowa cera lekko zasłonięta kruczo czarnymi kosmykami sprawiała wrażenie martwej. Lekko zmrużone oczy o blado niebieskich źrenicach skupione były w jedyną okiennice w monumentalnej sali skierowaną na zachód gdzie w oddali widać było ostatnią światłość. Często wracał myślami do momentu w którym mógł zapewnić swojej linii krwi kluczową pozycję w Radzie poprzez zniszczenie Tressar. Wiedział jednak dokładnie co stało się tamtej nocy, w tym samym momencie kiedy wspomnienia powracały drażniąc dumę, jego krwisto czerwone naramienniki poruszyły się gwałtowanie jakby próbował poderwać się z miejsca ale po chwili mięśnie przestały się prężyć i znów grawerowane okucie zastygło bez ruchu. Drugą dłonią trzymał kielich wypełniony brunatną krwią aż po złote zdobienia i wpatrywał się w ciecz nadając jej delikatne fale stukając otokiem pierścienia w cienką warstwę szkła. Przechylił czarę biorąc spory łyk aż cienkie strużki krwi poczęły spływać po lekko spiczastej brodzie nadając kontrastu wapienno bladej skórze Deviona…Huk rozbijającego się szkła o posadzkę odbijał się echem w najdalszych zakątkach Sali. Dźwięk kroków w okutych butach zdawał się bardziej przypominać odgłos kłusującego konia na dziedzińcu niżeli Deviona spiesznie maszerującego ku wielkim wrotom. Dwie postacie w czarnych płaszczach pojawiły się naprzeciw niego tak błyskawicznie jak bełty wystrzelone z kuszy – Jeden z nich nie unosząc głowy wysyczał : „ Dokąd Paaanie?”. Devion minął ich i łapiąc za demoniczne mosiężne uchwyty otworzył gwałtownie wrota dodając głośno „ Na wojnę!”.

***

Bezgraniczna szarość rozciągała się nad jego głową gdy próbował wyobrazić sobie obraz z przed dekady.
Strzeliste wieże Demos niegdyś stanowiące najwyższe punkty w stolicy Imperium przeistoczyły się w karłowate ruiny, deszcz i wiatr zostawiły widoczne ślady na głazach, nie mniej niżeli ślady od uderzeń topora. Spoglądał tak w górę stojąc nieruchomo, nie przeszkadzały mu wciąż lecące krople deszczu które
wpadając prosto do oczu zmuszajły go choć do chwilowego zamknięcia powiek. Wracał pamięcią do najdalszych wspomnień, które były nierozłącznie związane z tym miejscem. Bowiem tu gdzie stał znajdowała się niegdyś sala tronowa z monumentalnymi posągami wojowników, którzy w obronie Imperium oddali swoje życie przed laty, w końcu przypomniał sobie to czego szukał w zakamarkach pamięci a w jego głowie rozległ się hałas który wydawałoby się, że wypełnia zrujnowaną komnatę „ O to jest! Teoris von Graitz! Zabójca wampirów i plugastw wszelakich, który w imię Imperium zgładził wroga i nie poddał się pocałunkowi śmierci! – jego kąciki ust uniosły się lekko w szyderczym uśmiechu i wyszeptał : Jakie to patetyczne. Zaczął iść przez komnatę obserwując wyblaknięte sztandary na których z trudem dostrzec można było symbol ludzi Valtiru – serce przebite włócznią, widok urozmaicały szkielety na kamiennej posadzce, które już od dawna nie były okryte ludzkim ciałem. Szedł dalej a jego oczom wyobraźni ukazywał się raz po raz widok z przed 10 laty kiedy po raz ostatni kroczył w tym pomieszczeniu jako śmiertelnik… Kamienny tron stał na szczycie schodów a nad nim widniało wielkie płótno, które przedstawiało pierwszego z długowiecznego rodu Valtiru walczącego z Devionem pierwszym z potępionych. Teoris przystanął kładąc dłoń na rękojeści swojego miecza i w bez ruchu badał każdy kawałek obrazu. – Żałujesz? Powiedział głos skryty w ciemności, Teoris milczał i stał nieruchomo – jedynie kierując wzrok w stronę skąd padło pytanie – głos dodał : masz potencjał.. on to zauważył i dał Ci siłę.. rozpoczęty potok słów urwał się gwałtownie przez Teorisa, który stał przy nim z mieczem wbitym w klatkę piersiową, przyjrzał się człowiekowi, który zachłyśnięty własną krwią wbijał w niego wzrok z niedowieżaniem patrząc na miecz, który wystawał z jego klatki piersiowej niczym maszt z okrętu. Jego blada czaszka przybrała kolor purpury kiedy jego oprawca uśmiechnął się do niego szeroko uwidaczniając swoje kły a drugim szybkim ruchem ręki odcinając głowę dodał : Zapomniałem co to żal.. odwrócił się od zwłok i po chwili szedł po marmurowych stopniach, które prowadziły wprost na kamienny tron, zbliżając się mrużył oczy a jego usta wykrzywiały się nadając jego smukłej twarzy iście mroczny wygląd. Wyciągał miecz z pochwy. Dźwięk wyciąganej stali towarzyszył mu gdy stał naprzeciw kamiennego tronu wpatrując się na wielki obraz wiszący nad nim. Szybkim ruchem miecza pociął obraz tak, że wiatr błądzący po zrujnowanej sali roznosił fragmenty historycznej walki w najdalsze zakątki komnaty. Usiadł powoli na tron odkładając miecz z boku, dłonie zacisnął mocno na kamiennych zwieńczeniach i zagryzając wargę do krwi wyszeptał : Tressar upadnie …

Pozdrawiam

Meratul
Odpowiedz
#2
Na początek – zerowa interpunkcja. Dosłownie pała;] Ale, ja to już zaznaczałem, to to pikuś, nie ma co się przejmować. Ujmuje to tekstowi, ZNACZNIE gorzej się czyta, ale nie wymagam od autora, by znał się na tym. Sprawa to co najmniej trzeciorzędna. Od tego są korektorzy.

Cytat:Czasy kiedy sztandary Demos wspanialej stolicy kołysały się na szczytach potężnych twierdz a rodzaj ludzki wypełniał najdalsze zakątki Imperium, minęły

Po przeczytaniu całego fragmentu, użycie słów „rodzaj ludzki” nabiera znaczenia. Inaczej się sprawa ma, kiedy jeszcze NIE WIE SIĘ, że będzie mowa o wojnie ludzko-wampirskiej. Wtedy brzmi to krzynę dziwnie. Początkowo widziałbym to bardziej w formie: Imperium sięgało najdalszych zakątków <<nazwa krainy/świata>>. Tak to odebrałem nawet, tylko że dziwnie zapisane.

Tak jak to powyższe jeszcze umie się obronić (pomimo tego, że tak czy siak budzi mieszane uczucia) tak z kolei inna kwestia podlega pewnej dyskusji;] Otóż jeśli ludzie utracili lwią część Imperium, została ona z niego wyłączona. I automatycznie Imperium przestało być imperium, a przynamniej zostało uszczuplone tak, że nie wzgardziłbym w tym miejscu jakimś „…niegdysiejszych prowincji… [Imperium]”/ „…Imperium (tym znanym z dawnych map)…”; cokolwiek, co nie pomijałoby dość istotniej, bo działającej na wyobraźnię informacji. Bardzo skrzętnie przemyconej, jak sądzę;]

Niezbyt podoba mi się podkreślone, nie wiem, jakoś tak... Zasiedlał? Zamieszkiwał? Nazywał swoim? Ciut lepiej by było.

Cytat:Ostatni bastion ludzi Tressar jest ostatkiem jaki został z wielkiego olbrzyma rządzonego niegdyś przez wielkich Panów.

Nooo, kolego! Niewybaczalne.

Cytat:Podczas trzeciej wielkiej wojny z wampirami w trakcie oblężenia Tressar za sprawą boskiej mocy i poświęceniu własnego życia Adelbert von Britz skierowal miecz[…]
bohater zaś zamieniając sie w posąg zastygł z mieczem skierowanym ku spaczonym ziemiom i pieścią zaciśniętą w górze ku chwale Tressar...

PoświęceniA.

Bardzo lakonicznie o przemianie w posąg; zalecam rozwinąć, bo marnie to wychodzi. Czemuż to tak? Jak to na ludzi wpłynęło? Itp.

Na zastygł też kręcę nosem. Wszak to się rozumie samo przez się. Lepiej użyc słów: pozostał w pozie; albo zwyczajnie: kierował miecz tu a pięśc tu. Bez zastygania, które po wiadomości o petryfikacji trochę irytuje.

Czemu nagle miecz ku ziemi, a pięść ku górze? Nie było wszak odwrotnie? Zbija to z tropu i raczej nie raduje. Nie mówię, że tak być nie może (to twoja powieść, rób jak uważasz) ale zalecam jakiś dodatkowy opis – np. POWOLNEGO obracania się w kamień, i ostatniego gestu bohatera. Zbrojne ramię wolno opada, drugie energicznie wznosi się nad głowę; usta formują do ostatniego okrzyku – lecz tego już nie słychać;] pstryk – posążek;P

powtórzenie "ku".

Cytat:Nawet on Pra ojciec wampirów

„ON” powoduje zamęt w podmiotach. Wytnij, albo daj On – z wielkiej. A najlepiej od akapitu.

W ogóle tak a propo to to jest akapit-potwór, ja bym go rozbił na kilka mniejszych. Zwłaszcza, że inne fragmenty mają to samo. Ode mnie rada, by to zmienić.

Cytat:Skowyt i krzyk cierpienia to tylko część melodii, która otacza tron przybierając wizerunek wykrzywionych w agonii twarzy dusz ludzi, którzy zostali zgładzeni przez Deviona – Pierwszego Potępionego. Dusze krążą nieustannie tworząc majestatyczne blado zielone spirale wokół Pana nieumarłych. Podobno żaden śmiertelnik nie jest w stanie zranić Deviona ponieważ duchy zmarłych chronią go przed każdym atakiem wymierzonym w jego stronę – powiadają, że aby upuścić choć trochę Deviońskiej krwi należy przedtem zabić tysiąc dusz wielkich wojowników, które tworzą swoistą tarczę wokół ich Pana.

Dookreśl może, co za tron.

Wizerunki byłoby lepiej.

Masz tu mrowie powtórzeń o duszach, unikaj tego jak ognia.

Deviona
Pierwszego Potępionego
Pana nieumarłych
Pana
To z kolei określenia dla, jak sądzę, Pra ojca. W jednym akapicie; to też jest tutaj nieomal równe z powtórzeniem. Lepiej czerpać podmiot z poprzednich zdań – co tyczy się tak samo tych nieszczęsnych, powtarzanych dusz.

Cytat:Sala w której znajduje się kostny relikt wypełniona jest ciemnością. Tylko rozszalałe płomienie kilku pochodni napędzane ciągłymi krzykami oraz wołaniami o pomoc z lochów poniżej są w stanie rozświetlić pomieszczenia do tego stopnia aby móc dostrzec kostny tron.

Tutaj tak samo z tronem. To bardzo łatwo uniknąć; widać, że masz nie byle jakie określenia na ten tron, tj. podobają ci się one, i chcesz z nich koniecznie korzystać. Niepotrzebnie.

Łapię ideę ogni, które podsycają krzyki cierpiętników, a jednak nie wiem, czy udatnie to napisałeś. Po pierwsze – dość niejasno mimo wszystko. Po drugie – podkreślone słowa nie przypadają mi do gustu tutaj; zmieniłbym je. (To nie jest tak, że robię sobie kaprysy jakieś; sygnalizuję podobne coś ZAWSZĘ, jeśli jest to istotne, jeśli poważnie mi zgrzyta, a nie z byle okazji;])

Wołanie bym zamienił na wołanie o litość; pomoc brzmi niedorzecznie.

Są w stanie – niepotrzebne powtórzenie.

No i generalnie spora sprzeczność. Ciemność, a jednak rozświetlona. Podejrzewam źle dobrane słownictwo, niezbyt pasujący opis. Można by nad tym popracować.

Na razie tyle. Wrócę tu jeszcze.
Odpowiedz
#3
Dziękuje Ci bardzo za te rady Smile z całą pewnością naniosę większość poprawek Smile
Odpowiedz
#4
Autorze drogi. Niestety nie mam dla Ciebie dobrych wiadomości. No ale jednak jakiś pozytyw chcę znaleźć. No więc piszesz technicznie w miarę dobrze, fakt błędy się zdarzają i interpunkcja leży nieco, ale z takimi umiejętnościami tworzenia zdań to już całkiem nieźle zaczynać można.

Tu niestety kończą się dobre wiadomości.
Przedstawiłeś trzy bardzo statyczne fragmenty, które co tu dużo mówić zwyczajnie wieją nudą.

Pierwszy i drugi w zasadzie brzmią jak podręcznik do historii i to nie najlepiej napisany.

W ostatnim zaś nieco się pogubiłem. Kto kogo mieczem dziobnął a co najważniejsze dlaczego. Przy okazji miecza, trafiłem na taki śmieszny zwrot: " miecz, który wystawał z jego klatki piersiowej niczym maszt z okrętu." No wybacz, nawet jeśli akcja byłaby napisana świetnie to ten zwrot położył by klimat na łopatki.

No jest to fragment dość nieduży, ale wystarczający żeby zauważyć że masz potencjał. Przede wszystkim postaraj się pisać ciekawie. Tak by związać fabułą uwagę czytelnika. Nie prowadź narracji statycznie. W powieści musi się coś dziać. Stagnacja i pompa (bo miejscami popadasz w pompatyzm) jest wrogiem dobrej fabuły.

Reasumując, na razie nie zachwyca, ale wierzę że kiedy się postarasz to dasz radę pisać ciekawie.

Pozdrawiam
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Pierwsza sprawa. Zobacz, ile masz literówek, w pierwszym fragmencie jest ich tak dużo, że nie będę ich wypisywał po kolei. Wklej w Worda i przepatrz czerwone podkreślenie. Jeśli to rzeczywiście fragmenty całej powieści, to na miejscu wydawcy odrzuciłby mnie sam fakt tylu literówek i nie czytałbym dalej. Bo niechlujstwo w pisaniu to zła rzecz, weź to sobie do serca, drogi autorze.

Cytat:Czasy kiedy sztandary Demos wspanialej stolicy kołysały się na szczytach potężnych twierdz a rodzaj ludzki wypełniał najdalsze zakątki Imperium, minęły.
Wtrącenie, obejmij przecinkami z obu stron.

Cytat:To co kiedyś bylo tętnem świata jaki znaliśmy przestało istnieć niemal w calosci..
Dla mnie to dziwne sformułowanie. Tętniącym sercem świata?

Cytat:Podczas trzeciej wielkiej wojny z wampiramiprzecinek w trakcie oblężenia Tressarprzecinek za sprawą boskiej mocy i poświęceniu własnego życia Adelbert von Britz skierowal miecz ku ostatniemu promieniowi słońcaprzecinek widocznemu przez gęste chmuryprzecinek poprzedzajace armie potępionych, siłą woli otwarł niebo na mileprzecinek a swiatlość dziesiątkowała wrogówprzecinek zostawiając po nich tylko pył,bohater zaś zamieniając sie w posągprzecinek zastygł z mieczem skierowanym ku spaczonym ziemiom i pieścią zaciśniętą w górze ku chwale Tressar...
Metrowe zdanie. Radzę, podzielić na kilka krótszych zdań. Zaznaczyłem Ci, gdzie moim zdaniem powinny znaleźć się przecinki.

Cytat:Dusze krążą nieustannieprzecinek tworząc majestatyczneprzecinek blado zielone spirale wokół Pana nieumarłych.
Brakuje dwóch przecinków.

Poczytaj o interpunkcji.
Poprawiaj błędy, które podkreśla Ci edytor.
Bez tego ani rusz.
Dla mnie 1/5. Musisz popracować i zważaj, by dopracowywać opowiadania przed opublikowaniem gdziekolwiek.

Pozdrawiam!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości