Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kierowca na leśnym dukcie
#1
Zamieszczanie na tym Forum dłuższych tekstów jest ryzykowne (mało komu chce się czytać), dlatego wklejam trzy pierwsze części opowiadania. Całość składa się z ośmiu mini rozdziałów. Jeśli wywoła jakieś umiarkowanie pozytywne reakcje, dołożę resztę, jeśli nie - proszę o usunięcie tematu.
To nie horror, raczej opowieść z dreszczykiem emocji, ale nie ma takiego działu Smile



1.

Puk, puk; ktoś zapukał w prawą szybę auta. Roman stał na dużym parkingu pod urzędem miejskim, właśnie z powodzeniem zakończył pewien spór z urzędnikami, więc humor miał nie najgorszy, czuł tylko lekkie zmęczenie i siedział za kierownicą, odpoczywając. Dopiero za kilka minut zamierzał przekręcić kluczyk w stacyjce.

Do okienka zapukała jakaś staruszka. „Pewnie coś sprzedaje”, przemknęło mu przez myśl, „albo chce kilka złotych na chleb”. Uchylił szybę i zapytał:

- Słucham panią.

Miała niezmiernie pomarszczoną twarz i była maleńka. Na początku myślał, że nachyla się, by z nim porozmawiać, ale naprawdę była tak mała i przygarbiona, że nie musiała tego robić.

- Mam prośbę, chłopcze.

- Śmiało, może coś poradzimy.

Uśmiechnęła się życzliwie. Wzbudziła u niego pewną sympatię, a nie każda starsza pani budzi pozytywne odczucia. Znał co najmniej kilka zrzędliwych i wyjątkowo nieżyczliwych światu emerytek. Ta należała do innej kategorii: sympatyczne staruszki.

- Ja też wyszłam z urzędu i nie mam jak dojechać do domu. Mogę iść na autobus, ale mieszkam w takim miejscu, że nie wiem, kiedy przyjedzie, a jeździ może cztery razy dziennie. Podwieziesz mnie, chłopcze?

- Chętnie, oczywiście jeśli nie mieszka pani sto kilometrów stąd.

- Nie, o wiele bliżej.

- Czyli gdzie? Na jakiej ulicy?

Roman pracował kiedyś jako taksówkarz i najbliższe tereny, kilka sąsiadujących ze sobą miast, znał lepiej niż większość kierowców. Miał w pamięci nazwy nawet krótkich dróg, ledwie widocznych na mapach. Kobieta przypadkiem wybrała dobrą osobę do podwiezienia pod dom, szczególnie jeśli mieszkała w niepozornej okolicy.

- Nie wiem. Nie mam głowy do nazw, a niedawno zmieniali ulice, wiesz, młodzieńcze. Inne czasy, inni patroni. Ale pamiętam, którędy jechać, i dokładnie poprowadzę.

- Dobrze. Otworzę drzwi i możemy ruszać.

Wysiadł i pomógł staruszce usadowić się na przednim fotelu.

2.

Wyjeżdżając z parkingu już włączył prawy kierunkowskaz, kiedy usłyszał:

- Pojedziemy w lewo.

Zmienił szybko sygnalizację i skręcił w stronę wskazaną przez babinkę. Urząd wybudowano w dość nietypowej okolicy, z daleka od centrum miasta, więc niemal wszyscy petenci kierowali się ku okolicom bardziej zabudowanym. Skręt w lewo oznaczał, że szybko znajdą się na głębokich przedmieściach, słabo zamieszkanych. Mógł się tego domyślić, powiedziała przecież, że mieszka na terenie, gdzie nawet autobusy dość rzadko zabierają pasażerów.

Wjechał na wiadukt, przejechał ponad torami kolejowymi, minął kilka jednorodzinnych, zaniedbanych domków, potem zakurzony i szary teren, gdzie po obu stronach drogi siedzibę miały różne firmy, najczęściej niewielkie. Korzystały z tego, że opłaty za korzystanie z tutejszych działek nie były tak wyśrubowane, jak bliżej centrum.

Jeszcze dalej rósł las, ale bynajmniej nie dzika puszcza, tylko posadzona ręką człowieka brzezina, tu i tam suche, splątane chaszcze. Przy drodze leżały porozrzucane puszki, odłamki butelek, jakieś szmaty. Prędzej spotkałby tutaj podpitego lumpa niż turystę z plecakiem.

Nagle przypomniał sobie, że odwiedzał te tereny jako dziecko. Przychodził tutaj z kolegami, by szukać dobrego miejsca na „kryjówkę”, zajmowali się budowaniem, a właściwie kleceniem wielkiego szałasu, a nawet popalali papierosy, które smakowały jak każdy zakazany owoc. Jedno wspomnienie pociągnęło za sobą następne; tak naprawdę przyjeżdżali tu na rowerach, pamiętał jak strugali patyki, na które nabijali wyniesione dyskretnie z domu kiełbaski i piekli je nad ogniem. Wrócił wspaniały zapach lasu, palonego drewna i smażonej wędliny.

- Zaraz skręcimy w lewo, chłopcze – staruszka wyrwała go z zadumy nad odległą przeszłością.

- Nie pamiętam, żeby w pobliżu było jakieś skrzyżowanie – odparł.

- A jednak jest, tam za tą kapliczką przy lesie.

Mówiła prawdę. Roman skręcił, zastanawiając się, dlaczego w ogóle nie kojarzy uliczki, w którą właśnie wjechali. A nie wyglądała na nowo powstałą. Ciekawe...

3.

- Muszę zwolnić, sporo tu dziur. Czym się pani zajmuje na co dzień? – zaczął rozmowę, by kobieta nie odebrała jego milczenia jako nieuprzejmości.

Patrzyła przed siebie, z uwagą obserwując drogę.

- W moim wieku to już głównie odpoczywam. Trochę spaceruję po lesie, lubię drzewa.

- Aktywny wypoczynek dobry w każdym wieku. Jak pogoda nie sprzyja, to pewnie telewizorek, ciepła herbata...

- Nie mam telewizora. Nie jest mi potrzebny. Moi synowie wiele razy proponowali mi, że przywiozą odbiornik, ale nie zgodziłam się. Widzisz chłopcze, mam czterech synów. Wszystkich przyciągnęło miasto, co nie jest dobre, ale trudno w ich wieku wymagać, żeby żyli jak traperzy sprzed lat. Są ambitni, chcą się sprawdzić, kupić wiele rzeczy. Jak minie ta gorączka, przypomną sobie skąd pochodzą. To zawsze musi trochę potrwać, zanim zrozumiemy, co jest naprawdę ważne. Ludzie zapomnieli o tym, ale moi chłopcy mają tą wiedzę głęboko ukrytą i ujawni się ona we właściwym czasie. Najgorzej ma najmłodszy, bo znalazł pracę w banku. To źle, w dodatku zarabia dużo, co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Na szczęście ma dopiero trzydzieści dwa lata.

Zdumiewała Romana ta nieznajoma staruszka. Najwidoczniej nie życzyła dzieciom osiągnięcia zbyt wysokich zarobków i jeszcze żałowała, że nie prowadzą traperskiego życia. Pierwszy raz spotkał taką kobietę. W dodatku mówiła wyraźnie, logicznie i bez zająknięcia, a przecież wyglądała tak, jakby lata temu utraciła dobrą pamięć i spędzała dni w domu starców pod ścisłą opieką.

- Mieszka pani sama? - zapytał, bo nie potrafił sobie tego wyobrazić.

- Można tak powiedzieć. Radzę sobie bez pomocy rodziny, a nawet pielęgniarki środowiskowej. Wątpiłeś w to, chłopcze?

- Ależ skąd, w żadnym wypadku. Uważam tylko, że raźniej mieszkać w towarzystwie. Pewnie ma pani sympatycznych sąsiadów.

Nie odpowiedziała. Wjechali ponownie w zabudowany teren. Ostatnie domy na przedmieściach, dalej rozpoczynały się tereny rolnicze. Minęli dużą, białą willę. Pewnie mieszkała w niej rodzina jakiegoś milionera, który nie musi codziennie jeździć do pracy, ma firmę i zarządza nią na odległość. A może już zakończył biznesową karierę i korzysta z owoców, mieszkając wygodnie, mając pod oknami ogród i sztuczny staw? Jeśli tak, to mu zazdrościł.

Ciekawe, w jakim domu mieszka jego pasażerka? Zerknął na nią kątem oka. Zdumiał się bardzo, bo miał wrażenie, że część zmarszczek znikła z jej twarzy i że siedzi bardziej prosto. Głowa już sięgała do zagłówka, a przecież na początku brakowało kilku centymetrów. „Co jest, do licha?” pomyślał i zaraz potem skorygował tor jazdy, bowiem zjechał na środek ulicy. Taka dekoncentracja nie zdarzyła mu się od dawna.
Odpowiedz
#2
Pierwszy!

Hmm... o ile kolejne części też są takiej długości jak te tu wrzucone to śmiało mogłeś ładować całośćWink Na razie zapowiada się ciekawie, choć można by to było nieco ubogacić tu i ówdzie. Dodać więcej opisów, odczuć... a znak interpunkcyjny ";" ( za cholerę nie przypomnę sobie jak się nazywa) jest raczej niewskazany, to nie słownik wszak.
Na razie wstrzymam się z oceną.

QED.
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#3
Błędy: Nie zauważyłam.
Fabuła: Na razie zbyt dużo nie wiem. Jednak udało Ci się mnie zaciekawić. Czekam na więcej.
Bohaterowie: Od razu polubiłam głównego bohatera, a staruszka jest doprawdy ciekawa. Chociaż to tylko (na razie) trzy mini rozdziały, to jakoś niepokoi mnie ta druga wymieniona przeze mnie postać. No, poczekamy, zobaczymy...
Styl: A tu nie mam co rzec. Na razie. Ocenię po przeczytaniu całości, ale na razie mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że nie oderwałam wzroku od tekstu nawet na moment.
Ocena: Poznawszy te oto trzy części byłabym skłonna wystawić 4.5/5, bo opowiadanie ciekawe, lecz nieporywające.

No, czyli ogólnie mówiąc - czekam na resztę. Niecierpliwie.
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz
#4
Prowadzisz tekst dość gładko i fakt, może jeszcze trochę opisów by się przydało, ale i tak jest dobrze, wspomnienia i przemyślenia bohatera brzmią naturalnie. Zainteresowałeś mnie.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#5
Oto reszta opowiadanka:


4.

Po prostu jestem zmęczony i powinienem zaraz wracać do domu, przespać się, zjeść coś pożywnego. Niebawem staruszka wysiądzie, to zawrócę.

Mało ruchliwa a przy tym niezbyt atrakcyjna widokowo okolica sprzyjała rozmyślaniom. Wspomniał swoją babcię. Przebywał u niej dziesiątki razy , szczególnie w czasie wakacji, ferii, czasem weekendów. Nie mieszkała na wsi, ale i tak w przyjemniejszym miejscu niż on z rodzicami, mieszkańcy hałaśliwego centrum. U babci miał więcej przestrzeni, osiedle składało się z trzypiętrowych bloków, w pobliżu nie przebiegała żadna większa droga. Niedaleko był atrakcyjny plac zabaw z drewnianymi zabudowaniami, jakby zameczkami, gdzie dzieci radośnie przemierzały małe korytarze, wspinały się po schodkach i wyglądały przez otwory na szczytach mini wież. Babcia mieszkała na skraju osiedla, za jej blokiem zaczynały się rozległe tereny, na których rozpoczęto jakąś budowę i chyba czasowo ją przerwano, pozostał bowiem duży obszar, nieogrodzony, rozkopany, gdzie nie ocalało wiele roślin, natomiast istny labirynt dolinek i wąwozów przyciągał maluchów, zachęcał do wypraw w nieznane.

Po zabawach z kolegami wracał zmęczony do małego mieszkania babci. Czekała już gorąca herbata z cytryną i kromka z prawdziwym masłem, pomidor z cebulką, jajko na twardo. Czasami jadł pyszne kiełbaski z musztardą. Bardzo miło wspominał tamte lata, beztroskie dzieciństwo, kiedy każdy rok trwał tak bardzo długo, a wakacje zapewniały mnóstwo wrażeń.

Teraz Roman doświadczał zjawiska typowego dla człowieka w wieku dojrzałym: gwałtownego przyspieszenia czasu. Czymże są teraz dwa miesiące, dawne dziecięce wakacje? Chwilą.

- Rozmyślasz, młodzieńcze? - usłyszał pytanie

- Tak, dawne dzieje. Daleko jeszcze? Proszę mnie wcześniej uprzedzić, to podjadę pod sam dom.

- Przyhamuj teraz.

- Dlaczego? - zdziwił się ale uważniej spojrzał na drogę.

- Wciśnij hamulec!

Głos brzmiał stanowczo, więc posłuchał i zwolnił, choć nie gwałtownie. Bez pisku opon.

Dwadzieścia metrów przed nim przemknęła w poprzek drogi ciężarówka. Skąd? Rzeczywiście, główną szosę przecinała podrzędna, gruntowa wręcz droga. Ciężarówka przemknęła, wznosząc tumany żółtawego pyłu. Jej kierowca zignorował konieczność ustąpienia pierwszeństwa, zresztą widok przesłaniały dość wysokie krzewy.

5.

- Ciekawe, czy gdybym nie zwolnił, drogi mojego samochodu i tamtego idioty by się przecięły? - zapytał pobladły Roman.

- Możliwe. Nadjeżdżał z prawej strony, więc ja miałabym najgorzej.

- Skąd pani wiedziała, że może dojść do wypadku?

- Nie wiedziałam. Po prostu złe przeczucie. Nie zawsze wiadomo, jak na nie zareagować.

- Przeczucie? W sumie niewiele to wyjaśnia.

- Po prostu, u niektórych staruszek wraz z pogarszaniem się wzroku i słuchu, wyostrzają się inne zmysły. Nie patrz na mnie, jak na wiedźmę.

Odwrócił wzrok skupił go na drodze, nie potrafił jednak pozbyć się wrażenia, po raz kolejny zresztą, że staruszka odzyskiwała wigor. Po zgarbieniu nie pozostał już prawie ślad, głębokie zmarszczki zmalały, a najbardziej zmieniły się oczy, większe teraz i bardziej błyszczące.

Jak nic, wiedźma – pomyślał i uśmiechnął się. Nie czuł niepokoju, przeciwnie, ta sytuacja ożywiła go, zniknęło znużenie. Ciekaw był, jak pasażerka, którą wiózł, mieszka.

- Tutaj skręcimy – powiedziała – Stąd już dwa rzuty kamieniem, tylko wyboje będą okrutne.

- Pewnie tak, skoro wjeżdżamy do lasu – rzekł – Czy to jakiś skrót?

- Nie. To jedyna droga.

Wszystko wskazuje na to, że mieszka w domu z piernika – stwierdził w myślach, wspominając bajki, które czytał i oglądał jako dziecko. Często puszczę przedstawiano w nich jako miejsce mroczne, zamieszkane przez ciemne siły, albo przynajmniej przez tą zwariowaną Babę Jagę, marzącą o posiłku z małych dzieci. Dobrzy bohaterowie książek często musieli przemierzać lasy, i zazwyczaj wiązało się to z jakimś zagrożeniem.

Jechał bardzo wolno. Leśny dukt miał od trzech do czterech metrów szerokości, wokół rosły potężne drzewa. Ze zdziwieniem zauważył, że są to dęby, i to wiekowe. Nie znał tego lasu. Za to babcia czuła się jak w domu, z jej ust nie schodził uśmiech. Chyba jeszcze bardziej urosła, a obwisłe wcześniej policzki uniosły się i wygładziły.

6.

Auto co chwilę musiało pokonywać nierówności, jakby ktoś poukładał w poprzek leśnej drogi „leżących policjantów”, czyli sztuczne garby przytwierdzane ochoczo do osiedlowych ulic każdego miasta. Tutaj zostały one starannie zamaskowane i wyrosła na nich trawa.

Roman zwolnił przed kolejnym wybojem, silnik zgasł. Zatrzymali się.

- Niełatwo dojechać do pani domu – powiedział i spróbował uruchomić samochód. Bez powodzenia. Awaria?

- No nie. Tego nie oczekiwałem. Jak ja wytłumaczę pomocy drogowej, gdzie stoję? Dobra, przerwa – zdecydował – Proszę sobie spokojnie siedzieć, ja zajrzę pod maskę, chociaż niewiele to da, mechanik ze mnie kiepski.

Staruszka pokiwała głową ze zrozumieniem, a on wysiadł. Ogarnęła go cisza. Drugim wrażeniem była niezwykła rześkość powietrza, jakby zawierało dwa razy więcej tlenu, niż w mieście. Relaksująca zieleń otaczała go ze wszystkich stron, drzewa stały, spokojne i dumne. Otworzył bez przekonania klapę, obejrzał dokładnie, szukając jakiejś widocznej gołym okiem usterki. Luźny kabel albo odłączony wężyk. Nic nie znalazł. Co zrobić? Przecież nie poprosi babiny, żeby popchała.

- Młody człowieku! - zawołała.

Tylko żeby nie zasłabła, bo kłopotów na razie i tak dość – myślał, podbiegając do drzwiczek.

- Co się stało? - zapytał z niepokojem. Niepotrzebnie. Uśmiechała się i patrzyła spokojnie.

- Nie wiem, jak naprawić automobil, ale może zjedziemy z górki i wtedy odpali? - zaproponowała

- Z jakiej górki?

- Przecież stoimy na pochyłości. Może by pchnąć i kawałek zjechać...

- Jakiej pochyłości? - zdumienie Romana osiągnęło maksimum. Stanął, oparł się o drzwi i spojrzał na trakt wprost przed nim – Kuuuurwa mać – stęknął po czym pochylił się do wnętrza pojazdu i mruknął – Przepraszam.

Naprawdę stał na stoku. Niespecjalnie stromym, ale na pewno wystarczająco wyraźnym, by w żadnym wypadku go nie przegapić. Tymczasem do tej pory nie miał wątpliwości, że jedzie po płaskim terenie. Jednak dróżka opadała.

- Nie wiem, jak to sobie wytłumaczyć, ale ma pani rację – usiadł za kierownicą, wrzucił na luz. Nie ruszyli, musiał wysiąść i lekko pchnąć. Teraz się udało, w dodatku zdołał uruchomić silnik. Dwie minuty później usłyszał słowa:

- No to jesteśmy na miejscu.

7.

Zatrzymał wóz. „Na miejscu” oznaczało: w najgłębszej głębinie tego lasu, w punkcie gdzie Słońce z trudem przebija korony wiekowych dębów. Dukt miał nieco większą szerokość, porastała go niska, za to gęsta trawa. Obok pobliskiego pnia stał wiklinowy koszyczek.

- To mój – ucieszyła się kobieta, która właśnie energicznie wysiadła z samochodu. Jak do niego wsiadała, ocenił jej wiek na ponad osiemdziesiąt lat. Teraz ubyło jej co najmniej dwadzieścia.

- Czy dalej pójdzie pani pieszo? - zapytał

- Oczywiście. Dziękuję ci bardzo za przysługę, jesteś miłym człowiekiem. Wracaj do miasta. Ja już sobie poradzę, trafię bez problemu.

Wzięła koszyczek i ruszyła dziarskim krokiem. Po chwili zniknęła w gęstwinie. Został sam. Zrozumiał, że nie będzie w stanie zawrócić, pozostało zatem włączyć wsteczny bieg i próbować pokonać tą samą drogę tyłem, aż dojedzie do wyjazdu, skąd już trafi na drogę do miasta. Zaczął cofać, klnąc cichutko pod nosem na całą sytuację. Dobrze chociaż, że silnik pracował pewnie i nie zamierzał gasnąć.

Pojawił się za to inny problem. Kiedy jechał naprzód, dróżka, choć nie szeroka, pozwalała jednak na swobodną jazdę. Cofając miał kłopot, by nie szorować to jednym, to drugim bokiem auta o konary. Wkrótce dotykały go z obu stron, aż w końcu stanął, poirytowany.

- Porysuję karoserię. Co jest, drzewa urosły?

Z trudem wysiadł i poszedł obejrzeć dalszą drogę. Szybko zrozumiał, że nie da rady wyjechać. Wyglądało na to, że wjechał w inne rozwidlenie, choć nie mógł w to uwierzyć. Ponownie usiadł za kierownicą, trzasnął drzwiami i pojechał na wprost. Zaraz powinien dotrzeć do miejsca, gdzie wysiadła staruszka. Uważnie obserwował dukt. Nie zauważył innej drogi niż ta, którą jechał. Wyobraził sobie sytuację jak z horroru: oto nie trafia do celu tylko po raz kolejny samochód staje przed ścianą drzew, które otaczają go już z wszystkich stron... Na szczęście spokojnie dojechał tam, gdzie chciał. Oczywiście kobiety dawno już tu nie było. Wziął telefon do ręki, by zadzwonić i uprzedzić rodzinę, że powrót się trochę przeciągnie.

Nie miał zasięgu.

8.

- Co dalej? - zapytał cicho, lecz nikt nie udzielił odpowiedzi. Liczył na wewnętrzny głos rozsądku, który podpowie najlepsze rozwiązanie, lecz i on milczał.

Wysiadł z samochodu, zamknął go i podszedł do wielkiego dębu. Usiadł pod nim i zaczął myśleć.

- W sumie okolica ładna, deszcz nie pada, nie widzę żadnych zagrożeń... Na upartego można by zostawić samochód i wrócić pieszo – coś jednak mówiło mu, że wtedy na pewno nie odnalazłby auta. Takiego scenariusza nie należało brać pod uwagę.

Wtem usłyszał dźwięk, jakby miękkie stopy szurały po trawie, szeleszcząc leżącymi suchymi liśćmi. Spojrzał w tamtą stronę. Zdziwił się, ale nawet nie wstał, zmęczony sytuacją; kultura nakazywała to uczynić, bowiem zobaczył czterdziestoletnią kobietę, ubraną w długą, ciemną suknię, która błyszczała niczym wykonana z delikatnego atłasu. Kolor pasował do czarnych włosów i jeszcze ciemniejszych oczu. Dzięki koszuli i skórkowej kamizelce wyglądała dość oryginalnie.

- Córka leśnika? - zapytał słabo, ale spokojnie. Teraz może zdziwiłby się, gdyby z lasu wyszła grupa futrzastostopych hobbitów, kobieta w stroju z innej epoki nie robiła już wrażenia. Roman zawsze słynął z mocnych nerwów i stoickiego spokoju.

- Nie – odparła i roześmiała się.

Ten śmiech! Jakby była córką babci, niedawnej jego pasażerki.

- Naprawdę jesteś sympatyczny, młody człowieku – powiedziała po chwili.

- Pozwoli pani, że nie wstanę, nogi mam jak z gumy – wymamrotał.

Tymczasem z przeciwnej strony nadszedł dorodny wilk. Prawdziwe, wyrośnięte wilczysko, nie pies, przypominający to zwierzę, ani mieszaniec. Duży, kroczący dumnie przedstawiciel budzącej niegdyś grozę rasy. Spojrzał z ufnością na kobietę.

- Zmieniłem zdanie – powiedział Roman – Wstaję – co mówiąc poderwał się i szybko ocenił sytuację. Z jednej strony miał nieznajomą, choć nie do końca nieznajomą. Aż bał się głośniej wyrazić swoje podejrzenia. Z drugiej strony stało dzikie zwierzę. Przed sobą, lecz o wiele za daleko, parkował samochód. Nie zdąży dobiec. Zresztą, po co uciekać? Dokąd?

Stanowczym głosem wydała polecenie, patrząc wilkowi w oczy. Słowa w obcym języku, przypominającym sposób mówienia Skandynawów. Zwierzę podeszło do niej, dotknęło nosem sukni, po czym oddaliło się. Teraz spojrzała na Romana:

- Chcę, żebyś zapamiętał jedno. Gdybyś kiedykolwiek potrzebował pomocy, znalazł się w sytuacji pozornie bez wyjścia, męczącej, a nawet niebezpiecznej, gdyby wydarzyło się coś niewyobrażalnego dla was, ludzi współczesnej cywilizacji i nie wiedziałbyś, co można zrobić... - zamilkła.

Czekał na ciąg dalszy, lecz tym razem nie wykazał się cierpliwością i zapytał:

- To co wtedy?

- Uciekaj w stronę lasu – dokończyła.

Myślał nad tymi słowami długo. Na razie ich nie rozumiał. Pokiwał głową i wskazał na samochód:

- A jak mam postąpić teraz, kiedy chcę wrócić do rodziny?

Nie odezwała się, tylko pokazała dłonią kierunek. Miał jechać prosto, nie zawracać.

Była to dobra rada, po piętnastu minutach odnalazł ulicę, niedługi czas potem wiedział, gdzie jest. Z ulgą dotarł wreszcie do osiedla, na którym mieszkał. Zaparkował na ostatnim wolnym miejscu, kiedy zamykał samochód, zaczepił go sędziwy staruszek, pytając, czy nie podwiózłby go w pewne miejsce.

- Wykluczone – odparł stanowczo.

Emeryt pokiwał głową z dezaprobatą. Odszedł powoli, stukając laseczką.


***
Odpowiedz
#6
Zmęczyło mnie ciągłe oczekiwanie na akcję. Poza tym, to pomyliłeś działy. Opowiadanie powinno być w "Fantasy", a nie w horrorach.
Pisać każdy może - jeden lepiej, a drugi gorzej.

Moja twórczość:
Dobry interes
Problem
Dług

Program w którym piszę:
yWriter5 - z własnym tłumaczeniem.
Odpowiedz
#7
No nie... Rozczarowałam się. Na początku było jako tako. Teraz... hmm, co mam rzec?
Nie spełniłeś moich oczekiwań, choć początek był obiecujący. Wybacz.
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz
#8
Wybaczam Big Grin
Krytykuj szczerze, nie jesteśmy towarzystwem wzajemnej adoracji. Byłoby miło przeczytać trochę więcej szczegółów o Twoich wrażeniach, gdzie te największe minusy.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#9
Po pierwsze - wstawiłeś do złego działu. Bardziej to pasuje do fantasy niż do horroru. Więc spodziewałam się trochę grozy.
Po drugie (najważniejsze) - zaczynałeś ciekawie, myślałam sobie, że ta babka go tam zje w tym lesie czy coś (;D) ale tak nie było - ona tylko odmłodniała, gdzieś tam zjawił się wilk i koniec.
Po trzecie - gdybyś dodał ciąg dalszy i rozwinął pomysł, byłoby dużo lepiej. Serio, fajnie by było.
To były minusy. Jeśli coś mi się jeszcze przypomni, to dopiszę, rzecz jasna Big Grin

Ale są też plusy:
*Zgrabne opisy
*Dość naturalne dialogi
*Ciekawe postaci
*POMYSŁ

Wiem, że to nie kółko wzajemnej adoracji, a sama też lubię szczerą, konstruktywną psychikę.
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz
#10
Cytat: właśnie z powodzeniem zakończył pewien spór z urzędnikami, więc humor miał nie najgorszy, czuł tylko lekkie zmęczenie i siedział za kierownicą, odpoczywając.
zrobiłbym z tego nowe zdanie, a ostatni przecinek bym wywalił

Cytat: staruszka wyrwała go z zadumy (nad odległą przeszłością).
to bym wywalił, bo czytaliśmy przed chwilą, o czym myślał i tak powtarzasz bez sensu to Wink

Cytat: mają tą wiedzę głęboko


Cytat: twarzy i że siedzi bardziej prosto
może, że nie jest już tak przygarbiona, bo siedzi bardziej prosto jakoś mi nie brzmi ;p

Cytat: 4.

Po prostu jestem zmęczony i powinienem zaraz wracać do domu, przespać się, zjeść coś pożywnego. Niebawem staruszka wysiądzie, to zawrócę.
Rozdziały są podzielone losowo, co?Tongue Bo tak ni stąd, ni zowąd je rzucasz, a myśl jest ta sama, co poprzednim rozdziale

Cytat: atrakcyjny plac zabaw
nie wiem, ale jakoś atrakcyjny mi nie pasuje do placu zabaw Big Grin

Cytat: - Niełatwo dojechać do pani domu – powiedział i spróbował uruchomić samochód. Bez powodzenia. Awaria?

- No nie. Tego nie oczekiwałem. Jak ja wytłumaczę pomocy drogowej, gdzie stoję? Dobra, przerwa – zdecydował. – Proszę sobie spokojnie siedzieć, ja zajrzę pod maskę, chociaż niewiele to da, mechanik ze mnie kiepski.
to jest ciągle jego kwestia, nie oddzielona żadnym opisem, po co dzielisz na dwa?

Cytat:  drzewa stały, spokojne i dumne.
hm, drzewa stały, tak słabo to brzmi, nie lepiej jakoś urozmaicić? Spokojne i dumne drzewa przyglądały się naprawie, nie wiem, jakoś mniej sucho ;p

Cytat: Otworzył bez przekonania 
bez przekonania dałbym na początek

Cytat: obejrzał dokładnie
klapę obejrzał?

Cytat: tą samą drogę tyłem


Cytat: Zrozumiał, że nie będzie w stanie zawrócić
co?! Droga na 3-4 metry i nie da rady zawrócić?;O „Leśny dukt miał od trzech do czterech metrów” Masz prawo jazdy? 3-4 metr do dużo, jak dla mnie, to przynajmniej dwa razy za dużo jak na drogę w lesie, a do nawrócenia 3-4 metry to aż nadto Wink

Cytat: Cofając miał kłopot, by nie szorować to jednym, to drugim bokiem auta o konary.
ciągle, no chyba że jego auto nagle w TIRa się zmieniło Big Grin A jeśli dukt się zmniejszał, to jako doświadczony kierowca, raczej zauważyłby, że ma mniej miejsca i coś jest nie tak, nie wiem, nie podoba mi się jego reakcja, jest niezbyt mądra ;p

Cytat: jakby miękkie stopy szurały 
miękkie stopy? Wybacz, ale się zaśmiałem, pierwszy raz takie określenie do stóp widzę :p
 Z jednej strony miał nieznajomą, choć nie do końca niez
Cytat:  Z jednej strony miał nieznajomą, choć nie do końca nieznajomą. Aż bał się głośniej wyrazić swoje podejrzenia. Z drugiej strony stało dzikie zwierzę.
źle te zdania są podzielona, jak dla mnie


I hm, rozczarowałem się, początek był interesujący, a potem bieda. Nic się nie dzieje, reakcje bohatera są głupie, nieprzemyślane, przynajmniej takie mam odczucie. Jakieś tam błędy były, szyk, interpunkcja, ale niewiele, także luz. Czyta się fajnie, choć czasem jest za suchym językiem się posługiwałeś.

Słabo jak na horror, bo w sumie żadnego elementu horroru tu nie ma, ta tajemnicza skandynawska wiedźma miała być? Musiałbyś się bardziej wysilić. Przestrzeganie przed zgiełkiem cywilizacji? Też do dopracowania, żeby na horror się nadało Wink A pierwotni raczej woleli w jaskiniach się chować niż w lesie, ale może się mylę, wiesz w lesie z każdej strony coś Cię capnąć może.

Pozdrawiam Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#11
Zgadzam się z poprzednikami. Pierwsza część zapowiadała coś... no nie wiem. Niezwykłego i emocjonyjącego. Druga - zburzyła to wyobrażenie. Przykro mi ale takie jest moje zdanie. Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#12
Witam.
Przyznam, że pierwszą częścią opowiadania wzbudziłeś moją ciekawość, ale końcówka pozostawiła niedosyt. Spodziewałem się czegoś mocniejszego, makabrycznego albo tajemniczego. Mówiąc wprost, zrobiłeś mnie w konia i żądam rekompensaty w postaci ciągu dalszego.
Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości