Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kiedy „nie ma lipy” należy się „stejk”!
#1
Pewność siebie, siła i jeszcze raz pewność siebie. Drapieżność w oczach, zwierzęca mowa ciała. Komunikacja werbalna ograniczona do minimum znanych słów. W tym kilku przekleństw. Pierwotność pociąga… Troglodyta XXI wieku to obiekt westchnień wielu posiadających wysublimowany gust kobiet. Mała, lecz ze względów użyteczności zupełnie wystarczająca główka, opięta koszulka, jakiś mięsień, do którego można się przytulić. Popyt napędza podaż. Żeby więc „nie było lipy” mentorem po świecie mięśni staje się Hardcorowy Koksu. Ze względu na formę przekazu, swój program kieruje do ściśle określonej grupy. Ona, pomimo specyficznej składni, braku tajemniczej koniugacji, deklinacji i pozbawionych sensu komentarzy, wszystko kuma. I słucha niczym biblii. Imponującej budowy kulturysta pręży do kamery odpowiednie partie ciała i tłumaczy co zrobić, aby dojść do podobnego wyglądu, równocześnie zajadając się „stejkami”. Kilka milionów odsłon na Youtubie świadczy, że zwolenników mięsnego smakołyku jest wielu. Wprawdzie brak im zapału budowania mięśni, ale „stejka” by się wciągnęło. I zaimponowało paru laskom. Podpatrują więc mimikę kulturysty, sposoby prężenia się, powtarzają najbardziej korzystne pozycje. Szlifują też ojczysty język.
Mężczyzna ćwiczy przed lustrem, potem na siłowni. Zawsze ok. 17:20. Wprawdzie właśnie wtedy jest największy tłok i trudno znaleźć wolne urządzenie, ale nie o to chodzi. Najważniejsze to pojawić się na sali ćwiczeń w porze lansu i mieć się komu zaprezentować. A że to priorytet wszystkich zapalonych kulturystów, tłok zaczyna się już na recepcji. Osobniki stojące w kolejce wyglądają jakby wyszły spod ksera. Oni: napinający w ogromnym skupieniu ukryte głęboko w środku gdzieś mięśnie, próbujący wciągnąć opadniętą do poziomu brzucha pierś bohaterską, szukający rozbieganym wzrokiem pierwszych zdobyczy… One: na tracących pomału stabilność jaskrawych szpileczkach, w sylwestrowym makijażu i tipsach, którymi próbują utrzymać uciekający karnet. Do tego wszystkie są czymś strasznie zdziwione. A nie, to jednak tylko fryzura, która zdaje się dość mocno ściąga im oczy w tył głowy… Co jakiś czas dochodzi do przepychanek. Każdemu się przecież śpieszy. Szybkość obsłużenia zdaje się być wprost proporcjonalna do aspiracji posiadania mięśni i siły ściągnięcia wspomnianych kucyków.
Po odstaniu „swojego” jeden z mężczyzn wychodzi w końcu na salę ćwiczeń. Posuwa się ruchem wolnym, falującym, pamiętając o delikatnej pracy bioder… Chód niczym z wybiegu, choć bliżej mu do tego z lokalnego zoo niż paryskiego. Dla zwiększenia efektu przyjmuje pozycję „na tragarza”, czyli z podniesionymi ramionami, odstającymi znacznie od ciała, pod którymi niesie wyimaginowane telewizory. Jednak nie tam żadne płaskie! Takie porządne, z kineskopem! Wszystkiemu towarzyszy intensywne obracanie głową, by nie przegapić żadnej oznaki podziwu. Mężczyzna kołuje od kilkunastu minut po sali siłowni. Jakby co najmniej znaczył teren. Jemu natomiast zależy, by dokładnie, z każdej strony się pokazać. Tak jak Koksu potrafi! Wprawdzie różni się wciąż od idola posturą, jednak pewnością siebie już dawno go powalił. Poza tym stawia na strój. Obcisła koszulka, opinająca jedyny póki co mięsień-piwny i zbyt wysoko podciągnięte krótkie spodenki skutecznie ściągają uwagę obecnych na siłowni. Mężczyzna wybiera w końcu jedno z urządzeń. Obciążenie niewielkie, ale „lipy nie ma”. Z daleka nie widać. Pręży się, ciągnie, jego twarz zmienia gwałtownie kolory, zaciska zęby. Zwraca uwagę grupy dziewczyn, od godziny przeglądających się mimochodem w jednym z luster, przy którym równie mimochodem od dłuższego czasu tłoczą się pozostałe kobiety. Zarzucają długimi kucykami, prostują się, wciągają brzuchy. Aż dech zapiera, choć na razie głównie im samym. W końcu zwracają uwagę mężczyzny, który przy swoim ukrytym, pięciokilowym obciążeniu pręży się do czerwoności. Koksu byłby z niego dumny! Mężczyzna kończy dopiero wtedy, gdy zalewający mu oczy pot utrudnia widzenie. Zmieniając urządzenie dba jednak o utrzymanie zainteresowania i „puszcza oczko” w kierunku adoratorek. Dziewczyny ściągają mocniej luzujące się kucyki i wypełniają salę słodkim, piskliwym chichotem. Mężczyzna siada na kolejnej maszynie i uzależnia częstotliwość ćwiczeń od rzucanych w jego kierunku spojrzeń. Macha kilka razy i odpoczywa. Światło żarówki odbija się od jego błyszczącej glacy, a on sam w świetle pseudoreflektora czuje się jak gwiazda. W końcu obok maszyny pojawia się kobieta - jedna z nielicznych, przychodzących poćwiczyć. Zniecierpliwiona bezruchem mężczyzny informuje, że chciałaby skorzystać. Jej zachowanie zostaje odebrane jako ewidentny podryw. Jak inaczej może myśleć takie niekwestionowane ciacho!?! W odpowiedzi więc mężczyzna rzuca powitalne „hej lala” i rozpoczyna ćwiczenie. Napina się, przyspiesza przy każdym powtórzeniu, niebezpiecznie czerwienieje. Kobieta odchodzi zrezygnowana. Mężczyzna jest pewien, że nie wytrzymuje ona psychicznie widoku tak idealnie prężonych mięśni… Sam nie wie, czy dałby radę.
Mięśnie to przecież potęga! Biceps, triceps, żelazne uda. To jest to! Nawet te urojone, budowane siłą woli. Reszty dopełnia przecież to „coś” w oczach, czynna znajomość „subkulturowego” języka, osiągnięcie imponującego poziomu intelektualnego, zwanego przez zazdrośników - depresją. Dotarcie na wyżyny kulturystki i idącej za nią atrakcyjności potwierdza zainteresowanie najlepszych lasek w mieście. A one się nie mylą. Z daleka dostrzegają imponujące mięśnie i tę naturalną, pociągającą pierwotność… Wieczorem mężczyzna po raz kolejny pręży się więc dumnie przed lustrem i włącza swój telewizyjny, życiowy przewodnik: „Będziemy pakować dzisiaj łapy. Na razie zimne (…).Tylko bajceps działa.(…) Robimy bajceps, bo innych mięśni nie potrzebujemy. Ani plecy się ruszać ani nic”… Pochłanianiu każdego słowa towarzyszy wciąganie pysznego „stejka”. Nawet dwóch, bo co jak co, ale przecież lipy dziś na pewno nie było…

Taka refleksja z siłowni...Smile
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#2
AMI - lubię Twój styl, język, staranność redakcji.
Ten tekst jest "przyzwoity", choć - podobnie jak przy poprzednim - mam wrażenie, że jesteś zbyt "gadatliwa", że przegadujesz temat - masz fantastyczne pełne ironii spostrzeżenia, a potem one nikną w nieustannym "paplaniu".

Chcę zaznaczyć, że cenię Twoje teksty. Bardzo. Uwagi - mam nadzieję, że nie odbierasz ich jako nieprzyjazne - są próbą wychwycenia tego, nad czym powinnaś jeszcze popracować. Moim zdaniem jest to asceza - zwłaszcza przy tekstach satyrycznych - kilometrowy dowcip zawsze umyka.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
Hmm... Muszę zgodzić się z Nataszą.
Masz ciekawy styl, bogate słownictwo. Masz świeże spojrzenie, co wykorzystujesz rewelacyjnie. Piszesz z lekkością (bynajmniej takie odnoszę wrażenie), nie popełniasz zbyt wiele błędów ( w zasadzie to ja nic nie widziałam, ale ciii ).
Było zabawnie, ciekawie. I nie za długo, tak w sam raz. Świetna robota. Smile
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#4
Dzięki za komentarzeSmile Nataszo-oczywiście, że wszelkie uwagi nie są przeze mnie odbierane jako nieprzyjazne. Raczej konstruktywneSmile

ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#5
Ami, i to jest dobre podejście Smile Trzeba się doskonalić a nie przejmować krytyką Big Grin
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#6
Chyba nie ma się co powtarzać - za każdym razem błędy marginalne, płynny język, niezłe spostrzeżenia, dobry humor - tak trzymać! Nie próbowałaś atakować swoimi miniaturami jakiejś gazety? Myślę, że wydali by Cię bez problemu.

Pozdrawiam!

PS. Możesz też czasami nas pokomentować.Cool
Odpowiedz
#7
Dzięki za komentarz HanzoSmile O "ataku" myślę, ale jeszcze się "szlifuję"Smile

Co do "pokomentowania" Was - oczywiście zacznęSmile W końcu czas zapoznać się z twórczością konkurencjiSmile

ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#8
Ciekawa refleksja, chociaż przegadana i w sumie nie bardzo wiem na czym chciałaś się skupić: czy na Koksu, czy na tych wyrywaczach siłownianych, czy na szczebiotkach sprzed luster. Co do ogólnego założenia, że siłownia to miejsce do rwania, to ostatnio chyba panuje odwrotny trend: moda jest na metro-chłoptasi, ważących po 50 kg, z grzyweczkami i siłujących się z byle Frugo, czy Kubusiem. Internet kipi fotkami Szpaków i innych tego typu indywiduów, przez które tracę wiarę w męskość.
W pewnym momencie (o ile dobrze myślę) zastanawiasz się jakim cudem Hardkorowy Koksu zdobył taką popularność. Jak dla mnie to koleś jest tak lubiany, bo jest inny od spotykanych w polskich kuźniach pakerów. Burneika to taki dobry wujcio, pożartuje, doradzi, zmotywuje itp. U nas jak ktoś już trochę urośnie, to aktywuje mu się tryb mordoklepa i szuka tylko okazji do prania w pysk jak Zły Tyrmanda. Litwin niejako burzy negatywny stereotyp, że duży = straszny, dlatego kręci te miliony na yt.

Wybacz te dwie dygresje, wywołał je Twój tekst i pomyślałem, że może warto się nimi podzielić. Podoba mi się to jak piszesz. Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#9
Dzięki Fiteł za komentarz.

Chciałam zdecydowanie skupić się na na pseudomięśniakach, którzy myślą, że dzięki odpowiednim minom i postawie będą wzbudzać respekt, zazdrość i pożądanie. Tak jak Koksu. Tylko on jest przede wszystkim imponująco zbudowany. Mięśniaki skupiają się na tym, co zrobić łatwo, a żeby osiągnąć wygląd idola trzeba się przecież nieźle namęczyć. Po co. Poza tym istotny jest poziom języka Koksu. Wiem, że jest obcokrajowcem, ale prowadząc po polsku publiczny program sam naraża się na krytykę i...nieporozumienie. Bo jego fani, widząc w nim językowe lustro, od razu czują się równie wielkimi kulturystami.

Tekst więc nie jest wyrażeniem zdziwienia co do popularności Litwina, ale obserwacją stereotypowych pseudokulturystów, którzy akurat na uczęszczanej przeze mnie siłowni pojawiają się tabunami.

Tylko felieton miał to powiedzieć sam, bez dodatkowego komentarza. Szkoda, że nie do końca się udało.

Pozdrawiam!
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#10
W mojej ocenie błędem, który zaważył, była źle zorganizowana dramaturgia - rozproszenie uwagi i niezaplanowany proces "stawania" się bohatera w artykule. Przyjęłaś postawę drwiąco-krytyczną, wyprzedzając jednak pokazanie problemu. Zaczęłaś od charakterystyki negatywnej zjawiska. Potem bohater już był niepotrzebny - zwłaszcza, że niczego nie rozwinęłaś w dalszej części - jest w dużej mierze tautologiczna, przewidywalna. Lepsza byłaby ciekawa fotka, jako uzupełnienie akapitu i chwatit.
Dlatego siada ci artykuł i nudzi odbiorcę. Jakby słuchał spalonego dowcipu.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#11
Ok, uwagi do przemyślenia.

Pozdrawiam!
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#12
Tego całego Koksa kojarzę tylko z żartu (niesmacznego) pod adresem Marit Bjoergen. O "mięśniakach" z siłowni też pojęcia nie mam, bo nie chadzam. Mimo wszystko opis w tekście wydaje mi się odrobinkę wyolbrzymiony i podkolorowany w celu zwrócenia uwagi. Mam rację?
Czyta się lekko i przyjemnie, to muszę przyznać. Masz potencjał.
PS: Może Twoje teksty lepiej wypadałyby w dziale publicystycznym? Bo mało satyryczne są.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#13
Dzięki za komentarz MestariSmile

Oczywiście, opis jest miejscami wyolbrzymiony-taką konwencję gatunkową wybrałam (satyra). A jeśli to satyra, to czy dział satyryczny nie jest dla niej najlepszym miejscem?

Pozdrawiam!
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości