Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kiczu naszego powszedniego
#1
Chciałabym, by ten tekst potraktować jako zagajenie do dyskusji. Często napotykam w tekstach z forum zjawiska literackiego kiczu, wytykam, ale zastanawiam się...
Jeżeli kicz jest w nas? Jeżeli to potrzeba i nie ma co kruszyć kopii?

Kiczu naszego powszechnego...

Pytanie o kicz jest stare jak świat i stare jak sztuka, choć nigdy nie było tak istotne, jak w czasach, gdy mecenasem sztuki stała się publiczność milionowa, zasiadająca w kinach, salach koncertowych i przed telewizorami w oczekiwaniu na swą powszednią porcję kultury. Problem tkwi w tym, że potrzebujemy kiczu, nie umiemy bez niego żyć, na stałe wpisał się w naszą rzeczywistość, kicz jest bowiem zasadniczo estetycznym fundamentem kultury masowej.
W czasach, gdy rodziło się pojęcie kicz w sztuce - artyści pogardzali mieszczańskim światem wartości, ich pieniędzmi, stylem życia, a przede wszystkim ich gustem. Kitsch – lichota, tandeta, dzieło kiepskie i bezwartościowe – to nieudolne naśladownictwo i pozbawianie sztuki wartości, wynikającej z sacrum piękna. To wtargnięcie barbarzyńców do świątyni Sztuki.
Bezstylowość stylu, imitacja, jarmarczna estetyka, oto pejzaż stworzony ręką owego barbarzyńcy, zawiśnie ani chybi w złoconej ramie nad etażerką z paździerzowych płyt, ale w stylu secesja (albo sanacja? jakoś tak to było). Słowem – kicz.
Kto go potrzebuje? Jacyś oni. Prości, ledwie wykształceni Kowalscy z M4, kulturowi właśnie barbarzyńcy. To dla nich gipsowe krasnale w ogródkach i wietnamska konfekcja z targowisk, to dla nich disco polo i różowe Harlequiny, dla nich Rambo i reality shaw. Nas kicz śmieszy, nudzi, irytuje.....czyżby nas rzeczywiście nie dotyczył?
Tymczasem problem kiczu w kulturze masowej to wcale nie tylko przysłowiowe jelenie na rykowisku, bowiem w kulturze masowej granice między tym, co kiczem jest, a tym, co nim nie jest - bywają niemal nieuchwytne. Mierzenie się krytyczne z wieloma dziełami sztuki – nawet słynnymi i otoczonymi legendą - to spacer na krawędzi…
Przykład:
Łatwa uroda "Quo vadis" to problem, z którym borykają się krytycy literatury od początku istnienia najsłynniejszej chyba na świecie powieści Henryka Sienkiewicza, dzięki której przyznano mu wszak Nagrodę Nobla w 1905 roku. Zastanawiał się nad tym Witold Gombrowicz, który zobaczył w autorze "Quo vadis" dostarczyciela "przyjemnych snów" dla masowej publiczności, "Homera drugiej kategorii" albo "pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego”. A więc arcydzieło czy kicz pisany "dla maluczkich"?
Po pierwsze historia miłosna z przeszkodami i happy endem: Oto on - Winicjusz, bogaty patrycjusz rzymski. Oto ona, Ligia, królewna – branka z dzikiej północny. On przystojny jak bóg, ona piękna jak wiosna. On ją kocha, ona zakochana, ale stale ich miłość spotykają katastrofy: już to on błądzi w rozpuście, a ona chrześcijanka gorliwa, już to on się nawraca i poprawia, ale ona zagubiła się w ogarniętym pożarem Rzymie, on ją odnajduje, ona więziona przez szalonego tyrana, on rozpacza, ona chora, wreszcie dramatyczny finał na rzymskiej arenie i ... będą razem szczęśliwie żyć wśród gajów oliwnych i w cieniu cyprysów.
Po drugie: egzotyka: antyczne imperium, dramaty pożarów i pałacowych mordów, uczty bachiczne i okrutne igrzyska, togi, poematy, gladiatorzy, pałace, katakumby.
Po trzecie: dzieje początków chrześcijaństwa w wiecznym mieście. Apokryf, żywoty świętych, religijna ekstaza, mistyczne spotkania z Chrystusem i krwawa realność tortur, cuda ocaleń i nawróceń, freski męczeństwa i miniatury intymnych modlitw.
Po czwarte wreszcie: dzieje ginącego imperium świat już zepsuty, zakłamany, gdzie nie jest zbrodnią zabić matkę, brata i syna, wczorajszych przyjaciół albo pół Rzymu wreszcie. A przy tym świat pełen dekadenckiego wyrafinowanego przepychu, w którym oszalały tyran – artysta, urzeczywistnia wizje z chorej wyobraźni.
Czytelnik „ Quo vadis” otrzymuje niemal wszystko: romans i hagiografię, historię i mit, świętość i dekadencję, liryzm miłości i ewokację grozy.
Taka stylistyka nadmiaru jest niebezpieczeństwem pierwszym sztuki popularnej. Powieść Sienkiewicza powstawała w odcinkach drukowanych w poczytnej gazecie, adresowana była do czytelnika masowego – odpowiadała więc na zapotrzebowanie masowego gustu, zapotrzebowanie wiodących spokojne, banalne życie mieszczan, którzy pragnęli bezpiecznego dreszczu emocji, wzruszenia, nienawiści, religijnego uniesienia i grozy. Raczej dużo, niż głęboko, raczej jednoznaczność wartości, stereotypy postaci i wątków, raczej trzymające w napięciu widowisko niż psychologiczna refleksja.
Charakterystyka, w której pominięto przecież tak wiele z aspektów artyzmu Quo Vadis, pozwala jednak uchwycić niemal u źródeł potencjalne zagrożenie – estetyczne stereotypy w kreacjach świata przedstawionego.

Kiedy kończy się sztuka, a zaczyna kicz? A może tej granicy w ogóle nie ma?

Bo - posługując się kryteriami naukowymi kiczem jest i "Alchemik" Coelho, i "Harry Potter", i filmy "Pretty women: czy "Dzień niepodległości", kiczem jest sanktuarium w Licheniu i lalka Barbie. I sto różnych zjawisk wokół nas.

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#2
Nataszo, poruszyłaś temat, który ostatnio mnie naprawdę zaczął jarać. Stylistyka kiczu i tandety jest tą, do której zawsze miałem słabość, czy to teraz jako grafoman, czy to za młodu na odpustach choćby. Do tego popkultura, która to jest współczesną formą niegdysiejszej wspomnianej przez Ciebie „mieszczańskiej sztuki”, jest stałym elementem mojej paplaniny-pisaniny. I choć to problem typowo akademicki, na pewno dyskusję zamierzam śledzić Wink (jeśli taka będzie).

I tak. Po pierwsze, wydaje mi się, że problem tkwi tutaj w tym przekleństwie generalnie społeczeństwa – jakim jest niemożność zdefiniowania kryterium „piękna”. Czyli te wszystkie wyświechtane frazesy w stylu „są gusta i guściki”, „jeszcze się nie urodził taki, co by wszystkim dogodził”, czy nawet „rozumiem, że ci się nie podoba, ale inni mówią, że jestem zajebista, więc poczekam na opnie innych”. I tak dalej w tym klimacie… W życiu nie słyszałem bardziej powszechnego i b z d u r n e g o przekonania. Albo coś jest jakościowo dobre, albo nie. Kropka. A „piękno” to moim zdaniem powinno być wyłącznie pojęcie ze sfery „Antyku”, zakazane w użyciu w innych kontekstach... Na upartego przecież można drążyć, że sztuka i nasza względem niej satysfakcja to tylko reakcja psycho-fizjologiczna (dopaminergiczny układ nagrody i takie tam bajery) i że zależy od organizmu. Tylko że wtedy równie dobrze „sztuką” byłoby także połknięcie tablety, wypicie drinka itede. I to jest smutne, bo każdy miałby swoją granicę kicz-sztuka, co z kolei byłoby sprzeczne, z tym, co obserwujemy teraz na świecie (patrz punkt drugi) i deewaluowałoby pracę grafomanów (czyli 99% internautów). Tak, jestem skłonny przyznać, że chciałbym, by sztuka była jedynie ekskluzywną zabawką dla elit.

Punkt drugi. Globalna wioska, społeczeństwo masowe jest teraz świadkiem, że w dużej mierze wychowujemy sobie (i to nawet nie „my”, a „oni”, „ludzie kultury”) publikę i odbiorców. Powiedziałbym wręcz, że r o z l e n i w i a j ą nam publiczność. To kwestia znanego już motywu kreowania mody, bo dzisiaj przede wszystkim chce się na sztuce zarabiać, co pociąga za sobą wkroczenie na tę płaszczyznę praw marketingu i ekonomii. Mamy stado baranów, zróbmy im pranie mózgu, od jutra niech wszyscy kochają Lanę del Rey (to chyba najświeższy i najbardziej hot przykład, jak wykreować swoją sztukę (czy też sztukę kochanej córusi). Jeśli o niej jeszcze nie słyszałaś, zaręczam, usłysz…). W takich sytuacjach myślę sobie, że ACTA wcale nie jest taka głupia…

Czyli albo granicę stawiają inni za nas i wtedy (prawdopodobnie) „dupa z pisaniem, chuj z poczytaniem”, albo każdy stawia sobie ją sam (i jest "mass-burdel" jak teraz).

Na gorąco tyle, jeszcze tu wrócę ze swoimi boskimi „mądrościami” Wink

P.S. Podsumowując kryteriami naukowymi – kiczem został Llosa po przyznaniu mu Nobla (i staniu się mainstreamowym Wink ).
Odpowiedz
#3
Kicz zawsze był, jest i będzie wszechobecny. To, co teraz okrzykiwane jest mianem wielkiej sztuki nie zawsze nią było. Inaczej obecnie nazywani wielkimi malarzami, wieszczami czy też mistrzami pióra, w swoich czasach, za przeproszeniem, nie zdychaliby z głodu. Wielu takich w historii świata. Niegdyś ledwo lub wcale znanych, teraz będących na ustach wszystkich, sławnych i drogich...
Pytaniem pozostaje to kiedy ich twórczość była kiczem? Wtedy gdy ją tworzyli mając zaciśnięty z głodu żołądek? Czy może teraz gdy są uwielbiani przez miliony i pół świata jest skłonna płacić za ich dzieła ogromne kwoty? Gdzie jest granica pomiędzy kiczem a sztuką? Czy przebiega ona gdzieś na osi czasu czy może wyznacznikiem sztuki są teraz przeznaczane na jej promocję nakłady?
Swego czasu często fotografowałem w świecie mody. I wybaczcie - nie potrafiłem zrozumieć ochów i achów publiki na pokazach na widok niektórych tekstylnych bohomazów powieszonych na anorektycznie chudych modelkach. Kicz? A może mylne pojęcie na jego temat?

Uważam za wielce prawdopodobne, że to co teraz uznajemy za dno, żenadę i kicz, za lat kilkadziesiąt będzie obiektem westchnień wielu znawców. Do czego zmierzam? Każdy kicz przy odrobinie szczęścia może ewoluować do miana wielkiej sztuki. Jest zresztą jej integralną częścią i warunkiem sine qua non jej istnienia.
To live a creative life, we must lose our fear of being wrong.
Joseph Chilton Pierce
Odpowiedz
#4
Według mnie kicz istnieje. Mnie również nie zmylą przytoczone przez Erazmusa frazesy typu "o gustach się nie dyskutuje", bowiem niezależnie od subiektywnego spojrzenia na sztukę KICZ ISTNIEJE. Uważam, że granice wyznaczają ludzie, którzy mają pojęcie o sztuce, o tym, co ma wartość, pożywkę spirytualną.

To tak jak z przedmiotami fizycznymi. Ja np. nie mam za grosz zdolności technicznych. Owszem, potrafię zbić stół z desek, ale będzie to stół krzywy, nieoheblowany (bo heblować nie umiem) i wątpię, żeby można było na nim zjeść. Na pewno NIE BĘDZIE to stół dobrej jakości. Być może uda mi sie zbić stół całkem niezły, i laik nie pozna się, że przez użycie (teoretyzuję) drewna lipowego, a nie dębowego, stół rozleci się po tygodniu. Inny stolarz jednak pozna od razu. Tak samo pozna właściciel sklepu meblowego, który zna się na meblach. I to są właśnie "krytycy stolarki".

Tak samo jest ze sztuką. "Śpiewać każdy może...", tak samo każdy może nakręcić film, napisać wiersz czy opowiadanie. Ale czy będzie to dobre opowiadanie - to już inna sprawa. Nie raz i nie dwa czytałem (niekoniecznie na tym forum, mówię ogólnie) wiersze przeładowane dramatyzmem, pseudo-poetyckimi metaforami, patosem i wzniosłością. Wybaczie, drodzy Autorzy - to JEST kicz. Mimo, że nie jestem krytykiem, to uważam, że mam na tyle dobre wyczucie, że potrafię rozpoznać kicz w poezji. Jeśli chodzi np. o malarstwo - już nie i nie kryję się z tym, z malarstwa jestem noga.

Granica jest moim zdaniem ruchoma. Czasem nikła, czasem widoczna. Ale jest. Zaznaczę ją krechą, o tu:



Jest? Jest.


You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#5
Erazmus - dobrze rozumiem:
Sztuka nie definiuje się jako "przyjemność estetyczna", bo przyjemność jest reakcją psychofizyczną?
"Przyjemność" jest potrzebą rynkową w hipermarkecie kultury, więc kicz jest produktem zaspakajającym taką potrzebę. Kicz (pejoratywnie) jest tym samym antynomią dla pojęcia "sztuka".

Mnie zastanawia w takim razie:
dlaczego "Trzeba zamieszać budyń..." Erazmusa, a jeszcze bardziej jego "Backstage mundi" nie odbieram jako "produktu z hipermarketu kultury masowej ", choć poetyka jego opowiadań jest tańcem na linie granicznej?
Moja wrażliwość, kompetencja estetyczna? "Inteligencja estetyczna", czyli zespół umiejętności poznawczych*? To kryterium proponuje Root - subiektywne "ja wiem", co się przekłada na akceptowanie autorytetu krytyki - instancji decydującej, metkującej.
W modzie - wskazuje Gabryel - cuda-wianki byle z marką projektanta - to kreacje artystyczne wysokiej próby, bo za takie garstka "znawców" je uzna.

O tym, że coś jest kiczem decyduje twórca, krytyk czy odbiorca?

____________

* ciekawy artykuł Jarosław Barański Intelektualizm estetyczny, http://nowakrytyka.pl/spip.php?article87


cytat z powyższego ad rem erazmusowego:
Doświadczenie współczesnych sztuk w tradycyjnych kategoriach estetyki: rozkoszy pięknem, delektowania się jakościami estetycznymi dzieła, jest niewystarczające. Coraz silniej dzieła sztuk zgłaszają poznawcze aspiracje i sugerują dyskursywność, która wypowiedziałaby przedmiot poznania, jaki jest punktem odniesienia dla pobudzonej przez dzieło wyobraźni estetycznej. Intelektualizm estetyczny, orientujący się na walory poznawcze dzieł sztuk, ma za zadanie estetycznie rekonstruować owe aspiracje, upatrując w nich jedną z najistotniejszych przesłanek doniosłości artystycznej (podkreślenie - N).




Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#6
Wszyscy trzej, zależnie od etapu cyklu życiowego danego dzieła (tudzież "dzieła").

P.S. I każdy na innym poziomie.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#7
Czyli kicz, według ciebie, Root, to własność niewymierna, niedająca się "przypisać" na stałe?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Subiektywnie - tak, masz rację. Patrząc obiektywnie, na dzień dzisiejszy - kicz da sie przypisać na stałe. Bo przykładowy wiersz (improwizuję):

porzuciłaś mnie wczoraj
złamane serce moje
moja dusza płacze
morze łez zalewa świat mój
ogień naszej wielkiej miłości
zgasł wraz z twoim odejściem

Patrząc ze strony autora, subiektywnie, zapewne nie jest kiczem, tylko pełnym rozpaczy wierszem o utraconej miłości. Zapewne większość odbiorców, patrząc obiektywnie, zdecydowanie nazwie ten kawałek grafomanii kiczem. Niezależnie od subiektywnych opinii - ten wiersz JEST i BĘDZIE kiczem.

Być może, jak powiedział Marcin, za 100 lat ktoś to przeczyta i uzna za najwieksze dzieło sztuki minonego (ówcześnie) wieku.

Mówiąc o teraźniejszości, jako takiej i mówiąc obiektywnie - kicz jest stały.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#9
(21-03-2012, 18:26)rootsrat napisał(a): porzuciłaś mnie wczoraj
złamane serce moje
moja dusza płacze
morze łez zalewa świat mój
ogień naszej wielkiej miłości
zgasł wraz z twoim odejściem

Patrząc ze strony autora, subiektywnie, zapewne nie jest kiczem, tylko pełnym rozpaczy wierszem o utraconej miłości.

Czyli - kalki frazeologiczne - coś co się już w poezji zdarzyło, "myślenie" poetyzmami - determinuje kiczowość? kiczowatość?

porzuciłaś mnie wczoraj
złamane serce moje
moja dusza płacze
morze łez zalewa świat mój
ogień naszej wielkiej miłości
zgasł wraz z twoim odejściem

wzruszam ramionami poezji


dalej kicz?


Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#10
Dokładnie tak samo można rozpatrywać wartości dobra i zła, szczęścia i nieszczęścia...
Granica przebiega w różnych miejscach w zależności od tego kto jej szuka.
Przykładowo: czy dobro ogółu jest na pewno również dobrem jednostki? Czy to co jest dobrem dla Ciebie będzie też dobrem dla roota? Czy Twoje szczęście nie jest przypadkiem czyimś nieszczęściem?
Nigdy nie wyznaczysz granicy "odtąd - dotąd" sztuka, dalej już tylko kicz. Oba pojęcia są płynne. I jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to jednak nie odbiorca a grupa odbiorców o podobnym guście o tym decyduje. Twórca ma niewiele w tej kwestii do powiedzenia, inaczej krytycy sztuki nie mieliby co robić.
To live a creative life, we must lose our fear of being wrong.
Joseph Chilton Pierce
Odpowiedz
#11
Chyba zaszarżowałeś erystycznie, gabryel.
Dlaczego z niemożności zdefiniowania szczęścia czy dobra, miałyby wynikać problemy kicz/sztuka?
Trzeba by dowieść że te pojęcia mają własności wspólne.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#12
Cytat:Erazmus - dobrze rozumiem:
Sztuka nie definiuje się jako "przyjemność estetyczna", bo przyjemność jest reakcją psychofizyczną?
Definiuje się, ale niekoniecznie tylko jako przyjemność. Są też (tak słyszałem) stany duchowe, metafizyczne, nirwana. Ale też katharsis (z którym to pojęcie sztuki jest nierozerwalne). Wszystko to potencjalnie siedzi w naszej głowie i organizmie i od tego się nie ucieknie. Ale to temat na inną dyskusję Wink

I znaczy się, ja uważam, że prawdziwa sztuka broni się sama, kiczu bronią masy (choć pewnie są wyjątki). Ale pojechałem patosem... Prawdziwy artysta robi zabawkę i puszcza ją w obieg (i dlatego byłbym ostrożny (przy zachowaniu całego szacunku dla mej megalomanii i ogromnego ego), aby za przykład podawać tutaj erazmusa), niech już nic więcej nie mówi, zdaje się wyłącznie na odbiorców. Kto wie, jak nie teraz, może za 100 lat nazwą go da Vincim. Inną sprawą jest też fakt, że kicz i tandeta wydają się być wytrzymalsze (surowsze?) niż sztuka (efemeryda?) i dlatego potencjalnie mogą przetrwać dłużej. Czy ideałem sztuki może być dzieło powstające „na żywo”, nie pozostające dla innych pokoleń? Motywy horacjańskie mają w sobie coś z kiczu…

A ze swojej strony mogę za to powiedzieć, że bardzo często mam wrażenie, że przekraczam tę granicę, wtedy zazwyczaj wyrzucam do kosza… Ale nie ma gwarancji, że zawsze reflektuję się na czas Wink
Odpowiedz
#13
(21-03-2012, 18:32)Natasza napisał(a): Czyli - kalki frazeologiczne - coś co się już w poezji zdarzyło, "myślenie" poetyzmami - determinuje kiczowość? kiczowatość?

Nie, to był tylko przykład. Jedna z możliwości. Zwizualizowanie kiczowatości w jednej z jej odsłon. Wszystko zależy od kontekstu i tego JAK się tej kalki używa.

(21-03-2012, 18:35)m.t.gabryel napisał(a): Twórca ma niewiele w tej kwestii do powiedzenia, inaczej krytycy sztuki nie mieliby co robić.

Nie zgadzam się, twórca może celowo wyprodukować kicz, w celach zarobkowych Smile

You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#14
(21-03-2012, 18:42)Natasza napisał(a): Chyba zaszarżowałeś erystycznie, gabryel.
Dlaczego z niemożności zdefiniowania szczęścia czy dobra, miałyby wynikać problemy kicz/sztuka?
Trzeba by dowieść że te pojęcia mają własności wspólne.

Nataszko,

wskaż mi proszę miejsce gdzie napisałem, że definicja granicy kicz/sztuka wynika z definicji dobra czy też szczęścia?
Antagonizmy, które podałem jako przykład, miały tylko za zadanie pokazania podobnej płynności granic. Tylko tyle.
Uważam po prostu, że nie da się w jasny sposób zdefiniować ani pojęcia kiczu, ani sztuki.
Sztuka może być kiczem, tak jak i kicz może być sztuką.
Dyskusja jak najbardziej cenna i wciągająca - od zawsze. Roztrząsana na setki sposobów. Zapewne również temat wielu prac magisterskich etc.
I ilu partnerów do dyskusji znajdziesz, tyle też będzie zdań na ten temat Smile.
To live a creative life, we must lose our fear of being wrong.
Joseph Chilton Pierce
Odpowiedz
#15
Powiem tylko, że bardzo lubię kicz, a raczej umiejętne nim operowanie Smile
Dla mnie dobrym przykładem takiego pozytywnego kiczu są filmy Tarantino.

Co do granicy kicz-sztuka... Sztuką jest zrobienie dobrego kiczu Big Grin
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości