Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kaukaska róża. Część druga: niepokorna i niezłomna.
#1
Stuknięta dziennikarka z Moskwy

[Obrazek: pict_20071009PHT11431.jpg]
Zdjęcie pochodzące z książki "Rosja Putina".


W czasie, gdy gwiazda Aleksandra Politkowskiego nieco przygasła, w centrum zainteresowania znalazła się Anna ze swoimi reportażami z Czeczenii oraz artykułami demaskującymi autorytarny reżim Władimira Putina. Mówi się, że gdyby nie Politkowska, w pewnym sensie nie byłoby wojny w Czeczenii – w Rosji słowo „wojna” zastępuje się słowami „operacja antyterrorystyczna”, a społeczeństwo jest przekonane, że władza rozprawia się z rozbójnikami.
Anna w to nie wierzy. Jeździ do Czeczenii, Inguszetii i Dagestanu sama, bez osłony jakichkolwiek konwojów. Spotyka się z ludźmi.
Przemyka się pani w przebraniu? – pytał dziennikarz.
Nigdy tego nie robię! – zapewniała. – Ubieram się tak, jak w Moskwie. No, może zakładam trochę dłuższą spódnicę. To w końcu Kaukaz i świecić tam kolankami nie bardzo wypada. Chodzę jednak z podniesioną głową.
Ludzie mają dość pisania o specnazie, zaczystkach, torturach. Ci na górze także. Generałowie dzwonią, piszą listy: Anna zdradza ojczyznę, kwalifikuje się do likwidacji. Do redakcji Nowej Gaziety przychodzi korespondencja. Szkalująca i o poniżającej treści. Przekonana o swojej racji dziennikarka nie wytrzymuje, płacze – nikt nie chce przyjąć do wiadomości okrutnej prawdy. Lepiej, łatwiej jest upodlić ją, piszącą. Dać do zrozumienia, że to tylko wariatka.
Nawet syn nie może jej zrozumieć:
Po co ci ta Czeczenia, która u nas nikogo nie obchodzi?
Anna nie tłumaczy i nie poucza. Pewnego dnia Ilja sam zrozumie. W pozornie niegroźnej sytuacji: wybierając się z kolegą i jego żoną na dyskotekę. Oddajmy głos dziennikarce, która w opisywała to zdarzenie w jednym z wywiadów:
Wrócili po dwóch godzinach. Roztrzęsieni. Po drodze zatrzymał ich patrol milicyjny. Ilja i kolega mieli przy sobie paszporty (tak zwane "wewnętrzne" - odpowiedniki naszych dowodów osobistych). A dziewczyna swojego zapomniała.
Wy spadajcie, a ją zabieramy - usłyszeli.
Zaczęli tłumaczyć milicjantom, że pierwszy raz po porodzie wyszli na dyskotekę. A tamci, że właśnie wrócili z Czeczenii i też im
się coś od życia należy.
Nie będzie tak, że dla was mercedesy, krasawice i dyskoteki, a nam gnój, wszy, wojna. Spadajcie - uparli się milicjanci.
W końcu Ilja i kolega oddali wszystkie pieniądze, które mieli przy sobie. Mąż wykupił własną żonę z rąk milicjantów.

Po tym zdarzeniu syn przyznaje mamie rację. Już wie.
W sklepie zaczepiają Annę obcy ludzie:
Za co tak lubisz tych Czeczeńców? – pytają.
Dziennikarka odpowiada bez wahania:
Tak samo lubię ciebie, Etiopczyka i Polaka.


Zginęła za prawdę

Nie boję się pogróżek, które wypisują w gazetach. Boję się tych, które wypowiadają cicho. W zeszłym roku napisałam, że siły federalne zaczynają likwidować tych komendantów polowych, którzy z nimi współpracują. Boją się, że jak w końcu wojna się skończy, oni
zaczną mówić. Wkrótce więc pewnie dowiemy się o śmierci Szamila Basajewa. Byłam wtedy w Wąwozie Arguńskim, który kontrolował Basajew. Przyszli do mnie Czeczeni, że jemu się nie podoba to, co napisałam i że mam uciekać. Zaraz po nich zjawił się pułkownik rosyjski i też mówi, że mam uciekać. Major Wiaczesław Izmaiłow, mój kolega redakcyjny, ostrzegł mnie, że i w Moskwie nie jestem bezpieczna, bo -
jak twierdzą jego informatorzy - "wyczerpałam limit". A do domu stale dzwonili z pogróżkami. Z naczelnym zdecydowaliśmy, że będzie lepiej, jeśli na jakiś czas wyjadę do Wiednia. W Wiedniu nudno. A w moskiewskim mieszkaniu Wiera i Ilja wciąż odbierali telefony o "likwidacji”.

Anna zaczyna podejrzewać, że pierścień wokół niej się zaciska. Mimo to, wraca do Moskwy – spokojne i samotne życie w Wiedniu ją nuży. Wraca do dzieci, pracy i… do Czeczenii.
7 X 2006 r. – Anna odwiedza w szpitalu chorą matkę, później robi zakupy w supermarkecie. Nie wie, że jest obserwowana. Kamera rejestruje ostatnie chwile jej życia: wchodzi po schodach, krótkowzrocznie mruży oczy, szuka kluczy. Kilka strzałów. To koniec, Anny już nie ma.
Nikt nie ma wątpliwości, że zginęła za pisanie prawdy.

„Anna, ratuj”

Cały świat opłakuje dziennikarkę. Osobę niezależną, uczciwą i o wielkim sercu.
„Anna, ratuj” – prosiły Czeczenki. Nigdy nie odmawiała. Służyła, czym się dało: czasem swoimi możliwościami w wielu sferach, a czasem po prostu dobrym słowem.
Jedna z jej ostatnich publikacji dotyczyła trójki czeczeńskich dzieci. Artykuł Anny sprawił, że ktoś je zaadoptował. Zadowolona dziennikarka zadzwoniła do Iriny Fadiejewej:
Wiesz? Twój chłopczyk ma już mamę.
W ostatnim artykule pisała, że Fadiejewa urodziła dwójkę dzieci.
Wcześniej pomogła jej odnaleźć ciało zabitego na wojnie syna.
Ira, my zdążymy – powiedziała.
Zdążyły.
Żadna siła nie mogła odwieść Anny Politkowskiej od mówienia i pisania prawdy. Próśb o "uspokojenie się" nie słuchała, a groźby "małych ludzi" jej nie przerażały.
Na wojnie tacy młodzi oficerowie mogą się poczuć półbogami. Decydują, kto będzie żył, a kto "kwalifikuje się do likwidacji". I kiedy czytają, co piszę, wydają i na mnie swoje idiotyczne wyroki - tak jak ci oficerowie z Sachalina. Byłoby chyba bardziej zrozumiałe, gdyby wybrali kogoś ze swojej grupy, dali mu na bilet, żeby przyleciał do Moskwy i mnie zastrzelił. A oni zachowują się jak mali chłopcy. - mówiła cztery lata przed śmiercią. Dalej robiła swoje.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#2
"w centrum zainteresowania znalazła się(,) Anna ze swoimi reportażami z Czeczenii..."- brak przecinka

"Nowej Gaziety przychodzi korespondencja .Szkalująca i o poniżającej treści" - tu po prostu zamiana kolejności spacji i kropki Smile

"co napisałam, i że mam uciekać." - bez przecinka przed "i"

"Mimo to(,) wraca do Moskwy"

Przyznam szczerze, że zaciekawił mnie ten artykuł. Słyszałam co prawda o bohaterce, ale aż tak nie zagłębiałam się w temat. Całość napisana poprawnie, czyta się łatwo i płynnie. Fajnie, że starasz się przybliżyć innym tą kobietę, bo niewątpliwie na to zasługuje. Masz łatwość posługiwania się słowem, widać, że dobrze czujesz się w publicystyce.
Odpowiedz
#3
Ciekawy artykuł, Mes - nie słyszałem o tej kobiecie. Zainteresowałaś mnie. Jedno ale - jest za krotki! Szczególnie fragmenty takie jak ten:

"Nawet syn nie może jej zrozumieć:
Po co ci ta Czeczenia, która u nas nikogo nie obchodzi?
Po pewnym incydencie z milicją już wiedział, o czym pisze mama. Przyznał, że ma rację. " - piszesz o "pewnym incydencie", a ja nie mam zielonego pojęcia, "o co cho". Przydaloby sie rozwiniecie. Drobiazg, a cieszy Smile

Pozdrawiam!
-rr-
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#4
Świetny artykuł! Napisany wzorowo. Potrafiłaś mnie zaciekawić historią zupełnie nieznanej mi dotąd postaci, a nawet wzbudzić wstyd, że nie znałem jej wcześniej.

Gratuluję! Smile
Dis
Odpowiedz
#5
nazwisko Anny Politkowskiej usłyszałem przy okazji wiadomości w tv. i tyle... dobrze, że opisałaś jej życie, teraz wiem więcej... o wartościach merytorycznych artykułu się nie wypowiem, bo się na tym nie znam - jak dla mnie jest bardzo dobry. powiem tak - gdybym to czytał w jakiejś gazecie nie zwróciłbym uwagi, że jest( być może) nieprofesjonalnie napisany...
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości