Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Karnawał jest wieczny
#1
Pewnej nocy.
Mężczyzna w czarnym płaszczu poprawił okulary, zupełnie jakby nie wierzył w to, co widzi. I można by nawet pomyśleć, iż tak było w istocie - patrzył na stojące w środku miasta ruiny, starą bliznę na skórze z betonu, szkła i stali, jednak w jego przypadku był to po prostu tik nerwowy. W owej chwili oprawki uwierały go szczególnie - wrócił jego stary przyjaciel z dawnych lat. Ten sam, który mówił: „uważaj, stary, to miejsce cuchnie śmiercią!" - tak jak teraz. Ciężki wzrok gargulców śledził jego ruchy, kiedy przeprawiał się powoli na drugą stronę ulicy. Robił to i wtedy, gdy już stanął u stóp ruin, wiercąc się w miejscu i jakby na coś czekając - nie na coś, a na kogoś, jak się wkrótce okazało. Drugi z mężczyzn był nosicielem białej koszuli i schludnego garnituru, co tylko podkreślało jego wysoką pozycję. Wyciągnął swą prawicę, pierwszy ją uścisnął. Ruszyli ku ruinom spacerowym krokiem.
- Grobowiec czasu - powiedział pierwszy, gubiąc przy tym echo swoich słów pośród murów.
- I wielu istnień - dodał drugi, przestępując niski murek. Tamten zamilkł, wsłuchując się w ciszę, nieme krzyki, wpatrując w eter nocy. Całkiem głośną ciszę, jak się wkrótce okazało; oto na nowo rozbrzmiały pieśni rytualne, mieszające się z wrzaskiem i wyciem mordowanych. Cienie kultystów odżyły znów na ścianach... Gdy zamrugał, wszystko znikło. Poza jednym - krwią i bólem. Te odczucie były aż nadto wyraźne... Spojrzał więc w dół: na własną śmierć. Rękojeść sztyletu unosiła się wraz z każdym jego (gasnącym już) oddechem. Nim zdążył choćby krzyknąć, osunął się już w nicość; drugi odszedł zaś w ciemność, wspominając w międzyczasie pewną kreskówkę o dwóch Gallach: „ten grobowiec będzie waszym grobowcem!" - usłyszał własny głos gdzieś w głowie, grobowcu pamięci. Zaśmiał się jeszcze, otarł sztylet z posoki, po czym zniknął na dobre pośród mroków nocy. Tymczasem gargulce nadal śledziły wzrokiem pierwszego, teraz trupa, wzrokiem, który mówił, wręcz zawodził: „why so serious?".

***

Następnego dnia.
Tom był wściekły - na żonę, z którą pokłócił się dziś rano o pracę, na Boga, że zesłał mu taką parszywą (nie)pogodę, na psa, że raczył właśnie w tą pogodę uciec, i wreszcie na tego suczy syna Jerrego, swojego agenta, spóźnionego już od ponad pół godziny do pracy. Przez cały ten czas siedział w swoim biurze, kontemplując zimną kawę, na którą nie miał ochoty. W końcu nie wytrzymał, i już sięgał po słuchawkę, kiedy wreszcie go zobaczył, jakiegoś pustego, bez wyrazu. Ale jednak jego - więc ponaglił go gestem. Tamten przyspieszył, i niemal wbiegł do biura, zaraz zajmując swoje miejsce naprzeciw.
- Wallace, co to ma znaczyć? Czy ty w ogóle wiesz, która godzina? - zmierzył go wzrokiem, po czym upił łyk kawy. „Paskudna lura" - stwierdził z niesmakiem. Ot, kolejny powód żeby naprawdę się wściekł.
- Przepraszam, utknąłem w korku. - Wyjąkał tamten, dziwnie przestraszony.
- Wallace, wszystko dobrze? - wtem jakby odzyskał nagle całą wiarę w siebie. Aż za bardzo, na swoje nieszczęście:
- Spytałbym o to samo raczej pana, szefie.
- Zamilcz, to już nie twój interes - odparł wówczas Tom, rozzłoszczony. Tamten znowu jakby zmalał, zapadł się w sobie, nieszczęsny... - Do rzeczy. Co ustaliłeś? Bo, z tego co wiem, miałeś wczoraj w nocy rozmowę tam, w ruinach. - Błysk w oku tamtego, nagłe skinięcie głową.
- Pan hrabia zgodził się, udostępni nam ruiny. - Tom odetchnął z ulgą. Jeden problem z głowy. - Ale to nie wszystko: mam tu również listę kilku nowych aktorów. To sprawdzeni ludzie, na pewno się nadadzą...
- A co z tymi, którzy zgłosili się wcześniej?
- Zrezygnowali.
- Wszyscy? Wszystkich siedmiu?
- Co do jednego. - Teraz już półleżał w swym głębokim fotelu, w głowie mając tylko jedną ważną myśl, nieskończony komunikat, pomyślną wiadomość z kosmosu wyłapaną dziś przez radar: „może jednak ten dzień nie będzie aż tak zły...".

***

Wieczór.
A jednak - nadzieja matką głupich. Dzień nie dość, że zły, to nawet gorszy, niż myślał. Po powrocie do domu - kolejna kłótnia z żoną. Później wiadomości - osiem trupów, znalezionych dziś wieczór gdzieś w pobliskiej rzece. Jeden miał dobę, pozostałe kilka godzin. Morderca na wolności, podejrzanych - brak. Nic nie psuje mu humoru bardziej niż głos tej przeklętej spikerki, recytujący beznamiętnie kolejne informacje o Przerażającej Zbrodni, Która Wstrząsnęła Dziś Miastem: „... ofiary potraktowano nożem, po czym ich ciała wyrzucono do rzeki. Przerażająca zbrodnia wstrząsnęła całym miastem - zabójca jest wciąż na wolności, żywy. Tymczasem trwa identyfikacja ciał - okazuje się, iż należą one...". Jeden klik, i jej głos milknie, zostawiając go w ciszy sam na sam z problemami. Boże, ileż on by dał za pilota mogącego wyciszać żywych ludzi... tak jak teraz. Jeden klik, i po bólu - proste, prawda? „Nieprawda" - odpowiada Rozsądek. „Nic nie jest proste, a ty jesteś najlepszym tego przykładem, Tom. Najlepszym przykładem... Ale nawet o tym nie wiesz". Wzdrygnął się, wstał. I poszedł do łóżka. To, co miało mu się przyśnić za chwilę, miało w dwa miesiące później przesądzić o jego żywocie - lecz skąd mógł to wiedzieć? Niestety, ale pilotów na ukazywanie prawdy nie wynaleziono. Jeszcze...
Dźwięk gongu. Prolog - cisza na sali. Jednak nie ma tu sali, są tylko ruiny - wszyscy skupiają się teraz wyłącznie na scenie. Wchodzą dwie postaci - jedna w biskupiej purpurze, mężczyzna, druga w prostej sukience, kobieta. Nagle głos tej drugiej rozlega się wśród murów:
- Chcemy tylko udziału, udziału w przedstawieniu. Czy to tak wiele dla samotnej kobiety?
- Nie dla kobiety, a dla bękarta, którego żem spłodził w latach młodzieńczego zapomnienia.
- Bękarta? A więc tak stawiasz sprawę? Tym jestem dla ciebie? Niechcianym byle płodem? Załamujesz mnie, ojcze. Chociaż nigdy nim nie byłeś... Bo przecie, ledwie narodzoną, do sióstr oddałeś, czyż nie, sierotę? Zmazałeś wszelkie ślady, razem z matką na czele. Chcesz, żeby ludzie się dowiedzieli? Chcesz tego, czy nie? Jeśli nie, to oto jest rozwiązanie: wpuścisz mnie tam. Wpuścisz. Razem z moją trupą - i zabawimy się w teatr.
- Ty... ty kurwo. Ścierwo młodości, diable poroniony... Ty... śmiesz mi grozić? TY? Straż! Brać ją! Brać ją, i żebym jej więcej nie widział! - wchodzi kilku odzianych w mundur zbrojnych, chwytają córkę, ta wyrywa im się:
- A więc wszyscy się dowiedzą. Na pewno, chcesz ty tego? Biskupie?... - Przekrzywia figlarnie głowę, jest spokojna, pełna werwy. Jednak ojcu trzęsą się już ręce, spływa potem.
- Zabijcie...
- Nie, nie zrobisz tego! Jesteś tchórzem, i tego nie zrobisz! Musisz mi ulec, musisz! Musisz, ojcze, już nie ma odwrotu! - mężczyzna wzdycha, ociera czoło z potu. Odpowiada.
- Dobrze... przyjdźcie tam, pod katedrę, bądźcie tam piątego dnia po Świętej Bożej Rodzicielce. Dostaniecie też scenariusz... wyśle go mój goniec. A teraz idź... idź, zejdź mi z oczu. Precz, nim cię strażą poszczuję! - krzyczy z żałością. Córka wychodzi, na twarzy ma uśmiech. Zły, pozbawiony humoru uśmiech.
Gasną wszelkie światła, włącza się muzyka. „Czas na przerwę" - ogłasza ktoś spokojnym tonem. Ludzie wstają, a Tom, na zapleczu, zrzuca z siebie biskupie szaty, wkłada za to niemniej barwne, zdobione, karnawałowe. W międzyczasie wchodzi bodyguard Toma, pyta, czy wszystko dobrze, po czym sam mówi, że u niego jak najbardziej. Tom kiwa głową, po czym siada, i czeka. Nie pozwala zdenerwowaniu objąć nad nim kontroli - ot, profesjonalista. Po chwili, a może całej wieczności, czas już na scenę - wstaje więc z mozołem.
Gong. Akt pierwszy - oczom widzów ukazuje się bogate wnętrze katedry, tak odmienne od biskupiego biura, które widzieli przed chwilą. Stare, zmurszałe mury spływają teraz girlandami, wokół płoną gromnice, gdzieś obok gra muzyka. Słudzy wachlują biskupa, spoczywającego teraz na obitej czerwonym jedwabiem sofie w otoczeniu swych wiecznie młodych, teraz półnagich hurysek, i ton jedzenia, od którego uginają się stoły. Oprócz tego w pobliżu przesiadują jeszcze możni, niektórzy już oddający się orgiastycznym zabawom. Wtem otwierają się wrota, do środka wchodzi córka. Wraz z nią siedmiu ludzi, podążających w karnym rządku - każdy ubrany w jakieś fantazyjne szaty. Biskup, starając się nie zdradzać swojego zdenerwowania, zaraz klaszcze w dłonie, rozpoczynając karnawał. Słudzy pomagają wstać, ociężałemu, po czym udają się na scenę - i zaczyna się zabawa. W końcu przedstawienie dochodzi do finału, dziewczyna zbliża się z nożem. Biskup już wie, że idzie doń, by zabić:
- Teraz nadszedł czas zemsty. Czas zemsty i ofiary. Zemsty niespełnionej, która toczy mnie od wieków, oraz ofiary dla demona, którego jestem dumnym sługą. Demona, który dał mi nieśmiertelność, dał mi życie. Życie wieczne. Życie wieczne, czy raczej wieczny karnawał. O tak - demona karnawału. A teraz wszyscy tu zginą - a oto jest i ofiara. - Szepce, nadal idąc. Widownia zamiera, podobnie jak i Tom. Czas zatrzymuje się, zwalnia, sztylet opada...
Tom budzi się z krzykiem. Nie, to niemożliwe! Zachłystuje się śliną, kaszle, wodzi ręką wokoło. Natrafia na poduszkę... „Uff, to tylko sen. To tylko sen, Tomie Grant, głupi sen, i nic więcej. Możesz spać spokojnie, nic ci się nie stanie..." - mówi sobie w myślach, dziękując Bogu, że nie zbudził żony. Zawsze miała kamienny sen... Gdyby jednak mogła słyszeć teraz jego myśli, na pewno wróciłaby z krainy mar nocnych i snów - były głośne, tak głośne, jakby w ich pokoju ktoś zrobił nalot bombowy. Bum! Kolejna z hukiem spada. Oto bowiem Rozsądek na jego słowa odpowiada. „Nie, Tom, to jest coś więcej, o wiele. Nawet nie wiesz, ty idioto, ile w tym śnie było prawdy...". „Zamknij się, to TYLKO sen. To TYLKO przypadek, że to się dzieje od wieków. Że od wieków, gdy tylko ktoś odgrywa tę legendę, to wszyscy wtedy giną, tak jak w niej. To przypadek. Tak jak te trupy, że było ich 7 sprzed kilku - siedem, czyli tylu, ilu tych aktorów, co zrezygnowali, i jeden sprzed kilkunastu godzin. Agent Jerry dziwnie się dzisiaj zachowywał, jak nie on. Nie, to nie przypadek. TO tylko legenda, wymysł popaprańca. Bajka na dobranoc, kolejny odcinek serialu. Fikcja, coś, co nie może się zdarzyć. A teraz zamknij się, proszę, i daj mi już spać do cholery". „Ale wiesz dobrze, że legendy... że legendy zawsze mają w sobie ziarno prawdy".

***

Dwa miesiące później.
Widownia zamarła, podobnie jak i Tom. Czas zatrzymał się, zwolnił, sztylet zaczął opadać...
- Karnawał jest wieczny, kotku. Wieczny. Tak jak ofiara, którą trzeba mu składać.
- Jesteś demonem. Tak jak twój pan. Jednak nawet demony nie są odporne na kule. - Wtem dziewczyna również zamarła. Razem z nożem. I wszystko jakby zbliżyło się do zera absolutnego. Aż do momentu dwóch strzałów. Dwa strzały, dwie kule. Wpakowane prosto w serce. A potem lokomotywa czasu znów nabrała pary...

***

Po pół wieku.
Widownia zamarła, podobnie jak i Kingsley. Czas zatrzymał się, zwolnił, sztylet zaczął opadać...
- Karnawał jest wieczny, kotku. Wieczny. I nic tego nigdy nie zmieni. Nigdy.
Odpowiedz
#2
Powiem tak: pomysł całkiem ciekawy, jednak czyta się to trochę ciężko, a to dlatego, że zdania (niektóre) następujące po sobie w niektórych miejscach są jakby wyrwane z kontekstu (takie mam wrażenie). Chodzi o to, że starając się opisać jakąś sytuację, "skaczesz z kwiatka na kwiatek", tj. opisujesz kawałek jednej, a potem zaraz drugą, nie kończąc tej pierwszej. I dzięki temu ani pierwszy, ani drugi opis niewiele wnosi... Czyli radziłbym popracować nad opisami Smile
Mimo wszystko - jest ciekawie Smile
I jeszcze jedno: są przypadki, kiedy przed "i" dajemy przecinek, jednak w twoim tekście dawałeś go tam, gdzie stać raczej nie powinien. Przykład?

Cytat:Tamten przyspieszył, i niemal wbiegł do biura, zaraz zajmując swoje miejsce naprzeciw.
Wg mnie powinno być "Tamten przyspieszył i niemal wbiegł do biura, zaraz [...]". Chociaż ja bym to zdanie zbudował nieco inaczej:
"Tamten przyspieszył i gdy tylko wbiegł do biura, od razu zajął swoje miejsce naprzeciw." Ale to tylko moja koncepcja Wink
Ale ogólnie: nie jest źle. Pisz dalej!
Czekam na inne twoje teksty.
Pozdrawiam Smile
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#3
Cytat:uważaj, stary, to miejsce cuchnie śmiercią!"
IMO początek powinien być z wielkiej litery

Cytat:Drugi z mężczyzn był nosicielem białej koszuli i schludnego garnituru, co tylko podkreślało jego wysoką pozycję.

Ten zwrot mi się nie podoba. Rozumiem mniej więcej, czemu miała służyć wprowadzenie, go, ale nawet przy budowaniu klimatu nie trzeba wymyślać megaskomplikowanych połączeń. Czasem lepsze jest wrogiem dobrego Wink

Trochę za wiele razy pojawia się słówko riun.

Cytat:- Grobowiec czasu - powiedział pierwszy, gubiąc przy tym echo swoich słów pośród murów.
IMO albo przy tym, albo swoich słów - jeden ze zwrotów w pełni wystarczy, by zorientować się o co chodzi. Dwóch pakować tam nie trzeba.

Cytat:Tamten zamilkł, wsłuchując się w ciszę, nieme krzyki, wpatrując w eter nocy.
Końcówka brzmi źle. Najlepiej ją przerobić albo zrobić z tego dwa zdania.

Cytat:W końcu nie wytrzymał, i już sięgał po słuchawkę, kiedy wreszcie go zobaczył, jakiegoś pustego, bez wyrazu.
Zbędny przecinek.

Cytat:Wallace, co to ma znaczyć? Czy ty w ogóle wiesz, która godzina? - zmierzył go wzrokiem, po czym upił łyk kawy.
IMO błędny zapis dialogu.

Cytat:- Przepraszam, utknąłem w korku. - Wyjąkał tamten, dziwnie przestraszony.
Zły zapis dialogu.
Cytat:- Wallace, wszystko dobrze? - wtem jakby odzyskał nagle całą wiarę w siebie. Aż za bardzo, na swoje nieszczęście:
I znów

Cytat:Jeden miał dobę, pozostałe kilka godzin.
IMO trochę niefortunne określenia, jeśli idzie o trupy Wink

Cytat:Nic nie psuje mu humoru bardziej niż głos tej przeklętej spikerki, recytujący beznamiętnie kolejne informacje o Przerażającej Zbrodni, Która Wstrząsnęła Dziś Miastem
Po co te wielkie litery?

Cytat:„... ofiary potraktowano nożem, po czym ich ciała wyrzucono do rzeki. Przerażająca zbrodnia wstrząsnęła całym miastem - zabójca jest wciąż na wolności, żywy. Tymczasem trwa identyfikacja ciał - okazuje się, iż należą one...".
Tu mam taką refleksję... Skoro dalej przytaczasz komunikat, to przedostatnim cytacie daj więcej tajemniczości.

Cytat:Wchodzą dwie postaci - jedna w biskupiej purpurze, mężczyzna, druga w prostej sukience, kobieta.
IMO postacie

Cytat:To, co miało mu się przyśnić za chwilę, miało w dwa miesiące później przesądzić o jego żywocie - lecz skąd mógł to wiedzieć?
Powtórzenie.

Cytat:- Ty... ty kurwo. Ścierwo młodości, diable poroniony... Ty... śmiesz mi grozić? TY? Straż! Brać ją! Brać ją, i żebym jej więcej nie widział! - wchodzi kilku odzianych w mundur zbrojnych, chwytają córkę, ta wyrywa im się:
Znów błędny zapis dialogu.

Cytat:- Nie, nie zrobisz tego! Jesteś tchórzem, i tego nie zrobisz! Musisz mi ulec, musisz! Musisz, ojcze, już nie ma odwrotu! - mężczyzna wzdycha, ociera czoło z potu. Odpowiada.
Znów dialogi...

Cytat:W międzyczasie wchodzi bodyguard Toma, pyta, czy wszystko dobrze, po czym sam mówi, że u niego jak najbardziej. Tom kiwa głową, po czym siada, i czeka.
Powtórzenie

Cytat:A teraz wszyscy tu zginą - a oto jest i ofiara. - Szepce, nadal idą
Dialogi...

Cytat:Zawsze miała kamienny sen... Gdyby jednak mogła słyszeć teraz jego myśli, na pewno wróciłaby z krainy mar nocnych i snów - były głośne, tak głośne, jakby w ich pokoju ktoś zrobił nalot bombowy.

Cytat:Tak jak te trupy, że było ich 7 sprzed kilku - siedem, czyli tylu, ilu tych aktorów, co zrezygnowali, i jeden sprzed kilkunastu
Liczby najlepiej zapisywać słownie.

Cytat:I wszystko jakby zbliżyło się do zera absolutnego.
Nie kumam, o co chodzi z tym zwrotem... Fajnie, że starasz się wprowadzić opisami więcej klimatu, ale niektóre zwroty są zbyt wydumane.

To tyle jeśli chodzi o łapankę...
Zastrzegam jednak, że mogłam nie zauważyć wszystkich błędów i usterek lub mogłam się gdzieś pomylić - jestem tylko człowiekiem.
Mam nieco więcej do powiedzenia o stylu, więc od niego zacznę. Pierwsza i najważniejsza kwestia - zapis dialogów. Czasem robisz to poprawnie, a czasem nie. Przydałaby ci się wizyta w kąciku porad Wink. Zdania są ok, nie zauważyłam błędów interpunkcyjnych ani literówek, mam za to inne ale. Wiele zdań jest klimatycznych, ale zdarzają się też takie, które ten klimat psują - są przekombinowane i zaburzają płynność tekstu. Nad tym generalnie trzeba popracować. Największe problemy miałam ze snem głównego bohatera...
A teraz, to co wypadło najlepiej, czyli fabuła.
Pomysł mi się podoba. Generalnie to najbardziej wciągnął mnie początek, potem się trochę zgubiłam. Sen głównego bohatera mnie trochę zmęczył, bo ciężko się go czytało, ale sama końcówka wyszła na plus.
Podsumowując, jest ok, ale niektóre rzeczy można dopracować Wink

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości