11-02-2013, 20:36
Napisane dzisiaj po powrocie ze spaceru. Samotne spacery dają jednak natchnienie.
Te kamienice mają piękne wejścia, które już na samym początku próbują zachwycić swoją dostojnością. Wyginają się wdzięcznie w ozdobne łuki, niby chcąc wiecznie trwać w tej pozie. Lubią kiedy się na nie patrzy, a jeszcze bardziej, gdy robi się zdjęcia. Uśmiechają się wtedy z największą dumą, patrząc mętnie w dal swoimi starczymi oczami.
Te kamienice mają wielkie okna. Publicznie pokazują swoje świetne, salonowe życie tym, którzy swoje muszą spędzać na ulicy. Chcą, aby wszyscy je znali, doceniali, a co najważniejsze zazdrościli. Bo nie każdy może sobie pozwolić na taki luksus.
Te kamienice mają cienkie ściany, przez które słychać gwar żywych rozmów pomiędzy przedstawicielami klas wyższych. Wczoraj, u sąsiadki obok był jakiś wielki urzędnik, przedstawiał się jako komornik. Och, co tam się musiało dziać! Wyobrażam sobie te dyskusje i głęboką wymianę myśli.
Te kamienice mają ściany poorane zmarszczkami i pożółkłe ze starości. Któreś już pokolenie z rzędu spędza w nich swoje życie i wychwala je pod niebiosy. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, mruczą w nocy, uśmiechając się spokojnie.
Te kamienice mają wysokie sufity, dzięki czemu w pomieszczeniu mieści się więcej powietrza. To tak jak w mojej głowie. Chyba mam wysoką czaszkę, bo czasami jest tam za dużo myśli. Mój sufit był obniżany drewnianymi listwami. W miejscu pomiędzy nimi, a prawdziwą ścianą chowaliśmy ważne rzeczy.
Dzisiaj wzięłam drabinę, przysunęłam pod to miejsce i wyciągnęłam rękę, aby tam pogrzebać. Byłam wciąż zbyt niska, aby zajrzeć. Szpara miała nie więcej niż pół metra wysokości. Poruszałam dłonią i natknęłam się na pakiecik papierów. Nie miałam pojęcia, co to mogło być. Chyba już dawno zapomniałam.
Zeszłam z drabiny. Strasznie mnie to zmęczyło, więc położyłam się na podłodze. Parkiet w kamienicach bywa zimny, ale to nic. A te papierki to zwyczajne listy. Od ciebie do mnie. Tylko do mnie. Pisane na cienkim papierze wiecznym piórem z czarnym atramentem.
Ktoś puka. Mamy nie ma! Jest jeszcze w pracy. Tata? Tata poszedł na piwo z kolegą. Szkoda, że ciebie też nie ma. Wyszedłeś chyba po bułki do sklepu. Całkiem niedawno, zdaje się jakby pół godziny temu. Szkoda, że minęło aż dwadzieścia lat.
Te kamienice mają piękne wejścia, które już na samym początku próbują zachwycić swoją dostojnością. Wyginają się wdzięcznie w ozdobne łuki, niby chcąc wiecznie trwać w tej pozie. Lubią kiedy się na nie patrzy, a jeszcze bardziej, gdy robi się zdjęcia. Uśmiechają się wtedy z największą dumą, patrząc mętnie w dal swoimi starczymi oczami.
Te kamienice mają wielkie okna. Publicznie pokazują swoje świetne, salonowe życie tym, którzy swoje muszą spędzać na ulicy. Chcą, aby wszyscy je znali, doceniali, a co najważniejsze zazdrościli. Bo nie każdy może sobie pozwolić na taki luksus.
Te kamienice mają cienkie ściany, przez które słychać gwar żywych rozmów pomiędzy przedstawicielami klas wyższych. Wczoraj, u sąsiadki obok był jakiś wielki urzędnik, przedstawiał się jako komornik. Och, co tam się musiało dziać! Wyobrażam sobie te dyskusje i głęboką wymianę myśli.
Te kamienice mają ściany poorane zmarszczkami i pożółkłe ze starości. Któreś już pokolenie z rzędu spędza w nich swoje życie i wychwala je pod niebiosy. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, mruczą w nocy, uśmiechając się spokojnie.
Te kamienice mają wysokie sufity, dzięki czemu w pomieszczeniu mieści się więcej powietrza. To tak jak w mojej głowie. Chyba mam wysoką czaszkę, bo czasami jest tam za dużo myśli. Mój sufit był obniżany drewnianymi listwami. W miejscu pomiędzy nimi, a prawdziwą ścianą chowaliśmy ważne rzeczy.
Dzisiaj wzięłam drabinę, przysunęłam pod to miejsce i wyciągnęłam rękę, aby tam pogrzebać. Byłam wciąż zbyt niska, aby zajrzeć. Szpara miała nie więcej niż pół metra wysokości. Poruszałam dłonią i natknęłam się na pakiecik papierów. Nie miałam pojęcia, co to mogło być. Chyba już dawno zapomniałam.
Zeszłam z drabiny. Strasznie mnie to zmęczyło, więc położyłam się na podłodze. Parkiet w kamienicach bywa zimny, ale to nic. A te papierki to zwyczajne listy. Od ciebie do mnie. Tylko do mnie. Pisane na cienkim papierze wiecznym piórem z czarnym atramentem.
Ktoś puka. Mamy nie ma! Jest jeszcze w pracy. Tata? Tata poszedł na piwo z kolegą. Szkoda, że ciebie też nie ma. Wyszedłeś chyba po bułki do sklepu. Całkiem niedawno, zdaje się jakby pół godziny temu. Szkoda, że minęło aż dwadzieścia lat.