Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kłótnie, część II [tytuł roboczy]
#1
Herbata miała wyjątkowo cierpki smak. Zawsze piłem ją bez cukru, ale dziś wyczuwałem wyraźniejszą niż zwykle gorycz, jakby ktoś dosypał do niej odrobinę anyżu. Wbiłem wzrok w kartki „Dzieci Hurina”, które dostałem od rodziców na Gwiazdkę. Piękne wydanie z genialnymi ilustracjami. Ale to i tak była drugorzędna sprawa, najważniejsze było to, że to w końcu jedyny w swoim rodzaju Tolkien, którym zaczytywałem się odkąd pamiętam. Przewróciłem kartkę. Była szorstka, pewnie z jakiegoś ekologicznego papieru. Dźwięk stron, szeleszczących jedna o drugą jest nieporównywalny do niczego, nie da się go z niczym pomylić. Czarne litery patrzyły wprost na mnie, oskarżycielskim wzrokiem. Wiedziałem, że powinienem do Niej zadzwonić, wszystko wyjaśnić. Ale to nie była sprawa na telefon. Poza tym ja nie miałem nic do powiedzenia. To Ona zawiniła.
Owa Ona to Julia, moja dziewczyna. Właściwie to już bardziej była. Zresztą sam nie wiedziałem, nie do końca połapałem się w całej tej sytuacji. Dotychczas wszystko nam się układało, a teraz nagle zaczęło się sypać.

Julka była bardzo ładną, drobną dziewczyną. Miała rude, błyszczące włosy i przenikliwe oczy koloru ciemnego drewna. Nade wszystko uwielbiała czarne trampki, w których chodziła niezależnie od pogody i temperatury (miała ich jakieś cztery pary) oraz koszule w kratkę. Słuchała metalu i punk rocka, co w ogóle nie pasowało do jej szczupłej, drobnej sylwetki i wiecznie roześmianej twarzy. Kochała szarlotkę, chodzenie boso po plaży i pogo na koncertach. Mogłoby się to wydawać dziwne, bo przecież taka mała dziewczyna była narażona na rozdeptanie wśród rozszalałych, wyższych od niej o połowę metali, skaczących pod sceną, ale taka już była. Kiedyś przyszła do mnie o kulach, bo w trakcie jednego z takich koncertów facet stanął jej na stopie. Była niesamowicie niezależna i to mi się w niej tak bardzo podobało.
*
W zeszłą sobotę umówiliśmy się na lodowisko. Jula nigdy w życiu nie miała na nogach łyżew i bardzo chciała się nauczyć jeździć, więc postanowiłem, że wreszcie poświęcę jej trochę więcej czasu niż zwykle. Przyszedłem pod budynek lodowiska i usiadłem na ławce. Rozcierałem lodowate ręce i rozglądałem się za burzą płomiennych włosów, wyróżniającą się spośród tłumu. Zaczęła się niezła wichura. Wiatr przechylał zmrożone gałęzie drzew, które opierały mu się z niemałym trudem. Czekałem ponad godzinę. Mijały minuty. Kiedy poszedłem się przejść i przejrzałem się w witrynie sklepu meblowego zobaczyłem, że mam całkowicie sine wargi i czerwone policzki. Wyglądałem jak nieudolnie pomalowany klaun. Trzęsąc się z zimna, doszedłem do McDonalda, gdzie wszedłem w nadziei na ogrzanie się. Zadzwoniłem po raz kolejny do Julii. Wreszcie raczyła odebrać.
- Tak, Dominik? - rzuciła beztrosko. W tle nie było słychać żadnych dźwięków, co mogło oznaczać, że jest w domu.
- No gdzie ty jesteś?! - oburzyłem się. Nie miałem zamiaru być miły, przesiedziałem półtorej godziny na mrozie, a ona odebrała telefon, jakby nic się nie stało.
- W domu, a gdzie mam być? - zapytała poirytowana.
- Nie mam pojęcia, może przed lodowiskiem, tam, gdzie się umówiliśmy? - ironizowałem, unosząc kpiąco brwi.
Nie odpowiedziała.
- Raczyłabyś mi wyjaśnić z jakiej racji cię tu nie ma? Czekam ponad godzinę, marznę, a ty siedzisz sobie w domu.
- Przepraszam, zapomniałam. - westchnęła ciężko.
Poczekałem chwilę, dając jej szansę, żeby powiedziała coś na swoje usprawiedliwienie.
- To cześć. - rzuciła lekko po minucie ciszy. Wściekły nacisnąłem znaczek czerwonej słuchawki. Zapomniała, dobre sobie. Zamówiłem kawę i usiadłem przy wysokim stoliku na barowym krześle, zaciskając palce na papierowym kubku.
- Dominik? – usłyszałem za sobą wysoki, miły głos Pauliny.
- Hej, Paula, co Ty tu robisz?
Przysiadła się do mnie, otwierając pudełko z blado wyglądającą sałatką.
- Wpadłam coś zjeść i lecę na hiszpański. – uśmiechnęła się, zdejmując skórzane rękawiczki. Miała bardzo szczupłe dłonie pianistki z obciętymi krótko, beżowymi paznokciami. – A ty co robisz?
- Długa historia. – machnąłem ręką i dopiłem kawę. – Miałem iść na łyżwy z Julką, ale coś jej wypadło. – skłamałem. Nie chciało mi się tłumaczyć przed Pauliną, z którą nigdy nie miałem jakichś genialnych kontaktów.
- O, to szkoda. Ale wiesz co, mogę odwołać hiszpański i pójdziemy na lodowisko, co? W sumie chętnie bym się wreszcie nauczyła jeździć. Dzisiaj i tak miała być powtórka na zajęciach. – uśmiechnęła się.
Wzruszyłem ramionami, może trochę niegrzecznie.
- Pewnie, czemu nie. – odparłem. – Jeśli to nie problem. – dodałem szybko. Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową i zadzwoniła do nauczycielki, że nie będzie jej na dzisiejszych zajęciach, wykręcając się jakąś słabą wymówką.
*
Po pół godzinie jeździliśmy na krytej tafli lodowiska. Podtrzymywałem Paulinę za ramię, żeby sobie czegoś nie zrobiła. Trochę irytowało mnie, że tak się nad sobą trzęsła. Juli nie przeszkadzał upadek, ani nawet kilka. Po tych wszystkich koncertach rockowych chyba dostatecznie uodporniła się na otarcia, zwichnięcia i wybicia. Paula natomiast zaciskała palce na moim ramieniu z niesamowitą siłą i co rusz podjeżdżała do barierki, by stanąć i odetchnąć chwilę. Mimo tego było całkiem sympatycznie. Odprowadziłem ją pod blok Karoliny, do której szła po zeszyty i wsiadłem do mojego autobusu.
*
Następnego dnia Julka zadzwoniła do mnie z przeprosinami i powiedziała, że mogę do niej wpaść.
- Hej! – pocałowała mnie w policzek w progu. – Przepraszam za wczoraj, miałam kiepski nastrój.
- Nie ma sprawy. – postanowiłem jej nie mówić o popołudniu z Pauliną, wściekłaby się. Usiedliśmy na jej kanapie, słuchając muzyki. Czasem po prostu siedzieliśmy obok siebie, słuchając całej jej kolekcji płyt. Dzisiaj miała nastrój na Sex Pistols, więc bez przerwy wybijała rytm na kolanach i potrząsała miarowo głową, nucąc pod nosem. Lubiłem takie milczące popołudnia, lubiłem po prostu patrzeć jak słucha muzyki, jak ją czuje i przeżywa. Nagle zadzwonił jej telefon. Normalnie, w życiu by nie odebrała, nie podczas słuchania muzyki, a już na pewno nie podczas słuchania Sex Pistols. Tym razem rzuciła okiem na wyświetlacz, przeprosiła mnie i wyszła z pokoju. Słyszałem przytłumioną rozmowę, a właściwie jedynie jej fragment.
- Nie mogę teraz, mówiłam ci… Najwcześniej za godzinę… No, ale najwcześniej! … Dobrze, obiecuję… Ja też myślę. – roześmiała się dźwięcznie, pożegnała i wróciła do mnie.
- Kto to był? – spytałem podejrzliwie.
- A co to ciebie tak interesuje? – przekrzywiła głowę.
- Po prostu chciałbym wiedzieć.
- Nie muszę ci wszystkiego mówić. – odcięła się, Wyłączyła muzykę i z namaszczeniem schowała płytę do opakowania. Wyjęła z szafy swoją spraną koszulkę z napisem: Fuck Pink Floyd. Mimo, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, wiek komercji, pieniędzy i handlu – ona dalej manifestowała swoje punkowe poglądy. – Będę musiała zaraz wyjść. – powiedziała przepraszająco. – To bardzo ważne, wybacz. – usprawiedliwiła się. Pokręciłem zrezygnowany głową i westchnąłem ciężko, biorąc do ręki książkę z szafki nocnej.
- Okej. – mruknąłem. – Odprowadzę cię. – zaoferowałem. Odpowiedziała mi najbardziej uroczym z uśmiechów. Wyszła do łazienki się przebrać, a ja zacząłem przeglądać sfatygowaną biografię Roberta Planta z fragmentami zaznaczonymi żółtymi karteczkami samoprzylepnymi. Uśmiechnąłem się zaskoczony, gdy zauważyłem zakreślony ołówkiem cytat wokalisty z niedbałym dopiskiem: zupełnie jak Dominik. Porównanie mnie do Roberta Planta niesamowicie mi schlebiało, więc zaznaczyłem stronę palcem. Wróciła do pokoju w swojej koszulce i kurtce z wytartym napisem: punks not dead, co w połączeniu z fuck Pink Floyd wyglądało naprawdę zabawnie.
- Porównałaś mnie do Planta? – uśmiechnąłem się.
- To było dawno. – odparła niedbale i zabrała mi książkę. Zdziwiło mnie, że tak niecodziennie zareagowała, ale postanowiłem to zlekceważyć. Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania. Na dworze panowała paskudna pogoda, z nieba kapał śnieg z deszczem, rozpryskując się na lepkim i śliskim chodniku. Trzymałem Julię za rękę, ale ona zdawała się być dziwnie zimna.
- Wszystko ok? – spytałem w końcu.
- Co miałoby być nie ok? – warknęła.
- Spokojnie, ja tylko pytam. – uniosłem rękę w obronnym geście. – Po prostu jesteś trochę nieobecna, rozkojarzona, nie wiem.
- Nie jestem. – ucięła i na dowód cmoknęła mnie w policzek, stając na palcach.
- Gdzie właściwie idziemy? – spytałem.
- Pod kino. – zagryzła wargi.
- Nie mów mi, że przerwaliśmy randkę, żebyś sobie mogła iść do kina?! – oburzyłem się.
- Za kogo ty mnie masz?! To bardzo ważna sprawa, muszę się spotkać z koleżanką, a ona mieszka zaraz obok. Co ty taki nerwowy?! – spytała ostro, patrząc na mnie spode łba.
- Oj, już daj spokój. – uspokoiłem ją, kierując się w stronę niewielkiej, zapuszczonej uliczki. Mówiąc „kino” miała na myśli niewielką kamienicę, gdzie za grosze można było obejrzeć filmy z dawnych lat, zapalić czy wypić lampkę dobrego wina. Wszyscy zawsze zastanawiali się skąd właściciel bierze pieniądze na tego typu biznes, skoro klientów było jak na lekarstwo. Stanęliśmy pod zrujnowanym nieco wejściem, gdzie o mur z odłażącą farbą opierał się miejscowy pijaczek, podśpiewując pod nosem Czesława Niemena. Przytuliłem ją na pożegnanie, upewniłem się, że nie boi się tu stać sama i poszedłem na przystanek.
*
Imagine there’s no heaven… (Jula zawsze wściekała się o ten dzwonek, żyła bowiem w przeświadczeniu, że John Lennon czy w ogóle Beatlesi to czysta komercja).
- No cześć. – odebrałem, gdy na wyświetlaczu mignęło przezwisko Czarka.
- Hej, stary! Co słychać?
- Nudy, a co u ciebie?
- Też. Szedłem właśnie do kina i zobaczyłem twoją Julę z jakimś kolesiem w kawiarni, ale nie byłem pewny czy to ty.
- To nie ja. – zagryzłem wargę. – Jesteś pewien, że to ona?
- Nie. – przyznał. – Ale miała jakiś gruby płaszcz, a pod spodem jeszcze czarną kurtkę z jakimś napisem nabazgranym, więc pomyślałem, że to ona.
- Niekoniecznie. – oszukiwałem się. Bądźmy szczerzy, niewiele dziewczyn może się poszczycić taką kurtką (nawiasem mówiąc z tego co pamiętam dostała ją od jakiegoś upalonego faceta na Woodstocku, dawno temu, jeszcze w gimnazjum. Nieco się zdziwiłem, że w takim wieku rodzice pozwolili jej pojechać samej na Woodstock).
- No, w każdym razie pomyślałem, że powinieneś wiedzieć. To na razie.
- Nara. – wymamrotałem i natychmiast zadzwoniłem do Julki, wymyślając na szybko jakiś błahy pretekst. Nie odebrała. Wcisnąłem telefon do kieszeni, najgłębiej jak się tylko dało i wbiłem wzrok w brudne, tłuste okno autobusu. Pierwszy raz w życiu przeszło mi prze myśl, że może mnie okłamała, że może cały czas mnie okłamywała.
*
Wracałem ze szkoły. Julia kończyła lekcje godzinę później, więc postanowiłem zrobić jej niespodziankę i podejść po nią. Kupiłem mały bukiecik żonkili. Mimo wyznawanej przez siebie punkowej ideologii cieszyła się z kwiatów jak każda dziewczyna. Spacerowałem po niewielkim placu przed szarym, monstrualnym budynkiem, przypominającym jakąś maszynkę do mielenia mięsa, jak w filmie The Wall, gdzie przerabiali te biedne dzieciaki na papkę. Z otchłani szarego kloca wychynęły dwie nauczycielki i chichocząc jak dwunastolatki, udały się do landrynkowo różowego fiata. Kiedy gdzieś we wnętrzu wybrzmiał świdrujący dzwonek, a z kwadratu drzwi zaczęli wylewać się uczniowie. Łączyli się w bezkształtną, szumiącą falę, przelewającą się przez krawężnik, pachnącą potem, gumą z trampek i fajkami. Gdzieś w tej fali udało mi się dostrzec Julkę. Pomachałem do niej, ale ona zdawała się mnie w ogóle nie zauważać. Poszła z jakimś chłopakiem na tył budynku i zniknęła mi z oczu. Poszedłem za nimi, stając za winklem, by mieć lepszy widok. Stałem jak głupi kretyn w amerykańskich filmach. Julka zapaliła papierosa i wzięła chłopaka za rękę. Poczułem dziwny ciężar w żołądku, na pewno znacie to uczucie, wywołane natłokiem silnych emocji w jednym momencie. Nie chodziło o to, że paliła, bo o tym wiedziałem i próbowałem to u niej zwalczyć od niepamiętnych czasów, ale o to, że właśnie przytulała się do tego blondynka z włosami zaczesanymi na bok. Zawsze się wściekała, gdy ktoś się tak nosił, a tu proszę. Kiedy cmoknęła go niedbale i umówiła się na wieczorne spotkanie zapiekły mnie oczy. Gardło ścisnął mi strach, gdy skierowała się w moją stronę. Nie zauważyła mnie, bo zajęta była wysyłaniem SMS -a. Do mnie, jak się za minutę okazało.
Kochanie, dzisiaj nie mogę się spotkać, muszę iść do lekarza, bardzo źle się czuję.
Rzuciłem kwiaty na trawę i wróciłem pieszo do domu. Zajęło mi to prawie dwie godziny, bo musiałem przejść pół miasta.
Nie ma sprawy, pozdrów ode mnie tego uroczego blondaska.
*
Nie odpisała, nie zadzwoniła, nie zrobiła absolutnie nic w kierunku tego, żeby mnie jakoś przeprosić. Choć nie, zauważyłem ostatnio, że zmieniła status na Facebooku z w związku na to skomplikowane. Doprawdy, cóż za uroczy sposób poinformowania wszystkich o naszych problemach.
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości