Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jedzie Hitler przez wieś, worek demonów wiezie...
#1
Choć była ledwie połowa września, temperatura nie sprzyjała. Władek nerwowo poprawiał karabin na ramieniu, ponieważ jego warta powinna skończyć się pół godziny temu, a zmiennika nie było widać. Wiatr wiał, jakby ktoś się powiesił. Do tego strasznie bolała go głowa, po wczorajszym świętowaniu udanej akcji zaczepnej. Nie było mu wesoło, choć i tak mógł się cieszyć, że kolejka nie wypadła mu wczoraj, podczas świętowania.
Z oddali rozlegał się stukot końskich kopyt. Jego częstotliwość wskazywała na galop. Potwierdził to widok zbliżającego się jeźdźca, który właśnie wyłonił się zza wzniesienia. Władek wyszedł na dróżkę, by skontrolować przybysza. Jeździec chyba jednak nie zauważył strażnika, ponieważ o mało co nie staranował go. Szybki skok w krzaki uratował Władka przed zderzeniem.
- Kurwa! Człowieku, gonią cię? – wykrzyknął zdenerwowany wartownik .- O mało mnie nie zabiłeś!
- To było nie wyskakiwać w z lasu jak jakiś diabeł. Wyjść wcześniej, pokazać się – konny usprawiedliwiał się, czyniąc to podekscytowanym głosem.
- E! A co ty taki wesoły?
Jeździec poklepał w uwieszony u pasa schowek.
- Wiozę wiadomość do Kapitana Wiśniewskiego.
- I to jest powód do ekscytacji? Chyba to twoja robota, więc czym się tu tak podniecać?
- Tylko że ty nie wiesz, jakie wiadomości wiozę.
Twarz Władka wyraziła zaciekawienie. Łącznik uśmiechnął się z wyższością.
- Wyłącznie do uszu kapitana. Być może dowiesz się tego na odprawie - powiedział konny, niszcząc nadzieje Władka.- No! Muszę jechać. Wio!
- Stój! – strażnik złapał konia za uzdę.- Dokumenty mi pokaż.
Władek obejrzał papiery okazane przez kontrolowanego. Skinął głową i klepną konia w zad.
-Jedź!


***

Jeździec wpadł na podwórze z ogromnym impetem, przewracając wszystko na swojej drodze. Nieudolnie zeskakując jeszcze w biegu, wygrzmocił się prosto w błoto. Jednak nie przeszkodziło mu to w dalszym szczerzeniu zębów. Kapitan Jan Wiśniewski, dowódca oddziału partyzanckiego w lasach pod Poznaniem, wstał z ławki pod kwaterą. Kurier podbiegł do niego i zasalutował.
- Panie Kapitanie! Przybywam z wiadomością od Majora Zabłockiego!
- Od majora powiadasz? Ale wpierw powiedz mi, czy to nowoczesny kamuflaż w waszym oddziale? – spytał wskazując na stan kuriera, ku ogólnej uciesze żołnierzy na podwórzu.
- Kapitanie, nie czas na żarty. Przywożę wiadomość najwyższej wagi.
Wiśniewski wskazał posłańcowi drzwi do kwatery. W środku usadowił gościa przy stole, a sam wyjął ze skrzyni szklaną butelkę, z nietrudną do odgadnięcia zawartością.
- Niestety kapitanie, nie mogę skorzystać – łącznik wykonał zdecydowany ruch ręką.- Mam dostarczyć wiadomość, uzyskać odpowiedź i niezwłocznie wrócić do swoich.
- Jak uważasz – butelka trafiła powrotem do skrzyni.- Twoja strata, bo to bardzo dobry bimberek. No, cóż za ważne meldunki masz dla mnie?
- Choć może się to wydać kapitanowi nieprawdopodobne, jednakowoż prawdą to jest. Wczoraj wieczorem nasz patrol wypatrzył na drodze do Gniezna konwój niemiecki. Duży, naliczono 30 żołnierzy eskorty, dobrze uzbrojonych. Nie mają jednak wozów opancerzonych, jadą zwykłymi samochodami. Nie dbają o zwiad przed konwojem. Idealny cel ataku.
- No dobrze, dobrze. Tylko dlaczego major idzie z tym do mnie? Może nie ma przewagi liczebnej nad konwojem, ale jeżeli to taki łatwy cel to powinien dać sobie radę sam. Macie przecież dobre uzbrojenie.
- Wszystko się zgadza, tylko jest jeden szkopuł. A raczej jeden mały szkop. W tym konwoju. W jednym z wozów jedzie Adolf Hitler.
Kapitan Wiśniewski miał szczęście, że stał przy łóżku. Inaczej wygrzmociłby się na podłogę.
- Nie, to nie możliwe. Jaja sobie jakieś robicie – odrzekł po chwili kapitan. – W życiu nie uwierzę, że Fuhrer podróżowałby w tak skromnym konwoju. Ba! On nie podróżuje w głąb okupowanego kraju samochodem! Ma przecież ten swój słynny pociąg, Americę.
Posłaniec wstał.
- Nie zwykłem robić sobie jaj w tak poważnych sprawach. Major Zabłocki również w to nie uwierzył, wysyłał trzy patrole, by potwierdziły informację. W jednym z nich byłem ja. Widziałem tego skurwysyna na własne oczy. Obecnie są we wsi nieopodal , nocują tam. Z rozmów żołnierzy eskorty podsłuchano, że ruszą o trzynastej. Jest ósma. Mamy mało czasu. Major prosił, by kapitan stawił się u nas niezwłocznie w celu przedyskutowania ataku. Z odziałem, rzecz jasna.
Wiśniewski przez chwilę siedział bez ruchu, jakby słowa kuriera nie docierały do niego. Patrzył się w niego beznamiętnym wzrokiem. Nagle gwałtownie wstał, i wybiegł na podwórze wydawać rozkazy. W obozie rozpoczęły się chaotyczne przygotowania do drogi. Wiśniewski wskoczył na konia.
- Na co pan czeka? – przekrzyczał gwar przygotowań, kierując słowa do posłańca. – W drogę!

***

- Plan jest taki – podsumował Zabłocki. – Trzeba zabić Hitlera.
W pomieszczeniu były cztery osoby. Kapitan Jan Wiśniewski, Major Józef Zabłocki, jego zastępca, Chorąży Adam Poznański i łącznik który przywiózł wiadomość. W pokoju unosił się gęsty dym, przez który coraz ciężej było coś zobaczyć. Tak udzielały się nerwy dowódcom, więc musieli je jakoś rozładować. Popiół z popielniczki zdawał się mieć zamiar wyjść.
- Konwój jest łatwym celem do ataku. 30 żołnierzy to pestka, jeżeli ich zaskoczymy. – Poznański wykonał ruch ręką, jakby żołnierze Wehrmachtu stali na stole, a on ich zmiótł ręką.
Kapitan Wiśniewski przyjrzał się mapie i pokręcił głową.
p[]- Tu coś jest nie tak. Tu za dużo śmierdzi. Pułapką i prowokacją.
- Tą okazję trzeba wykorzystać! – nerwy udzielały się Majorowi Zabłockiemu. – Taka szansa nigdy więcej się nie zdarzy. Możemy wyzwolić nasz kraj od okupacji!
Na dworze słychać było gwar mobilizujących się żołnierzy. Kapitan patrzył na nich beznamiętnym wzrokiem.
- Oczywiście, takiej sytuacji nie można zmarnować. Musimy zaryzykować- podjął po dłuższej chwili Jan.
- Zrobimy tak – Chorąży Poznański skierował palec na mapę.- Obstawimy obie strony drogi…

***

Cisza i skupienie były wręcz namacalne. czterdziestu czterech partyzantów czekało w gotowości na wyznaczonych pozycjach. Oczekiwali sygnału od zwiadowcy będącego dwieście metrów dalej. Trzy błyski światła oznaczały że wielka chwila nadchodzi.
Z daleka rozlegał się dźwięk silnika, co raz to przybierając na sile. Wszystkie mięśnie w ciele Kapitana Wiśniewskiego napięły się. To z podniecenia, ale i ze strachu. Błyski światła dopełniły słupek napięcia. Jan przeżegnał się, zresztą jak większość oczekiwujących żołnierzy. Moment na który wszyscy czekali nadszedł.
Wreszcie światła pierwszego wozu pojawiły się na horyzoncie. Za nim drugi, trzeci i wreszcie ten na który wszyscy czekali. W otoczeniu dwóch oficerów i kierowcy, w luksusowym, terenowym aucie siedział Adolf Hitler. Pogrążony w rozmowie z jednym z oficerów, nie zdawał sobie sprawy z tego, co go czeka. Gdy wreszcie pierwszy samochód dojechał do miejsca zasadzki.
Powietrze przeszył wybuch. To pierwszy z samochodów eskorty wyleciał w powietrze. Kilka sekund później, zanim pasażerowie zdążyli cokolwiek przedsięwziąć, wyleciał w powietrze drugi. W tym samym czasie do reszty otworzono ogień. W odkrytych samochodach naziści byli idealnym celem. Po krótkiej wymianie ognia zostali wycięci co do jednego.
Sam Hitler przeżył. Jak również jeden z jego przybocznych oficerów. Pod naciskiem luf partyzantów, Fuhrer opuścił samochód. Jednak wcale nie był przestraszony, czy chociażby zły. Nie, Adolf Hitler się uśmiechał. Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmieszku.
- Brawo, Polacy – powiedział po niemiecku Fuhrer. – Tak jak myślałem. Wiedziałem, że prędzej czy później ktoś z was napadnie mnie.
Jedynie Chorąży Poznański i Kapitan Wiśniewski znali niemiecki. I to Jan odpowiedział przywódcy Trzeciej Rzeszy.
- Przegrałeś. Teraz dasz się związać i bez żadnych sztuczek. Wiedz że i tak nie masz szans na przeżycie.
Na te słowa Hitler roześmiał się jeszcze głośniej.
- Ty naiwny Polaczku. Myślałeś, że uda ci się zabić mnie? Przywódcę Trzeciej Rzeszy? To, że zabiłeś moją obstawę to nie oznacza, że jestem bezbronny!
Fuhrer opuścił ręce, nie bacząc na skierowane na niego lufy karabinów. Zacisnął pięść, na której Wiśniewski zauważył zdobiny, złoty pierścień. Adolf krzyknął coś w niezrozumiałym języku, i stało się coś dziwnego.
Purpurowym językiem, jakby ognia, z pierścienia wyłonił się potwór. Na początku wyglądał jak zwykły byk, jedyną różnicą była intensywna czerwień. Jednak po chwili zaczął modyfikować się w przerażające połączenie byka i człowieka. Przed partyzantami momentalnie wyrósł trzymetrowy kolos, z wielkimi, pozwijanymi w różne strony rogami. Z gęby wystawały długie i ostre jak sztylety zębiska. Spojrzał się wściekłym wzrokiem po oddziale. Jednak zamiast zaatakować żołnierzy, obrócił się w stronę Hitlera. Krew z twarzy Fuhrera w jednej chwili odpłynęła.
Rozległ się przerażający, paraliżujący wręcz ryk. I wtedy jednym susem, potwór znalazł się przy Hitlerze. Nim wszyscy zdążyli zrozumieć, co się stało. Głowa Przywódcy Trzeciej Rzeszy potoczyła się po trakcie.
Potwór odwrócił się do całkowicie zdezorientowanych żołnierzy.
- No co? – rzekł łamaną polszczyzną.- To straszny skurwysyn był.
Odpowiedz
#2
Cytat:Władek nerwowo poprawiał karabin na ramieniu, ponieważ jego warta powinna była skończyć się pół godziny temu, a zmiennika nie było widać.

Ten pierwszy dialog... wartownik jakoś mało rozgarnięty, skoro nie skojarzył, że wieści wiezione przez posłańca mogą być dobre. Znaczy - ok, ma prawo być nierozgarnięty, ale jakoś średnio naturalnie to w dialogu wyszło.
Mała uwaga techniczna - jeździec nie powie raczej do swojego konia "wio", chyba że żartobliwie. Cmoka się, albo mówi do niego, ale "wio" to powie woźnica.
Jeszcze pod koniec tego dialogu ta kontrola dokumentów... w zasadzie nie było już takie istotne, żebyś o tym się tak rozpisywał. Wystarczyło coś napomknąć, albo zwyczajnie pominąć IMHO.

Kapitan częstujący alkoholem posłańca? Chyba jednak nie... W ogóle to ten posłaniec taki śmiały, żeby nie powiedzieć bezczelny, jakby był tej samej rangi, co jego rozmówca. No i w ogóle, skoro to jest Hitler, czyli II wojna, to na pewno oni powinni poruszać się konno? To jest pytanie, bo sama się w tym nie orientuję.

Cytat:Tak udzielały się nerwy dowódcom, więc musieli je jakoś rozładować.
Trochę dziwnie skonstruowane zdanie.

Cytat:Popiół z popielniczki zdawał się mieć zamiar wyjść.
To też, ale brzmi zabawnie Big Grin

Cytat:Poznański wykonał ruch ręką, jakby żołnierze Wehrmachtu stali na stole, a on ich zmiótł ręką.
Powtórzenie.

Jakoś ta narada dowódców amatorsko brzmi. Jakby to moi koledzy się naradzali, a nie wyszkoleni i doświadczeni żołnierze.

Cytat:Moment, na który wszyscy czekali, nadszedł.

Cytat:Wreszcie światła pierwszego wozu pojawiły się na horyzoncie. Za nim drugi, trzeci i wreszcie ten, na który wszyscy czekali.
Jak o światłach mowa, to o światłach, czyli lepiej by zabrzmiało: "Za nim światła drugiego..."

Cytat:Gdy wreszcie pierwszy samochód dojechał do miejsca zasadzki
Powietrze przeszył wybuch.
Chyba Ci się zdanie rozdzieliło.

Cytat:Adolf krzyknął coś w niezrozumiałym języku, i stało się coś dziwnego.
Przecinek po "i"?

Cytat:Spojrzał się wściekłym wzrokiem po oddziale.
To chyba tylko w mowie potocznej się tego używa.

Niezbyt interesująco napisane. Niektóre zdania do przeredagowania, ogólnie niezbyt to wszystko wiarygodne(jeśli chodzi o wiarygodność stworzonego przez autora świata; mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, jak nie, to napisz). Na parodię mi to nie wygląda, choć przynajmniej tekst byka na końcu jest nienajgorszy.
Postacie wcale nie są rozwinięte, brak dobrych opisów, żeby można sobie było cośtam wyimaginować. Nawet cały ten pomysł - w momencie, kiedy mogła by to być jakaś parodia, opowiadanie się kończy.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
Najłatwiej pisać komedię, bo komedii można sporo wybaczyć.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości