Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zaprzysiężeni po raz ostatni
#1
Natalia gniła w swoim pokoju. Szczelnie pozamykała okna i drzwi, żeby nie miał na nią wpływu żaden zewnętrzny czynnik.
Rysowała na Padzie w Gimpie, lubiła to.
Oczywiście coś i ktoś musiał wytrącić ją z refleksji. Coś stuknęło o szybę, kamień prawdopodobnie, lecz to ktoś musiał nim cisnąć. Logika Natalii jak zawsze była zatrważająca.
Zmusiła się, żeby wstać z nieposłanego łóżka i odrzuci na chwilę rysowanie creepy obrazeczka.
Wyjrzała przez okno. Tam, na ulicy Ogrodowej, stało pięć motorów zachęcająco warczących, łaknących, aby Nati opuściła domostwo, porzuciła artyzm i wsiadła na jedną z maszyn.
Zamachał do niej rosły mężczyzna, to Wolverine! Poznała go jak tylko zdjął kask i jego sprężyste, rosomaczne włosy wystrzeliły po bokach głowy w dwóch ostrzach ku górze.
Natalii nozdrza poruszyły się.
Węszyła swąd dzikości, przygody i drapieżnictwa.
Oprócz niego, na motorach zasiadali jej kuzynowie ze Szczecina oraz rodzona siostra – Kamila. Dziwne... Natalia cały czas myślała, że ta siedzi zamknięta w swoim pokoju i urządza sobie seans anime.
Wszyscy w czarnych, skórzanych płaszczach do kostek.
Ostatni z motorów był nie ujeżdżany, mrugnął światłami porozumiewawczo na Nataleczkę Naszą Miłą. 
– No ile jeszcze mamy czekać? – warknął niemiło Wolverine, a jego głos poniósł się po wszędobylskim całunie ciemności, falując go i naznaczając zapachem Kalvina Kleina. – No dajesz, Natalia, jest misja!
Natalia westchnęła. Nienawidziła, gdy tak naruszano jej prywatność, no ale co mogła począć. Zaprzysięgła się i teraz nie ma odwrotu. Ostatnim razem musieli wybrać się aż na Antarktydę. Hm, ale teraz lato, więc może udadzą się w jakieś cieplejsze strony... może Bahamy, Karaiby, Hawaje?
Sięgnęła prędko po płaszcz, przebrała się weń i wyskoczyła przez okno, zwinnie ześlizgując się po pnączach porastających dla ozdoby ścianę domku. Wielką sprawność uzyskała, gdyż w podstawówce i gimnazjum zadawała się z chłopięcym gangiem, który eksperymentował na sobie różne formy wycieńczających treningów. W gimnazjum także chodziła na szkolenie specjalnych sił wojskowych. Gdy przeszła do liceum, formę już utrzymywała tylko dzięki regularnej grze w unihokeja. Do czasu, gdy... skrewiła tak znaczącego karnego. Ale to opowieść nie na tę baśń. Kiedy indziej, mości państwo.  
Przebiegła przez podwórko i susem pokonała bramkę wjazdową. Zasiadła na swoim motorze i bez ceregieli założyła kask, który podał jej ochoczo Wolverine.
– Zgrzeszyłaś dzisiaj? – zapytał ją.
Westchnęła.
– Czy... dzisiaj... zgrzeszyłaś? – powtórzył nieuprzejmie przez zęby.
– Nie, nie zgrzeszyłam.
– Dobrze.
Natalia powąchała powietrze unoszące się wokół niego.
– Bije od ciebie jakiś nowy zapach.
Wolverine pogłaskał się po włosach i nałożył kask.
– To tylko Kalvin Klein.
– Mhm – mruknęła, choć w sumie miała to w dupie. – A słuchaj, Logan. Czemu nie poruszamy się na rolkach, tylko motorami? Ja osobiście optowałabym za rolkami.
– Oj, Nati... znowu narzekasz, nic tylko narzekasz! – Asiś musiała się wtrącić.
Logan zniecierpliwiony wyjaśnił:
– Już mówiłem, my tutaj nie realizujemy jakiegoś widzi mi się, tylko staramy się jak najefektywniej wypełniać nasze obowiązki. Rozumiesz?
– Tia... – odparła, choć gówno ją to obchodziło.
Gdyby tylko mogła cofnąć zaprzysiężenie, lecz... gdyby odważyła się cofnąć, śmiała przypuszczać, że oni... przełknęła ślinę... cofnęliby ją. Więc co miała robić? Po prostu oddała się tym przedziwnym ścieżkom losu, na które dane jej było wejść.
Ruszyli!
Bez zbędnych ceregieli pozwolili, by ich ciała pognały na prężnych maszynach w paszczę nocy. Przepełnioną ostrymi kłami i szponami, sterczącymi pod różnymi kątami i delikatnie nachylającymi się ku ich istnieniom, by zachęcić do nakłucia się na nie.
A gdy już raz ktoś tak się nakłuje, to ostrze wstanie do pionu i już do końca świata wybraniec będzie tylko osuwać się niżej i niżej i nigdy z ostrza nie zejdzie, ani nikt mu nijak nie zdoła pomóc.
Natalia zapuściła w swoim radio „To jest życie” w wykonaniu McDonald. Zaczęła kiwać głową w rytm muzyki. Zapowiadała się nawet klimatyczna podróż. Nie minęła minuta piosenki, a Wolverine zatrzymał się. Wszyscy zdjęli kaski.
Nati początkowo spanikowała. Myślała, że może wyczuli Ciemne Istnienie i gotowali się do zmierzenia z nim.
– Co jest? – zapytała drżącym głosem.
– Nic, to już tutaj – odparł Wolverine.
– No jasne, jak zawsze ostatnia się dowiaduję...
Zdenerwowaniem zamaskowała ulgę oraz zdziwienie. Ujechali może jakieś dwieście metrów od domu, nie wyjechali nawet z ulicy Ogrodowej, zewsząd otoczonej domkami jednorodzinnymi i polami. W niedalekiej oddali majaczył las i niskie wzgórza.
Zdjęła kask, zgasły światła motorów. Rzucili torby ze sprzętem na beton. Wolverine zapalił latarkę i rozłożył na środku jezdni mapkę okolicy. Cała piątka skupiła się wokół świstka papieru. Mapka miała swoje latka.
– My jesteśmy tutaj... – rzeczowo przemawiał Logan. – Skupisko nieczystych mocy odnotowali gdzieś tutaj!
Palcem otoczył obszar, który na mapie przedstawił środek pola, oddalony od nich o jakieś sto metrów niespełna. Odchrząknął i kontynuował:
– Musimy być bardzo czujni, gdyż już mogą nas wyczuwać i...
Potężna energia świetlna ich oślepiła. Wycie demonów ich ogłuszyło.
Wolverina oczy stanęły w słup, zasłonił uszy i padł na plecy, wyginając ciało w nienaturalny łuk.   
– Ludzie, wy jesteście nienormalni?! Weźcie ten sprzęt ze środka drogi!
Kierowca samochodu zatrąbił ponownie, tym razem krócej, kilka razy.
Speszeni zgarnęli mapę i usunęli motory na bok, odprowadzani wzrokiem zirytowanego kierowcy.
– Mieliśmy się nie afiszować, jop nas taka mać... – mruknął zawstydzony Logan, gniotąc z emocji mapę.
Motory zostawili na poboczu, wzięli ze sobą mapę i torby ze sprzętem. Wolverine rzucił wór w zboże. Rozsupłał sznurek i wyjął wielką broń.
– Nataleczka, ty bierzesz tę kuszę – rzucił szorstko.
– Nie nazywaj mnie tak – odparła znudzona i zmęczona i przyjęła ciężkie wyposażenie.
Zaraz po tym wręczył jej kołczan z bełtami, przypinany z boku przy pasie. Uzbroiła się, lecz to i tak nie wykrzesało w niej ani cienia emocji. Natalia tak miała, że nawet tuż przed Łowami żadna iskra nie wzniecała się w palenisku jej wewnętrznego jestestwa.
Logan wypróbował swoją broń – piłę mechaniczną – parę razy pociągając za linkę. Przy pasie miał także dwa pistolety, jeden mniejszy, drugi większy.
Kamila ze swej torby wyjęła shotguna i laserową maczetę. Asiś wyposażyła się zaś w nunchako i powtarzalny karabin maszynowy Springfield 1903. Wojtek schował jeden nóż za pas i jeden do skarpetki. To znaczy do specjalistycznej „skarpety”, pokrowca na nóż skrytego pod nogawką spodni.
– Nie za dużo tej broni...? – oschle rzucił Wolverine, patrząc na młodziana jak na idiotę.
Wojtek tedy rozchylił poły swego płaszcza i zaprawdę powiada Loganowi jak i całej gawiedzi:
– Przezorny zawsze ubezpieczony.
Wyszczerzył się. Od góry do dołu cały jego ubiór obciążony był przez liczne pokrowce, całkowicie go zasłaniające. W każdym tkwił nóż. Lubił zaskakiwać. Zwłaszcza, że Ciemne Istoty nauczyły się z biegiem lat rozpoznawać, jakiej broni używają egzorcyści. Jak ona wygląda i czego można się spodziewać po konkretnym modelu. Niektóre wyposażyły się w specjalne strategie obronne, jak wysuwane z wnętrza ciała grube tarcze chroniące przed pociskami. Tarcze jednak takie były częścią ich ciała, więc można było zastosować na nie broń elektryczną (nunchacko Asiś potrafiło generować ukierunkowane wyładowania) lub przebić się przez nie poprzez zastosowanie skomasowanego ataku bronią białą lub laserową.
Dlatego też Wojtek stanowczo stawiał na piedestale pozorowanie na bezbronnego człowieczka. Zauważył, że wtedy Ciemne Istoty wprost pakują się w jego łapy, chętnie uraczając go swą śliną, językiem i kłami. A dzięki temu, że za młodu często jeździł do Moskwy na szkolenia nożownicze pod okiem mistrza Kornelija Knotieva (Turka z pochodzenia) mógł on połączyć pięknie element zaskoczenia z kunsztem władania tą bronią zabójców. 
– Chłopie, byś normalnie walczył jak wszyscy, a nie te swoje sztuczki stosujesz... – Logan splunął i ją polerować gnata.
Natalia jakoś nie mogła oderwać wzroku od jego ręki, oscylującej wokół niezwykle długiej lufy. Otrząsnęła się. Bardzo nie lubiła Logana – grubiański, niemiły i oschły. Rozumiała jego sytuację, to jak tutaj skończył, ale tym bardziej go za to nie cierpiała. Ona wybrałaby inaczej. Na pewno. 
 
I tak oto ich piątka zakończyła przygotowania, przyoblekając swe głowy w czarne niczym noc kapelusze z szerokimi rondami.
Dlaczego egzorcyści takie nosili?
Historia tych kapeluszy sięgała tak dawno wstecz, że nikt już jej nie pamiętał, lecz utarło się, iż spore nakrycie głowy powiększało rozmiar egzorcysty w oczach Złego. A te złe, skore do powierzchownych ocen, zawsze kierowały się najbardziej prymitywnymi odruchami i instynktami w walce. Zatem duży rozmiar rywala powodował u nich zmniejszenie pewności siebie, tak jak to ma miejsce w zwierzęcym świecie.
Ruszyli przed siebie.
Ich torby żegnały właścicieli smutnym wzrokiem jak za każdym razem i za każdym razem widziały ich inaczej, w innym świetle. Tym razem ujrzały ich bez światła, w ciemnościach, romantycznie i leniwie niczym zjawy zanurzających się w morzu zboża.
Brr...
Zjawy...
To niedobre określenie.
Torby zadrżały na wietrze na samą myśl. Tym razem było jakoś inaczej, czaiło się tu coś więcej...
Czarne chmury nad nimi rozstąpiły się nieznacznie, ukazując cienki pas szkarłatnego nieba. Stanowczo coś było na rzeczy.
Dotarli do epicentrum Złego. Ten kto je lokalizował, nie pomylił się. Wyczuwali je. Wyszkolone jednostki uwrażliwiły się na obecność Złego i potrafiły ją wyczuwać jako przyspieszone krążenie oraz silne pulsowanie w skroniach. Co więcej czujniki w ich zegarkach pokazywały ogromne stężenie materii duchowej.
Logan wyłączył u siebie system alarmowy, bo pikanie zaczęło go wkurzać. Wyłączył u siebie. Już chciał powiedzieć, żeby inni też uciszyli te wpieniające dźwięki, lecz skonstatował wnet, że wcale ich nie słyszy. Otaczała go mgła i był całkiem sam.
Ktoś stał za nim.
– Wojtek, wyłącz...
Odwrócił się i przestraszył się. Stała przed nim zakonnica. Nie widział twarzy, gdyż habit skrywał jej lico.
– Siostra..., do kościoła? – spytał, żeby zamaskować, że tak się jej bez powodu przeraził.
Skinęła głową. W cieniu jej habitu ujrzał chyba lekki uśmiech. Szczerzyła lekko zęby.
Złożyła ręce jak do modlitwy. Zawisł przed nią w powietrzu mały krzyżyk.
Logan sapnął! Lewitujący krzyż...!
A, nie. To tylko różaniec. O, Boże, czemu mu tak serce łopocze! Boi się tak niedorzecznych rzeczy. Kto by pomyślał, że tak doświadczony egzorcysta da się oszukać swoim własnym zmysłom. Otarł kark z potu.
– To jak do kościoła... – zaczął, ażeby ponownie zamaskować strach – to katedra jest tam... to właściwie katedra, a nie kościół, ale katedra to też kościół, rozumie mnie, siostra?
Zaśmiał się śmiechem zawstydzonego chłopca.
Skinęła głową. Uśmiechnęła się jakby ździebeczko mocniej.
Oddaliła się i zniknęła we mgle, podążając w kierunku wskazanym przez Wolverina.
Zza mgły dobiegło go ciche pikanie.
– Logan!
– Logan!
To jego ekipa, wołali na niego!
– Tutaj! – wrzasnął trochę nazbyt panicznie, szybko się poprawił i przyjął nieco bardziej stoicki ton. – Tutaj jestem, ekipa. Co wy tak się rozchodzicie?
– Musieliśmy pójść w zboże... – wyjaśnił Wojtek.
– Potrzeba wyższa – dodała Asiś.
Ukazała mu się jego czwórka podopiecznych.
– Zegarki... – zauważyła Kamila.
– Zegarki...? – spytał Logan. – Tak, zegarki! Pioruńsko wnerwiająco piszczą! Wyłączcie te dziadostwo!
– Nie! – zagrzmiała z emocją Natalia, ale nie nazbyt ekspresywną emocją, bardziej agresywnie. – Zegarki! Zmalało natężenie materii.
– Epicentrum się przemieściło... – dodała Asiś zamyślona.
Wolverin otarł kark. Zastanawiał się, czy im powiedzieć... a co mu tam, niech dzieci wiedzą.
– Słuchajcie, przechodziła tu taka dziwna zakonnica. Niby mówiła, że idzie do kościoła, ale dziwna jakaś była. Twarz skrywała, upiornie się uśmiechała. Ja myślę – spojrzał po nich – że Zły przybrał jej formę. To musi być jakiś zmiennokształtny demon, być może potrafi opętać i szuka odpowiedniego osobnika.
– Na pewno potrafi opętać... – rzekła Natalia, zirytowana głupotą tu zebranych. – Gdyby nie potrzebował nosiciela, już by nas zaatakował. – Ale nie sądzę, aby demon przybrał taką formę, to byłoby nazbyt oczywiste!
– Ale o czym wy w ogóle mówicie! – pisnęła Asiś, aż głos poniósł się po polu zbożowym. – Oczywiście, że przyjąłby taką formę! Właśnie dlatego, iż my uznalibyśmy to za nazbyt oczywiste! Zmylił nas, piekielny nikczemnik!
Mgła gęstniała. Robiło się coraz zimniej.
– Jestem innego zdania i wyjątkowo poprę siostrę – zajęła mocne stanowisko Kamila. – Ta siostra zakonna nie jest demonem, ponieważ Złe dobrze wie, że my wiemy, że możemy zostać zmyleni przez uznanie zakonnicy jako demona za nazbyt oczywiste.
– Pitolenie... – zachrypiał Logan. – Tak do niczego nie dojdziemy. Zlokalizujmy po prostu nowe epicentrum ducha, demona... cokolwiek to by miało nie być. I ukatrupimy to gówno i wróćmy do domku napić się ciepłej herbatki! W drogę!
– Dupa, cycki... dupa, cycki... – westchnęła Natalia, zmęczona już całą tą wyprawą.
Musiała na swój sposób odreagować rozmowę o creepy zakonnicy.
Kroczyli przez mgłę na czuja.
– Odgórnie ustalone miejsce epicentrum skumulowania ducha materii przeniosło się na wskutek niewyjaśnionych zjawisk do innego lokum ziemskiego. Kierujemy się wiedzieni instynktem bardziej niż racjonalnymi przesłankami. – Raportował do zegarka Logan. – Podejrzewamy, że mogło ono przenieść się w formie siostry zakonnej, którą miałem nieprzyjemność spotkać. Nasze zdania co do przynależności zakonnicy są podzielone. Niektórzy uważają, że widoczny kontrast między świętością, a nieczystością nie pozwoliłby Złemu na przyjęcie takiej formy, jednak nie dlatego, że lęka się on jej, a dlatego, że zmyłka byłaby... jak to określiliśmy, nazbyt...
– Starczy już, Logan, starczy... – rzekła Natalia i wykorzystała sytuację, żeby protekcjonalnie pomasować mu biceps.
Hm, gdyby napięła swój, to by go chyba nawet przebiła. Nic imponującego... choć pewności jeszcze nie miała.
W pewnym momencie marszruty z mgły wyłonił się dom. Dom stojący w szczerym polu zboża.
– Ten dom... – rzekł przyciszonym głosem Logan. – Wydaje mi się, że to tam. Mam też o wiele bardziej sprecyzowaną myśl! Sądzę, że to właśnie tam od początku kumulowała się zjawa, a wysłała tylko swoją cząstkę w miejsce, które wstępnie omylnie wzięliśmy za epicentrum. Idziemy!
Ruszył przodem.
Asiś westchnęła.
– No nie wierzę... Powinnam teraz rysować na konkurs! A potem, przez to wszystko tutaj, będę musiała tworzyć na ostatnią chwilę! Nienawidzę tego! 
Ponarzekała chwilę na niewdzięczny los, ale podążyła za resztą.
– Szlag! – zaklął Logan nagle.
– Co jest?
– Wdepnąłem w pokrzywę, mocna jakaś! Aż przez spodnie mnie poparzył, sukinsyn.
Zboże miksowało się tutaj gdzieniegdzie ze skupiskami pokrzyw. Zmniejszali dystans do chatki, starannie wymijając parzące rośliny.
Wreszcie wydostali się ze zboża i wyszli na drogę podjazdową.
Świerszcze, sowa hukała, mgła ich otaczała. Gdzie wzrokiem nie sięgniesz pszenica, jęczmień, żyto – diabli wiedzą. Pusto. Tylko ta jedna, wolno stojąca chatka, już właściwie na wyciągnięcie ich stopy... jeszcze parę kroków i dojdą do płotu okalającego domostwo.
Diabli? Niewłaściwy dobór słownictwa. Znów ten niewłaściwy dobór słownictwa... na pewno coś jest na rzeczy.
– To aż nazbyt podejrzane... – mruknął Logan i włożył do ust papierosa.
Wojtek westchnął.
– Ten dom przepełnia jakaś ponura aura... – rzekł głosem wyzbytym z emocji.
– Dokładnie! Dlatego też to nie może być tutaj, to jest zbyt... „pasujące”. Ten dom wręcz jest idealny do zamieszkania przez złego ducha! – podzieliła się swą opinią Natalia. – Wszystko tak ładnie się tutaj układa! Pustka, mgła, ponura chata! Ludzie, idziemy stąd, w tym domu na pewno nie ma demona!
Asiś wycelowała w nią władczego palucha.
– A figa!!! Zły przecież wie, że my tak...
– Dość! – Wolverine zawczasu stłumił jałowy dyskurs w zarodku. – Po prostu to, kurka, sprawdźmy...
– Patrzcie, krowa... – Kamila wskazała na zwierzę pasące się gdzieś nieopodal w pokrzywach. – No nie wierzę, tam stoi krowa, to przecież wydaje się tak nieprawdopodobne, ale jednak śmiem przypuszczać, że moje oczy mnie nie zwodzą, widzę krowę tam stojącą!
Asiś nie mogła się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.
– Ja też widzę, ale nie wydaje mi się to jakoś wcale, a wcale nieprawdopodobne. Czemu nieprawdopodobne?
– Ta krowa zaburza całą sekwencję „pasujących” do siebie elementów. Nie czujecie tego? – wyjaśniła Kama.
– Może to znak... – zaczął Wojtek, lecz opamiętał się, nie lubił fatalistycznego punktu widzenia. – Może ona chce, żeby do niej podejść? Ja to tak właśnie odbieram, tak do mnie przemawia jej obecność... Sądzę, że ona wystawiła się tak na widoku „dla nas”, tak kontrastując z klimatem i otoczeniem, gdyż pragnie nawiązać z nami kontakt...
Muuuuuu!
Krowa zamuczała.
Zapadło milczenie, wszystkich ogarnął duch niepewności, zanurzając swe martwe, zimne paliczki w fałdach ich ubrań i paraliżującym dotykiem wodząc po sztywnych kręgosłupach.
– Myślicie, że zamuczała... bo zgodziła się ze mną? – spytał.
– Bujdy! – warknął Logan. – Idziemy pod dom, bez gadania.
Wykonali krok w kierunku rezydencji.
Muu! Muuuuu!
Stanęli jak wryci.
Odwrócili się do krowy, która stała na prawo od domu, jakieś pięćdziesiąt metrów od nich. Zwierzę zdawało się nie poruszać. Wyglądała jak wypchana.
Wolverine zrobił krok w jej kierunku.
Muu!
Zrobił kolejny niepewny krok, zbliżając się do krowy.
Muu!
Jeszcze jeden.
Muu!
Zatrzymał się. Wykonał krok wstecz.
Muu! Muu!
Krok do przodu!
Muu!
Krok wstecz!
Muu! Muu!
Krok wstecz!
Muu! Muu!
Do przodu!
Muu!
Logana oczy niemal wyleciały z orbit, czuł się jak władca Wszechświata.
– Ona chyba muczy raz na „tak”, a dwa razy na „nie”! – podsunął z wahaniem ideę Wojtek.
– A co jeśli odwrotnie? – zapytał Logan. – A co jeśli nie chce, żeby do niej podchodzić?
– Podchodzimy! – wydała rozkaz Natalia. – Mam w dupie, czego oczekuje od nas ta krowa, ale ja osobiście bym nawiązała sobie z nią kontakt!
No dobra, wszyscy przystali na ten pomysł.
Przedarli się jakoś przez kępy pokrzyw. Oddalenie się od ciężkiej aury domu spowodowało, że każdy poczuł się lepiej, choć nikt się do tego nie przyznawał.  Egzorcysta nie powinien okazywać słabości, a raczej wzmacniać morale grupy postawą pełną dzielności oraz hardości.
Otoczyli krowę.
– Ona pasie się pokrzywą... – rzekł pełen zadumy Logan.
– Żeruje tutaj... – Asiś podzieliła się spostrzeżeniem i zasłoniła usta dłonią. – Ona po prostu sobie tutaj żeruje...
– A co ty gadasz jak jakaś nawiedzona? – spytała Nati.
– Bo ja myślała... ja myślała, tak jak patrzyłam na nią tak z daleka, że ona tutaj stoi martwa... to było straszne, a teraz... teraz takie ciepło czuję w moim sercu, widząc, że to biedne, kochane zwierzę tu sobie zwyczajnie żeruje.
Krowa, żując ze smakiem pokrzywę, powoli uniosła łeb i obdarzyła ich mądrym oraz przepełnionym spokojem wzrokiem.
– Chyba nas widzi... – szepnął Wolverine. 
– Oczywiście, że was widzę.
Wpadli w zboże jak pozbawione życia marionetki.
– Gadająca krowa!!! – Asiś nie mogła uwierzyć.
– Oczywiście, że gadająca – przyznała stoicko krowa, trochę niewyraźnie, gdyż skupiła się ponownie na przeżuwaniu pokrzywy.
Wpatrywali się w nią jak w Złotego Cielca.
– I co...? – Logan szepnął. – I co nam powiesz? Co nam powiesz, mądra istoto?
Zwierzę wyszło z kordonu, którym pięć osób ją otaczało. Stanęła, odwrócona do nich pokaźnym odwłokiem i oddała się pozbawionemu pośpiechu i chaosu spożywaniu pokrzywy.
Wolverina to najbardziej dotknęło. Poczuł jakąś więź z tą istotą.
Skupili się przy sobie i obserwowali szczęki, miarowo się poruszające i wyglądające niedbale zza tułowia krowy.
– Zauważyliście, że ona je pokrzywę? – upewnił się Wojtek.
Zbliżyli się do niej ździebko. Uważnie, tak, aby jej nie wystraszyć.
Muu! Muu! Muuuuu!
Zamuczała.
Stanęli, trochę przestraszeni.
– Jem pokrzywę i parzy to moje usta, lecz jem ją, bo to przynosi mi satysfakcję – przemówiła powoli i mądrze, nadal nie uraczając ich swoim spojrzeniem.
Wolverina, i nie tylko jego zresztą, przeszły ciarki.
– Dobra, spadamy stąd, robi się coraz bardziej creepy... – zarządził.
Rzecz jasna miał na myśli opuszczenie tylko okolic krowy, nie samego domu.
Ostatecznie dotarli do furtki w płocie. Przekroczyli ją, przemierzyli krótką dróżkę usypaną z żwirku i piasku.
Logan zapukał do drzwi.
[Otworzyła im odrzwia niezwykle przyjemna i na oko zgrana para. Stali objęci, a przed nich wślizgnął się mały chłopiec z czarnymi, krótko ostrzyżonymi włoskami. Przytulił się do długich, zgrabnych nóg mamy.
Szczęściarz, pomyślał Wojciech, i zmierzył malca nienawistnym spojrzeniem. Wymienili ostre wejrzenia między sobą.
– Dzień dobry – przywitał się Wolverine. – Jesteśmy hydraulikami, przysłali nas, żebyśmy sprawdzili rury.
– Ale... to chyba jakaś pomyłka – pan domu wymienił troskliwie wejrzenia z panią małżonką. – Nie było u nas żadnej awarii.
– Tak, tak... – potwierdził Logan – ale my ze spółdzielni, przysłali nas, rureczki mamy sprawdzić.
Pan domu wydawał się nieprzekonany.
– Naprawdę myślicie, że uwierzę, że piątka gości w czarnych płaszczach uzbrojona po zęby w dość nietypową broń, to hydraulicy.
– O, fuck... – Logan spojrzał na piłę mechaniczną, którą dzierżył oburącz w dłoniach. – Ale wtopa.
Asiś przesunęła pas z nunchako, tak żeby schować broń za plecami, Natalia zaś nie wiedziała, co uczynić z kuszą... wykonała niepewny ruch, próbując pozbyć się ciężkiego ekwipunku, wręczając go Kamili. Ta jednak tylko odwróciła się od niej jednoznacznie.
Ale to i tak już po ptakach. Były to tylko jałowe czynności, mające w pewien symboliczny sposób udobruchać pana domu.
– No, dobra, tak naprawdę jesteśmy egzorcystami... – mruknął Logan – w waszym domu najprawdopodobniej zagnieździł się jakiś duch, demon czy inny przedstawiciel Złego. – Obdarzył gospodarzy smutnym, lecz wszechwiedzącym spojrzeniem. – Ale może nie tak przez próg... Musimy przeprowadzić dochodzenie w waszej posiadłości.
Pan domu wzruszył ramionami.
– Ach, egzorcyści...? Mmm, no jeśli coś podejrzewacie, no ale cóż... nie zaobserwowaliśmy nic niepokojącego w domu. Prawdopodobnie to jakaś pomyłka. Poza tym... nie wyglądacie na księży...?  
– Nie jesteśmy nimi, jesteśmy z tych zaprzysiężonych.
– Ach... tak, coś tam słyszałem, ale raczej głośno o was nie jest.
– No, raczej nie.
– Czyli wy wszyscy... – pan domu zdawał się być ciekawy – wybraliście właśnie taką drogę życia?
– Wszyscy oprócz mnie... – warknął Logan. – Ja tyle nagrzeszyłem w życiu, że do wyboru miałem albo karę śmierci albo przyłączenie się do egzorcystów.
– Ach, rozumiem... – pan domu przyjmował spokojnie kolejne informacje. – Ale zaraz... nie rozumiem, tyle pan nagrzeszył i jest pan egzorcystą?
Logan mlasnął, już znużony tymi pytaniami.
– Ech, skuteczność egzorcysty nie polega na tym, aby nie miał grzechów, ale na jego podejściu do świata. Gdy stoisz sam na sam z demonem jesteś zdany tylko na siebie i kiedy zlejesz na demona ciepłym moczem... to jest twoja największa broń. Ale nie wszyscy tak umieją. Szkolenia przechodzą nieliczni. Te gówna za mną dopiero się uczą. Ja skończyłbym na krześle, kurde, ale uratowało mnie z łap katów Zgromadzenie Zaprzysiężonych Egzorcystów. Często przeprowadzają ze skazańcami testy i rozmowy psychologiczne, sprawdzając siłę ich ducha i zdatność do przeprowadzania egzorcyzmów. Ja jakoś bardzo dobrze wypadłem, więc mnie wzięli. Zaprzysiągłem się, bo nie prędko mi na tamten świat...  
Pan domu zaśmiał się.
– Aż strach takich ludzi wpuszczać do domu!
Para wpuściła piątkę przybyszów do wnętrza chaty.
– Idealna rodzinka... – szepnęła Asiś cichaczem. – Wszystko coraz bardziej „pasuje”.
Wolverine zaczął niuchać.
– Czemu te zegarki tak hałasują? – pani domu się zainteresowała gadżetami.
Egzorcyści uciszyli swoje urządzenia. Wytłumaczyli pokrótce, że reagują na skumulowanie materii duchowej.
Długo, długo prowadzili dochodzenie, ale nic...
Nie znaleźli żadnych oznak aktywności paranormalnej. Postanowili zwiększyć czułość zegarków do maksimum, tak aby wykrywały nawet najmniejsze stężenia materii pochodzenia plazma-duchowego.
Dopiero dokręcenie śrubek na max naprowadziło ich na trop prowadzący do kuchni.
To zlew?
Nie...
Wyraźnie lodówka.
– Chodźcie tutaj – zwołał ekipę Logan i zamachał na nich ręką.
– To idzie od zamrażalki... – zauważył Wojtek, wpatrując się łapczywie w drzwiczki.
– Tu nie ma duchów! – chłopczyk nagle odczepił się od rodziców i stanął między egzorcystami, a zamrażalką. – Możecie już sobie iść.
– Och, spokojnie – pan domu zapanował nad sytuacją. – Daj im spokojnie pracować.
Małżonka ulokowała dłoń na jego barku z miłością.
Wolverine odsunął delikatnie chłopca. Zajrzeli do górnej półki zamrażalki. Paluszki rybne... i coś jeszcze!
Logan wyjął butelkę.
– Pepsi MAX... – szepnął z przejęciem Wojtek, w sumie nawet by się napił.
Zbliżyli zegarki. To przy butelce gromadziło się, niewiele, ale jednak trochę, aktywności paranormalnej.
Chłopiec spłonął rumieńcem. Pan domu obrzucił swego syna karcącym spojrzeniem.
– Na Boga! Miałeś nie pić tego gówna! Kiedy ty przemyciłeś to do domu?!
– Jak wróciłem ze spaceru... – spojrzał przepełniony sromotą na podłogę. – Chciałem sobie szybko chłodzić na film... jest już po dziesiątej, więc i tak byście nie zaglądali tutaj...
Pani domu zasłoniła ręka ustą.
– Che, che! Przyłapany z kluską w nosie! – Wojtek zażartował, wbijając palec dla żartu i wywołania presji w policzek chłopca...
Chłopak zabulgotał, odgryzł mu palec! Cały zbladł i pokrył się siatką żyłek! Przestrzeń między wargami wypełniło kilka rzędów kłów rekina.
Wojtek padł na podłogę.
Ależ się spocił.
– Co ci, blondas...? – Wolverine spytał. – Widok Pepsi zwalił cię z nóg?
Wojtek czuł jakby miał dziurę w pamięci. Musiał chyba na chwilę zemdleć.
Pan domu odchrząknął, straszliwie mu było wstyd za syna. Jak mógł kupić Pepsi...
– Dobra... pokręćcie się jeszcze chwilę. – Zarządził Logan. – Mógłbym może skorzystać z łazienki?
Wskazano mu drogę.
Wspiął się po schodach na piętro. Odnalazł opisane drzwi.
Zamknął za sobą zasuwkę.
Siadł na sedesie (wcześniej spuścił spodnie).
Otarł dłonią kark.
Wypuścił powietrze.
Jeszcze nigdy nie brał udziału w tak dziwnej akcji. Zdarzało się, że Zły uciekał, chował się, lecz  końcu przypuszczał na nich atak... Co powiedzą w raporcie? Przecież jeśli opiszą warunki, które zastali: mgła, zakonnica, samotna chata stojąca w polu zboża, gadająca krowa, idealna rodzinka z miłym synkiem... to wyśmieją ich, jeśli powiedzą, że nie spotkali żadnego ducha.
Logan tak mocno się przeraził swą myślą, że prawie spadł z kibla.
A może o to właśnie chodziło duchowi! Żeby ich ośmieszyć! Może to jakiś słabowity duszek, poltergesit, potrafiący sztucznie zwiększać i zmniejszać stężenie materii duchowej? Zwabił ich tutaj wyolbrzymioną aktywnością paranormalną, by później zniwelować ją do zera!
Logan wyjął zeszyt, zastanowił się chwilę. Na łamach tej księgi zapisywał wszystkie swoje prywatne notatki apropo spotkań z Ciemnymi Istotami.
Jeszcze chwilę pomyślał...
Już wiedział! Nazwie ten typ ducha „Kawalarzem”. Albo może „Niegroźnym Kawalarzem”!
Rysik ołówka dotknął papieru...
ŁUP!
Potężna siła zerwała Logana z sedesu, odwróciła jego ciało do góry nogami i cisnęła o sufit!
W miejscu uderzenia pozostał sromotny, mały, czarny ślad.
Ofiara upadła na podłogę i mogła tylko obserwować jak z sedesu wylatuje biało-błękitnawa mgiełka. Przeleciała przez pomieszczenie i osiadła w wannie.
Zniknęła.
Wolverine wstał i dysząc, zaczął podciągać spodnie.
Nic z tego!
Z wanny wystrzeliła nagle olbrzymia bezkształtna głowa. Przypominała surową, spłaszczoną czaszkę zbudowaną jednak nie z kości, a z fioletowo-czarnego, gnijącego mięsa.
Ryknęła, ciskając prawdopodobnie ze swych trzewi własnymi tkankami. Większa taka śliska tkanka uderzyła w Logana. Jego zwrotność była zdecydowanie obniżona za sprawą opuszczonych na kostki spodni.
Co za imbecyl!!!
Zostawił piłę w kuchni!
Hałas jednak musiał zwabić pozostałych! Dobrze! Jego czujna ekipa go nie opuściła!
Ślepia potwora wypełniły światłem. Wolverine, który ruszył pokracznie ku drzwiom (spodnie na kostkach), zaciekawiony oraz wiedziony chęcią przeżycia, spojrzał w oczy monstrum, obawiając się tego, co tym razem go czeka.
Jasność w oczodołach zwiększała się aż... z otworów buchnęły zielone ognie, podpalając Wolverina.
Zaczął toczyć się po ziemi, próbując zgasić płomienie oblekające jego ciało, zaś monstrum... och, jego głodu tak łatwo nie dało się zgasić. Spod czaszki, z czeluści wanny jęły wynurzać się liczne, cienkie, brudne macki, pokryte chyba mazią między-wymiarową. Wydłużały się ku sufitowi, przygotowując zapewne do przypuszczenia szturmu na słabego człowieka.
– Dalej, wywarzcie drzwi! – krzyknął Logan, dalej zmagając się z płomieniami.
Wcale nie musiał im tego mówić. Gruchnęło. Przełamali blokadę zamka.
Chcieli mu pomóc, jednak monstrum odgrodziło ich pole walki niewidzialną membraną nieprzepuszczalną. Można było na nią nacierać, ale ta tylko się lekko odkształcała, bzycząc przy tym jak rój toksycznych os.
Kamila pierwsza przypuściła szturm swoją laserową maczetą... na razie skutek się nie ujawniał, lecz trzeba było próbować!
Macki owinęły się wokół jego szyi i uniosły nad podłogę, prezentując widzom pośladki Logana. Nieszczęśnik uzbroił się w dwa pistolety i oddał serię strzałów. Żaden nie zrobił na kreaturze żadnego wrażenia. Wnet z podłogi wyłonił się chłopiec, syn gospodarzy. Blady, siatka żyłek na twarzy, zęby wielkie i brudne...
Typowe opętanie.
Wolverine otworzył oczy szerzej... a więc jednak opętanie!
Nie pokonają go zatem bronią mechaniczną! Będzie musiał przeprowadzić egzorcyzm! Upuścił pistolety na podłogę, pokrytej sporą ilością mazi między-wymiarowej.
– Znam twoje grzechy, Logan... – chłopiec przemówił gardłowym, bulgoczący głosem demona.
Sedes dosłownie eksplodował! Wzbiła się w powietrza struga wody pod ciśnieniem. Piekilna moc nakierowała uciekającą ciecz na Wolverina, pokrywając go papierem toaletowym i fekaliami.
– Wiem, jakich strasznych czynów dokonywałeś – demon przemawiał dalej. – Wiem o tobie wszystko. Patrz, patrz, Logan, ile masz w sobie słabości...
Pan domu i pani domu, którzy stali skryci za czwórką egzorcystów odgrodzonych od miejsca walki membraną nie mogli uwierzyć własnym oczom.
Przypuszczali, że teraz między ich synem-demonem, a tym mężczyzną z gołymi pośladkami dochodzi do mentalnej walki.
I tak też było.
– Trzymaj się, Logan! – Kamila krzyknęła, ramię zdążyło już dosadnie ją rozboleć od ciągłego nacierania na membranę.
Zły w ciele chłopca uśmiechnął się.
– O to twoje grzechy, Logan... znam je wszystkie, patrz, patrz, PATRZ!!!
Musiał wysyłać obrazy do jego głowy!
– Nie, ja... – stęknął Wolverine, próbując poluzować mackę zaciśniętą wokół jego szyi. – Ja...
Demon poruszył ramionami chłopca, tak by wzniosły się do poziomu. Zacisnął jego ręce w pięści i skręcił lekko w nadgarstkach. Macka zacisnęła się mocniej.
– Ja mam w dupie swoje grzechy!
Demon zmarszczył czoło chłopca. Tak potężnie rozwarł jego szczęki, że górna warga została w swoim miejscu, zaś dolna niemal sięgnęła podłogi! Wrzasnął! Oczy zaszły nieprzeniknioną czernią.
Demon zaśmiał się i usunął na bok. Czaszka w wannie schowała macki. Logan upadł na podłogę, jednak znów nie dane mu było podciągnąć spodni. Monstrum zaczęło wsysać go w swoje czeluście, szeroko otwierając paszczę! Chłopiec opętany przez demona wzniósł wlepił w ofiarę swe czarne oczy.
Wolverine złapał się drzwiczek szafy, omiatany cały czas był fekaliami z rur ze ściany w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał sedes.
– Nie masz nade mną władzy, demonie! – wrzasnął, przekrzykując szum wody, ryk monstrum i przezwyciężając fekalia wpadające do jego ust.
Spodnie przy jego kostkach furkotały, były teraz chyba najbardziej chwiejnym konstruktem w tym pomieszczeniu... nie znać było jak długo się jeszcze utrzymają, aż w końcu nie zsuną się z kostek i nie zostaną wessane w trzewia potwora w wannie.
– W dupie mam swoje grzechy, sukinkocie! Opuść ciało tego dzieciaka! Nakazuję ci opuścić ciało tego gówniarza! Wyłaź przez odbyt, zeżryj jego srakę i spierdzielaj, gdzie pieprz rośnie, bo ja się ciebie nie boję! Nie boję się ciebie, demoniczna pokrako!
Natalia, która próbowała strzałami z kuszy przebić się przez membranę, zaprzestała teraz starań. Spojrzała na podrygującego w poziomie Logana, który nie leciał w paszczę potwora tylko dlatego, że jeszcze trzymał się drzwiczek szafeczki.
Cały mokry i pokryty fekaliami oraz mazią między-wymiarową z macek, ze spodniami opuszczonymi na kostki, wsysany do czeluści groźnej reprezentacji demona – całymi swymi mocami walczy ze złym duchem, wykrzykując dzielne frazesy! Dziarski, nie bojący się porażki, rzucający wszystko na jedną szalę, byle tylko obronić świat przed mrocznymi mocami. Stawiający dobro idealnej rodziny ponad siebie samego.
To właśnie wtedy, w tym momencie, zakochała się w nim.
Wolverine zmierzył pełnym mocy wejrzeniem swego rywala.
– To twój koniec! Nic mi nie zrobisz, pokrako! Wyłaź z niego demonie! OOOOOPUŚĆ CIAAAAŁO TEEEEEGOOO CHŁOOOOPCAAAA!!!
Ciemna kreatura w wannie skurczyła się. Złamała się w kilku miejscach i zapadała w sobie. Z demonicznym skowytem ubywało jej i jednocześnie spalała się. Oczodoły wzniosły się ku niebu i słały błaganie o pomoc, na którą już było za późno.
Chłopiec padł na kolana, demon ciskał jego ciałem po podłodze łazienki, lecz wreszcie oddał dziki, krótki wrzask i jakby wyparował ciemnym dymem przez całą powierzchnię ciała opętanego malca.
Logan upadł po raz któryś tej nocy na ziemię, lecz tym razem... wreszcie mógł podciągnąć spodnie!
Podtarł nos i skierował słowa do spektatorów.
– Egzorcyzmy Emilly Rose toto nie były... – zażartował. – Kurka, mógł przynajmniej oszczędzić wam widoków i dać mi podciągnąć spodnie.
Chłopiec z płaczem pobiegł w objęcia rodziców.
– Chyba czas na herbatę... – warknął Logan. – Można się u państwa może napić?
Skinęli głowami, obejmując syna i obdarzając Wolverina oczyma pełnymi wielu różnych emocji. 
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#2
Uwielbiam pewien rodzaj absurdu.
Tu mam doskonałe proporcje pomiędzy groteską, fantastyką, thrillerem psychologicznym i zabawą z czytelnikami.
W dodatku poprowadzona sprawnie akcja wciąga do czytania.
Nieistotne, czy to są bzdury.
Nie są, bo jednak przy czytaniu oprócz uśmiechania myśli się.

CDN oznacza, że puenta jest tylko pozorna.
A ja z przyjemnością przeczytam kolejną cześć opowieści o egzorcystach.
Masz pewne wyzwanie, bo będziesz musiała sprostać krowie upokarzającą się pokrzywami, choć pokrzywy, zgodnie z moją wiedzą botaniczną i biochemiczną, zawierają w sobie mnóstwo naprawdę wspomagających organizm związków i pierwiastków Wprost przeciwnie do pepsi Max.

Przeczytałem z przyjemnością. Nie szukałem błędów interpunkcyjnych i takich tam, bo to nie moja działka. Styl mi się spodobał.

Jerzy Edmund
Alchemik
Kłamstwo wymaga wiary, aby zaistnieć. Uwierzę w każde pod warunkiem, że mi się spodoba.
J.E.S.

***
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
I tako zeszli, i tako napitek w czajniku został przygotowany.
Gdy przyjemne opary zaistniały w przytulnie urządzonym salonie, pełnym ciepłych barw i roślinek domowych, Logan otrzymał szczere oraz zasłużone wyrazy uznania płynące z ust pani i pana domu (chłopiec z emocji zasnął w ich objęciach).
– Na pewno nie zechce się pan umyć...? – dopytała troskliwie pani domu.
Stan Logana był, mówiąc elokwentnie, ponad przeciętny, biorąc pod uwagę niedawną eksplozję sedesu i bombardowanie go zanieczyszczeniami z rur.
– Proszę pani – zaczął przepełniony znużeniem – jeśli mogę się zdawkowo wyrazić, to troszeczkę już mi się przejadła państwa łazienka. – Wymienił z gospodarzami uprzejme spojrzenia. – Bez urazy, oczywiście.
– Ależ... – pan domu nawet nie myślał się obrażać – w żadnym wypadku! My to bardziej niż rozumiemy! Wszystko mogliśmy obserwować na własne oczy i jesteśmy pełni podziwu oraz wdzięczności! Wszystko to działo się tak szybko... oraz odznaczało się wielkim stopniem skomplikowania! Czy nasz syn naprawdę był opętany? Jeśli tak, co oznaczać mogła ta przerażająca istota w wannie, były one ze sobą jakoś może one sprzężone? Demon i monstrum?
– Jak najbardziej – Logan tłumaczył.  – Widzą państwo... – wziął łyka herbaty. – Na naszym świecie napotkać się można na mnóstwo przeróżnych przedstawicieli Złego. Niektóre są bardziej materialne, inne mniej! Niematerialne istoty to przeważnie różne rodzaje duchów lub demonów. Demon potrzebuje nosiciela, inaczej mówiąc dokonuje opętania człowieka, dopiero wtedy może wchodzić w interakcje z otoczeniem. Ale, ale... demon może także opętać przedmiot... i myślałem, że z takim demonem miałem tu do czynienia, nim państwa syn nie wynurzył się z podłoża. Myślałem, że demon ten opętał sedes lub wannę i to z nich czerpie jakoś moc, ale nie. Pokazała się wasza pociecha i wtedy zrozumiałem w lot! Już z takimi walczyłem, nie pierwszyzna, spoko. Był to demon, który opętał człowieka i potrafił jednocześnie dokonać projekcji swej prawdziwej postaci dzięki opętaniu przedmiotu, w tym wypadku była to wanna. Ta mięsista czacha w waszej umywalce to nic innego jak reprezentacja demona. Tak naprawdę wyglądał, choć jego mózg niejako siedział w ciele waszego chłopca i z niego czerpał energię życiową, no taka prawda, drodzy państwo.
Demony takie niektórzy egzorcyści lubią nazywać demonami bliźniaczymi, gdyż, choć jako jeden byt, zdają się działać w dwóch. Silne skurczybyki... Dawno nie dane mi było się z takim zmierzyć. Są też inne nazwy jak demon podzielny, double-possesing demon czy demon ujawniający się, ale rzadziej stosowane.
Co do duchów, drugiej grupy niematerialnych kreatur, są one niezależne od nosiciela, innymi słowy, nie potrzebują go. Odznaczają się one dużą mocą psychiczną i ich ataki głównie skupiają się na sferze mentalnej, demony zresztą podobnie atakują. Również łączy je sposób ich zwalczania, choć też nie ma zasady. Ataki mechaniczne są nieskuteczne zazwyczaj, a w przypadku duchów to chyba już zawsze... widzieliście zresztą... moje strzały z pistoletów nie szkodziły monstrum w wannie. Demon więc zaprezentował się nam, ale nie ucieleśnił, pozostał więc wyłącznie w sferze, do której dotrzeć mogłem atakiem mentalnym. Przeprowadziłem więc skuteczny i efektowny egzorcyzm. 
Co innego, gdyby się ucieleśnił, lecz to rzadko czynią. Rośnie wtedy ich tężyzna fizyczna, lecz stają się wrażliwe na ataki mechaniczne. On tak naprawdę fizycznie nie owinął wokół mnie żadnych macek, podniósł mnie tylko i wyłącznie siłą Psi. Demony lubią jednak obrazować w przerażający sposób swoje ataki psychiczne, stąd też niby rzeczywiste macki.
Jest rodzaj ducha, który przybywając z między-wymiarowej przestrzeni potrafi natychmiast przyjąć formę cielesną. I ten jeden rodzaj ducha stanowi już cały odłam Ciemnych Istot materialnych. Nazywa się go zazwyczaj duchem aglomeratorem, gdyż potrafi on dokonać zlepienia atomów z różnych obiektów naszej ziemi, przeważnie używa do tego świeżych zwłok zakopanych pod ziemią, aby utworzyć swoją niepowtarzalną postać. Tak jak nie ma dwóch takich samych ludzi, tak nie dwóch takich samych Aglomeratorów. Co prawda można je w jakiś sposób sklasyfikować jak, dajmy na to, pierwsze co mi przychodzi do głowy, pseudo-zombie, reproduktory czy fabryki maszkar, jednak nawet w obrębie tych nazw występują zróżnicowane osobniki charakteryzujące się swoimi odrębnymi właściwościami... A to jaką duch może przyjąć formę cielesną, zależy głównie od tego, ile atomów da radę ściągnąć, co z kolei determinowane jest przez jego potencję wstępną, która kształtuje się, gdy przebywa w przestrzeni między-wymiarowej, co podobno jest z góry ustalane, gdy duch naradza się w samej przestrzeni... to ostatnie to jednak na razie tylko teoria, bardzo niewiele jeszcze wiemy o procesach zachodzących w przestrzeni. Co do potencji wstępnej teraz szczerze nie pamiętam jaki był wzór, ale mógłbym odkopać swoje stare zeszyty z Demonicznych Struktur Kreacyjnych i wtedy nieco więcej przytoczyć.
Nie muszę chyba wspominać, że duchy aglomeratory jako istoty w pełni materialne atakują fizycznie i tak też należy z nimi się potyczkować, ale nie mówię znowuż, że to reguła. I tu są wyjątki, potworne kombinacje aglomeratorów z demonami czy zjawami. Zdarza się też, że demon jakiś opęta człeka, a później przyciąga atomy ze zwłok, by ulepszać ciało człowiecze i móc łączyć skutecznie ataki fizyczne z psychicznymi.
Nie muszę też chyba przypominać, że głównym atakiem demona jest osłabienie mentalne człowieka poprzez pokazywanie mu jego grzechów.   
...
Pan domu z otwartymi ustami obserwował wykład Logana. Aż wstał, zanim się odezwał.
– Mógłby pan powtórzyć?! Wszystko bym to sobie zapisał albo... albo nie! Najlepiej nagrał!  
Wolverine tylko zapalił papierosa.
Pani domu okazała trochę więcej empatii, nie nalegając na powtórzenie wypowiedzi.
– Ale nasz syn... – rzekła – nic nie mówił! Wszystko było do dzisiaj w porządku. Czy ta... mięsista czaszka mogła go jakoś znienacka opętać w krótkim czasie? Czy miało to może jakiś związek z Pepsi MAX? W końcu tam początkowo gromadziła się aktywność paranormalna.
Wolverine powolutku się zaciągnął.
– Oczywiście, że mogła opętać znienacka w krótkim czasie i nawet wiem, jak ten popraniec mógł to zrobić. Dostaliśmy sygnał od Zgromadzenia, że w okolicy znajduje się epicentrum materii duchowej. Demon ten, „buszujący w zbożu”, prawdopodobnie potrzebował trochę czasu, by wydostać się przez portal z przestrzeni między-wymiarowej. Gdy dotarliśmy już na miejsce portalu, w szczerym polu, właśnie skończył wychodzić i przekradł do państwa domostwa, wyczuwając potencjalnego nosiciela. A wyjść stamtąd musiało sporo, nadmienię, gdyż diablo silny ten diabełek był. Państwa syn, nie ukrywajmy, mocno zgrzeszył, przeciwstawiając się wartościom rodzicielskim, przemycając do domu Pepsi MAX. Ten grzech uczynił go słabym przez co stał się idealnym celem dla demona. Przypuszczam, że aktywność paranormalna wokół butelki z tym cholernym napojem była tylko stemplem.
– Stemplem? – dopytała pani Domu.  
– Naznaczeniem. Pani syn naznaczył, ostemplował tę butelkę. Wyciekał bowiem z niego ciężki grzech. Grzech jest od razu połączony z najbliższym demonem. Grzech i demon łączy kanał mentalny, przez który cały czas przepływa do demona tak zwany „feedback” o potencjalnym nosicielu. Jak ciężki jest ten grzech, jak silny jeszcze jest nosiciel, ile w nim ogółem słabości do wykorzystania? Jednak z demona strony też coś leci, dokładnie nikt nie wie co, ale coś leci i wylatuje po stronie grzechu, a więc tutaj: po stronie pani syna. Ten właśnie swoisty paranormalny stempel. Ponoć to niepowtarzalne imię demona. Wykazuje się one słabą aktywnością, gdyż jest tylko polem magnetycznym, które istnieje „bez powodu”. Gdyby jakoś to pole „odczytać”, można by poznać imię demona, ale nie mamy do tego odpowiednich narzędzi, nie mamy pojęcia nawet, co rozumieć przez „odczytać”. Kadra naukowa Zgromadzenia stale nad tym pracuje.
– Ha! Mam! To udało mi się nagrać! – zapiał z triumfem pan domu.
– A to, że należy znać imię demona, aby go wypędzić? – dopytała jeszcze pani, ignorując ekscytację małżonka.
– Bujdy na resorach.
– Wymysł wytwórni filmowych oraz teologii – podłapała Natalia z pikantnym błyskiem w oku.
– A więc istotnie... – pan domu znów powrócił do swej spokojnej postaci – to że nie traktuje pan swoich grzechów na poważnie, czyni pana właściwie idealnym egzorcystą... taki demon nic nie może panu zrobić.
– Może nie pozwolić mi podciągnąć spodni, cisnąć o ścianę, unieść nad ziemię... ale dopóki nie osłabi mentalnie moimi własnymi grzechami, to jedyne co potrafi to używać takich nędznych straszaków. Nie ma prawa targnąć się na moje życie lub znacząco osłabić zdrowia czy sił witalnych. Koniec kropka.
Herbaty ubywało. Gospodarze zaproponowali dolewkę, na co ekipa egzorcystów chętnie przystała.
– My się dopiero uczymy, lecz... – powiedziała Natalia – jesteśmy w rękach zacnego nauczyciela.
– Mhm – pana domu jakoś bardzo ciekawiły te tematy. – Czyli wy wszyscy wykazujecie tu nadludzką odporność na instytucję grzechu! To niezmiernie pociągające! Ciekawe, czy ja bym się sprawdził jako egzorcysta.
Przez głowę przeleciała mu fala wyobrażeń.
– Ani się waż... – upomniała go żona, gasząc fontannę marzeń. Zwróciła się następnie do Loagana. – To zadziwiające skąd pan bierze tylko sił do walki!
Logan wydmuchał dym papierosowy.
– Biorę z różnych rzeczy... Przyznam, że ta dzisiejsza walka dała mi w kość, w pewnym momencie miałem nawet ochotę się poddać, ale...
– Ale...? – to dopytała Natalia.
– Ale przypomniałem sobie słowa krowy. To parzy me usta, lecz przynosi satysfakcję! Choć walka z demonem doskwierała mi i nie było łatwo, to pamiętałem, że gdy już go pokonuję Złego, to czuję ogromną satysfakcję. Inaczej być nie może. Walka z demonami to mój konik i poniekąd uświadomiła mi to krowa.
Dopiero teraz, w jednej chwili, jak jeden mąż, zorientowali się, że zewsząd otaczają ich wysokie, całkowicie czarne, tyczkowate postaci. Przypominały bardzo chudych ludzi bez kończyn górnych, wysokich ponad miarę, muszących garbić się, by nie zawadzać o sufit swoimi idealnie okrągłymi głowami. 
Zapadła przykra cisza. W tej ciszy narodzić się mogło wszystko, lecz zrodził się tylko strach.
Istoty mruczały. Początkowo cicho, lecz mruczenie narastało.
Wojtek podbiegł do najbliższego osobnika, trzeba było to coś dźgnąć nożem! Zatrzymał się w połowie drogi, wzniósł nad ziemię. Wszystkie ciemne tyczki zwróciły się ku niemu. Przez salon przeleciał przyprawiający o ciarki, niezrozumiały szept.
Nikt nie poznał przyczyny tego, lecz młodzian przeciągle stęknął i upadł na dywan. Wyciekała z niego w szybkim tempie krew. Po upadku poły płaszcza egzorcysty rozchyliły się.
Wszystkie jego skryte noże w pokrowcach tkwiły wbite w jego ciało.
Ależ się spocili...
To coś przypuściło na nich właśnie jawny atak.
Natalia wstała i pragnęła wypuścić bełt z kuszy w kierunku losowej postaci. Na jej ramieniu ułożyła się jednak przytłaczająca czerń. To jedna z tych istot nachyliła się i położyła na barku swą głowę.
– A zatem wybrałabyś inaczej niż Logan...? – zapytała tajemniczym szeptem.
Natalia mogła tylko zdzielić ten feler po tej puste głowie, ale... nie mogła się ruszyć!
Siedziała na krześle elektrycznym.
Patrzył na nią jakiś koleś w wielkich goglach. Pociągnął za wajchę.
Ból, przestała kontrolować swoje ciało... po pewnym czasie wszystko zgasło.
Ciało Natalii upadło bezwładnie na dywan, pani domu pisnęła przerażona.
Wolverine wstał cały spięty.
– Co to ma być?! Co to jest?!
Wszystkie istoty skorelowały ruch swej głowy i jednocześnie wlepiły nieistniejące oczy w Asiś. Ciemna aura skupienia zapanowała wokół jej osoby.
Asiś zanosiła się panicznym szlochem...
– Ja nie chciałam! Ja nie chciałam! Przepraszam, nie chciałam!
Logan nie mógł uwierzyć, spaprała im akcję!
– Coś ty zrobiła! – zawył.
– Nie mogę... – łkała – nie mogę, nienawidzę się! jak mogłam to zrobić!
– Co ty zrobiłaś?
– Zgwałciłam szybę!!!
 
Dom z oddali wydawał się normalnym domem.
Lunęło jak z cebra.
Krople deszczu spadały w zboże, szumiało.
W pewnym domku, nie tak daleko od centrum opisywanych wydarzeń, na tej samej zbożowej dzielnicy właściwie, stał sobie on. Dom, z którego dzisiaj wyruszyła Natalia, a w którym również mieszkała Asiś.
Lało jak nigdy.
Smugi deszczu spływały po szybie w kuchni. Takich łez jak ta przesmutna szyba chyba jeszcze nikt inny nie wylał.
 
Ciemne sylwetki zacieśniły kordon.
– Jak mogłam to zrobić! Jak mogłam zgwałcić bezbronną szybę! Nigdy sobie nie wybaczę.
Tyczki zaczęły się podśmiewywać. Śmiać z jej słabości, śmiać z jej grzechu.
– Nie! – zawyła i szlochała rzewnie. – Nie! Niech to się już skończy! Niech to się już skończy!
Dwie ciemne głowy natychmiast zmaterializowały się za nią, a ich właściciele pochylili się nad nią.
– ...skończy.... – szepnęły leniwie.
Czarna igła znikąd przebiła głowę Asiś na wylot.
Śmiech ustał. Istniał on tylko w jej umyśle.
Kamila aktywowała laserową maczetę!
Co za nikczemnik! Demon tylko zwiódł ich chłopcem! Musiał to być ten osobnik, który potrafił się dzielić! Część mocy wlał w chłopca, a reszta gromadziła siłę na grzechu Asiś i czekała na odpowiedni moment!
– Asiś nie podołała, rozwaliła nam akcję! – Logan wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Kamilą. – Nie nadaje się na egzorcystę! – dodał na koniec zrezygnowany, w sumie to już miał po prostu wszystko w dupie.
Zły duch był przerażająco potężny, Logan nigdy czegoś takiego nie czuł. Żyły na skroniach niemal mu eksplodowały.
– Ty... – rozległ się szept tuż za Kamilą.
Cięła tam maczetą, ale przecięła tylko powietrze.
– Ty...
Ciach!
– Ty...
Ciach! Ciach!
Nic nie mogła upolować!
– Ty, przejrzałaś nas! Taka głowa to cenny skarb, godny zachowania!
Plask!
Ciało Kamili rozpadło się na tryliony kawałeczków. Tylko głowa została, lewitując w powietrzu. Jej twarz wykrzywiał wieczny grymas bólu i przerażenia. Włosy naelektryzowały się na wskutek sił plazma-duchowych i sterczały na wszystkie strony.
Istoty skupiły się teraz na Wolverinie. Zwróciły się w jego kierunku.
– A ty...? – dopytały.
– A ja... – warknął. – Ja mam wszystko w dupie.
Coś strzeliło, Logan ryknął krótko.
Potężna siła wyginała mu kręgosłup.
Chichot spod ciemnych fałd istnienia...
TRACH!
W pojedynczym ruchu złamał mu się z impetem kręgosłup w połowie długości. W ten sposób głowa jego obiła się o tyłek i przy nim pozostała. Skóra na brzuchu uprzednio rozerwała się i trysnęła ze środka krew. Najniższe żebra groteskowo odstawały ku górze.
Pan i pani domu obejmowali się, iście przerażeni. Pięć zwłok legło w ich salonie.
Ciemne tyczki rozpoczęły powolną procesję ku nim. Łaknęły tego, co w nich było.
Otoczyły ich bardzo ciasno, tak ciasno jak chyba jeszcze nigdy. Postaci rozpływały się w przestrzeni, stawały się miękkie i wkraczały, jedna za drugą w powolnym przemarszu, do środka skumulowanego bytu stanowiącego panią i pana domu oraz ich syna.
Kiedy zniknęła ostatnia ciemna istota, trzech ludzi upadło na podłogę bez życia.
Minęło parę chwil ciszy.
Świerszcze, sowa, cisza.
Świerszcze, świerszcze, tylko świerszcze.
Do salonu wsunęła się powoli siostra zakonna. Jej twarz skryta był pod habitem. W jego cieniu majaczył lekki uśmiech. Przeszła przez salon i weszła do kuchni.
Dostała się do lodówki i otworzyła zamrażalkę. Z górnej półki wyjęła krzyż i zabrała ze sobą.
Przeszła ponownie przez salon i opuściła domostwo.
 
Noc gęsto zasnuwała pola zbożowe. Mgła przekradała się między domostwami na cichej dzielnicy, starając się nikomu nie zawadzać.
Czasem koleje losu są niezbadane. Zdarza się zadrzeć z mrocznymi, niepojętymi siłami, których natury nigdy nie dane będzie poznać.
Zboża falowały na wietrze.
I gdzieś tam, pośród żyta, pszenicy czy jęczmienia, z ciemności sterczało pięć ostrych, szklistych kłów, na których nabite osuwało się pięć istnień.
Już do końca świata.
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#4
SPROSTOWANIE

Zznaczysen, wziąłem Cię za kobietę, za co ogromnie przepraszam.
Może to z mojego szacunku dla kobiet?
Przeczytałem z uśmiechem ciąg dalszy.

I już wiem, że będę czekał na Twoje opowiadania.

Jurek
Kłamstwo wymaga wiary, aby zaistnieć. Uwierzę w każde pod warunkiem, że mi się spodoba.
J.E.S.

***
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!
G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Nie ma za co  Wink
Fajnie zdobyć sobie czytelnika Smile
Chyba niewielu osobom podchodzi mój styl.
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#6
Widziałem gdzieś tam kilka błędów stylistycznych. Może i były zamierzone, ale moim zdaniem to jednak błędy.

Nie moje klimaty, a jednak znajduję to opowiadanie z całkiem fajne. Może odrobina absurdu powoduje, że staje się strawne dla gościa nie przepadającego za horrorami. Naukowy podział rodzajów demonów przypadł mi do gustu. Fajny pomysł.

Jednym słowem, poza nielicznymi niedociągnięciami, opowiadanie całkiem dobre.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości