Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak okazało się, że nie tylko Gimbusówna jest Gimbusówną.
#1
Świecące światło w lodówce stanowczo domagało się towarzystwa. Zlustrowałam puste wnętrze fachowym okiem kury domowej, która wie jak przygotować pełnowartościowy posiłek i zmusiłam się do przeobrażenia w kurę domową, robiącą zakupy.
Nie znoszę zakupów. Już na samą myśl o nich dostaję skurczu żołądka. Tłumy ludzi w markecie tratujących się nawzajem, bo właśnie rzucili szyneczkę z konserwantami za jedyne dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć. I nic to, że szyneczka świeci wszystkimi kolorami tęczy, a po otwarciu opakowania pachnie wszystkim, tylko nie szyneczką. Może to jakiś nowy rodzaj. Z jednorożca.
W depresyjnym nastroju dotarłam do sklepu. A konkretnie tego jednego z robalem czy owadem w nazwie. Zwał jak zwał, byle tego w żarciu nie było.
Wypełniłam koszyk towarami, które usłużnie podsuwała Gimbusówna. Co jak co, ale do tego się nadaje. Kiedy w koszu zaczęło brakować miejsca, odmówiłam dalszych zakupów, uzasadniając to ponurą wizją dotaszczenia dziesięciu nieporęcznych reklamówek do domu. Ustawiłam się grzecznie w kolejce do kasy i oddałam swoim rozmyślaniom.
Nie przeszkadzał mi w tym zupełnie dzieciak przede mną, na oko ze czteroletni dający przedstawienie w stylu: Jak mi nie kupisz batona, to się zabiję. Muszę przyznać, że nawet efektownie to wyglądało, jak wyrżnął główką w półkę, w ramach protestu. Tyle, że jego matka nie wykazała zrozumienia dla gry aktorskiej i wpadła w panikę, że dziecko sobie krzywdę zrobiło. Aby mu to wynagrodzić władowała do koszyka zapas batoników wystarczający spokojnie na miesiąc. Dla głodomora.
Nie przeszkadzała mi też starsza pani, zapewne emerytka omawiająca z koleżanką ostatnią sutannę księdza. Ciekawa byłam, kiedy dojdą do bielizny.
Zaczęło mi jednak przeszkadzać natrętne, niczym bzyczenie muchy, marudzenie za moimi plecami.
- No kup mi... Co ci żal?
Oho... najwidoczniej Gimbusówna przywlokła się ze zwiedzania koszy z wyprzedażą.
- Nie mam kasy – stwierdziłam, nawet nie odwracając się.
Widok czterolatka, który zdobył swoje upragnione batony i teraz domagał się gumy do żucia, był o wiele bardziej interesujący. Ciekawa byłam co jeszcze wymyśli. Pomysł z rzucaniem się na półkę już wykorzystał. Na podłogę też. Korciło mnie, aby mu podpowiedzieć, że może spróbować tego samego z metalowymi koszykami, jednak odpuściłam. W końcu to nie moje dziecko.
- Ej, no weź. Jaka ty jesteś... – marudzenie nie ustępowało
- Spadaj. Nie mam – mruknęłam niechętnie.
- Na wszystko mi żałujesz! – głosik zaczynał wchodzić na wysokie tony.
- A ty mi żałujesz chwili spokoju. Stój grzecznie albo wywalę twój krem czekoladowy z listy zakupów.
- Jaka ty jesteś wredna! Inne moje koleżanki mają normalne matki! – głosik wszedł na swoje zwykłe tony porozumiewania się z innymi. Czyli jak ja to określam - darcie mordy. – A ty nic mi nie chcesz kupić! I ten lakier miałaś mi wziąć! I jak ja potem mam ułożyć grzywkę! I jak ja będę wyglądać!
Zerknęłam przelotnie w koszyk. Lakier w sprayu stał wciśnięty pomiędzy margarynę, a karmę dla psa.
- Zamknij się wreszcie – dobiegło mnie ciche syknięcie.
- O właśnie, zamknij się. Jadaczka ci się nie zamyka – poparłam ów syczący głos. – Lekcji znowu pewnie nie odrobiłaś, a jak wejdę na Librusa, to zobaczę twoje kolejne spóźnienia, czy nieobecności. Bo z fajki na przerwie nie zdążyłaś wrócić. Tylko o grzywce myślisz, a potem płaczesz na fejsie, że matka cię nie rozumie – wyrzuciłam z siebie. – A teraz przymknij się do diabła, bo sama dobrze wiesz, że nie znoszę robić zakupów. Za chwilę mnie poniesie i dostaniesz po prostu w ten szczekający dziób. – zaczął włączać mi się niedobry agresor.
- Mamooooo – głosik stał się niepewny i w niczym nie przypominał tonu, którego zwykło używać moje dziecię.
Noż kurde co? Odwróciłam się z zamiarem ochrzanienia Gimbusówny, za robienie w sklepie cyrku godnego wspomnianego wcześniej czterolatka.
- Na półkę się rzuć w ramach protestu... – dalsze słowa zamarły mi na ustach.
- Mamo! – Gimbusówna zaśmiała się. – Ale to ona chciała lakier. – pokazała palcem na drugą nastolatkę, stojącą z matką za nami w kolejce.
Okrzyczałam właśnie nie swoje dziecię. Mało tego, zagroziłam mu pobiciem... Zimno mi się zrobiło. Znając pomysłowość dzieci, zapewne już planowało w myślach zgłoszenie tego haniebnego czynu na policję, zażądanie odszkodowania, bo się zestresowało i tym podobne. Tu akurat gimbusom uruchamia się wyobraźnia.
- Wszystkie są chyba takie same – matka drugiej Gimbusówny spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Na wyprzedaży powinni zrobić promocję knebli – odpowiedziałam jej takim samym spojrzeniem.
I jak tu nie kochać własnego dziecka?
Odpowiedz
#2
Cytat:I nic to, że szyneczka świeci wszystkimi kolorami tęczy
Pogrubione można spokojnie wywalić Wink.

Cytat: Jak mi nie kupisz batona, to się zabiję.
Na początku przeczytałem "to cię zabije" I tak dziwnie to zabrzmiało :-).

Cytat: A konkretnie tego jednego z robalem czy owadem w nazwie.

W mojej okolicy też taki niedawno powstał Big Grin.

Cytat:Dla głodomora
Nie lepiej "Dla samobójcy"? Big GrinBig GrinBig GrinBig Grin

Cytat:I jak ja potem mam ułożyć grzywkę! I jak ja będę wyglądać!
Pogrubione wywalić.

Cytat:Noż kurde co? [zapomniałaś tu wstawić myślnika] Odwróciłam się

Cytat:- Mamooooo – głosik stał się niepewny i w niczym nie przypominał tonu
Po "Mamooooo" dałbym 3 kropeczki (w końcu poszli do biedroneczkiBig Grin).


To chyba najlepsza satyra z Gimbósówną, przynajmniej jak dla mnie. Fabuła wciągająca i śmieszna. Jak dla mnie świetne.

4,5/5, ale takiej oceny się nie da, muszę postawić więc 4 Sad.
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#3
Dzięki Smile
Jak zwykle poprawię w wolnej chwili Smile)))
Odpowiedz
#4
Takiego końca się nie spodziewałam, zaskoczył mnie zdecydowanie na plus Tongue
a co do tekstu:
Cytat:Dla głodomora.
- tu nie do końca się zgodzę z Test0waniem. Zostawiła bym to jak jest, albo jak już wykorzystać samobójstwo chyba by lepiej brzmiało: " dla niedoszłego samobójcy" - ale o takie moje subiektywne zdanie Tongue
Cytat: I jak ja potem mam ułożyć grzywkę! I jak ja będę wyglądać!
tu też bym zostawiła bez zmian, w końcu to wypowiedź Gimusówny a one tak właśnie mówią. Ale jak już wcześniej napisałam - subiektywizm Wink
Cytat:Nie przeszkadzała mi też starsza pani, zapewne emerytka omawiająca z koleżanką ostatnią sutannę księdza. Ciekawa byłam, kiedy dojdą do bielizny
przy tym fragmencie zaczęłam się śmiać, kiedyś miałam podobną sytuację "omawiania" sutanny i innych takich związanych z klerem.

Trochę krótkie, aż chciało by się ciut więcej przeczytać, wciągnęło i się skończyło - a szkoda Wink
czekam na jeszcze.
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#5
Emyk, z "i jak ja" to mogę się godzić. Podkreśla to charakter Gimbósówny. Niech autor sam zadecyduje.

Ale z samobójcą, to radze moją wersję, tylko samobójce w cudzysłów Big GrinBig GrinBig GrinBig Grin.
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#6
Można się uśmiechnąć przy tym tekście, jest ok. Smile Jak dla mnie najlepszy moment z małym szantażystą i ostatnia kwestia głównej bohaterki.

A z tekstu:
Cytat:Świecące światło w lodówce stanowczo domagało się towarzystwa
Masło maślane trochę.

Cytat:Nie znoszę zakupów
Ja też. Smile Ale lubię iść na zakupy, w sensie - spacerować. Zawsze wybieram dłuższą drogę.

Cytat:i oddałam swoim rozmyślaniom.
Do usunięcia, bo oczywistość. Chyba, że mamy do czynienia z telepatką. Tongue

Cytat:Co ci żal?
Dawno nie miałem styczności z gimbazjanami, aż zapomniałem o tym słówku "żal" - bardzo dobrze podkreśla język (mentalność?) bohaterki. Big Grin

Cytat:pomiędzy margarynę, a karmę dla psa.
Bez przecinka w tym wypadku.

Zostawiam 5 ze spokojnym sumieniem dzisiaj. Śmieszne i mało błędów.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#7
Jest kilka pomysłowych i śmiesznych momentów, ale czasami humor robi się zbyt nachalny i robi się duszno aż do przesady (np. z tym czy dyskutujące emerytki dojdą w swoim obgadywaniu do bielizny księdza - moim zdaniem zdanie zupełnie zbędne i psujące efekt humorystyczny poprzedniego zdania). Widać, że masz poczucie humoru. Chociaż czasami warto zastosować brzytwę Ockhama i nie przesadzać z nagromadzanej śmieszności.
Nie bardzo mi się podoba końcówka. Tekst z kneblami śmieszny nie był, a ostatnie zdanie w formie pytania to zwykły banał, który nie ma odniesienia to tej konkretnej historii. Jakbyś na siłę próbowała skończyć.
Podsumowując, początek nachalny, ale potem się fajnie rozkręca kiedy zaczynają się dialogi. Końcówka spartaczona. Styl masz dobry, ale oboje wiemy, że możesz lepiej, bo lepiej już pisałaś.
3/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Cytat:Dawno nie miałem styczności z gimbazjanami, aż zapomniałem o tym słówku "żal" - bardzo dobrze podkreśla język (mentalność?) bohaterki. Big Grin
Dla mnie słowo "żal" to chleb powszedni. Tylko, że to działa inaczej. Gramy w pilke, gramy... I ktoś strzela samobója... I wtedy wszyscy:
- Ale żal!!!
Big GrinBig GrinBig Grin
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#9
Poprawiłam.
Część zalecanych zmian zastosowałam.
Charakterystycznego dla Gimbusówny "I" nie wywalałam.


Jak okazało się, że nie tylko Gimbusówna jest Gimbusówną.

Blade światło w lodówce stanowczo domagało się towarzystwa. Zlustrowałam puste wnętrze fachowym okiem kury domowej, która wie jak przygotować pełnowartościowy posiłek i zmusiłam się do przeobrażenia w kurę domową, robiącą zakupy.
Nie znoszę zakupów. Już na samą myśl o nich dostaję skurczu żołądka. Tłumy ludzi w markecie tratujących się nawzajem, bo właśnie rzucili szyneczkę z konserwantami za jedyne dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć. I nic, że szyneczka świeci wszystkimi kolorami tęczy, a po otwarciu opakowania pachnie wszystkim, tylko nie szyneczką. Może to jakiś nowy rodzaj. Z jednorożca.
W depresyjnym nastroju dotarłam do sklepu. A konkretnie tego jednego z robalem czy owadem w nazwie. Zwał jak zwał, byle tego w żarciu nie było.
Wypełniłam koszyk towarami, które usłużnie podsuwała Gimbusówna. Co jak co, ale do tego się nadaje. Kiedy w koszu zaczęło brakować miejsca, odmówiłam dalszych zakupów, uzasadniając to ponurą wizją dotaszczenia dziesięciu nieporęcznych reklamówek do domu. Ustawiłam się grzecznie w kolejce do kasy i oddałam rozmyślaniom.
Nie przeszkadzał mi w tym zupełnie dzieciak przede mną, na oko ze czteroletni dający przedstawienie w stylu: Jak mi nie kupisz batona, to się zabiję. Muszę przyznać, że nawet efektownie to wyglądało, jak wyrżnął główką w półkę, w ramach protestu. Tyle, że jego matka nie wykazała zrozumienia dla gry aktorskiej i wpadła w panikę, że dziecko sobie krzywdę zrobiło. Aby mu to wynagrodzić władowała do koszyka zapas batoników wystarczający spokojnie na miesiąc. Dla głodomora. Tudzież małoletniego, niedoszłego samobójcy. Chyba w myśl zasady – jak utuczę, nie będzie mógł się ruszać, tak więc odpadnie zrobienie sobie krzywdy.
Nie przeszkadzała mi też starsza pani, zapewne emerytka omawiająca z koleżanką ostatnią sutannę księdza. Ciekawa byłam, kiedy dojdą do bielizny.
Zaczęło mi jednak przeszkadzać natrętne, niczym bzyczenie muchy, marudzenie za moimi plecami.
- No kup mi... Co ci żal?
Oho... najwidoczniej Gimbusówna przywlokła się ze zwiedzania koszy z wyprzedażą.
- Nie mam kasy – stwierdziłam, nawet nie odwracając się.
Widok czterolatka, który zdobył swoje upragnione batony i teraz domagał się gumy do żucia, był o wiele bardziej interesujący. Ciekawa byłam co jeszcze wymyśli. Pomysł z rzucaniem się na półkę już wykorzystał. Na podłogę też. Korciło mnie, aby mu podpowiedzieć, że może spróbować tego samego z metalowymi koszykami, jednak odpuściłam. W końcu to nie moje dziecko.
- Ej, no weź. Jaka ty jesteś... – marudzenie nie ustępowało
- Spadaj. Nie mam – mruknęłam niechętnie.
- Na wszystko mi żałujesz! – głosik zaczynał wchodzić na wysokie tony.
- A ty mi żałujesz chwili spokoju. Stój grzecznie albo wywalę twój krem czekoladowy z listy zakupów.
- Jaka ty jesteś wredna! Inne moje koleżanki mają normalne matki! – głosik wszedł na swoje zwykłe tony porozumiewania się z innymi. Czyli jak ja to określam - darcie mordy. – A ty nic mi nie chcesz kupić! I ten lakier miałaś mi wziąć! I jak ja potem mam ułożyć grzywkę! I jak ja będę wyglądać!
Zerknęłam przelotnie w koszyk. Lakier w sprayu stał wciśnięty pomiędzy margarynę, a karmę dla psa.
- Zamknij się wreszcie – dobiegło mnie ciche syknięcie.
- O właśnie, zamknij się. Jadaczka ci się nie zamyka – poparłam ów syczący głos. – Lekcji znowu pewnie nie odrobiłaś, a jak wejdę na Librusa, to zobaczę twoje kolejne spóźnienia, czy nieobecności. Bo z fajki na przerwie nie zdążyłaś wrócić. Tylko o grzywce myślisz, a potem płaczesz na fejsie, że matka cię nie rozumie – wyrzuciłam z siebie. – A teraz przymknij się do diabła, bo sama dobrze wiesz, że nie znoszę robić zakupów. Za chwilę mnie poniesie i dostaniesz po prostu w ten szczekający dziób. – zaczął włączać mi się niedobry agresor.
- Mamooooo... – głosik stał się niepewny i w niczym nie przypominał tonu, którego zwykło używać moje dziecię.
Noż kurde co? Odwróciłam się z zamiarem ochrzanienia Gimbusówny, za robienie w sklepie cyrku godnego wspomnianego wcześniej czterolatka.
- Na półkę się rzuć w ramach protestu... – dalsze słowa zamarły mi na ustach.
- Mamo! – Gimbusówna zaśmiała się. – Ale to ona chciała lakier. – pokazała palcem na drugą nastolatkę, stojącą z matką za nami w kolejce.
Okrzyczałam właśnie nie swoje dziecię. Mało tego, zagroziłam mu pobiciem... Zimno mi się zrobiło. Znając pomysłowość dzieci, zapewne już planowało w myślach zgłoszenie tego haniebnego czynu na policję, zażądanie odszkodowania, bo się zestresowało i tym podobne. Tu akurat gimbusom uruchamia się wyobraźnia.
- Wszystkie są chyba takie same – matka drugiej Gimbusówny spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Na wyprzedaży powinni zrobić promocję knebli – odpowiedziałam jej takim samym spojrzeniem.
I jak tu nie kochać własnego dziecka?
Odpowiedz
#10
przyczepię się do błahostki, uprzedzam. jest to pierwsze zdanie, wiele od niego zależy, a nie podoba mi się i nie zachęcało mnie do przeczytania, czuję więc konieczność, aby to usprawiedliwić, przy czym dobrze wiem, że będzie to mega czepialstwoUndecided
Cytat:Blade światło w lodówce stanowczo domagało się towarzystwa.
kąsam kwestie, lecz zdanie mnie... śmieszy i irytuje. zanimizowałaś światło, ale do przesady. bo czemu stanowczo? czemu się domagało? - w czym się objawiało to domaganie akurat (a nie 'potrzebowało', 'brakowało mu', 'tęskniło'; domaganie jest za silne, nie pasuje mi)? poza tym do towarzystwa światło miało chociażby półkiTongue ja oczywiście powód dla zastosowania takiego czegoś rozumiem, ale to po prostu nie pasuje. dla przykładu lepsze by było: "światło w lodówce narzekało na brak towarzystwa". mimo, że zasada identyczna, to już z odpowiednią subtelnością, a nawet "stanowczo" by się wpasowało, tyle że w nieco innym znaczeniu. sposobów na ciekawe zaznaczenie, że lodówka była pusta, można mnożyć nieskończenie wiele, siłą rzeczy coś wypadnie lepiej, coś gorzej.
przepraszam, że tak wybrzydzamSad ale to była pierwsza przeszkoda, jaką napotkałem w trakcie czytania - pierwsze zdanie.

Cytat:Zlustrowałam puste wnętrze fachowym okiem kury domowej, która wie jak przygotować pełnowartościowy posiłek i zmusiłam się do przeobrażenia w kurę domową, robiącą zakupy.
To już wiemy.
zdanie z deczka długawe, toteż brzydkie. poza tym wykorzystując identyczny schemat/pomysł, dałoby radę poprawić zapis, bo mam wrażenie, że gorzej być nie może. na przykład zdecydować się na jedno albo drugie - kura, która wie jak zrobić coś; albo kura robiąca coś [przecinek zbędny]. czyli albo wie co i jak, albo już to robi - bo tutaj jest pomieszane i nawet to trochę psuje. mimo, że to również jest z mojej strony czepialstwo - bardziej jednak dociekanie, bo staram się dociec, czemu mi się to zdanie tak nie spodobało. i właśnie tu a tu widzę dziury.
a więc np:
"z trybu kury domowej (jakoś bardziej mi to pasuje - ten "tryb" przykładowo; i bez oka, tylko ogólnie, choć z okiem/wzrokiem też dałoby rade to napisać), która wie [przecinek] jak przygotować pełnowartościowy posiłek, przestawiłam się na kurę domową, potrafiącą zrobić zakupy."
zawsze można z przodu dać jakieś "szacując braki", nie wiem... ale chyba i tak byłoby to siłowe przedłużanie. no chyba, żeby napisać to ba tyle ciekawie, że wcale by nie nużyło.

popatrz... dalej będę się czepiałUndecided rzadko tak mam. coś mi w twoim stylu nader nie pasuje, cholercia.
Cytat:Już na samą myśl o nich dostaję skurczu żołądka.
już lepiej by się czytało "o zakupach" - pomimo powtórzenia. a już złotym środkiem byłoby wycięcie podkreślonego, gdyż jest w domyśle.

Cytat:W depresyjnym nastroju dotarłam do sklepu.
i tylko tyle? tylko jeden przykład, dla którego bohaterka nie lubi zakupów? w dodatku tak skarykaturowany, że aż mylny? no i właściwie komu to przeszkadza? no, ale to ostatnie to już kwestia tego, kto tu jest narratorem; jaką jest osobą.
ta deprecha to też lekka przesada chyba, co? pewnie wymóg postaci. ale i postać nie musi się czytelnikowi podobać, nie? mi jak na razie się nie podoba. jeszcze nie na tyle, by nie chcieć o niej czytać, spróbuję, ale chowam nadzieję, że jakieś zalety posiada.

troche problemu z interpunkcją. za przykład dam tylko coś takiego...
Zaczęło mi jednak przeszkadzać natrętne, niczym bzyczenie muchy, marudzenie za moimi plecami.
...choć jest więcej. w dodatku ten akurat fragment to kwestia sporna. ja bym dał przecinek już przed "natrętne".

potrafisz tak składać zdania, że jakieś 80% mi nie pasuje, a jednak próżno szukać błędów. po prostu jakoś ci to wychodzi.
Cytat:Oho... najwidoczniej Gimbusówna przywlokła się ze zwiedzania koszy z wyprzedażą.
to tylko jeden przykład, który wreszcie zadecydował, że o tym napomknę. to i napomykamSmile
poza tym narracja też jest prowadzona nie pod mój gust - żeby nie rzec, że źle, czy jakoś tak. no bo co ja tam wiem; nie wiem. ale jednak - nieprzyjemnie się czyta. jako przykład wskażę fragment o marudzeniu. coś się dopiero "zaczęło" (marudzenie) a następnie dialog, tudzież wypowiedź gimbusówny, jest jakiś taki "od środka" (nawet nie podała CO "kup mi"; ani nie było jakiegoś - ej, ej. mamo! mamo! i szturchańców, słownych czy ręcznych. no nie wiem, cokolwiek). następujące po tym "oho......." to samo - matka gimbusówny nawet się nie odwróciła. nie podjęła żadnej akcji, a gimbusówna już zwraca się do niej, jakby były mniej więcej w połowie utarczki. tłumaczenie, że gimbusówna taka jest, nic nie zmieni. efekt jest dziwny, czytelnik się krzywi, że ktoś tu się nie przyłożył.

Cytat:Znając pomysłowość dzieci, zapewne już planowało w myślach zgłoszenie tego haniebnego czynu na policję, zażądanie odszkodowania, bo się zestresowało i tym podobne.
w takim razie ja się nie znam na dzieciach najwidoczniej...


zakończenie...
Cytat:- Na wyprzedaży powinni zrobić promocję knebli – odpowiedziałam jej takim samym spojrzeniem.
I jak tu nie kochać własnego dziecka?
...jest dobre. reszta, jak na mój gust, straszna. dosłownie. potrafisz tak pisać, że ja odpadam. w dodatku gimbusówna to ostatni bohater, o ktorym chciałbym czytać.
nie miej za złe. po prostu nie moje klimaty najwidoczniej. a nie chciałem ograniczać się do tego oto suma summarum na końcu mojego postu, toteż starałem się w miarę szczegółowo naświetlić ci mój punkt widzenia i odbiór.

aha, no i rozjaśniło się, czemu ta gimbusówna zaczęła tak "od środka" - jak to juz określiłem. odpowiedź prosta - bo to nie była onaSmile tak czy owak, popracowałbym nad tym kawałkiem.
Odpowiedz
#11
Cytat:- No kup mi... Co ci żal?
Co do użycia słowa żal, to już wiem...
- Nie kupisz mi... Ale żal!!!
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#12
Dzięki za opinię Miriad - posiedzę nad tym tekstem. Nie mam nic przeciwko czepianiu się. Nawet jest ono wskazane, abym wiedziała gdzie robię błędy, co może być niejasne dla czytelnika.
Oczywiście poprawię jak zwykle w wolnej chwili - dzisiaj już zmykam spać Smile
Odpowiedz
#13
Testowanie - moja Gimbusówna prywatna (oraz jej koleżanki) najczęściej używają dokładnie : Co ci żal... Smile
A z gier jeszcze pamiętam:
- Ej, ej, podekspisz? Dasz golda?
- Nie.
- Żal.pl
Smile

Poprawione - można czepiać się i wyłapywać byki Smile


Światło w lodówce stanowczo domagało się towarzystwa. Zlustrowałam wnętrze fachowym okiem kury domowej, która wie, jak przygotować pełnowartościowy posiłek i zmusiłam się do przeobrażenia w kurę domową potrafiącą zrobić zakupy.
Nie znoszę zakupów. Już na samą myśl dostaję skurczu żołądka. Tłumy ludzi w markecie tratujących się nawzajem, bo właśnie rzucili szyneczkę z konserwantami za jedyne dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć. I nic, że szyneczka świeci wszystkimi kolorami tęczy, a po otwarciu opakowania pachnie wszystkim, tylko nie szyneczką. Może to jakiś nowy rodzaj. Z jednorożca.
W ponurym nastroju dotarłam do sklepu. A konkretnie tego jednego z robalem czy owadem w nazwie. Zwał jak zwał, byle tego w żarciu nie było.
Wypełniłam koszyk towarami, które usłużnie podsuwała Gimbusówna. Co jak co, ale do tego się nadaje. Kiedy w koszu zaczęło brakować miejsca, odmówiłam dalszych zakupów, uzasadniając to ponurą wizją dotaszczenia dziesięciu nieporęcznych reklamówek do domu. Ustawiłam się grzecznie w kolejce do kasy i oddałam rozmyślaniom.
Nie przeszkadzał mi w tym zupełnie dzieciak przede mną, na oko ze czteroletni dający przedstawienie w stylu: Jak mi nie kupisz batona, to się zabiję. Muszę przyznać, że nawet efektownie to wyglądało, jak wyrżnął główką w półkę, w ramach protestu. Tyle, że jego matka nie wykazała zrozumienia dla gry aktorskiej i wpadła w panikę, że dziecko sobie krzywdę zrobiło. Aby mu to wynagrodzić władowała do koszyka zapas batoników wystarczający spokojnie na miesiąc. Dla głodomora. Tudzież małoletniego, niedoszłego samobójcy. Chyba w myśl zasady – jak utuczę, nie będzie mógł się ruszać, tak więc odpadnie zrobienie sobie krzywdy.
Nie przeszkadzała mi też starsza pani, zapewne emerytka omawiająca z koleżanką ostatnią sutannę księdza. Ciekawa byłam, kiedy dojdą do bielizny.
Zaczęło mi jednak przeszkadzać natrętne niczym bzyczenie upierdliwej muchy, marudzenie za moimi plecami.
- No kup mi... Co ci żal?
Oho... najwidoczniej Gimbusówna przywlokła się ze zwiedzania koszy z wyprzedażą.
- Nie mam kasy – stwierdziłam, nawet nie odwracając się.
Widok czterolatka, który zdobył swoje upragnione batony i teraz domagał się gumy do żucia, był o wiele bardziej interesujący. Ciekawa byłam co jeszcze wymyśli. Pomysł z rzucaniem się na półkę już wykorzystał. Na podłogę też. Korciło mnie, aby mu podpowiedzieć, że może spróbować tego samego z metalowymi koszykami, jednak odpuściłam. W końcu to nie moje dziecko.
- Ej, no weź. Jaka ty jesteś... – marudzenie nie ustępowało
- Spadaj. Nie mam – mruknęłam niechętnie.
- Na wszystko mi żałujesz! – głosik zaczynał wchodzić na wysokie tony.
- A ty mi żałujesz chwili spokoju. Stój grzecznie albo wywalę twój krem czekoladowy z listy zakupów.
- Jaka ty jesteś wredna! Inne moje koleżanki mają normalne matki! – głosik wszedł na swoje zwykłe tony porozumiewania się z innymi. Czyli jak ja to określam - darcie mordy. – A ty nic mi nie chcesz kupić! I ten lakier miałaś mi wziąć! I jak ja potem mam ułożyć grzywkę! I jak ja będę wyglądać!
Zerknęłam przelotnie w koszyk. Lakier w sprayu stał wciśnięty pomiędzy margarynę, a karmę dla psa.
- Zamknij się wreszcie – dobiegło mnie ciche syknięcie.
- O właśnie, zamknij się. Jadaczka ci się nie zamyka – poparłam ów syczący głos. – Lekcji znowu pewnie nie odrobiłaś, a jak wejdę na Librusa, to zobaczę twoje kolejne spóźnienia, czy nieobecności. Bo z fajki na przerwie nie zdążyłaś wrócić. Tylko o grzywce myślisz, a potem płaczesz na fejsie, że matka cię nie rozumie – wyrzuciłam z siebie. – A teraz przymknij się do diabła, bo sama dobrze wiesz, że nie znoszę robić zakupów. Za chwilę mnie poniesie i dostaniesz po prostu w ten szczekający dziób. – zaczął włączać mi się niedobry agresor.
- Mamooooo... – głosik stał się niepewny i w niczym nie przypominał tonu, którego zwykło używać moje dziecię.
Noż kurde co? Odwróciłam się z zamiarem ochrzanienia Gimbusówny, za robienie w sklepie cyrku godnego wspomnianego wcześniej czterolatka.
- Na półkę się rzuć w ramach protestu... – dalsze słowa zamarły mi na ustach.
- Mamo! – Gimbusówna zaśmiała się. – Ale to ona chciała lakier. – pokazała palcem na drugą nastolatkę, stojącą z matką za nami w kolejce.
Okrzyczałam właśnie nie swoje dziecię. Mało tego, zagroziłam mu pobiciem... Zimno mi się zrobiło. Znając pomysłowość dzieci, zapewne już planowało w myślach zgłoszenie tego haniebnego czynu na policję, zażądanie odszkodowania, bo się zestresowało i tym podobne. Tu akurat gimbusom uruchamia się wyobraźnia.
- Wszystkie są chyba takie same – matka drugiej Gimbusówny spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Na wyprzedaży powinni zrobić promocję knebli – odpowiedziałam jej takim samym spojrzeniem.
I jak tu nie kochać własnego dziecka?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości