Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak Gimbusówna uczyła się grać na keyboardzie
#1
Pisałam już, że lubię spokój. I ciszę. A nade wszystko ciszę i spokój. Jednak uzyskanie tych dwóch rzeczy w przypadku, kiedy mieszka się z Gimbusówną jest trudno osiągalne. Bardzo trudno. Oczywiście wyjściem byłoby związanie, zakneblowanie Gimbusówny, wrzucenie w czarną otchłań piwnicy, a na dodatek zamurowanie wejścia do owych współczesnych lochów. Jednak nie wiem co na to Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Sąsiadom też mogą się nie spodobać nieplanowane przeróbki remontowe.
A zaczęło się zupełnie niewinnie.
- Mamooooo! – wysoki ton głosu dziecięcia świadczył o tym, że będzie czegoś chciało.
- Nie mam kasy – rzuciłam odruchowo znad klawiatury, nawet już nie zaprzątając sobie głowy tym, czego dziecina może chcieć. I tak zawsze chce kasę. Na co? Nie wiem, nie daję jej przecież. A przynajmniej nie daję dobrowolnie.
- Mamoooooo! – piskliwe, wysokie tony zbliżały się do mojej jedynej ostoi w mieszkaniu, czyli mojego pokoiku.
- Nie mam! – odkrzyknęłam, pragnąc w duchu zatkać czymś otwór gębowy Gimbusówny, z którego wydobywały się świdrujące przestrzeń, dźwięki.
- Mamoooooo! – zawyło mi nad uchem, zmuszając mnie do przeniesienia wzroku znad klawiatury na latorośl. – A te klawisze na szafie to twoje?
- Nooo – mruknęłam mało grzecznie.
- To ja je sobie pożyczę – oznajmiło dziecię, wprawiając mnie tymi słowy w zdumienie.
Naprawdę nie wzięło samo bez pozwolenia?
Zaraz, zaraz!
To moje klawisze. MOJE. I dlaczego niby mam je oddawać w chciwe łapki Gimbusówny? Jak zabierze je do siebie do pokoju, to zginą. Przepadną w otchłani bałaganu. Mimo swojej wielkości. Całe cztery gamy. A może pięć? Nie pamiętam. Lata już leżą schowane.
- Nie ma zasilacza – przypomniało mi się, dlaczego już dawno na nich nie grałam – przepadł, spalił się, ufo go porwało.
- Ja mam zasilacz! – wypaliła radośnie Gimbusówna.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- Dobra. Bierz i spadaj – zgodziłam się, wracając do swoich tekstów.
Dziecię z gracją pijanej łani z plączącymi się nogami, pognało do siebie, targając ze sobą pudło z keyboardem.
Będzie chwila spokoju. Zasilacz, który Gimbusówna skądś wytrzasnęła na pewno nie będzie działał. No bo niby dlaczego miałoby działać coś, co kiedyś było ładowarką? Zacznie szukać po fejsie, allegro, tablicy czy innych portalach, podobnego. Na pewno nie znajdzie, ale będzie miała zajęcie na jakiś czas. A ja spokój. I ciszę.
Nie doceniłam inteligencji producentów.
O tym, że dało się do klawiszy podłączyć starą ładowarkę telefoniczną, a może to był stary zasilacz modemu, przekonał mnie piskliwy dźwięk dobywający się z pokoju dziecięcia. Tym razem nie ono piszczało, a klawisze, kiedy sprawdzana była różnorodność wydawanych przez nie dźwięków.
Na usta cisnęło mi się w tej chwili to, co zwykle w komiksach zastąpione jest znaczkami: !@#$%^&.
Spokój i cisza odeszły w zapomnienie.
A ja stanęłam w obliczu wizji stukających do drzwi policjantów, których wezwali sąsiedzi oburzeni zakłócaniem ciszy nocnej. Bo do diaska dawno już było po dwudziestej drugiej! Gmbusówna! Ty już powinnaś spać! A przynajmniej udawać, że śpisz, abym miała spokój.
I upragnioną ciszę.
Musiałam ruszyć swoje leniwe cztery literki i wejść w strefę radioaktywną, jaką zwykle stanowi pokój Gimbusówny.
Przywitałam się w drzwiach z zastępem bakterii (czyt. poślizgnęłam się na pięciodniowej kanapce, która wypełzała spod tapczanu), wyjaśniłam cel swojej wizyty (przekrzykując hałas udało mi się oznajmić, że jest zdecydowanie za głośno) i przedarłam się przez ostre ciernie porastających podłogę chaszczy (udało mi się nie poślizgnąć na batoniku, opakowaniach po chrupkach, a nawet pięknym slalomem ominęłam stertę ręczników, bluzek i czegoś, co kiedyś było skarpetkami).
Dotarłam do keyboardu.
Volume. Na minimum. Od razu. Szybkim, zdecydowanym ruchem.
- Gimbusówna – pokazałam jej ów suwak – To jest jeden z najważniejszych przycisków na tym sprzęcie – zaczęłam wyjaśniać. – Zaraz po Off – pokazałam palcem – wskazane, abyś korzystała z nich jak najczęściej.
Pokazałam jak to zrobić, w efekcie czego zapadła upragniona cisza.
- Mamoooo! – znowu wycie. Będzie czegoś chciała. – A nauczysz mnie grać?
Tym pytaniem wprawiła mnie w osłupienie. Przysiadłam z wrażenia na tapczanie. To znaczy zamierzałam przysiąść, ale w ostatniej chwili uświadomiłam sobie, że mogłabym już nie odkleić się od niego. A pozostanie na dłużej w strefie radioaktywnej, bez specjalnego kombinezonu i maski, stanowiło czynność wielce heroiczną. Skłonności do nieuzasadnionego bohaterstwa nie miałam nigdy.
- Yyyy.... Eeeee – wyartykułowałam z trudem.
- Bo ty kiedyś grałaś, to umiesz! I widziałam, że śpiewniki masz! I sama kiedyś mówiłaś, że umiesz! I że mi pokażesz!
Całkiem możliwe, że kiedyś takie słowa padły z moich ust. Tyle, że to było jeszcze wtedy, kiedy wierzyłam, że Gimbus to zagubiony nastolatek, a nie stan umysłu.
- To ja ci dam książeczkę z nutami, podręcznik do nauki gry itp. – zamierzałam się ewakuować.
- I ja to mam przeczytać? – zdziwiło się dziecię.
Nie skarbie. Możesz tam pooglądać wyłącznie obrazki.
- Wygląda na to, że tak – odparłam, wprawiając Gimbusównę w przyspieszoną depresję.
- I może jeszcze nauczyć się tych nut? – spytała, ze strachem malującym się na twarzyczce.
Ależ nie... skarbie... Nuty same się zagrają. A jeśli nie będziesz rozróżniała „Do” od „Sol” to naprawdę nie sprawi to nikomu wielkiej różnicy. Zresztą, skoro w szkole od tylu lat nie sprawiało to twojej pani od muzyki...
- A jak inaczej chcesz cokolwiek zagrać?
- No nie wiem – mruknęło dziecię.
Przytargałam podręczniki, pokazałam co i jak, prosząc o ściszenie dźwięku, a najlepiej założenie słuchawek. Niestety producent słuchawek nie był tak inteligentny jak ten od ładowarko-zasilacza i wejście nie pasowało.
Gimbusówna miała zajęcie.
A ja zyskałam pewność, że siedząc w domu nie rozrabia na podwórku, czy imprezie.
I nawet skłonna byłam złożyć na ołtarzu ulubiony spokój i ciszę, by trwało to jak najdłużej.
Czyli w przypadku dziecięca – może z jakieś dwie godziny.
Dziecię szybko się nudzi.
Nie przewidziałam jednego.
Gimbusównie nauka gry spodobała się.
Do tego stopnia, że po kilku dniach katowania moich uszu melodyjkami znalezionymi w necie, ja sama, osobiście miałam ochotę wywalić keyboard przez okno.
Pozostawało nałożyć słuchawki, włączyć ulubioną muzykę i spróbować skupić się na pisaniu, co też uczyniłam.
Tyle, że nawet muzyka w słuchawkach nie zagłuszała wrzasków z pokoju Gimbusówny.
- Mamooooo! A gdzie jest nuta „Si”?
- Mamooooo! A mi to nie wychodzi!
- Mamooooo! A znasz ten kawałek?
- Mamooooo! A dlaczego tu jest inaczej niż w necie?
- Mamooooo! Mamooooo! Mamooooo!
Popatrzyłam smętnie na monitor.
Spokój i cisza. Tylko tyle. Spokój i cisza.
- Gimbusówna, może wyjdziesz na podwórko spotkać się ze znajomymi? – zaproponowałam.
- Gram! – odparło dziecię, kolejny raz męcząc niemiłosiernie soundtrack Harry Pottera.
Cóż jednym palcem, to sobie można w nosie podłubać, a nie skakać po klawiszach.
Skoro przeżyłam odgłosy pewnej klockowej gry, to pewnie i to przeżyję.
Tyle, że moja psychika po tygodniu miała zupełnie inne zdanie. I zaprotestowała. Ostro.
- !@#$%^& ! Wyłącz to wreszcie! Przestań grać! – wrzasnęłam ze swojego pokoju, słysząc po raz tysięczny, a może milionowy, początek Harryego P.
- Ale ja film włączyłam. Z płytki. Sama mi ją kupiłaś – wyjaśniła Gimbusówna.
Nigdy już nie obejrzę tego filmu, mimo sympatii do Snape.

http://www.youtube.com/watch?v=_XyOqJ_E9_0
Odpowiedz
#2
Jako, że pozostawiłem komentarz (ostatnio dość rzadko to czynię) pod Twoim innym tekstem, postanowiłem zajrzeć i tutaj.

Cytat:Pisałam już, że lubię spokój. I ciszę.

Poprzez przerwanie zdania sprawiasz, że całość wygląda sztucznie. Umieszczenie na początku "I", "ale", "a" itd sugeruje na nawiązanie do zdania poprzedniego. Dlatego moje pytanie: dlaczego stosować tak dziwny zabieg, a nie napisać po prostu tak:

"Pisałam już, że lubię spokój i ciszę."?

Pewnie dlatego, że drugie zdanie powtarza treść, robiąc z całości bałagan.

Cytat:Oczywiście wyjściem byłoby związanie, zakneblowanie Gimbusówny

Po zmianie pogrubionego przecinka na spójnik zdanie zyskałoby na płynności.

Cytat:Sąsiadom też mogą się nie spodobać nieplanowane przeróbki remontowe.

W sensie, że wmurowanie ściany WEWNĄTRZ budynku miałoby przeszkadzać komukolwiek? Nie widzę racjonalnego wytłumaczenia.

Cytat:- Mamooooo! –

Po zapisie dialogów widzę, że dokładnie przeczytałaś mój poprzedni komentarz. Widzę także, że z archaizmów nie zrezygnowałaś.

Cytat:- Nie mam kasy – rzuciłam odruchowo znad klawiatury, nawet już nie zaprzątając sobie głowy tym, czego dziecina może chcieć. I tak zawsze chce kasę. Na co? Nie wiem, nie daję jej przecież. A przynajmniej nie daję dobrowolnie.

Powtórzenia.

Cytat:- Mamoooooo! – piskliwe, wysokie tony zbliżały się do mojej jedynej ostoi w mieszkaniu, czyli mojego pokoiku.

Z logicznego punktu widzenia "wysokie tony" same zbliżyć się nie mogą.
Dodatkowo, jeśli już decydujesz się na nagminne stosowanie zwielokrotnienia samogłoski rób to konsekwentnie, stosując tę samą liczbę powieleń.

Cytat: z którego wydobywały się świdrujące przestrzeń, dźwięki.

Sam nie jestem asem, jeśli mowa o interpunkcji, ale nie potrafię nijak zrozumieć tego haczyka przed "dźwięki".

W przestrzeni nie można niczym świdrować. W niepoprawny sposób używasz niektórych słów, nie znając ich znaczeń.

Cytat:- Nie ma zasilacza – przypomniało mi się, dlaczego już dawno na nich nie grałam – przepadł, spalił się, ufo go porwało.

Poczytaj proszę o zapisie dialogów, bo sadzisz błąd na błędzie. Po "nie ma zasilacza" powinna stać kropka, a następnie nowe zdanie.

Na forum jest fajny poradnik o pisaniu dialogów. Lektura nie zajmuje wiele czasu, a z pewnością Ci się przysłuży.

Cytat: Zacznie szukać po fejsie, allegro, tablicy czy innych portalach, podobnego.

Nazywa własne powinny zostać zapisane z dużych liter.

Cytat:Na usta cisnęło mi się w tej chwili to, co zwykle w komiksach zastąpione jest znaczkami: !@#$%^&

Nie stosuje się takich baboli w tekstach beletrystycznych. Przekleństwa są dozwolone, a to "!@#$%^&" to bardzo zły zabieg.

Cytat:A ja stanęłam w obliczu wizji stukających do drzwi policjantów, których wezwali sąsiedzi oburzeni zakłócaniem ciszy nocnej.

Jeśli to jest nowy akapit, to raczej niefajnie zaczynać od "a". Dlaczego? Wytłumaczyłem na początku.

Cytat:diaska

Archaizm? Tongue

Cytat:Przywitałam się w drzwiach z zastępem bakterii (czyt. poślizgnęłam się na pięciodniowej kanapce, która wypełzała spod tapczanu)

Wymuszony humor? a tak poważnie, stosowanie baboli typu: "czyt." w narracji jest co najmniej dziwne, jeśli nie błędne.

Cytat:Przywitałam się w drzwiach z zastępem bakterii (czyt. poślizgnęłam się na pięciodniowej kanapce, która wypełzała spod tapczanu), wyjaśniłam cel swojej wizyty (przekrzykując hałas udało mi się oznajmić, że jest zdecydowanie za głośno) i przedarłam się przez ostre ciernie porastających podłogę chaszczy (udało mi się nie poślizgnąć na batoniku, opakowaniach po chrupkach, a nawet pięknym slalomem ominęłam stertę ręczników, bluzek i czegoś, co kiedyś było skarpetkami).

O humorze wspomniałem powyżej, natomiast zdanie jest bardzo złe. Powinnaś podzielić je na mniejsze, ograniczyć ilość zbędnych nawiasów.

Cytat:- Mamooooo! A gdzie jest nuta „Si”?
- Mamooooo! A mi to nie wychodzi!
- Mamooooo! A znasz ten kawałek?
- Mamooooo! A dlaczego tu jest inaczej niż w necie?
- Mamooooo! Mamooooo! Mamooooo!

To jest chyba najgorszy z możliwych sposobów na zapis dialogu. Dlaczego marnujesz tekst zamiast skorzystać z takiego dobrodziejstwa jakim jest opis?

Cytat:- Gram! – odparło dziecię, kolejny raz męcząc niemiłosiernie soundtrack Harry Pottera.

Ścieżkę dźwiękową? Motyw przewodni? Cokolwiek byle nie pchać na siłę słowa obce.

Cytat:- !@#$%^& ! Wyłącz to wreszcie! Przestań grać! – wrzasnęłam ze swojego pokoju, słysząc po raz tysięczny, a może milionowy, początek Harryego P.

To Harry P. wydaje jakieś dźwięki na początku? Należy dodać, że to muzyka.
Do tego raz kolejny pojawiają się dziwne znaki... w akompaniamencie zbędnych spacji.


Zdaje mi się, że tym razem ocena to mocne 1/5 gwiazdek. Nie chce być złośliwy, choć pewno tak odbierasz mój komentarz (kolejny) tak odmienny od "zasłużonych" pochwał. Jednak często wypominam każdy, nawet najmniejszy babol, coby pomóc w przyszłym kreowaniu tekstów. Dodam także, że jako postanowiłaś zlekceważyć mojej poprzednie rady mam prawo być złośliwy.

Fabuła? Przepraszam, jednak to nie jest dobra opowieść, po prawdzie, to prawie żadna. Humor? nie istnieje.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#3
Spokojnie, nie odbieram złośliwie Smile
Wdzięczna jestem za porady Smile Zdaję sobie sprawę, że teksty są do dopracowania. Dlatego wrzucam je tutaj, bo wiem, że wyłapiecie błędy i mi je wskażecie Smile
I jak zwykle w wolnej chwili poprawię teksty. Ten poprzedni też Smile Nie zlekceważyłam twoich porad - nie myśl tak.
Odpowiedz
#4
- Ojej, ojej, ojej - załamał ręce Laj. Zrozumiał, że to, co przed chwilą przeczytał, wcale nie było takie śmieszne. To znaczy ktoś bardzo próbował, ale mu nie wyszło.
Nie wiem jaka jest chronologia tekstów o Gimbusównie. Czy taka, jaką zamieszczasz teksty na forum? Jeśli tak, to powinno być lepiej. A wydaje mi się, że jest gorzej. Na podstawie pierwszych pochlebnych uwag stworzyłaś cykl, w którym humor robi się coraz cięższy, coraz bardziej nachalny i wymuszony. A to wygląda bardzo źle.
Wciskanie wszędzie tego, że się lubi ciszę i spokój może byłoby śmieszne, gdyby było tego dwa razy mniej.
Przykład położonego humoru najlepiej ilustruje poniższy fragment:

Cytat:Musiałam ruszyć swoje leniwe cztery literki i wejść w strefę radioaktywną

Tutaj mogłoby się skończyć i byłoby śmiesznie

Cytat:jaką zwykle stanowi pokój Gimbusówny

Wiadomo, że tam poszła, więc nie musiałaś tego wyjaśniać. Kiedy czytelnikowi wyjaśnia się oczywistości, to tak jakbyś komuś opowiedziała dowcip, a potem od razu go tłumaczyła, nie czekając na reakcję słuchaczy. Czytelnicy nie lubią być traktowani jak idioci.

Cytat:Przywitałam się w drzwiach z zastępem bakterii

No tak. Wiemy. To przecież strefa radioaktywna. Więc niedopowiedzenie byłoby lepsze niż pisanie wprost o zastępach bakterii.

Cytat:(czyt. poślizgnęłam się na pięciodniowej kanapce, która wypełzała spod tapczanu)

To już jest absolutnie i zupełnie niepotrzebne. Jest komentarzem do czegoś, co i tak już było zbędne. Na tym polega właśnie nachalność poczucia humoru. Wyciskanie na siłę z jednego zdania ile wlezie. A wystarczyło poprzestać na tym pierwszym i jeszcze mogłoby być śmiesznie. Ewentualnie, jeśli bardzo zależałoby Ci na tych rzeczach, to bardziej by pomogło, gdybyś nie pisała o nich tak wprost. Uśpić czujność czytelnika, sprawić, żeby zapomniał o tym radioaktywnym pokoju, a potem ni stąd ni zowąd napomknąć, że idąc gdzieś tam, minęłaś pięciodniową kanapkę, która salwowała się ucieczką z pokoju Gimbusówny.
To tylko przykład, ale pokazuje, że coraz gorzej Ci idzie z tym, żeby tekst był śmieszny. Brakuje subtelności.
A szkoda, bo przecież to taki spójnie tematyczny cykl. Postać narratora zdaje się nienawidzić swojej córki i uważać ją za kretynkę. Za głęboko weszłaś w te karykaturalne postacie i rzeczywiście zrobiły się mocno przejaskrawione, więc też już nie śmieszą.
Albo wyczerpałaś formułę, albo piszesz na siłę i brakuje Ci świeżości.

2/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Niestety i mi tak średnio ten tekścik przypadł do gustu. Czytając go zastanawiałam się co jest nie tak, co mi zgrzyta i olśnienie. Jak już było chyba zaznaczane, za bardzo na siłę. Może za bardzo na już? Nie wiem czy ten tekst był pisany już wcześniej, czy na teraźniejsze zapotrzebowanie, że tak to ujmę, ale nie wyszło mu to na dobre, jak by za dużo też pośpiechu w tym?
Jak napisał Laj:
Cytat:Postać narratora zdaje się nienawidzić swojej córki i uważać ją za kretynkę. Za głęboko weszłaś w te karykaturalne postacie i rzeczywiście zrobiły się mocno przejaskrawione, więc też już nie śmieszą.
dokładnie! A matka chyba jednak kocha swojego Gimbuska w tym wypadku, Gimbusówne. Może dobrze by było na jakiś czas zostawić ten cykl? Nabrać świeżości, coś nowego i zaskakującego zaobserwować w świecie gim. Wink
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#6
Teksty były wcześniej pisane - fakt, że nie poprawiałam ich.
Nadrobię to Smile
Zresztą muszę całą tą serię ogarnąć na spokojnie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości