Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak Gimbusówna rezygnowała z lekcji religii
#1
Photo 
Zaczęło się podejrzanie.
Gimbusówna odrobiła lekcje, nie wrzeszczała, nie żądała niczego, nawet się uczyła. A przynajmniej tak twierdzi. A kiedy jeszcze przyszła i zapytała o lekturę szkolną, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka alarmowa, a jej wycie przekraczało znacznie dopuszczalną ilość decybeli. Tych normowanych przez Unię.
Gimbusówna spokojna = kłopoty.
Gimbusówna spokojna i robiąca to co powinna = wielkie kłopoty.
Przez głowę przemknęły mi możliwe scenariusze: pobiła się z kimś, załapała kolejne pały w budzie, doprowadziła do zawału któregoś z nauczycieli, zaczęła zarządzać gangiem młodocianych idiotów i wspólnie wyłudzają haracz od ludzi, a może po prostu podpalając papierosy pomyliły im się tytonie? I naćpali się czymś?
Lampka w mojej głowie migotała szaleńczo światłem, a wycie alarmu wdzierało się brutalnie w moje uszy.
No i zaczęło się.
Najpierw niewinnie. Jak lokomotywa ruszająca ze stacji. „Najpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale.”
- Mamooooo! Bo ja nie mam telefonu, nie działa mi, popsuł się... – zaczęła prowokującym tonem.
Tak drogie dziecko. Popsuł. Klawisze zdematerializowały, wyświetlacz postanowił odżeglować w siną dal. A ty wyłącznie z tego powodu znowu używasz tego zaczepnego tonu, którego nie lubię. I sądzisz, że coś tym załatwisz?
- No i ? – rzuciłam bez zainteresowania.
Awarie telefonu zdarzają się Gimbusównie co najmniej kilkanaście razy z rzędu codziennie i mają na celu wymuszenie zakupu najnowszego modelu tabletu.
- No i musisz mi kupić nowy! – zgrzytnęło głośno zębami dziecię.
- Odpada – oznajmiłam setny raz.
- To ja zadzwonię do dziadka! On mnie kocha i mi kupi! – wrzasnęła Gimbusówna.
- Zadzwonisz z tego zepsutego telefonu? – zdziwiłam się niewinnie.
Odpowiedzi nie doczekałam się. Miast tego dobiegł mnie huk zatrzaskiwanych drzwi mojego pokoiku. Dziecię odeszło. Pewnie zażądać telefonu od Młodego Grizzli. Tyle, że owy sprzęt leżał grzecznie u mnie w biurku, a Grizzli nie wykazywał chęci na jakiekolwiek kontakty z wrzeszczącym osobnikiem, wpadającym mu do pokoju. Spacyfikował w dwóch słowach i wywalił.
Z pokoju Gimbusówny dobiegła seria dźwięków, świadcząca o tym, że dzieli się swoim problemem skąpej matki i bezczelnego Grizzli z połową fejsbuka. Po dłuższym czasie problem został chyba omówiony, bo zapadła chwila ciszy. A potem ciężkie kroki. Psychopaty skradającego się do swojej ofiary, którą najpierw zamierza przerazić.
Lokomotywa zaczęła rozpędzać. Było już ją słychać za drzwiami mojej samotni. Te otworzyły się na całą szerokość i do środka wpadło dziecię z kolejnymi żądaniami.
- Napisz mi! – wrzasnęło.
Podniosłam oczy znad opowiadania i zlustrowałam spokojnie dziecię. Nic nie wskazywało na to, aby ręce czy palce mu zanikły. Machało nimi, tak więc złapanie długopisu nie powinno stanowić problemu.
- Napisz mi oświadczenie, że nie będę chodzić na religię do końca roku! – zażądało.
- A dlaczego nie chcesz? – spytałam, zupełnie niepotrzebnie, bo temat wałkujemy od początku roku szkolnego.
- Bo nie wierzę w Boga, wierzę w szatana! – dziecię popatrzyło na mnie prowokująco.
Oj Gimbusówna.
Jakby szatan o tym się dowiedział, to zarządziłby natychmiastową ewakuację z piekła.
- Dziecko – zaczęłam spokojnie, próbując kolejny raz jej wyjaśnić, że może wierzyć sobie w szatana, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby chodziła na lekcje religii i porozmawiała również o Bogu. W końcu to jedna i ta sama religia. Opowiada o nich obu.
- Napisz mi! – nie dała mi dokończyć. – Teraz! Gdzie masz kartkę i długopis!
- Nie mam – w mojej łepetynie zaświtał iście niegodziwy plan.
Lokomotywa rozpędzała się, a maszynista z diabelskim uśmieszkiem liczył na to, że rozjedzie stojącego na torach samotnego dyspozytora ruchu. Oki, mała, zabawimy się w twoją grę i przełożymy zwrotnicę. Pędź sobie innym torem.
- Napiszę ci przez net. W końcu zapłaciłam za Librusa, to niech na coś się przyda – oznajmiłam, wyrażając swoją chęć do napisania oświadczenia. W oczach Gimbusówny dostrzegłam błysk zwątpienia.
Odpaliłam programik, odnalazłam nazwisko księdza i zaczęłam pisać.
Gimbusówna dzielnie mi wtórowała, podsuwając coraz to nowe pomysły. Niektóre z nich wykorzystałam. Latającego Potwora Spaghetti pominęłam. Ostatecznie tekst brzmiał następująco: „Córka w ramach buntu nastolatki nie chce uczęszczać na religię do końca roku, twierdząc, że jest niewierząca.
Twierdzi też masę innych bzdur.
W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić zgodę na jej prośbę i liczyć na to, że zmieni z czasem zdanie.
Mam nadzieję, że zrobi to szybciej niż ja osiwieję przy jej dorastaniu.
Ksiądz się nie przejmuje.
Z czasem jej rozum wróci.”
Gimbusówna rżała śmiechem, ucieszona, zachwycona. Do czasu, aż kursor myszki zjechał na napis: Wyślij.
- No, napisz mi to! – potwierdziła swoje wcześniejsze żądania – Tylko nie to, a jakoś normalnie to napisz, bo mi w szkole spokoju nie dadzą!
Mój palec obsunął się, w oczkach zamigotały iście szatańskie iskierki i nastąpiło ciche : klik.
Oczy dziecięcia zaczęły rozszerzać się, niczym spodki. Wlepiła je z niedowierzaniem w monitor, na którym pojawił się napis: Wiadomość została wysłana. Dziecię zamrugało zaskoczone. Otworzyło usta.
- Jeszcze jakieś zwolnienie ci potrzebne? – spytałam grzecznie, wyrażając swoją nieodpartą chęć do napisania następnego.
Dziecię nie odpowiedziało.
Wypadło z pokoju śmiertelnie obrażone.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości