Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 3.67
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak Gimbusówna rezygnowała z lekcji religii
#1
Photo 
Zaczęło się podejrzanie.
Gimbusówna odrobiła lekcje, nie wrzeszczała, nie żądała niczego, nawet się uczyła. A przynajmniej tak twierdzi. A kiedy jeszcze przyszła i zapytała o lekturę szkolną, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka alarmowa, a jej wycie przekraczało znacznie dopuszczalną ilość decybeli. Tych normowanych przez Unię.
Gimbusówna spokojna = kłopoty.
Gimbusówna spokojna i robiąca to, co powinna = wielkie kłopoty.
Przez głowę przemknęły mi możliwe scenariusze: pobiła się z kimś, załapała kolejne pały w budzie, doprowadziła do zawału któregoś z nauczycieli, zaczęła zarządzać gangiem młodocianych idiotów i wspólnie wyłudzają haracz od ludzi, a może po prostu podpalając papierosy pomyliły im się tytonie? I naćpali się czymś?
Lampka w mojej głowie migotała szaleńczym światłem, a wycie alarmu wdzierało się brutalnie w moje uszy.
No i zaczęło się.
Najpierw niewinnie. Jak lokomotywa, ruszająca ze stacji. „Najpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale.”
- Mamooooo! Bo ja nie mam telefonu, nie działa mi, popsuł się... – zaczęła prowokującym tonem.
Tak drogie dziecko. Popsuł. Klawisze zdematerializowały, wyświetlacz postanowił odżeglować w siną dal. A ty wyłącznie z tego powodu znowu używasz tego zaczepnego tonu, którego nie lubię. I sądzisz, że coś tym załatwisz?
- No i ? – rzuciłam bez zainteresowania.
Awarie telefonu zdarzają się Gimbusównie co najmniej kilkanaście razy z rzędu codziennie i mają na celu wymuszenie zakupu najnowszego modelu tabletu.
- No i musisz mi kupić nowy! – zgrzytnęło głośno zębami dziecię.
- Odpada – oznajmiłam setny raz.
- To ja zadzwonię do dziadka! On mnie kocha i mi kupi! – wrzasnęła Gimbusówna.
- Zadzwonisz z tego zepsutego telefonu? – zdziwiłam się niewinnie.
Odpowiedzi nie doczekałam się. Miast tego dobiegł mnie huk zatrzaskiwanych drzwi mojego pokoiku. Dziecię odeszło. Pewnie zażądać telefonu od Młodego Grizzli. Tyle, że owy sprzęt leżał grzecznie u mnie w biurku, a Grizzli nie wykazywał chęci na jakiekolwiek kontakty z wrzeszczącym osobnikiem, wpadającym mu do pokoju. Spacyfikował w dwóch słowach i wywalił.
Z pokoju Gimbusówny dobiegła seria dźwięków, świadcząca o tym, że dzieli się swoim problemem skąpej matki i bezczelnego Grizzli z połową fejsbuka. Po dłuższym czasie problem został chyba omówiony, bo zapadła chwila ciszy. A potem ciężkie kroki. Psychopaty skradającego się do swojej ofiary, którą najpierw zamierza przerazić.
Lokomotywa zaczęła się rozpędzać. Było już ją słychać za drzwiami mojej samotni. Te otworzyły się na całą szerokość i do środka wpadło dziecię z kolejnymi żądaniami.
- Napisz mi! – wrzasnęło.
Podniosłam oczy znad opowiadania i zlustrowałam spokojnie dziecię. Nic nie wskazywało na to, aby ręce czy palce mu zanikły. Machało nimi, tak więc złapanie długopisu nie powinno stanowić problemu.
- Napisz mi oświadczenie, że nie będę chodzić na religię do końca roku! – zażądało.
- A dlaczego nie chcesz? – spytałam, zupełnie niepotrzebnie, bo temat wałkujemy od początku roku szkolnego.
- Bo nie wierzę w Boga, wierzę w szatana! – dziecię popatrzyło na mnie prowokująco.
Oj Gimbusówna.
Jakby szatan o tym się dowiedział, to zarządziłby natychmiastową ewakuację z piekła.
- Dziecko – zaczęłam spokojnie, próbując kolejny raz jej wyjaśnić, że może wierzyć sobie w szatana, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby chodziła na lekcje religii i porozmawiała również o Bogu. W końcu to jedna i ta sama religia. Opowiada o nich obu.
- Napisz mi! – nie dała mi dokończyć. – Teraz! Gdzie masz kartkę i długopis!
- Nie mam – w mojej łepetynie zaświtał iście niegodziwy plan.
Lokomotywa rozpędzała się, a maszynista z szelmowskim uśmieszkiem liczył na to, że rozjedzie stojącego na torach samotnego dyspozytora ruchu. Oki, mała, zabawimy się w twoją grę i przełożymy zwrotnicę. Pędź sobie innym torem.
- Napiszę ci przez net. W końcu zapłaciłam za Librusa, to niech na coś się przyda – oznajmiłam, wyrażając swoją chęć do napisania oświadczenia. W oczach Gimbusówny dostrzegłam błysk zwątpienia.
Odpaliłam programik, odnalazłam nazwisko księdza i zaczęłam pisać.
Gimbusówna dzielnie mi wtórowała, podsuwając coraz to nowe pomysły. Niektóre z nich wykorzystałam. Latającego Potwora Spaghetti pominęłam. Ostatecznie tekst brzmiał następująco: „Córka w ramach buntu nastolatki nie chce uczęszczać na religię do końca roku, uważając, że jest niewierząca.
Twierdzi też masę innych bzdur.
W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić zgodę na jej prośbę i liczyć na to, że zmieni z czasem zdanie.
Mam nadzieję, że zrobi to szybciej niż ja osiwieję przy jej dorastaniu.
Ksiądz się nie przejmuje.
Z czasem jej rozum wróci.”
Gimbusówna rżała śmiechem, ucieszona, zachwycona. Do czasu, aż kursor myszki zjechał na napis: Wyślij.
- No, napisz mi to! – potwierdziła swoje wcześniejsze żądania – Tylko nie to, a jakoś normalnie to napisz, bo mi w szkole spokoju nie dadzą!
Mój palec obsunął się, w oczkach zamigotały iście szatańskie iskierki i nastąpiło ciche : klik.
Oczy dziecięcia zaczęły rozszerzać się, niczym spodki. Wlepiła je z niedowierzaniem w monitor, na którym pojawił się napis: Wiadomość została wysłana. Dziecię zamrugało zaskoczone. Otworzyło usta.
- Jeszcze jakieś zwolnienie ci potrzebne? – spytałam grzecznie, wyrażając swoją nieodpartą chęć do napisania następnego.
Dziecię nie odpowiedziało.
Wypadło z pokoju śmiertelnie obrażone.
Odpowiedz
#2
Cytat:Gimbusówna spokojna i robiąca to, co powinna

Cytat:Lampka w mojej głowie migotała szaleńczo światłem,

Lepiej by było "migotała szaleńczym światłem" IMHO

Cytat:Jak lokomotywa, ruszająca ze stacji.

Cytat:Lokomotywa zaczęła się rozpędzać.

Cytat:Jakby szatan o tym się dowiedział, to zarządziłby natychmiastową ewakuację z piekła.
Big Grin

Lekko napisane i ciekawie się czytało, znalazłam też parę fajnych momentów. Dobrze, że bierzesz się za taką tematykę, chętnie przeczytam kolejne takie obrazki Wink Trochę potknięć z tymi przecinkami, ale poza tym piszesz całkiem przyzwoicie.
Z tym zwolnieniem to tylko Twoja fantazja, czy zrealizowany plan? Wink
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
Tekst poprawię w wolnej chwili. Dzisiaj już padam na nos.
Przecinki, spacje, zapisy dialogów, to moja słaba strona. Co sama wyłapię, to wyłapię, ale dobrze kiedy jeszcze ktoś zauważy i zwróci uwagę. Smile

Co do fantazji czy realizacji planu....
Ksiądz jeszcze na Librusie nie odpisał... Big Grin
Odpowiedz
#4
Cytat:a maszynista z diabelskim uśmieszkiem liczył na to

Wcześniej wymieniałaś dużo wyrazów związanych z diabłem itp. Ja bym tu zastosował "szelmowski" uśmieszek.

Cytat:Jakby szatan o tym się dowiedział, to zarządziłby natychmiastową ewakuację z piekła.

Mocne Big Grin

Masz dobry warsztat, lekko i przyjemnie się czyta. Fajna scenka sytuacyjna, są tu wyraziste postacie, co nieczęsto zdarza się w amatorskich opowiadaniach. Naprawdę widać że gimbusiara jest gimbusiarą, a matka ma diabelski plan. Wartko, płynnie i przyjemnie. Stawiam mocne 5.
Odpowiedz
#5
Z tego może być na prawdę fajny cykl satyr o gimbusach, bądź też jednej sztuce. Za jakiś czas będę szukała czegoś nowego. Bardzo fajnie się to czyta, przynajmniej mi Wink Pisz dalej, pisz, pisz...
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#6
Dobra, poprawione.
Wrzucam kolejne i idę sobie przypomnieć co Gimbusówna jeszcze nawywijała :d
Odpowiedz
#7
Cytat: „Córka w ramach buntu nastolatki nie chce uczęszczać na religię do końca roku, twierdząc, że jest niewierząca.
Twierdzi też masę innych bzdur.
Jak dla mnie za dużo " twierdzi"; pierwsze możesz zastąpić "uważając", albo drugie na "mówi".

Cytat:Z pokoju Gimbusówny dobiegła seria dźwięków, świadcząca o tym, że dzieli się swoim problemem skąpej matki i bezczelnego Grizzli z połową fejsbuka
DobreBig Grin.

Cytat:– Teraz! Gdzie masz kartkę i długopis!
Jabym dał " Gdzie masz kartkę i długopis!?!".


Drugi tekst bardziej pasuje mi do satyry, w paru momentach się pośmiałemWink. I zgadzam się możesz dać całą wielką serie o gimbusównie.

PS.
Nie wiem czy mam zaćmienie czy jestem głupi... Jaki grizzli?
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#8
Młody Grizzli - to określenie brata Gimbusówny.
Wynika stąd:
"Młody z kolei ma u siebie coś w rodzaju jaskini, zawierającej w środku groźnego, rozdrażnionego niedźwiedzia grizzli. Niedźwiedź ten czasami wydaje podejrzane odgłosy takie jak: „Uważaj, bomba!” „Za tobą!” czy też całą serię zupełnie niezrozumiałych dla obserwatora krzyków.
Czasami wydaje mi się, że ów rozdrażniony grizzli i Młody to jedna i ta sama osoba.
Młody Grizzli dobrowolnie wychyla się z jaskini wyłącznie w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb potrzebnych do przetrwania, czyli pozostawienia resztek niestrawionego żarcia w toalecie ( w końcu to nie kot, żeby mu kuwetę w pokoju wstawiać) oraz zdobycia nowych porcji żarcia w lodówce.
Wszelkie inne wyjścia – jak na przykład wygonienie do szkoły, zapędzenie do sprzątania, pomocy w domu itp. – wymagają odpowiedniego kuszenia, wabienia, obłaskawiania, najlepiej dużą porcją spaghetti."

W przypadku Gimbusówny nie ma pytajników przy zdaniach pytających. Gimbusówna nie używa tonacji pytającej, wszystko próbując załatwić podniesionym głosem.
Jak gdzieś przy jej wypowiedziach dałam pytajnik, to proszę mi zwrócić uwagę. Powinien być wykrzyknik.
Odpowiedz
#9
Poprawione.

Zaczęło się podejrzanie.
Gimbusówna odrobiła lekcje, nie wrzeszczała, nie żądała niczego, nawet się uczyła. A przynajmniej tak twierdzi. A kiedy jeszcze przyszła i zapytała o lekturę szkolną, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka alarmowa, a jej wycie przekraczało znacznie dopuszczalną ilość decybeli. Tych normowanych przez Unię.
Gimbusówna spokojna = kłopoty.
Gimbusówna spokojna i robiąca to, co powinna = wielkie kłopoty.
Przez głowę przemknęły mi możliwe scenariusze: pobiła się z kimś, załapała kolejne pały w budzie, doprowadziła do zawału któregoś z nauczycieli, zaczęła zarządzać gangiem młodocianych idiotów i wspólnie wyłudzają haracz od ludzi, a może po prostu podpalając papierosy pomyliły im się tytonie? I naćpali się czymś?
Lampka w mojej głowie migotała szaleńczym światłem, a wycie alarmu wdzierało się brutalnie w moje uszy.
No i zaczęło się.
Najpierw niewinnie. Jak lokomotywa, ruszająca ze stacji. „Najpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale.”
- Mamooooo! Bo ja nie mam telefonu, nie działa mi, popsuł się... – zaczęła prowokującym tonem.
Tak drogie dziecko. Popsuł. Klawisze zdematerializowały, wyświetlacz postanowił odżeglować w siną dal. A ty wyłącznie z tego powodu znowu używasz tego zaczepnego tonu, którego nie lubię. I sądzisz, że coś tym załatwisz?
- No i ? – rzuciłam bez zainteresowania.
Awarie telefonu zdarzają się Gimbusównie co najmniej kilkanaście razy z rzędu codziennie i mają na celu wymuszenie zakupu najnowszego modelu tabletu.
- No i musisz mi kupić nowy! – zgrzytnęło głośno zębami dziecię.
- Odpada – oznajmiłam setny raz.
- To ja zadzwonię do dziadka! On mnie kocha i mi kupi! – wrzasnęła Gimbusówna.
- Zadzwonisz z tego zepsutego telefonu? – zdziwiłam się niewinnie.
Odpowiedzi nie doczekałam się. Miast tego dobiegł mnie huk zatrzaskiwanych drzwi mojego pokoiku. Dziecię odeszło. Pewnie zażądać telefonu od Młodego Grizzli. Tyle, że owy sprzęt leżał grzecznie u mnie w biurku, a Grizzli nie wykazywał chęci na jakiekolwiek kontakty z wrzeszczącym osobnikiem, wpadającym mu do pokoju. Spacyfikował w dwóch słowach i wywalił.
Z pokoju Gimbusówny dobiegła seria dźwięków, świadcząca o tym, że dzieli się swoim problemem skąpej matki i bezczelnego Grizzli z połową fejsbuka. Po dłuższym czasie problem został chyba omówiony, bo zapadła chwila ciszy. A potem ciężkie kroki. Psychopaty skradającego się do swojej ofiary, którą najpierw zamierza przerazić.
Lokomotywa zaczęła się rozpędzać. Było już ją słychać za drzwiami mojej samotni. Te otworzyły się na całą szerokość i do środka wpadło dziecię z kolejnymi żądaniami.
- Napisz mi! – wrzasnęło.
Podniosłam oczy znad opowiadania i zlustrowałam spokojnie dziecię. Nic nie wskazywało na to, aby ręce czy palce mu zanikły. Machało nimi, tak więc złapanie długopisu nie powinno stanowić problemu.
- Napisz mi oświadczenie, że nie będę chodzić na religię do końca roku! – zażądało.
- A dlaczego nie chcesz? – spytałam, zupełnie niepotrzebnie, bo temat wałkujemy od początku roku szkolnego.
- Bo nie wierzę w Boga, wierzę w szatana! – dziecię popatrzyło na mnie prowokująco.
Oj Gimbusówna.
Jakby szatan o tym się dowiedział, to zarządziłby natychmiastową ewakuację z piekła.
- Dziecko – zaczęłam spokojnie, próbując kolejny raz jej wyjaśnić, że może wierzyć sobie w szatana, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby chodziła na lekcje religii i porozmawiała również o Bogu. W końcu to jedna i ta sama religia. Opowiada o nich obu.
- Napisz mi! – nie dała mi dokończyć. – Teraz! Gdzie masz kartkę i długopis!?!
- Nie mam – w mojej łepetynie zaświtał iście niegodziwy plan.
Lokomotywa rozpędzała się, a maszynista z szelmowskim uśmieszkiem liczył na to, że rozjedzie stojącego na torach samotnego dyspozytora ruchu. Oki, mała, zabawimy się w twoją grę i przełożymy zwrotnicę. Pędź sobie innym torem.
- Napiszę ci przez net. W końcu zapłaciłam za Librusa, to niech na coś się przyda – oznajmiłam, wyrażając swoją chęć do napisania oświadczenia. W oczach Gimbusówny dostrzegłam błysk zwątpienia.
Odpaliłam programik, odnalazłam nazwisko księdza i zaczęłam pisać.
Gimbusówna dzielnie mi wtórowała, podsuwając coraz to nowe pomysły. Niektóre z nich wykorzystałam. Latającego Potwora Spaghetti pominęłam. Ostatecznie tekst brzmiał następująco: „Córka w ramach buntu nastolatki nie chce uczęszczać na religię do końca roku, twierdząc, że jest niewierząca.
Wygaduje też masę innych bzdur.
W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić zgodę na jej prośbę i liczyć na to, że zmieni z czasem zdanie.
Mam nadzieję, że zrobi to szybciej niż ja osiwieję przy jej dorastaniu.
Ksiądz się nie przejmuje.
Z czasem jej rozum wróci.”
Gimbusówna rżała śmiechem, ucieszona, zachwycona. Do czasu, aż kursor myszki zjechał na napis: Wyślij.
- No, napisz mi to! – potwierdziła swoje wcześniejsze żądania – Tylko nie to, a jakoś normalnie to napisz, bo mi w szkole spokoju nie dadzą!
Mój palec obsunął się, w oczkach zamigotały iście szatańskie iskierki i nastąpiło ciche : klik.
Oczy dziecięcia zaczęły rozszerzać się, niczym spodki. Wlepiła je z niedowierzaniem w monitor, na którym pojawił się napis: Wiadomość została wysłana. Dziecię zamrugało zaskoczone. Otworzyło usta.
- Jeszcze jakieś zwolnienie ci potrzebne? – spytałam grzecznie, wyrażając swoją nieodpartą chęć do napisania następnego.
Dziecię nie odpowiedziało.
Wypadło z pokoju śmiertelnie obrażone.
Odpowiedz
#10
Ooooo!
W polecanych!
Dziękuję Big Grin Big Grin Big Grin
Odpowiedz
#11
To cos super tekstem czegostam? Lol. Super. Zalamka. Nie miej mi za zle, autorze, tekst jest poprawny, ale jedyne co urywa to wlosy z glowy
opinie wyrażane przez Liwaj są jej subiektywnym zdaniem - zwyczajnie dzieli się własnymi wrażeniami, uczciwie, nie pomijając żadnych kwestii, bo wierzy, że inni postąpią tak samo w stosunku do oceny jej utworów.
Odpowiedz
#12
Nie mam za złe Smile
Odpowiedz
#13
Bardzo ładnie napisany tekst, lekko i przyjemnie się go czyta. Z chęcią poczytałbym kolejne przygody z "Gimbusówną" w akcji.
[Obrazek: Piecz2.jpg]
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."
Odpowiedz
#14
Zatem link do przygód w podpisie,a część tekstów na Forum Smile
Odpowiedz
#15
Thori, ale wiesz, że czekamy na coś nowego??Angel a do tego tekstu lubię czasem sobie wracać Tongue
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości