Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak Gimbusówna nie została Mućką.
#1
Satyra, którą udostępniłam w sieci.

Jak Gimbusówna nie została Mućką.

Gimbusówna jest na etapie dojrzewania (chociaż czasami mam wrażenie, że to proces cofania), prób szukania samej siebie, podkreślania swojej osobowości. Mam nadzieję, że ten etap kiedyś się zakończy – oby jak najszybciej – bez strat dla innych.
Obecna faza rozwoju charakteryzuje się głęboką namiętnością do kolczyków. Był już etap kolczyka w pępku, w uszach, w języku. Ostatnio jednak Gimbusówna wskoczyła na kolejny level. Chce mieć kolczyk w nosie.
Powstrzymałam się od dosadnego wyrażenia, gdzie może sobie ten kolczyk wsadzić, w obawie, że mogłaby moją sugestię potraktować zbyt dosłownie.
A jakoś niespecjalnie chce mi się biegać po proktologach.
Popatrzyłam spokojnie na młodą, nieskażoną myśleniem twarzyczkę Gimbusówny.
- A gdzie chcesz to zrobić? – spytałam.
- W nosie.
Widać moje pytanie było źle ujęte, bo nie taką odpowiedź miałam na myśli.
- Pytałam o gabinet zajmujący się piercingiem – sprecyzowałam.
- Przecież mi nie dasz kasy na ten kolczyk! – Gimbusówna podniosła głos, oznajmiając wszem i wobec, że zaczyna przystępować do ataku. Nie wiem dlaczego niektóre osobniki ludzkie uważają, że zwojują cokolwiek krzykiem. I próbując coś wymusić na mnie, wskakują na wysokie, piskliwe, roznoszące się w promieniu kilkunastu metrów, tony. Normalnie odwróciłabym się na pięcie i olała, ale w tej sytuacji nie za bardzo mogłam. A tłumaczyć Gimbusównie tysięczny raz z rzędu, że tym tonem może sobie pogadać z koleżankami, nie miałam tego wieczoru ochoty. Mimo to ucieszyło mnie, jak szybko do niej dotarło, że nie zamierzam finansować jej kaprysu. I to jeszcze zanim padło to z moich ust. – Sama sobie zrobię! – obwieściła prowokująco.
- Sama? – powtórzyłam za nią, niczym bohaterka jednej z brazylijskich telenowel.
- No przecież sama sobie zrobiłam w pępku i języku! To w nosie też zrobię! – spojrzenie Gimbusówny mówiło wyraźnie: „No dalej stara, zacznij protestować. Oburz się na ten pomysł. Zacznij mi znowu tłumaczyć, że to nierozsądne. A ja wtedy wymyślę coś gorszego niż kolczyk w nosie. Pokłócimy się. Będę mogła trzasnąć drzwiami, strzelić focha.” Znam to jej spojrzenie, kiedy usilnie szuka zwady. Z kimkolwiek.
- Gimbusówna, a jaki ten kolczyk ma być? – sorry, mała, ale dzisiaj mnie tak łatwo nie sprowokujesz. Będziesz musiała trochę się wysilić.
- Kółko – odparło dumnie dziecię płci rzekomo pięknej.
- Kółko mówisz... – zamyśliłam się – Takie okrągłe? – wolałam się upewnić.
- No co ty nie wiesz, jak wygląda kółko? – w oczkach Gimbusówny pojawił się błysk świadczący o tym, że za chwilę z jej ust padnie coś nieprzyjemnego.
- Ależ wiem, drogie dziecię – odparłam prędko – Po prostu upewniam się, czy na pewno mamy to samo na myśli.
- Kółko!
- Dobrze, kółko – zgodziłam się z nią. – W nosie. A w którym miejscu?
- No tu – dziecina pokazała środek noska – To się nazywa Septum. I tu chcę kółko.
- Aha – popatrzyłam spokojnie na twarzyczkę Gimbusówny – Rozumiem, że chcesz wyglądać jak byczek.
Dziecina zamrugała oczętami z niezrozumieniem.
- Byczek?
Przytaknęłam.
- Takie kółka z reguły zakładano bykom. Gdy zwierzę stawało się agresywne, łatwiej było nad nim zapanować. Co prawda nie wiem, czy stosowano to również u krów, ale być może to dobry pomysł – zaczęła ze mnie wychodzić wredna matka.
- I tak sobie go zrobię! – oznajmiło piskliwie dziecię.
- Jasne, ale pod jednym warunkiem – uśmiechnęłam się złośliwie – Kółko ma mieć średnicę powyżej czterech centymetrów, aby łatwiej było przez nie przewlec łańcuch.
- A po co łańcuch?
- Przecież trzeba cię będzie jakoś wyprowadzać z domu celem nakarmienia. W pobliżu łąk nie mamy, pastwisk też, to pewnie przyjdzie mi uwiązać cię na trawniku. W sumie to dobre rozwiązanie – wredna matka zaczęła się rozkręcać. – Odpadnie ci szkoła, nauka, podejrzani znajomi, no i psa przy okazji się wyprowadzi. Chyba zacznę robić zapasy siana na zimę, bo jak śnieg spadnie, może być trochę ciężko ze świeżą zieleninką.
- Ty jesteś jakaś nienormalna! – wrzasnęła Gimbusówna z tym błyskiem w oczkach, który zapowiadał, że zaraz wybuchnie.
- Ja? – zdziwiłam się uprzejmie – Oj Mućka nie marudź.
- Nie jestem Mućka! – zaprotestowało dziecię.
- Muuuu! – zawyła radośnie wredna matka – Fioletowa też nie jesteś, tak więc Milka odpada. A Baśka... – zastanowiłam się – Też odpada. Za fajne imię jak na ciebie.
- I tak sobie nos przekłuję!
- Tylko pamiętaj – rzuciłam lekko – powyżej czterech centymetrów te kółko – na moje wredne usta wypłynął szeroki uśmiech.
Gimbusówna odtruchtała do swojego pokoju, a raczej obórki. A goniło ją moje donośne: Muuuuuuu.
Palący problem kolczyka w nosie pojawił się ponownie podczas spaceru z psem.
- To jak już sobie przekłuję, to dasz mi tylko złotówkę na sól fizjologiczną – zażądało dziecię.
- A po co?
- No bo przecież muszę sobie zmienić opatrunek! – znowu ten głośniejszy ton, którego nie lubię.
- Sama? Mućka, od tego to już będzie wtedy weterynarz
Gimbusówna zaprotestowała, ale już nie słuchałam, bo ileż można wałkować jedno i to samo? Normalnych rozmów o piercingu w tak młodym wieku, odbyłyśmy już tyle, że można by na ten temat napisać powieść kilkutomową.
- Paś się Mućka, bo zaraz wracamy– przerwałam jej słowotok – żeby potem nie było, że kolacji nie jadłaś, bo osobno cię wyprowadzać nie będę.
- Bla bla bla... – kolejny potok słów, których nie słuchałam.

I tylko nie rozumiem dlaczego w Urzędzie Stanu Cywilnego odrzucili moje podanie o zmianę imienia dziecka.
Odpowiedz
#2
Od strony technicznej tylko bym unikała skrótów typu: "lvl" oraz "USC". Lepiej napisać całą nazwę Wink co do treści przedstawienie gimnazjalnej młodzieży - w tym wypadku dziewczyny, trafne. Czekam na kolejne teksty, chętnie coś przeczytam.
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#3
Do pracy!

Cytat:I tylko nie rozumiem dlaczego w USC odrzucili moje podanie o zmianę imienia dziecka.
Ale ora mózg! Najlepsze zdanieSmile!


Cytat:Muuuuuuu.

Chyba lepiej było by z wykrzyknikiemWink.

Cytat:- Kółko – odparło dumnie dziecię płci rzekomo pięknej.

HyhyBig Grin

I popieram emyk, mniej skrótówWink.

Błędów chyba nie ma...
Tekst mi się podoba dobrze pokazuje "gimbuskę", ale bardzo śmieszny nie jest... Mogłabyś w jakiś sposób go poprawićWink. Nie wiem czemu pasuje mi bardziej do działu obyczajowe/psychologiczne.
Z powodu troszkę małych wartości satyrycznych.
4/5 na zachętęWink.
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#4
Ooo - ale wy szybcy jesteście Smile
Dziękuję za podpowiedzi. Tekst już poprawiam - w sumie to jest to surówka - może z czasem wpadnie mi tam do głowy jak go zmienić na śmieszniejszy.
I bezczelnie wrzucam kolejnySmile
Odpowiedz
#5
Ciekawy tekst i bardzo lekko się czytało, bo w sumie większość składała się z dialogów. Dialogi same w sobie zabawne nie były, ale komentarze matki już tak.
Przy okazji potwierdziła się moja obserwacja sprzed kilku lat, że aby coś z dzieciaka wyplenić, to zakazy są kiepskim pomysłem. Najlepiej sprawdza się stara, dobra szydera. Nie wiem na ile ta historia jest umocowana w rzeczywistości, ale jeśli jest "z życia wzięta", to jestem w stanie absolutnie w nią uwierzyć.
Oczywiście ostatnie zdanie to już czysty absurd, który trochę nie pasuje do całej konwencji, ale efektu nie popsuł, więc niech sobie będzie Tongue
Widzę, że szykuje się cała seria. Czytało się przyjemnie, więc na pewno będę śledził kolejne odcinki.
Poziom humoru można ocenić na lekki, bo jakoś szczególnie się nie śmiałem, ale lepiej w tę stronę niż za bardzo przedobrzyć.

4/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
(13-10-2013, 11:28)Laj napisał(a): Przy okazji potwierdziła się moja obserwacja sprzed kilku lat, że aby coś z dzieciaka wyplenić, to zakazy są kiepskim pomysłem. Najlepiej sprawdza się stara, dobra szydera. Nie wiem na ile ta historia jest umocowana w rzeczywistości, ale jeśli jest "z życia wzięta", to jestem w stanie absolutnie w nią uwierzyć.
Oczywiście ostatnie zdanie to już czysty absurd, który trochę nie pasuje do całej konwencji, ale efektu nie popsuł, więc niech sobie będzie Tongue
Widzę, że szykuje się cała seria. Czytało się przyjemnie, więc na pewno będę śledził kolejne odcinki.
Poziom humoru można ocenić na lekki, bo jakoś szczególnie się nie śmiałem, ale lepiej w tę stronę niż za bardzo przedobrzyć.

4/5

Tak, zakazy to kiepski pomysł. Kuszą, aby je łamać.
Logiczne tłumaczenie też nie zawsze daje radę.

Wszystkie historie z Gimbusówną są niestety z życia wzięte, czasami jedynie lekko podkoloryzowane na potrzeby tekstu.
Jak już pisałam "logiczne tłumaczenie nie daje rady" Big Grin
Odpowiedz
#7
Poprawki naniesione - ale chyba znowu pokręciłam zapis dialogowy.

Jak Gimbusówna nie została Mućką.

Gimbusówna jest na etapie dojrzewania (chociaż czasami mam wrażenie, że to proces cofania), prób szukania samej siebie, podkreślania swojej osobowości. Mam nadzieję, że ten etap kiedyś się zakończy – oby jak najszybciej – bez strat dla innych.
Obecna faza rozwoju charakteryzuje się głęboką namiętnością do kolczyków. Był już etap kolczyka w pępku, w uszach, w języku. Ostatnio jednak Gimbusówna wskoczyła na kolejny level. Chce mieć kolczyk w nosie.
Powstrzymałam się od dosadnego wyrażenia, gdzie może sobie ten kolczyk wsadzić, w obawie, że mogłaby moją sugestię potraktować zbyt dosłownie.
A jakoś niespecjalnie chce mi się biegać po proktologach.
Popatrzyłam spokojnie na młodą, nieskażoną myśleniem twarzyczkę Gimbusówny.
- A gdzie chcesz to zrobić? – spytałam.
- W nosie.
Widać moje pytanie było źle ujęte, bo nie taką odpowiedź miałam na myśli.
- Pytałam o gabinet zajmujący się piercingiem – sprecyzowałam.
- Przecież mi nie dasz kasy na ten kolczyk! – Gimbusówna podniosła głos, oznajmiając wszem i wobec, że zaczyna przystępować do ataku. Nie wiem dlaczego niektóre osobniki ludzkie uważają, że zwojują cokolwiek krzykiem. I próbując coś wymusić na mnie, wskakują na wysokie, piskliwe, roznoszące się w promieniu kilkunastu metrów, tony. Normalnie odwróciłabym się na pięcie i olała, ale w tej sytuacji nie za bardzo mogłam. A tłumaczyć Gimbusównie tysięczny raz z rzędu, że tym tonem może sobie pogadać z koleżankami, nie miałam tego wieczoru ochoty. Mimo to ucieszyło mnie, jak szybko do niej dotarło, że nie zamierzam finansować jej kaprysu. I to jeszcze zanim padło to z moich ust. – Sama sobie zrobię! – obwieściła prowokująco.
- Sama? – powtórzyłam za nią, niczym bohaterka jednej z brazylijskich telenowel.
- No przecież sama sobie zrobiłam w pępku i języku! To w nosie też zrobię! – spojrzenie Gimbusówny mówiło wyraźnie: „No dalej stara, zacznij protestować. Oburz się na ten pomysł. Zacznij mi znowu tłumaczyć, że to nierozsądne. A ja wtedy wymyślę coś gorszego niż kolczyk w nosie. Pokłócimy się. Będę mogła trzasnąć drzwiami, strzelić focha.” Znam to jej spojrzenie, kiedy usilnie szuka zwady. Z kimkolwiek.
- Gimbusówna, a jaki ten kolczyk ma być? – Sorry, mała, ale dzisiaj mnie tak łatwo nie sprowokujesz. Będziesz musiała trochę się wysilić.
- Kółko – odparło dumnie dziecię płci rzekomo pięknej.
- Kółko mówisz... – Zamyśliłam się – Takie okrągłe? – wolałam się upewnić.
- No co ty nie wiesz, jak wygląda kółko? – W oczkach Gimbusówny pojawił się błysk świadczący o tym, że za chwilę z jej ust padnie coś nieprzyjemnego.
- Ależ wiem, drogie dziecię – odparłam prędko – Po prostu upewniam się, czy na pewno mamy to samo na myśli.
- Kółko!
- Dobrze, kółko – zgodziłam się z nią. – W nosie. A w którym miejscu?
- No tu – dziecina pokazała środek noska – To się nazywa Septum. I tu chcę kółko.
- Aha – Popatrzyłam spokojnie na twarzyczkę Gimbusówny – Rozumiem, że chcesz wyglądać jak byczek.
Dziecina zamrugała oczętami z niezrozumieniem.
- Byczek?
Przytaknęłam.
- Takie kółka z reguły zakładano bykom. Gdy zwierzę stawało się agresywne, łatwiej było nad nim zapanować. Co prawda nie wiem, czy stosowano to również u krów, ale być może to dobry pomysł – Zaczęła ze mnie wychodzić wredna matka.
- I tak sobie go zrobię! – oznajmiło piskliwie dziecię.
- Jasne, ale pod jednym warunkiem – Uśmiechnęłam się złośliwie – Kółko ma mieć średnicę powyżej czterech centymetrów, aby łatwiej było przez nie przewlec łańcuch.
- A po co łańcuch?
- Przecież trzeba cię będzie jakoś wyprowadzać z domu celem nakarmienia. W pobliżu łąk nie mamy, pastwisk też, to pewnie przyjdzie mi uwiązać cię na trawniku. W sumie to dobre rozwiązanie – Wredna matka zaczęła się rozkręcać. – Odpadnie ci szkoła, nauka, podejrzani znajomi, no i psa przy okazji się wyprowadzi. Chyba zacznę robić zapasy siana na zimę, bo jak śnieg spadnie, może być trochę ciężko ze świeżą zieleninką.
- Ty jesteś jakaś nienormalna! – wrzasnęła Gimbusówna z tym błyskiem w oczkach, który zapowiadał, że zaraz wybuchnie.
- Ja? – Zdziwiłam się uprzejmie – Oj Mućka nie marudź.
- Nie jestem Mućka! – Zaprotestowało dziecię.
- Muuuu! – zawyła radośnie wredna matka – Fioletowa też nie jesteś, tak więc Milka odpada. A Baśka... – Zastanowiłam się – Też odpada. Za fajne imię jak na ciebie.
- I tak sobie nos przekłuję!
- Tylko pamiętaj – rzuciłam lekko – powyżej czterech centymetrów te kółko – na moje wredne usta wypłynął szeroki uśmiech.
Gimbusówna odtruchtała do swojego pokoju, a raczej obórki. A goniło ją moje donośne: Muuuuuuu!
Palący problem kolczyka w nosie pojawił się ponownie podczas spaceru z psem.
- To jak już sobie przekłuję, to dasz mi tylko złotówkę na sól fizjologiczną – zażądało dziecię.
- A po co?
- No bo przecież muszę sobie zmienić opatrunek! – Znowu ten głośniejszy ton, którego nie lubię.
- Sama? Mućka, od tego to już będzie wtedy weterynarz
Gimbusówna zaprotestowała, ale już nie słuchałam, bo ileż można wałkować jedno i to samo? Normalnych rozmów o piercingu w tak młodym wieku, odbyłyśmy już tyle, że można by na ten temat napisać powieść kilkutomową.
- Paś się Mućka, bo zaraz wracamy– Przerwałam jej słowotok – żeby potem nie było, że kolacji nie jadłaś, bo osobno cię wyprowadzać nie będę.
- Bla bla bla... – Kolejny potok słów, których nie słuchałam.

I tylko nie rozumiem dlaczego w Urzędzie Stanu Cywilnego odrzucili moje podanie o zmianę imienia dziecka.
Odpowiedz
#8
Tak tylko w formie bardzo użytecznej ciekawostki pragnę dodać, że na końcu tytułu nie wstawiamy kropki. Uwaga tyczy się także innych Twoich tekstów. Jest to błąd więc lepiej go unikać.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#9
To z kropką na końcu tytułu już zapamiętałam Big Grin
Wreszcie Big Grin
Odpowiedz
#10
Wyłapałem, że tam po tym muczeniu nagle niewiadomo dlaczego zmienia się narracja z pierwszoosobowej na trzecioosobową. To jakieś rozchwianie chyba nastąpiło.
Zdecydowanie bardziej mi się podobało o lekcji religii.
Potrzeby jakiegokolwiek piercingu nigdy nie rozumiałem. Ale no dziewczynką nie jestem. Zdecydowanie więcej moich koleżanek miało przekłute uszy, język, nos, brwi czy pępęk. Na procent kolegów, którzy raczej ucho, jak juz tylko jedno, język mniej, brwi może też jedną. No nie, do tego trzeba mieć chyba predyspozycje jakieś, jak się jest chłopakiem. Aczkolwiek może to też kwestia czasów. Kiedyś jakość tatuaży tez nie była na tyle zachwycająca, żeby coś fajnego wybrać. Teraz jak jest lepszy sprzęt i większy wybór, kolory i te sprawy. Czasy się zmieniają. Kiedyś tinejdżersa stać było na jeden lakier do paznokcji na pół roku, garderoba była powściągliwie uboga, i zamiast normalnych marek perfum, to się dzwoniło do konsultantki Avonu. Kolega mój sie nie chwalił, ale ja wiedziałem, że ma trzy różne dezodoranty i to już mogło wtedy podchodzić pod mega metro, więc w tej kwestii jednak sugerowałbym research. Bo inaczej to się skończy, że w ramach akcji bunt pójdzie i zrobi xDDD
Tak, ja tez pamiętam, że moi parentesi używali szydery. Skończyło się na tym, że w domu panowała jedna wielka szydera i każdy każdemu po swojemu. Przykro było zaprosić gości ;p
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości