11-10-2015, 15:53
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-10-2015, 07:09 przez czarownica.)
Nareszcie sama w domu.
Cisza.
Spokój.
Uwielbiam ten moment, gdy wszyscy wychodzą. Nic mnie wtedy nie ogranicza. Mogę zrobić wszystko, na co tylko mam ochotę.
Podniecona zerkam przez kuchenne okno. Odprowadzam domowników wzrokiem. Muszę mieć pewność, że za chwilę nie cofną się po zapomnianą komórkę lub inny pierdolnik. Odjechali.
Wracam do pokoju. Zaciągam żaluzje. Ok. Jeszcze świeczka. Zapalam, stawiam na parapecie. Włączam muzyczkę, nie za głośno. Secretly Skin. Otulam się jej chrapliwym głosem. Szarpie we mnie te struny duszy, które na co dzień nieużywane, leżą pod grubą warstwą kurzu. Są już lekko rozstrojone, ale z każdym kolejnym taktem zaczynają grać jak należy.
Ściągam wyjściowe ubranie. Rajstopy. Stanik. Majtki. Wreszcie nic mnie nie krępuje. Okrywam się satynowym szlafrokiem w czerwone róże. Jest przyjemnie chłodny i śliski. Kładę się na łóżku. Do pełni szczęścia brakuje mi już tylko jednego.
Pragnę. Całą sobą.
Rozluźniona i gotowa, wkładam pierwszą łyżeczkę do ust. Powolutku. Nie ma pośpiechu. Przecież nikt nie patrzy. Wargi zaciskają się na srebrnej szyjce i delikatnie zsuwają zawartość. Ciepłe jabłka rozpływają się na języku, drażniąc przyjemnym kwaskiem. Pachną jak cudowny jesienny mężczyzna. Ten, który spojrzał na mnie wczoraj ukradkiem w parku. Czegoś jednak im brakuje. Jakiejś subtelności. Łyżeczka pospiesznie zatapia się w białym jak śnieg lodzie śmietankowym. Pochłaniam ją lubieżnie. Jednocześnie czuję zimno i ciepło. Moje podniebienie pieszczone cudowną słodyczą, wydaje cichy jęk rozkoszy. I jakby tego było mało, ta niesamowita aura cynamonu. Magiczny brązowy pyłek. Wszechobecny. Ogarnia moje wszystkie zmysły. Tarzam się w nim i wypełniam jego aromatem.
Z każdą kolejną porcją, pragnę bardziej. Zatapiam się w smaku. Jeszcze jedna. I kolejna. O tak, to jest to. Istnieję tylko ja i mój talerzyk. Już prawie sięgam szczytu, ale potrzebuję silniejszego impulsu. Na nocnej szafce czeka już biała filiżanka. Sięgam po nią. Kładę rozkochane usta na porcelanowej krawędzi. Czarny płyn wypełnia mnie goryczą. Uderza w nozdrza mocą brazylijskiego słońca. Czuję się jak bogini. Najpiękniejsza na świecie. Rozpieszczana. Kochana. Zaspokojona. Tak! Rób mi tak jeszcze! Słodka gra wstępna zakończona długim, gorzkim orgazmem.
A po wszystkim wracają wyrzuty sumienia.
Jestem szmatą.
Mój dietetyk nie wybaczy mi kolejnej zdrady.
Ale przecież on nie musi wiedzieć.
Nikt nie wie.
...
Z dedykacją dla erazmusa
Cisza.
Spokój.
Uwielbiam ten moment, gdy wszyscy wychodzą. Nic mnie wtedy nie ogranicza. Mogę zrobić wszystko, na co tylko mam ochotę.
Podniecona zerkam przez kuchenne okno. Odprowadzam domowników wzrokiem. Muszę mieć pewność, że za chwilę nie cofną się po zapomnianą komórkę lub inny pierdolnik. Odjechali.
Wracam do pokoju. Zaciągam żaluzje. Ok. Jeszcze świeczka. Zapalam, stawiam na parapecie. Włączam muzyczkę, nie za głośno. Secretly Skin. Otulam się jej chrapliwym głosem. Szarpie we mnie te struny duszy, które na co dzień nieużywane, leżą pod grubą warstwą kurzu. Są już lekko rozstrojone, ale z każdym kolejnym taktem zaczynają grać jak należy.
Ściągam wyjściowe ubranie. Rajstopy. Stanik. Majtki. Wreszcie nic mnie nie krępuje. Okrywam się satynowym szlafrokiem w czerwone róże. Jest przyjemnie chłodny i śliski. Kładę się na łóżku. Do pełni szczęścia brakuje mi już tylko jednego.
Pragnę. Całą sobą.
Rozluźniona i gotowa, wkładam pierwszą łyżeczkę do ust. Powolutku. Nie ma pośpiechu. Przecież nikt nie patrzy. Wargi zaciskają się na srebrnej szyjce i delikatnie zsuwają zawartość. Ciepłe jabłka rozpływają się na języku, drażniąc przyjemnym kwaskiem. Pachną jak cudowny jesienny mężczyzna. Ten, który spojrzał na mnie wczoraj ukradkiem w parku. Czegoś jednak im brakuje. Jakiejś subtelności. Łyżeczka pospiesznie zatapia się w białym jak śnieg lodzie śmietankowym. Pochłaniam ją lubieżnie. Jednocześnie czuję zimno i ciepło. Moje podniebienie pieszczone cudowną słodyczą, wydaje cichy jęk rozkoszy. I jakby tego było mało, ta niesamowita aura cynamonu. Magiczny brązowy pyłek. Wszechobecny. Ogarnia moje wszystkie zmysły. Tarzam się w nim i wypełniam jego aromatem.
Z każdą kolejną porcją, pragnę bardziej. Zatapiam się w smaku. Jeszcze jedna. I kolejna. O tak, to jest to. Istnieję tylko ja i mój talerzyk. Już prawie sięgam szczytu, ale potrzebuję silniejszego impulsu. Na nocnej szafce czeka już biała filiżanka. Sięgam po nią. Kładę rozkochane usta na porcelanowej krawędzi. Czarny płyn wypełnia mnie goryczą. Uderza w nozdrza mocą brazylijskiego słońca. Czuję się jak bogini. Najpiękniejsza na świecie. Rozpieszczana. Kochana. Zaspokojona. Tak! Rób mi tak jeszcze! Słodka gra wstępna zakończona długim, gorzkim orgazmem.
A po wszystkim wracają wyrzuty sumienia.
Jestem szmatą.
Mój dietetyk nie wybaczy mi kolejnej zdrady.
Ale przecież on nie musi wiedzieć.
Nikt nie wie.
...
Z dedykacją dla erazmusa