Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Indyjska pyra w turbanie
#1
Photo 
To, że będę miał swobodny kontakt z Hindusami, wiedziałem odkąd poszedłem z bratem na film Kto cię uczył jeździć – on wybuchał śmiechem, kiedy japoński sensei uczył imigranta ze Stanów jak zamykać drzwi w dwóch ruchach i przed wejściem zawsze nasłuchiwać, czy przypadkiem nie zbliża się pociąg, a ja podskakiwałem na fotelu, gdy Niemka uczyła się sygnalizacji, polegającej na wymachiwaniu czterech znaków przez okno samochodu i gdy na końcu dostała prawo jazdy za piękny uśmiech. Hindusi lubią być blisko siebie: są rodzinni, ciepli i tylko niektórym przeszkadza, że przed ich domem leży sterta śmieci – wolą wtedy włączyć głośną muzykę, pogłaskać krowę, wypaćkać się kolorami albo zjeść puri z ostrą wkładką. Ważne, żeby się pokłonić przed świątynią, wyczesać brodę, elegancko związać turban - sprawa recyklingu jest na drugim miejscu, przy czym schodki podium dzieli ogromna przepaść.

[Obrazek: tumblr_inline_n2oai74SAd1r8w8n8.jpg]

Tak, ludzie są zadbani i przyjemnie pachną – mówię o kosmetykach – tych, których stać na niewiele to najczęściej stać już na higienę. Z reguły pachną czymś świeżym, naturalnym, jakimś olejkiem czy ziołem - prędzej straganem z owocami, niż atakującym nozdrza sklepem wolnocłowym. Zapach Hindusów zdecydowanie kontrastuje z zapachem ich ulic, także główna różnica świeżości polega tu na tym, że u nas ulice pachną dobrze, neutralnie, ale za to w tramwaju można dostać alergii, a tutaj gdy nie ma koło kogo postać, należy szukać oazy.

Jakkolwiek jest ich wielu, to nie Hindusi, a dokładniej nie hinduiści, zaskoczyli mnie najbardziej, bo jak wspomniałem, bez problemu wmieszałem się w tłum – łatwo było mi postawić pierwszy krok, a każde kolejne coraz łatwiej. Zdziwienie dopadło mnie natomiast w starożytnym mieście na terenie Delhi - nie tylko dlatego, że bilet turystyczny kosztował dwadzieścia pięć razy więcej od miejscowego (zamiast pięćdziesięciu groszy, cena wyniosła dwanaście i pół złotego), ale dlatego, że to tam po raz pierwszy stałem się atrakcją turystyczną – naturalnie – w egzotycznych krajach przyjezdni są równie egzotyczni, tak więc wiele osób chciało zrobić sobie ze mną zdjęcie. Pierwsi zgłosili się “westernowcy”, czyli młodzi Hindusi w raybanach, rozpiętych do mostka koszulach i włosach na żel, którzy uwielbiają Hollywood, a zamiast jogi wolą siłownię. Potem małe dziewczynki wołały na mną “Kriszna” (wtedy jeszcze nic o nim nie wiedziałem, tylko z nazwy i filmu ze Stuhrami), więc potem ich rodzice pytali, czy mogłyby sobie ze mną zrobić zdjęcie. W takich antycznych miejscach dużo się słyszy, że “jaka tutaj jest niesamowita energia” oraz inne wybuchy ogólnego podniecenia i jakkolwiek to brzmi, niewiele odstaje od rzeczywistości - tak mniemam, ale i zasłyszałem od człowieka, który, nie wątpię, ma wizję tejże, czyli od osoby oświeconej.

[Obrazek: tumblr_inline_n2oae0yvzN1r8w8n8.jpg]

"Indie to ziemia święta, reszta świata służy do zabawy" - to jedno z powiedzeń i zaczynam się przekonywać, że tylko z pozoru chełpliwych, bo któryż to naród nie jest narodem wybranym? Funkcjonuje tutaj obiegowa opowieść o uczniu i nauczycielu, którzy, skazani na wygnanie, stacjonowali nad brzegiem rzeki. Długo już razem maszerowali i znosili swoje towarzystwo, więc uczeń postanowił przepłynąć się na drugą stronę, coby popuścić pary. Jednak kiedy wrócił, stanął przez swoim mistrzem i począł na niego krzyczeć: "Jesteś głupcem, który zatracił królestwo! Zobacz tylko, jak wszyscy przez ciebie cierpimy! Dlaczego miałbym z tobą zostać? Odejdź! Nigdy już za tobą nie podążę!". Guru był zszokowany – zachowanie jego ucznia w ogóle nie pasowało do jego charakteru – więc pomyślał, że odmienić go musiała ziemia leżąca po drugiej stronie rzeki. Kiedy zawołał ucznia z powrotem do siebie, ten rzucił się na kolana i błagał o przebaczenie, na co mistrz odpowiedział mu: "To nie twoja wina. To wpływ tamtej ziemi, więc proszę cię, nigdy więcej tam nie płyń". Podobnie ze starożytnym miastem i świątynią lotosu w Delhi, czy Ghost City, Red Fortem, Taj Mahal albo pałacem w Jaipurze – dzięki nim można dostrzec w drugiej osobie tę moc, która pozwala się cieszyć nawet w czasie grypy żołądkowej – a są i takie miejsca, w których łatwiej jest rozwijać umiejętność narzekania, oczywiście konstruktywnego.

Tak więc z tą energią było coś na rzeczy, a zaraz po sesji z dziewczynkami i młodymi Johnami Travolta, zrobiłem rundę między rzeźbionymi ruinami i napatrzyłem się na nierdzewną, wielowiekową kolumnę z brązu, po czym usiadłem na metalowej ławie. Słońce grzało, był to środek lutego. Siedzę sobie, oddycham, gdy jak raz podchodzi do mnie rodzinka… ba! Rodzina! Bo wielka: ojciec jak góra, żon kolorowych jak brzóz i córek po horyzont i pytają, czy można zdjęcie. Wtedy ich jeszcze nie rozpoznawałem, ale to właśnie o nich chcę powiedzieć, o muzułmanach, bo to oni głęboko mnie zaskoczyli i zaskakują dalej. Są łagodniejsi, może jak woda, że się tak elementami posłużę, nie tak wścibscy jak ogień, nie stosują gierek, przesadnego wypytywania czy szukania uśmiechu – co wcale nie znaczy, że nie znają intryg. Jak pamiętam z opowieści rodziców, a studiując w Moskwie mieli towarzyszy międzynarodowych, u nich szczytem honoru jest właśnie szyta na miarę, inteligentna intryga. Także pilnują języka, czyli i przy nich warto go pilnować, bo u nich słowo to Słowo, nie ma obrazków czy symboli zwierząt, jest tylko litera – Taj Mahal cały uzdobiony jest Koranem. Kiedy mówię o ich łagodności, o tej ciszy na morzu, powracam myślami do “riding on their feeling” jeszcze z Tuluzy, kiedy w szczególnym towarzystwie znaleźliśmy ukrytą kawiarenkę, gdzie palono sziszę. Oni muszą mieć głębokie kanapy, jest im z nimi do twarzy, kanapy wygodne, gdzie można usiąść jak w amerykańskim siodle i nigdzie nie jechać.

[Obrazek: tumblr_inline_n2oap21lNE1r8w8n8.jpg]

Być może jestem naiwnie zauroczony, ale kiedy patrzą lub rozmawiają ze mną to suną jak maybach na zakręcie – z komfortowym dystansem, mocni, basowi. Innym razem, gdy schodziłem do recepcji kliniki w której mieszkam, aby spytać, czy mają pralkę, przy ladzie stała rodzina – poczułem tylko, że muzułmańska, ale pewności nie miałem – nie byli ubrani charakterystycznie. Po krótkiej rozmowie z recepcjonistą i ustaleniu terminu prania, zdecydowałem się na pranie ręczne, a że miałem przy sobie kolorowe kulki do żonglowania, jeszcze dodatkowo stojąc w jaskrawozielonych krótkich spodenkach i białej podkoszulce z indyjskim dekoltem, zwróciłem uwagę ich małej córki – być może przypominałem clowna. Patrzyła to na mnie, to na piłki, a kiedy wyszedłem na dwór pożonglować, stanęła w drzwiach i patrzyła. Chwilę później podeszła bliżej, razem z ojcem, przyglądając się jak kolega ochroniarz stawia pierwsze kroki w żonglerce, a potem zrobiłem dla wszystkich przedstawienie z najlepszymi sztuczkami na jakie było mnie stać. Posypały się oklaski, a do towarzystwa dołączyła matka i żona, kark rodziny. Rozmawialiśmy i po chwili znów miałem wrażenie, jakby czas stanął w piasku i wyrosła z niego piramida. Hindus zaniemówił, dyszał. Mnie się podoba z jakim szacunkiem oni podchodzą do rozmówcy – nie, że w ogóle z szacunkiem, bo to podstawa, ale jakim jego przejawem – no po prostu lubię z nimi rozmawiać.
Przedstawiliśmy się sobie, wszyscy mieli końcówkę Khan, więc i ja dla żartu powiedziałem, że jestem Kuba Khan. Wtedy ich córka zapytała, czy jestem muzułmaninem i powiedziałem, że nie. A ona, czyli  że Hinduistą, a ja, że nie, a ona wtedy, czy Chrześcijaninem. No i się zastanowiłem krótko, co odpowiedzieć – no bo kim jestem z wyznania? Przecież nie planktonem, ani elektronem, wierzyć nie muszę, bo wiem i czuję, ale nie chciałem małej dziewczynki kłopotać. Odpowiedziałem więc, że jestem z Chrześcijańskiej Europy, co zdało się wzbudzić jeszcze większe zaufanie rodziny, a było absolutnie zgodne z prawdą. Przez jakiś pryzmat na świat przecież patrzę, jakąś kulturę reprezentuję w tym egzotycznym świecie, to na tych właśnie fundamentach dom moralny zbudowałem – nawet jeśli z pewnymi przeróbkami, ogrodem i przybudówką – i jestem z niego zadowolony. Jednak dała mi do myślenia. Właśnie po tej rozmowie, godzinę później, rozciągając się w pozycji psa z ogonem w górze, zdecydowałem, że kupię książkę. Po niedługich poszukiwaniach, wybrałem najdłuższą, a dzięki kindlowi równie grubą co inne, która wydaje się być zupełnie wyczerpująca – Europe: A History (w polskiej wersji tytuł brzmi Europa. Rozprawa historyka z historią), a jej autorem jest Norman Davies. Po kilku godzinach lektury mój czytnik wciąż wskazywał 1% postępu, a ja coraz wyraźniej dostrzegałem, że odpowiedź, którą dałem wtedy tamtej muzułmańskiej rodzinie, była bardzo trafna… a chwilę później polubiłem na Facebooku stronę ”Literatura polska, o której nie miałeś pojęcia, bo jesteś tępym chujem”. Happy Holi!

[Obrazek: tumblr_inline_n2nycpkCyU1r8w8n8.jpg]
Odpowiedz
#2
bardzo zajmujące Smile polecam każdemu. zdjęcia też sympatyczne. w ogóle to powinno poznać szersze grono odbiorców, niż te tutaj kilkuosobowe, jakie przewiduję. obyś nie zostawił tu tak tego na zmarnowanie. ah, no i pozazdrościć wojaża Smile
Odpowiedz
#3
Czytałem cały czas z delikatnym uśmiechem na twarzy. Tekst jest neizwykle przyjemny, kołysze jak na hawajskim hamaku. I gdzieniegdzie wplecione humorystyczne teksty i obserwacje.
Podoba mi się też struktura. Najpierw piszesz o miejscu, w którym jesteś, potem o ludziach, a na końcu trochę o sobie. I to względem siebie miałeś największe wątpliwości. Ale tak to już jest, że własną tożsamość buduje się poprzez kontakt z innymi.
Jest tylko jedno zastrzeżenie. Nie ten dział Tongue Ten tekst to publicystyka. A konkretnie świetny felieton podróżniczy. Ja na Twoim miejscu napisałbym do paru magazynów podróżniczych z pytaniem, czy nie chcieliby dostawać Twoich tekstów Smile

5/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Dzięki chłopaki, bardzo miłe komentarze. Może gdzieś podeślę albo napiszę coś grubszego Smile Ciekawe spostrzeżenie z tym budowaniem tożsamości, Laj. Pozdrawiam.
Odpowiedz
#5
Cytat:polegającej na wymachiwaniu czterech znaków przez okno samochodu
"wymachiwaniu czterema znakami"

Cytat:Kiedy mówię o ich łagodności, o tej ciszy na morzu, powracam myślami do “riding on their feeling” jeszcze z Tuluzy, kiedy w szczególnym towarzystwie znaleźliśmy ukrytą kawiarenkę, gdzie palono sziszę.
Chodzi mi o to, co ujęte jest w cudzysłów. Nie mam pojęcia, do czego się odnosi i przez to nie do końca rozumiem zdanie.

Fajnie Ci to wyszło, taki reportaż Wink mam nadzieję, że będzie kontynuacja, bo masz interesujące przemyślenia i zwracasz uwagę na detale kulturowe. Nie widać tu jakiejś konkretnej konstrukcji(chyba, że ta o której pisał Laj), ale każdy paragraf jest spójny.
Wygląda mi to na podróż w poszukiwaniu siebie Wink
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#6
To był wyjątkowo krwisty osobnik. Brudasek trochę tu nabrudził, a ja na spółę z nim, ale estetycznie jakoś mnie to nie rusza. Chcę do mamusi. Mamusia!
Decrease your Brain Dumps.com stress by using our latest 1z0-102 exam and best quality hood.edu and sjs.
Odpowiedz
#7
To aby na pewno jest w dobrym dziale?

Twoje refleksje bardzo odpowiadają refleksjom mego szanownego Padre - gdyby zliczyć jego wyjazdy, w Indiach spędził około roku. Parę lat już minęło, a mnie nadal zachwycają zdjęcia, film o prowincji Rajastan i kolorowe tuniki, które dostałam. Do dzisiaj je noszę Wink
Fajnie, że byłeś, zobaczyłeś i pokazujesz. Do tego w świetnym stylu.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#8
No przyznam, że miałem Cię na samym początku pogonić za wstawianie wielgachnych fotografii. No ale co tam, nie będę złym adminem. W zasadzie tekst powinien znaleźć się w publicystyce, ale jak już jest tutaj to niech tam będzie.
Muszę przyznać, że masz smykałkę do felietonu i reportażu. A i faktycznie, w ludziach wschodu jest coś takiego specyficznego.. W sumie zgadzam się z Tobą Smile
Pozdrawiam.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Tekst jest świetny, czyta się jednym tchem, a puenta wymiata. Wink
Odpowiedz
#10
Jako że Indie są na mojej niepisanej liście miejsc, które koniecznie muszę odwiedzić, bardzo się ucieszyłam, że mogę tu o nich poczytać. Świetny reportaż, bardzo lekki, przyjemny, niezwykle zajmujący. Puenta to mistrzostwo świata Big Grin
Jestem fanką reportażu, a Twój naprawdę bardzo, bardzo mi się podobał i czekam na więcej!

Ode mnie 5/5
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#11
Bardzo mi miło czytać wasze komentarze, i to prawie sami starzy (ale młodzi) stali bywalcy. Cieszę się, że mieliście czas na przeczytanie. Tutaj podsyłam link do utworu "Riding for the feeling", który pojawia się w tekście. Serdecznie pozdrawiam!



Odpowiedz
#12
Przeczytałam jednym tchem. Świetne!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości