Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ile w nas jest Adama, a ile Miauczyńskiego?
#1
Ile w nas jest Adama, a ile Miauczyńskiego?

Ile w nas jest Adama, a ile Miauczyńskiego? Pytanie to stanowi idealny wstęp do moich przemyśleń o tej jakże tragicznej postaci polskiego filmu. Dla niezorientowanych w temacie, wyjaśnię, że Adam Miauczyński to wykreowany przez Marka Koterskiego bohater kilku filmów i przedstawień teatralnych. Nie jest to jednak jednolita postać. Imię to nosili różni bohaterowie, kreowani choćby przez Marka Kondrata czy Cezarego Pazurę. Sam Adam to raczej motyw, przeciwieństwo człowieka sukcesu. Na przestrzeni lat powstały filmy przedstawiające go w różnych, ale zawsze tragicznych okolicznościach. Zwykle Adaś jest człowiekiem posiadającym wyższe wykształcenie (zwykle humanistyczne) a zarazem człowiekiem wulgarnym, sfrustrowanym i życiowym nieudacznikiem. Jak powiedziała niegdyś moja nauczycielka historii: „Adam Miauczyński to najlepsza ilustracja upadku polskiej inteligencji”. Jest w tym stwierdzeniu dużo racji, co ukazuje się szczególnie w późniejszych filmach. Adam wielokrotnie stwierdza, że jego wykształcenie nie dało mu tak naprawdę tego, czego pragnął. Jest rozczarowany, bo będąc zdolnym studentem i światłym człowiekiem, musi wykonywać jakieś beznadziejne zajęcia, jak praca jako drugi reżyser w filmach historycznych, od którego „zupełnie nic nie zależy”, czy nauczyciela muszącego zmagać się z potworną młodzieżą jednej z łódzkich szkół. Łódź to kolejny element spajający większość filmów z serii. Przedstawiona jest jako miasto brudne, obskurne, zamieszkane przez całą masę nieprzyjemnych typów i znienawidzone przez nieszczęśliwego bohatera, który nieraz obwinia je o swoje porażki. Przyjrzyjmy się jeszcze personaliom bohatera, które też nie są bez znaczenia. Jak powiedział kiedyś twórca postaci, Adam to synonim mężczyzny, tego pierwszego, stworzonego przez Boga na swoje podobieństwo. Miauczyński nawiązuje do dźwięku wydawanego przez kota, można by powiedzieć nawet: małego kotka. Jest to wykoślawienie obrazu walecznego lwa. Poszczególne filmy o Adasiu nie są, jak już wspomniałem, powiązane bezpośrednio, choć każdy porusza inny, ale zawsze drażliwy temat. Pozwolę sobie przywołać kilka z nich:

Dom wariatów (1984)
Tutaj wszystko się zaczęło. Porażka się zaczęła, Adam (Marek Kondrat) się zaczął i filmy się zaczęły. Jest to opowieść powrocie 30-letniego Adama do rodzinnego domu, w którym nie sposób odróżnić serdeczności od wrogości. Domownicy wielokrotnie powtarzają te same czynności, a Adam wydaje się być tylko obserwatorem dziwacznego porządku. Trudno w ogóle zrozumieć, o co tu chodzi. Działania bohaterów zdają się być niczym nie motywowane i bezsensowne... Istny dom wariatów. Na uwagę zasługuje wybitny Tadeusz Łomnicki w roli ojca głównego bohatera.

Życie wewnętrzne (1986)
Michał aspołeczny – to stwierdzenie najlepiej oddaje atmosferę filmu. W tym obrazie główny bohater nazywa się Michał Miauczyński (w tej roli Wojciech Wysocki), ale ta postać także należy do wspomnianej serii. Bohater filmu jest aspołeczny, złowrogo nastawiony do sąsiadów oraz obcokrajowców, a co najgorsze – nienawidzi żony, którą nazywa „zdezelowaną rurą”. Wszystko mu przeszkadza i wszystko jest nie tak, jak powinno. Historia jest dodatkowo przeplatana fantazjami erotycznymi dotyczącymi ponętnej sąsiadki bohatera. W mojej opinii jest to najbardziej odpychająca postać całej serii.


Nic śmiesznego (1995)
Mój ulubiony. Adaś jako reżyser filmowy, który prze całe życie „zawsze był numerem dwa”. Genialna rola Cezarego Pazury i równie genialne dialogi, które na stałe weszły do języka. Miauczyński opowiada zza grobu tragiczną historię swego życia. Matka ubierała go w dzieciństwie w sukienki, bo chciała mieć córkę. Skończył dwa fakultety: polonistykę i reżyserię, ale w życiu zawodowym wywalono go ze wszystkich filmów, w których i tak był drugim reżyserem i nie miał wpływu na nic. W miłości też nie miał lekko. Rozwiódł się z pierwszą żoną, ale pomimo tego nadal mieszkali pod jednym dachem w znienawidzonej przez Adama Łodzi. Kiedy w końcu dostał możliwość nakręcenia własnego filmu, cenzura wycięła mu najlepsze sceny. Na koniec pojawił się jeszcze alkohol, by dopełnić dzieło zniszczenia.

Ajlawju (1999)
Adaś (Pazura) zakochany w ponętnej Kasi Figurze. Pomimo najszczerszych chęci, nie jest jednak zdolny do życia w związku. Ich relacja składa się z ciągłych kłótni i awantur o nic. Istna makabra, ale też najsłabsza jak dotychczas część serii, przynajmniej moim zdaniem.

Dzień Świra (2002)
Wielki powrót Adama Miauczyńskiego (tym razem Kondrat). Znowu Łódź i znowu porażka, ale za to w jakim stylu! W tej części oglądamy Adasia-numeromana, hipochondryka żyjącego według dziwacznych schematów. Wszystkie czynności zaczyna o pełnej godzinie, bierze siedem łyków wody, siedem garści płatków, siedem razy myje twarz, siedem razy popija leki… i tak dalej. Chce być poetą, chce tworzyć, ale nie pozwalają mu na to uciążliwi sąsiedzi, robotnicy rozkopujący chodnik, załatwiające się pod oknem psy. Reżyser ostro przejechał się po naszych narodowych stereotypach, których pięknym, a zarazem dobitnym podsumowaniem jest „Modlitwa Polaka”. Jeszcze tylko szczypta nienawiści wśród polityków, krótka krytyka wulgaryzacji telewizji i mamy przepis na arcydzieło! Jednakże, jak przyznają sami twórcy, Adam jest tutaj człowiekiem po prostu samotnym. Pragnie odzyskać swoją ukochaną z młodości, ale w końcu stwierdza, że w jego życiu nie ma już miejsca na miłość.

Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006)
I ostatni jak na razie film o naszym kochanym nieudaczniku. Zrywa z tragikomiczną konwencją poprzedników na rzecz dramatu społecznego, o wiele bardziej na miejscu, biorąc pod uwagę drażliwą tematykę. Film opowiada bowiem o alkoholizmie, który jest istną plagą w naszym pięknym kraju. Adaś (Kondrat), tym razem jest pracownikiem naukowym wydziału kulturoznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego. W nałóg wpadł wcześnie, podkradał ojcu nalewkę jeszcze jako dziecko. Ojciec z resztą też pił, a syn Adasia, przytłoczony sytuacją, ma złe wyniki w szkole i zaczyna brać narkotyki. I tak ciągnie się ta czarna sztafeta nałogu, która w takim samym stopniu niszczy uzależnionych, oraz ich bliskich. Najpierw matka, która całe życie starała się pomóc synowi, którym również w późniejszym czasie kierują te same intencje. Co prawda Sylwek, jako małe dziecko miał on z Adamem dobry kontakt i przeżyli wiele wspaniałych, a także ciężkich chwil, ale co z tego, kiedy dramatyczne przeżycia związane ze słabością rodzica przyćmiewają całe szczęście, jakie go w życiu spotkało? Sylwuś (syn, w tej roli świetny Michał Koterski) za wszelką cenę stara się wyciągnąć ojca z nałogu. Film jest utrzymany w konwencji spowiedzi Adama przed synem, którego głowę zdobi… korona cierniowa. Mocne, a zarazem mądre kino. Gorąco polecam, choćby ku przestrodze.

To już koniec naszej wędrówki po świecie Adama Miauczyńskiego. Jak widać postać ta zdaje się być tylko pretekstem do odkrycia naszych słabości i wiecznego narzekania na wszystko. Szczególnie śmiałe posunięcia Koterskiego, jak „Modlitwa polaka”, czy samo poruszenie tematu alkoholizmu z pewnością przysporzyły mu wrogów, ale te filmy nie są stworzone dla sympatii. To mocne kino społeczne, przestrzegające nas przed nami samymi. Może oglądając któryś z nich zadamy sobie przytoczone już na początku pytanie: Ile tak naprawdę jest w nas Adama, a ile Miauczyńskiego?

koniec
Odpowiedz
#2
Cóż, trochę brakuje w naszym kinie czy w ogóle - choćby w serialach naprawdę dobrych, ciekawych postaci. Wynika to może z pewnej maniery przy produkcji, że ma się sprzedać, a jak ma się sprzeda, to musi być sztampa. Albo z chęci ekranizacji jakiś dziwolągów literackich (tak odbieram różne ataki przypuszczane na pewne rozlewisko).

No i sprawa poruszania ważnych kwestii społecznych. "Galerianki" sprzedały się, bo były klnące małolaty i seks. U nas nie chodzi się do kina myśleć, tylko się odstresować.

Co do warstwy technicznej trochę niezrozumiałe jest zdanie: "Co prawda, jako małe dziecko miał on z Adamem dobry kontakt i przeżyli wiele wspaniałych, a także ciężkich chwil, ale co z tego, kiedy dramatyczne przeżycia związane ze słabością rodzica przyćmiewają całe szczęście, jakie go w życiu spotkało?" "Miał" czyli on, czyli ojciec - tak?
"Problem w tym, mili moi, że za mało tu kowboi, a za dużo się wypasa świętych krów"
Z. Hołdys, Lonstar, "Countrowersja" 

Kroniki Białogórskie: tom I - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=2143 (kto szuka ten znajdzie wersję płatną Wink ); tom II - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9341.

kronikibialogorskie.pl, czyli najbrzydsza strona www w internetach
Odpowiedz
#3
Nie. Chodzi o Sylwka.
Odpowiedz
#4
Tak już jest. Dzisiaj seks i przemoc rządzą kinem. A postacie typu Miauczyński są odbierane - przez większość - jako postacie komediowe. Niby od komedii do tragedii jeden krok. Smile

Pozdrawiam.
"Umierając we własnych łożach, za wiele lat, będziecie chcieli zamienić te wszystkie dni, na jedną szansę, jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam naszej wolności!" William Wallace
Odpowiedz
#5
Ciekawy tekst. Można by go ubogacić, dodając szczegółowe metryczki omawianych filmów. Być może przydałby się tez krótki biogram reżysera.

Co do szczegółów "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" to film wstrząsający, a "Dzień świra" - to najbardziej przygnębiający i jednocześnie najzabawniejszy film w polskim kinie ostatnich lat. Przynajmniej dla mnie, jako polonisty z wykształcenia Tongue

I nie bardzo podoba mi się określenie z początku "dla niezorientowanych w temacie"; nie wiem, czy takie "aplikacje" nie są zbyt infantylne.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
http://www.rw2010.pl
Rewolucja wydawnicza nadeszła!
Odpowiedz
#6
Dzień Świra jest zaiste przygnębiający, ale do mnie najbardziej trafia "Nic Śmiesznego". Zauważyłem kiedyś, że każdy identyfikuje się z innym Adamem, zależnie od sytuacji. Tak na marginesie, to tekst jest już dostępny w twoim wydawnictwie.
Odpowiedz
#7
(25-07-2011, 14:44)easy-rider napisał(a): Dzień Świra jest zaiste przygnębiający, ale do mnie najbardziej trafia "Nic Śmiesznego". Zauważyłem kiedyś, że każdy identyfikuje się z innym Adamem, zależnie od sytuacji.

"Nic śmiesznego" mnie z kolei podoba się nieco mniej - jest tam mnóstwo gagów i tekstów świetnych, ale jakoś Pazura do mnie nie trafia...

(25-07-2011, 14:44)easy-rider napisał(a): Tak na marginesie, to tekst jest już dostępny w twoim wydawnictwie.

Zauważyłem Big Grin
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
http://www.rw2010.pl
Rewolucja wydawnicza nadeszła!
Odpowiedz
#8
o filmach Koterskiego mógłbym rozmawiać godzinami. Dla mnie najważniejszy jest "Dzień Świra". A oglądając "Dom wariatów" bardzo często musiałem po prostu wyłączać telewizor...
Tekst jest dobry, czy też wręcz bardzo dobry, ale rzeczywiście brakuje tu notki o samym reżyserze i jego rodzinie (Michał). To też niezła jazda... OK.


PS. Mam wrażenie, że "Dzień Świra" to Warszawa (Ursynów).



Pozdrawiam.
G.A.S - Groteska, Absurd, Surrealizm.
Odpowiedz
#9
Nie wiem, ale zwykle przedstawia Łódź. Choć w tej części faktycznie pada Uniwersytet Warszawski, o ile dobrze pamiętam (a film znam niemal na pamięć). Plenery w Warszawie.. ale nie padła nazwa żadnego miasta, więc proponuję uznać, że miejscem akcji jest po prostu polskie miasto.
Odpowiedz
#10
Kocham Dzień Świra! Oglądałam tyle razy, że znam niemal na pamięć, a jednak uwielbiam. Bo to przekrój przez naszą mentalność i wady narodowe, a tego nam trzeba - spojrzenia na siebie.
Innych filmów z Miauczyńskim jeszcze nie widziałam, ale poczułam się zachęcona tym tekstem. Dzięki Wink
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości