Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
I trusted you
#1
Ten tekst napisałam parę lat temu pod wpływem chwilowego ale intensywnego natchnienia. Nie którzy mówili mi że jest dobry, inni mówili że beznadziejny, jeszcze inni mówili "kobieto, ty jesteś chora". Wiem że ten tekst ma swoje wady ale i tak go lubię. I myślę że ktoś mi powinien wytknąć błędy popełnione w tym tekście bym nie popełniała ich w przeszłości. No i pewnie można się z tego opowiadania pośmiać (na pewno znajdzie się tam niezamierzony komizm) a więc miłej zabawy Smile

I trusted you
Mania — zaburzenie psychiczne z grupy zaburzeń afektywnych charakteryzujące się występowaniem podwyższonego bądź drażliwego nastroju. Stany maniakalne opisywane są przez pacjentów jako doświadczenia przyjemne; sprawiające, że czują się szczęśliwi. Pacjenci, których nastrój podczas manii jest drażliwy, nie opisują tego doświadczenia jako przyjemne, szybko się frustrują, a próba wpływu na ich zamiary powoduje u nich nasilenie gniewu bądź występowanie urojeń prześladowczych.
Wikipedia
„Nienawiść, ból, tęsknota… Jeśli widząc kogoś nóż Ci się w kieszeni otwiera a na dodatek ten ktoś ci ufa to koniecznie poznaj moją historię. Zanim ten nóż znajdzie się w niewłaściwym miejscu…”
Micah
Lecąca dziecięca piłka trafiła prosto w wazon, który spadł z półki i rozprysł się w drobny mak. Dwaj przerażeni chłopcy stanęli jak wryci patrząc na własnoręczne dzieło zniszczenia.
- Noah, co robimy?! - krzyknął przerażony Micah. Jego jasnobrązowe włosy lepiły mu się do spoconego czoła zakrywając szare błyszczące oczy.
- Nie wiem - jęknął Noah. Usłyszeli nerwowe kroki. Z salonu nie było innego wyjścia, mogli tylko stać wśród odłamków porcelany spoceni i przerażeni. Matka Noah wparowała do pokoju.
- Który to zrobił?! - krzyknęła głośno zapominając o dobrych manierach wobec gościa. Bądź co bądź wazon był dla niej ważny. Micah spuścił głowę, gdyż był winny. Chciał się przyznać lecz nie mógł otworzyć swoich suchych ust.
- Ja to zrobiłem, mamo! - powiedział Noah. Micah spojrzał na niego zaskoczony. Noah stał ze spuszczoną główką, mrużąc swoje duże zielone oczy. Jego drobną twarzyczkę zakryła fala ciemnych włosów a policzki oblał rumieniec wstydu.
Mama Noah nakrzyczała na niego i nałożyła litanię kar które i tak ponoć zdjęła po dwóch dniach. Gdy wyszła z pokoju po zmiotkę Micah spojrzał na przyjaciela przepraszającym spojrzeniem. Wtedy Noah uśmiechnął się. Był to jeden z jego najwspanialszych uśmiechów.
- W porządku - powiedział - Chodźmy!
Wziął przyjaciela za rękę i poszli do ogrodu.
***
- Cześć Noah! - wykrzyknął w stronę przyjaciela Micah. Rzucił teczkę na swoją stronę ławki o mało co nie trafiając przyjaciela w głowę.
- Cześć Micah - mruknął Noah. Oboje mieli już siedemnaście lat. Wyglądali już bardziej dojrzale. Noah był w oczach dziewcząt bardzo piękny. Był średniego wzrostu i szczupły, miał jasną cerę i miękką skórę. Jego jasną twarz okalały półdługie czarne włosy a spod grzywki błyszczały duże, szmaragdowo – zielone oczy. Ogólnie sprawiał wrażenie chłopca uroczego, lecz z lekka zniewieściałego.
- Masz cienie pod oczami – zauważył Micah siadając obok niego. Odgarnął grzywkę z oczu. Od kilku miesięcy zapuszczał włosy, lecz mało rosły. Micah w ogóle nie był podobny do przyjaciela. Był wysoki, ramiona miał bardziej silne i umięśnione. Miał jasnobrązowe włosy i szare oczy, nieco matowe i tak dziwnie patrzące, jakby groźnie. Miał też trochę ciemniejszą skórę, szorstką szczególnie na dłoniach.
- Czytałem do późna – powiedział Noah wyrywając przyjaciela z zamyślenia.
- To bardzo nieodpowiedzialne – powiedział Micah udając flegmatyczny ton nauczyciela historii, po czym dodał, zmieniając ton na słodki – Cienie pod oczami szpecą twoją śliczną buzię!
Noah był niewyspany toteż nie miał nastroju by cierpliwie znosić żarty przyjaciela. Posłał mu ironiczny uśmiech.
- Krzywo zapięta koszula i rozpięty rozporek też nie są ozdobą – mruknął i otworzył zeszyt.
Zadzwonił dzwonek. Uczniowie weszli do klasy i zasiedli w ławkach, nastał gwar ostatnich przed lekcją rozmów. Akurat dzisiaj ich temat był dość istotny i ważny, lecz przyjaciele stuprocentowo zajęci własnym towarzystwem nie interesowali się zbytnio, co się dzieje wokół. Nauczyciel wszedł do klasy i zaczęła się lekcja, a przynajmniej tak zdawało się przyjaciołom, którzy pochylili się nad zeszytami udając, że się uczą. Klasa była jednak podejrzanie cicha, co zwróciło uwagę Noah, który podniósł głowę… Przy tablicy stała dyrektorka, nauczyciel i jakaś dziewczyna, której nie znał. Ich oczy się spotkały. Noah zawstydzony, spuścił oczy i myśląc, że to jakaś nowa uczennica lekko kopnął Micaha w kostkę. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę, po czym wymienił spojrzenia z przyjacielem.
- Drodzy uczniowie, o to Eva Merridew. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją przyjaźnie – powiedział dyrektor. – Evo usiąść proszę. Ja już idę panie Pember. - dodał i wyszedł.
Eva zmierzyła klasę wzrokiem. Zauważyła, że pierwsza ławka jest tylko wolna, toteż tam usiadła. Była to ławka tuż przed ławką Micaha i Noah.
- Całkiem ładna, czyż nie? – szepnął Micah.
Noah kiwnął głową wpatrzony w tył głowy dziewczyny zamyślony nad czymś głęboko. Dziewczyna chyba wyczuła jego spojrzenie bo odwróciła głowę…
Ich oczy znowu się spotkały i Noah, zarumieniony jak dojrzałe jabłko, zareagował paniką. Odsunął się gwałtownie w tył razem z krzesłem i uderzył w ławkę za sobą, która odsunęła się na tyle by Noah mógł spaść z krzesłem. Krzyknął i od razu próbował wstać, dość niedołężnie, co wywołało ogólną wesołość w klasie. Noah w końcu wstał, chwycił przyjaciela za rękę szukając wsparcia, co nie uszło uwadze klasy. Micah westchnął. Noah usiadł lecz klasa nadal się śmiała mimo tego że nauczyciel ich uciszał. Noah czuł się bardzo upokorzony. Wyciągnął ręce jakby chciał się przytulić do przyjaciela. Micah chwycił go za ramię i przyparł do oparcia patrząc mu poważnie w oczy. Noah przygryzł wargę i spuścił głowę. Eva westchnęła i wysłała im obojgu współczujący uśmiech, czego Noah nie zauważył, po czym odwróciła się.
Klasa nie dała się uspokoić jeszcze przez kolejne dwie minuty co bardzo rozzłościło nauczyciela a Noah bardzo rozgoryczyło jeszcze bardziej.
***
- Stary, ale musiałeś odwalić akcje – powiedział Micah jak szli po schodach na górę. Uczniowie upatrywali sobie różne miejsca w szkole na spędzenie przerwy na lunch, a Micah i Noah akurat upatrzyli sobie dach. Rzadko kto tam wchodził bo oficjalnie było to zakazane chociaż nauczyciele przykładali małą wagę do pilnowania tego. Niektórzy uczniowie woleli być ostrożni. Micah i Noah, którzy właśnie tam zmierzali, nie należeli do tych uczniów.
Zawstydzony Noah znowu spuścił oczy i przytulił się do przyjaciela zanim ten zdążył się w jakiś sposób osłonić.
- Puść mnie… - powiedział z irytacją – To przestało być śmieszne, kiedy skończyliśmy trzynaście lat – dodał opryskliwie.
- Przecież wiesz, że nie jestem gejem – powiedział Noah. Jego głos był nieco zniekształcony gdyż wtulał twarz w ramię Micaha.
- Owszem, nie jesteś gejem – powiedział względnie spokojnie – Ale jesteś Bi! – dodał.
- I tak mi się nie podobasz! – powiedział Noah nadal się w niego wtulając.
- Dziękuję… - mruknął Micah.
Jego ręce wisiały bezwładnie. Nie miał zamiaru obejmować Noah i on dobrze o tym wiedział. Zaraz puścił przyjaciela i po poprzednim przetarciu oczu spojrzał na niego.
- Chodźmy na dach – powiedział odrobinę weselszym tonem.
Weszli na dach przez zawsze otwarte szare drzwi. Noah usiadł na podłodze i oparł się o ogrodzenie otaczające dach. Wyciągnął czekoladowego rogalika i zaczął jeść z rozanielonym wyrazem twarzy. Micah uśmiechnął się do przyjaciela i zaczął spacerować wte i we wte jedząc bułkę z szynką i sałatą. Kiedy zjedli zaczęli rozmawiać. Przychodziło im to tak naturalnie, mogli nawet rozmawiać o niczym. Znali się od lat i zawsze się rozumieli. W rozumieniu Micaha to było normalne. W rozumieniu Noah było to piękne.
Nagle usłyszeli kroki. Ktoś wchodził po schodach na dach.
- A to kto? – spytał Micah.
Noah zmarszczył brwi. Drzwi otworzyły się. Wiatr właśnie zawiał rozwiewając spódnicę i włosy wchodzącej dziewczyny. Dziewczyna przymrużyła oczy gdyż wiatr boleśnie w nie zawiał.
- Eva! – syknął Noah. Wstał o mało co się nie wywracając i schował się za Micahem obejmując go mocno.
- Przepraszam, przeszkadzam? – spytała Eva widząc już wyraźniej.
- NIE! – krzyknął Micah i odepchnął mocno przyjaciela. Chłopak upadł z impetem a jego wielkie oczy wypełniły się łzami.
- Ano… Chciałam pogadać… - zaczęła nieśmiało. Podeszła trochę bliżej. Noah machinalnie odsunął się trochę. Eva to zauważyła i zatrzymała się z markotną miną.
- Czemu się odsuwasz? Ja, przepraszam… Coś ci zrobiłam? – spytała zmartwiona.
- Nie – odezwał się Micah – Noah jest zawstydzony tym co się stało w klasie.
- Będziesz się ze mnie śmiała – Noah oblał się rumieńcem.
- Nie śmiałam się wtedy, nie mam zamiaru i teraz – powiedziała – To nie było śmieszne, tylko całkiem urocze z twojej strony. Bardzo się ucieszyłam.
Znowu zaczęła iść. Nagle coś zaszeleściło, jakby folia. Noah, pożeracz słodyczy, zwrócił na to uwagę i wpatrzył się w dziewczynę. Micah uśmiechnął się z politowaniem. Eva wyjęła pakunek zza pleców. Była to różowa babeczka posypana cukrem pudrem. Oczy Noah błysnęły.
- Chciałam ci to dać na pocieszenie i…
Noah podbiegł do niej na czworakach i wyciągnął ręce po ciastko.
- Daj! Daj! Daj! – prosiły jego wielkie, kocie oczy. Zaskoczona Eva niemal upadła. Micah zaśmiał się.
- Dasz mu to ciastko a będzie cię uwielbiał do końca życia – powiedział z rozbawieniem. Noah wbił oczy w różowe ciastko i zaczął ruszać rękami jak kot próbujący poruszyć zabawką zawieszoną na sznurku. Eva uśmiechnęła się lekko i odpakowała babeczkę. Podała mu ją a Noah zatopił w niej zęby. Od razu jak poczuł smak odpłynął. Zjadł babeczkę i jakby głęboko się zamyślił.
- Noah, a dziękuje? – upomniał go Micah.
Eva kucnęła przed nim i spojrzała mu w oczy. Noah spuścił wzrok zawstydzony.
- Dziękuję… - powiedział cicho.
Eva uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła chusteczkę.
- „Ona chyba nie zamierza…” – pomyślał Micah szeroko otwierając oczy.
Lecz Eva właśnie to zamierzała. Wytarła chusteczką twarz Noah który nigdy chyba nie był tak czerwony na twarzy. Rzucił Micahowi spanikowane spojrzenie lecz tamten otrząsnąwszy się z szoku wzruszył ramionami.
- Jesteś całkiem słodki Noah – uśmiechnęła się do niego – Ty oczywiście też! – dodała szybko patrząc na Micaha.
- Ja słodki? – zaśmiał się – Daruj sobie te uprzejmości. Wiem że uważasz tylko Noah za słodkiego. Nie pierwsza uległaś jego urokowi.
Oblany pąsem Noah nie dołączył do tej wymiany zdań. Nagle usłyszeli dzwonek.
- D-Dzwonek na lekcje! Trzeba biec! – wykrzyknął Noah i wstał. Zaczął zbiegać po schodach. Micah i Eva usłyszeli odgłosy jakby coś sturlało się ze schodów.
- Nic mi nie jest! – wykrzyknął Noah i pobiegł dalej.
- Lepiej też idźmy – powiedziała Eva.
- Spokojnie, nauczycielka zawsze się spóźnia – uspokoił ją Micah. Razem poszli powoli do klasy.
- Jak długo znasz Noah? – zapytała Eva.
- Praktycznie od piaskownicy – uśmiechnął się Micah. Eva zamyśliła się.
- Słyszałam o was różne rzeczy… - zaczęła ostrożnie.
- Hmmm? Jakie? – spytał chociaż już znał odpowiedź.
- Że jesteście razem. – powiedziała.
- To nie prawda – zaprzeczył szybko i stanowczo Micah.
- On się do ciebie przytula – zauważyła Eva.
- Noah to taka przylepa! W każdego by się wtulił. Zobaczysz jak się z nim zaprzyjaźnisz – zaśmiał się. Eva uśmiechnęła się lekko.
- Wszyscy jeszcze bardziej się was czepiają jeśli zaprzeczacie temu że jesteście parą.
- No tak, rzeczywiście, tacy chyba są ludzie.
- Zwykle jak ktoś o mnie plotkował, na przykład mówił że się nie myję odpowiadałam im „no jasne, po co się myć, częste mycie skraca życie!”
- I co, pomagało? – spytał.
- Różnie. Ale zazwyczaj tak – powiedziała – Ja tam nie wiem, dzielę się tylko z Tobą moimi spostrzeżeniami.
Micah spojrzał na nią dziwnie.
- A więc mam odegrać przedstawienie, że niby go kocham i w ogóle?
- Nie, nie namawiam Cię przecież do czegoś takiego! – zaprzeczyła.
Jednak Micah już się nakręcił. „Chcesz przedstawienie, to będziesz je miała” pomyślał.
Weszli razem do klasy. Nauczycielka jeszcze nie przyszła. Wszyscy stali sobie przy ławkach i rozmawiali. Chyba tylko Noah siedział w ławce i czekał. Wszyscy w klasie spojrzeli na wchodzących i uśmiechnęli się znacząco.
- Noah, on Cię zdradza! – zawołał ktoś. Chłopak spanikował.
- My nie jesteśmy… - zaczął.
- Tak, jasne – przerwał mu ktoś inny. Eva spojrzała na Noah współczująco i bez słowa usiadła do ławki.
- My… My naprawdę… - bronił się rozpaczliwie Noah. Micah podszedł do niego i wziął go za rękę.
- Nie ma co dłużej tego ukrywać, kochanie – powiedział Micah podchodząc do niego.
- ee? – zdziwił się Noah. Micah przybliżył się do niego i konspiracyjnie mrugnął okiem. Noah zrozumiał.
- Nie zdradziłbym Cię… Mam nadzieję że mi wierzysz… - powiedział - … kotku – dodał powstrzymując śmiech. Był bardzo rozbawiony tą całą sytuacją.
- Zawsze ci ufałem Micah! – powiedział podniośle Noah patrząc przyjacielowi prosto w oczy.
- Gorzko, gorzko, gorzko… - skandował przez chwilę jakiś żeński głos. Noah się zarumienił. Nie, to nie możliwe by Micah to zrobił. Już w ogóle to że odgrywają taką rozmowę przy całej klasie jest jakimś cudem o większej rzadkości występowania niż to że jutro wygra w totka. Lecz Micah właśnie ujął go pod brodę.
- Micah… Tak przy całej klasie…? – spytał drżącym głosem.
- Powinniśmy przestać wstydzić się naszego uczucia…
- O mój Boże, on to zrobi… - jęknęła Eva patrząc na nich zasłaniając sobie usta.
- Ale… - Noah spróbował się jeszcze sprzeciwić. „Co on do jasnej cholery robi? I tak już wystarczająco o nas plotkują? Po co w ogóle ciągnąłem to przedstawienie?” – pytał sam siebie przerażony. Micah zmrużył oczy przybliżając swoją twarz do twarzy Noah. Ktoś krzyknął „nie” ale było już za późno. Micah stwierdził że Noah ma wyjątkowo delikatne i miękkie usta zupełnie jak dziewczyna ale mimo wszystko, trudno mu było się z nim całować. Wytrzymał to jednak dla dobra przedstawienia. Noah czuł że usta Micaha są suche i spękane ale za to bardzo ciepłe. Nie było mu aż tak trudno się z nim całować, prawdę mówiąc kiedyś już całował się z chłopakiem. Klasę wmurowało. Całowali się dłuższą chwilę. Micaha trochę zdenerwowało to że Noah chce się całować po francusku ale nie zrobił mu sceny tylko odepchnął jego język. Kiedy skończyli spojrzeli na cichą klasę starając się opanować śmiech. Micah przytulił Noah.
- Kocham Cię – powiedział tak aby wszyscy usłyszeli.
- Ja… Ja… Ja… - zaczął się jąkać onieśmielony tym wszystkim.
Na jego szczęście nie musiał kończyć bo usłyszeli kroki nauczycielki. Rozłączyli się i jako pierwsi usiedli w ławkach.
***
Micah zerwał się po dzwonku jako pierwszy. Złapał przyjaciela za nadgarstek i wybiegli z klasy. Większa cześć klasy pewnie myślała że poszli się kochać do jakiegoś składzika a oni po prostu poszli na dach. Zaraz potem dołączyła do nich Eva. Micah śmiał się z zamieszania jakiego narobił.
- Czyś ty kompletnie oszalał? – spytał Noah.
- O czym ty mówisz kotku? – spytał Micah i znowu się roześmiał.
Eva podeszła do Noah i spytała szeptem czy on zawsze jest taki nieprzewidywalny. Odpowiedzią Noah było stuprocentowe tak.
Docinki że przyjaciele są homoseksualistami na razie się skończyły. Chyba ludzie mieli wystarczająco scen gejowskich jak na jakiś czas. Traktowano ich z dziwnym dystansem.
Przyjaciele zaczęli spotykać się z Evą, najczęściej na dachu lub w kawiarniach. Często wracali ze szkoły sobie tylko znaną ścieżką. Dziewczyna zawsze przynosiła jakieś słodycze które Noah zawsze ochoczo pochłaniał ledwo dając spróbować reszcie towarzystwa. Rozmawiali o różnych rzeczach i powoli budowali wzajemne zaufanie, jednak Micah był ostrożny… A to przez pewną historię z przed dwóch lat, strasznej historii, której Micah nie mógł do końca zapomnieć…
***
Był to najboleśniejszy tydzień w ich życiu. Mieli wtedy po piętnaście lat, przeżywali pierwsze poważne, przynajmniej w ich mniemaniu, problemy. Micah miał wtedy dziewczynę, Annę. Była jego koleżanką z klasy, spodobała mu się a on jej, toteż szybko zaczęli ze sobą chodzić. Noah początkowo cieszył się ze szczęścia Micaha, lecz później, jak Micah zaczął się coraz mniej z nim spotykać poczuł coś dziwnego… I nie była to tylko zazdrość o przyjaciela. Zaczął obserwować Annę, jak się czesze, jak chodzi, jak odgarnia włosy z czoła… On jej w sumie też nie był tak obojętny. Uśmiechała się do niego i patrzyła… Zawstydzony i z poczuciem winy postanowił pójść do Micaha i mu o wszystkim powiedzieć. Poszedł, więc do niego. Micah uśmiechnął się i wpuścił go do siebie, nakazał usiąść na łóżku a sam usiadł na krześle naprzeciw niego. Noah objął rękami kolana i spuścił w dół oczy.
- Co się stało Noah? – spytał widząc smutną minę przyjaciela.
- Ja… - zaczął z wahaniem. Zsunął nogi i usiadł normalnie.
- Słucham? – spytał Micah.
Noah spojrzał przyjacielowi w oczy. W oczach Micaha była troska. Ośmielony tym Noah zaczął mówić:
- Wiesz ja… Ostatnio zauważyłem że podoba mi się Anna – zaczął, odwracając na chwilę wzrok – Wydaje mi się że ja jej też… Oczywiście, nie musisz się tym martwić, nie chcę ci zabrać dziewczyny, chciałem ci tylko to powiedzieć i… - znowu spojrzał w oczy przyjaciela i zamarł. Zobaczył bezduszną furię. Kiedyś kiedy Micah wpadł w mrowisko jako dziecko też miał takie oczy… Rozwalił wtedy całe mrowisko, dokopał się do królowej mrówek i do larw po czym rozdeptał je, krzycząc jak wariat. Długo potem jeszcze rozdeptywał mrówki jak tylko je zobaczył. Noah zapamiętał to bo wtedy pierwszy raz się go przestraszył. Teraz też się bał, bo tym razem, co gorsza ta furia wycelowana była w niego.
- M-Micah? – jęknął.
Micah zerwał się na równe nogi. Noah cofnął się do ściany przerażony jak nigdy dotąd i zasłonił twarz rękami. Nie spodziewał się tego zupełnie. Zorientował się teraz że sam wpakował się w paszczę lwa. Przed Micahem nie zdoła się obronić.
- Prze-przepraszam… - jęknął. Micah chwycił jego przed ramię próbując odsunąć je z twarzy.
- Przepraszam, Micah… - jęknął znowu. Micah ciągnął jego rękę w bok aby odsłonić twarz. Noah był bardzo słaby fizycznie, nigdy nie przywiązywał do tego wielkiej wagi, wychowany wśród samych kobiet, nie wdawał się też w bójki. Micah odrzucił stanowczo jego rękę w bok i złapał za włosy.
- To boli! – krzyknął Noah kiedy został pociągnięty gwałtownie w górę za włosy. Chwilę potem został uderzony z pięści prosto w twarz i upadł na łóżko. Dostałby pewnie jeszcze dużo więcej razy gdyby nie zduszony krzyk Anna która właśnie stanęła w drzwiach.
- Drzwi były otwarte… - powiedziała gdy oboje na nią spojrzeli. – Co wy…
Micah nieco się uspokoił.. Noah wstał chwiejnie i przyłożył rękę do lewego policzka.
- Wła-Właśnie wychodziłem – powiedział i spojrzał na Micaha. W jego oczach nie było już tak ogromnej furii tylko chłód i nienawiść.
- Przepraszam – powiedział szybko w stronę Micaha i wybiegł.
Ann spojrzała na poważnie na swojego chłopaka.
- Co się stało? – spytała.
- Nic takiego, słonko – odpowiedział Micah. Jego oczy patrzyły spokojnie i miło, niemal czule.
- Uderzyłeś go! – wykrzyknęła.
-Wiem, żałuję tego – skłamał – Pokłóciliśmy się.
- On zawsze był taki delikatny… Ktoś powinien się nim zaopiekować - zauważyła Anna.
- Kiedyś pewnie znajdzie się dziewczyna która to zrobi. Ja nie mogę wiecznie się nim opiekować – powiedział Micah – Mam już kim.
Objął dziewczynę i pocałował ją w czoło. Nie zauważył dziwnego, zamyślonego spojrzenia Anny. Nie wiedział że ona słyszała wszystko co powiedział Noah i zaczęła się nad tym zastanawiać. Prawda była taka że lubiła Noah, bardzo jej się podobał. A z reguły jest tak, że człowiek chce tego czego nie powinien mieć.
Następnego dnia Anna zauważyła Noah jak siedział pod ścianą w szkole. Miał nieobecny wzrok, rozczochrane włosy i siny ślad po uderzeniu na lewym policzku. Siedział skulony obejmując jedną ręką kolana a drugą sięgając do paczki z ciastkami którą miał w plecaku.
- Noah… - szepnęła Ann kucając przed nim. Noah aż podskoczył wyrwany z zamyślenia.
- Ania… - szepnął patrząc na nią – Witaj…
Anna dotknęła delikatnie jego policzka. Noah chwycił jej rękę chcąc ją odsunąć, ale… była taka ciepła a poza tym był to wyraz troski… Nie mógł jej odsunąć.
- Bardzo boli? – spytała.
- N-nie… - szepnął.
- Jasne, że tak. Przepraszam za Micaha… - powiedziała. Jej piwne oczy patrzyły na niego z taką troską…
- To ja go zdenerwowałem… - powiedział cicho Noah i puścił jej rękę. Anna cofnęła ją.
- Mówił że się pokłóciliście… Mogę spytać o co? – spytała. Noah nie wiedział co odpowiedzieć. Nie mógł powiedzieć jej prawdy. Milczał przez chwilę.
- O to że nie spędza już ze mną tyle czasu… - skłamał i Anna wiedziała o tym.
- Aha… - powiedziała cicho. Noah był taki delikatny… Jak w ogóle można go skrzywdzić? Poczuła że zaczyna nienawidzić Micaha. – Nie powinien się aż tak denerwować… - dodała.
- Nie, to ja przesadziłem. Nie ważne – powiedział.
- Skoro tak mówisz… Ja muszę już iść – schyliła się w jego stronę i pocałowała go w policzek – Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Papa.
- Do zobaczenia – powiedział Noah i znów miał sięgnąć po ciastko i wrócić do swych nie wesołych myśli, gdy zauważył ruch. Spojrzał w tamtą stronę i zamarł z przerażenia. Przy schodach stał Micah wbijając w niego wściekły wzrok. Noah wiedząc że nie da rady uciec, przerażony przytulił się do ściany w czasie gdy Micah zaczął powoli iść w jego stronę.
- Ty… - syknął Micah gdy stanął przed nim. Tak właściwie nie wiedział co się z nim dzieję. Rozum podpowiadał mu że nie potrzebne jest to wszystko, że całe nieporozumienie dałoby się zażegnać zwykłą rozmową. Ale czuł w sobie coś dziwnego, jakieś zaległe uczucie gniewu i potrzeby zemsty. No i jeszcze to że ta cała sytuacja po prostu go bawiła. Przestraszył się trochę gdy przyznał to przed samym sobą. Bawiła go ta sytuacja, bawiło go zadawanie bólu Noah. Był słabszy więc Micah jako silniejszy mógł zadać mu ból, zwłaszcza jeśli ten go wkurzał. A wkurzał go teraz tak jak kiedyś te cholerne mrówki…
- Przepraszam… To ona do mnie podeszła… - jęknął Noah. Micah uśmiechnął się pogardliwie. W jego oczach Noah dostrzegł szaleństwo, agresję i okrucieństwo. To nie był ten sam Micah którego znał, tylko ktoś inny. Pamiętał historię Micaha i powód dla którego sprowadził się do swojej ciotki do tego miasta. Matka Noah, zaprzyjaźniona z ciotką Micaha wyjaśniła mu że Micah przeżył traumę z dzieciństwa i że czasem może to dawać o sobie znać.
- Wyglądasz naprawdę żałośnie, wiesz? Boisz się mnie, czyż nie? Strasznie mnie nienawidzisz? – pytał Micah. Jego głos brzmiał okropnie i pogardliwie.
- Nie nienawidzę Cię… - powiedział Noah. – Jesteś nadal moim przyjacielem… Ale masz racje, trochę się boję, bywasz taki okrutny… Czuję się winny chociaż nic złego nie zrobiłem…
- Zakochałeś się w mojej dziewczynie. Teraz chwyciłeś ją za rękę.
- Chciałem ją odsunąć…
- Ale nie zrobiłeś tego.
- Przepraszam.
Micah gwałtownie pociągnął go do góry za ramię i przyparł do ściany. Trzymał go mocno za szyję uważając jednak aby go nie udusić. Akurat tego jeszcze nie chciał.
- Nie zbliżaj się do niej nigdy więcej – krzyknął Micah.
- Dobrze, nie będę… - jęknął przerażony. Micah był tak blisko, Noah czuł jego ciepło. Był smutny i wystraszony, tak bardzo, że czując bliskość przyjaciela instynktownie chciał się do niego przytulić. Wyciągnął ręce by to zrobić i dotknął lekko jego ramion.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknął Micah. Szarpnął nim mocno w bok tak że Noah poleciał na podłogę. Skulił się na podłodze i osłonił rękami.
- Wybacz mi… - jęknął.
- Nie zbliżaj się ani do Anny ani do mnie. I nie próbuj więcej mnie przytulać na litość boską! Ludzie jeszcze by pomyśleli sobie że jesteśmy razem a większego upokorzenia bym nie zniósł! – wykrzyczał.
- Dobrze, przepraszam… - wyjęczał Noah.
- Żegnaj – powiedział przechodząc nad nim po czym dodał pogardliwie – Przyjacielu…
Po tym incydencie Noah wyszedł ze szkoły i nie wracał przez dłuższy czas. Anna martwiła się o niego. Między nią a Micahem zaczęło się coraz bardziej psuć. Pewnego dnia zrozumiała że nie może tego wytrzymać. Spotkała się z nim w okolicy ich osiedla. Gdy próbował ją przytulić odsunęła go od siebie i spojrzała prosto w oczy.
- Wszystko z nami skończone – powiedziała.
- Co?! – wykrzyknął Micah. Był strasznie zaskoczony.
- Słyszałam co wtedy mówił Noah… Kocha mnie. Ja jego chyba też.
- Zabiję go… - syknął Micah. Ból zastąpiła gorąca nienawiść, podsycająca do działania demona w jego sercu. Ten demon obudził się nagle tamtego dnia kiedy pierwszy raz uderzył Noah i nadal w nim tkwiła czyniąc go bardziej agresywnym.
- Coś jeszcze mu zrobisz a zadzwonię na policję! – zagroziła dziewczyna. Wykręciła numer w komórce i rozmawiając przez telefon, tak po prostu poszła sobie.
- Pod szkołą za pół godziny, dobrze? – usłyszał jeszcze. Czując podświadomie że umówiła się z Noah, postanowił się tam zaczaić. Kiedy dotarł tam niebo zaczęły przykrywać ciężkie, ciemnie chmury. Najpierw zobaczył Noah, potem przyszła Anna. Zaczął nasłuchiwać.
- Cześć Noah – powiedziała Anna – Czemu nie było Cię w szkole?
- Czemu mnie tu wezwałaś, Anno? – spytał. Dziewczyna trochę się speszyła.
- Od razu do rzeczy, tak? – spytała. Noah kiwnął głową.
- Zerwałam z Micahem – powiedziała.
- Dlaczego? – zdziwił się Noah.
- Bo ja… - zrobiła pauzę - Słyszałam Cię wtedy, jak mówiłeś Micahowi że mnie kochasz. I zauważyłam wtedy że ja… Że ja Ciebie też kocham.
Micah zagotował się w środku. Całym sercem nienawidził ich obojga.
Anna podeszła do Noah i pogłaskała jego ranny policzek. Noah dotknął jej ręki i aż zakręciło mu się w głowie. Piękna, jasnowłosa Ania delikatnie się do niego zbliżyła i objęła za szyję. Noah objął ją drżącymi rękami zastanawiając się czy to nie sen. Miał mieszane uczucia. Anna zbliżyła twarz do jego twarzy chcąc go pocałować. Noah przymknął oczy i wtedy przypomniał sobie Micaha. Dopadły go strach i poczucie winy. Cokolwiek Micah mu zrobił nie chciał go skrzywdzić. Bycie z jego dziewczyną było stanowczo nie w porządku.
- Nie! – niemal krzyknął i odsunął od siebie dziewczynę. Anna spojrzała na niego zdziwiona.
- Noah, co się stało…? – spytała.
- Przykro mi. Nie mogę być z Tobą. – powiedział spuszczając głowę.
- Dlaczego?
- Nie mogę mu tego zrobić! – wykrzyknął wkładając sobie ręce we włosy jakby miał zamiar zacząć je wyrywać.
- Micahowi? Ale przecież on… pobił Cię… - powiedziała zaskoczona.
- To było z mojej winy… Wiedziałem że on taki jest. W głębi duszy wiedziałem, że nie powinienem mu tego mówić. Sam jestem sobie winien, że wycelował swoją tłumioną złość we mnie, to nie jego wina. Cokolwiek on zrobi jest mi jak brat, kocham go – wyjaśnił.
Micah znieruchomiał. Demon w jego sercu przegrał. Przegrał i zamilkł, lecz nie umarł. Miał w nim zostać już do końca życia, jednak teraz cała agresja i okrucieństwo, uszły z niego jak powietrze z przekłutego balonu. Zwilgotniały mu oczy. Nadal obserwował.
- Ja Cię kocham… - jęknęła Anna.
- Ja Ciebie też. Niestety, nie mogę…
Ann spojrzała na niego ze łzami oczach i wrogim wzrokiem. Bądź co bądź była po prostu rozpieszczoną dziewczyną która denerwowała się i nie mogła zrozumieć gdy nie dostawała tego czego chciała. Zamachnęła się.
- Idiota! – krzyknęła i uderzyła go w prawy policzek po czym uciekła. Ciężkie, ciemne chmury zapowiadające ulewny deszcz sprawiły że w około zrobiło się ciemnoszaro. Deszcz zaczął padać wielkimi zimnymi kroplami, właściwie to lało jak z cebra. Chłopak stał w jednym miejscu ze spuszczoną głową zaciskając pięści. Micah był pewny, że Noah płacze. Wyszedł zza rogu i zaczął iść ku niemu. Noah podniósł głowę i spojrzał na niego ze strachem. Cofnął się o krok.
- Przepraszam – jęknął i zaczął się cofać. Micah zaczął iść szybciej bojąc się że Noah postanowi mu uciec.
- Noah… Noah spokojnie… - powiedział.
- Micah, nie rób mi krzywdy – wyjęczał jakby nie usłyszał jego słów. Coś było z nim nie tak, miał czerwone policzki i błyszczące dziwne oczy.
- Noah, poczekaj, zaufaj mi… - odezwał się i aż się zatrząsł czując jakie to było okropnie patetyczne i głupie jak z jakiegoś harlequina. Jednak Noah musiał mu zaufać bo właśnie uderzył plecami w ścianę budynku i nie miał dokąd uciec. Osłonił się rękami.
- Noah… - szepnął Micah stając jakieś pół metra przed nim. Stali naprzeciw siebie, padał rzęsisty deszcz. Oboje przemoczeni byli do suchej nitki.
- Boję się - powiedział Noah. Jego oczy dziwnie błyszczały, wielkie jak spodki.
- Noah, przepraszam – powiedział Micah. Chłopak spojrzał na na niego i opuścił ręce. Stali i patrzyli na siebie. Noah drżał z zimna, biała koszulka lepiła mu się do ciała a dżinsy były ciężkie i przemoknięte.
- Zimno Ci? - spytał Micah. Przez chwilę dziwił się że Noah jeszcze się do niego nie przytulił lecz zaraz przypomniał sobie własne słowa i posmutniał, gdyż wiedział że przyjaciel po prostu boi się jego reakcji.
- Zimno – przytaknął. Micah też zadrżał ale nie z zimna. Wyciągnął ręce i zbliżył się trochę. Noah spojrzał na niego z powątpieniem, jakby bał się mu zaufać.
Micah sam go objął. Noah był teraz jakby jego młodszym bratem i bardzo tego przytulenia potrzebował.
- Przepraszam, Noah… Wybaczysz mi? – spytał. Noah delikatnie się odsunął tak aby na niego spojrzeć. Miał już żółte limo pod lewym okiem i czerwony ślad uderzenia pod prawym okiem. Po twarzy nadal spływały mu łzy.
- Przepraszam Cię – powtórzył Micah.
- Już w porządku – powiedział Noah i znów się do niego przytulił. Jego czoło musnęło delikatnie chłodną szyję Micaha. Było rozpalone.
- Noah, ty masz wysoką gorączkę! – wykrzyknął przerażony Micah.
- Może… - szepnął nieprzytomnie Noah. Wtulony był w przyjaciela, jego ciepło dawało mu poczucie błogiego spokoju. Micah odsunął go lekko od siebie i wziął za rękę.
- Idziemy do domu! – rozkazał i pociągnął Noah za sobą. Lecz wtedy chłopak upadł jak długi na mokry asfalt.
- Noah! – krzyknął przerażony Micah. Chłopak chyba był nieprzytomny, w każdym razie miał zamknięte oczy i nie reagował. Micah kucnął przy nim i przyłożył mu rękę do szyi. Na moment zamarł gdyż nie wyczuwał pulsu.
- Noah, no nie mdlej mi tutaj teraz, dobrze? – jęknął poirytowany – No nie rób mi tego, cholera!
Westchnął ciężko wiedząc że będzie musiał go nieść. Dźwignął przyjaciela na plecy i potargał do jego domu. Nie było to daleko a Noah wydawał się lżejszy niż wtedy, gdy go ostatnio niósł. Chyba wychudł, podczas gdy… Micah zadrżał. Nie chciał już o tym myśleć. W zimnych strugach deszczu poszedł do domu Noah. Otworzyła mu jego siostra i od razu kazała mu iść do pokoju Noah. Położył go na łóżku i wyprostował plecy. Noah był cały mokry, ubranie lepiło mu się do ciała, mokre strąki włosów opadały mu na białą twarz a jego blade usta były lekko rozchylone.
- Trzeba zdjąć z niego to przemoczone ubranie – powiedziała Cathi, siostra Noah chociaż sama nie chciała tego robić.
- Ja się tym zajmę. Podaj mi ręcznik i jego piżamę – powiedział Micah. Cathi podała mu duży czerwony ręcznik i miękką szarą piżamę Noah po czym wyszła. Micah zdjął Noah koszulkę. Klatka piersiowa chłopaka była chuda, biała i bez ani jednego włoska. Na ramieniu miał żółto siny siniak. Micah aż zadrżał, wiedząc od kogo go ma. Wytarł przyjaciela i przebrał go po czym zakrył kołdrą i kocem. Chciał cicho się ulotnić lecz drogę zagrodziła mu Cathi.
- Ty też jesteś cały mokry. Zostań, dam ci jakieś suche ubranie – powiedziała.
- Dziękuje, ale ja… Muszę już iść. – powiedział i wybiegł deszcz, który rozszalał się już na dobre. Drżąc z zimna pobiegł przez kilka ulic do swojego domu. W drzwiach przywitała go ciocia.
- Jezus Maria, dziecko! Gdzieżeś był!? – wykrzyknęła okrywając go kocem.
- Miałem coś bardzo ważnego do zrobienia, ciociu – powiedział – Mogę jutro nie iść do szkoły?
- Myślę, że mógłbyś – powiedziała ciocia. Micah uśmiechnął się do niej smutno i poszedł na górę. Po gorącym prysznicu poszedł spać. Dręczyły go rozmaite koszmary senne. Z samego rana, bez śniadania udał się od razu do Noah. Otworzyła mu Cathi.
- Noah już nie śpi, gorączka mu spadła ale dziwnie się zachowuje. Idź z nim porozmawiaj – powiedziała do niego. Micah na nogach jak z ołowiu, poszedł na górę do pokoju przyjaciela. W końcu tam wszedł i spojrzał w kierunku łóżka Noah. Chłopak siedział z nogami pod kocem i również na niego patrzył.
- Czy to prawda, że ty mnie tu przyniosłeś? I w ogóle? – spytał.
- Prawda – odparł Micah i usiadł przed nim na krześle. Oboje spojrzeli na siebie uważnie.
- Wczoraj Anna powiedziała mi, że mnie kocha… - powiedział z nieobecnym wzrokiem. – Chciała ze mną być, ale ja się nie zgodziłem. Uderzyła mnie i poszła. A wtedy… - przerwał Noah.
Oboje milczeli.
- Cieszę się, że już wszystko w porządku – powiedział Noah i wziął go za rękę. Uśmiechnął się. Najwspanialszym ze swych uśmiechów…
***
Niby głupia historia, dwóch przyjaciół poróżniła jedna dziewczyna. Czyż to nie trywialne? Micah nigdy nie wybaczył sobie tego, co zrobił Noah. Udało mu się po części o tym zapomnieć. Nie mógł sobie wyobrazić żeby mógł znowu go skrzywdzić i zobaczyć to jego przestraszone spojrzenie…
W pewnym momencie jednak sytuacja zaczęła ulegać zmianie. Micah zauważył, że Noah i Eva mają się ku sobie. Na początku uznał, że to w porządku. Noah był szczęśliwy i ustawił sobie ją na cel ciągłego przytulania, więc Micah miał święty spokój. Jednak pewnego dnia, gdy szedł do szkoły zobaczył ją pod światło. Wiatr rozwiewał jej włosy i spódnice. Teraz dopiero zauważył, jaka była piękna. Podchwycił spojrzenie jej dużych brązowych oczu i speszył się lekko.
- Cześć Micah! – zawołała i podbiegła do niego. Razem poszli do szkoły rozmawiając lecz Micah nie bardzo mógł się skupić na rozmowie. A kiedy tego samego dnia na korytarzu Eva niespodziewanie podeszła do Noah i pocałowała go prosto w usta Micah z rozpaczą poczuł jak znów budzi się w nim demon.
***
Czuł się jak we śnie, gdy chował do kieszeni składany nóż. Poszedł do szkoły sennym krokiem. Był przerażony. Jego serce opanowywał demon. Widząc jak Eva i Noah obejmują się i siedzą razem trzymając się za ręce czuł jak zaciska dłoń na rękojeści noża. Czuł do nich coraz większą nienawiść. W końcu doszedł do takiego stanu, że pobita przez niego twarz Noah z przed lat budziła w nim radość. Akurat dzisiaj wracał z Noah do domu. Chłopak skakał jak głupi pod drodze szczęśliwy jak nigdy. Micah wiedział, że to doprowadzi do tragedii, ale nie mógł już tego zatrzymać…
- Mam dziewczynę! Mam dziewczynę! – wołał. Szli na bardzo mało uczęszczanej drodze. Po obu stronach były trawa i wielkie rozłożyste drzewa okrywające cieniem małą alejkę. Główna droga była krótsza od tej, więc licealiści zwykle wybierali tamtą.
- Rzeczywiście – przytakiwał Micah.
- Nigdy nie byłem taki szczęśliwy! – zawołał i podskoczył wymachując rękami.
- Widzę właśnie – odparł na to, Micah.
Noah odwrócił się do przyjaciela.
- Jesteś bardzo blady, Micah – powiedział i podszedł do niego. Przytulił Micaha, zarzucając mu ręce na szyje. Demon drżał w jego trzewiach gnany żądzą mordu.
- Jesteś smutny bo dawno Cię nie przytulałem - powiedział – Przepraszam!
Cóż, zakochany Noah nie myślał zbyt racjonalnie. Micah trząsł się ze złości. Miał ochotę zrzucić z siebie ciasno go oplatające ramiona przyjaciela.
- Obejmij mnie! Poczujesz się lepiej! – poradził Noah.
- „Dobrze, obejmę Cię…” – pomyślał Micah uśmiechając się w specyficzny, okrutny sposób. Objął go najpierw jedną ręką… Potem drugą…
Ciało Noah przeszedł nagły dreszcz. Ścisnął mocno Micaha i szeroko otworzył oczy. Kolana zaczęły mu się trząść.
- Micah? – szepnął.
- Tak? – spytał Micah. Jego głos lekko drżał z rozbawienia.
- Czy ty… Czy ty naprawdę… Dźgnąłeś mnie? – spytał Noah jakby ból w boku nie był wystarczającym dowodem. Ładny, składany nóż rzeczywiście tkwił w jego boku a Micah mocno trzymał jego rękojeść. Noah odsunął się lekko i zachwiał. Ich spojrzenia się spotkały. Micah puścił rękojeść noża i razem opadli na ziemię. Micah trzymał przyjaciela na kolanach i pochylał nad nim głowę. Gdyby płakał, wyglądałoby to jak dramatyczna scena śmierci gdy przyjaciel opłakuje konającego przyjaciela. Lecz była to scena morderstwa. Micah i Noah nie do końca zdawali sobie z tego sprawę.
- Boli… - jęknął Noah.
- Wiem… - powiedział smutno Micah. Demon w nim na chwilę zamilkł.
- Dlaczego to zrobiłeś?! – spytał Noah ze łzami w oczach.
- Eva… - zaczął wyjaśniać Micah ale reszta słów nie była już potrzebna. W jej imieniu zawierało się wszystko. Znowu poróżniła ich dziewczyna, ale tym razem doszło do tragedii. Noah mógł to przewidzieć. Mógł odseparować się od Micaha ze względu na własne bezpieczeństwo, ale przecież nie mógłby tego zrobić.
- Ahh, rozumiem… - powiedział Noah gorzko. Micah zadrżał.
- Nie szkodzi – westchnął po chwili Noah – W porządku…
Micah spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Jesteś mi jak brat. Jeżeli będziesz przez to szczęśliwy, aczkolwiek w to wątpie, to zgadzam się na to – powiedział Noah. Krew pokrywała dolną część jego koszuli i plamiła spodnie Micaha. Mimo iż sprawiało mu to ból, Noah podniósł się trochę i pocałował Micaha w policzek jakby na znak zgody. Chłopak poczuł ukłucie w sercu. Przez sekundę wahał się. Jego ręka poruszyła się, bo już chciał sięgnąć po komórkę i zadzwonić po karetkę.
Widząc to demon na dobre się rozszalał. Usta Micaha wykrzywił makabryczny uśmiech a oczy stały się wyłupiaste. Noah przeraził się jak nigdy dotąd. Micah zaczął się śmiać, a śmiał się tak okropnie, prosto w twarz Noah że ten rozpłakał się z żałości.
- Nie żałuję… - zaśmiał się Micah – Boże, jak ja się cieszę, patrząc na Twoją śmierć!
Noah zapomniał na chwilę o bólu fizycznym. Cierpiał w inny sposób.
- Byłeś tylko mi przeszkodą! Zawsze! – krzyknął przybliżając twarz do jego twarzy. Noah nie mógł dłużej tego tak znosić. W jego oczach widać było bunt. Sięgnął do noża wbitego w jego bok i próbował wyrwać go, lecz ledwo nim poruszył a sparaliżował go ból. Micah zauważył co robi i odsunął się trochę. Położył dłoń na jego rękach obejmujących rękojeść noża.
- Chcesz wyjąć? – spytał Micah. Noah przerażony pokręcił głową wiedząc co on zaraz zrobi…
- Co prawda nigdy nie miałem wbitego w siebie noża ale dam Ci radę – zaczął uśmiechając się szeroko – To jest jak z plastrem. Jeśli będziesz to robił powoli to będzie gorzej. Lepiej szarpnąć raz a dobrze. – zdjął jego dłonie z rękojeści noża. Noah gwałtownie pokręcił głową ale Micah nie panował już nad sobą. Chwycił rękojeść noża.
- O tak! – powiedział głośno i pociągnął. Nawet tak głośnego i długiego krzyku nikt nie był w stanie stąd usłyszeć. Noah chwycił garść żwiru i ścisnął mocno. Bolało go tak bardzo że o mało co nie przegryzł sobie języka. Nie patrzył już na Micaha. Stracił na chwilę kontakt ze rzeczywistością.
- Boli?! Boli, co?! – spytał ze śmiechem. – Zrobię Ci harakiri!
Noah spojrzał na Micaha szeroko otwartymi, pełnymi bólu i strachu oczyma. Stracił dużo krwi i bolało go tak bardzo że widział na czerwono. W tej chwili chciał po prostu umrzeć aby skończyły się jego cierpienia. Ludzka strona Micaha doszła na moment do głosu. Patrzyła z przerażeniem jak o to właśnie spełnia się jego najgorszy koszmar. Znów zobaczył przerażone spojrzenie Noah. Spojrzenie, którego nigdy już nie chciał widzieć. Usta Noah się poruszyły lecz nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Mimo to Micah zrozumiał.
- Ufałem Ci – usłyszał jego głos w swojej głowie. Demon w sercu Micaha widząc to znów przejął nad nim kontrolę. Chłopak znowu podniósł nóż i zaczął dźgać Noah po brzuchu i klatce piersiowej, rozcinając mu skórę i wnętrzności. Noah krzyczał dopóki nie zdarł sobie gardła, potem już tylko cicho jęczał. Jego oczy były wytrzeszczone i zaczerwienione. W ogóle nie mrugał. Podczas wszystkich tych tortur był całkowicie świadomy.
W pewnym momencie przestał się ruszać. Micah z oszalałym uśmiechem przestał na chwilę go dźgać i spojrzał mu w oczy. Strach w jego martwych oczach już mu w żaden sposób nie przeszkadzał. Wygrał. Wygrał Evę. Musiał schować ciało i pójść się przebrać. Wyrzucić nóż. Noah zostanie uznany za zaginionego, Eva się załamie a wtedy Micah się nią zaopiekuje i będą razem… Zrzucił Noah ze swoich kolan i wstał. Czuł jak żwir boleśnie wbił mu się w kolana a jego spodnie były sztywne od zaschłej krwi. Jak pomyślał że będzie musiał zawlec te ciało gdzieś głęboko w las, łupnęło mu w plecach.
- Nawet po śmierci jest uciążliwy – stwierdził Micah. Już miał chwycić martwego przyjaciela za nogi gdy zauważył ruch. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczyć uciekającą dziewczynę. Tylko jedna dziewczyna mogła tędy wracać. Micah wyrwał nóż z piersi Noah i pobiegł za nią.
- Eva! – krzyknął. Dogonił ją szybko gdyż zapłakana Eva biegła wolno potykając się. Chwycił ją za rękę i oboje runęli w wysoką trawę. Nóż wypadł mu z ręki. Eva chwyciła go targana nienawiścią i usiadła na chłopaku. Mocno ściskała zakrwawiony, składany nóż.
- Dlaczego?! – wykrzyknęła – Jak mogłeś to zrobić?!
Opuściła głowę tak, że włosy zasłoniły jej twarz, mimo że były krótkie.
- On… Wy… - zaczął. Nie mógł znaleźć słów, nie dał rady mówić, ale Eva i tak zrozumiała. Ramiona jej opadły.
- Zabiłeś go tak bestialsko… Szłam do domu, mieliśmy dzisiaj randkę a tu nagle słyszę jego krzyki… Jak mogłeś być taki okrutny? Cały czas się uśmiechałeś! Widziałam… - płakała.
- Przepraszam… - szepnął.
- Tak cierpiał… Skrzywdziłeś go a on tak ci ufał…
- Nie chciałem… Ja… Mam w sobie demona… - zaczął – Wiem, że to może wyglądać na kiepskie wytłumaczenie. Jak miałem cztery lata zabrano mnie od rodziców. Widziałem tam straszne rzeczy… To we mnie zostało…, Gdy zabijałem Noah, nie byłem sobą…
- Rozumiem… - szepnęła Eva – Ale i tak nie potrafię Ci wybaczyć…
- Nawet nie liczyłem na to – szepnął Micah.
- Wiesz, co ja teraz zrobię? – spytała. Zaczęła podnosić nóż do góry.
- Wiem – szepnął Micah – Zasługuje na to jednak nie chcę abyś złamała sobie życie… - powiedział i spojrzął na nią. Jej ręce zadrżały.
- Ja… Ja… Ja…
W jego oczach malowała się troska i poczucie winy.
- Ja nie potrafię! – krzyknęła i odrzuciła nóż jak najdalej od siebie. Rozpłakała się żałośnie i wtuliła w Micaha. Micah usiadł i objął ją mocno. Dłuższy czas krzyczała i płakała po czym zasnęła w jego ramionach. Zostawił ją w wysokiej trawie. Zbliżał się wieczór. Micah wziął nóż i zaczął iść ostatni raz ich alejką. Zobaczył ciało Noah. Miał otwarte oczy. Micah schylił się i zamknął mu je, po czym przyjrzał się swemu dziełu zniszczenia. Nagle poczuł że chciałby go teraz przytulić i ta potrzeba rozrywała jego serce. Odszedł z życiem jako piętnem Kainowym, bez duszy, bez przeszłości i przyszłości…
***
Drzewa szumiały targane wiatrem. Główna droga do szkoły różowa była od kwiatów wiśni. Mało znana droga z tyłu była zielona i zarośnięta, jeszcze mniej używana niż dziesięć lat temu. Dwudziestosiedmioletni mężczyzna o długich, jasnobrązowych włosach szedł nią. Rozglądał się na boki widząc znajome miejsce, wypełniały go sentyment i ból. Nagle zobaczył ją. Kobieta o długich brązowych włosach pochylała się nad małym krzyżem zbitym z patyków, wbitym w ziemię dokładnie tam, gdzie dziesięć lat temu… Mężczyzna zadrżał na to wspomnienie i złapał się za serce. Kobieta położyła przed krzyżem różowe ciastko posypane cukrem pudrem. Odwróciła się i ujrzała go. Nadal była piękna. Od razu się poznali. Patrzyli na siebie przez dłuższy czas, z bezpiecznej odległości, mężczyzna tułacz i samotna, smutna kobieta. Ich szczęście leżało teraz głęboko pod ziemią.
Kobieta spuściła oczy, odwróciła się i poszła sobie.
***
„Ja również sobie poszedłem, przynajmniej z tego miejsca. Idąc mijałem rzekę. Wrzuciłem do niej składany nóż, niczym list w butelce. Cóż, list w butelce też kiedyś zrobiłem i wrzuciłem do morza, mając nadzieję, że ktoś to przeczyta. Potem poszedłem do Cathi. Szczupła trzydziestolatka o smutnej twarzy chciała mnie zaprosić do środka, ale odmówiłem. Podała mi namiary prawdziwego grobu Noah. Pojechałem tam. Przy cmentarzu znalazłem bukiet brudnych, sztucznych kwiatów. Innych straganów za bardzo nie było, poza tym nie miałem przy sobie pieniędzy. Poszedłem na wskazane miejsce. Był tam ładny nagrobek obsypany kwiatami, pewnie przez Evę. Kwiaty w kamiennym wazonie już uschły, więc włożyłem do niego moje sztuczne kwiaty. Usiadłem na ławce przez nagrobkiem i zacząłem się modlić. Modliłem się o przebaczenie, jakiś spokój serca. Gdy powiedziałem „Amen” obok mojej twarzy przeleciał kolorowy motyl i usiadł na moich sztucznych kwiatach. Kolisty wzór na jego skrzydłach jakby do mnie mrugał. To był chyba znak, że mi wybaczył… Poczułem ogromną senność. Głowa opadła mi na pierś i zasnąłem w miarę spokojnym snem otoczony dziwnym ciepłem. Jakby Noah był tutaj ze mną. Spokojny, śniłem miłe sny, pełne latania w chmurach i biegania po łąkach wiedząc, że to jeszcze nie koniec. Wiele jeszcze rzeczy miało się stać”.
Micah
The End, ale możliwe że CDN.
Odpowiedz
#2
Cytat:Nie wiedział że ona słyszała wszystko co powiedział Noah i zaczęła się nad tym zastanawiać. Prawda była taka że lubiła Noah, bardzo jej się podobał. A z reguły jest tak, że człowiek chce tego czego nie powinien mieć.

Pierwsza bardzo ważna sprawa - przed "że"zawsze stawiamy przecinek! Twój częsty błąd, ale wymienię go tylko raz, weź sobie do serca.
Druga sprawa - spójrz ile tych "że" w ledwie jednym akapicie. Jest to takie słówko, które często lubi się wkradać nadmiernie w opowiadaną historię, można powiedzieć, że samo się garnie pod długopis.Wink Musi uważać, żeby nie nadużywać słów.

Cytat:Następnego dnia Anna zauważyła Noah jak siedział pod ścianą w szkole.
Bardziej pasowałoby "kiedy" lub "gdy".

Cytat:Siedział skulony obejmując jedną ręką kolana a drugą sięgając do paczki z ciastkami którą miał w plecaku.
Przecinek przed "a"!
Przecinek przed "który"!

Cytat:- Noah… - szepnęła Ann kucając przed nim. Noah aż podskoczył wyrwany z zamyślenia.
- Ania… - szepnął patrząc na nią – Witaj…
Za dużo szeptania. Dobrze jest zaznajomić się z synonimami (wszystkimi) słowa "powiedział", przydatna rzecz.

Cytat:znów miał sięgnąć po ciastko i wrócić do swych nie wesołych myśli, gdy zauważył ruch.
Piszemy razem.

Cytat:Przestraszył się trochę gdy przyznał to przed samym sobą.
Przecinek przed "gdy"!

Cytat:- Nie nienawidzę Cię… - powiedział Noah.
Wyrazy tego typu "cię" "twój" itd, piszemy z dużej litery tylko w listach. W opowiadaniach nie.

Cytat:Jesteś nadal moim przyjacielem… Ale masz racje, trochę się boję, bywasz taki okrutny… Czuję się winny chociaż nic złego nie zrobiłem…
Zbyt częste nadużywanie wielokropka powoduje to, że w końcu ten wielokropek nie spełnia swojej funkcji. Rozumiem, że używasz go, aby podkreślić napięcie, ale jeśli co drugie zdanie, a w niektórych dialogach dosłownie każde kończy się wielokropkiem to jest nadmiar i wiesz, w końcu nic nie wydaje się ważniejsze, tylko wszystko takie same, na równi. Używaj go w mniejszych ilościach, wtedy kiedy czujesz, że chwila naprawdę zasługuje na zaakcentowanie.

Nie doczytałem do końca, bo późno już, ale mam dla ciebie kilka rad, których łatwo się wyuczyć i będzie warsztatowo już o wiele lepiej:

- Stawiaj przecinki przed:
"że"
"a"
"gdy"
"który"
słowami zakończonymi na "-ąc".

- "Cię" "Twój" itd - pisz z małych liter.

- Zmniejsz ilość wielokropków, używaj ich rozsądniej.

- Obczaj sobie te synonimy do "powiedział".

- Uważaj na powtórzenia.


Fabularnie nie porwało mnie, pewnie dlatego, że jestem facetem, ale dziewczynom coś takiego mogłoby się spodobać.
Aha, postać Noah jest mało wiarygodna, gość uległy aż do bólu. Rozumiem, że chciałaś to zaakcentować, ale zrobiłaś to chyba, aż za dobrze, że tak powiem. Tongue

Jak na Twój wiek nie jest źle, weź sobie do serca rady i będzie jeszcze lepiej.

Pozdrawiam!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości