Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Historia pewnego odmóżdżenia...
#1
Jestem padnięty. Tyrałem całą dniówkę. Najpierw wybierałem resztki wiedzy, która by pozwoliła uruchomić komputer i znaleźć pośród kilkunastu ikonek pasjansa, potem skupiałem się niezmiernie, żeby ponad sto razy przybić w odpowiednim miejscu pieczątkę, pomiędzy wyszukiwałem słów, z których można by zbudować choćby najprostszy komunikat. Na kilka dłuższych zdań wykorzystałem cały werbalny zasób. I tak osiem godzin. Najwyższy czas odpocząć. Nie znajdując wolnego miejsca przesuwam kilku szarych, patrzących nieruchomym, pustym wzrokiem kolegów. Zasmucająco drętwych. Wspominam, jak niegdyś dzieliliśmy się pracą, godzinami przewodziliśmy bodźce nerwowe, robiliśmy zakłady o największą ilość dendrytów, urządzaliśmy konkursy na najbardziej oryginalny kształt ciała. Dbaliśmy wspólnie o nasze górzyste, niewielkie M2. Dziś na przekształconym w nizinę terenie zostałem sam.
Zaczęło się zupełnie niewinnie, kiedy Ridge po raz kolejny wyznawał miłość Brooke. I zapewniał, że te kilkanaście kochanek nic dla niego nie znaczy. Dwuminutowe stopklatki, pokazujące na przemian wymowne spojrzenie mężczyzny i pełną euforii twarz kobiety miały ostatecznie przekonać o szczerości wyznawanej po raz kilkudziesiąty pierwszej miłości. W końcu nastąpiła zapowiedź ekscytującego ciągu dalszego w kolejnym odcinku. Serial ten oglądaliśmy od kilku lat. Wskutek naporu miliardowego tłumu byłem zawsze rozpłaszczony na tęczówce ulubionej lewej gałki. Wtedy nie uważałem tych kilkunastu minut zastoju w pracy za niebezpieczne. Jednak to był dopiero początek…
-Tato, przestań! - woła córka. –Jak ty się odzywasz do ojca!?! - upomina ją matka. Wspominam jeden ze ściślej powiązanych logiką fragmentów dialogu nowego serialu, na który od kilku miesięcy regularnie organizowany był nasz czas. To swoisty dokument, autentyczny począwszy od fabuły, bohaterów, na rozmowach skończywszy. Co więcej, kamera rejestruje dziejące się tragedie w czasie rzeczywistym ich występowania. Skąd wiadomo u kogo i kiedy warto się zjawić, bo będzie rozgrywał się widowiskowy dramat? To już telewizyjna tajemnica. Faktem jest, iż profesjonalizm aktorów rzeczywiście pozwala wierzyć, że oto patrzymy na ekranową pracę zawodowego cukiernika, blacharza, czy kasjerki. I tak w programach typu: „Pamiętniki z urlopu” , „Dlaczego ja, a nie ona!” poznawaliśmy problemy pana Zdzisia, kuzyna Tomka, byliśmy świadkami „skoków w bok” pięćdziesięcioletniego nauczyciela. Śledziliśmy romans Tadeusza z ciotką szwagra kuzynki, ujawniony przez babcię koleżanki brata jej sąsiadki. Łatwo nie było. Każdy radził sobie z poznawanymi historiami jak mógł, w końcu jednak zaczęły pojawiać się pierwsze ofiary śmiertelne. Po jednym tylko odcinku ze swoistego wzruszenia padło kilka milionów moich szarych kolegów. Wielu, mimo że przetrwało, nie potrafiło dalej żyć. Rozpoczęła się fala samobójstw. Szare, zdesperowane ciałka zdecydowanym szarpnięciem odklejały się od kory mózgu i rzucały w kierunku żuchwy.
Ci, którzy wciąż się trzymali, każdego popołudnia poznawali „swoje” nowe, ulubione seriale. Kolejne były rozprawy sądowe. Także od początku do końca prawdziwe. Naturalność świadków, świetna gra oskarżonych i ich poziom wypowiedzi skutecznie przekonywały o braku reżyserii. Nie było wątpliwości, że żaden z bohaterów nie ćwiczył wcześniej swojej kwestii. Pamiętam jedną z bardziej ambitnych wypowiedzi świadka, skierowaną do oskarżyciela posiłkowego: „Ja tego nie zrobiłem! Bo jak bym mógł to zrobić? Przecież bym nie mógł! Więc nie zrobiłem! Rozumiesz, szmato?!?”. Cóż za ekspresja, jaka niesamowita gradacja emocji! Nic dziwnego, że zakręciło się nam wtedy w głowach. Ja nawet straciłem przytomność, a kiedy się ocknąłem spostrzegłem, że padły wszystkie szare jednostki odpowiedzialne za myślenie abstrakcyjne. Jeśli nie poległyby wtedy, spotkałoby je to zapewne podczas oglądania nowego, policyjno – detektywistycznego dokumentu. Najprawdopodobniej w pamiętnej scenie, kiedy goniący złodzieja policjant miał już delikwenta na wyciągnięcie ręki, jednak w ostatniej chwili zatrzymał się i dał przestępcy uciec. Jakby przypomniał sobie, że miał go złapać dopiero pod koniec odcinka, który miał trwać przecież jeszcze dwadzieścia minut!
Szarych istotek ubywało z każdym filmowym popołudniem, pracy również było coraz mniej. Zasób słów się zawężał, wymagania stawiane przez nasz ludzki zakład pracy drastycznie malały. Część towarzyszy, pozbawionych obowiązków umierała z nudów, większość traciła życie wskutek serialowych tortur. Jako następna padła jednostka odpowiedzialna za planowanie działań. Po kilku tygodniach w stanie krytycznym znalazły się grupy pisania i czytania. Miały wprawdzie szansę na powrót do zdrowia, potonęły jednak tragicznie w rwącym nurcie zimnego piwa. Straciłem w sumie blisko piętnaście miliardów znajomych. Zostało nas dwóch. I kiedy myśleliśmy, że już nic nie jest w stanie nas pokonać, tragiczna śmierć Hanki, spowodowana zderzeniem z kartonami, odebrała mi ostatniego towarzysza...
Zostałem tylko ja. Jestem ostatnią szarą komórką. Nie wiem jak długo jeszcze przetrwam, bo rozwijający się w organizmie serialowy wirus okazuje się głupi… śmiertelnie. Wprawdzie naukowcy mówią o możliwości powrotu do życia martwej komórki, jednak zdają się większą szansę dawać pracownikom małpiego mózgu. Kiedy przestraszono poddane badaniu zwierzęta, efektywność odradzania się ich szarych komórek spadła o jedną trzecią. W ludzkim przypadku stres mógłby obniżać efektywność regeneracji do zera, bo przecież wystraszona komórka małpy to pikuś w porównaniu ze stresem, jaki przeżywa komórka ludzka w starciu z „z życia wziętym” serialem. Dlatego też pewnie nikogo nie udało mi się odratować. Za każdym razem, kiedy podejmowałem próby reanimacji kolegów, oni zobaczywszy kątem jeszcze dobrze nie otwartego oka kolejny sezon „Spraw beznadziejnych”, ponownie schodzili na zawał. Ja póki co mam lekką gorączkę. Po trzeciej jednak godzinie wysłuchiwania problemów Pawła, Mietka i Zdzisia z Jaworza zaczyna kręcić mi się w głowie. W końcu omdlewam i wypadam z namiotu móżdżku. W ostatniej chwili łapię się jedynej zachowanej fałdy. Pot spływa mi po szarym ciele, kończyny drżą z wysiłku. Nie wytrzymuję. Lecąc bezwładnie w stronę szczęki uświadamiam sobie, że odmóżdżyłem się bezpowrotnie…
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#2
Popieram i podpisuję każdą kończyną się pod główną tezą: seriale ogłupiają. Ba, dla mnie to koncertowy przykład głupoty. Producentów, którzy nie mają wstydu i puszczają takie szambo na rynek, ale bardziej ludzi, którzy to oglądają. Absolutnie nie mogę pojąć kto z zarządu stacji telewizyjnych przeznacza pieniądze z budżetu na produkcje kolejnych gniotów.

Co do tekstu, to znów nieco chaotycznie żonglujesz motywami z różnych "obyczajowych hitów". Początek kazał mi się zastanowić, czy aby nie będzie to refleksja nad pracą urzędnika, który po postawieniu paru piecząteczek i wypiciu kawki jest zmęczony bardziej niż górnik.

Ponownie celnie trafiasz w ludzką głupotę. Zaczynam być fanem. 8/10.

Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#3
Spojrzałam na gatunek, po czym zerknęłam na tytuł i sie uśmiechnęłam. Zachęcający. Tak wiec tu jestem - zachwycona.
Na początku brakuje kilku przecinków, ze dwie literówki... Ale to nic ważnego. Nie przeszkadzają mi.
Fiteł, dołącz moje kończyny do tworzenia podpisu - kolejnego zresztą. A potem reprodukcji by telewizyjni idioci zauważyli.
Odpowiedz
#4
Dobreee. Ładnie opisane, w tym samym tonie przez cały tekst. No i moje ulubione seriale wplecione, ta genialna gra aktorska Heart
Najchętniej komentuję w : Obyczajowe/Psychologiczne, Satyryczne/Parodie, Akcja i Miniatury literackie
Odpowiedz
#5
Cieszę się, że tekst Was zainteresowałSmile Samo życie, że tak powiem...Wink Fiteł, napisz mi jeszcze proszę co sprawia, że wyczuwasz chaos motywów? Czy chodzi o początek, który Cię zmylił co do tematu tekstu?

Pozdrawiam Wszystkich!
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#6
Nie, chodzi mi o to, że w tekście jest jak dla mnie za dużo przykładów tych durnych seriali. "Dlaczego ja?", "Trudne sprawy","Moda", "Wesołowska", "M jak Matko Boska". Ja bym dał mniej, ale za to te najbardziej jaskrawe, bo trochę przegadane w moim odczuciu. Już samo oglądanie jednego z nich odmóżdżyłoby srogo, wszystkie to zgon mentalny ;].
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#7
Ok, teraz rozumiem. I przemyślę...Smile
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#8
Hahaha, dobre Big Grin Z początku nie ogarnęłam o jakie komórki chodzi, ale cóż...
Cytat:Popieram i podpisuję każdą kończyną się pod główną tezą: seriale ogłupiają.
Ja również się podpisuję Tongue
Rzadko, żeby nie powiedzieć nigdy zaglądam do tej kategorii. Ale zerknęłam na tytuł i postanowiłam przebrnąć przez tekst Tongue
Błędów się nie doszukałam, z to kilka razy parsknęłam śmiechem.
Pozdrawiam, życząc dalszych takich tekstów Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#9
Jeśli nie zgadzasz się z moim zdaniem - proszę bardzo, masz do tego pełne prawo. Wydaje mi się jednak, że dojrzalszym posunięciem, które w niczym nie umniejsza autorowi, jest przyjęcie do wiadomości tego, co powiedział czytelnik i refleksja nad jego odczuciami. Można mieć różne opinie na ten sam temat, a jednocześnie wciąż się szanować nawzajem.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości