Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
HUC versus HUC, część 1,2
#1

Mały prolog Big Grin

Jeżeli chcecie, żebym pisał dalej to proszę komentować i krytykować, bo inaczej stwierdzę, że nie ma sensu, skoro i tak nikt nie czyta Big Grin.
______________________________________


I

„Wszystko co znacie zaginie
zniknie pokoju podniebny biały ptak
życie przed oczyma los wam przewinie
zostawi starego świata wrak”

Co to ma być? Jakiś kolejny pop-up? Zirytowany poszukałem kursorem charakterystycznego iksa. Dobrą chwilę zajęło mi zorientowanie się, że komunikat przyszedł przez komunikator. Numer nieznany, bramka 666, serwer szósty, pin szósty, ping serwera stały na poziomie 666. Ktoś tu lubi szóstki. Wyłączyłem komputer. Wygaszacz ukazał mi widok z trzysetnego piętra SkyTower Apartments wybudowanego czterdzieści lat temu przez Satan Industrial inc. Miałem wtedy sześć lat, a dziadek mówił mi, że gdy skończą, nasza rodzina otrzyma mieszkanie na samej górze w charakterze podziękowania za wkład. Jedno dwustumetrowe mieszkanie to co prawda trochę niewiele za władowanie prawie dwóch miliardów w inwestycję, która nie miała prawa się zwrócić, ale co tam. Satan Industral prosperował dobrze, nie było powodów do obaw. I tak niewiele wtedy rozumiałem. Od tego czasu nauczyłem się paru rzeczy, na przykład tego, że biurokraci z Archangel Motors to banda złamasów bez czci i honoru, a z gośćmi z Gabriel&Raphael Mechanics nie ma co się nawet zadawać, bo i tak cię wycyckają. Podniosłem się z krzesła i przeciągnąłem. Coś skrzypnęło, inne coś chrupnęło. To już jednak nie te lata. Spojrzałem na zegarek. Szósta sześćdziesiąt sześć, późno już, czas na... czekaj, kurwa. Spojrzałem raz jeszcze. Coś się musiało spierdolić w wyświetlaczu, bo teraz wyświetlał chamsko szóstą sześćdziesiąt siedem. Podszedłem do szafki i trzepnąłem pięścią w obudowę. Zegarek piknął, po czym przestawił się na siódmą zero siedem. Tak lepiej. Uspokojony poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro. Z niego spojrzał na mnie smętny pięćdziesięciolatek o prawie zupełnie siwych włosach, chorej, żółtawej cerze, zapadłych brązowych oczach i krzaczastych jeszcze czarnych brwiach. Groteska. Uśmiechnąłem się. Odbicie smętnie się wyszczerzyło ukazując klawiaturę o kolorze prastarej kości słoniowej. Podszedłem do Medcomu i wetknąłem twarz w otwór. Pięć minut później z lustra patrzył na mnie dziarski, czarnowłosy trzydziestolatek o jasno piwnych oczach, kruczoczarnych włosach i idealnej cerze. Technika czyni cuda. Zadzwonił telefon. Byłem chyba jednym z ostatnich, którzy nie pozwolili jeszcze na integrację komunikatora z mózgiem. Ze słuchawki odezwał się drżący głos jakiegoś faceta.
-Michael Carlson? Tutaj John.
Kto?
-Nie kojarzę.
-No, John Hannover. Konferencja geopolityczna?
A, ten zadufany w sobie, nieposkromienie optymistyczny i głupi dupek.
-A, pan profesor! Czym mogę służyć?
Kurwa, znowu. Nienawidzę się tak płaszczyć, ale to jakoś tak samo przychodzi.
-Potrzebujemy pana, mamy poważny kryzys.
Co może być na tyle ważne, by odrywać mnie od słodkiego snu?
-Co się stało?
-Konsorcjum Heaven United Companies wypowiedziało nam wojnę!
Kurwa. Zawsze coś.
-Zaraz tam będę.
-Odbiorę pana za godzinę spod starego Pentagonu, panie Carlson! Proszę się pospieszyć!
Jasne że się pospieszę. Carlsonowie nigdy się nie spóźniają. Niestety. Zdjąłem płaszcz z wieszaka i ruszyłem do drzwi. Już pięć minut później siedziałem w żółtej, nowojorskiej taksówce mknącej nad Manhattanem. Spojrzałem przelotnie na miasto, które tak zmieniło się od upadku USA w 2015 roku. Całą powierzchnię miasta poza Central Parkiem pokryły kilometrowe wysokościowce, samochody zostały zastąpione przez pojazdy z napędem antygrawitacyjnym, a posiadanie mieszkania poniżej stu pięćdziesięciu metrów kwadratowych stało się synonimem biedy. Ja sam byłem naukowcem pracującym z ramienia konsorcjum Hell United Companies na rzecz Lucifer Politics inc., firmy zajmującej się pomaganiem rządowi Piekieł, jak nazywano miasta znajdujące się na powierzchni, w stabilizacji coraz bardziej napiętej sytuacji politycznej. Teraz Niebo wypowiedziało wojnę. Banda jajogłowych myślących, że są lepsi tylko dlatego, że zmonopolizowali budowę platform urbanistycznych na niskiej orbicie Ziemi. Zabierają Piekłu słońce zmuszając nas do korzystania z energii geotermalnej. Już kilka razy grozili wojną, żądając gigantycznych haraczy. Byłem naprawdę ciekaw, czego chcą tym razem. Taksówka dotarła do Pentagonu, monumentalnej niegdyś budowli, teraz zaledwie niewielkiego bunkra służącego jako wejście do podziemi, w których prowadzono ściśle tajne badania nad wykorzystaniem energii geotermalnej w celach militarnych. Wysiadłem, zapłaciłem taksówkarzowi. Chwilę później stałem sam na spękanym, betonowym chodniku wśród kłębów kurzu wzniesionych lądowaniem i startem taksówki. Jedna ze słynnych Bram Piekieł otwarła się, wyleciał z niej czarny pojazd ze znakiem Rządu – odwróconym, czerwonym pentagramem wpisanym w koło. Wóz zatrzymał się kilka metrów ode mnie, tylne drzwi się otwarły. Wsiadłem bez wahania. Powitał mnie silnym uściskiem dłoni John Hannover, rządowy specjalista od geopolityki, na oko koło sześćdziesięciu lat, ale równie dobrze mógł mieć ich sto dwadzieścia.
-Witam, panie Carlson – uśmiechnął się.
Nie miałem zamiaru uśmiechać się w odpowiedzi.
-Dzień dobry – powiedziałem tak zimno, jak tylko byłem w stanie. Kąciki ust uniosły się do góry. Zakląłem w duchu.
-Jedziemy, panie Abramov – powiedział Hannover.
Pojazd ruszył. Nagle poczułem ukłucie na szyi.
-Co do?... - Próbowałem coś powiedzieć, ale mogłem tylko zacharczeć.
-Przykro mi – usłyszałem szept – ale to dla pańskiego dobra.
Zdążyłem pomyśleć tylko jedno słowo, zanim zapadła ciemność.
Zajebiście.

_____________________________________________
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#2
Można prosić o komentarze? Chciałbym wiedzieć, jakie popełniam błędy zanim wrzucę części następne.
...


Anyone?...
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#3
Przyłożyłeś się, co widać od razu. Ja nie wypatrzyłem żadnego błędu warsztatowego, co jest wielkim plusem. Kilka sformułowań bym zmienił, ale nie wypunktowywałem ich, bo to tylko kosmetyka. Nie jestem tylko pewien jednej rzeczy: czy człon inc. w nazwie Lucifer Politics inc. nie powinien być również pisany wielką literą?
Za dużo o fabule nie mogę na razie powiedzieć, ponieważ fragment jest zbyt krótki i za mało jej elementów odkrywa. Bardzo podobają mi się założenia świata. Niby to znowu wojna korporacji (btw. fajne nazwy wymyśliłeś), ale ma coś, co sprawia, że jest ciekawa. Liczę na dobre rozwinięcie, bo temat ma potencjał.
Bohater: jak dla mnie stary cynik, trochę nie pasujący stylem życia i myślenia, do czasów, w których się znajduje. Na obecną chwilę nie wiem co mogę więcej o nim napisać.

Fajny pomysł, jak dla mnie warty kontynuowania. Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#4
Za: Niewątpliwie nieźle napisane. Interesujący setting świata.

Przeciw: Ale to nie jest opowiadanie, co najwyżej wstęp. Jestem nowy, więc zapytam - czy to faktycznie jest norma, że raczej skończonych tekstów jest tu niedużo?
Bardzo trudno ocenić cokolwiek poza warsztatem.

Jeden detal
Satan Industrial - raczej Industries

Odpowiedz
#5
Bardzo fajny pomysł z nazwaniem dwóch stronnictw niebem i piekłem. Przez chwilę bałem się, że chodzi o prawdziwe zaświaty, ale końcówka mile mnie rozczarowała.
Jestem na tak. Czekam na więcej. Rozumiem, że piszesz z dużą starannością i trochę czasu zajmie ci przygotowanie kontynuacji.
Odpowiedz
#6
Zapowiada się interesująca historyjka. Faktycznie przyłożyłeś się do pracy domowej Wink Brawo. Wstęp jest ciekawy, zobaczymy jak będzie się to rozwijać dalej. Wink
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz
#7
W końcu udało mi się trochę przysiąść i coś sklecić. Nawiasem mówiąc, gdyby nie olimpiada z polskiego to ta część w życiu by nie powstała Big Grin
Z góry dziękuję za wszelakie komentarze.
_________________________
Było zajebiście. Przynajmniej do momentu przebudzenia, który do najprzyjemniejszych nie należał. Oprócz bolącej głowy dokuczał mi wyjątkowo wrednie wyprofilowany fotel, przez niektórych być może uważany za niezwykle wygodny. Z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że nie jestem do niego przywiązany. Przynajmniej jedna dobra wiadomość. Otwarłem oczy.
-Kurwa mać! – Wyrwało mi się, gdy oślepił mnie blask żarówki halogenowej. Przymrużyłem oczy, czekając, aż przyzwyczają się do ostrego światła. Już po krótkiej chwili zyskałem możność rozejrzenia się po pomieszczeniu. Była to niewielka salka konferencyjna, jakich wiele w Pentagonie, ze sporym, drewnianym stołem pośrodku, dookoła którego na równie niewygodnych co mój fotelach siedziało kilku facetów w garniturach. Policzyłem szybko. Sześciu. Plus ja. Szybko rozpoznałem Hannovera, który jako jedyny nie rozglądał się niepewnie po pomieszczeniu. Właśnie on odezwał się pierwszy.
-Witam państwa.
Trzech facetów w garniakach podskoczyło. Reszta zachowała trochę zimnej krwi. Trzy twarze obróciły się w stronę profesorka.
-Bardzo przepraszam, ale ze względu na bezpieczeństwo konsorcjum musieliśmy doprowadzić panów tutaj w ten sposób.
Acha, czyli nie tylko mnie udupił. Miło wiedzieć, że nie jestem sam. Swoją drogą gość był niezły – w jego głosie słychać było autentyczny żal. Jeśli skurwiel w ogóle był zdolny do czegoś tak ludzkiego.
-Pozwólcie, że was przedstawię. Ten pan, który raczył przywitać nas jakże pięknym kolokwializmem nazywa się Michael Carlson, jest zastępcą prezesa Satan Industries.
Że co, kurwa? Niezły awans.
Hannover wskazał gościa po mojej prawej, niewysokiego blondyna, na oko czterdzieści lat. Znając życie miał trzy razy więcej, wiwat Medcom.
-To jest Jack Nicolson, prezes Hell Geothermal inc.
Brunet. Jakżeby inaczej, czterdzieści lat. Też nie odezwał się ani słowem, jakby odruchowo skłonił głowę.
-Kain Satan, prezes Satan Industrial.
Szatyn, kurwa. Jasne, jak na szatana przystało. Ha. Ha.
-To są agent McGregor, - sztywne skinienie - porucznik Johnson – równie sztywne przywitanie - i wiceminister do spraw gospodarki, Jack Lucifer, były prezes Enlightment inc.
Ten był inny. Wstał. Ba, nawet się uśmiechnął.
-Witam panów!
Entuzjazm w jego głosie prawie mi się udzielił. Prawie. Niosący Światło, jeśli dobrze pamiętałem symbolikę. Kurwa, pięknie. Może jeszcze nam tutaj Franka DeVilla ściągną, co?
-Pan Hannover już was przeprosił, nie będę powtarzał, choć być może przeprosić by należało
Usmiechnął się. Cholerny krasomówca. Cudownie.
-Przede wszystkim chciałem wam wyjaśnić, dlaczego siętu znaleźliśmy.
Ten kawałek już znałem. Nie wiem, jak, spałem większość czasu, ale mniejsza o to, pewnie jakieś implanty mi wpieprzyli do łba, albo co innego, niech żyje medycyna.

Krótko mówiąc, Niebo wypowiedziało wojnę Piekłu. A dokładniej Heaen United Corporations otwarło embargo na światło słoneczne na powierzchnię Ziemi, na co Hell United Corporations założyło embargo na surowce naturalne i energię geotermalną. Jak jeszcze trochę tak posiedzimy, to obie gospodarki sięzałamią i wybuchnie wojna atomowa. Zdarza się. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. Najwyżej będziemy mieli kilka pokoleń karaluchów. Wielkie mecyje. Inna kwestia, że oznaczałoby to dla mnie przeniesienie się z w miarę komfortowego trzysetnego piętra do schronów półtora tysiąca metrów niżej. I czterdzieści stopni cieplej. Klimatyzacja zabrzęczała. Lucifer właśnie kończył.

-...i tak mniej więcej przedstawia sięnasza sytuacja. Jak jeszcze trochę będzie się przeciągać, wybchnie wojna atomowa.
Odkrywca ameryki się znalazł.
Tym razem odezwał się Hannover.
-Wy, jako przedstawiciele największych firm zostaliście wybrani jako delegacja Hell United Consortium, która pod kierunkiem Franka DeVilla...
Pewnie, jakżeby inaczej
- ...pojedzie na górę pertraktować.
Nie mogłem się powstrzymać.
-Ile megaton będzie miała ta bomba z którą nas poślecie na te pertraktacje?
Uśmiechnąłem się tak słodko, jak tylko potrafiłem.
Gość nie dał się zbić z tropu.
-Bez broni, panie Carlson. To jest delegacja dyplomatyczna. Po prostu jedziecie tam renegocjować układ energetyczny.
Pięknie. Renegocjować. Jedziemy na cholerną ekonomiczną wojnę. Negocjować. Dobre, kurwa, sobie, pan raczy sobie żartować, Hannover, ha ha. Ale może się zamknę, bo nigdy nie skończy.
-To wszystko, panowie. Za chwilę rusza wasz transport.
Tym razem był tylko jeden adekwatny komantarz. Niecenzuralny. Jakby cokolwiek było cenzuralne w tym popieprzonym świecie.
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#8
Krótkie.
Ale przynajmniej jest zawiązanie akcji, co daje jakies pojęcie przynajmniej o najbliższych fragmentach tekstu.

Klimat dalej się trzyma choć powoli powinieneś przechodzić z nawiązaniami do Piekła/Nieba na smaczki a nie główną osnowę - bo traci impakt, nawiązania robią się wyczuwalnie bardziej wpasowane na siłę.
Nie mowię, że nie powinno ich być, a jedynie, że teraz trzeba nie pchać się z nimi czytelnikowi w twarzSmile

Masz raz Hell United Corporations a raz Consortium.

Jeśli możesz skomentować - właściwie po co było ogłuszanie, nie dało się ich ściągnać konwencjonalnie? Czym to groziło? (I dlaczego bohater nawet się nad tym nie zastanawia).

Masz bardzo silną eskalację - embargo gospodarcze - wojna atomowa. Osobiście tego nie kupuję.
Albo korporacje są ponad państwami i liczy się dla nich zysk, więc raczej nie wykoszą sobie klientów, albo nie są, a wtedy będą raczej próbować wpływać na ścięcie embarga drogą prawno-rządową.

Ten sam argument wobec rozmów dyplomatycznych - jak rozumiem to jest jakiś board of staff, na logikę nawet by nie myśleli o użyciu siły, przynajmniej nie osobiście.Big Grin
Odpowiedz
#9
Szczerze mówiąc, nie przyglądałem się takim szczegółom, jak mój przedmówca, ale skupiałem się bardziej na warsztacie. A myślę, że jest dobry. Sporo Twój bohater i tym samym narrator przeklina. Niektórzy, pisząc, używają wulgaryzmów, chcąc zwiększyć "moc tekstu", wychodzi im często efekt odwrotny. A u Ciebie, poza paroma wyjątkami, wstawione są raczej trafnie, w sam raz jak na bohatera, który jest, jak wspomniał Fiteł, cynikiem.
Jedna rzecz, która mnie uraziła, a razi zawsze, bo tego nie lubię. "Aha", gdy wyraża zrozumienie, piszemy przez samo "h". Wybacz, że to tak wypominam, w dodatku w środku mojego wywodu, ale po prostu zawsze to zniechęca.
Ogólnie opowiadanie czyta się miło, czasem sypniesz jakimś zabawnym tekstem, co przyciąga uwagę. Podoba mi się Twoja koncepcja świata, choć ja też, podobnie jak któryś z przedmówców, naprawdę myślałem, że chodzi o prawdziwe niebo - raj i piekło - gehennę. Dobrze, są to tylko nazwy korporacji, bo inaczej byłoby trochę głupio. Choć z drugiej strony można mieć zastrzeżenia do paru nazwisk, jakoś nie podoba mi się, że ludzie nazywają się Lucyfer, Devil, itd.
Mam nadzieję, że szybko nadejdzie kolejna część, bo tekst naprawdę mi się podoba.
PozdrawiamBig Grin.
Odpowiedz
#10
Taaak... No to po kolei:

@Ish:

Nawiązania te nie są czysto kosmetyczne, ale o tym później, bo jak coś głupio zaspojleruję to będzie...

Miało być Corporations, przepisywałem z notatek pisanych na papierze na wakacjach, jednego "consortium" po prostu nie wyłapałem.

Bohater nie zastanawia się, bo jest nieco zbyt... oszołomiony sytuacją, w której się znalazł. Chwilowo jego przemyślenia ograniczają się do zajebistości sytuacji w której się znalazł. Ale o tym też kiedy indziej Big Grin

Antagonizm między niebem a piekłem w tym uniwersum jest bardzo podobny do naszego. Ale to też byłby spojler, gdybym napisał dokładnie o co chodzi.

Przypominam, że ten "staff" ma za sobą kilka wojen (wiemy to z przemyśleń bohatera", więc nic dziwnego, że spodziewają się kolejnej.

pozdrawiam

@kubutek28

Dzięki za komentarz i uwagi. Teraz wracam do olimpiady z polskiego, więc następna część się jeszcze trochę nie pojawi Big Grin
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#11

"
Bohater nie zastanawia się, bo jest nieco zbyt... oszołomiony sytuacją, w której się znalazł. Chwilowo jego przemyślenia ograniczają się do zajebistości sytuacji w której się znalazł. Ale o tym też kiedy indziej Big Grin
"
Znaczy facet dostał po głowie (metafaorycznie) zaciągnięto go gdzieś w worku i generalnie o tym nie mysli? Ryzykowna teza. Zwłąszcza, że sytuacja niebo-piekło nie jest dla niego jakoś turbo nowa, myślał o niej już wcześniej, więc to nie jest tak, że dostał teraz nagłego objawienia.

"
Antagonizm między niebem a piekłem w tym uniwersum jest bardzo podobny do naszego. Ale to też byłby spojler, gdybym napisał dokładnie o co chodzi.
"
Still na tym etapie przekonałeś czytelnika, że to odpowiednik korporacji.
Jeśli dochodzi do czegoś dodatkowego - powinieneś to jakoś zasygnalizować, a nie liczyć, że czytelnik dociągnie do końca 8 tomu, żeby się przekonac.

"
Przypominam, że ten "staff" ma za sobą kilka wojen (wiemy to z przemyśleń bohatera", więc nic dziwnego, że spodziewają się kolejnej.
"

Owszem, pomysli, ale nie o "wiezieniu iluś megaton" To robota dla trepów a nie zarządu.



Jak dotąd NADAL przedstawiasz wojnę jako coś na czym obie strony ewidentnie stracą, a jednocześnie korporacja -> rzecz kojarząca się czytelnikowi z zarabianiem pieniędzy, a więc z zyskiem do niej zmierzają nie widząc alternatywy. A raczej przynajmniej cześc sztabu kryzysowego. Ani śladu jak dotąd choć wskazówki dlaczego. Wiem, zaraz napiszesz "wszystko się wyjaśni kiedyś tam". Ale nie mówię o wyjasnieniu. Mówię żeby w tekście było zasygnalizowane, że oni maja powody o tym myśleć.

Wiesz, Polska i NIemcy też mają wojny w historii. Ale nie wiem jaki musiałby byc kryzys ekonomiczny, żeby rozważać wojnę. Naciski, obejście, inne źródła, dywersja, alternatywne atuty, szantaż.
Wojna, nie.
Chyba, że jest bardzo dobry powód i to jest miejsce, żeby o nim wspomnieć (jakkolwiek kryptycznie)

Odpowiedz
#12
Cytat:Otwarłem oczy.

Uj, otwarłem? Czemu nie otworzyłem?

Cytat:-Kurwa mać! –

Brak spacji po pierwszym myślniku.

Cytat:Już po krótkiej chwili zyskałem możność rozejrzenia się po pomieszczeniu.

Bardzo sztywne zdanie, zupełnie nie pasuje do mocno potocznej reszty.

Cytat:, dlaczego siętu znaleźliśmy.

Zabrakło spacji.

Cytat:Nie wiem, jak, spałem większość czasu, ale mniejsza o to, pewnie jakieś implanty mi wpieprzyli do łba, albo co innego, niech żyje medycyna.

Ostatni człon (niech żyje medycyna) można spokojnie przerzucić to osobnego zdania.

Cytat:A dokładniej Heaen United Corporations otwarło embargo na światło słoneczne na powierzchnię Ziemi, na co Hell United Corporations założyło embargo na surowce naturalne i energię geotermalną.

Literówka w podkreślonym słowie.

Cytat:Jak jeszcze trochę tak posiedzimy, to obie gospodarki sięzałamią i wybuchnie wojna atomowa.

Brak spacji.

Cytat:-...i tak mniej więcej przedstawia sięnasza sytuacja.

J.w.

Cytat:Odkrywca ameryki się znalazł.

Ameryki jawnie z dużej.

Tekst wydaje się napisany na szybko. Sporo głupich literówek, czasem nie taki jak trzeba zapis dialogu. Akcja jest dość chaotyczna, chociaż rozumiem, że taki był zamysł - ma to oddawać stan oszołomienia gł. bohatera. W zasadzie wychodzi to dobrze, tak samo jak dość fajnie wychodzą wstawki, które są myślami bohatera, w których komentuje on wypowiedzi zebranych. Na podstawie dwóch fragmentów powiem tyle: warte kontynuowania. Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#13
Z tego fragmentu nie dowiedziałem się niczego nowego, no może poza nazwiskami. Podoba mi się cynizm głównego bohatera i to w jaki sposób komentuje on rzeczywistość.

Czekam na coś dłuższego i jakieś ciekawe rozwinięcie akcji.
Odpowiedz
#14
Ta. Zgadzam się z przedmówco. Cynizm bohatera jest interesujący. Dodaje smaku twojej historii. Ciekawi mnie dalsza akcja. Jak to wszystko się rozwinie.

Ocena:

3/10

Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości