20-09-2010, 11:36
Genesis Projekt
Gob Al.-Nin od rana był w złym humorze. Projekt, nad którym pracował niemal całe życie oficjalnie dostał rządowego ,,cancela’’. Mimo, iż przeczuwał, że Rada prędzej czy później cofnie środki na program ,,Genesis’’, był zdruzgotany i poirytowany. Wciąż pozostawało tyle zagadek do rozwiązania. Chociaż projekt będący symulacją alternatywnej ewolucji życia na Ziemi dostarczyły mnóstwo odpowiedzi odnośnie natury egzystencji, przechodził do lamusa. Obserwacja życia na symulowanej planecie dostarczała niezmiennie niezapomnianych wrażeń Gobowi, toteż jego żal był tym większy. Na dodatek w momencie, w którym wygenerowane przez superkomputer Nano VII istoty, które sam określał pieszczotliwie swoją trzódką wchodziły w erę kosmiczną i niemal pod każdym względem zaczęły przypominać swych stwórców. Gob śledził ich poczynania z niekłamaną dumą. Od momentu, kiedy objął naukową opiekę nad projektem ,,Genesis’’ minęły już długie lata a mimo to nieustannie był zafascynowany poczynionymi obserwacjami. Śledził ewolucję swoich wygenerowanych komputerowo podopiecznych od momentu poczęcia. Kiedy to w pospolitej, ciepłej kałuży gdzieś na końcu świata zawiązał się pierwszy organiczny organizm będący protoplastą kolejnych znacznie bardziej zaawansowanych form. Doskonale pamiętał ten moment. Jakże on wtedy był dumny! Ewolucja na symulowanej przez komputer Ziemi toczyła się błyskawicznie. Nano VII z łatwością i właściwą sobie gracją symulował miliardy lat przeobrażeń. W końcu otrzymano projekt finalny. Świat naukowy wtedy oszalał. Gob wraz ze swoim zespołem naukowym z dnia na dzień, stali się gwiazdami i celebrytami. Liczne wywiady, nagrody, splendor stały się nieodłącznym elementem ich życia. Stworzone w symulowanym świecie istoty potrafiące myśleć, stawiające pytanie o sens własnego istnienia stały się przedmiotem uwielbienia jego gatunku. Nazwano ich ,,młodszymi braćmi’’ , w oka mgnieniu stali się gwiazdami internetu i TV, gdzie stworzono specjalne kanały na których można było śledzić co ciekawsze wydarzenia z ich frapującej rzeczywistości. Istoty te były fascynujące i ciekawe otaczającego ich świata. Brnąc szczebel po szczeblu rozwijały cywilizację w iście imponującym stylu. Mimo wojen i licznych zaraz przetrwały. Postęp technologiczny pozwolił im wyruszyć ku gwiazdom. Wydawało się niemal pewne, że w końcu osiągną taki poziom technologiczny by móc skontaktować się ze swoimi stwórcami. I właśnie wtedy Rada zadecydowała ,że mimo zadawalających wyników eksperymentu, operacja Genesis będzie przerwana. Wojska Wschodu zaczęły grupować swoje siły na granicy z Imperium. Ogromna moc obliczeniowa Nano miała w całości być wykorzystana do opracowywania możliwych scenariuszy manewrów wojennych i realnej oceny zagrożenia . Gob mimo licznych prób przekonania rady był bezradny. Nie mieściło mu się w głowie, że przerwano mu eksperyment z tak bezsensownego powodu jakim jego zdaniem była kolejna nic nie wnosząca wojna ze Wschodem. Rozporządzeniem Rady powołano pod broń wszystkich pracujących nad projektem Genesis a Gobowi, który był już zbyt stary by służyć ojczyźnie na froncie przekazano wiadomość o rychłym zakończeniu projektu. Zdruzgotany czekał na koniec. Lada chwila zjawić się miał przedstawiciel rady, by wraz z twórcą projektu dokonać jego ostatecznego zamknięcia.
Zasmucony i wewnętrznie rozdarty oczekiwał końca projektu swojego życia. Był już niemal pogodzony z sytuacją, która go spotkała, mimo to wciąż tliła się w nim iskierka nadziei. A gdyby tak armia Wschodu odstąpiła od manewrów? Być może przywódcy dwóch zwaśnionych narodów dojdą do porozumienia i nie dojdzie do konfliktu? Setki myśli kotłowało mu się w głowie. Z zadumy wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. W pomieszczeniu symulatora zjawił się przedstawiciel Rady. Gob spojrzał na niego spode łba. Stał przed nim jego dawny współpracownik Natas. Potężnie zbudowany o marsowej twarzy osobnik, który przed laty porzucił karierę naukową na rzecz wojska.
- A więc to koniec? – rzucił z rezygnacją w głosie Gob
- Wiem ile ten program dla Ciebie znaczył, lecz znasz nasz stanowisko. Armia Wschodu przegrupowuje się nad naszymi granicami. To już nie jest stan zimnej wojny. Obawiamy się, że dojdzie do najgorszego- odparł przedstawiciel Rady
- Nie mogę uwierzyć, że projekt któremu poświęciłem niemal całe życie umiera takim kosztem. Czy poprzednie wojny i wyścigi zbrojeń niczego was nie nauczyły? wykrzyczał
- Decyzja jest ostateczna. Dobrze wiedziałeś, że nie możemy kontynuować programu bez końca. Zresztą jaki cel by temu przyświecał?
- Wy naprawdę niczego nie pojmujecie .Jesteście bandą głupców Te istoty żyją i kochają. Są świadome własnego jestestwa. Być może posiadają nawet dusze! - niemal wykrzyczał rozwścieczony Gob
- Przypominam Ci, że jestem członkiem Rady. Za takie epitety i herezje przewidziane są surowe konsekwencje a nasze dawne relacje służbowe niczego w tym temacie nie zmienią - stanowczo powiedział Natas . Odczekał chwilę pozwalając Gobowi się uspokoić i uruchomił komendę głosowa superkomputer.
- Przedstawiciel Natas Al.-Bery. Sekwencja 789456. Przygotować się do wymazania z zasobów pamięci programu ,, Ewolucja’;
- Mechaniczny głos komputera odpowiedział; Autoryzacja potwierdzona. Całkowite zakończenie programu nastąpi za 30 sekund. Proszę o ostateczne potwierdzenie.
- Daj mi jeszcze moment -wykrzyczał Gob- pozwól mi się z nimi pożegnać
- Pożegnać z symulowanymi przez komputer istotami? Ty naprawdę do reszty zbzikowałeś- odparł z przekąsem Natas
- Proszę, tylko krótka chwila. Przygotowałem dla nich krótkie pożegnanie, nie chce by zginęli w kompletnej nieświadomości. Studiowałem uważnie ich systemy religijne i wierzenia chciałbym móc się z nimi rozstać zgodnie ze swoim sumieniem. Myślę, że jestem im to winien. Może być uruchomione tuz przed sekwencja wyłączania. Dla nas minie ledwie chwila dla nich będzie to kilka godzin.
Natas zmierzył go badawczym wzrokiem, po czym rzekł
- myślę ze na to ci mogę pozwolić- odparł niechętnie, chwile się zastanawiając.
- Nano, przerwij sekwencję 789456, daję ci pięć minut
- Komputer, tu Gob Al.-Nin. Uruchom program Apokalipsa. Autoryzacja 11124
- Autoryzacja przyjęta, program wdrożony- rozległ się głos maszyny
- Ty naprawdę myślisz ze symulowane istoty w symulowanym świecie mogą mieć prawdziwe dusze? -Spytał Natas
- Chciałbym w to Wierzyc- westchnął
Natas pogrążył się na chwilę w zadumie po czym ponownie zarządził procedurę kończącą program. Na gigantycznym ekranie pojawił się komunikat odliczający sekundy do zakończenia projektu i restartu komputera.
Gob i Natas opuścili pokój badawczy. Nie zwracając na siebie uwagi każdy z nich ruszył w swoją stronę.
Ciepła wrześniowa noc zastała Joachima Grodzkiego w wygodnym fotelu na balkonie jego domu w Skórzewie. Johny Walker i cygaro jak zwykle skutecznie relaksowały go po ciężkim dniu pracy. W oczekiwaniu na mającą lada się pojawić żonę Izę oddawał się swojemu ulubionemu hobby, obserwowaniu gwiazd przez teleskop. Opticon 2003F800 już ponad dwa lata pochłaniał go bez reszty będąc prawdziwym oczkiem w głowie, poza żoną rzecz jasna. Iza, jako młoda lekarka ostatnimi czasy często miała nocne dyżury, dzięki czemu mógł poświęcić więcej czasu swojej pasji. Dzisiejszy nocy miał w planach obserwację Jowisza. Największa planeta Układu Słonecznego miała znaleźć się rekordowo blisko Ziemi, zaledwie 560 milionów kilometrów. Joachim miał nadzieję na dokładną obserwację lodowej satelity Jowisza Europy. Naukowcy od dawna stawiali hipotezy, że pod jej lodową powłoką może znajdować się woda a i być może życie co stanowiło przedmiot ekscytacji Grodzkiego. Odłożył pustą już szklankę po Johnym Walkerze i zerknął w obiektyw. To co zaobserwował zmroziło mu krew w żyłach. Na niebie widoczny był świetlisty krzyż, który jak mu się wydawało rósł w oczach. Tylko jedna szklanka brązowego trunku wykluczała upojenie. Odsunął się od teleskopu i z niepokojem spojrzał w niebo. Zjawisko nie ustępowało, co więcej stawało się widoczne gołym okiem. Na ulicach Skórzewa zaczęli się zbierać przerażeni ludzie obserwujący niespotykane wcześniej zjawisko. Joachim pobiegł do pokoju w kierunku telewiozra. Włączył go pośpiesznie. TVN 24 transmitował właśnie obraz niezwykłego zjawiska. Jakiś fizyk przez telefon tłumaczył, iż nie ma pojęcia z czym mamy do czynienia. Krótka wędrówka po kanałach uświadomiła Joachima, iż świetlisty krzyż stał się głównym newsem na niemal wszystkich kanałach. Hipotezy były różne, od wybuchu supernowy na Bożej Apokalipsie kończąc. Grodzki aż się żachnął gdy usłyszał ostatnią teorię. Sam kiedyś był zafascynowany wizjami końca świata, czytał słynną przepowiednię siostry Faustyny ale w jego racjonalnym świecie nie było miejsca na akceptację tego typu rzeczy. Wybiegł ponownie na balkon. Krzyż zajmował już ogromne połacie nieba. Trzeba było być ślepym lub pijanym by go nie zauważyć. Co to jest do stu diabłów? – pomyślał Joachim. Niecodzienne zjawisko zaczęło budzić w nim coraz większy lęk. Ludzie na ulicach zaczęli się modlić prosząc Boga o łaskę. Grodzki patrzył na nich jak na wariatów, zastanawiając się jednak czy przypadkiem nie mają racji. Zjawisko było tak niespodziewane i nielogiczne, że chyba tylko Boska Apoklaipsa mogła je tłumaczyć. Nagle powietrze ogarnął potężny grzmot. Jego siła była tak potężna ,że Ziemia zadrżała a tysiące okien popękało w drobny mak. Joachim był już naprawdę przerażony. Spojrzał ponownie w kierunku krzyża i zauważył, że zjawisko zaczęło się w szalonym tempie kurczyć. Nie minęło kilka sekund a świetlisty krucyfiks zniknął z nieba. Grodzki odetchnął z ulgą. A więc to nie Apokalipsa. Uśmiechnął się pod nosem. Ruszył w kierunku teleskopu by sprawdzić czy na niebie znajdzie jakieś pozostałości po fenomenie. Ze zdziwieniem zauważył, że niebo wygląda zupełnie normalnie. Krzyż nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Odszedł od teleskopu, usiadł wygodnie w hotelu i nalał sobie solidną porcję whisky. Upił solidny łyk złotobrązowego napoju i już bez pomocy Opticona spojrzał w idealnie bezchmurne niebo. Miliardy obiektów drogi mlecznej tworzyły na niebie przepiękną mozaikę. Nagle wypuścił szklankę z rąk i zmarł z przerażenia. To co zaobserwował doprowadziło go niemal do szaleństwa. Tysiące odległych gwiazd widocznych na niebie zaczęły jedna po drugiej gasnąć.
Apokalipsa wg Goba się dokonała.
[/size]
Gob Al.-Nin od rana był w złym humorze. Projekt, nad którym pracował niemal całe życie oficjalnie dostał rządowego ,,cancela’’. Mimo, iż przeczuwał, że Rada prędzej czy później cofnie środki na program ,,Genesis’’, był zdruzgotany i poirytowany. Wciąż pozostawało tyle zagadek do rozwiązania. Chociaż projekt będący symulacją alternatywnej ewolucji życia na Ziemi dostarczyły mnóstwo odpowiedzi odnośnie natury egzystencji, przechodził do lamusa. Obserwacja życia na symulowanej planecie dostarczała niezmiennie niezapomnianych wrażeń Gobowi, toteż jego żal był tym większy. Na dodatek w momencie, w którym wygenerowane przez superkomputer Nano VII istoty, które sam określał pieszczotliwie swoją trzódką wchodziły w erę kosmiczną i niemal pod każdym względem zaczęły przypominać swych stwórców. Gob śledził ich poczynania z niekłamaną dumą. Od momentu, kiedy objął naukową opiekę nad projektem ,,Genesis’’ minęły już długie lata a mimo to nieustannie był zafascynowany poczynionymi obserwacjami. Śledził ewolucję swoich wygenerowanych komputerowo podopiecznych od momentu poczęcia. Kiedy to w pospolitej, ciepłej kałuży gdzieś na końcu świata zawiązał się pierwszy organiczny organizm będący protoplastą kolejnych znacznie bardziej zaawansowanych form. Doskonale pamiętał ten moment. Jakże on wtedy był dumny! Ewolucja na symulowanej przez komputer Ziemi toczyła się błyskawicznie. Nano VII z łatwością i właściwą sobie gracją symulował miliardy lat przeobrażeń. W końcu otrzymano projekt finalny. Świat naukowy wtedy oszalał. Gob wraz ze swoim zespołem naukowym z dnia na dzień, stali się gwiazdami i celebrytami. Liczne wywiady, nagrody, splendor stały się nieodłącznym elementem ich życia. Stworzone w symulowanym świecie istoty potrafiące myśleć, stawiające pytanie o sens własnego istnienia stały się przedmiotem uwielbienia jego gatunku. Nazwano ich ,,młodszymi braćmi’’ , w oka mgnieniu stali się gwiazdami internetu i TV, gdzie stworzono specjalne kanały na których można było śledzić co ciekawsze wydarzenia z ich frapującej rzeczywistości. Istoty te były fascynujące i ciekawe otaczającego ich świata. Brnąc szczebel po szczeblu rozwijały cywilizację w iście imponującym stylu. Mimo wojen i licznych zaraz przetrwały. Postęp technologiczny pozwolił im wyruszyć ku gwiazdom. Wydawało się niemal pewne, że w końcu osiągną taki poziom technologiczny by móc skontaktować się ze swoimi stwórcami. I właśnie wtedy Rada zadecydowała ,że mimo zadawalających wyników eksperymentu, operacja Genesis będzie przerwana. Wojska Wschodu zaczęły grupować swoje siły na granicy z Imperium. Ogromna moc obliczeniowa Nano miała w całości być wykorzystana do opracowywania możliwych scenariuszy manewrów wojennych i realnej oceny zagrożenia . Gob mimo licznych prób przekonania rady był bezradny. Nie mieściło mu się w głowie, że przerwano mu eksperyment z tak bezsensownego powodu jakim jego zdaniem była kolejna nic nie wnosząca wojna ze Wschodem. Rozporządzeniem Rady powołano pod broń wszystkich pracujących nad projektem Genesis a Gobowi, który był już zbyt stary by służyć ojczyźnie na froncie przekazano wiadomość o rychłym zakończeniu projektu. Zdruzgotany czekał na koniec. Lada chwila zjawić się miał przedstawiciel rady, by wraz z twórcą projektu dokonać jego ostatecznego zamknięcia.
Zasmucony i wewnętrznie rozdarty oczekiwał końca projektu swojego życia. Był już niemal pogodzony z sytuacją, która go spotkała, mimo to wciąż tliła się w nim iskierka nadziei. A gdyby tak armia Wschodu odstąpiła od manewrów? Być może przywódcy dwóch zwaśnionych narodów dojdą do porozumienia i nie dojdzie do konfliktu? Setki myśli kotłowało mu się w głowie. Z zadumy wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. W pomieszczeniu symulatora zjawił się przedstawiciel Rady. Gob spojrzał na niego spode łba. Stał przed nim jego dawny współpracownik Natas. Potężnie zbudowany o marsowej twarzy osobnik, który przed laty porzucił karierę naukową na rzecz wojska.
- A więc to koniec? – rzucił z rezygnacją w głosie Gob
- Wiem ile ten program dla Ciebie znaczył, lecz znasz nasz stanowisko. Armia Wschodu przegrupowuje się nad naszymi granicami. To już nie jest stan zimnej wojny. Obawiamy się, że dojdzie do najgorszego- odparł przedstawiciel Rady
- Nie mogę uwierzyć, że projekt któremu poświęciłem niemal całe życie umiera takim kosztem. Czy poprzednie wojny i wyścigi zbrojeń niczego was nie nauczyły? wykrzyczał
- Decyzja jest ostateczna. Dobrze wiedziałeś, że nie możemy kontynuować programu bez końca. Zresztą jaki cel by temu przyświecał?
- Wy naprawdę niczego nie pojmujecie .Jesteście bandą głupców Te istoty żyją i kochają. Są świadome własnego jestestwa. Być może posiadają nawet dusze! - niemal wykrzyczał rozwścieczony Gob
- Przypominam Ci, że jestem członkiem Rady. Za takie epitety i herezje przewidziane są surowe konsekwencje a nasze dawne relacje służbowe niczego w tym temacie nie zmienią - stanowczo powiedział Natas . Odczekał chwilę pozwalając Gobowi się uspokoić i uruchomił komendę głosowa superkomputer.
- Przedstawiciel Natas Al.-Bery. Sekwencja 789456. Przygotować się do wymazania z zasobów pamięci programu ,, Ewolucja’;
- Mechaniczny głos komputera odpowiedział; Autoryzacja potwierdzona. Całkowite zakończenie programu nastąpi za 30 sekund. Proszę o ostateczne potwierdzenie.
- Daj mi jeszcze moment -wykrzyczał Gob- pozwól mi się z nimi pożegnać
- Pożegnać z symulowanymi przez komputer istotami? Ty naprawdę do reszty zbzikowałeś- odparł z przekąsem Natas
- Proszę, tylko krótka chwila. Przygotowałem dla nich krótkie pożegnanie, nie chce by zginęli w kompletnej nieświadomości. Studiowałem uważnie ich systemy religijne i wierzenia chciałbym móc się z nimi rozstać zgodnie ze swoim sumieniem. Myślę, że jestem im to winien. Może być uruchomione tuz przed sekwencja wyłączania. Dla nas minie ledwie chwila dla nich będzie to kilka godzin.
Natas zmierzył go badawczym wzrokiem, po czym rzekł
- myślę ze na to ci mogę pozwolić- odparł niechętnie, chwile się zastanawiając.
- Nano, przerwij sekwencję 789456, daję ci pięć minut
- Komputer, tu Gob Al.-Nin. Uruchom program Apokalipsa. Autoryzacja 11124
- Autoryzacja przyjęta, program wdrożony- rozległ się głos maszyny
- Ty naprawdę myślisz ze symulowane istoty w symulowanym świecie mogą mieć prawdziwe dusze? -Spytał Natas
- Chciałbym w to Wierzyc- westchnął
Natas pogrążył się na chwilę w zadumie po czym ponownie zarządził procedurę kończącą program. Na gigantycznym ekranie pojawił się komunikat odliczający sekundy do zakończenia projektu i restartu komputera.
Gob i Natas opuścili pokój badawczy. Nie zwracając na siebie uwagi każdy z nich ruszył w swoją stronę.
Ciepła wrześniowa noc zastała Joachima Grodzkiego w wygodnym fotelu na balkonie jego domu w Skórzewie. Johny Walker i cygaro jak zwykle skutecznie relaksowały go po ciężkim dniu pracy. W oczekiwaniu na mającą lada się pojawić żonę Izę oddawał się swojemu ulubionemu hobby, obserwowaniu gwiazd przez teleskop. Opticon 2003F800 już ponad dwa lata pochłaniał go bez reszty będąc prawdziwym oczkiem w głowie, poza żoną rzecz jasna. Iza, jako młoda lekarka ostatnimi czasy często miała nocne dyżury, dzięki czemu mógł poświęcić więcej czasu swojej pasji. Dzisiejszy nocy miał w planach obserwację Jowisza. Największa planeta Układu Słonecznego miała znaleźć się rekordowo blisko Ziemi, zaledwie 560 milionów kilometrów. Joachim miał nadzieję na dokładną obserwację lodowej satelity Jowisza Europy. Naukowcy od dawna stawiali hipotezy, że pod jej lodową powłoką może znajdować się woda a i być może życie co stanowiło przedmiot ekscytacji Grodzkiego. Odłożył pustą już szklankę po Johnym Walkerze i zerknął w obiektyw. To co zaobserwował zmroziło mu krew w żyłach. Na niebie widoczny był świetlisty krzyż, który jak mu się wydawało rósł w oczach. Tylko jedna szklanka brązowego trunku wykluczała upojenie. Odsunął się od teleskopu i z niepokojem spojrzał w niebo. Zjawisko nie ustępowało, co więcej stawało się widoczne gołym okiem. Na ulicach Skórzewa zaczęli się zbierać przerażeni ludzie obserwujący niespotykane wcześniej zjawisko. Joachim pobiegł do pokoju w kierunku telewiozra. Włączył go pośpiesznie. TVN 24 transmitował właśnie obraz niezwykłego zjawiska. Jakiś fizyk przez telefon tłumaczył, iż nie ma pojęcia z czym mamy do czynienia. Krótka wędrówka po kanałach uświadomiła Joachima, iż świetlisty krzyż stał się głównym newsem na niemal wszystkich kanałach. Hipotezy były różne, od wybuchu supernowy na Bożej Apokalipsie kończąc. Grodzki aż się żachnął gdy usłyszał ostatnią teorię. Sam kiedyś był zafascynowany wizjami końca świata, czytał słynną przepowiednię siostry Faustyny ale w jego racjonalnym świecie nie było miejsca na akceptację tego typu rzeczy. Wybiegł ponownie na balkon. Krzyż zajmował już ogromne połacie nieba. Trzeba było być ślepym lub pijanym by go nie zauważyć. Co to jest do stu diabłów? – pomyślał Joachim. Niecodzienne zjawisko zaczęło budzić w nim coraz większy lęk. Ludzie na ulicach zaczęli się modlić prosząc Boga o łaskę. Grodzki patrzył na nich jak na wariatów, zastanawiając się jednak czy przypadkiem nie mają racji. Zjawisko było tak niespodziewane i nielogiczne, że chyba tylko Boska Apoklaipsa mogła je tłumaczyć. Nagle powietrze ogarnął potężny grzmot. Jego siła była tak potężna ,że Ziemia zadrżała a tysiące okien popękało w drobny mak. Joachim był już naprawdę przerażony. Spojrzał ponownie w kierunku krzyża i zauważył, że zjawisko zaczęło się w szalonym tempie kurczyć. Nie minęło kilka sekund a świetlisty krucyfiks zniknął z nieba. Grodzki odetchnął z ulgą. A więc to nie Apokalipsa. Uśmiechnął się pod nosem. Ruszył w kierunku teleskopu by sprawdzić czy na niebie znajdzie jakieś pozostałości po fenomenie. Ze zdziwieniem zauważył, że niebo wygląda zupełnie normalnie. Krzyż nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Odszedł od teleskopu, usiadł wygodnie w hotelu i nalał sobie solidną porcję whisky. Upił solidny łyk złotobrązowego napoju i już bez pomocy Opticona spojrzał w idealnie bezchmurne niebo. Miliardy obiektów drogi mlecznej tworzyły na niebie przepiękną mozaikę. Nagle wypuścił szklankę z rąk i zmarł z przerażenia. To co zaobserwował doprowadziło go niemal do szaleństwa. Tysiące odległych gwiazd widocznych na niebie zaczęły jedna po drugiej gasnąć.
Apokalipsa wg Goba się dokonała.
[/size]