Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gdyby mgła...
#1
Gdyby mgła...

Odkąd pamiętam, tuż za naszym domem rozciągały się pola. Ogromne obszary i rosnące tam przedziwne rośliny. Jeszcze dziś brzmią mi słodko opowieści o nich zasłyszane w dzieciństwie, tak jakby wspomnienia mogły czarować albo przyzywać ulotną woń zbieranych kwiatów i ostry zapach przeszywający powietrze, gdy ścięło się niepozorne zioła. Dzikie zarośla zawsze intrygowały i ciekawiły. Nigdy nic tam nie uprawiano. Bo nie było potrzeby, bo nie umiano, bo się nie chciało, wreszcie – bo Dziadek zabraniał. I tak ciemnozielone, prawie tak szare jak ziemia chaszcze stopniowo i z determinacją opanowały ten nasz skrawek. Ilekroć spojrzałem za okno, odnosiłem wrażenie, że toczy się tam nieustająca walka, że chwasty nieporządnie, w każdym kierunku, swymi wijącymi się, kolczastymi łapskami pomału próbują zapanować nad światem. Czasami jednak, w świetle zachodzącego słońca, udobruchany i zauroczony wpatrywałem się w obraz jakby pędzla artysty-modernisty, który niby celowo porozrzucał na płótnie barwne plamy.

Po zmroku jednak wszystko się zmieniało. Znikały pola, gąszcze, zioła. Pozostawała jedynie rozświetlona księżycowym blaskiem ciemność, rozlana mgła, bladoszary strach. Z daleka przypływał falujący obłok. Chmura biała jak mleko, gęsta, lekka. Cicho szeleściła, mruczała, wabiła... I nad ziemią wciąż lekko unosił się nieprzebyty całun. Jakie tajemnice, jakie sekrety zakrywał?

Dziadek opowiadał o tej mgle przy każdej możliwej okazji. Pamiętaj, nigdy jej nie ufaj. Gdyby mgła podeszła zbyt blisko, wypędzi ją blask świecy. To nasza mgła, ta mgła jest częścią naszego domu i naszych pól…Między najróżniejszymi opowieściami wciąż przewijały się podobne uwagi. Niby przypadkiem wtrącone, rzucone ot tak, pomiędzy jedną bajką, a następną. A jednak pamiętam wszystkie te pojedyncze, jakby urwane zdania. Czasami czuję żal i ból, gdy bezskutecznie próbuję przypomnieć sobie jedną z bajek Dziadka. Nazywacie to tęsknotą – ja jednak wiem, że to co innego. Moja tęsknota to ciężar, niewidzialne kajdany, smycz, która przyciąga, ciąży i wzywa. A może to głos Dziadka… Woła, gdzieś krzyczy, a ja wciąż pamiętam tylko opowieść o mgle naszych pól. Nie bajki. Nie jego głos, nie jego twarz…

Miałem pięć albo sześć lat. Co mogłem wtedy rozumieć? Mój świat dorosłych ograniczał się do ojca, Dziadka i telewizji. Była jeszcze babcia. Dokładnie – jej zdjęcia, pusty pokój i podobno zapach perfum. Lato przelatywało nad głowami. Raz była to burza, innym razem białe, wyblakłe słońce, a czasami chmurne, podniebne regaty. Codziennie było tylko pole. Gdy o tym myślę, nie potrafię wskazać granicy pomiędzy fantazją a wspomnieniem. Czasami naprawdę nie wiem, co dopowiedziała mi przez te wszystkie lata wyobraźnia, a co zdarzyło się faktycznie.

Na pewno prawdziwy był chłód świtu, gdy ze śrutówką na ramieniu z zaspaną, ale dumną miną skradałem się z Nim. Złota kurtyna wschodzącego słońca kłuła w półotwarte oczy. Gdy wszystko na około spało, ja miałem obiecane polowanie na prawdziwego bażanta…

Gdzieś wciąż słyszę także jednostajny, donośny głos dzwonów kościelnych pośród szumów świergotów, sójczych skrzeków i brzęczeń naszych pól. Oszołomiony każdym dźwiękiem z osobna, klękałem schowany w najwyższych trawach, w zniecierpliwieniu czekając, czy i tym razem Dziadek znajdzie moją kryjówkę…

Co wieczór też, gdy słońce czerwieniło się przed pożegnaniem, siadaliśmy na małej werandzie z widokiem na nasze pole. Był to czas bajek, ulotnych opowiadań, historii, których – jak wtedy myślałem – nigdy mi nie zabraknie i których Dziadek zna niezliczoną ilość…

Po zmroku jednak wszystko się zmieniało. Znikały pola, gąszcze, zioła. Pozostawała jedynie rozświetlona księżycowym blaskiem ciemność, rozlana mgła, bladoszary strach. Z daleka przypływał falujący obłok. Chmura biała jak mleko, gęsta, lekka. Cicho szeleściła, mruczała, wabiła... I nad ziemią wciąż lekko unosił się nieprzebyty całun. Jakie tajemnice, jakie sekrety zakrywał?

Po tych wszystkich latach wydaje mi się, że w naszym domu o sprawach ważnych rozmawiano nie słowami, a spojrzeniami. Urwanymi, ukradkowymi. Spuszczonymi oczyma i zaciśniętymi wargami. Dziś myślę, że fascynacja Dziadka była naszą wspólną chorobą, białym stygmatem wylewającym się z pól. Dla Niego mgła stanowiła błogosławieństwo, dla ojca klątwę, a dla mnie od zawsze i na zawsze nierozwiązaną zagadkę.

Codzienny rytuał był ten sam. Czekał cierpliwie, udawał, że drzemie. Czuwał. Potem dwie minuty pastowania, jedna wiązania krawatu, zakładanie marynarki. Nienaganny wygląd był punktem honoru Dziadka. W świetle tlącej się, nocnej lampki w pół śnie dostrzegałem wyprasowany garnitur i cień kroków. Dudniących, miarowych, oficerskich. Ojciec nie mógł nigdy przez nie zasnąć, w wiecznie uchylonych drzwiach sypialni migotliwie spoglądało na nas światło. Za każdym razem miałem wrażenie, że jasna szczelina w tajemniczym uśmiechu próbuje ukołysać nas, by chwilę później zamknąć się…

W takich chwilach, snu jednak na próżno szukać. W ciemności pozostawianej przez Dziadka, gdy opuszczał dom na nocne spacery, każdy najmniejszy odgłos wydawał się wielokrotnieć, wdzierać do uszu z napierającą, zalewającą wyobraźnię siłą. Słyszałem strach ojca. Serce najpierw przyśpieszało, waliło o ściany klatki piersiowej. Potem wstawał, podchodził do okna i przyglądał się niknącej w chmurze mgły ciemnej sylwetce w idealnie wyprasowanym garniturze. Pewnie myślał, że śpię. Ja jednak obserwowałem – i Dziadka i ojca.

A za oknem wciąż panowała rozświetlona księżycowym blaskiem ciemność, rozlana mgła, bladoszary strach. Z daleka przypływał falujący obłok. Chmura biała jak mleko, gęsta, lekka. Cicho szeleściła, mruczała, wabiła... I nad ziemią wciąż lekko unosił się nieprzebyty całun. Jakie tajemnice, jakie sekrety zakrywał?

Postawiona raz zagadka zaczyna doskwierać, a każda kolejna chwila zwłoki w jej rozwiązaniu szybko staje się nieznośną torturą. W tamtych dniach postanowiłem zbadać mgłę naszych pól. Z tą wielką odwagą małych chłopców pragnąłem dokonywać rzeczy niezwykłych, zdobywać nieodkryte. Czy jest groźna? Dlaczego ojciec jej się tak boi? Co wśród niej odnaleźć próbuje Dziadek? Długo myślałem, zanim zdecydowałem się na małą wyprawę.

Gdy ojciec zmęczony wyczekiwaniem Dziadka w końcu zasnął, cicho przekręciłem klucz, wstrzymując oddech, nacisnąłem klamkę i bezgłośnie wyszedłem przed dom, na pola, we mgłę. Wziąłem ze sobą świecę, zapaliłem ją i zanurzyłem się w mlecznym obłoku. Zaczęło się od cichych szeptów, kobiecych słów, które niezrozumiale wołały z każdej strony.

Przerażony postanowiłem zawrócić, pobiec do łóżka. Wielka jak dotąd odwaga gdzieś uciekła. Wtedy naokoło pojawiły się rozmyte sylwetki, które w obcym języku rozmawiały, targowały się, a może wydawały sąd... Reszta to pojawienie się Dziadka, ciepły uścisk i powrót do łóżka…

Nigdy do tego później nie wracaliśmy. W żadnej rozmowie, opowieści, czy nawet karze. Nad tematem mgły rozpostarły się już tradycyjne milczenie ust i cisza kątów. Dziadek już więcej nie udał się na swe nocne wyprawy. Wiem, że miało to związek ze smutnymi spojrzeniami porozrzucanymi po domu i z wciąż pogarszającym się zdrowiem Dziadka. Dziś rozumiem to – tęsknił za mgłą…

Koniec przyszedł niedługo później. Dziadek zniknął nagle. Zostawił nas spokojnie śpiących. Cicho śniących. Zostawił puste łóżko i kolejny pusty pokój. Tamtej nocy odeszła też mgła. Nie pojawiła się już później, nie zakryła więcej pól, gąszczy i ziół. Czy zabrał ją Dziadek? Czy ona zabrała Jego? Może odeszli razem. Tata pogodził się z tym niespodziewanie szybko. Tak jakby to rozumiał i tak jakby było to naturalne. Od tamtego dnia minęło dużo czasu i dużo się zmieniło.

A ja dziś wciąż czekam, szukam i nasłuchuję. Gdyby mgła zjawiła się w którymś domu, gdyby mgła zapukała do któryś drzwi, gdyby mgła gdzieś przemówiła – muszę tam być, odnaleźć ją. Bo gdy zdradzi swój sekret – usłyszę głos Dziadka, złapię ją i zawlokę na pola za nasz dom, gdzie chwasty i zioła, gdzie być powinna.

Michał Erazmus
Odpowiedz
#2
dla mnie arcydzieło! ale o tym już pisałem na innym portalu...
Odpowiedz
#3
To jest naprawdę piękne Wink I nie powiem nic więcej, zbyt wiele rzeczy ostatnio mną wstrząsa.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#4
A dziękuję bardzo Wink Bart, ten tekst dość znacznie się różni od tego na opo.pl, jest - powiedzmy - ztiuningowany...
Odpowiedz
#5
gratulacje, Autorze!!!!!!!!

bzdyk
Odpowiedz
#6
Ano bzdyk ;]]
Odpowiedz
#7
Świetny tekst, chociaż tematyka utworu nie dla mnie. Za to doceniam warsztat, pomysłowość i przede wszystkim talent Autora. Gratulacje!


Pozdrawiam.
Odpowiedz
#8
Zdarza się. Bardzo miłe to słowa. Dziękuję pięknie i również pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości