Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gderanie niezadowolonego
#1
Słowem wyjaśnienia - tekst jest z gazety "Teatralnik", przy której pracowałem w ramach Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu. Sama tematyka, którą w nim poruszam, może uchodzić za uniwersalną, tym samym postanowiłem to tutaj opublikować.


Gderanie niezadowolonego

Tegoroczne spektakle zaprezentowane na Festiwalu uzmysłowiły mi jedną, dawno skrywaną przeze mnie rzecz - mianowicie przekonanie, że dzisiejszą scenę dramatu cechuje niewysłowiona wręcz sztuczność. Otóż to - sztuczność gry aktorskiej, która to gra w większości przypadków wydaje się taka sama. Domyślam się, iż właśnie głoszę herezję dotąd niespotykaną, aczkolwiek skłaniam się ku temu przekonaniu. Oczywiście nie jest to arbitralne widzimisię, a sąd o tyleż trafny, bo oparty na kilkunastu obserwacjach.

O cóż mi właściwie chodzi? Ilekroć wybiorę się na jakiś spektakl, będący dramatem rzecz jasna, tylekroć mam niemiłe wrażenie, że większość ról (kobiecych czy męskich) reprezentuje jeden schemat gry. Abstrahuję tutaj od technicznych aspektów rzemiosła aktorskiego - bowiem znaczna większość aktorów, których miałem przyjemność widzieć na scenie, prezentowała je nienagannie. Niemniej jednak to rażenie pozostaje.

Wielka reforma teatru przyniosła znaczne zmiany w podejściu aktora do postaci. Wystarczy wspomnieć chociażby Stanisławskiego. Odkąd pamiętam, żywiłem przekonanie, iż aktor powinien jak najlepiej wczuć się w odgrywaną przez niego rolę, aby postać, którą widzimy na scenie, do złudzenia przypominała realnego człowieka. Owszem, wciąż powinniśmy mieć świadomość, że jest to wyłącznie wykreowana postać, za którą stoi aktor. Skądinąd warto zauważyć, że widz przychodzi do teatru po to, by zobaczyć sztukę, nie zaś grupkę dobrze wyszkolonych aktorów, recytujących kwestię ze scenariusza.

Myślę, że to jest kluczem do problemu, który zauważam. Na scenie zawsze widzę jedynie kilkoro ludzi - głośno mówiących, śmiałych, ekspresyjnych. Nie widzę natomiast samych postaci, z którymi mógłbym się identyfikować formą zachowania. Któż bowiem na co dzień, wyraźnie i bez zająknięcia artykułuje swoje myśli? Zdaję sobie sprawę, że wymóg ten spowodowany jest koniecznością stworzenia niezawodnego odbioru tekstu przez widza, niemniej stwarza się przy tym sztuczność, a często nawet antymimetyczność. Postaci są przerysowane - emocje zbyt wyraziste, charaktery przewidywalne - słowem nic, co mogłoby naśladować rzeczywistość, a to przecież podczas Festiwalu jest najistotniejsze.

Nie łudzę się, iż obecny stan rzeczy się zmieni, a teatr przykuje, w końcu, moją uwagę. Z drugiej strony mam świadomość tego, że to co powiedziałem, jest tylko moim punktem widzenia, gderaniem niezadowolonego, którego zdania nie muszą podzielać inni. Aczkolwiek warto się zastanowić i zadać sobie pytanie: co jest ważniejsze i milsze dla oka: idealna forma, przyćmiewająca jednakże treść czy interesująca treść zaprezentowana w nieschematycznej, niedoskonałej - ale tym samym bliższej rzeczywistości formie?
Odpowiedz
#2
No to sobie pogderamy Wink

Szczerze? Trafił do mnie Twój tekst, Diogenesie. Wolę nieschematyczną formę, bliższą rzeczywistości - mojej rzeczywistości.

Pozdrawiam,
Sol
Jestem użytkownikiem Forum Literackiego. Interpretuję, jak czuję. Proszę o rzeczową i konstruktywną krytykę.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości