Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Film
#1
Coś mnie wzięło, naszło, tchnęło.
Temat być może jest oklepany, ale na pewno nie w literaturze. Szczególnie w tej amatorskiej(na blogi nastolatków nie patrzyłem - miejcie litość). Postanowiłem więc spróbować sił w "sprawdzonym" motywie filmowym/growym. Nadmienię też, że jestem za klasycznym wydaniem grozy i sporo zwlekałem, żeby zacząć zabawy w tym kierunku.
Zapraszam
Prolog i fragment rozdziału I:



"Film"
















"(Zbliża się koniec) Więc biegnij, nie przestawaj biegnąć
(Zbliża się koniec) Nie ma czasu by nas ocalić
(Zbliża się koniec) Tak, staliśmy się wrogami
(Zbliża się koniec) Twój świat płonie
Zbliża się koniec"
Sevendust, The End is Coming








Prolog









WWWRudy wreszcie wracał do domu. Skręcił w dobrze mu znaną, nagrzaną światłem słonecznym, drogę numer 142 i pogwizdywał melodię z serialu, który zwykł oglądać będąc dzieciakiem.
Sporo czasu minęło odkąd nosił żółtą czapkę, symbol herszta bandy osiedlowych wyrostków. Aż dwanaście lat.
Wszyscy kumple pozakładali już własne rodziny. Większość pracowała w okolicznych kamieniołomach, a jednemu udało się nawet utrzymać na studiach. Podobno szczycił się jakimś tytułem na jednej z suto zakrapianych imprez, zupełnie jakby papier świadczył o jego wartości. Rudy pamiętał, że ten "studenciak" parę wiosen temu szukał dobrego lekarza, który wyskrobałby jego byłą. Dzieciak pogrzebany to i studiów się zachciało; Mężczyzna splunął przez ramię.
WWW Gdy po tak długim czasie zajechał do bazy swoim kilkutonowym władcą szos, postanowił, że na stare śmieci wróci piechotą. Jako zawodowy kierowca lubił od czasu do czasu rozprostować kości i pokonać kilka kilometrów leniwym spacerem.

WWW Po czterdziestu minutach marszu ujrzał przed sobą postać. Z racji dystansu widział tylko zarys sylwetki i ciepłe barwy ubrań. Po chwili wiedział już, że to szczupła dziewczyna w zielonej bluzce, gasząca trampkiem niedopałek papierosa. Nie wyglądała na miejscową, choć Rudy nie sądził, że jest ona jedną z tych wystrojonych, ględzących i nader cnotliwych miejskich panienek. Z taką miał kiedyś wątpliwą przyjemność. Oj tak, ta mała zdzira dobrze zapadła mu w pamięć! W niemal dwumiesięcznym związku czuł się jak chłopiec na posyłki. Albo lepiej, jak dżin spełniający życzenia! Uśmiechnął się obleśnie wspominając moment, gdy wreszcie Kasia pozwoliła mu towarzyszyć sobie w łóżku. Do dziś pamiętał wszechobecną woń drogiego balsamu do ciała i pieprzyk nad jej lewym biodrem.

- Przepraszam pana, ja...
WWW Rudy spojrzał na dziewczynę z zaciekawieniem. Miała ładną twarz z burzą bezładnie rozwianych, ognistych włosów. Fragment głowy tuż nad lewym uchem był wygolony zupełnie do zera. Jej cerę zdobiły piegi i coś, co Rudemu przypominało wyglądem cekiny. Górną część małżowiny przebijał pręcik ze stali chirurgicznej z obu stron zakończony kulkami; zapewne rodzaj industrialnego piercingu. W okolicy płatka usznego miała jeszcze dwa małe kolczyki.
- Gdzie prowadzi ta droga?
WWW To pytanie wydało mu się dziwne. W końcu do zmroku pozostały tylko dwie godziny i przecież nikt, kto ma choć odrobinę zdrowego rozsądku, nie zapuszczałby się ot tak na samotny spacer, bez znajomości terenu na wylot. Tutaj ujrzenie trzech przejeżdżających szosą samochodów w ciągu godziny to wręcz rewelacyjny wynik, a do rozwidlenia był jeszcze kawałek drogi.
Całkiem spory kawałek.
- Do Gorbiczowa.
WWW Z początku chciał przerwać rozmowę w tym momencie, ale uświadomił sobie, że stęsknił się za obecnością drugiego człowieka. Krótkie rozmowy przez CB-radio i telefony od zatroskanej matki, która po małej sprzeczce o błahostkę przestała się odzywać, to prawie wszystko, co było jego "życiem towarzyskim" przez ostatnie pół roku Czasem dochodziły jeszcze krótkie wymiany zdań ze znudzonymi ekspedientkami na stacjach benzynowych i czytanie rubryki "towarzyskie" w codziennej gazecie. Na parę anonsów odpowiedział, ale zupełnie nic z tego nie wyszło... Jego sprzęt pokładowy uległ awarii i przez dwa tygodnie działał mu jedynie odtwarzacz płyt, który zacinał się na jedenastym numerze zajechanego już krążka Sevenfoldów. Co prawda planował zgłosić usterki w Bazie, ale nie zastał dziś nikogo, a jego konto telefoniczne Operator zablokował kilka dni temu. Z Niemieckiej karty też nie dało się zadzwonić i stwierdził, że poinformuje Siwego wieczorem, jak tylko wróci do matki i zje z nią porządną jajecznicę na bekonie...
Mężczyzna zdał sobie sprawę, że dziewczyna w dziurawych trampkach była pierwszą osobą, z którą rozmawiał od dłuższego czasu.
- To tam idziesz?
- W zasadzie to... Tak, to znaczy prawie tam - powiedziała niepewnie. - Ogólnie w te okolice, chyba...
- Rozumiem. Wiesz, to nie najbezpieczniejszy teren na długi spacer. - Rudy postarał się o przyjazny uśmiech. Wiedział, że w takim stanie jak dziś nie mógł wyglądać na człowieka, którego chciałoby się spotkać w odludnym miejscu, ale miał nadzieję, że ma szansę nadrobić mylącą posturę i zmęczoną facjatę. Przynajmniej trochę.
Dziewczyna stała z rękami założonymi na piersi. Miała na sobie tak krótkie spodenki, że Rudy nie mógł nie rzucić okiem na jej zgrabne, opalone nogi. Westchnął i poczuł przyjazny dreszcz w okolicach podbrzusza.
- Nie mam wyjścia. Ten kretyn, no, to znaczy mój kochany facet zostawił mnie tutaj na pastwę losu. Totalnie samą, wiesz? To nie tak miało wyglądać! Cholera. - uniosła ręce i położyła je sobie na karku. Poszła kilka kroków przed siebie. - Pieprzony kutafon tak po prostu nacisnął pedał gazu, rozumiesz?! Żadnego "żegnaj" albo "pocałuj mnie w dupę". Została mi tylko para spodni, koszulki i nasze piękne, wspólne zdjęcie. Sama nie wiem co tu robię! Ja... Kurwa mać.
Zaczęła płakać. Rudy nie wiedział, co powinien teraz zrobić, a trzeba dodać, że nie należał do typu ludzi, którzy radzą sobie w takich sytuacjach. Tak samo jak nie miał pojęcia co powiedzieć matce po śmierci ojca i nie wyartykułował żadnego słowa, gdy odszedł ich wysłużony kundel, Dukat. Podczas wesela brata zdobył się jedynie na przyjazne klepnięcie Młodego po ramieniu i wręczył mu dwa bilety na mecz siatkarski.
Nagle przypomniał sobie, że w tylnej kieszeni dżinsów ma przecież paczkę chusteczek higienicznych. Sięgnął po nie.
- Dzięki… - wciągnęła powietrze przełykając ślinę.
- Jasne, nie ma sprawy. - Kolejny uśmiech Rudego wpełznął na jego spieczone słońcem usta. Teraz przypominał potulnego olbrzyma a jego ostre rysy twarzy zdawały się wyglądać całkiem przyjaźnie. Nie golił się od długiego czasu więc lekka, zadbana bródka zamieniła się w gęsty, twardy zarost od ciemnych baczków aż po samo jabłko Adama.
- Posłuchaj, może pójdziemy razem? Będzie lepiej jak ktoś rzuci na ciebie okiem.
- Może masz rację...
- Mów mi Radek.
Podał jej wielką dłoń. Kiedy się zbliżyła poczuł przyjemny zapach kwiatowych perfum.
- Izka - powiedziała.
WWW Iza okazała się nader gadatliwa, ale nie w ten nieprzyjemny sposób, który Rudy kojarzył z nadętymi, miejskimi babsztylami. Była dwa lata po uzyskaniu pełnoletniości i najzwyczajniej w świecie postanowiła wynieść się z domu. Nie chciała kontynuować nauki i słuchać niekończących się sugestii odnośnie swojej przyszłości. Zbierało ją na mdłości od widoku miasteczka, w którym każdy znał każdego i w zasadzie wszyscy kończyli podobnie. Rodzice widzieli ją jako uśmiechającą się asystentkę klienta w banku, w którym dyrektorem był znajomy ojca. Kobietę sztywną, ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy i stosem eleganckich, fasonowych garsonek w szafie. W dalszej przyszłości miała znaleźć sobie chłopaka po studiach z perspektywami na długie, jakże cudowne życie. Potem mieszkanie, kota i dobrą podstawówkę dla jeszcze nienarodzonego dziecka. Ona widziała siebie inaczej.
WWWTo dlatego wybrała się z palącym hasz facetem po zawodówce w drogę na podbój jednego z większych miast. Może i miał pożółkłe zęby a w podaniu o prace strzelił aż cztery byki ortograficzne, ale obiecał jej nowe życie. Iza wiedziała co się z tym wiąże: praca, własne pieniądze i decyzje. Nieszczęśliwie po drodze doszło do ostrej kłótni.
Oczywiście z winy tego faceta.
WWWRudy nie myślał zbyt wiele nad tą historią. W zasadzie nie obchodziła go ona wcale. Ale Iza... Można powiedzieć, że cieszył się z ich spotkania.
- Jak daleko jest stąd do Kędzierzyna?
- Sto osiemdziesiąt kilometrów. Tam pewnie wsiądziesz do pociągu?
Dziewczyna kiwnęła głową. Miała ze sobą tylko małą torbę podróżną. Taką zarzucaną na ramię.
- A co z kasą, masz jakieś pieniądze?
- Pewnie na noc w tanim motelu wystarczy - westchnęła głośno. - Gorzej z tym, że nie mam jeszcze żadnej pracy i tak dalej... Koledzy Marcina mieli zapewnić nam nocleg. - rozłożyła bezradnie ręce. - Nocleg co najmniej na tydzień. A teraz to wiesz, trzeba kombinować, bo jak zwykle coś się spieprzyło. Pewnie wrócę do starszych. Sama nie wiem jak by zareagowali...
- W takim razie powinnaś ich uprzedzić. Może zadzwonisz?
WWW Rudy wyobraził sobie rozgniewanych rodziców, którzy może i chodzą teraz po domu w wielkim niepokoju, nie szczędząc obelg i siarczystych przekleństw, ale zapewne rzuciliby się na szyję marnotrawnej córeczki w chwilę po jej nieoczekiwanym powrocie. Polałyby się łzy i wzruszona matka upiekłaby na drugi dzień dorodny jabłecznik dla całej rodziny. Jabłecznik albo coś w ten deseń; Rudy nie cierpiał ciasta, więc skrzywił się na samą myśl.
- Wiesz, od jakiegoś czasu coś dzieje się z moją komórką... Cholera wie co. Nie łapie nawet kreski zasięgu - Iza pokazała swój aparat telefoniczny, jakby to było niezbędne w dalszych tłumaczeniach. - Marcin miał podobnie i pewnie chodzi o jakąś większą awarię sieci. No wiesz, mieliśmy tę samą, bo taniej i w ogóle. A zresztą, dwa lata temu też tak było. No, ale wtedy wszystko trwało paręnaście godzin, a teraz... Nie wiem, co jest grane. Cholera. Dałbyś mi zadzwonić od siebie?
Rudy westchnął.
- Chciałbym, ale nie mam nic na koncie.
- W takim razie… - dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć, ale zdobyła się tylko na lekkie podniesienie kącików ust - Może macie na tym końcu świata dobre gołębie pocztowe?
- Przykro mi. Tylko sowę śnieżną.
Roześmieli się oboje, a Rudy docenił to, że przestała płakać.

WWW Do Gorbiczowa doszli około dwudziestej pierwszej. Miasteczko zdawało się być samotne i pogrążone we śnie. W wszechobecnej, paraliżującej ciszy. Rudego zdziwił brak świateł w oknach bloków mieszkalnych i duszny, ciężki zapach, unoszący się w powietrzu. Nigdzie nie było zwierząt ani ptactwa. Żadnego śladu życia. Zupełnie jakby wchodzili do martwej strefy.
WWWJedynie kilka latarni oświetlało główną ulicę, a ich ostre światło padało na budynki delikatnie obrośnięte mchem; zaniedbane chodniki pokryte kępami trawy i niedopałkami tanich papierosów; rzeczy jak: przerwane słuchawki uniwersalne, opakowanie po tabletkach przeciwbólowych, brudny pluszak i zarysowana płyta, leżały bezpańsko obok przeładowanego śmieciami kosza.
WWWUderzył nogą w puszkę po jednym z tych przereklamowanych, energetyzujących świństw. Z niepokojem zauważył, że wszędzie walają się jakieś śmieci, papiery i inne, ciężkie do identyfikacji przedmioty. Ciągle się o coś potykał i poczuł, że robi mu się niedobrze. Przed sklepem obuwniczym zobaczył rower z charakterystycznym bagażnikiem. Obok leżała duża, napęczniała od bogatej zawartości torba z której wysypało się na bruk wiele kopert. Rudy znał właściciela tego pojazdu i pomyślał, że to bardzo dziwne, żeby listonosz zostawił swojego Rumaka właśnie tutaj.
WWW Dziewczyna potknęła się o coś i padając na chodnik spowodowała donośny łoskot. Rudy obrócił się machinalnie w jej stronę. Nie wiedział, dlaczego spodziewał się innego widoku niż Iza, która właśnie otrzepywała kolana umorusane kurzem. Odetchnął z ulgą, ale wciąż czuł kołatanie własnego serca i nieprzyjemne dreszcze pełznące po napiętym ciele. Usłyszał skowyt, ale nie był pewny czy to wyobraźnia płata mu figla, czy naprawdę ktoś jeszcze tu jest.
WWWWtedy właśnie zaczął się bać.



WWW Prowadził dziewczynę skrótem, ale bez oświetlenia szło mu się jak po omacku. Mimo tego nie zwolnił kroku. Sam nie wiedział, dlaczego wciąż przyspiesza, a ona nie odezwała się słowem; chwilowo było mu to na rękę. W końcu doszli przed żeliwną furtkę jego rodzinnego domu. W zasadzie od dwóch lat była tu tylko matka, ale pamiętał jeszcze czasy, gdy mieszkali w piątkę: on, ojciec, matka i dwóch braci.
WWW W tym domu też nie paliły się światła.
- Strasznie tu cicho. Nie sądzisz, że nie powinniśmy...
Rudy nie odpowiedział. Przeczuwał, że coś jest na rzeczy i w zasadzie to nie było przeczucie. Można powiedzieć, że to pewność. Popatrzył na dziewczynę z przerażeniem. Nie potrafił jednak chwycić jej za przegub i poprowadzić w drugą stronę. Nie potrafił wrócić, skoro zaszli już tak daleko, skoro stali przed tą pieprzoną furtką. Nie był ślepy i widział, że coś się tu stało.
WWWPrawdę mówiąc, kiedyś był jednym z bystrzejszych dzieciaków i zawsze miał nosa do takich rzeczy. Emocje, które aktualnie mu towarzyszyły, były porównywalne do tych, jakich doświadczył patrząc jak jego starszy brat znika z pola widzenia przed ich wystrzyżonym trawnikiem na nowym, wypucowanym motorze. Ojciec i matka uśmiechali się wtedy z dumą, ale Rudy miał wrażenie, że powinien za nim biec. Krzyczeć, zatrzymać go. Cokolwiek.
WWWTeraz czuł się podobnie. Powinni stąd uciekać... Znów czuł to samo. Coś cholernie niepokojącego. I ten nagły ból głowy!
WWW Brata znaleziono w stanie krytycznym i ledwo poskładano jego pogruchotane kości. A teraz? Pewnie matka potrzebuje pomocy. Była jakaś większa awaria elektryczna w mieście i pewnikiem ludzie ewakuowali się gdzieś indziej. A że nikt nie postanowił poinformować o zajściu starszej, oczekującej na powtórne przyjście Chrystusa dewotki, to biedaczka nie wiedziała o niczym i została tu zdana tylko na siebie. Przecież już dawno straciła kontakt z rzeczywistością... Nie potrafił przypomnieć sobie, kiedy ostatnim razem do niego dzwoniła.
- Posłuchaj, nie wiem, co się tutaj stało, ale lepiej będzie dla nas obojga, jak zaczniemy milczeć. Poza tym... - Rudy przełknął ślinę - Poczekaj na mnie tutaj.
Dziewczyna posłusznie pokiwała głową.

WWWW kuchni wytapetowanej złuszczonym już, kwiecistym wzorem, uderzył go potworny smród. Zapach przegniłych kwiatów, rdzy i rozkładającego się mięsa. Rudy pierwszy raz poczuł coś tak intensywnego. Odruchowo dotknął pulsujących żył na skroni. W tym pomieszczeniu nie dało się oddychać!
WWWWymacał dłonią pstryczek do światła i stara, kuchenna jarzeniówka błysnęła skąpą jasnością, omiatając nią przestrzeń od starej lodówki do zabytkowego, drewnianego stołu. To, co ujrzał sprawiło, że jego żołądek nie wytrzymał.
WWWNie wiedział czy widzi poharatane wnętrzności jakiegoś zwierzaka, czy kupę mielonki i poskręcanych bebechów innego pochodzenia. To coś było kleiste, przegniłe i pokryte pleśnią, a wokół roiło się od tłustych robali. Zobaczył też stęchłą pelargonię matki. Jej oczko w głowie; oczywiście poza figurką Matki Boskiej Niepokalanej i dorobkiem wszystkich spośród dwunastu apostołów, którzy pokusili się o to, by coś napisać; Matka chowała te skarby głęboko w piwnicy i przeglądała w każde większe święto.
WWWSzyby drzwi tarasowych były wybite a na posadzce ciągnął się czarny, kleisty ślad.
Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś targał tędy czyjeś zwłoki.
WWWRudy oparł się o ścianę, modląc się, żeby to wszystko było tylko potwornym snem, który zaraz się skończy, a on obudzi się na górnym łóżku we wnętrzu swojego ciągnika.
Wstanie, zejdzie na dół i zrobi sobie porządne śniadanie z...
WWW Wciąż jednak stał we wnętrzu kuchni. Był teraz bliżej tarasu i znajdujących się
wszędzie kawałków potłuczonego szkła. Tutaj znacznie łatwiej się oddychało. Zauważył
coś, na co wcześniej nie zwrócił uwagi: do oparcia schodów prowadzących na piętro ktoś
przymocował duży, drewniany krzyż.
Nie wiedział, co dokładnie skłoniło go do pójścia dalej. Jego rozsądek optował za jak
najszybszą ewakuacją, ale coś pchało go do przodu i Rudy poddał się tej niewidzialnej
sile. Poddał się jej mimo bólu głowy i odpychającego zapachu własnego oddechu;
znowu go zemdliło.
WWW Co się stało z matką? Czy ona...
Sypialnia rodziców, kiedyś skromnie urządzony, przestronny pokój z widokiem
na okolicę, zalegała w mroku. Okna niechlujnie zabite listwami, do których z kolei
przymocowano długie, czerwone firany, przywodziły na myśl upiorną parodię
kościelnych portali. Zobaczył mnóstwo prowizorycznych ołtarzyków i poczuł
charakterystyczny zapach, który od razu skojarzył z cmentarną wonią zniczy i świec,
obecną podczas Święta Zmarłych. Jego pogięte zdjęcie z wojska leżało na jednym z tych
stołów ofiarnych.
WWW Sterta maleńkich, czarnych punktów usiłowała zalać Rudemu obraz rzeczywistości. Z osłabienia wyrwał go jednak silny przypływ adrenaliny i nagły skok pulsu. Usłyszał kroki. Ciężkie, mozolne kroki i wysoki skowyt. Obrócił się w kierunku drzwi prowadzących do jego dawnego pokoju, a wtedy zgarbiona postać ukazała mu się w słabym świetle działającej jeszcze żarówki żyrandola.
WWW Ujrzał zwisające bezwładnie ramiona i nogi wykrzywione w upiornym rozkroku. Na
zbielałych kościach klatki piersiowej widniały jeszcze kawałki zzieleniałego ciała.
Mięśnie twarzy wystawały spod popękanych fałdów skóry; fragmentami widać było
samą czaszkę porośniętą posiwiałymi kępkami włosów. Czarne dziury w oczodołach
zdawały się patrzeć na niego. Usłyszał coś na wzór skrzeku i wiedział, że jest to rodzaj
rozjuszenia, diabelskiego gniewu skierowanego w jego stronę. Mimo deformacji ciała, Rudy poznał matkę po strzępach nocnej koszuli i wielkim, połyskującym medalionie z Chrystusem, który zwykła nosić na piersi.
WWW Nim zdążył się obejrzeć pościel małżeńskiego łoża zdobiły już świeże, szkarłatne plamy. Wyciek krwi z jego lewej piersi Rudy próbował zatamować dłonią; natychmiast
odsunął ją od ciała, a z jego otwartych ust wydobył się okrzyk zdumienia.
WWWNie wiedział co dokładnie kierowało nim, gdy osunął się na posadzkę tak, że kolejne
pchnięcie nożem kuchennym przecięło jedynie powietrze. Impulsem była też próba wyrwania ze skostniałych palców narzędzia, nim padł następny cios. Siła z jaką długie i twarde paznokcie wbiły się w jego skórę sprawiła, że zawył z bólu. Wciąż krwawił z klatki piersiowej. Runął na zgarbioną postać całym, dziewięćdziesięciodwu kilogramowym ciałem i choć nie spodziewał się tak mocnego oporu, zatriumfował. Kontrolował sytuację do momentu, kiedy poczuł jak sztukowane zęby matczynej szczęki zaciskają się na jego napiętym ramieniu.



WWWDziewczyna wbiegła do kuchni zaledwie kilka sekund po usłyszeniu donośnego łupnięcia i krzyku, który zmroził krew w jej żyłach; to był męski głos.
Nie myślała,że wszystko stanie się tak szybko. Właściwie przez te dwa tygodnie ciągłej, szalonej ucieczki nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo realne jest zagrożenie, któremu chciała wyjść naprzeciwko i na spotkanie którego parła bez mrugnięcia okiem, czując, że postępuje jak najbardziej słusznie. Pierwsze wątpliwości przyszły razem z obrzydliwym zapachem rozkładającego się mięsa i widokiem krzyża, który rytmicznie obijał się o oparcie schodów.
WWW Jej pewność siebie malała wraz z każdym kolejnym z zauważonych przez nią szczegółów:kiepska widoczność, dwa niemal zlane w jedność, ruchome kształty i spora odległość celu od progu, przed którym stała.
Lekko zgięła nogi w kolanach, rozkładając równomiernie ciężar ciała. Wstrzymała oddech, podnosząc prawą rękę na wysokość oczu; trzymała w niej 905 gramów załadowanego Glocka 17.
WWW Muszka wycelowana w rejon celu a zaraz potem stopniowe, płynne ściągnięcie języka
spustowego. Lekki odrzut broni zaskoczył dziewczynę równie mocno jak sam fakt
oddania przez nią strzału. W przeciągu niespełna kilkunastu sekund padły jeszcze trzy
kolejne. Wszystkie celne.
WWWWyciek gęstej, śmierdzącej mazi ze zmasakrowanej głowy matki, obryzgał lepkie od
potu czoło Rudego. Mężczyzna zrzucił zdeformowane ciało ze swojego torsu i tłukł w
nie bez opamiętania. Sięgnął po nóż, który jeszcze kilka minut temu przeciął fragment
jego skóry. Trzymając trzon oburącz wbijał stal nierdzewną w okolice pustych oczodołów. Strach przed tym, że nieruchome teraz ciało znów ożyje i zaciśnie skostniałe członki na
jego szyi był większy niż chęć zwymiotowania.
WWWRudy zdał sobie sprawę z tego, że walka już dawno dobiegła końca. Spojrzał na Izę. Nie zauważył na jej twarzy żadnego zaskoczenia. Patrzyła na niego z widoczną ulgą i dziwnym, przerażającym wręcz spokojem. Kiedy kolejny raz pociemniało mu przed oczami, poddał się niewidzialnej sile i ignorując nową falę nudności, padł tuż obok ciała matki.




















Rozdział I

















- Ma pan te pracę. - Uśmiech niskiego mężczyzny wyglądał raczej na wymuszony, niż prawdziwy. - Zresztą, ludzi z takim życiorysem należy doceniać i w naszej firmie dokładnie to robimy!
Nie przestawał się uśmiechać. Miał rybie oczy i pociągłą twarz. Tomaszowi przypominał trochę wuefistę z jego podstawówki; pamiętał, że cholernie bał się tego człowieka i podejrzewał go o najgorsze rzeczy z możliwych. Był niemal pewny, że ten masturbował się w szatni chłopców ukryty w zwykle nieczynnej, zamkniętej kluczykiem kabinie znanej jako "składzik na środki czystości".
- No, młody człowieku, pora by coś powiedzieć. Może jakiś okrzyk radości? - Mężczyzna puścił do niego oko i podał plik papierów, który trzymał między grubymi palcami dłoni.
- Co to jest? - Tomasz nie chciał zdradzać podenerwowania i niepewności, ale nigdy nie był dobry w graniu typowego pokerzysty.
- Zaczynasz od zaraz, więc to jest właśnie twoja robota - odparł tamten. Tym razem sucho i rzeczowo.
Tomasz poczuł na sobie parę rybich oczu, które świdrowały go na wskroś, więc lekko drżącymi dłońmi zaczął przeglądać ogólny zarys nowego projektu. Nie odpowiadał za żadną istotną część. Prawdę mówiąc przydzielili go do najgorszej roboty: beta testów, odbugowywania i całej reszty. Zabawa na długie, samotne noce.
Westchnął.
- Trochę zapału, zarobki nie są małe, a czasu mamy niewiele. To naprawdę PRZEŁOMOWA rzecz.
- Jeśli mógłbym mieć pytanie...

WWW Mężczyzna rozprostował się w miękkim fotelu.
- Pytaj proszę, nie ma się kogo bać. - Ostatnie słowa wymówił w jakiś dziwny sposób.
- Z tego, co tu widzę - Tomasz pokazał jedną z kartek zapisanych głównie pseudo-kodowym bełkotem - to działacie na jakiejś aplikacji pisanej pod generator fal akustycznych.
Były wuefista lub jego duplikat zmarszczył ciemne brwi.
- Nigdy nie miałem z czymś takim styczności. To znaczy, to oczywiście mnie nie przerasta i ogólnie jestem zainteresowany... Ale czy mógłbym dostać wgląd do większej części projektu? Chciałbym...
- Skup się na swojej części i to nam wystarczy. Nie dostaniesz zbyt wiele czasu, więc będzie dobrze jak zabierzesz się do pracy już teraz. Musisz się z tym uwinąć w ciągu dwóch dni. Jakieś pytania?
Choć Tomasz miał ich o wiele więcej niżby sobie tego życzył w takiej sytuacji, postanowił, że lepiej będzie jak po prostu poszuka swojego stanowiska. Ten facet właśnie przestał się uśmiechać, a on jako "nowy" w firmie nie chciał pogarszać swojej sytuacji.
- Aha. Jeszcze coś.
Tomasz odwrócił się zaciekawiony.
- Dostaniesz darmowy bilet do kina. Zupełnie na koszt firmy.
Uśmiech tego człowieka przyprawiał go o dreszcze.

WWWKlitka Tomasza znajdowała się właściwie w piwnicy wielkiego, przeszklonego gmachu. Pierwszy raz odkąd pamiętał, zjeżdżał windą na sam dół tak dużego budynku. Gdy wreszcie na diodowym wyświetlaczu zamigotała cyfra "-1", jego oczom ukazał się wyjątkowo mizerny widok. W korytarzu prowadzącym do zagospodarowanych pomieszczeń nie pokuszono się nawet o pomalowanie ścian i wyłożenie czymś popękanej posadzki. Tomasz stwierdził, że niepotrzebnie ubrał się w najlepszy garnitur, skoro przydzielili go do takiego miejsca.
WWW Wreszcie znalazł stanowisko numer 4. Miał stąd widok na wyjątkowo smętnego pracownika w za dużym swetrze, wyglądającym na wydziergany przez kochającą mamusię w zeszłe święta. W jego brodę wplątało się coś, co przypominało okruchy po czekoladowym waflu. Tomasz widział też zabite deskami okno; prawdopodobnie to na wypadek mrozów w zimie. Tuż pod nim zawieszono kalendarz z portretem piersiastej kobiety w czapce bejsbolówce.
WWWDo dyspozycji przydzielono mu biurko, zieloną lampkę z entuzjastyczną nalepką "I love my job", krzesełko obrotowe i naturalnie komputer stacjonarny z całkiem niezłym procesorem i zadziwiająco dużą ilością wgranego softu. Jaka szkoda, że nie będzie mógł się tym wszystkim pobawić...
Przed jego oczami pojawiło się w końcu jednolite, smętne okienko IDE a Tomasz pogrążył się w swojej pracy przy cichym akompaniamencie trajkotania maszyn.

WWW Obudziła go irytująca melodyjka, którą kilka miesięcy temu ustawił sobie na alarm w nowoczesnym aparacie telefonicznym z ekranem pojemnościowym. Wyrwany ze snu początkowo miał trudności z trafieniem palcem w suwak "ODBLOKUJ". Odruchowo rozejrzał się po pomieszczeniu i utkwił wzrok w chrapiącym współpracowniku. Ekran jego monitora wyświetlał właśnie stado dryfujących pikseli.
WWWTomasz powiódł ręką na biurko i uniósł plastikowy kubek, mając nadzieję na kilka łyków mocnej kawy. Z niepokojem zauważył że już piątek - ostatni dzień pracy przy nowym projekcie. Wiedział, że nie zrobił nawet połowy z tego, co zostało mu zlecone...
WWW Gdy tylko wybiła dziewiętnasta, Tomasz wyprostował się na krześle i postanowił wrócić do domu. Doprawdy, musiał teraz okropnie wyglądać! Czuł się podobnie jak wtedy, gdy wyjechał do Anglii w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Znalazł jedynie dwa etaty: jeden na zmywaku w restauracji w stylu MC'donaldsa, drugi jako "pokojówek" w hotelu czterogwiazdkowym. Czas na sen praktycznie nie istniał. Pojawiły się podkrążone oczy, cera pobladła i tylko zwiotczałe mięśnie zmuszone do wysiłku fizycznego wypadały korzystniej niż przedtem. Tomasz nie zarobił zbyt wiele w stosunku do rozdmuchanych męką oczekiwań. Roztrwonił dolary pijąc kolejne kolejki w towarzystwie szemranych, angielskich imprezowiczów. Bezprzedmiotowe rozmowy nie były jego celem i jako intelektualista czuł się tam jak matematyk w szałasie pełnym mongołów; kompletnie nie wiedział co z nimi robić.
Prawdę mówiąc żywił nadzieję, że przestanie być prawiczkiem... Niestety, kobiece towarzystwo zauważyło w nim jedynie "zabawnego frajera stawiającego drinki". W ich oczach nie nadawał się na amanta do namiętnego, egzotycznego romansu.
WWWNa piętrze nie napotkał wielu ludzi. Szybko odmeldował się w recepcji i zabrał rzeczy osobiste uprzednio zostawione w schowku. Filigranowa blondynka z kartonową plakietką pytającą: "W czym mogę służyć?", z uśmiechem wręczyła mu białą kopertę oznakowaną logiem "J&B Company" życząc miłej, spokojnej nocy. Tomasz podziękował niewyraźnym mruknięciem. Wychodząc rzucił jej jeszcze jedno, przelotne spojrzenie; Marzył o takiej kobiecie, a mógł pozwolić sobie jedynie na oglądanie jej przez prostokątną szybkę.
WWW W moment po przekręceniu zamka i otwarciu przez Tomasza drzwi frontowych, mężczyzna poczuł puch ocierający się o jego nogi i buty od garnituru. To był Pan Jabłecznik - wielki, czteroletni kot z naprawdę miłym usposobnieniem. A przynajmniej w momentach, gdy wiedział, że jego właściciel zaraz otworzy drzwi lodówki i wyjmie z niej ulubiony tuńczyk w sosie własnym. Zawartość nieco śmierdzącej , błękitnej puszki chlusnęła na płytki talerzyk. Po chwili jedzenia czworonożny przyjaciel Tomasza zaczął murczeć głęboko i donośnie, podczas gdy pan gładził lśniące, kocie futro. Obaj przysnęli na kuchennym krześle.
WWWSobotni poranek przywitał go ostrym słońcem, atakującym brudne szyby okien. Tomasz przeklnął i czym prędzej zrzucił z wychudzonego, praktycznie pozbawionego owłosienia ciała swoje najlepsze ubrania. W samych slipach pokierował się w stronę łazienki i już po chwili poczuł odżywiającą moc zimnych strug wody. Dokładnie przemył wysuszoną cerę twarzy. Wyszorował też długie, rzadkie włosy. Gdy zobaczył się w lustrze, powiedział:
- Hej kolego! Chyba mamy się dziś całkiem dobrze, prawda?
Tomasz lubił w samotności to, że mógł dobrze wgłębić się w swoje życie i problemy. Potrafił debatować ze sobą omawiając aktualne sprawy czy troski przez długie godziny. Miał przy tym pewność, że nikt go nie wyśmieje.
Choć znacznie gorszym okazaniem braku szacunku jest wysłuchanie tego, co spędza innym sen z powiek, a potem skupienie się na własnym bólu - na ten przykład małego palca u stopy. A potem przeżywanie tego "palca" po stokroć bardziej niż czyjejś nieuleczalnej choroby, czy wypadku. Tomasz wiedział, że tacy są właśnie ludzie i właśnie dlatego trzymał ich na odpowiedni dystans.
WWWZjadł sphagetti z sosem z proszku, popijając posiłek zimną colą i przeglądając świeży egzemplarz prasy technicznej. W tym numerze nie było niczego ciekawego, poza wzmianką o nowym dodatku do serii Prastarego Zwoju; Jeżeli istniał jakiś lepszy sposób na spędzenie południa niż eksplorowanie malowniczych, skutych lodem krain na pięknym wierzchowcu - Tomasz go nie znał. Z tego powodu po raz kolejny wcielił się w muskularnego półorka, siekącego oponentów półtoraręcznym mieczem. Tak minął mu czas do piętnastej, bo wtedy właśnie przypomniał sobie o białej kopercie pozostawionej samotnie na skraju kuchennego stołu...

- Rząd czwarty, miejsce numer siedem - przeczytał na głos.
WWWPrzez chwilę lustrował wzrokiem mały kartonik i próbował przypomnieć sobie kiedy ostatnim razem wybrał się do kina. Na myśl przyszły mu tylko dwa nieudane wypady, które właściwie miały postać pseudo-randek. Poza tymi incydentami seanse filmowe wolał odbywać w swoich własnych, bezpiecznych czterech ścianach.
WWW A może pojawią się tam ludzie z firmy? W końcu oficjalnie pracował dopiero dwa dni a to za mało czasu by zawrzeć nowe, obiecujące znajomości. Co jeżeli to czas, w którym wreszcie zapozna kogos, kogo potem będzie nazywał przyjacielem? Pan Jabłecznik otarł się o jego gołe łydki i zamruczał cicho.
- Dość już grubasie. Nie można ciągle jeść.
Kot zignorował słowa Tomasza i wciąż kluczył z dumnie wyprężonym ogonem między nogami właściciela. Mężczyzna schylił się by zmierzwić jego miękkie futro.
WWW A ta recepcjonistka? Co jeśli jej też dali bilet? Może... Nie, nie. To przecież niemożliwe... Psia kość, przecież nie można żyć w ciągłym przekonaniu, że nic się nie uda! A właśnie, że się uda. Ubierze czyste dżinsy, jedną ze schludniejszych koszul i wypryska na siebie resztkę perfum. Potem ją znajdzie , poderwie dwoma torbami z popcornem i spędzą razem miły, kulturalny wieczór. Następnie....
WWWNiskie tony partii basowej z "The Rescue" wybrzmiały z głośnika aparatu Sony na takim poziomie natężenia, że powstała w ten sposób dystorsja prawie całkowicie zakłóciła resztę melodii. Mężczyzna spojrzał na ekran swojej komórki ze zdziwieniem. "Numer nieznany" - odczytał.
- Tomasz Hołoszowski. Słucham?
Z słuchawki wydobył się nieprzyjemny pisk. Mężczyzna odsunął ją od ucha i jednym dotknięciem ekranu przełączył profil audio na "głośno-mówiący".
- Siemka stary. Cholera, jaki z ciebie ważniak! Aż myślałem, że połączyło mnie z samym prezesem, he he.
Tomasz usiłował skojarzyć z kimkolwiek mu znanym przyjemną barwę głosu. Stwierdził też, że ten śmiech brzmi wyjątkowo głupio.
- Eee taak.
- Co robisz dziś wieczorem?
"Nic takiego. Spędze jedynie upojną noc z piękną kobietą." - pomyślał.
- Ja... Kino. Idę do kina.
- Daj spokój, to pewnie jakiś beznadziejny film. Chłopie, mam coś znacznie lepszego!
- Jasne. A ten. Przypomnij mi proszę, jak ci na imię?
- Na boga, że też pytasz o takie rzeczy... Zasadniczo to Tobiasz, ale jeżeli już się przedstawiałem to pewnie jako Teflon. Taka tam ksywa. Fajna, nie? Dobra. To jak będzie?
I wtedy Tomasz skojarzył usłyszane imię z umorusaną waflem brodą i zbyt dużym, żółtym swetrem. To przecież ten dziwak, który zajmował biurko naprzeciwko niego!
- Słuchaj Teflon. To miłe, że do mnie dzwonisz i w ogóle. Chociaż czekaj... Skąd ty właściwie masz mój numer?
Nawrót głupiego śmiechu. Zupełnie jakby zażynali dorodne prosię.
- A jak myślisz kto tak naprawdę rządzi tym wszystkim, co?
Tomasz westchnął znacząco.
- Tak, tak. Ważniaczki może i zajmują wygodne foteliki, ale to JA wiem kto jest kim, kto jest z kim i kto komu płaci za bycie kimś. Stary, wyszukałem cię w bazie zanim jeszcze zacząłeś pracę! Zajebista ta twoja fotka z dowodu, he he.
Mężczyzna poczuł jak wzbiera w nim złość.
- Jakim prawem...
- Daj spokój amigo. Powiedziałem ci właśnie, że mam dla ciebie coś naprawdę dobrego!
WWW Tomasz odrzucił od siebie myśl o stawianiu dalszego oporu rozmówcy. Prawdę mówiąc to co on sobie myślał? Że tak po prostu, po tylu latach bycia klasycznym outsiderem, wejdzie w normalne towarzystwo jednym biletem do kina? Że tak łatwo znajdzie tam tę damulkę? Że ją poderwie? Cokolwiek podrzuciło mu takie pomysły, teraz brutalnie kazało zejść na ziemię.
- Co dla mnie masz Teflon?
Znowu śmiech.
- A co brzmi lepiej niż wieczór z Jessy Jane, Sashą Grey i Jenną Jameson?
- Ale... Czy ty właśnie zaprosiłeś mnie na oglądanie pornoli?
- Bardzo brzydko to nazwałeś! Kolego - Teflon udał poirytowanego - to przecież idylliczne obrazki trzech, bajecznych mleczarni i pięknych, pełnych usteczek które...
WWWTomasz cofnął się pamięcią do lat podstawówki. Wtedy miał jeszcze jakichś kolegów. Nie bez powodu przypomniał sobie o tym teraz - to byli ludzie podobni Tobiaszowi. Mocni w słowach, ale jeśli szło o czyny... Cóż, w tej dziedzinie istniało jedynie rozległe pasmo mniejszych i większych kompromitacji. To właśnie "koledzy" namówili go na wypróżnienie się na róże starszej, sympatycznej sąsiadki. To z ich winy zaśpiewał sprośną balladkę pod oknem dziewczyny, o której kiedyś często fantazjował. Przez nich miał też sporo uwag w dzienniczku szkolnym za sprawy, w których nie tylko nie brał udziału, ale nawet nie wiedział o samym fakcie ich istnienia.
- Starczy tego.
- Dobra, jak sobie chcesz. Albo nie, wiesz co jeszcze?
- Ehh, no dawaj.
- Gość programu to sam Johnnie Walker! Lubisz szkocką, kolego?
W jednej chwili Tomasz zmienił zdanie o Tobiaszu. W zasadzie to męski wieczór nie musiał być takim złym pomysłem... Może i nie zdobędzie dzisiaj serca recepcjonistki, ale wiedział, że próbując to zrobić naraziłby się jedynie na zniszczenie sobie wieczoru. Tego i kilku następnych. A ten szalony koleś z pracy? Cóż, warto w końcu się z kimś zkumplować, choćby po to, żeby nie pić z lustrem.
- Dobra Teflon. Wchodzę w to.
WWychodząc Tomasz upewnił się, że miska Pana Jabłecznika nie świeci pustkami. Na odchodne pogładził dorodnego kota po wyprężonym grzbiecie.
Prawdziwy siewca strachu boi się tylko popaść w banał.
Odpowiedz
#2
Tekst dosyć długawy i początkowo wszelkie zgrzyty czy niejasności były minimalne, toteż szybko zdecydowałem, że nie będzie łapanki, zwłaszcza, że poziom tekstu nie jest zły, czyta się w miarę płynnie, w miarę zrozumiale, z rzadka tylko coś z tych dwojga podupada. Skupię się w komentarzu na charakterze horroru opowiadania.
Od momentu potykającej się dziewczyny chyba możemy mówić o zaczątkach grozy;] Na razie lichej, ale to akurat nie problem.

Uwaga narratora…
Cytat:Nie wiedział, dlaczego spodziewał się innego widoku niż Iza, która właśnie otrzepywała kolana umorusane kurzem.
…jest nawet ciekawa. Z kolei następna…
Cytat:Odetchnął z ulgą, ale wciąż czuł kołatanie własnego serca i nieprzyjemne dreszcze pełznące po napiętym ciele.
…śmieszy. Rudy, chyba (bo nie wiem tego na pewno, jakoś z tekstu nie spamiętałem wiele o jego opisie) wielki zdrowy chłop, nader przesadnie reaguje. Już mu przypisałeś sporo widocznych oznak popadnięcia w głębokie przerażenie (dalej już może być jakaś hiperwentylacja i pomylenie). A przecież dopiero się coś zaczyna. Stonuj trochę, zalecam. Przecież nic się raptem nie stało. Ja pojmuje, że on na poziomie podskórnym, intuicyjnym jakimś nagle wyczuwa zło, zagrożenie. Ale jednak ja bym albo go nieco uspokoił, albo trochę się rozpisał, jak to ze sobą walczy i jak się dziwi tym, jakże łatwo go wystraszyć (bo to aż się prosi), a przecie lata minęły odkąd przestał się bać ciemności – przykładowo no;] zwłaszcza, że na pewno nie o ciemność chodzi.
Poza tym niepotrzebne pogrubione (tylko IMO).

Cytat:Ojciec i matka uśmiechali się wtedy z dumą, ale Rudy miał wrażenie, że powinien za nim biec. Krzyczeć, zatrzymać go. Cokolwiek.
WWWTeraz czuł się podobnie. Powinni stąd uciekać... Znów czuł to samo. Coś cholernie niepokojącego. I ten nagły ból głowy!
Kawałki tego typu (choć są to naiwne kawałki, ale ten powyżej jest akurat napisany dość dobrze, przekonująco) odrobinę pomagają tekstowi i tej dziwnej sytuacji, gdzie coś ma być nie tak, ale ma to być niejasne jak najdłużej. Nie ratuje to jednak na długo. Szybko znowu robi się niedorzecznie i śmiesznie. Co to było np. z tą awarią? Strasznie niepoważne. „ludzie ewakuowali się gdzieś indziej”?? Kurczę, no. Koper;] Co to jest?
Cytat:- Posłuchaj, nie wiem, co się tutaj stało, ale lepiej będzie dla nas obojga, jak zaczniemy milczeć. Poza tym... - Rudy przełknął ślinę - Poczekaj na mnie tutaj.
Rany, jakie głupie. W CZYM zawierało się to, co popychało myśli Rudego w tak szaleńcze tory? On gotów tam zaraz wykitować, a czytelnikowi może przychodzić do głowy najwyżej wytłumaczenie, że przestraszył się braku świateł w rodzinnym domu – a przecież było późno, tak? Ludzie to stworzenia solarne, nocami, a nawet wieczorami już, śpią. No proszę cię.
Wciąż pamiętam, że Rudy ma po prostu nosa. OK. Ale jest to tak tęga przesada, że tutaj, w tym miejscu wypada to słabo, a w rezultacie śmiesznie – czyli gorzej być dla opowiadania grozy nie może.

Cytat:Odruchowo dotknął pulsujących żył na skroni. W tym pomieszczeniu nie dało się oddychać!
Hehe. No tu się uśmiałem.

Eh, coś wyszczególnię.
Cytat:Nie wiedział czy widzi poharatane wnętrzności jakiegoś zwierzaka, czy kupę mielonki i poskręcanych bebechów innego pochodzenia. To coś było kleiste, przegniłe i pokryte pleśnią, a wokół roiło się od tłustych robali.
Jakie to robale? Dżdżownice, czy skarabeusze? Tak, w domyśle niejako stoi, że jakieś larwy typu dzikuny, ale zarazem nie każdy się domyśli – to raz; a dwa, ważniejsze – opis tyczy tego, co bohater WIDZI, a więc aż prosi się o plastyczność. Tłuste robale za to, a nawet słowo „wokół”, są bardzo ogólne. Z jakiej paki też „kleiste”, przecież jeno na to patrzy? No to jeśli z takiej paki, że do czegoś przyklejone, to lepiej tak to napisz, będzie bardziej obrazowo właśnie. „Pokryte pleśnią” jest np. wystarczająco plastyczne, ok, z kolei „przegniłe” już słabo – to nie jest błąd; raczej chcę unaocznić, że jest nieciekawie, że odbiera się opis z niesmakiem (i nie chodzi o papkę mięsną i robale;]) a ja teraz staram się to udowodnić na konkretnych przykładach, bo zawsze to lepiej przemawia. To pierwsze pogrubione z kolei nie jest nijak uzasadnione, więc wypada durnie. Czemu akurat skojarzenie ze zwierzakiem? Dookreśl. Poza tym masz ‘czy to, czy to’ a jak dla mnie jedno i drugie to praktycznie to samo (tak, chodziło ci z pewnością o podsunięcie czytelnikowi myśli, że mogły to być równie dobrze szczątki ludzkie, ale mi się wydaje, że napisałeś to nietrafnie, nieudanie – a dwa, co gorsza: nadal bez uzasadnień). Więc… puste zdanie.
Scenka poza tym należy do mocniejszych. Trzeba takie coś wykorzystywać. Wcześniej było trochę no.. powiedzmy umownie retardacji , spokoju, a (chociaż można i tym urzec) to jest horror i tu się raczej wyczekuje grozy; takie małe „gore” też się bierze pod uwagę, zatem kiedy się pojawia, trzeba podwoić zapał. Nie mówię, żeby coś na siłę koloryzować i dokładać do pieca – raczej ubrać to w ciekawszą, bardziej celną formę, trochę się bardziej wysilić, i już wystarczy.

Nie podoba mi się „stęchła” w odniesieniu do pelargonii.

Cytat:Szyby drzwi tarasowych były wybite a na posadzce ciągnął się czarny, kleisty ślad.
Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś targał tędy czyjeś zwłoki.
Hehe, ależ subtelne;]
„Zygmunt miał miecz w plecach. Mogłoby się wydawać, że ktoś go dźgnął od tyłu.”;P

Cytat:Poddał się jej mimo bólu głowy i odpychającego zapachu własnego oddechu;
znowu go zemdliło.
Big Grin raczysz żartować!

Cytat:Sterta maleńkich, czarnych punktów usiłowała zalać Rudemu obraz rzeczywistości.
?? że na gały mu takie wypryski wystąpiły? Katastrofalnie napisane. Sterta? Obraz rzeczywistości, eee…

Cytat:Z osłabienia wyrwał go jednak silny przypływ adrenaliny i nagły skok pulsu.
Ajej, ajej… I jak tu wytłumaczyć moje stękanie? Podoba się komuś to zdanie? Nie musi być czarowne, za mąż go nie wydajemy, ale żeby jeszcze nie było takie… nawet nie mam słowa. Nie podoba mi się, aż wyszczególniłem; chyba tylko tyle mogę rzec.
(sam pewnie coś tu na forum swojego zamieszczę i nie szukam wrogów, nie czepiam się na przymus, a jednak nie powstrzymuję się, gdy coś mnie razi; uznaj to więc, proszę, za dobrą monetę. Sygnalizuje, co i gdzie mi nie pasi tylko i WYŁĄCZNIE wtedy, gdy tak jest. Uczciwie – a i tylko na TWÓJ pożytek. Mi to prędzej złego przysporzy)

Opis straszydła chaotyczny i od d strony zaczęty. Ktoś kiedyś radził, by opisywać podle właściwości ludzkiego oka, najpierw kolor, potem kształt, potem szczegóły – mogę coś mieszać, nie mam ściągawki – analogicznie, jeśli już rozbijamy się o szczegóły: człowiek nie bez kozery nie patrzy najpierw na buty;] no, chyba że jakieś jaskrawe. Najpierw mógłbyś podać np., czy to coś jest ubrane czy nie, zanim zaczniesz o klatce piersiowej, poza tym oczodoły zostawiłeś na sam koniec;/.
No i jak, kurczę, „sama czaszka” (gdzie lepiej wpisać: kość, goła kość) może być porośnięta włosami? Nie, to nawet gatunek horror nie tłumaczy, bo i tak pozostaje głupio.

A dalej (do konca tej sceny) to już jest klapa totalna, płacz i zgrzytanie zębów. Tamowanie wycinka krwi; natychmiastowe odsunięcie dłoni; okrzyk z koniecznie OTWARTYCH ust; nie wiedza na temat siły, kierującej bohaterem, by osunął się na podłogę; impuls w jakimś nieznanym mi rozumieniu… Na razie się poddaję, ale z pewnością doczytam, choćby dla zasady. Póki co, gatunkowo jest słabo – reszta też nie powala (w ogóle gramatycznie zdarzają ci się straszne błędy. Np. co to jest?: „Jej pewność siebie malała wraz z każdym kolejnym z zauważonych przez nią szczegółów”), ale nie jest najgorzej (czyta się płynnie), przy czym ja widzę spadek poziomu pod koniec prologu.
Eh, zakończenie rozczarowujące strrrrrrrasznie.
I tak gratuluję, ja nie umiem pisać horrorów, a tobie choć śladowo to wychodzi.
Odpowiedz
#3
Co rozczarowującego do zakończenia - to nie jest zakończenie, to tylko fragment rozdziału więc pod koniec tekstu pojawia się dopiero zalążek fabuły. Jeżeli jednak jesteś jasnowidzem - być może wiesz co by się znalazło w kilku następnych, planowanych rozdziałach Wink
Co do tamowania krwi(co to wg Ciebie jest wycinek krwi?) to chodziło o opis czynności - zaskoczyło go to, że zaczął krawić - ogólnie cała sytuacja. To jest jak najbardziej normalne...
Co do impulsu - w sytuacji zagrożenia nie ma czegoś takiego jak myślenie/planowanie. Nie musimy myśleć, żeby rozpoznawać negatywne emocje(co wyszło w badaniach nad przekazem podprogowym) i jeżeli odsuniesz się od atakującego napastnika to nie będzie to Twój plan/przemyślenie. To JEST implus. Taki zalążek "przetrwalniczy", który każdy człowiek w sobie nosi

"Rudy, chyba (bo nie wiem tego na pewno, jakoś z tekstu nie spamiętałem wiele o jego opisie) wielki zdrowy chłop, nader przesadnie reaguje. " A dlaczego? Ja kołatanie serca i dreszcze odczuwam nawet nie w sytuacji zagrożenia, ale jak na ten przykład zmywam sobie w słuchawkach na uszach naczynia i nagle ktoś mnie tam klepnie. Taka jest reakcja organizmu i trwa to ułamki sekund. Nie mają znaczenia gabaryty i takie tam. A Rudy widzi opustoszałe miasto, brak świateł w oknach i wiele innych, opisanych przeze mnie czynników. Ciekawe czy Ty chodziłbyś w takim miejscu na totalnym luzie. W chwilach kiedy jesteśmy pewni zagrożenia - spodziewamy się go. I na każde "wydaje mi się, że to już" reagujemy emocjonalnie. Taka natura człowieka.

"Co to było np. z tą awarią? Strasznie niepoważne. „ludzie ewakuowali się gdzieś indziej”?? Kurczę, no. Koper;] Co to jest?" Momentami chciałem, żeby tam gdzie normalnie są słowa narratora były tak jakby szybkie przebłyski myśli bohatera. Nie zapisywane standardowo w cudzysłowiu czy innym takim upiększaczu. To był właśnie przekrój jego myśli. I to miało być naiwne "tłumaczenie sobie" tego, że wszystko jest wytłumaczalne na logikę. Że nie ma co oczekiwać zagrożenia. Itd

"Jakie to robale? Dżdżownice, czy skarabeusze?"
A jakie to ma znaczenie?

" raczysz żartować!"
Nie.

"?? że na gały mu takie wypryski wystąpiły? Katastrofalnie napisane. Sterta? Obraz rzeczywistości, eee…"
Mdlałeś kiedyś? Ja kilka razy. Tuż przed zemdleniem zaczernia się pole widzenia. U mnie to były zwykle czarne punkty, które ostatecznie mnożyły się na tyle, że miałem wrażenie "ślepnięcia". Potem otępia się zmysł słuchu a następnie... BUM. Leżysz. Tak to wygląda.

"Opis straszydła chaotyczny i od d strony zaczęty. Ktoś kiedyś radził, by opisywać podle właściwości ludzkiego oka, najpierw kolor, potem kształt, potem szczegóły – mogę coś mieszać, nie mam ściągawki – analogicznie, jeśli już rozbijamy się o szczegóły: człowiek nie bez kozery nie patrzy najpierw na buty;]."
Najpierw opisana jest sylwetka. Poza tym narrator z tego co mi wiadomo jest typu "wszechwiedzący" więc on mówi tylko "Rudy ujrzał" a co ujrzał on sam opisuje. Niekoniecznie rozumiem sens tej uwagi, ale dobra Wink
Prawdziwy siewca strachu boi się tylko popaść w banał.
Odpowiedz
#4
Chodziło o zakończenie zamieszczonego tekstu.

Cytat:Wyciek krwi z jego lewej piersi Rudy próbował zatamować dłonią;
To JA pytam, co to jest wycinek krwi według ciebie, bo według mnie, to jest bzdura jakaś, a już zwłaszcza, gdy się go tamuje.
Niżej za to stoi:
Cytat:natychmiast odsunął ją od ciała, a z jego otwartych ust wydobył się okrzyk zdumienia.
Fatalnie zapisane. To, że ja się domyślam, o co ci chodziło, to jedno, ale jak wyszło – to drugie.

Cytat:Impulsem była też próba wyrwania ze skostniałych palców narzędzia, nim padł następny cios.
Może temu uwierzysz.
http://sjp.pwn.pl/szukaj/impuls
Impuls tu nie pasuje. Ja profesorem nie jestem, ale powyższego jestem całkiem pewien.


Cytat:ludzie ewakuowali się gdzieś indziej
Zarzut miałem do tego, jakże idiotyczne było owo podejrzenie. Z powodu awarii elektrycznej ludzie się ewakuowali;/ mało tego, zrobili mysim cichcem. Wybacz, ale to kretyniczne podejrzenie. Podskok, walenie serca, dreszcze wielkiego chłopa po upadku dziewczyny ja rozumiem, ale to jest śmiesznawe. Być może czepialstwo, ale nie wydaje mi się. Nie szukam na umór powodów do krytyki, bo i tak jest ich nadto.

Cytat:"Jakie to robale? Dżdżownice, czy skarabeusze?"
A jakie to ma znaczenie?
Ano właśnie ma (ale ja już tłumaczyłem czemu, chyba lepiej tego nie wyjaśnię; póki co).

Poddał się jej mimo bólu głowy i odpychającego zapachu własnego oddechu
Big Grin a jednak wyszło jak żart. Ja przepraszam, ale tak jest. Gościu ma w chacie rodziców jakieś robakami oblazłe mięso, ale jego nieświeży oddech i tak bardziej mu doskwieraBig Grin super. A klimat buduje niebywały!

Cytat: Mdlałeś kiedyś? Ja kilka razy. Tuż przed zemdleniem zaczernia się pole widzenia. U mnie to były zwykle czarne punkty, które ostatecznie mnożyły się na tyle, że miałem wrażenie "ślepnięcia". Potem otępia się zmysł słuchu a następnie... BUM. Leżysz. Tak to wygląda.
Czytaj uważniej moje komentarze i wiedz, że nie są po nic.
Wiem, czym miały być kropki, ale słowo „sterta” (tych kropek!) rujnuje całość. Nie starczy siąść i pukać w klawe. Trzeba puknąć w odpowiednie miejsca (tobie wychodzi to dobrze, ale masz chwile, gdzie „źle pukasz”;] kumasz?).

Cytat:Najpierw opisana jest sylwetka. Poza tym narrator z tego co mi wiadomo jest typu "wszechwiedzący" więc on mówi tylko "Rudy ujrzał" a co ujrzał on sam opisuje. Niekoniecznie rozumiem sens tej uwagi, ale dobra
Mało ważne, ale spróbuję krótko:
Nie można wychodzić z usprawiedliwieniem, że „e, to bohater tak spojrzał, ja nic na to nie poradzę” – tu się głównie liczy nie to, co faktycznie ktoś tam zobaczył, tylko to, co CZYTELNIK poprzez oczy czyjeś zobaczy. Warto to uporządkować, a ja śmiem twierdzić, że ty to tutaj raczej niefortunnie uporządkowałeś, ale wolna wola, nic na przymus.
Odpowiedz
#5
Doczytałem. Wychodzi na to, że ukazuje się jeno skrawek fabuły. Nie da się o niej raczej nic powiedzieć, sam rozumiesz.
Co do warsztatu - jest tak samo. Nie tragicznie, ale nie cudownie. Przeciętnie. Byłoby nawet lepiej, gdyby nie błędy, te ewidentne i te bardziej intuicyjne. Styl masz nieskomplikowany i dla oka lekki, ale dobre wrażenie przeplata się ze wspomnianymi właśnie potknięciami, dość licznymi (parę sobie wypisałem, nie będę ich na razie usuwał, tak na wszelki, ale żeby się nad nimi pochylać i dywagować, jak je poprawić, chyba nie ma potrzeby) oraz sporadycznie z dziwactwami w postępującej historyjce. Starasz się przy postaciach, a to już się ceni. Wypadają całkiem spoko, niewiele w nich psujesz, a to już połowa sukcesu. Ja ich często nierozumiem, przez co nawet ciśnie mi się na usta, że bywają sztuczni (a raczej zdziwaczali - nie liczę zdziwaczeń zamierzonych) ale powtarzam - jest całkiem dobrze. Jeśli ktoś mnie spyta, do druku to się nie nadaje, ale JAK NA AMATORA (chyba pierwszy raz stosuję coś takiego) jest spoko. Nigdy nie oceniałem pod kątem tego, że ktoś nie zajmuje się pisaniem zawodowo, ale zrobię raz wyjątek. Może częściej nadarzy mi się okazja do pochwał;]
Czekam na ciąg dalszy!
Odpowiedz
#6
Najpierw, przed kontynuacją, postaram się wziąść do siebie(i do tekstu) Twoje uwagi. Faktycznie jestem hmm niedzielnym prozo-kletą? Nawet nie niedzielnym. Czasem bierze mnie na miniaturę(zwykle raz na parę miesięcy, potem mam "tfurczy okres" przez dłuższy czas i następnie znowu nie ma niczego) i o ile tych już parę popełniłem to opowiadania... To w zasadzie moje pierwsze, które w ogóle gdzieś wrzuciłem. A te inne pisałem w czasach gimnazjum czyli dawnoo. I były beznadziejne Big Grin

Aha co do bohaterów to faktycznie próbuję nadać im jakiś życiorys, emocje, charakter itd Tylko to trudna sprawa jak się okazuje... I pewnie zauważyłeś, że ja i gramatyka to ciężka sprawa.
Tak czy siak mam mobilizację i jak następne wydanie przypadnie Ci do gustu bardziej niż obecne to będę zadowolony.
Tylko trochę czasu upłynie Wink
Prawdziwy siewca strachu boi się tylko popaść w banał.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości